-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2022-04-25
"Bel-Vue" z francuskiego - piękny widok, to chyba ostatnie dwa słowa jakimi określilibyśmy szpital... A jednak Bellevue to jeden z najsłynniejszych szpitali Nowego Jorku. Co prawda jego nazwa pochodzi od działki, na której wcześniej stała zjawiskowa posiadłość, dopiero potem wybudowano na niej szpital. Ale kto przejmowałby się takimi szczegółami 🤫
•
🏥David Oshinsky na ponad 400 stronach tekstu opisał zapierającą dech w piersiach historię rozwoju medycyny, ważnych wydarzeń historycznych, wielkich epidemii oraz śmierci zwykłych ludzi.
💉Podczas lektury nieraz przecierałam oczy z wrażenia, bo aż trudno uwierzyć, że jeszcze 300 lat temu najpopularniejszą metodą leczenia było upuszczanie krwi i podawanie środków przeczyszczających. Nie wspomnę już nawet o amputacjach bez znieczulenia, jedynie pod wpływem alkoholu (i to nie tylko pacjent pił).
💊Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak bardzo medycyna rozwinęła się przez ostatnie dziesięciolecia i wdzięczna ludziom, których ciężka praca i poświęcenie umożliwiły ten proces. Bo to właśnie dzięki ich zaangażowaniu mamy dziś antybiotyki, protezy, czy zwyczajnie mniejszą śmiertelność wśród pacjentów.
🚑Dlatego jeśli ciekawi was jak radzono sobie z epidemiami w poprzednich stuleciach albo kto był wynalazcą pogotowia ratunkowego, to koniecznie sięgnijcie po "Bellevue. Trzy stulecia medycyny i chaosu w najbardziej znanym szpitalu Nowego Jorku".
"Bel-Vue" z francuskiego - piękny widok, to chyba ostatnie dwa słowa jakimi określilibyśmy szpital... A jednak Bellevue to jeden z najsłynniejszych szpitali Nowego Jorku. Co prawda jego nazwa pochodzi od działki, na której wcześniej stała zjawiskowa posiadłość, dopiero potem wybudowano na niej szpital. Ale kto przejmowałby się takimi szczegółami 🤫
•
🏥David Oshinsky na...
,,Nocny wiatr powieje,
jeśli tylko zechcesz,
a w dal cię zabierze
ten magiczny ekspres."
•
Po bardzo wciągającym zakończeniu pierwszego tomu liczyłam, że drugi od samego początku miło mnie zaskoczy. Niestety gorzko się rozczarowałam...
Po raz kolejny autorka napisała nudny i ślamazarny początek oraz wciągające i pełne akcji zakończenie. Tak jak w przypadku pierwszej części byłam w stanie to sobie wytłumaczyć koniecznością wprowadzenia do świata przedstawionego, tak w przypadku drugiej, taki zabieg nie miał już dla mnie uzasadnienia. Do tego główna bohaterka stała się jeszcze bardziej zgryźliwa i egoistyczna niż wcześniej. Każde wypowiedziane przez nią zdanie wywoływało we mnie irytację i odbierało całą radość z czytania. Jej postawa sprawiła, że nie miałam ochoty sięgać po tę książkę, przez co skończenie jej zajęło mi aż miesiąc. Jedyną rzeczą, która uratowała ją w moich oczach było ponownie genialne zakończenie. I tu pojawia się pytanie: czy nie dało się rozłożyć akcji bardziej równomiernie? W tej powieści drzemie ogromny potencjał i naprawdę miałam nadzieję dobrze się przy niej bawić. Niestety okazało się, że nie jest to pozycja dla mnie. Mam jednak świadomość, że jest wiele osób, które pokochają serię o Magicznym ekspresie, dlatego najlepiej będzie jeśli sprawdzicie tę historię na własnej skórze.
,,Nocny wiatr powieje,
jeśli tylko zechcesz,
a w dal cię zabierze
ten magiczny ekspres."
•
Po bardzo wciągającym zakończeniu pierwszego tomu liczyłam, że drugi od samego początku miło mnie zaskoczy. Niestety gorzko się rozczarowałam...
Po raz kolejny autorka napisała nudny i ślamazarny początek oraz wciągające i pełne akcji zakończenie. Tak jak w przypadku pierwszej...
,,Lalani z dalekich mórz" to książka, której brakowało mi gdy byłam jeszcze dzieckiem. Protagoniści w bajkach są zazwyczaj wybitnie utalentowanymi jednostkami od początku skazanymi na sukces. Lalani przełamuje ten schemat i udowadnia, że nawet niezbyt pewna siebie dziewczynka z pyzatymi policzkami może zadbać o dobro swoich bliskich. Choć po drodze czeka na nią masa trudności i niepowodzeń.
Ta historia to jednak nie tylko inspirująca lekcja życia dla dzieci. To przede wszystkim zachwycająca powieść inspirowana filipińskim folklorem. Erin Entrada Kelly maluje słowem wielobarwne i niesamowicie rzeczywiste portrety bohaterów. Z poetycką wręcz wrażliwością prezentuje soczyste krajobrazy wyspy Sanlagita i tajemnicze morskie głębiny. Otacza czytelnika aurą baśniowości i zabiera w przepiękne miejsca daleko, daleko stąd.
•
Są takie książki przy których wystarczy mi kilka zdań i wiem, że stracę dla nich głowę. Tak było w przypadku "Lalani z dalekich mórz". Skradła moje serce swoim fantastycznym klimatem i ogromną wrażliwością. To była bajka, której potrzebowałam jako dorosła i już w pełni ukształtowana czytelniczka, choć nawet nie miałam o tym pojęcia. Zachęcam Was gorąco do jej lektury, bo być może i wy potrzebujecie w swoim życiu takiej bajki, tylko jeszcze o tym nie wiecie.
,,Lalani z dalekich mórz" to książka, której brakowało mi gdy byłam jeszcze dzieckiem. Protagoniści w bajkach są zazwyczaj wybitnie utalentowanymi jednostkami od początku skazanymi na sukces. Lalani przełamuje ten schemat i udowadnia, że nawet niezbyt pewna siebie dziewczynka z pyzatymi policzkami może zadbać o dobro swoich bliskich. Choć po drodze czeka na nią masa...
więcej mniej Pokaż mimo to
Od czasu, gdy na któreś święta obejrzałam "Ekspres polarny" ten środek transportu wydawał mi się owiany odrobiną magii. Marzyłam, że zabierze mnie w fantastyczną podróż, gdzie poznam mnóstwo przyjaciół, a na końcu dostanę prezenty. Później nastąpiło twarde spotkanie z rzeczywistością i PKP odebrało mojej wizji pociągu odrobinę uroku 😅
Dlatego kiedy pierwszy raz usłyszałam o książce "Magiczny ekspres" miałam nadzieję, że przywróci trochę czaru mojej wizji z dawnych lat. Czy jej się to udało? Po części tak, ale mogłoby być lepiej!
•
Początek był nieco ślamazarny, tak jakby pociąg dopiero wytaczał się z peronu i próbował nabrać prędkości. Oczywiście mam świadomość, że autor potrzebuję trochę czasu na przedstawienie świata i zarysowanie bohaterów. Mimo wszystko uważam, że na pierwszych 200 stronach mogłoby się wydarzyć więcej niż to, co przeczytałam. Drugie rozczarowanie dotyczy postaci głównej bohaterki, której działania były dla mnie kompletnie nielogiczne. Wsiadła do pociągu, aby odnaleźć swojego brata, który odjechał nim 2 lata temu. Potem postanowiła jednak nikogo nie pytać, czy go widział lub zna. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia!
•
Wszystko zmieniło się koło 300 strony. Nagle, trochę jak za sprawą magii coś zaskoczyło i nie mogłam oderwać się od lektury. Akcja ruszyła z kopyta, a ja czułam się szczerze przejęta losami bohaterów. Po zakończeniu jakie zgotowała mi autorka miałam wielką ochotę sięgnąć po drugi tom i na pewno niedługo to zrobię. Żałuję tylko, że ta historia nie była równie porywająca od samego początku...
Od czasu, gdy na któreś święta obejrzałam "Ekspres polarny" ten środek transportu wydawał mi się owiany odrobiną magii. Marzyłam, że zabierze mnie w fantastyczną podróż, gdzie poznam mnóstwo przyjaciół, a na końcu dostanę prezenty. Później nastąpiło twarde spotkanie z rzeczywistością i PKP odebrało mojej wizji pociągu odrobinę uroku 😅
Dlatego kiedy pierwszy raz usłyszałam o...
Jest jedna rzecz, która łączy wszystkich ludzi niezależnie od tego skąd pochodzą, ile mają pieniędzy albo w co wierzą. To śmierć. Jedyna stała w naszym życiu. Nieważne jak bardzo byśmy się starali, czego byśmy nie zrobili i tak wszyscy kiedyś umrzemy. Więc jak to jest, że większość z nas tak bardzo boi się śmierci? A skoro już jesteśmy tak przerażeni, to czy możemy się w jakiś sposób do niej przygotować, oswoić z nią? Na te wszystkie pytania postanowiłam poszukać odpowiedzi w "Życiodajnej śmieci" autorstwa dr Elisabeth Kübler-Ross. Ta książka to zbiór wykładów wygłaszanych przez Panią doktor w latach 90. Od tamtych czasów opieka hospicyjna niesamowicie się rozwinęła, między innymi właśnie dzięki jej pracy. Pokazała jak komunikować się z umierającymi i cierpiącymi dziećmi i dorosłymi. Przywróciła głos tym, którzy go stracili. Dała im szansę na pozamykanie niedokończonych spraw.
•
Dla mnie temat śmierci zawsze był tematem trudnym. Już na samą myśl o odejściu bliskiej mi osoby, zbierały mi się łzy w oczach. Ta książka pozwoliła mi się trochę z nim oswoić. Jako pielęgniarka w przyszłości pewnie nie raz i nie dwa będę się stykać ze śmiercią moich pacjentów. Wtedy muszę być gotowa, aby jak najlepiej pomóc zarówno samemu choremu jak i jego rodzinie. Przede mną jeszcze długa droga, ale teraz czuję, że na tę wyprawę wyruszam w butach i z zapasem wody, a nie boso i z pustym plecakiem.
•
To nie jest ten typ książki, którą można tak po prostu polecać, bo nikt raczej nie sięgnie po nią dla przyjemności. To książka, która ma szansę pomóc tym, którzy obawiają się śmierci swojej, bliskich, bądź pacjentów. Jednak jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć, muszę zwrócić waszą uwagę na jeszcze kilka rzeczy. Cała treść zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale pojawiły się dwa fragmenty, z którymi nie mogę się zgodzić. Po pierwsze - romantyzowanie cierpienia. Oczywiście, że złe rzeczy, które nas spotykają czasem pomagają nam się rozwijać, czynią nas silniejszymi. Niemniej nigdy nie przyznam, że wszystko złe, co mnie spotkało wyszło mi na dobre. Gdybym mogła, to wielu z tych sytuacji wolałabym uniknąć. Po drugie mimo, że nigdzie nie zostało to jasno napisane, to wydaje mi się, że autorka była osobą wierzącą. Z tego powodu czasem prezentowała swój sposób podejścia do śmierci zgodny z zasadami wiary np. nie godziła się na eutanazję. Choć większość jej rad była uniwersalna, to przy niektórych fragmentach miałam ochotę powiedzieć do autorki - nie tak to musi wyglądać. Ale już za późno, żeby z nią porozmawiać...
Jest jedna rzecz, która łączy wszystkich ludzi niezależnie od tego skąd pochodzą, ile mają pieniędzy albo w co wierzą. To śmierć. Jedyna stała w naszym życiu. Nieważne jak bardzo byśmy się starali, czego byśmy nie zrobili i tak wszyscy kiedyś umrzemy. Więc jak to jest, że większość z nas tak bardzo boi się śmierci? A skoro już jesteśmy tak przerażeni, to czy możemy się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zefiryna jest jak dziki wicher, którego nie sposób okiełznać. Chodzi tam gdzie chce, nikogo nie pytając o zdanie. Często podejmuje pochopne i lekkomyślne decyzje, ale chyba jest w czepku urodzona, bo zazwyczaj wychodzi jej to na dobre.
•
Z początku trudno było mi się wgryźć w tę historię. Brakowało mi głębszego wprowadzenia do świata przedstawionego. Denerowało mnie zachowanie głównej bohaterki, która zgodnie ze słowami narratora powinna mieć siedemnaście lat, ale jej postępowanie wskazywało raczej na jakieś dwanaście. Wszystko to jednak minęło wraz z przekroczeniem połowy książki. Nagle poczułam się niesamowicie wciągnięta w całą pałacową intrygę i z wielkim żalem odkaładałam lekturę, kiedy musiałam wracać do innych obowiązków. Taki stan rzeczy utrzymał się już do końca, w napięciu oczekiwałam na rozwiązanie całej zagadki, a finał tej opowieści kompletnie mnie zaskoczył - niczego się nie spodziewałam!
•
Podsumowując, jeśli sięgnięcie po tę historię, to dajcie jej chwilę na rozkręcenie się, a gwarantuję, że potem trudno będzie wam się od niej oderwać! To lekka fantastyka dla młodszego czytelnika, ale myślę, że również dorosły nie będzie rozczarowany lekturą.
Zefiryna jest jak dziki wicher, którego nie sposób okiełznać. Chodzi tam gdzie chce, nikogo nie pytając o zdanie. Często podejmuje pochopne i lekkomyślne decyzje, ale chyba jest w czepku urodzona, bo zazwyczaj wychodzi jej to na dobre.
•
Z początku trudno było mi się wgryźć w tę historię. Brakowało mi głębszego wprowadzenia do świata przedstawionego. Denerowało mnie...
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że z pewnością nie jest to książka dla każdego. Jeśli więc nie jesteś w stanie znieść licznych przekleństw i wyzwisk, opisów gwałtów oraz brutalnych walk, to nawet nie próbuj sięgać po tę powieść, bo to będzie droga przez mękę.
__
Kiedy myślimy o dzieciństwie u większość z nas w głowie pojawia się sielankowy obraz zabawy, szafy pełnej słodyczy i leżakowania. Jednak nie dla Turtle Alveston, która już od najmłodszych lat przechodziła brutalny trening wojskowy pod okiem sadystycznego ojca. O tym jest ta książka, o dziewczynce wykorzystywanej, zastraszanej i złamanej przez życie. Czy po takich przejściach można jeszcze zachować choć cząstkę człowieczeństwa?
__
Mimo że nie jestem aż tak wrażliwa jeżeli chodzi o książki, dużo mocniej porusza mnie obraz filmowy, to ta historia wywarła na mnie spore wrażenie. Czułam się niekomfortowo, momentami wręcz musiałam na chwilę odłożyć książkę by nie cierpieć z powodu licznych wyzwisk, którymi Turtle była obrzucana przez ojca i którymi katowała się sama. Tak trudno było mi znieść że ta dziewczynka mówiła do siebie w myślach su*o, uważała, że jest nic nie warta. Z zagryzionymi zębami obserwowałam jej walkę z “tatusiem”, ale dużo trudniejszą tę z samą sobą. W jej mózgu tak mocno była zakodowana myśl, że tylko z ojcem jest w stanie przetrwać, że on czasem się złości i traktuje ją jak gówno, ale przecież w głębi duszy jest dobry i ją kocha, nawet gdy wszyscy wokół mówili, że prawda jest inna.
__
Podczas czytania miałam wrażenie jakbym poznawała prawdziwą historię. Sądzę, że duża w tym zasługa dobrze wykreowanych bohaterów. Ich działania były umotywowane cechami charakteru, które z kolei ukształtowały się pod wypływem życiowych doświadczeń. Nie są to jednak bohaterowie, których się lubi. Możemy zrozumieć ich decyzje, zaakceptować je albo nie, ale nie obdarzymy ich sympatią, bo nie było to celem autora.
__
Fabuła mimo licznych dramatycznych wydarzeń nie pędziła na łeb na szyję, momentami nawet zaczynała mnie nudzić. Pojawiły się też dwie sytuacje, które wydawały mi się wyrwane z ciągu historii i wciśnięte w losowe miejsca. Zawiodłam się także nieco na zakończeniu. Odniosłam wrażenie, że jest zbyt przekoloryzowane, wręcz nierealne. Nie chcę jednak kompletnie skrytykować elementu tej powieści jakim jest fabuła. Pojawiło się dużo zaskakujących zwrotów akcji i ciekawych rozwiązań, które powodowały, że chciałam się dowiedzieć jak zakończy się ta opowieść.
__
Język jakim została napisana “Moja najdroższa” określiłabym jako prosty i konkretny. Autor nie upiększa tekstu rozwiniętymi metaforami, poetyckimi zdaniami. Opisuje akcję jak w sprawozdaniu, dzięki czemu kolejne strony czyta się bardzo szybko, ponieważ skupienie pada na akcję, nie zaś na konstrukcję języka. Taki styl narracji stworzył spójną całość z mową Turtle, która ma problem z wypowiadaniem się i konstruuje bardzo proste zdania.
__
Podsumowując, ta książka okazała się dla mnie ciekawym doświadczeniem literackim, ponieważ nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną historią. Podczas jej czytania towarzyszyło mi wiele negatywnych emocji, sądzę jednak że to zaleta, ponieważ tego oczekujemy od dobrej książki - by nas poruszyła. Liczyłam jednak na coś więcej, zabrakło mi odrobiny finezji i czegoś intrygującego. Mimo zaskakującej fabuły, cała powieść nie była dla mnie niczym wyszukanym, odkrywczym, czy wybitnym. Z całą pewnością to nie poziom “Małego życia”, który czytałam jakieś dwa lata temu, ale uczucia, które towarzyszyły mi wtedy podczas lektury jestem w stanie przywołać do dziś. Jeśli moja opinia was przekonała, to sięgnijcie po “Moją najdroższą” i przekonajcie się, czy to coś dla was.
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że z pewnością nie jest to książka dla każdego. Jeśli więc nie jesteś w stanie znieść licznych przekleństw i wyzwisk, opisów gwałtów oraz brutalnych walk, to nawet nie próbuj sięgać po tę powieść, bo to będzie droga przez mękę.
__
Kiedy myślimy o dzieciństwie u większość z nas w głowie pojawia się sielankowy obraz zabawy, szafy pełnej...
Zamknijcie oczy i wsłuchajcie się w mój głos.
Opowiem wam bajkę. Bajkę o mieście, na które spłynął niewyobrażalny smutek i mrok. Niegdyś radosne i przyjazne Wdoligłaźno od czasu, gdy spłonęła w nim biblioteka już nigdy nie było takie samo. Nawet słońce zapomniało jak wygląda ten skrawek ziemi. Mieszkańcy stopniowo chowali się w swoich domach, aż stracili powód by w ogóle z nich wychodzić. Jedynymi osobami, które zachowały resztki optymizmu były dzieci z sierocińca. Każdego dnia próbowały uczynić swoje życie nieco ciekawszym. Aż pewnego dnia jedno z nich zaginęło... Oskarżenia prędko padły na Ogrzycę mieszkającą w okolicy, ale czy to rzeczywiście była jej sprawka? Tego dowiecie się następnego wieczoru, a teraz czas spać. Tylko ostrzegę was jeszcze, że często prawdziwy potwór ma przyjazne oblicze i czai się o wiele bliżej niż mogłoby się zdawać...
•
"Ogrzyca i dzieci" to przykład książki, która łączy pokolenia. Z jednej strony przepiękny język ma szansę zachwycić starszych czytelników. Z drugiej bajkowa opowieść o Wdoligłaźnie może przypaść do gustu młodszym czytaczom i będzie idealnym pomysłem na lekturę przed snem. Nie jest to może najbardziej odkrywcza powieść spośród tytułów dla dzieci jakie miałam okazję czytać. Ma jednak w sobie wszystko to, czego potrzeba dobrej książce: ciekawych bohaterów, oryginalny świat, a przede wszystkim emocje. Bo to historia, która wzrusza, wyzwala złość, gdy wokół dzieje się niesprawiedliwość, a w radośniejszych momentach potrafi rozbawić. Momentami autorka daje się się ponieść wyobraźni i ucieka w filozoficzne dialogi. Nie są to jednak na tyle skomplikowane rozważania, aby 10-letnie dziecko nie było w stanie ich zrozumieć. Dlatego jeśli szukacie powieści, z którą będziecie mogli zaszyć się pod kocem z ciepłą herbatą, a przy okazji pozwoli na wartościowe spędzanie czasu z dziećmi lub młodszym rodzeństwem, to polecam wam "Ogrzycę i dzieci".
Zamknijcie oczy i wsłuchajcie się w mój głos.
więcej Pokaż mimo toOpowiem wam bajkę. Bajkę o mieście, na które spłynął niewyobrażalny smutek i mrok. Niegdyś radosne i przyjazne Wdoligłaźno od czasu, gdy spłonęła w nim biblioteka już nigdy nie było takie samo. Nawet słońce zapomniało jak wygląda ten skrawek ziemi. Mieszkańcy stopniowo chowali się w swoich domach, aż stracili powód by w ogóle z...