-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2012-05-19
2012-05-02
2021-01-22
2017-03-18
https://youtu.be/2icMSZ5_yNU
http://book-please.blogspot.com/2017/03/nienawisc-nie-jest-rozwiazaniem-hate.html
2 maja 2008 roku w szkolnej stołówce w liceum Garvin dochodzi do tragedii. Uczeń wkracza z bronią i zabija osoby, które znajdują się na jego liście Do odstrzelenia, następnie popełnia samobójstwo. Sprawcą jest Nick, ale wmieszał w to także swoją dziewczynę Valerie. Czy ona była jego wspólniczką, ofiarą, a może bohaterką?
Hate list. Nienawiść to kolejna książka, która uświadamia mnie w tym, że łatwiej ludziom jest wyrażać negatywne emocje niż pozytywne. Łatwo jest nam zwalić na kogoś winę za nasze niepowodzenie, za nasze problemy niż spojrzeć w lustro albo coś zrobić z daną sytuacją. Tak zaczyna rodzić się hejt. Wystarczy znaleźć kogoś o słabszej psychice, innym wyglądzie czy zachowaniu, trochę poszturchać, powyzywać i od razu człowiek się dowartościowuje, czuje się lepiej, bo przecież dokopał "baranowi". Tylko, że osoby, które coś takiego zaczynają nie zdają sobie sprawy jakie tego wszystkiego mogą być konsekwencje. Może skończyć się na zwykłej uwadze w dzienniku, ale też może zakończyć się tragedią jak w tej książce.
O tym co zdarzyło się w szkole dowiadujemy się od narratorki, którą jest Valerie. Nastolatka była dziewczyną Nicka i wraz z nim była popychana, wyzywana, hejtowana przez innych uczniów, dlatego że różnili się nieco od wszystkich. Ubierali się na czarno, nie byli super towarzyscy, więc byli idealnymi kandydatami do bycia kozłami ofiarnymi. Oboje mieli już dosyć takiego traktowania, więc zaczęli tworzyć listę osób, którą chcieliby zniszczyć. Dla Valerie było to niegroźne, po prostu spisywała nazwiska, ale w głowie Nicka zaczął tworzyć się plan zemsty, który niestety został zrealizowany.
Możemy być z kimś naprawdę blisko i nie wiedzieć co się dzieje w jego głowie. W retrospekcjach dowiadujemy się jaki był Nick, gdy Valerie go poznała, co go do niej przyciągnęło, jak się zachowywał, jak blisko byli ze sobą itd. Widać było, że oboje się kochają, że to nie jest zwykła szczeniacka miłość, oboje siebie potrzebowali. Jednak pewnego dnia chłopak poznał Jeremy'ego, który miał na niego negatywny wpływ przez co Nick zaczął oddalać się od Valerie. Podoba mi się to, że autorka pokazała nam drugą stronę Nicka, a nie tylko oprawcę, bo to pozwoliło czytelnikowi zrozumieć jak wielki wpływ na psychikę ma środowisko. Jak taka mieszanka może doprowadzić do wybuchu.
Mimo, że sporo w tej książce mamy Nicka, to jednak większa część tej książki poświęcona jest Valerie, która musi poradzić sobie z całą sytuacją, która uczy się zrozumieć co się zdarzyło, jak do tego doszło, czy jest to jej wina czy samą myślą o nienawidzeniu kogoś doprowadziła do tragedii. Nie jest to łatwa droga do przejścia, tym bardziej gdy najbliższe osoby boją się ciebie, obwiniają cię za to całe zajście, a jeszcze do tego trzeba wrócić do szkoły, do uczniów, którzy przeżyli strzelaninę. Bardzo lubiłam Valerie, współczułam jej, potrafiłam zrozumieć jej ból i cieszyłam się, że trafiła do takiego a nie innego psychologa, który jej słuchał, który potrafił ją zrozumieć, dotrzeć i nie narzucać swoich opinii. Ten psycholog był jedynym logocznie myślącym dorosłym jaki był w tej książce.
Rodzice byli rozczarowujący w swoim zachowaniu. Matka była zagubiona, bała się własnej córki, więc po części można było ją zrozumieć, ale ojca Valerie kompletnie nie mogłam zrozumieć, a właściwie nie mogłam znieść. Dlaczego? Bo był to egoistyczny dupek! Ten człowiek nie dość, że nie potrafił dogadać się z córką, to jeszcze ją o wszystko obwiniał, za niepowodzenia w pracy, za rozbicie rodziny, za to że deszcz pada. To co w pewnej scenie powiedział do Valerie było przerażające, łamało serce i żadne dziecko nigdy nie powinno usłyszeć takich słów, a już szczególnie od rodzica.
Okropnie nie podobało mi się zachowanie szkoły wobec całej tej sytuacji. Dyrektor placówki chciał przedstawić siebie i uczniów po strzelaninie w jak najlepszych barwach. Ciągle powtarzał, że wszystko nie tylko wróciło do normy, ale że szkoła jest teraz najbezpieczniejszym, najbardziej sprzyjającym środowiskiem dla uczniów, bo wszyscy się do siebie zbliżyli, wszyscy się kochają i w ich słowniku nie istnieje już takie słowo jak "nienawiść". Gdzie w rzeczywistości po pojawieniu się Valerie w szkole, większość patrzyła na nią krzywo, a sam dyrektor groził jej wydaleniem jeśli nie będzie grała w jego grę. To jest straszne, że coś takiego się dzieje i dyrektor buduje tylko otoczkę perfekcji, aby nie stracić stanowiska, nie dostać znowu po dupsku, a w szkole nic się nie zmienia. Przecież lepiej jest zamieść problem pod dywan niż zmierzyć się z nim.
Jeśli chodzi o uczniów to widać było, że na wielu z nich wydarzenia z 2 maja miały wpływ. Jedni stracili przyjaciół, inni byli na liście, ale przeżyli. Po niektórych widać było zmianę w zachowaniu, ale też byli tacy, którzy nie chcieli widzieć Valerie w szkole i dali jej o tym znać. Bardzo podobało mi się, gdy osoba, której wcześniej Valerie nie lubiła, podała jej rękę, próbowała się z nią zaprzyjaźnić. Podobało mi się to, jak narratorka zaczyna zmieniać zdanie na temat niektórych osób, bo oceniła ich powierzchownie, nie poznając ich, a bazując jedynie na osobach, z którymi się zadawali. Taka jest prawda, że ludzie często nie chcą się z kimś zadawać, nawet nie znając osoby, ale że ktoś zadaje się z kimś kogo nie lubimy, to przewidujemy że ta osoba jest równie nie warta naszej uwagi.
Zakończenie Hate list. Nienawiść sprawiło, że przez ostatnie kilka stron ryczałam jak głupia. Było ono wzruszające, przełomowe, ale także proste. Niby autorka w nim przedstawiła nam proste, oczywiste rzeczy, w równie prosty i nieprzerysowany sposób, że trafiło to do mnie. To zakończenie daje również nadzieję na lepsze jutro, że przy odpowiedniej pomocy, odpowiednich osobach można wyjść z największego bagna, wystarczy się nie poddawać, poprosić o pomoc, rozmawiać a nie tłamsić wszystko w sobie.
Nienawiść była, jest i będzie. To od nas zależy w jakim kierunku pójdziemy. Czy będziemy obojętnie obok niej przechodzić, czy będziemy reagować na zaczepki w stosunku do nas lub innych a może sami będziemy nienawidzić. Cieszę się, że takie książki jak Hate list. Nienawiść istnieją, bo one nagłaśniają sprawę tego problemu. Niestety najczęściej spotykałam się z bierną postawą wobec tego problemu, ale może jeśli ktoś przeczyta tę książkę, to w jakiś sposób zacznie się zastanawiać nad swoim postępowaniem, otworzą mu się oczy i pomoże w walce z nienawiścią.
https://youtu.be/2icMSZ5_yNU
http://book-please.blogspot.com/2017/03/nienawisc-nie-jest-rozwiazaniem-hate.html
2 maja 2008 roku w szkolnej stołówce w liceum Garvin dochodzi do tragedii. Uczeń wkracza z bronią i zabija osoby, które znajdują się na jego liście Do odstrzelenia, następnie popełnia samobójstwo. Sprawcą jest Nick, ale wmieszał w to także swoją dziewczynę...
2012-08-11
"Dla Agathy Cotswolds ucieleśniało wszystko to, czego pragnęła w życiu: piękno, spokój i bezpieczeństwo."
Agatha Raisin PR-owiec z Londynu postanawia przejść na emeryturę i zamieszkać w małym domku w Carsely, gdzie będzie wiodła spokojne i bezstresowe życie. Jednak okazuje się, że to życie na wsi nie jest takie proste, chociażby dlatego, że miejscowi niezbyt przychylnie przyjmują nowych. Agatha nie poddaje się i bierze udział w konkursie na najlepsze ciasto. Nie dość, że kobieta go nie wygrywa, to jeszcze jej ciasto staje się narzędziem zbrodni.
Agatha Raisin i ciasto śmierci to pierwszy tom serii kryminalnej dla kobiet dołączonej do tygodnika Party. Ja skusiłam się na tę serię z tego powodu, że dawno nie czytałam kryminałów, czy powieści detektywistycznych, a widząc w reklamie zapewnienie, że to nowa panna Marple, nie wahałam się co wybrać.
Sięgając po tę serię nie miałam jakiś wygórowanych oczekiwań. Chciałam po prostu przeczytać coś lekkiego i przyjemnego, aby odwrócić moje myśli od innych spraw. Tak też się stało. Ciasto śmierci bardzo szybko się czyta i człowiek nie spostrzega się, kiedy tę książkę przeczytał. Do tego fabuła jest dobrze ze sobą powiązana i nie ma żadnych nieścisłości. Dlatego też składając fakty w całość łatwo można się domyśleć kto jest mordercą. Mimo to, że zagadkę szybko się rozwiązuje to nie chce się odkładać tej książki, a wręcz przeciwnie, czyta się ją zachłanniej, gdyż nigdy nie wiadomo co szalona Agatha zrobi.
Mi bardzo się podobała ta książka. Dzięki niej teraz mam większą ochotę na powieści detektywistyczne i kryminalne. Poza tym bardzo jestem ciekawa dalszych przygód Agathy w Carsely, więc z pewnością sięgnę po dalsze tomy.
"Czy nie byłoby cudownie, gdyby się okazało, że Cummings-Browne mimo wszystko został zamordowany? A ona, Agatha Raisin, rozwiązałaby zagadkę jego śmierci."
http://www.yuinohon.blogspot.com/2012/09/smiercionosne-ciasto.html
"Dla Agathy Cotswolds ucieleśniało wszystko to, czego pragnęła w życiu: piękno, spokój i bezpieczeństwo."
Agatha Raisin PR-owiec z Londynu postanawia przejść na emeryturę i zamieszkać w małym domku w Carsely, gdzie będzie wiodła spokojne i bezstresowe życie. Jednak okazuje się, że to życie na wsi nie jest takie proste, chociażby dlatego, że miejscowi niezbyt przychylnie...
2020-11-15
2016-06-30
https://youtu.be/jzAI65B_kng
http://book-please.blogspot.com/2016/07/zgroza-w-dunwich-i-inne-przerazajace.html
Miłośnikom grozy nazwisko Lovecraft jest zapewne bardzo dobrze znane i nie trzeba im przedstawiać jego twórczości. Chociaż już nie raz na zajęciach czy w książkach o literaturze miałam okazję natknąć się na wzmianki o tym pisarzu, to jednak ciągle coś mi przeszkadzało i odkładałam na później czytanie jego dzieł.
Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści to nie lada gradka dla fanów strasznych historii, a już w szczególności fanów twórczości H.P. Lovecrafta. W tym ogromnym tomie znajduje się piętnaście opowieści ułożonych w kolejności chronologicznej, których akcja została umieszczona w stanie Nowa Anglia oraz fikcyjnym mieście Arkham, w stanie Massachusetts. Opowiadania grozy, które serwuje nam Lovecraft w większości krążą wokół księgi Necronomicon, która zawiera tajemnice odnoście Wielkich Przedwiecznych, ale wśród tych opowiadań znajdziemy również takie, które odnoszą się do okultyzmu, czarów z którymi powiązany jest stan Nowa Anglia i mitologii.
Byłam przekonana, że kiedy sięgnę po dzieła H.P. Lovecrafta to dostanę coś w stylu Edgara Alana Poe czy Brama Stokera. Spodziewałam się jakiś wampirów, potworów z bagien, wilkołaków i temu podobnych istot. W sumie to byłam przekonana, że tytułowa zgroza to jakiś wilkołak czający się w lasach Dunwich, który zabija mieszkańców miasteczka. W jakiejś tam części otrzymałam dawkę inspirowaną Poe, bo z nim od razu skojarzyło mi się opowiadanie Muzyka Ericha Zanna, jednak w przypadku większości historii zostałam miło zaskoczona, bo to co tworzył Lovecraft było niesamowicie unikalne i wiązało się z kosmosem oraz Wielkimi Przedwiecznymi.
Nie będę tutaj ze szczegółami opisywać co było w danym opowiadaniu, co mnie się w nim podobało, a co nie, bo mogłabym Wam odebrać przyjemność z czytania, ale chciałam Wam przedstawić te, które najbardziej mi się podobały i te, które jednak nie przypadły mnie do gustu. Wybór tych najlepszych historii nie był dla mnie łatwy, ponieważ trzynaście na piętnaście opowiadań wywarło na mnie ogromne wrażenie i czytałam je z zapartym tchem. Chciałam Wam podać tytuły trzech najlepszych, które zwróciły moją największą uwagę, ale nie dało się i musiałam tę liczbę zwiększyć do pięciu.
Na początku wciągnęło mnie opowiadanie Ustalenia dotyczące zmarłego Arthura Jermyna i jego rodu. Niesamowicie podobało mi się ono poprzez powiązanie z historią rodziny, badaniami, które Arthur prowadził i czego później się dowiedział. Zakończenie było fenomenalne, zaskakujące i żałowałam, że opowiadanie było takie krótkie. Jeśli mówię już o zaskakujących zakończeniach, to z pewnością takie zakończenie miał Przypadek Charlesa Dextera Warda. To opowiadanie było dość długie, więc zaspokoiło ono moje czytelnicze potrzeby. W nim też znalazła się historia powiązana z tytułowym bohaterem, ale najlepsze było to że podczas czytania zastanawiałam się czy Charles jest wariatem czy geniuszem, czy to co się tam dzieje to magia czy nauka. Myślę, że to opowiadanie spodoba się bardzo fanom Draculi i Frankensteina. Kolejne trzy opowiadania, które chcę Wam polecić są silnie związane z Wielkimi Przedwiecznymi. Kolory z innego świata tak samo jak Zgroza w Dunwich zachwyciły mnie swoimi opisami, które były bogate w szczegóły. Oba te opowiadania mnie do siebie przyciągały podczas czytania, ale jednocześnie sprawiały, że nigdy nie chciałabym spotkać na swojej drodze żadnych istot pozaziemskich. I na koniec pozostawiłam sobie Cień spoza czasu, ponieważ to opowiadanie cudownie przedstawiało świat Wielkich Przedwiecznych i dzięki niemu mogliśmy poznać to co dzieje się w kosmosie.
Niestety, ale nie potrafiłam się wciągnąć w czytanie dwóch historii. Kompletnie do nie nie przemówiły, nie mogłam się w nich odnaleźć i odliczałam strony do końca. Tymi opowiadaniami były Zew Cthullu i W górach szaleństwa. Jednak podczas czytania tego drugiego zastanawiałam się czy czasami Dan Brown się nim nie inspirował podczas pisania Zwodniczego punktu.
To co niesamowicie podobało mni się w twórczości H.P. Lovecrafta jest nawiązanie do kosmosu. Od zawsze mnie fascynowało to, czy jesteśmy jedynymi istotami czy może gdzieś są tzw. kosmici. Kosmos jest tak ogromny, że przeraża i Lovecraft idealnie to pokazał. To co przybywało na Ziemię nie było wcale miłe dla jego mieszkańców, było przerażające i ciężko jest pojąć to co się zobaczyło, nawet jeśli jest się naukowcem, a co dopiero zwykłym szarym człowiekiem. Fajne było też to, że nawet jeśli ktoś widział to co widział to wolał o tym nie mówić, co potęguje jeszcze bardziej ciekawość czytelnika, ale też wskazuje na to jak bardzo musiało to wydarzenie przestraszyć daną osobę.
Na koniec chciałam wspomnieć o bardziej technicznych sprawach dotyczących Zgrozy w Dunwich i innych przerażających opowieści. Opowiadania zostały bardzo porządnie wydane. Twarda oprawa, świetne ilustracje Johna Coultharta i to co najważniejsze cudowne tłumaczenie. Jeśli chodzi o klasyki to często spotykałam się z beznadziejnymi tłumaczeniami, które były aż nadto patetyczne i miałam wrażenie, że tłumacz chciał przewyższyć językowo autora, ale całe szczęście tu tak nie jest i pan Maciej Płaza spisał się rewelacyjnie. Język tłumaczenia idealnie oddaje czasy, w których pisał H.P. Lovecraft i przez każde opowiadanie przechodziło się jak nóż przez masło.
Przez to, że tom z opowiadaniami jest tak potężny musimy liczyć się z dość sporym ciężarem oraz jak dla mnie zbyt małą czcionką, która nieco spowolniała moje czytanie.
Po przeczytaniu tej książki zdecydowanie stałam się fankom twórczości Lovecrafta. Trochę żałuję, że wcześniej nie sięgnęłam po jego dzieła, bo wiem ile straciłam, ale lepiej późno niż wcale. Teraz na polskim rynku pojawił się drugi tom z opowiadaniami H.P. Lovecrafta, który nazywa się Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne, również przetłumaczone przez Macieja Płaza, więc myślę, że fani klasyki grozy będą mieć niezłą zabawę podczas czytania.
https://youtu.be/jzAI65B_kng
http://book-please.blogspot.com/2016/07/zgroza-w-dunwich-i-inne-przerazajace.html
Miłośnikom grozy nazwisko Lovecraft jest zapewne bardzo dobrze znane i nie trzeba im przedstawiać jego twórczości. Chociaż już nie raz na zajęciach czy w książkach o literaturze miałam okazję natknąć się na wzmianki o tym pisarzu, to jednak ciągle coś mi...
2013-12-18
2020-04-25
2020-04-25
2014-11-18
Podobno życie pisze najlepsze i zarazem najstraszniejsze historie. W książce autorstwa Elizabeth Strout poznajemy losy mieszkańców małej miejscowości Crosby w stanie Maine. Co ich łączy? Jedna osoba, Olive Kitteridge.
Jeśli komuś mówi coś tytuł Okruchy codzienności, które zostały wydane w 2010 roku, to jest to ta sama książka, co Olive Kitteridge. Za swoją powieść Elizabeth Strout w 2009 roku otrzymała jedną z najbardziej prestiżowych nagród w dziedzinie literatury i dziennikarstwa, czyli Pulitzera. Poza tym pisarka ma na swoim koncie różne inne nagrody, a spod jej pióra wyszło pięć książek.
Gdy sięgałam po tę książkę miałam całkowicie inne wyobrażenie wobec niej. Byłam pewna, że skoro w tytule jest imię i nazwisko głównej bohaterki, to będzie ona przedstawiała historię jej życia. Po części tak jest, ale każdy rozdział mówi o różnych osobach, więc powieść ta wygląda jak zbiór opowiadań. Czasami są rozdziały poświęcone całkowicie Olive, a czasami ona tylko przemknie w rozmowach lub pojawi się na krótką chwilę. Jednak to mi całkowicie nie przeszkadzało, ponieważ wszystko było poukładane chronologicznie i miało sens.
Problemy mieszkańców na które zwraca uwagę autorka są dla nich poważne i poprzez nie pokazuje nam ona ich lęki i sposoby na zwalczanie ich. Została użyta tutaj narracja trzecioosobowa, ale czytelnik i tak jest wstanie dogłębnie zagłębić się w psychikę bohaterów.
Najlepszym przykładem jest tytułowa bohaterka, chociaż nie zawsze mamy dostęp do jej życia, to i tak jesteśmy wstanie powiedzieć jaką osobowością jest. Jeśli chodzi o Olive jako postać fikcyjną to w sumie polubiłam się z nią, ale gdybym miała spotkać taką osobę w prawdziwym życiu, to prawdopodobnie trzymałabym się od niej z daleka. Dlaczego? Już spieszę z wytłumaczeniem.
Olive Kitteridge to była nauczycielka matematyki, która jest bardzo, ale to bardzo wymagająca. Zawsze mówi to co myśli, nawet jeśli miałoby to kogoś urazić lub skrzywdzić. Również ma wyrobione zdanie na temat innych osób albo sobie je tworzy zaraz przy pierwszym spotkaniu. Z drugiej strony widać zamknięcie w jakim żyje, chęć bycia potrzebną i kochaną, strach przed przyszłością etc. Nie jest jej żyć łatwo w tym pomieszaniu emocjonalnym, bo jest rozdarta między tym jak chce się pokazać i tym co czuje.
Czytając tę książkę wpadłam w bardzo nostalgiczny nastrój i często czułam przygnębienie. Najbardziej współczułam Olive, ale inne historie też powodowały bardzo silne uczucia. Z żyłam się z bohaterami, który występują w tej książce, bo ich historie były jak prawdziwe i myślę, że właśne ten fakt wpłynął na to, że ta książka została nagrodzona.
Z technicznego punktu widzenia książka została napisana prostym językiem i teoretycznie powinno się nią przeczytać w ciągu jednego wieczoru. Jednak jest w niej coś takiego, że należy ją czytać wolniej i kontemplować tej treść. Poza tym ze mną było tak, że zbyt duża dawka w ciągu jednego dnia sprawiała, że czułam się przytłoczona emocjonalnie i potrzebowałam przerwy.
To co najbardziej zaskoczyło mnie w tej książce to zakończenie. Kompletnie nie spodziewałam się takiego toku wydarzeń i przyznam, że aż mi się łezka w oku zakręciła.
Komu polecam tę książkę? Osobą, które są bardziej dojrzałe emocjonalnie. To nie jest książka łatwa, lekka na zabicie nudę czy przysłowiowe odmużdzenie się. Nad nią trzeba się zagłębić i w młodszym wieku można jej nie zrozumieć.
Podsumowując Olive Kitteridge jest to naprawdę dobra książka opowiadająca o ludzkich losach, problemach i lękach. Pokazuje jak życie potrafi być przewrotne i mimo to trzeba sobie z tym radzić.
http://book-please.blogspot.com/2014/11/olive-kitteridge-elizabeth-strout.html
Podobno życie pisze najlepsze i zarazem najstraszniejsze historie. W książce autorstwa Elizabeth Strout poznajemy losy mieszkańców małej miejscowości Crosby w stanie Maine. Co ich łączy? Jedna osoba, Olive Kitteridge.
Jeśli komuś mówi coś tytuł Okruchy codzienności, które zostały wydane w 2010 roku, to jest to ta sama książka, co Olive Kitteridge. Za swoją powieść...
2015-04-28
2012-04-01
"Stara niewolnica pełniąca rolę położnej pokazała im nagie, już umyte maleństwo. Był to chłopczyk. W przyszłości mógł zostać pierworodnym, pater familias rodu, o ile jego ojciec zaakceptuje go jako takiego."
Przenieśmy się do czasów starożytnego Rzymu, a dokładnie do III wieku p.n.e. kiedy to trwają walki między Rzymianami i Kartagińczykami. W tych czasach urodził się jeden z najznakomitszych wodzów Publiusz Korneliusz Scypion, który dzięki swoim zwycięstwom otrzymał przydomek Africanus.
Już od dziecka Publiusz i jego młodszy brat Lucjusz kształcili się w sztuce walki pod okiem swojego wuja Gnejusza Korneliusza Scypiona i pobierali nauki od starego greka w dziedzinach umysłowych. Oba młode umysły okazały się bardzo chłonne, ale choć Publiusz był jeszcze dzieckiem to już można się było po nim spodziewać, że na polu walki będzie się znacznie wyróżniał. Z biegiem lat stawał się coraz lepszy, aż sam Hannibal zdał sobie sprawę, że w przyszłości będzie miał z nim niemałe kłopoty.
Africanus. Syn Konsula to pierwszy tom z serii o Scypionie Afrykańskim. Jak już wcześniej napisałam ukazuje on nam czasy, w których żył Africanus. Po tytule można byłoby się spodziewać, że przedstawione jest w niej życie tytułowego bohatera, ale ta książka przedstawia nam również inne ważne postaci historyczne takie jak choćby Hannibal. Poza tym możemy się przyjrzeć jak wyglądały wybory konsulów, życie zwykłych Rzymian oraz jak wyglądały bitwy. Zdarzały się także momenty, które po prostu nudziły jak np. długotrwałe marsze wojsk, ale też takie, które przyprawiały o gęsią skórkę i przerażenie w oczach.
Przy czytaniu tej książki najbardziej podobały mi się momenty dotyczące Hannibala. Oczywiście z historii pamiętałam go jako tego, który walczył na słoniach podczas II wojny punickiej. Ale szczerze mówiąc już dawno zapomniałam jak dobrym był on strategiem. Potrafił się przedzierać przez niemożliwe do przejścia szlaki i wyjść z nich cało. Wiedział jak postępować na polu walki, na kogo ma uważać, kiedy się wycofać itd.
Dodatkowym plusem tej książki jest to, że nawet jeśli sięgnie po nią ktoś, kto jest zielony z historii, to nawet on wszystko zrozumie. Już na samym początku mamy wprowadzenie, gdzie dowiadujemy się jakie to są czasy, kto jest ważny itd. Mamy takie spis wszystkich bohaterów, żeby się nie pogubić w tych wszystkich tak samo brzmiących imionach i nazwiskach, a na samym końcu są mapki, które ułatwiają rozpoznanie terenu walk oraz słowniczek, gdzie wytłumaczone są najważniejsze terminy.
Ciężko jest napisać książkę opowiadającej o czasach historycznych, aby nie zanudzić na śmierć czytelnika. Autor w ciekawy i zrozumiały sposób opisuje nam czasy starożytnego Rzymu. Ja się po prostu w tej książce zakochałam i już nie mogę się doczekać kolejnych części Scypiona Afrykańskiego.
"To był bez wątpienia jego syn, Maharbalu. To był syn konsula. Tylko syn, żeby ratować ojca, walczy z taką nadzieją na straconej pozycji."
"Stara niewolnica pełniąca rolę położnej pokazała im nagie, już umyte maleństwo. Był to chłopczyk. W przyszłości mógł zostać pierworodnym, pater familias rodu, o ile jego ojciec zaakceptuje go jako takiego."
Przenieśmy się do czasów starożytnego Rzymu, a dokładnie do III wieku p.n.e. kiedy to trwają walki między Rzymianami i Kartagińczykami. W tych czasach urodził się...
2020-04-25
2012-05-16
"Zombie rzuca się na niego i zaciska zęby tuż obok lewej strony jego klatki piersiowej. Pożółkła szczęka kłapie nieprzerwanie i bezsilnie niczym kastaniety."
Świat zostaje opanowany przez tajemniczą chorobę zamieniającą ludzi w żywe trupy. Epidemia rozrasta się do tego stopnia, że zombie można zobaczyć wszędzie. Chodzą wygłodniałe, szukając świeżego ludzkiego mięsa. Żywym nie łatwo jest przetrwać w tym czasie. Aby nie stać się zombie muszą uciekać, ukrywać się i zabijać gnijące potwory. Takie życie obecnie wiedą Phillip Blake, jego brat Brian, córka Penny i przyjaciel Nick Parson. Cała czwórka próbuje dostać się do Atlanty, gdzie podobno znajduje się obóz dla uchodźców. Liczą, że jeśli plotki okażą się prawdą uda im się przetrwać bezpiecznie do końca inwazji. Ale przed nimi długa droga i mimo, że zabijają każdego napotkanego zombie to nadal ich przybywa.
The Walking Dead to książka przedstawiająca wydarzenia, które zdarzyły się przed akcją komiksów o tym samym tytule, a na ich podstawie powstał serial emitowany przez kanał FOX. Zarówno serial jak i komiksy o żywych trupach odniosły ogromny sukces w Stanach Zjednoczonych.
Nie pierwszy raz słyszę o Żywych trupach. Niestety nie miałam jeszcze okazji oglądać serialu, a nie mówiąc już o czytaniu komiksów. Jednak po tej lekturze mam zamiar nadrobić zaległości (jeśli chodzi o serial). Początkowo trochę obawiałam się, że książka mi się nie spodoba, gdyż zombie nigdy nie były moim ulubionym tematem w horrorach. Zaczęłam czytać tę książkę po nocach, aby wczuć się jeszcze bardziej w klimat grozy (co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo później trupy śniły mi się po nocy). Z każdym rozdziałem wciągałam się coraz bardziej. I coraz bardziej podobało mi się zabijanie zombie. Najbardziej mi imponowało to jak ludzie bohaterowie książki musieli zmierzyć się ze swoimi lękami, aby przetrwać. Jednak nawet zabijanie w imię obrony siebie i swoich bliskich pozostawiło w nich jakby pewną skazę. Można to było zobaczyć na przykładzie Phillipa, który zatracił siebie.
Podsumowując The Walking Dead to dobrze napisana książka o zombie. Podzielona jest na trzy części: Wydrążeni ludzie, Atlanta i Teoria chaosu. Każda część odpowiada etapowi w jakim znajdują się obecnie bohaterowie. I dopiero w ostatnim etapie dowiadujemy się kto jest tytułowym gubernatorem. Pokazuje do czego człowiek jest zdolny, gdy musi uratować swoje życie. Znajdują się w niej sceny, które sprawią, że włos się jeży na głowie, dostaje się gęsiej skórki i mdłości.
"Odseparowane cienkimi warstwami drewna i metalu, chodzące trupy wydają z siebie istną symfonię jęków i ryków - o dysonansowej brzydocie dorównującej dźwiękowi uderzających o siebie ludzkich kości."
"Zombie rzuca się na niego i zaciska zęby tuż obok lewej strony jego klatki piersiowej. Pożółkła szczęka kłapie nieprzerwanie i bezsilnie niczym kastaniety."
Świat zostaje opanowany przez tajemniczą chorobę zamieniającą ludzi w żywe trupy. Epidemia rozrasta się do tego stopnia, że zombie można zobaczyć wszędzie. Chodzą wygłodniałe, szukając świeżego ludzkiego mięsa. Żywym...
2012-09-22
"Już czas wyciągnąć karty kredytowe i uderzyć do Bendel's i Barneysa po nowe odjazdowe buty, seksowne rajstopy kabaretki, krótkie wełniane spódniczki i cudowne kaszmirowe sweterki. O tej porze roku miasto jest bardziej błyszczące i my chcemy błyszczeć razem z nim!"
Uczniowie Constans Billard i Św. Judy zaczynają myśleć do jakiego college'u zamierzają się wybrać po ukończeniu szkoły. Dlatego też udają w weekendy udają się nich na rozmowy kwalifikacyjne. W tym czasie B. dowiaduje się, że jej matka ponownie wychodzi za mąż. Jedną z druhen ma być S., która przespała się z jej chłopakiem. I mimo, że B. i N. są znowu razem to widać w ich związku ochłodzenie. Przez co N. ciągnie do J. Za to D. nadal jest szaleńczo zakochany w S., ale wciąż zadaje sobie pytanie: czy ona czuje do niego to samo co on.
Zanim dowiedziałam się o serii Plotkara zaczęłam oglądać serial o tym tytule. Dopiero teraz zaczynam się zapoznawać z książkami. Seria ta opowiada o losach nastolatków z Nowego Jorku, którzy uczą się w elitarnych szkołach dla dziewcząt i chłopców. W dodatku ci uczniowie są piekielnie bogaci i do szkoły jeżdżą limuzynami. Oczywiście poza trojgiem Brooklinczyków Dana, Jenny i Vanessy. Losy tych osób śledzi tajemnicza dziewczyna, która na swoim portalu internetowym umieszcza plotki dotyczące tych osób.
Czytając pierwszą część Plotkary byłam w szoku różnic między książką, a serialem. Nie mogłam przestać ich porównywać. Przyznam, że te różnice bardzo mnie denerwowały, gdyż byłam przyzwyczajona do telewizyjnej wersji. Jednak już czytając Wiem, że mnie kochacie byłam przygotowana na to wszystko i już mnie tak nie raziło. W tej części było mało wątków wziętych do serialu, więc zdecydowanie lepiej się to czytało. Żałowałam jedynie, że nie było w niej Chucka, którego uwielbiam i w serialu i w książce. Najbardziej denerwowała mnie postać Dana. W książce jest jeszcze bardziej żałosny niż na szklanym ekranie. Ta jego cierpiętnicza miłość do Sereny sprawiała, że mnie mdliło.
Seria Plotkara to nie lektury z wyższej półki. To książki, które czyta się dla odprężenia lub zabicia czasu. Nie wnoszą żadnych ważniejszych wartości, ale pokazują jakie życie mają dzieciaki z Manhattanu.
"Cudownie było się tak śmiać! Po ich twarzach spływała mascara, z nosów kapało na podłogę, a wszystko to sprawiało, że śmiały się jeszcze bardziej."
http://yuinohon.blogspot.com/2012/05/xoxo-gossip-girl.html
"Już czas wyciągnąć karty kredytowe i uderzyć do Bendel's i Barneysa po nowe odjazdowe buty, seksowne rajstopy kabaretki, krótkie wełniane spódniczki i cudowne kaszmirowe sweterki. O tej porze roku miasto jest bardziej błyszczące i my chcemy błyszczeć razem z nim!"
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toUczniowie Constans Billard i Św. Judy zaczynają myśleć do jakiego college'u zamierzają się wybrać po...