Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Powiedz komuś! Agnieszka Żelewska, Elżbieta Zubrzycka
Ocena 7,3
Powiedz komuś! Agnieszka Żelewska,...

Na półkach:

Wyobraźmy sobie, że mam znów 13 lat. Gdyby ta książka wpadła wtedy w moje ręce - czy mogłaby mi pomóc?

- Mam na mię Laura i mam 13 lat. Mój tata dotyka mnie, tam gdzie nie wolno.
- To nie jest dotyk Lauro.
- Ja czuję dotyk.
- Tacie wolno.

Tak by to wyglądało, te równiutkie 31 lat temu.

Jak długo będziemy unikać niektórych tematów, przemilczać zagrożenia - tak długo część dzieci pozostanie pozbawiona ochrony.

Wyobraźmy sobie, że mam znów 13 lat. Gdyby ta książka wpadła wtedy w moje ręce - czy mogłaby mi pomóc?

- Mam na mię Laura i mam 13 lat. Mój tata dotyka mnie, tam gdzie nie wolno.
- To nie jest dotyk Lauro.
- Ja czuję dotyk.
- Tacie wolno.

Tak by to wyglądało, te równiutkie 31 lat temu.

Jak długo będziemy unikać niektórych tematów, przemilczać zagrożenia - tak długo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka "Niecierpliwe" otrzymana w prezencie od Wydawnictwa NOWE od dawna cierpliwie czekała na mnie na półce.

"Co cię nie zabije to cię wzmocni".
"Munyial. Cierpliwosci dziewczęta".

Sama napisałam książkę z perspektywy ofiary. Powinnam "być twarda". Odporna na takie książki.
A przynajmniej udawać, że jestem. Nie chwalić się słabością. Tego oczekuje się od kobiet - nie tylko w Kamerunie. I nie tylko od kobiet.

A ja bałam się czytać. Wyrzut sumienia ostatecznie przywołał mnie z półki, a wtedy już nie mogłam się od niego oderwać.

"Kobieta musi być posłuszna mężowi".
"Dzieci i ryby nie mają głosu".

"Jeśli mąż się rozgniewa na żonę - to znaczy, że ona go rozgniewała".
"Szanuj ojca swego i matkę swoją".

"Mąż ma prawo bic żonę gdy jest nieposłuszna".
"Rózeczką Duch Święty dzieci bic radzi..."

"Cierpliwosci! Munyial dziewczęta! Znoście wszelkie przykrości. Nagrodą za cierpliwość jest raj".
"...Różdżka do nieba dzieci prowadzi".

Kobiety - bohaterki "Niecierpliwych" nie są pełnoprawnymi ludźmi.
W naszej kulturze pełnoprawnymi ludźmi nie są dzieci.

"Wszystkiemu winne 'bezstresowe' wychowanie".
"Tak się kończy, gdy córki zbyt długo chodzą do szkoły".

"Mężom wolno karać i bic nieposluszne żony. Tylko nie w twarz!"
"Jakie to piękne!" (Papież Franciszek).


Jednak znalazłam jeszcze jedna różnicę.
Nie znam się na religioznawstwie, ani na zwyczajach w Kamerunie, ale "niecierpliwe" bohaterki powieści były bite przez mężczyzn batem po plecach.

Dzieci w kulturze europejskiej i zachodniej są zwyczajowo bite po pośladkach.
Te dzieci mogą być również nastoletnie.
Dotyk nazywany "klapsem" trafia w okolice stricte intymne. I to jest nazywane wychowaniem, "prawem boskim". Jest "wspominane z estymą".

A jeśli jakaś nastolatka ośmieli się poczuć molestowana tym dotykiem - zostaje odesłana by poszła "się leczyć".

Kobiet w Kamerunie nikt nie broni.
Dzieci i nastolatki są w zachodnim świecie bronione - ale na zasadach dorosłych. Same nie mają głosu, "nie są kompetentne".

Ostatnio często słyszymy, że każda religia to zło, ale ja się z tym nie zgadzam.
To nie religia jest niemoralna. To my - ludzie - czesto tacy jesteśmy. Nierzadko zostajemy w to wkręceni - jak Hindi i jak Safira.

A odnośnie kontrowersyjnych tekstów w świętych księgach... Oddaję głos religioznawcom.

Książka "Niecierpliwe" otrzymana w prezencie od Wydawnictwa NOWE od dawna cierpliwie czekała na mnie na półce.

"Co cię nie zabije to cię wzmocni".
"Munyial. Cierpliwosci dziewczęta".

Sama napisałam książkę z perspektywy ofiary. Powinnam "być twarda". Odporna na takie książki.
A przynajmniej udawać, że jestem. Nie chwalić się słabością. Tego oczekuje się od kobiet - nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Richard von Krafft-Ebing jest uważany za twórcę współczesnej patologii seksualnej. To właśnie ten niemiecki seksuolog, w tej właśnie książce po raz pierwszy użył utworzonego przez siebie terminu "masochizm".
Książka - jak dotąd - nie została nigdy wydana w języku polskim, jednak przez Internet bez problemu można ją zamówić, lub nawet przeczytać jej fragmenty.

W tym miejscu chwiałabym się odnieść do mojej własnej książki, gdyż opisałam w niej dokładnie ten sam temat...
A konkretnie do opinii czytelników. Pozytywne niezmiernie mnie cieszą i bardzo mnie zaskoczyły.
Przeczytałam też opinie wyrażające znacznie mniejszy poziom zrozumienia. Jednak wszystkie razem są odzwierciedleniem współczesnego podejścia do kwesti poruszanych przez Autora "Psychopatii Sexualis". Warto je zestawić z jego słowami:


"... Sexual libido may also be induced by stimulation of gluteal region (castigation, whipping).
This fact is important for the proper understanding of certain pathological manifestations. It sometimes happens that in boys the first excitation of the sexual instinct is caused by a spanking, and they are thus incited to masturbation.

This should be remembered by those who have the care of children.
On acount of the dangers to which this form of punishment of children give rise, it would be better if parents, teachers and nurses were to avoid it entirely..."

Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że dziś - 137 lat po publikacji tego dzieła - problem wciąż pozostaje tabu.
Czy to nie jest oczywiste, że każdy człowiek - również dziecko(!) powinien być chroniony przed dotykaniem przemocą intymnych miejsc ciała?
Nie tylko ze względu na oczywistą dla wszystkich przemoc fizyczną, ale dlatego, bo narusza ona seksualność.
I to bez względu na wiek tego dziecka, na to jak dotyk zostanie nazwany, bez względu na intencje sprawcy!

Dziś niestety wciąż pokutuje zwyczaj definiowania krzywdy dziecka przez analizowanie intencji sprawcy.
Natomiast Richarda Krafft-Ebinga nie interesują w tym momencie niczyje intencje, on analizuje odczucia dziecka, naruszenie i naznaczenie jego niewinnej seksualności.

Tu nie jest ważne czy nazwiemy to molestowaniem, ani czy będziemy osądzać dorosłych. Krafft-Ebing ma inny cel - on edukuje, przestrzega by chronić dzieci.

O tym się nie mówi.
Czy możemy odgadnąć liczbę niewinnych ofiar, któremu współwinne jest powszechne milczenie?
Nie sądzę.

Drodzy Seksuolodzy, Edukatorzy Seksualni, Aktywiści i wszyscy, którzy podejmujecie starania, by szerzyć ideę wychowania bez przemocy:
Proszę, powiedzcie, jak to się stało, że przesłanie najwybitniejszego seksuologa stało się wstydliwym tematem szczelnie zamkniętym w kartach jego książki?

Richard von Krafft-Ebing jest uważany za twórcę współczesnej patologii seksualnej. To właśnie ten niemiecki seksuolog, w tej właśnie książce po raz pierwszy użył utworzonego przez siebie terminu "masochizm".
Książka - jak dotąd - nie została nigdy wydana w języku polskim, jednak przez Internet bez problemu można ją zamówić, lub nawet przeczytać jej fragmenty.

W tym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Chrześcijaństwo. Amoralna religia Artur Nowak, Ireneusz Ziemiński
Ocena 6,0
Chrześcijaństw... Artur Nowak, Ireneu...

Na półkach:

Imagine there's no countries
It isn't hard to do
Nothing to kill or die for
And no religion, too
Imagine all the people
Livin' life in peace...

Piękna piosenka, ale to wszystko nie jest takie proste.
Ani tak skrajnie biało-czarne jak widzą to zarówno Autorzy, jak i (nie)czytelnicy.

Naprawdę wierzycie, że gdyby nie było religii; świat stałby się piękny, zapanowalby pokój i miłość?

Że my - ludzie nie wymyślilibyśmy innych sposobów by realizować nasze egoistyczne cele?

Nie jestem katoliczką udającą, że nią nie jestem, możecie to sprawdzić zaglądając do moich opinii o innych książkach.
Odeszłam z Kościoła, kiedy dotarło do mnie, że mnie oszukał i zdradził.
Byłam wtedy wściekła, pełna żalu i go nienawidziłam.

Minęło osiem lat i dziś patrzę z innej perspektywy. Przez okna tramwaju, pięć dni w tygodniu widzę tłum potrzebujących pod kościołem, którzy przyszli bo tam dostaną posiłek.
W dziecięcym szpitalu w Prokocimiu w Krakowie poznałam cudowna siostrę, która niesie wsparcie pacjentom i ich rodzicom.
W szpitalnej kaplicy widziałam rodziców kurczowo ściskających różaniec. Ta religia pomaga im nie oszaleć.
To są bardzo dobre owoce.

O złych owocach, na które sama trafiłam; napisałam i wydałam własną książkę.

Mam wrażenie, że książka "Chrześcijaństwo. Amoralna religia" nie wydaje dobrych owoców. Jeśli chcemy osiągnąć coś dobrego nie powinniśmy nikogo ranić.
A ta książka rodzi ból, żal i czasem - siła rzeczy - agresję. Ludzie tak reagują gdy Jezus, którego kochają jest przedstawiony jako przestępca.

Imagine there's no countries
It isn't hard to do
Nothing to kill or die for
And no religion, too
Imagine all the people
Livin' life in peace...

Piękna piosenka, ale to wszystko nie jest takie proste.
Ani tak skrajnie biało-czarne jak widzą to zarówno Autorzy, jak i (nie)czytelnicy.

Naprawdę wierzycie, że gdyby nie było religii; świat stałby się piękny, zapanowalby pokój i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ja ci wierzę. O zapobieganiu przemocy seksualnej wobec dzieci i adekwatnej reakcji na przypadki wykorzystywania Ewa Kusz, Małgorzata Terlikowska
Ocena 8,0
Ja ci wierzę. ... Ewa Kusz, Małgorzat...

Na półkach:

Po tą publikację sięgnęłam z nadzieją, że żaden sposób wykorzystania seksualnego dzieci nie został w niej przemilczany.
Podczas lektury patrzyłam z perspektywy ofiary, którą byłam trzydzieści lat temu - jako 13-letnia dziewczyn(k)a, której nikt by nie uwierzył; gdyby komuś powiedziała.

Jakie są moje odczucia?
Na samym wstępie Autorki słusznie zaznaczają wagę pierwszej reakcji, z którą styka się osoba skrzywdzona. Na dalszych kartkach podkreślają jak ważna jest rzetelna edukacja seksualna - nie tylko dzieci - ale również dorosłych; rodziców, opiekunów, nauczycieli, pedagogów.
To prawda. W tym polu jest bardzo dużo do zrobienia.

Autorki publikacji definiują czym jest wykorzystanie seksualne dziecka: po pierwsze to każda aktywność seksualna z osobą poniżej 15 roku życia.
Ja miałam 13.

Drugą kwestią jest motyw: sprawca niekoniecznie chce zaspokoić swoje potrzeby seksualne, motorem jako działania może być pragnienie zdobycia władzy lub kontroli nad ofiarą.
Jak było w moim przypadku? Myślę, że obydwa i obydwa były mniej lub bardziej wyparte.

Ale czy to w definicji wykorzystania jest najważniejsze? Czemu koncentrujemy się wciąż na uczuciach, emocjach, motywach sprawcy by definiować krzywdę dziecka?

Kilka stron dalej Autorki bardzo trafnie ujmują problem: "jeśli ktoś twierdzi, że jakieś zachowanie przekroczyło jego granice, to tak właśnie było".

Dla mnie kolejność przetoczonych argumentów ma znaczenie. To dziecko jest tutaj najważniejsze. To jego uczucia, jego krzywda są najistotniejsze.
I - jak możemy przeczytać na dalszych stronach - jeśli znamy nasze dziecko, jeśli mamy z nim pełną zaufania relację, to bez trudu będziemy mogli go zapewnić: "ja ci wierzę".

Dalej poruszona została kwestia odpowiedzialności rodziców. Autorki książki nie wierzą, ze otoczenie dziecka może nie zauważyć wykorzystania, gdy sprawcą jest jeden z domowników.

A jeśli miał alibi? Jeśli udawał, że jego dotyk nie był seksualny? ("Bo przecież wszyscy ojcowie tak robią")?

Dwie trzecie wszystkich przypadków wykorzystania seksualnego dzieci to - jak czytamy - wykorzystania wewnątrzrodzinne.
Autorki chwalą też Fundację Dajemy Dzieciom Siłę za edukowanie, iż dziecko ma prawo mówić "nie". Ma prawo odmawiać rodzicom, np. całowania cioci.

Kibicuję Autorkom. Są Panie tak blisko do omówienia tradycyjnego, przemocowego sposobu dotykania dzieci, który narusza ich intymność.
To jakie dorośli mają wtedy intencje, to już osobna kwestia, ale tu przecież nie chodzi tylko o intencje.

Kiedy uczymy dziewczynkę, że może nie chcieć by wujek ją całował, nie mamy wcale na myśli, ze wujek chce ją molestować. Tu chodzi o coś więcej - o to, że dziecko może nie życzyć sobie takiego kontaktu.

Autorki zdają sobie z tego sprawę: "bardzo istotne jest zwrócenie dziecku uwagi na jego ciało. Trzeba wyraźnie określić, które części ciała powinny być chronione. Możemy ustalić, że to, co zakrywamy na plaży kostiumem kąpielowym, to są te miejsca, których nikt nie ma prawa dotykać bez zgody dziecka". (Oczywiście jedyne sytuacje, gdy może być o tym mowa to wizyta u lekarza, lub czynności higieniczne).

Na marginesie książki piszę ołówkiem: "No, no, wyciągnijcie wnioski, proszę".
Niestety Autorki robią dwa kroki do tyłu i omijają problem, o którym miałam nadzieję przeczytać. Może na kolejnych kartkach się to uda.

Czytam więc dalej wiele niezmiernie ważnych i niezwykle wyraziście przytoczonych informacji: o tym, jak heroicznym wysiłkiem jest nieraz ujawnienie prawdy dla dorosłej już ofiary. Jak trwa latami proces topnienia lodów, które zamroziły głębokie rany.
Później czytam o niesprawiedliwym orzekaniu winy, w zależności od tego, czy ofiara krzyczała.

Ja krzyczałam. Broniłam się z całych sił. Sprawca wiele razy, brutalnie dotykał mnie w miejscach, które okrywa kostium kąpielowy. I tak nikt mi (początkowo) nie uwierzył.
A Wy Autorki? Czy Wy byście mi uwierzyły, że byłam ofiarą seksualnego wykorzystania?

Na kolejnych stronach wracamy do nauki stawiania granic, o profilaktycznym programie Fundacji DDS pt. "Gadki".
Jednak i ten program jeden rodzaj złego dotyku przemilcza. Dlaczego?

Na następnej kartce czytamy pochwałę świadomości i prewencyjnych rozwiązań stosowanych w Stanach Zjednoczonych. Według Autorek Polska znajduje się daleko w tyle... Czyżby?

Gdyby w Ameryce dzieci i młodzież były faktycznie chronione przed wszelką formą przekraczania ich intymnych granic, przed dotykiem miejsc ciała, które okrywa kostium kąpielowy, wtedy profesor Murray Straus nie musiałby zakładać organizacji Nospank.
Wielu amerykańskich działaczy z niebywałym zaangażowaniem nie musiałoby dziś kontynuować jego misji.

W podsumowaniu znajduję ważne przypomnienie: by nigdy nie mówić ofierze, że "nic się nie stało", jeśli jej granica intymności została przekroczona.
Czytam też o możliwych dalekich skutkach wykorzystania, które ciągną się za ofiarą jak cień.
Potwierdzam. Mam prawie 44 lata, ale po lekturze tej książki cała się spięłam, drżą mi ręce. Pora skończyć pisanie tej opinii.

Polecam książkę, a Panie Autorki bardzo proszę o podjęcie rozmowy na temat opisywany przez Murraya Strausa i wielu innych.

Po tą publikację sięgnęłam z nadzieją, że żaden sposób wykorzystania seksualnego dzieci nie został w niej przemilczany.
Podczas lektury patrzyłam z perspektywy ofiary, którą byłam trzydzieści lat temu - jako 13-letnia dziewczyn(k)a, której nikt by nie uwierzył; gdyby komuś powiedziała.

Jakie są moje odczucia?
Na samym wstępie Autorki słusznie zaznaczają wagę pierwszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Instrukcje uderzania w miejsce intymne są tu identyczne jak w "50 twarzach Greya".
Jak można nakłaniać, by robić dziecku to, co jest erotyczną grą dorosłych?
Autor zapomina, że pośladki to miejsce intymne. W dodatku znajdujące się tuż przy narządach płciowych.
Dziś wszyscy uczymy dzieci, że nikt nie ma prawa dotykać ich w miejscach ukrytych pod bielizną.
Pośladki zakrywamy bielizną. Są one też miejscem erogennym.

Napisać, że ta książka jest szkodliwa - to nic nie napisać.

Instrukcje uderzania w miejsce intymne są tu identyczne jak w "50 twarzach Greya".
Jak można nakłaniać, by robić dziecku to, co jest erotyczną grą dorosłych?
Autor zapomina, że pośladki to miejsce intymne. W dodatku znajdujące się tuż przy narządach płciowych.
Dziś wszyscy uczymy dzieci, że nikt nie ma prawa dotykać ich w miejscach ukrytych pod bielizną.
Pośladki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka mnie nie przekonuje, gdyż świat w niej ukazany jawi się jako czarno-biały. Mężczyźni mają dobrze, bo urządzili świat dla siebie. Kobiety mają źle, bo nie pozwolono im współtworzyć świata.
Moim zdaniem prawda tkwi znaczniej głębiej. Patriarchat wyrządza równie wielką krzywdę mężczyznom jak i kobietom.
Pytanie o genezę różowego zabarwienia damskich maszynek do golenia jest dla mnie absurdem.
Ja bym raczej zapytała, dlaczego nie ma różowych książeczek wojskowych?
(To oczywiście ironia).

Ta książka mnie nie przekonuje, gdyż świat w niej ukazany jawi się jako czarno-biały. Mężczyźni mają dobrze, bo urządzili świat dla siebie. Kobiety mają źle, bo nie pozwolono im współtworzyć świata.
Moim zdaniem prawda tkwi znaczniej głębiej. Patriarchat wyrządza równie wielką krzywdę mężczyznom jak i kobietom.
Pytanie o genezę różowego zabarwienia damskich maszynek do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę się dziwiłam, że wyznania Ewy Braun można kupić tak tanio i że publikacja nie była szczególnie nagłośniona.
Chciałam poznać prawdę o dziewczynie i żonie Hitlera, odkąd zobaczyłam jej -zachowany do dziś - letni dom nad morzem.
Pobieżnie przejrzałam książkę i postanowiłam dowiedzieć się czegoś o autorce. Zajrzałam więc na drugą stronę, tą po tytułowej, której nikt nie czyta. I tam trafiłam na informacje napisana maleńkimi literkami, że ta opowieść jest fikcją.
Cóż z tego, że książka zawiera fotografie i zdjęcia autentycznych dokumentów, skoro cała opowieść jest wymyślona.
Czuję się oszukana, bo oficjalna recenzja wydawcy pomija ten fakt milczeniem.

Trochę się dziwiłam, że wyznania Ewy Braun można kupić tak tanio i że publikacja nie była szczególnie nagłośniona.
Chciałam poznać prawdę o dziewczynie i żonie Hitlera, odkąd zobaczyłam jej -zachowany do dziś - letni dom nad morzem.
Pobieżnie przejrzałam książkę i postanowiłam dowiedzieć się czegoś o autorce. Zajrzałam więc na drugą stronę, tą po tytułowej, której nikt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nowe wychowanie seksualne" to cenny poradnik. Jego Autorka w przystępny sposób wyjaśnia, że seksualność nie jest jakimś oderwanym aspektem naszego życia.
Przez całą książkę przewija się przesłanie, że sytuacje w życiu najczęściej nie są czarnno-białe.
Najważniejsze, by rodzice, dorośli umieli słuchać, również niewerbalnych komunikatów dziecka. By byli obecni.

Zostały tu poruszone również liczne inne kwestie: jak waga poczucia wartości dziecka, odrzucenia przymusu, wychowania poprzez przykład i budowania głębokich relacji.
A także sprawa bezpieczeństwa i granic .
Bardzo słusznie Autorka podkreśla, że dzieci potrzebują najpierw właśnie na rodzicach przetrenować strategie bronienia swoich granic. I tutaj niestety natrafiam na poważną lukę.

Jako naruszanie granic Autorka wymienia bicie dzieci "także po pupie".
Ten problem jest najczęściej omijany i to szerokim łukiem.
We wcześniejszych rozdziałach czytamy, że nikt nie ma prawa dotykać dziecka nigdzie, a zwłaszcza tam gdzie nosi bieliznę.
A pupa znajduje się pod bielizną, jest miejscem intymnym. W naszym społeczeństwie bicie właśnie po pupie wsiąkło w ludzkie umysły tak głęboko, ludzie tak do tego przywykli, że stracili zdolność widzenia obiektywnie.

Bo obiektywnie dawanie klapsów jest naruszeniem intymnych granic. Każdego. Nie tylko dorosłej kobiety, 16-latki, ale tak samo dziecka.
Dzieci nie są innymi ludźmi, nie są aseksualne.
Kilka stron dalej czytamy, że gdy nauczyciel klepie po pupie uczennice to jest to przemoc seksualna.
A rodzic?

Świat nie jest czarno-biały, i większość rodziców nie ma świadomości, że przekracza w ten sposób granice dziecka. Są też tacy, którzy wiedzą i tacy, którzy to wypierają.

To jest temat, o którym powinniśmy przestać milczeć.
By kolejne pokolenia miały więcej szacunku dla intymności innych i samych siebie.

"Nowe wychowanie seksualne" to cenny poradnik. Jego Autorka w przystępny sposób wyjaśnia, że seksualność nie jest jakimś oderwanym aspektem naszego życia.
Przez całą książkę przewija się przesłanie, że sytuacje w życiu najczęściej nie są czarnno-białe.
Najważniejsze, by rodzice, dorośli umieli słuchać, również niewerbalnych komunikatów dziecka. By byli obecni.

Zostały tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno mi obiektywnie ocenić tą książkę, gdyż za bardzo utożsamiałam się z bohaterką. Czasem podczas lektury miałam wrażenie, że patrzę jej oczami.
"Carrie" to jednak z pewnością powieść niezwykła, niosąca bezcenne przesłanie: byśmy widzieli i słyszeli innych.

Trudno mi obiektywnie ocenić tą książkę, gdyż za bardzo utożsamiałam się z bohaterką. Czasem podczas lektury miałam wrażenie, że patrzę jej oczami.
"Carrie" to jednak z pewnością powieść niezwykła, niosąca bezcenne przesłanie: byśmy widzieli i słyszeli innych.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Właśnie przeczytałam podręcznik i jest mi po prostu strasznie przykro, że nie wspomniano tu nic o flagellantyźmie, o którym pisali specjaliści we wcześniejszych publikacjach.
Czuję się wykluczona. Nie jestem jedyna, osoby, które zostały skrzywdzone w taki sposób istnieją, piszą do mnie.

Dlaczego seksuolodzy milczą? Nie przestrzegają? Nie edukują? Dlaczego nie podejmują tematu, genezy terminu masochizm (R. von Krafft-Ebing), pomijają historię J.J. Rousseau, L. Masocha.
Czytanie książki było dla mnie traumatyczne. Cały czas miałam nadzieję, że znajdę w niej choć maleńką wzmiankę.
Niestety. Nie znalazłam nawet słowa o nabytym - w ten specyficzny sposób - przez dzieci masochizmie, o przeciwdziałaniu, o ochronie dzieci przed lubieżnymi sprawcami, o zagrożeniach dla kształtującej się seksualności.

Niedawno minęło 30 lat od dnia, gdy zostałam skrzywdzona. W tamtych czasach pedofilia, zwłaszcza perwersyjna i sadystyczna była tabu. Niestety jest coraz gorzej.
Profesor K. Imieliński, krótko, bo na jednej stronie Seksiatrii - ale jednak wspomniał o flagellantyźmie:

" (...) Ludzie z cechami flagellantyzmu mogą uzyskać zaspokojenie seksualne jedynie poprzez chłostanie siebie lub innych osób. (...) Zasadniczą podnietę stanowi widok obnażonych pośladków. (...)
"Ponieważ udowodniono, że wskutek stosowania kar cielesnych u dzieci dochodziło do rozwoju flagellantyzmu, kary tego rodzaju w procesie wychowania zostały zniesione".

Obecnie problem osnuła cisza, która nie zachęci ofiar do szukania pomocy.
Psychoseksuolodzy po leturze tej książki będą trwać w niewiedzy i będą robić nadal wielkie oczy, gdy ofiara odważy się podzielić z nimi swoją traumą.

Jedynym seksuologiem, który podjął temat (poza tą publikacją) jest pan dr Andrzej Depko, za co bardzo dziękuję.

Właśnie przeczytałam podręcznik i jest mi po prostu strasznie przykro, że nie wspomniano tu nic o flagellantyźmie, o którym pisali specjaliści we wcześniejszych publikacjach.
Czuję się wykluczona. Nie jestem jedyna, osoby, które zostały skrzywdzone w taki sposób istnieją, piszą do mnie.

Dlaczego seksuolodzy milczą? Nie przestrzegają? Nie edukują? Dlaczego nie podejmują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Koszmar. Nienawidzę wojen. Nienawidzę zabaw w wojnę. Nienawidzę książek o wojnie. A to jest właśnie taka książka. O dzieciach, które nie potrafią się pogodzić, gdyż wolą walczyć. O dorosłych, którzy nie uczą ich, że najważniejsza jest zgoda.
Jest tu pochwała oddania życia za "ojczyznę", którą jest miejsce zabawy. Pomimo, że pociąga to za sobą nie tylko śmierć niewinnego dziecka, ale też rozpacz jego rodziców. Jest brak kary dla chłopców, którzy doprowadzili do śmierci kolegi.
Są stereotypy o honorze - grunt, by Nemeczka nie wyśmiali - więc nie przyznał się, że jest przeziębiony i zgodził się wejść do wody.
Jest niesprawiedliwe traktowanie mężczyzn - gdy lekarz mówi do ojca Nemeczka: "jest pan mężczyzna, więc mogę być z panem szczery". Jakby mężczyzna mniej cierpiał, jakby musiał być twardy.
Jest pochwała walki, honoru, patriotyzmu za wszelką cenę. Jest potworny smutek w tej książce. Brutalność dzieci. Cierpienie rodziców. I szkoła... w której uczą łaciny, a nikt nie przekazuje jak ważny jest pokój, zgoda, porozumienie.
Czy ludzie naprawdę zawsze muszą walczyć? Nie potrafią bez tego żyć? Dlaczego?

Koszmar. Nienawidzę wojen. Nienawidzę zabaw w wojnę. Nienawidzę książek o wojnie. A to jest właśnie taka książka. O dzieciach, które nie potrafią się pogodzić, gdyż wolą walczyć. O dorosłych, którzy nie uczą ich, że najważniejsza jest zgoda.
Jest tu pochwała oddania życia za "ojczyznę", którą jest miejsce zabawy. Pomimo, że pociąga to za sobą nie tylko śmierć niewinnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na początku był chaos.
Z tego chaosu wyłoniły się dwie zasady, które uznawali i przekazywali mi ludzie dorośli:
pierwsza: dorosłemu wolno dotykać dziecko (dla jego dobra)
druga: jeśli dziecko czuje się molestowane, to znaczy, że jest zboczone, grzeszne i złe.
Uwierzyłam w obydwa kłamstwa dorosłych.

Jako mała dziewczynka, później jako rozwinięta nastolatka zostałam skrzywdzona, a mimo to wciąż czułam się winna.
Zakopałam więc swoją traumę bardzo głęboko, by nikt nigdy się o niej nie dowiedział.
Nie udało się. Po trzydziestu latach wybuchła z hukiem.

Zrozumiałam, że ktoś wreszcie powinien powiedzieć głośno, o tym, że dzieci i nastolatków nikomu, nigdy, pod żadnym pozorem nie wolno dotykać przemocą. Wydaje się to oczywiste, a jednak nie dla wszystkich i wciąż od tej zasady pokutują wyjątki.
Te powszechnie uznawane dziś wyjątki, luki w ochronie dzieci i młodzieży przed złym dotykiem i społeczne milczenie prowadzą do wielkich dramatów.

Jestem absolutnie pewna, że żaden dorosły nie ma prawa dotykać przemocą 13-letniej dziewczyny w miejscach, które okrywa kostium kąpielowy. Jestem równie mocno przekonana, że każdy taki niechciany dotyk to przemoc seksualna.
A jednak nie wszyscy tak sądzili. Gorzej: ja wiedziałam, że NIKT mi nie uwierzy, nie zrozumie. Że każdy powie: "ten dotyk to nie jest dotyk".

W ostatnim czasie temat pedofilii oraz naruszania intymności osób niepełnoletnich nie jest już okryty wstydliwym zakłopotaniem. Raczej nikt już nie wyśmiewa ofiar przemocy seksualnej, nie deprecjonuje ich krzywdy.
Nie boimy się już mówić dzieciom, że nie muszą pozwalać się całować i przytulać - nawet najbliższym osobom - po to, by uczyły się stawiać granice.

Jednak przy tym wszystkim wciąż w naszych rozmowach, naszym myśleniu i naszym edukowaniu dzieci pokutuje jedna uparta skamienielina. Nasiąknięta wielowiekowym przyzwyczajeniem, dawnymi przesądami i bogobojnym szacunkiem dla rodziców.
Przypomina mi ona balonik, nadmuchany dawno temu, który stwardniał i stał się trudny do przekłucia. Nie wiem dlaczego wszyscy omijają go szerokim łukiem podczas sprzątania. Odkurzamy wszystkie zakamarki, a balonik pozostaje ukryty gdzieś pod stołem, a równocześnie dobrze widoczny.

W dawnych podręcznikach seksuologii temat, który obrazuję balonikiem nie był wcale tabu. Doktor Albert Dryjski w "Zagadnieniach seksuologii", Richard von Krafft-Ebing w "Psychopathia sexualis", Francois Amedee Doppet w "Afrodyzjaku zewnętrznym"pisali o tym wprost, bez ogródek i metafor. Sigmund Freud w "Życiu seksualnym" stwierdził, że "temat ten jest dobrze znany wszystkim pedagogom".

Z kolei profesor Kazimierz Imieliński w drugim tomie "Seksiatrii" ujął problem bardzo krótko, ale za to zwięźle:
"Flagellantyzm (...) to odmiana sadyzmu przejawiająca się w chłostaniu z motywów seksualnych.(...)
Typowymi pretekstami do chłostania i rytuałami są gry i zabawy w (...) wychowawcę i wychowanka.
Ponieważ udowodniono, że wskutek stosowania kar cielesnych u dzieci dochodziło do rozwoju flagellantyzmu, kary tego rodzaju w procesie wychowania zostały zniesione".

Współczesne publikacje milczą na te tematy jak zaklęte. Klaps jest krytykowany tylko jako przemoc fizyczna. A przecież "klaps" polega na dotknięciu pośladków, które jest dokonane przemocą i jest zawstydzające.

Jak bardzo trafnie ujęła to doktor Anna Golus; uczymy dzieci, że pośladków nie wolno dotykać, ale wolno je dotykać z rozmachem gdy chcemy dziecko ukarać.
Klaps to największy paradoks w wychowaniu dzieci; jest uznawany za molestowanie seksualne wobec dorosłych i za aseksualną karę wobec dzieci.

Oczywiście większość rodziców nie ma cienia intencji seksualnych, zapewne stąd wynika zakłopotanie w ujęciu problemu. Ale przecież jeszcze nie tak dawno myślano w ten sam sposób o kobietach. Były one klepane w filmach, w reklamach, na dyskotekach, i zawsze było to nazywane "żartem', "komplementem", "karą", "podrywem".

Osobna kwestia to sposób w jaki dzieci bywają bite, na co również zwraca uwagę dr Anna Golus:
"Nie trzeba patrzeć na ilustracje w podręczniku do anatomii człowieka, by wiedzieć, w jak bliskiej odległości od pośladków znajdują się u obu płci genitalia. (...)
A kiedy podczas lania pupa jest wypięta, co często się zdarza, zwłaszcza podczas karania dziecka „przez kolano”, klapsy czy razy spadają nie tylko na pośladki, ale też na genitalia!"

I jeszcze jedna kwestia, którą chciałam poruszyć dotyczy nastolatków. Spotkałam się z niezrozumieniem faktu, że dziecko jest istotą seksualną, że może odbierać seksualne bodźce. Raczej nikt jednak nie kwestionuje tego w przypadku osób nastoletnich, które weszły w wiek dojrzewania.
Jak można to pogodzić z przyzwoleniem na dotykanie nastolatków w miejscach intymnych "za karę"?

Chciałabym by moja książka choć trochę odczarowała ciszę. Wiem, że trochę mi się udało.
Osoby o podobnych doświadczeniach często się ich wstydzą, czują winne, zboczone. Odnalazłam kilkadziesiąt histori i świadectw wielu z nich. Niestety tych świadectw wciąż przybywa.
Chciałabym, by nie spotkało to już nikogo więcej.

Na początku był chaos.
Z tego chaosu wyłoniły się dwie zasady, które uznawali i przekazywali mi ludzie dorośli:
pierwsza: dorosłemu wolno dotykać dziecko (dla jego dobra)
druga: jeśli dziecko czuje się molestowane, to znaczy, że jest zboczone, grzeszne i złe.
Uwierzyłam w obydwa kłamstwa dorosłych.

Jako mała dziewczynka, później jako rozwinięta nastolatka zostałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękna książka, urzekająca. Wyraziści bohaterowie. Mieczysław wydawał mi się taki bliski bo inny, niezrozumiany. Do tego czysty, nieskażony światem. Nietuzinkowa magia.

Piękna książka, urzekająca. Wyraziści bohaterowie. Mieczysław wydawał mi się taki bliski bo inny, niezrozumiany. Do tego czysty, nieskażony światem. Nietuzinkowa magia.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moja wczorajsza rozmowa z Ronette i z Sarą (jeśli czytaliście "Jedenaste. Nie dotykaj" - tak, to one):

Ronette: ja swoje dziecko to zamęczę. Olimpiady z chemii fizyki matmy. Albo odcinam od hajsu i imprezek.

Ja: Po co? Po co chcesz to zrobić? Dziecko to nie jest niewolnik.

Ronette: Żeby miało łatwiej na studiach. Potem doktorat.

Ja: A może ono nie chce iść na studia?

Ronette: Może nie chcieć. Ale ja go mogę przekonać.

Ja: Trochę ch***we kogoś bez pytania sprowadzać na świat a potem mu rozkazywać. To jest gorsze niż wyzysk.

Ronette: To pierwsze to się zgadzam. A to drugie to zależy.

Ja: Sprowadzasz kogoś ale to nie jest twoja własność, żebyś mu miała moralne prawo rozkazywać.

Sara: No ale samo jest głupie. Jak ma o sobie decydować.

Ja: Nieprawda. To dorośli są głupi. Bezdennie. Czytałam właśnie Małego Księcia. Jego autor też tak uważa.

Sara: Oni inaczej a dziecko bo nie zna świata.

Ronette: Za dzieci trzeba decydować. Bo są za głupie.

Ja: Jak ktoś tak myśli to lepiej żeby nie miał.

Sara: No co opowiadasz jak dziecko bez pouczeń dałoby sobie radę w świecie.

Ronette: Tacy młodzi ludzie nie powinni sami za siebie decydować bo głupoty robią.

Ja: Nie o to chodzi. Rodzic powinien być przywódcą, przewodnikiem a nie dyktatorem.


Przekonanie, że dzieci i ryby nie mają głosu - wciąż ma się bardzo dobrze, a ja sama czuję się - pomimo moich 43 lat - trochę zagubiona w świecie dorosłych. Dlatego Mały Książę zachwycił mnie.
W szkole tej lektury nie czytałam, bo ja w ogóle nie czytałam lektur i niewiele się uczyłam. Dlaczego - to zbyt długa historia.

Zderzenie z kruchością naszego świata, spojrzenie w oczy śmierci uświadomiło Autorowi "Małego Księcia" absurdy, w które wierzą ludzie dorośli.
Pragnienie posiadania władzy i uznania, bezrefleksyjne wypełnianie rytualnych wręcz obowiązków, życie dla bycia bogatym, lub dla bycia poważanym, neurotyczne poczucie winy, ciągłe dążenie do nieosiągalnych celów, pośpiech i obsesja by być najlepszym, zauważanym.
To wszystko uświadomił sobie pilot za sprawą Małego Księcia, który dla mnie jest personifikacją wewnętrznego dziecka, którego głos dawno został zagłuszony.

Mały Książę nie odnajduje mądrości pośród ludzi, myślę, że to bardzo wymowne, że o sprawach, które są naprawdę ważne opowiadają mu zwierzęta i kwiaty.

Lis - na którego polują myśliwi - może ze względu na jego piękne futro? (Przy okazji proszę - podpiszcie petycję organizacji Otwarte Klatki) - uświadamia Małemu Księciu dlaczego jego Róża wcale nie jest taka jak 5000 pozornie identycznych.
Wyjaśnia również, że przyjaźń nie przychodzi łatwo, wymaga wiele czasu i oswojenia. Oswojenie zaś pociąga za sobą powinność odpowiedzialności.

Jestem przekonana, że Pilot ma rację, dzieci widzą więcej i czyściej. Łatwiej dostrzegają absurdy myślenia dorosłych.
Strzeżcie się bezmyślnej dorosłości.

Moja wczorajsza rozmowa z Ronette i z Sarą (jeśli czytaliście "Jedenaste. Nie dotykaj" - tak, to one):

Ronette: ja swoje dziecko to zamęczę. Olimpiady z chemii fizyki matmy. Albo odcinam od hajsu i imprezek.

Ja: Po co? Po co chcesz to zrobić? Dziecko to nie jest niewolnik.

Ronette: Żeby miało łatwiej na studiach. Potem doktorat.

Ja: A może ono nie chce iść na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Parę lat temu przeczytałam tylko ten opis:

"Kato-tata" odsłania TABU, dotyka wrażliwego ciała wykorzystywanego dziecka, które NIE SZUKA nigdzie pomocy a JĄTRZĄCE rany nie goją się i roznoszą w nieskończoność, również na ciele i duszy dorosłej kobiety. (...) tak ważne jest, żeby to dziecko zaczęło KRZYCZEĆ, żeby wykrzyczało z siebie tę traumę, poczucie winy i strach. W "Kato-tacie" dziecko właśnie KRZYCZY, PROSTYM, ZWYKŁYM JĘZYKIEM, wypranym z zawiłości literackiego stylu. Dopóki ten niezrozumiały ból siedzi cicho, dziecko będzie nadal cierpieć, choćby miało sto lat".

Każde słowo, każda literka, nawet najmniejszy przecinek przeniknęły mnie do samej głębi. Poruszyły, wstrząsnęły. Przecież to o mnie, jakbym ja napisała te słowa, jak to jest do cholery możliwe?!
Po szoku przyszedł przeszywający ból. Ja też, ja też chcę wykrzyczeć moją historię tak jak Halszka! Ja też nie chcę mieć jej na własność, schowanej, ukrytej, jakbym to ja miała się czego wstydzić!

Wielkie uznanie i podziw dla Autorki, za to, że dzieląc się swoją historią przetarła ścieżki innym "Halszkom", by kazirodztwo przestało być tabu, by ofiarom było łatwiej przestać milczeć.
Halszka wzbudziła we mnie nadzieję, na to, że mi również się uda wykrzyczeć moją krzywdę, moją straszną dziecięcą kazirodczą traumę.

Postanowiłam nie czytać "Kato-taty", by nawet nieświadomie nie naśladować stylu, ani niczego w mojej własnej książce.
Z opisu zaczerpnęłam tylko jedną inspirację - by pisać prostym językiem, tak, jakbym zahipnotyzowana cofnęła się w czasie i patrzyła znów oczami dziecka.
Mi też się udało. Napisałam "Jedenaste nie dotykaj".

Dziękuję Halszko, za to, że dajesz odwagę by mówić o traumie, by ją odkopać.
Czytam opinie i cieszy mnie, że tak wiele osób rozumie. Te, w których autorzy piszą, że nie wierzą - bolą. Tak samo jak bolą te, o mojej książce, w których czytam o samej sobie, że to ja jestem winna, że byłam chora, zboczona, że się mszczę na niewinnym tatuśku.

Trudno, to cena, którą musimy zapłacić za odwagę mówienia prawdy. Halszko, wszystkie i wszyscy "Halszki", "Laury" i "Laurencjusze" nie jesteście sami.

Parę lat temu przeczytałam tylko ten opis:

"Kato-tata" odsłania TABU, dotyka wrażliwego ciała wykorzystywanego dziecka, które NIE SZUKA nigdzie pomocy a JĄTRZĄCE rany nie goją się i roznoszą w nieskończoność, również na ciele i duszy dorosłej kobiety. (...) tak ważne jest, żeby to dziecko zaczęło KRZYCZEĆ, żeby wykrzyczało z siebie tę traumę, poczucie winy i strach. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak samo jak Katarzyna Zajączkowska - kocham modę. To dla mnie trochę hobby, trochę forma sztuki. Z Autorką książki łączy nas jeszcze jedno podobieństwo - brak zgody na wyzysk i krzywdę.
To te dwie postawy sprawiły, że pokochałam Vinted. Ta aplikacja to spełnienie moich marzeń - sprzedaję za grosze, a potem za pozyskaną sumę kupuję rzeczy, które już i tak były kupione!

Nie przykładam ręki do wykorzystywania innych, nie szkodzę planecie, a równocześnie mogę znajdować dokładnie to, czego szukam. Szybko, wygodnie, bez wychodzenia z domu.
Kiedy czytałam książkę miałam na sobie prześliczną, zwiewną, krótką sukienkę polskiej marki - kupioną za 10 zł. Do tego botki popularnej marki za 8 zł, torebkę (była nowa, z metką) znanej firmy - za 18 zł. Wszystko z vinted.
Do tego apaszka kupiona na kiermaszu charytatywnym fundacji, która ratuje zwierzęta.

Ulubione buty, które nosiłam nawet gdy były zniszczone, bo ten model był od dawna niedostępny?
Nie ma problemu. Wpisałam w wyszukiwarce vinted kolor i firmę. Dwa dni później były już u mnie - nowiutkie za 12 zł.

Zapomniałam napisać, że nie zmieniłam pracy (bo ją lubię), ale wzięłam kredyt i cena ubrań na prawdę ma dla mnie ogromne znaczenie.
Polecam książkę "Odpowiedzialna moda", zdradza ona tajemnice i historie naszych ubrań, pokazuje jak niepostrzeżenie rośnie nasz konsumpcjonizm, co za nim stoi, kto na tym korzysta. Odpowiada też na pytanie, dlaczego musimy MIEĆ coraz więcej - by czuć, że JESTEŚMY.
Jest przy tym napisana w naturalny, przystępny sposób.

Tak samo jak Katarzyna Zajączkowska - kocham modę. To dla mnie trochę hobby, trochę forma sztuki. Z Autorką książki łączy nas jeszcze jedno podobieństwo - brak zgody na wyzysk i krzywdę.
To te dwie postawy sprawiły, że pokochałam Vinted. Ta aplikacja to spełnienie moich marzeń - sprzedaję za grosze, a potem za pozyskaną sumę kupuję rzeczy, które już i tak były kupione!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna 14-letnia dziewczynka urodziła niedawno dziecko, a jej 18-letni chłopak odpowie za czynności seksualne z nieletnia.
Tadeusz Soplica żeni się natomiast z 14-latka i jest git. Dziewczyna jest tak wstydliwa, że gdy generał stawia ja na stole(!), by wszyscy mogli ją sobie obejrzeć(!) - zasłania twarz i oczy. A jej narzeczony? "Patrzy na to i zaciera ręce".
Brzmi to dziwnie.
Nie podobają mi się dyrdymały o wielkiej miłości, która Tadeusz czuje do Zosi, choc widział ją parę razy i zamienił kilka słów.
Jeszcze mniej słowa samej Zosi: "zawsze zgadzam się z wolą nieba i z wola starszych".
Gdyby Tadeusz nie upewniał się o jej "wielkiej miłości" - wyszłaby za dojrzałego mężczyzne i grzecznie uprawialaby z nim seks. No chyba, że mąż wolałby niegrzecznie.
Sędzia nie widział nigdy brata - dlatego go nie poznaje, ale gdy prawda wychodzi na jaw obaj tona we łzach.
Najgorsze fragmenty tej książki - to dla mnie - te o mordowaniu zwierząt. Dla zabawy, bez współczucia. Przerażają mnie te opisy przerażenia zwierzat, bez najmniejszego potępienia rozrywki kosztem czyjegoś bólu. Taka książka nie może mnie zachwycić.

Kolejna 14-letnia dziewczynka urodziła niedawno dziecko, a jej 18-letni chłopak odpowie za czynności seksualne z nieletnia.
Tadeusz Soplica żeni się natomiast z 14-latka i jest git. Dziewczyna jest tak wstydliwa, że gdy generał stawia ja na stole(!), by wszyscy mogli ją sobie obejrzeć(!) - zasłania twarz i oczy. A jej narzeczony? "Patrzy na to i zaciera ręce".
Brzmi to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mój Boże, jest mi tak przykro, że ktoś pisze takie książki, jeszcze bardziej, że ktoś je wydaje. Przed oczami stają mi młodzi chłopcy, których potrzeby seksualne są tak naturalne jak pragnienie na pustyni. I tak samo od nich niezależne. Jeśli są chrześcijanami, mogą uwierzyć, że popełniają grzech, że są narzędziem w ręku szatana.
Wiem jak okrutnie cierpi dziecko, które czuje się winne, zboczone, bo nie potrafi się powstrzymać przed masturbacją.
Moi drodzy, Bóg nie potepia nas za to, że pijemy, jemy, oddychamy, śpimy, korzystamy z toalety.
Postępujemy źle, wtedy gdy wyrządzamy komuś krzywdę, sprawiamy ból.
Doskonałym przykładem złego uczynku jest wydanie tej właśnie książki; ona może zrodzić wielkie cierpienie w niewinnym dziecku, młodzieńcu, (dziewczynie również), bo oni nie są nic winni, że urodzili się seksualni.
Dodam, że jedna z przyczyn dziecięcej masturbacji jest stres, lub molestowanie seksualne.
Krzywda dziecka zostaje
podniesiona do kwadratu, gdy zostanie wykorzystane, rozbudzone seksualnie a następnie obarczone winą za to, że się masturbuje.
Straszenie diabłem jest poniżej wszelkiego poziomu argumentów. Myślę, że gdyby diabeł miał konto na LC moglby dać tej książce 10 gwiazdek.

Mój Boże, jest mi tak przykro, że ktoś pisze takie książki, jeszcze bardziej, że ktoś je wydaje. Przed oczami stają mi młodzi chłopcy, których potrzeby seksualne są tak naturalne jak pragnienie na pustyni. I tak samo od nich niezależne. Jeśli są chrześcijanami, mogą uwierzyć, że popełniają grzech, że są narzędziem w ręku szatana.
Wiem jak okrutnie cierpi dziecko, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przez wiele lat miałam skłonność do filozofowania, dzielenia włosa na czworo. Nie pozostało to bez wpływu na wybór moich studiów i zawodu. Coś mi z tego widać zostało, bo 50% opisanych w tej książce historii było dla mnie interesujących.
Rozumiem ten pęd ku podążaniu i to uczucie, gdy nasze dążenie ku zrozumieniu, poznaniu, przenika nas tak głęboko, że staje się częścią nas samych, a my sami stajemy się dążeniem.
Sama odbywałam taka podróż w głąb siebie i w głąb licznych książek, artykułów, pamiętników. (Mam tu na myśli proces pisania mojej własnej książki).
Znalazłam to czego szukałam, ale wiedziałam, że mogłabym tak bez końca, bo choćbym dostała nagrodę Nobla za odkrywanie tabu, i działalność na rzecz ochrony dzieci i świata - i tak zawsze czułabym niedosyt. To cholerne uzależnienie od dążenia.
Mam dość, i pewnie dlatego ta książka nie jest dla mnie.
Lubię pokonywać swoje ograniczenia, jak strach przed pływaniem, czy totalny antytalent do kręcenia hula-hop. Jednak właśnie to ostatnie, mówi sporo o mnie: pokochałam hula-hop, panowanie nad jego jednostajnym ruchem toczącym się dookoła mnie samej. Potrafię już kręcić bez przerwy przez 30 minut, najlepiej w rytm muzyki. Cudownie wytwarza endorfiny. Stałam się chyba anty-biegunką.

Przez wiele lat miałam skłonność do filozofowania, dzielenia włosa na czworo. Nie pozostało to bez wpływu na wybór moich studiów i zawodu. Coś mi z tego widać zostało, bo 50% opisanych w tej książce historii było dla mnie interesujących.
Rozumiem ten pęd ku podążaniu i to uczucie, gdy nasze dążenie ku zrozumieniu, poznaniu, przenika nas tak głęboko, że staje się częścią...

więcej Pokaż mimo to