-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-01
2023-09
2023-10
2023-05-20
Trudno ocenić mi tę pozycję, bo z jednej strony bardzo TAK, z drugiej zaś zdecydowanie NIE. Ocena 5/10 wydawałaby się salomonowym rozwiązaniem.
Zacznę od tego, co jest dla mnie NIE.
To nie jest książka do poduszki, co jest moim domyślnym trybem konsumpcji literatury. Autorka, znać osoba światła i lotna w meandrach filozoficznych, posługuje się taką ilością odwołań, dygresji i odniesień, że się zwyczajnie gubiłem nie raz i nie dwa. Przeskakiwałem całe rozdziały, nie mogąc przez nie przebrnąć. Może to moja swoista niechęć do roślin, do których autorka odwołuje się na każdym kroku? Może to jest ta metafora, której nie potrafię rozgryźć? Dość, że po dwóch próbach dalsze opowieści o kwiatach omijałem szerokim łukiem.
Co mnie natomiast zachwyciło, to opowieści o „bycie codziennym”. Te fragmenty o zakamarkach i dotyku były cudowne. Ten drugi wątek jest mi szczególnie bliski, popełniwszy samemu tekst o zanikaniu dotyku we współczesnym świecie. Pani Joanna tworzy intrygujące światy codzienności, do których po cichu wprowadza filozofię, byt i świadomość. Trudno potem jest pozbyć się tej trójki z tysięcy drobnych okruchów przyziemności, pośród których błyszczą diamenty wspaniałości.
I za to dorzucę jedną gwiazdkę.
Trudno ocenić mi tę pozycję, bo z jednej strony bardzo TAK, z drugiej zaś zdecydowanie NIE. Ocena 5/10 wydawałaby się salomonowym rozwiązaniem.
Zacznę od tego, co jest dla mnie NIE.
To nie jest książka do poduszki, co jest moim domyślnym trybem konsumpcji literatury. Autorka, znać osoba światła i lotna w meandrach filozoficznych, posługuje się taką ilością odwołań,...
2023-04-03
2023
Nie zrozumiałem, o czym jest ta książka.
Jest ujadanie na kościół, czego można było się spodziewać. Jest żal autora za niesprawiedliwość, która go spotkała.
Żal, który wylewa się z tej książki litrami, co kilkanaście akapitów ten temat wraca. Żal do społeczności, która pojęcie sprawiedliwości w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat skutecznie zdewaluowała w swoich szeregach do poziomu hipokrytycznego namawiania swoich członków do życia według zasad, których samemu się nie przestrzega.
Jest o powrocie do siebie.
Jest o poszukiwaniu nowych wartości w miejsce pustki po poprzednich dogmatach.
Jest o wilkach, o stadach, powrocie do natury i życiu w zgodzie z samym sobą, jest wątek upadku wewnętrznego poczucia wartości i dalszej chęci do życia, choć mam wrażenie, że przekaz jest czytelny tylko dla autora — co poniekąd jest w porządku.
Problem w tym, że to wszystko kompletnie mi się nie spina, a wszechobecne pretensje w kierunku kościoła są jak histeria dziecka leżącego na podłodze w centrum handlowym, kiedy rodzice odmawiają zakupu TEJ JEDNEJ JEDYNEJ ZABAWKI, KTÓRA SPRAWI, ŻE DO KOŃCA ŻYCIA BĘDĘ SZCZĘŚLIWY!
Z jednej strony jest opowieść o uczeniu się życia w „normalnym” świecie, pozbawionym kościelnych przywilejów i umizgów wiernych, a z drugiej jest zazdrość, że te benefity i uwielbienie zostały autorowi zabrane, choć w jego przekonaniu słusznie mu się należały.
Nie zrozumiałem, o czym jest ta książka.
Jest ujadanie na kościół, czego można było się spodziewać. Jest żal autora za niesprawiedliwość, która go spotkała.
Żal, który wylewa się z tej książki litrami, co kilkanaście akapitów ten temat wraca. Żal do społeczności, która pojęcie sprawiedliwości w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat skutecznie zdewaluowała w swoich szeregach do...
2023-02-13
2022-12-25
Rozczarowała mnie ta książka. W 3/4 zorientowałem się, że już od połowy czuję zmęczenie i pomimo wielkiej sympatii do Matthew i postaci Chandlera nie czytałem jej z ciekawości, a chęci skończenia. Nie jest to łatwa i lekka pozycja, nie jest nawet szczególnie odkrywcza. Miałem problemy z kolejnością wydarzeń i kiedy jest „teraz”. Zabrakło mi też zakończenia, jakiegoś “czegoś”, zamykającego ten narkotyczny ciąg wydarzeń.
Rozczarowała mnie ta książka. W 3/4 zorientowałem się, że już od połowy czuję zmęczenie i pomimo wielkiej sympatii do Matthew i postaci Chandlera nie czytałem jej z ciekawości, a chęci skończenia. Nie jest to łatwa i lekka pozycja, nie jest nawet szczególnie odkrywcza. Miałem problemy z kolejnością wydarzeń i kiedy jest „teraz”. Zabrakło mi też zakończenia, jakiegoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-16
Z tytułu i opisu wyłania się obraz nieco innej książki, niż ostatecznie dostajemy, niestety. Po kilkudziesięciu pierwszych stronach historia wytraca impet, mam wrażenie, i staje się miałką i niewiele wnoszącą opowiastką o ludziach, o których nie ma pojęcia ktoś nieobyty z „celebryckim” światem polskiego internetu. Dostałem garść frustracji ludzi, których opowieści kompletnie mnie nie obchodzą, którzy lejąc się po pyskach, wykazują swoją wyższość (bądź też nie) i których losów nie mam chęci dalej śledzić.
Został ze mną duży niedosyt, jakiś niesmak nawet, bo mniej więcej w połowie książki znika interesująca mnie nić tematu poszukiwania miłości, o której jest mowa w tytule i opisach, o pragnieniu ciepła i bliskości, którego ci goście ponoć chcą.
Z tytułu i opisu wyłania się obraz nieco innej książki, niż ostatecznie dostajemy, niestety. Po kilkudziesięciu pierwszych stronach historia wytraca impet, mam wrażenie, i staje się miałką i niewiele wnoszącą opowiastką o ludziach, o których nie ma pojęcia ktoś nieobyty z „celebryckim” światem polskiego internetu. Dostałem garść frustracji ludzi, których opowieści...
więcej mniej Pokaż mimo toTrochę rozczarowanie jednak. Sporo truizmów, samosądu i prywatnych wycieczek. Czuć, że książka ma już prawie dwadzieścia lat i pewne kwestie zostały zupełnie pominięte. Nieco sztywny i mocno apodyktyczny ton sprawiły, że pomimo interesującego tematu i łatwości przyswajania treści zmęczyła mnie ta pozycja w 3/4 i ledwo dociagnąłem do końca.
Trochę rozczarowanie jednak. Sporo truizmów, samosądu i prywatnych wycieczek. Czuć, że książka ma już prawie dwadzieścia lat i pewne kwestie zostały zupełnie pominięte. Nieco sztywny i mocno apodyktyczny ton sprawiły, że pomimo interesującego tematu i łatwości przyswajania treści zmęczyła mnie ta pozycja w 3/4 i ledwo dociagnąłem do końca.
Pokaż mimo to2022-04-18
2021-08-15
Potraktowałbym to jako lekturę obowiązkową dla młodzieży i dorosłych, dlaczego nie należy wpierdalać się między wódę a zagrychę ludziom ratującym nasze życie. Pomijając klasykę tematu ochrony zdrowia nie tylko w naszym kraju: problemów kadrowych, finansowych, wieloletniego systemowego bajzlu, to podstawowa prawda płynącą z tej lektury brzmi: daj tym ludziom robić swoją robotę, bo w tej chwili lepiej nie będzie.
Potraktowałbym to jako lekturę obowiązkową dla młodzieży i dorosłych, dlaczego nie należy wpierdalać się między wódę a zagrychę ludziom ratującym nasze życie. Pomijając klasykę tematu ochrony zdrowia nie tylko w naszym kraju: problemów kadrowych, finansowych, wieloletniego systemowego bajzlu, to podstawowa prawda płynącą z tej lektury brzmi: daj tym ludziom robić swoją...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dawno nie usiadłem do książki ot tak, żeby czytać, w środku dnia, dla samego czytania — z reguły jest to kilka stron w trakcie przedsennego zjazdu. Tymczasem nową książkę Agnieszki przeczytałem właściwie za jednym podejściem, w niedzielne przedpołudnie.
Ostatnio przyszło do mnie słowo „wisceralne” — coś z trzewi, z wnętrzności. Takie dla mnie jest pisanie Agi. Kocham jej metafory i konstrukcję zdań, jej skróty myślowe i alegorie, które opowiadają mi więcej, niż te rozwlekłe, anegdotyczne wręcz „opisy przyrody” ze szkolnej literatury. To jest esencja życia, w moim odczuciu, tak właśnie brzmi życie.
Tak właśnie brzmi moje życie.
Ta opowieść jest bardzo Agnieszki. I bardzo o niej samej. Czuję, że nawet bardziej, niż „Koniec świata. Umyj okna”. Obie powieści mogłyby się dziać w tym samym uniwersum tak właściwie. Taki Marvel, tylko polski, z bigosem, oscypkami i spierdoleniem czasów końcówki socjalizmu i zmiany ustrojowej. I chociaż zupełnie nie wiem, czy to na faktach autentycznie prawdziwych, czy zupełnie nie, to dla mnie to jest tak bardzo prawdziwe, jak „stany zjednoczone zaburzeń na tle lękowym”.
I za to właśnie uwielbiam jej pisanie.
Dawno nie usiadłem do książki ot tak, żeby czytać, w środku dnia, dla samego czytania — z reguły jest to kilka stron w trakcie przedsennego zjazdu. Tymczasem nową książkę Agnieszki przeczytałem właściwie za jednym podejściem, w niedzielne przedpołudnie.
więcej Pokaż mimo toOstatnio przyszło do mnie słowo „wisceralne” — coś z trzewi, z wnętrzności. Takie dla mnie jest pisanie Agi. Kocham jej...