-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2020-08-18
2020-07-13
2020-05-06
2020-05-06
2020-05-06
2020-04-19
Jeżeli spodziewacie się kolejnej powtarzalnej historii miłosnej grubo się zawiedziecie.
Biografia Evelyn Hugo jest niezwykle realistyczna choć przecież sytuacje w niej zawarte są całkowicie fikcyjne. Momentami czytelnik tak zatraca się w całej opowieści że nie do pomyślenia jest fakt jakoby sama tytułowa bohaterka nigdy nie istniała.
A jednak; Reid kreuje świat kolorowy, pełen luksusu i intryg, lecz także zawiera w nim miłość i pewną nostalgię do epoki Hollywood która już dawno minęła. Chociaż na próżno szukać tutaj sienkiewiczowskich opisów krajobrazu, uzyskuje się wrażenie spędzania czasu w ferworze promiennej, ciepłej Kalifornii. Jedynym co mnie powstrzymuje przed wystawieniem dziesięciu gwiazdek jest zakończenie, jakkolwiek niezwykle emocjonalne to jednak zabrakło według mnie punktu kulminacyjnego.
Jednakże jest to moja subiektywna opinia, nic konkretnego. W trakcie lektury czeka was wiele zwrotów fabularnych i absurdów ale również przejmujących momentów. Naprawdę warto!
Jeżeli spodziewacie się kolejnej powtarzalnej historii miłosnej grubo się zawiedziecie.
Biografia Evelyn Hugo jest niezwykle realistyczna choć przecież sytuacje w niej zawarte są całkowicie fikcyjne. Momentami czytelnik tak zatraca się w całej opowieści że nie do pomyślenia jest fakt jakoby sama tytułowa bohaterka nigdy nie istniała.
A jednak; Reid kreuje świat kolorowy,...
2020-05-06
2020-05-06
"Mroczne Kłamstwa Minnow Bly" to powieść niezwykle jednowymiarowa. A szkoda.
Opis organizacji Społeczności jest równie kreatywny co sama jego nazwa- potwornie mdły i żałośnie płytki, nic nie wyróżnia go spoza tysiąca innych sekt ujętych w literaturze. Nie mamy nawet okazji zagłębić się w ideologię oraz wiarę wyznawaną przez jej członków; oczywiście od czasu do czasu wspomnienia Minnow uchylają nam rąbka tajemnicy, ale nawet sam sposób w jaki przeplatają sie z główną fabułą może sprawić że nawet najbardziej czujny czytelnik poczuje się zagubiony. Postacie same w sobie również pozbawione są jakiejkolwiek głębi; konflikt moralny głównej bohaterki dotyczący indoktrynacji której została poddawana od najmłodszych lat zwyczajnie nie zostaje podjęty, co wydaje się dość nienaturalne zważywszy na to jak wielką część jej życia stanowiła sekta. Konwersacje zachodzące między postaciami są nienaturalne, przerysowane i wymuszone. Książka wydaje się być oderwana od rzeczywistości, co biorąc pod uwagę tematykę którą porusza jest jej największą przywarą.
Na szczęście czyta się ją w miarę szybko.
Jeżeli ktokolwiek podobnie jak ja ma ochotę sięgnąć po nią ze względu na tematykę którą porusza, gorąco polecam " Gdy Ogień Gaśnie" autorstwa Willa Hilla. Jest to o wiele bardziej angażująca lektura i - w przeciwieństwie do "Mrocznych Kłamstw (...)"- jest warta waszego czasu.
"Mroczne Kłamstwa Minnow Bly" to powieść niezwykle jednowymiarowa. A szkoda.
Opis organizacji Społeczności jest równie kreatywny co sama jego nazwa- potwornie mdły i żałośnie płytki, nic nie wyróżnia go spoza tysiąca innych sekt ujętych w literaturze. Nie mamy nawet okazji zagłębić się w ideologię oraz wiarę wyznawaną przez jej członków; oczywiście od czasu do czasu...
2020-01-11
Od razu ostrzegam, że ta opinia zawiera spojlery. Będę z nimi bezlitosna, dlatego jeśli jeszcze nie przeczytałeś/aś tej książki i nie lubisz spojlerów to lepiej nie czytaj dalej. **** Skoro to już za nami, możemy przejść do treści. "Wojenna burza" pełna jest tego, co tak bardzo ukochałam w całej serii- rozbudowany wątek polityczny, wiele konfliktów zbrojnych, dynamiczną fabułę. Skąd więc tak niska ocena? Otóż odpowiedź ukrywa się w jednym słowie. Brzmi ono "zakończenie". Aby zrozumieć moje pobudki należy uzmysłowić sobie jedną, ważną rzecz- nigdy nie zabierałam się do czytania tych książek z nadzieją na romans. Nie shippowałam Mare z nikim z dwójki braci- Cal wydawał mi się zawsze zbyt jednowymiarowy i idealistyczny, jakby był wyciętym z kartonu wizerunkiem idealnego przystojniaka z młodzieżówek. Możliwe jednak że przez moją niechęć do tej postaci jestem nieobiektywna, więc lepiej skończę na tym. Maven z kolei jak na ironię był moją ulubioną postacią w całej serii (przynajmniej do ok. 1/2 książki) ale nigdy nie byłabym go sobie w stanie wyobrazić u boku Mare- nie po tym jakie kuku nieumyślnie na jej punkcie zrobiła mu matka, nie po tym ile krwi młody książę jej napsuł. Mimo to ciekawym było obserwowanie zepsucia którym się toczył- podchodziłam do jego postaci z wielką dozą empatii (*ekhem, ekhem* w przeciwieństwie do Cala). Niesamowicie więc rozdrażniła mnie jego śmierć i to w jakim kierunku go poprowadzono. Przez całe 2 poprzednie części Aveyard starała się nakreślić jak głęboko zakorzeniona jest w Mavenie obsesja na punkcie Mare. Gdy więc pod koniec książki były król zdecydował się na podniesienie na nią ręki, na wybranie swojego życia ponad jej byłam w absolutnym szoku. To było tak wyrwane z jego charakteru że aż zabrakło mi słów. Równie dobrze moglibyśmy zatem wyrzucić 2/3 trzeciej części do śmietnika albo skrócić cały wątek ich dynamiki do prostego "zło przeciw dobru". Nie będę tym bardziej wdrażać się za mocno w relacje Cal/Mare bo czuje że mogą ponieść mnie emocje i to bynajmniej pozytywne. Twist pod koniec 3 części rozbudził we mnie niezwykłą dawkę nadziei. Zapewne gdyby Cal tak mocno nie posysał podobałby mi się też aspekt tego, że dwójka schodziła się i rozchodziła. Jednakże to w jaki sposób zostało to rozegrane pod koniec przeszło moje najśmielsze pojęcie. Od początku mówione jest, że Cal stworzony został by objąć tron. Sam fakt tego, że do rezygnacji z korony nie przekonała go miłość żywej osoby a kartki pamietnika matki której nawet na dobrą sprawę nie poznał wydaje się dla mnie śmieszy. Rozumiem, matka to matka ale Mare była podobno jego miłością. Ehh, nie ważne pewnie za dużo wymagam od tej postaci. Nie podobało mi się również to, że w finałowej bitwie Cal najpierw napuścił Mare na Mavena a potem pozwolił jej się przepraszać za to, że zabiła młodszego księcia w obronie własnej. Coś tu chyba jest nie tak. Czepiam się tak romansu ze względu na to że jest to najgorszy aspekt historii, jednakże nie tylko on sprawił że niejednokrotnie wywracałam oczyma w trakcie lektury. Bitwa finałowa była śmieszna. Już nawet początkowa bitwa z bizonami rozbudziła we mnie więcej emocji. Absolutnie nie bałam się o żadną z głównych postaci. Nie odczuwałam żadnego napięcia. Jedynie ze strony na stronę pogłębiał się mój zawód. Mogłabym się nad tym rozwodzić jeszcze długo ale pomówmy lepiej o dobrych stronach zanim całkiem padnie mi bateria w telefonie. W przeciwieństwie do wielu czytelników nie uważam aby Mare była irytującą postacią- jest impulsywna i pełna gniewu, ale to wszystko jest uzasadnione. Wielokrotnie została zdradzana, była pojmana przez osobę która złamała jej serce, straciła brata a w dodatku żyła w ciągłym strachu o rodzinę. Dajcie w końcu dziewczynie od błyskawic spokój😉. Nie jest aż taka zła. Podoba mi się także to, że pod koniec zdecydowała się na przerwę między nią a Calem. Pewnie- niestety - prędzej czy później do siebie wrócą ale uważam to za całkiem dobre zwieńczenie ich wątku. Kolejnym plusem była polityka, czyli coś w czym seria naprawdę błyszczy. Wszystkie niuanse chłonęłam zaciekle. Opisy są wyczerpujące, akcja rozwija się wystarczająco szybko. Gdyby nie finał mogłaby być to książka warta 7 gwiazdek. Jednakże to co zostało opublikowane zostało opublikowane i nie ma sensu gdybać.
Od razu ostrzegam, że ta opinia zawiera spojlery. Będę z nimi bezlitosna, dlatego jeśli jeszcze nie przeczytałeś/aś tej książki i nie lubisz spojlerów to lepiej nie czytaj dalej. **** Skoro to już za nami, możemy przejść do treści. "Wojenna burza" pełna jest tego, co tak bardzo ukochałam w...
więcej mniej Pokaż mimo toTo lato było dla mnie wyjątkowo łaskawe jeśli chodzi o poziom przeczytanych książek. "Diabolika" nie dosyć że przekonała mnie do science fiction to jeszcze automatycznie trafiła na listę moich ulubionych książek. Fabuła jest porywająca i angażuje już od pierwszych stron. Nie ma momentu na wzięcie oddechu a tym samym na nudę. Och, jakże bym chciała aby ta książka liczyła sobie choćby o 100 stron więcej! Jestem pewna że autorka nie spartaczyła by tej nadwyżki. Dla czytelnika zaś oznaczałoby to 100 stron więcej z tymi niesamowitymi postaciami oraz światem. Pokochałam wszystkie postacie co do jednej, ale chyba największe miejsce w moim serduszku pozyskała Nemezis. To niesamowite jak bardzo potrafiłam się z nią utożsamić. Nemezis jest diaboliką- jej zadaniem jest zabijać w obronie jej podopiecznego. Wręcz żyje dla swojej najbliżej przyjaciółki, Donii, aby zapewnić jej bezpieczeństwo bez wahania oddałaby swoje życie. Z czasem jednak okoliczności sprawiają że Nemezis musi nauczyć się żyć dla siebie, nie dla nikogo innego. Cudowne jest także to, że nie gubisz się w opisie ekspozycji, nawet jeżeli dopiero wkraczasz w klimaty sci-fi. Polecam każdemu bez wyjątku!
To lato było dla mnie wyjątkowo łaskawe jeśli chodzi o poziom przeczytanych książek. "Diabolika" nie dosyć że przekonała mnie do science fiction to jeszcze automatycznie trafiła na listę moich ulubionych książek. Fabuła jest porywająca i angażuje już od pierwszych stron. Nie ma momentu na wzięcie oddechu a tym samym na nudę. Och, jakże bym chciała aby ta książka liczyła...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ah, jakże cieszą mnie momenty w których autorzy young adults/ młodzieżówek traktują swoich czytelników z należytym szacunkiem!
Tak też było w tym przypadku.
"Gdy Ogień Gaśnie" opowiada historię dziewczyny, która wydostała się z kultu prowadzonego przez okrutnego Ojca Johna. Dzieciom od małego wpajane jest, że za bramą która oddziela bezpieczną Bazę od reszty świata czyhają słudzy węża gotowi zabić ich dla czystej przyjemności. Podążamy dwoma liniami czasowymi- tą sprzed przybycia Moonbeam do szpitala psychiatrycznego oraz pożaru który zmienił wszystko a także tą po całym wydarzeniu, gdy mamy wgląd w terapię młodej głównej bohaterki.
Świat wykreowany przez Pana Hilla ocieka realizmem do tego stopnia, że autor zastrzegł w pewnym momencie, że Legion Pana jest wyłącznie wymysłem jego wyobraźni. Niestety bardzo łatwo uwierzyć, że coś takiego mogło wydarzyć się naprawdę. Droga powrotu do pełnego zdrowia psychicznego głównej bohaterki również jest jak najbardziej realistyczna- Moonbeam z początku nie ufa nikomu. Ponieważ tego się od niej oczekuje, dziewczyna postępuje do przodu małymi kroczkami, raz po raz odkrywając coraz to większe kawałki historii. Jest ona postacią niesamowicie łatwą do polubienia a także prawdziwym wzorem. Will Hill nie ukrywa przed czytelnikiem faktu, że nie wszyscy wychodzą cało z tego typu sytuacji, nie wszystkim można pomóc, z czego po pewnym czasie zdaje sobie sprawę sama Moonbeam.
Mimo swej powagi historia niesamowicie wciąga i angażuje czytelnika. Nie byłabym w stanie polecić jej bardziej.
Ah, jakże cieszą mnie momenty w których autorzy young adults/ młodzieżówek traktują swoich czytelników z należytym szacunkiem!
Tak też było w tym przypadku.
"Gdy Ogień Gaśnie" opowiada historię dziewczyny, która wydostała się z kultu prowadzonego przez okrutnego Ojca Johna. Dzieciom od małego wpajane jest, że za bramą która oddziela bezpieczną Bazę od reszty świata czyhają...
Powiem szczerze, że dość tęgo się zawiodłam. Uwielbiam klimaty Krainy Czarów, tym chętniej rzucam się na różnorakie wizje tego czym jest owa Kraina i skąd się wzięła. Wnioskując po opisie który oferowała "Alicja" założyłam, że akcja może być pod pewnymi względami pokrewna do gry "Alice madness returns" studia Spicy Horse (której jestem ogromną fanką, zatem moje podejście do lektury było jak najbardziej pozytywne).
Mój pierwszy problem stanowi nadmierna brutalność. "Alicja" ocieka przemocą na wszelkich płaszczyznach i groteskowo krwawymi opisami obrażeń. Stare Miasto w którym rozgrywa się akcja pełne jest ludzkiego zezwierzeńcenia, okrucieństwa i najtańszych, obrzydliwych form rozpusty. Oczywiście wszystko to co wymieniłam może mieć swoje miejsce w historii, co więcej- może stanowić podwalinę fabuły a także część krajobrazu świata budowanego przez autora. Problem pojawia się w momencie w którym autor stawia ową brutalność jako jedyną cechę światotwórczą ale również charakterystyczną dla sfer w których poruszają się nasi bohaterowie. Po jakimś czasie wszystkie powtarzalne akty przemocy przestają szokować czy sprawiać, że sympatyzujemy z ofiarą. Czytelnik zaczyna mieć wrażenie jakoby ciężar tego całego okrucieństwa nie został podjęty jako coś faktycznie problematycznego i traumatycznego a jedynie aby 'upstrzyć' fabułę, aby zapewnić odbiorcę, że świat Starego Miasta jest absolutnie i to niezwykle niebezpieczny oraz przeraźliwie straszny. W moich oczach jest to równie tania zagrywka fabularna co przewijające się na łamach książki dziwaczne i niepokojące obrazy które nie mają żadnego związku z historią, a istnieją jedynie aby przestraszyć (?) czytelnika.
Kolejną sprawą, która niezwykle mnie mierzi jest zakończenie. Osobiście kieruje się zasadą, że jeżeli rozwiązanie problemów głównych bohaterów może być zawarte w formie rozmowy albo kilku słów wypowiedzianych w odpowiednich okolicznościach, świadczy to o tym, że problematyka utworu klasyfikuje się bardzo słabo. Przy samym końcu książki miałam wrażenie, że Pani Henry albo dysponuje jakimś z góry ustalonym limitem stron którego nie wolno jej przekroczyć, albo zwyczajnie ma dosyć tkwienia w świecie który wyszedł spod jej pióra. Z tej racji spotkanie z głównym czarnym charakterem wieńczą trzy strony, co jest niezwykle absurdalne i anty klimatyczne mając z tyłu głowy domniemane okrucieństwo i brutalny realizm jakim do tej pory ocieka Stare Miasto. Można odnieść wrażenie jakoby niebezpieczeństwo stanowiło faktyczne zagrożenie tylko wtedy gdy jest to na rękę autorce lub fabule. Z kolei kiedy w końcu przychodzi co do czego i Alicja wraz z Topornikiem stają twarzą w twarz z jednymi z bossów ci kolejno rozkładają dłonie, wzruszają ramionami i z miejsca wywieszają białą flagę.
Mamy również do czynienia z wieloma niedopowiedzeniami fabularnymi, spora część wątków pozostaje nierozwiązana; zakładam jednak że Pani Henry pozostawiła je w ten sposób umyślnie, aby móc się ich podjąć przy konstruowaniu drugiej części. Mimo wszystko kwestia przeszłości Topornika i- oględnie mówiąc w celu uniknięcia spoilerów- okoliczności w jakich sobie z nią poradził pozostawiły we mnie jednocześnie niesmak oraz niedosyt.
Oczywiście "Alicja" posiada również szereg pozytywów. Fabuła jest wartka, bez przerwy coś się dzieje a ogólny zamysł też jest dość ciekawy. Niemniej myślę, że wspomnianej wcześniej grze "Alice Madness Returns" o wiele trafniej udało połączyć się motywy prawdopodobnego szaleństwa Alicji, bezwzględności świata rozgrywki a przy tym wszystkim zachowano absurd i nonsens Krainy Czarów, oczywiście patrząc pod kątem czysto narracyjnym. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o "Alicji" Ch. Henry. Mimo wszystko mam w planach podjąć się kontynuacji, z czystej ciekawości dotyczącej postaci Topornika, ale jeżeli jesteście otwarci na inne medium niż literatura, to gorąco polecam zapoznać się z tworem studia Spicy Horse a miejsce w biblioteczce zachować dla innego tomiku.
Powiem szczerze, że dość tęgo się zawiodłam. Uwielbiam klimaty Krainy Czarów, tym chętniej rzucam się na różnorakie wizje tego czym jest owa Kraina i skąd się wzięła. Wnioskując po opisie który oferowała "Alicja" założyłam, że akcja może być pod pewnymi względami pokrewna do gry "Alice madness returns" studia Spicy Horse (której jestem ogromną fanką, zatem moje podejście do...
więcej Pokaż mimo to