-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2013-06-22
2012-01-01
2012-01-01
2013-06-01
2013-06-15
2013-05-30
2013-05-01
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspotc.com
Czasami mroczna niewiedza okazuje się być słodkim ukojeniem.
No i stało się. Świadomie i bez przymusu przeczytałam romans. Nie żałuje i z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że mi się podobał. Uwikłana Liz Carlyle okazała się być ciekawą książką na nudne wieczory i nie trąci w żaden sposób kiczem.
Dwudziestosiedmioletnia Grace Gauthier po śmierci ojca zatrudnia się jako guwernantka w domu Ethana Holdinga. Między nią a córeczkami Ethana wywiązuje się więź i Grace zaczyna marzyć o własnej rodzinie i spokojnej przyszłości. Ethan, którego żona zmarła w tragicznych okolicznościach oświadcza się dziewczynie i ta ma nadzieję, że u jego boku spełni swoje marzenia. Jednak szczęście Grace nie trwa długo, zanim jeszcze narzeczeni zdążyli oficjalnie ogłosić zamiar małżeństwa, Gauthier znajduje Ethana martwego w kałuży krwi w skutek poderżnięcia gardła.
Czar pryska i kobieta staj się główną podejrzaną morderstwa. Komisarz Napier sądzi, że jedynie ona mogła dokonać tej zbrodni i przez swoje domniemania automatycznie nastawia rodzinę Ethana przeciwko Grace. Kobieta szuka wsparcia u dawnego przyjaciela swojego ojca, ale nie zastaje go, a swoją pomoc ofiaruje jej mroczny lord Ruthveyn. Grace wydaje się być oczarowana i jednocześnie przerażona nowo poznanym mężczyzną.
Uwikłaną czyta się lekko, mimo iż na początku dostrzegłam kilka nieścisłości stylistycznych. Pomijając to jednak, cóż mogę powiedzieć - zajebiste to było. Nie mogąc znaleźć innego słowa, pokusiłam się na wulgaryzm, który jak mam nadzieję zostanie mi wybaczony. Tak, zajebiste gdyż nie sądziłam, że romans może tak wyglądać. Co prawda nie jest to typowe romansidło, tłem jest kryminalna zagadka, której rozwikłanie wcale nie będzie takie proste. Do kompletu mamy również trochę parapsychologi, ezoteryki i spiskowej teorii. Słowem połączenie idealne. Bardzo podobał mi się jeden fragment, który muszę tu zacytować. Jest on nawet umieszczony na tylnej okładce książki, zapewne dlatego, że płynie z tych słów prawdziwa mądrość.
W życiu każdej chyba kobiety przychodzi taka chwila, kiedy uświadamia ona sobie, że wszystko, czym się kierowała - jej duma, cnota czy też rozsądek - naprawdę nie są warte, by się ich kurczowo trzymać. A może po prostu napotyka coś, dla czego warto porzucić dawne zasady.
Tytułowa Uwikłana to kobieta żyjąca w realiach XIX wiecznej Anglii przepełnionej konwenansami, popołudniową herbatką i małżeństwami z rozsądku. Jak dla naszego pokolenia ten świat jest dość sztywny, dużo w nim tabu i niezrozumiałych układów. Niemniej jednak wciąga i sprawia, że zatracamy się w bezmiarze politycznych spisków i towarzyskich nietaktów. Za żadne skarby świata nie chciałabym żyć w tych czasach, ale nie znaczy to, że tło powieści mi się nie podobało, wręcz przeciwnie, było takie, jakie powinno być. Nieskończenie intrygował mnie lord Ruthveyn, jego wygląd, zachowanie, jego przeszłość i moc, którą został obdarzony. Równie ciekawą postacią okazała się być siostra lorda, Anisha. Wyobrażałam ją sobie jako hinduską piękność z czarnymi, ciężkimi włosami, ubraną w plątaninę wzorzystych materiałów i kilogramy błyszczącej biżuterii.
Książka była świetna jak na swój gatunek. Bardziej interesował mnie w niej wątek paranormalny niż kryminalny, ale jak wiadomo bez tego drugiego historia nie miałaby sensu, więc jego istnienie było podstawą. Poirytowana byłam jedynie dość cukierkowym zaskoczeniem, miałam nadzieję, że ostatni rozdział pozostawi po sobie trochę więcej tajemnicy, no ale jak to na romans przystało, wszyscy podejrzewamy jak się historia może kończyć. Reasumując Uwikłana Liz Carlyle to dobre, niezobowiązujące czytadło, które zainteresuje zarówno fanów romansu jak i kryminału, poszukiwacze nieznanego również nie zawiodą się na tej pozycji.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspotc.com
Czasami mroczna niewiedza okazuje się być słodkim ukojeniem.
No i stało się. Świadomie i bez przymusu przeczytałam romans. Nie żałuje i z pełną odpowiedzialnością twierdzę, że mi się podobał. Uwikłana Liz Carlyle okazała się być ciekawą książką na nudne wieczory i nie trąci w żaden sposób kiczem.
...
2013-05-23
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
A co gdyby okazało się, że Twoje życie nigdy nie istniało?
Od jakiegoś czasu jestem subskrybentką newslettera autorskiej strony Aleksandra Sowy. Otrzymałam dziś wiadomość autorespondera, w której był link do możliwości przedpremierowego pobrania e-booka pt. Zaurocznie. Wiedziona ciekawością pobrałam i przepadłam.
Zaczęłam czytać. Pierwsze 6 rozdziałów zalatywało mi trochę nudą i konwencjonalnością, ale na szczęście rozdziały tego e-booka są krótkie i część, która nie przypadła mi o gustu minęła bardzo szybko. Od 7 rozdziału pogrążyłam się w tą książkę bez pamięci. Możecie mi wierzyć albo nie, ale przeczytałam ją w dwie godziny nawet nie zmieniając przy tym pozycji. Teraz, kiedy pisze tą recenzję, czuję, że nadal mam ścierpnięte nogi.
Pierwszoosobowa opowieść Julii targnęła wszystkimi moimi emocjami. Od smutku, po żal, zazdrość, smutek i współczucie. A było to mniej więcej tak. Historia rozpoczyna się w momencie, kiedy klnąca niemiłosiernie kobieta opowiada nam, że nie lubi Nowego Roku. Obok śpi jej mąż i denerwuje mnie trochę, że nie zwraca na nią uwagi. Po chwili jednak przeskakujemy do wspomnień kobiety, która okazuje się być nieśmiałą Julią, dwudziestolatką studiującą na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Julia opowiada nam, jak poznała Igora, przystojnego chłopaka, w którym bez pamięci się zakochała. Igor odwzajemnił jej uczucia i niebawem zaczęli tworzyć szczęśliwą, rozumiejącą się bez słów parę. Do tego momentu jest w miarę nudno, jednak my posuwamy się w lekturze dalej i okazuje się, że Igor co jakiś czas opuszcza Julię, wyjeżdża z Wrocławia, rzekomo po to, by pomagać ojcu. Rzeczywistość wygląda jednak tak, że odwiedza swoją byłą dziewczynę i po jakimś czasie... Więcej wam nie powiem.
Jestem zszokowana, zachwycona i nie szczerze mówiąc, nawet nie wiem jak składnie napisać swoją opinię. Jeśli będzie ona chaotyczna - wybaczcie, to będzie najlepszy dowód na to, jakie wrażenie wywarła na mnie ta książka. Jest genialna, tak mówię to z pełną świadomości, ale nadal pod wpływem jej czaru. Sposób, w jaki autor opisuje miłość ze wszystkimi jej wzlotami i upadkami, nakazuje mi sądzić, że bardzo dobrze wie, jak ta materia wygląda. Tylko prawdziwe doświadczenia są w stanie wydać na światło dzienne taki utwór.
Zanotowałam kilka cytatów z książki. Nie kierowałam się ani ich mądrością, ani błyskotliwością, wynotowałam po prostu to, co wydało mi się ważne.
"Pachnie tym co przeżył. Bo to się zawsze w człowieku odkłada. I można to wywąchać, wydotykać, wypatrzeć lub wysmakować."
"Nie ma twardzieli a nawet najwięksi z nich, nawet najgorsze dziewczyny, bywa, że kurwy, wreszcie się zakochują. Wszyscy bez wyjątku karły, złodzieje, bankowcy, księża, nawet mordercy. A potem każdy słabnie, staje się bezbronny w swoim uczuciu , jak wykluwający się owad, odsłaniający miękkie powłoki ku niezliczonym wrogom, łamie swój kręgosłup i idzie na dno."
"Prawda o własnej śmierci dochodzi do człowieka później niż myśl, że ktoś do trumny założył mu chujowe buty."
Czar miłości, zranione uczucia, lęk przed samotnością i stracone nadzieje. To wszystko znajdziecie w tej książce, ba może doszukacie się w niej czegoś więcej, wspomnień własnej nieszczęśliwej miłości, obaw jakie niesie nam życie każdego dnia. Nie będzie lekko, ale dacie radę. Podźwigniecie życie Julii choćby z tego względu, że czyta się szybko. Kilkanaście lat z życia głównej bohaterki skoncentrowane zostało do 131 stron i jestem absolutnie pewna, że nie dało się historii ani skrócić, ani wydłużyć. Jest idealna, bez rozdmuchiwania, bez irytujących skróceń. Wewnętrzny monolog, różne perspektywy, zwroty akcji. Będzie wszystko, tylko dajcie szanse Zauroczeniu. Styl w jakim pisana jest ta książka, przekaz, sama historia to trafiło do mnie lepiej niż jakakolwiek książka na przestrzeni dwóch, może trzech lat, a trochę się ich przez moje ręce przewinęło. Jednak nigdy nie taka, nie czytałam jeszcze czegoś podobnego. Cholera i mam wrażenie, że długo jeszcze nie przeczytam.
Studiowałam ją wnikliwie, z wypiekami na twarzy, krytycznie i drobiazgowo. Chciałam na siłę się czegoś uczepić, nie mogłam dopuścić myśli, że trochę ponad 1 MB pamięci komputerowej jest w stanie tak mną zawładnąć. Mogę przyczepić się tylko do dialogów, czasami były oklepane, ale tak jak pisałam wcześniej - tylko do 7 rozdziału, później było fantastycznie i kiełkuje mi w głowie myśl, żeby pomolestować pana Sowę o inne jego prace :)
Ciśnienie mi skoczyło, tak i chyba konieczną będzie przerwa na papierosa, a co mi tam, Julia też paliła, kiedyś się wzbraniała przed nałogiem. Ja też i modlę się, żeby była to jedyna rzecz, która może mnie z nią łączyć. Zauroczenie Aleksandra Sowy będzie chyba powodem moich problemów z sercem. Najwyżej pozwę go do sądu, napisał, to niech płaci zadośćuczynienia...
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
A co gdyby okazało się, że Twoje życie nigdy nie istniało?
Od jakiegoś czasu jestem subskrybentką newslettera autorskiej strony Aleksandra Sowy. Otrzymałam dziś wiadomość autorespondera, w której był link do możliwości przedpremierowego pobrania e-booka pt. Zaurocznie. Wiedziona ciekawością pobrałam i...
2013-05-13
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Dosłownie przez pięcioma minutami skończyłam czytać książkę Gwiazd naszych wina. Jest to chyba jak dotąd moja "najszybsza recenzja" o ile wpisy na moim blogu można nazwać recenzjami. Zastanawiam się nad tym przez chwilę i myślę, że tak - można je tak nazwać, gdyż to mój subiektywny odbiór, moja własna ocena i według mnie należy jej się miano recenzji.
Książkę tą mam w posiadaniu już od lutego, czyli od czasu jej premiery, ale jakoś do tej pory nie czułam motywacji by się nią zająć, mimo, że na okładce dołączono karteczkę głoszącą: Najlepsza książka roku 2012. Wczoraj nadszedł jednak taki leniwy czas, że postanowiłam zaopiekować się tymi gwiazdami i nie żałuję. Czytało się wyjątkowo przyjemnie, ładna oprawa graficzna, dosyć duża czcionka no i objętość idealna, nie rozwlekana ani też nadmiernie nie okrojona, można by powiedzieć w sam raz.
Gwiazd naszych wina opowiada o szesnastoletniej, chorej na raka Hazel i jej przyjaźni (a później miłości) do siedemnastoletniego Augustusa Watersa. Hazel i Augustus (dla przyjaciół Gus) poznają się na spotkaniu grupy wsparcia dla młodzieży chorej na raka i od pierwszego momentu wywiązuje się pomiędzy nimi nić porozumienia. Gus jest w fazie remisji po kostnomięsaku, który odebrał mu bezpowrotnie nogę, a Hazel kroczy przez życie z Philipem, niezastąpionym w jej codziennej egzystencji aparatem tlenowym.
Początek powieści był według mnie niezwykle humorystyczny, oczywiście, jeśli można nazwać humorem opowieść o nastolatkach, którzy wiedzą, że nie dane im będzie dożyć starości i zastanawiają się nad sensem życia i tego, co po sobie pozostawią, kiedy dopadnie ich nieunikniony, sądny dzień. Niezwykły humor autora można dostrzec we fragmentach takich jak:
"Parsknęłam, kaszlnęłam czy może odetchnęłam, co i tak zabrzmiało jak kaszlnięcie (...)"
"Był tam pan w kombinezonie, który musiał tłumaczyć każdemu klientowi, że tak, to są jego własne kozy, i nie, to mydło nie śmierdzi kozą."
W miarę rozwoju wydarzeń Hazel i Gus postanawiają spełnić swoje wspólne marzenie i udać się w podróż, po której już nic nie będzie takie jak wcześniej. Jak twierdzą, wszystko to jest "rakowym bonusem". Wystarczyło mi, że przeczytałam pierwsze zdanie 21 rozdziału i po moich policzkach popłynęły łzy. Od tego momentu książka robi się mniej zabawna ale za to bardziej refleksyjna. Zdaje się, że autor wręcz zmusza czytelnika, żeby ten docenił to co ma i spojrzał na świat inaczej niż do tej pory. Nic co istnieje na ziemi nie jest wieczne, czas zabiera wszystko a każde życie rodzi się z innego życia.
Jedyny dostrzeżony przeze mnie mankament tej książki, to fakt, że zarówno Hazel jak i Augustus nie wpasowują się w standard zwyczajnych nastolatków. Ich wypowiedzi są aż nazbyt inteligentne i błyskotliwe. Wypowiadają się oboje, niczym filozofowie najwyższych lotów i to poniekąd może trochę drażnić. Sama osobiście nigdy nie spotkałam się z takim językiem wśród kilkunastolatków i mam wrażenie, że jeszcze długo się nie spotkam.
Reasumując, książka podobała mi się, ale chyba nie na tyle, aby uznać ją za genialną tak jak to zrobiły zachodnie media. Była dobra, łatwa w odbiorze, to fakt, momentami wzruszająca, ale do statusu genialnej czegoś mi jednak w niej brakowało. Niemniej polecam Gwiazd naszych winę i sądzę, że nie powinniście się na niej zawieść, wręcz przeciwnie obudzi w was ona ochotę na głębsze, egzystencjonalne przemyślenia.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Dosłownie przez pięcioma minutami skończyłam czytać książkę Gwiazd naszych wina. Jest to chyba jak dotąd moja "najszybsza recenzja" o ile wpisy na moim blogu można nazwać recenzjami. Zastanawiam się nad tym przez chwilę i myślę, że tak - można je tak nazwać, gdyż to mój subiektywny odbiór, moja własna ocena i...
2013-03-24
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Dosłownie przed chwilą skończyłam czytanie e-booka Będę pisarzem! Lektura zajęła mi około dwóch godzin i mam przemożne wrażenie, że mogłam ten czas lepiej zagospodarować.
Recenzja będzie krótka, gdyż tak naprawdę podczas czytania wyżej wymienionej książki nie posiadłam jakiejś ogromnej wiedzy, ani nie doznałam zachwytu, tudzież innych przyjemnych wrażeń zmysłowo-estetycznych.
Okładka ładna, elegancka, a podpis: Obowiązkowa lektura pisarzy krytyków, redaktorów na całym świecie - zaciekawia i obiecuje moim zdaniem jakąś korzyść z przeczytania. Ja natomiast tej korzyści nie dostrzegłam. Początek niezmiernie mnie znudził. Autorka, która z pewnością jest wspaniałym pisarzem, w tą pozycję nie tchnęła jednak swego autorskiego ducha. Czyta się ciężko, przynajmniej ja mam takie odczucia i wiążę ten fakt przede wszystkim z długimi zdaniami, jakie odnajdujemy w utworze. Według mnie są zbyt długie, aby można było swobodnie, bez zmęczenia czytać tekst.
Drugą, zasadniczą sprawą jest fakt, że oprócz ciekawych technik pisania zaraz po przebudzeniu oraz o ustalonej przez siebie godzinie, nie odnalazłam w książce żadnych technik, które zachęciłyby mnie lub zainteresowały. Mimo, iż autorka na początku książki podkreśla, że będzie ona składała się z ćwiczeń, ja na chwilę obecną, mogę sobie przypomnieć zaledwie trzy, no może cztery, a zapewniam, że czytałam ze zrozumieniem. Według mnie pozycja Będę pisarzem! to lanie wody i mówienie o rzeczach oczywistych lub takich, na które właściwie nie mamy wpływu. Jedynym ciekawym aspektem był fakt, że autorka wielokrotnie odnosi się do zasad psychologicznych i wplata w pracę pisarza aspekt świadomości i podświadomości. Jako osobie interesującej się tą tematyką, miło mi było dostrzec to w książce Będę pisarzem!
Jako, że ostatnio zabrałam się ostro za swój pisarski warsztat, obrałam za punt honoru zaznajomienie się z pozycjami polecanymi młodym pisarzom, ale książka, której dotyczy dzisiejsza recenzja, w ogóle do mnie przemawia. Nie poczułam identyfikacji z autorką, nie podoba mi się jej podejście do pisania, jest takie wymuszone, mało naturalne. Denerwuje mnie konstrukcja zdań i ogólna prezentacja tekstu i mówię to ja - kompletna amatorka :)
Podsumowując. Być może są osoby, którym ta książka przypadnie go gustu, być może niektórzy skorzystają z treści w niej zawartej, ale ja dziękuje, to nie było to, czego szukałam.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Dosłownie przed chwilą skończyłam czytanie e-booka Będę pisarzem! Lektura zajęła mi około dwóch godzin i mam przemożne wrażenie, że mogłam ten czas lepiej zagospodarować.
Recenzja będzie krótka, gdyż tak naprawdę podczas czytania wyżej wymienionej książki nie posiadłam jakiejś ogromnej wiedzy, ani nie...
2009-01-01
2013-03-01
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Po wcześniejszym pobieżnym zaznajomieniu się z coachingiem Agnieszki Przybysz, postanowiłam przeczytać jej książkę Przyciągnij miłość. Prawo Przyciągania nie jest mi obce, więc ciekawą perspektywą wydawało się być poznanie sposobu na przyciąganie miłości według pani Agnieszki.
Książka Przyciągnij miłość wydana jest w sposób elegancki i ułatwiający zachowanie publikacji w dobrym stanie przez dłuższy czas. Zielona, twarda okładka skryta jest w obwolucie z czerwonym sercem, które bardzo sugestywnie wspomaga podpis: Odkryj tajniki miłości i wspaniałych relacji. Książka rozpoczyna się wierszem autorstwa Agnieszki Przybysz, który do złudzenia przypomina Hymn o miłości. Dalej przechodzimy do pochwalnych peanów pisanych przez klientów pani Agnieszki. Czytamy krótkie historyjki utwierdzające nas w przekonaniu, że coaching pani Przybysz jest czymś najlepszym, co spotkało ich w życiu i całym sercem polecają jej usługi.
W rozdziale pierwszym poznajemy historię miłości samej autorki, jej nieudany związek z Bratnią Duszą i poszukiwanie kolejnej, takiej, która da jej szczęście i poświęci wystarczającą ilość uwagi, zamiast tylko oczekiwać, że sam je otrzyma. Historia jest trudna i wzruszająca, ale przedstawia też autorkę jako silną, zdecydowaną i wiedzącą czego chce w życiu kobietę, która postanawia zawalczyć o swoje szczęście.
Początek każdego nowego rozdziału poprzedzony adekwatnym do jego treści cytatem, a koniec rozdziału trochę denerwująco odsyła nas ciągle na stronę internetową z materiałami uzupełniającymi, które możemy pobrać gratis po zakupieniu książki. Być może jest to korzystny dla autorki zabieg, ale ja, jako czytelnik chciałabym całą wiedzę uzyskać w treści książki (wszak po to ją czytałam).
Przyciągnij miłość jest idealną pozycją dla tych, którym tematyka rozwoju osobistego i Prawa Przyciągania nie jest jeszcze dobrze znana, lub jest znana w stopniu podstawowym. Na mnie, jako na weterance tego typu poradników, nie zrobiła jakiegoś ogromnego wrażenia, gdyż większość technik i informacji zawartych w publikacji już znam. Książka stała się więc swego rodzaju przypomnieniem praw, które rządzą naszym życiem i dzięki którym możemy dokonywać w nim pozytywnych zmian. Dowiadujemy się w jaki sposób poprawić swoje relacje z partnerem, przyciągnąć nowego, takiego, jakiego sobie wymarzymy. Na tym jednak autorka nie poprzestaje, dodatkowo poznajemy techniki pozwalające poprawić nam kontakt z dziećmi, bądź szefem w pracy. Jak wiadomo, wszystkie związki międzyludzkie rządzą się tymi samymi lub podobnymi prawami, a poznanie ich pozwala nam osiągać na tym polu bardziej zadowalające rezultaty.
Moim skromnym zdaniem jedyną wadą książki jest zbyt duży nacisk na promowanie swojej działalności i innych swoich publikacji. Efekt ten można było równie dobrze osiągnąć dzięki jednej lub dwóch stronach prezentujących osiągnięcia i opinie klientów, a tak mam wrażenie, że książka czasami krzyczy; wejdź na moją stronę i umów się na coaching.
Konkludując, Przyciągnij miłość polecam czytelnikom, którzy zaczynają swoją przygodę z umysłem i jego mocami, natomiast tym, którzy temat znają przeczytanie książki może przydać się wyłącznie w taki sposób, w jaki przydało się mnie, czyli w ramach powtórzenia materiału.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Po wcześniejszym pobieżnym zaznajomieniu się z coachingiem Agnieszki Przybysz, postanowiłam przeczytać jej książkę Przyciągnij miłość. Prawo Przyciągania nie jest mi obce, więc ciekawą perspektywą wydawało się być poznanie sposobu na przyciąganie miłości według pani Agnieszki.
Książka Przyciągnij miłość...
2012-01-01
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Ręce precz od tej książki! Kolejna świetna pozycja autorstwa Jana van Helsinga dawno już została przeze mnie zaliczona do grona ciut fantastycznych, lekko zadziwiających i niezwykle ciekawych książek, a dziś zdecydowałam się napisać jej recenzję. Lubię takie pozycje z racji swojego zamiłowania do teorii spiskowych i zjawisk nadprzyrodzonych.
Jan van Helsing jest jednym z ludzi, którzy nie boją się publikować fakty będące zaprzeczeniem wiedzy, jaką wpaja nam się od lat. Autor jest poszukiwaczem nieznanego i zatwardziałym zwolennikiem ujawniania skrytych przez rządy i religie faktów. Okładka ręce precz od tej książki może nie jest górnolotna, może nie mówi nic o faktycznej zawartości książki, ale z pewnością znacząco poprawiła jej sprzedaż. Skoro masz trzymać się od czegoś z daleka, to tym chętniej po to sięgniesz, a jak już otworzysz i zaczniesz czytać, to zapewniam, że trudno będzie się oderwać. Pisana jest językiem lekkim, zawiera dużo dat i faktów, ale mimo wszystko można łatwo zorientować się o co w tym wszystkim chodzi.
Nie każdy będzie w stanie wziąć tą książkę na poważnie, nie każdy zmusi się, aby uwierzyć w sensacje zapisane na jej kartach, ale nawet tacy czytelnicy coś z niej wyniosą, bo uznają ją za zbiór felietonów z gatunku fantastyki i tak też jest w porządku. Nie twierdzę, że treści podane w książce są autentyczne, jeśli wszystkie byłyby takie, to jako ludzkość mielibyśmy zajebisty problem. Egzystencjonalny, duchowy i wszelkiej innej maści, której na pierwszy rzut oka nie jesteśmy w stanie sprecyzować. Do rzeczy, o czym jest książka? O wszystkim i o niczym. Nie ma w niej sprecyzowanego motywu przewodniego ani konkretnej historii, to zbiór różnych teorii, które Jan van Helsing próbuje udowodnić światu. Prześledźmy po kolei zawartość książki.
Na samym początku autor pyta dlaczego mimo ostrzeżeń otwarliśmy tę książkę. Chwytliwe prawda? Tak jakoś automatycznie przypomina mi się taki pseudoliteracki żart: książka pt. "Co mężczyźni wiedzą o kobietach?" 350 stron. Otwierasz a tam puste białe kartki, to taka luźna dygresja, ale nie wiedzieć czemu, skojarzyła mi się z pytaniem jakie autor stawia na początku książki. Początek zaskakujący, autor unaocznia nam, że jest na tym świecie wiele rzeczy, które wymagają abyśmy się z nimi zaznajomili i już na samym początku widnieją zdjęcia z rzekomego lądowania człowieka na księżycu - van Helsing podważa autentyczność tego faktu. Powód? Zdjęcia pokazują jak amerykańska flaga powiewa na wietrze, z tym, że na księżycu ponoć nie ma atmosfery...
W dalszej części następuje opis historii niejakiego hrabiego De Saint Germain, człowieka który wie wszystko i żyje wiecznie. Autor podaje, że hrabia od wieków jest obecny na naszej planecie, zna dzieje starożytnego Egiptu, potrafi dematerializować swoje ciało i pojawiać się tam gdzie chce, a mimo upływu wieków nie dość, że żyje, to wcale się przy tym nie starzeje. Wzmianki o nim ponoć wielokrotnie przewijają się w historii wielu narodów.
Dalej poznajemy tajemnice grot skalnych w Himalajach, w której przebywają istoty w niezwykłym stanie zwanym samadhi (głęboka medytacja połączona z wygaszeniem funkcji życiowych). Autor twierdzi, że tylko nieliczni mają dostęp do tych grot, a przebywające w nich istoty mają zarówno ziemskie jak i kosmiczne pochodzie i trwają tam, aby w razie zagłady ziemi przechować potrzebny materiał genetyczny i doprowadzić do powstania nowej cywilizacji. Przytaczane zostają w tej części książki wyniki badać doktora Muldaszewa dotyczące geometrii ludzkiego oka i związanych z tym skutków.
Jan van Helsing pokazuje nam artefakty podważające znaną nam dotąd historię, zdjęcia z sekcji kosmity, opowiada o planecie Nibiru, której istnienie nie zostało nigdy potwierdzone oraz o boskim ludzie Annunaki. Wszystko usłane jest mnóstwem cytatów biblijnych i trzeba przyznać - ogromem wiedzy. Pozycja polecana ludziom szukającym wrażeń i posiadającym bujną wyobraźnię.
Niektórych zadowoli z pewnością historia Arki Przymierza albo legendarnej Atlantydy, inni zainteresują się średniowiecznym zakonem Templariuszy lub tworzonym przez globalny rząd Nowym Ładem Świata. W tej książce każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Jednak należy pamiętać, aby podchodzić do niej na chłodno i nie popadać w skrajność. Większość rewelacji przedstawionych przez van Helsinga może być prawdą, ale nie musi. Tylko czytelnik w swoim subiektywnym osądzie jest w stanie zadecydować, w co chce wierzyć, a co woli odrzucić ze swojego światopoglądu. Mimo różnic i sceptycyzmu zachęcam do zapoznania się z Ręce precz od tej książki! Na nudne zimowe wieczory - jak znalazł.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Ręce precz od tej książki! Kolejna świetna pozycja autorstwa Jana van Helsinga dawno już została przeze mnie zaliczona do grona ciut fantastycznych, lekko zadziwiających i niezwykle ciekawych książek, a dziś zdecydowałam się napisać jej recenzję. Lubię takie pozycje z racji swojego zamiłowania do teorii...
2012-01-01
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać e-booka pt. Autor 2.0 autorstwa Aleksandra Sowy. Podtytuł tej pozycji brzmi: Jak wydać własną książkę i na tym zarobić? Chwytliwe prawda? Czytelnik ma wrażenie, że dostanie cudowną receptę na sukces - nie dość, że autor obiecuje zdradzić jak wydać własną książkę, to jeszcze podpowie nam jak na niej zarobić.
W pierwszej części Autora 2.0 bez ogródek przedstawiony zostaje nam autorski, ciężki kawałek chleba. Sowa pokazuje czego tak naprawdę wymagają dzisiejsi wydawcy, jak trudno jest przebić się w literackim świecie nieznanym jeszcze twórcom oraz do czego zobowiązujemy się podejmując współpracę z zainteresowanym naszą twórczością wydawnictwem. Nie ma się co łudzić, pierwsza część książki to nie są superlatywy i opowieści o cudach. Takowych jak wiadomo w świecie wydawniczym nie ma, więc jeśli myślisz o wydaniu własnego utworu, przygotuj się na przeciwności, przeciwności i jeszcze raz przeciwności. Nie jesteś Danem Brownem ani Stevenem Kingiem? Pozbądź się złudzeń - wydawcy to nie dobrzy wujkowie, którzy docenią Twoją pracę, to materialistyczne dupki, oceniające Ciebie tylko i wyłącznie w kategoriach opłacalności bądź jej braku. Taka jest smutna prawda i ją właśnie Aleksander Sowa podaje do publicznej wiadomości w pierwszej części swojego ebooka.
Autor 2.0 przepełniony jest realizmem dzisiejszego rynku wydawniczego. W publikacji poruszane są takie zagadnienia jak tworzenie pod pseudonimem, blaski i cienie posiadania własnego wydawnictwa, self-publishing, czy też znaczenie jakie mają dla autora konkursy literackie. Jak wiadomo dróg do wydania własnej książki jest wiele, można oczywiście zapłacić za to krocie, ale też znaleźć wyjście, które nie będzie nas kosztowało nawet złotówki. Moim zdaniem Sowa rozprawia się z mitem mówiącym, że jeśli coś jest dobre, to znajdzie to swoich amatorów. Guzik prawda! Wydaje i sprzedaje się przede wszystkim treści komercyjne, nie ma tu miejsca na jakąś górnolotną sztukę, taką możemy tworzyć do szuflady. Trochę to smutne, prawda? Wszak nikt nie obiecywał, że będzie różowo.
W części drugiej Autora 2.0 przechodzimy do tego, co tygrysy lubią najbardziej, czyli do kwestii finansowych. Poznajemy prawdziwą cenę pisania i ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że "papier" wcale nie znaczy tak dużo, jak mogło nam się do tej pory wydawać. Aleksander Sowa daje nam jasno do zrozumienia: e-book jest w dzisiejszych czasach wart więcej niż książka (oczywiście z punktu widzenia zarabiającego na nim autora). Niby to wszystko takie proste, ale nadal nie dochodzimy do głównego pytania: jak zarobić? No właśnie, nie dochodzimy i nie dojdziemy, bo właśnie to zarabianie wydaje się być rzeczą najtrudniejszą. Jak wiadomo są gusta i guściki, ale nawet wielbiciele naszego stylu nie zakupią książki, skoro nie będą wiedzieli o jej istnieniu. I zaczyna się...
Sowa przedstawia nam swoje pomysły na promocję książki. Konkursy, portale internetowe, spotkania autorskie i tak dalej. A gdzie ta recepta na sukces? - Spytasz. Nie ma i nigdy takowej nie było. Bo jeśli nawet zbierzesz się, że się tak brzydko wyrażę do kupy, skumulujesz cały swój potencjał i talent oraz zaangażujesz w to wszystkie dostępne Ci media - istnieje prawdopodobieństwo, że nie wyjdzie. Powiedzmy, że to takie ryzyko zawodowe. Ktoś obdaruje Cię niekorzystną recenzją, zbierzesz gorzkie słowa krytyki - zdarza się.
Pisanie jest dla tych, którzy potrafią podźwignąć jego ciężar - takie jest moje skromne zdanie. I tu nie chodzi już tylko o umiejętności. Można tworzyć doskonale sprzedający się chłam lub nieznany nikomu dziejowy epos. To kwestia umiejętności, samozaparcia i siły przebicia. To też oczywiście kwestia kasy lub jej braku. E-book Sowy nie jest dla tych, którzy szukają przyjemnej lektury na jesienny wieczór. To pozycja dla ludzi, którzy chcą tworzyć własne utwory i potrzebują praktycznej wiedzy o przebiegu procesu wydawniczego. W Autorze 2.0 nie znajdziesz kwiecistych kompozycji, ta książka ma na celu przekazać Ci informacje, pomóc poznać rynek i Twoje w nim szanse. Tylko od Ciebie zależy, jak wykorzystasz te informacje.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać e-booka pt. Autor 2.0 autorstwa Aleksandra Sowy. Podtytuł tej pozycji brzmi: Jak wydać własną książkę i na tym zarobić? Chwytliwe prawda? Czytelnik ma wrażenie, że dostanie cudowną receptę na sukces - nie dość, że autor obiecuje zdradzić jak wydać własną książkę,...
2012-01-01
Recenzja pochodzi z mojego bloga htttp://literutopia.blogspot.com
Gdyby nie głośny proces w sprawie zabójstwa Dariusza J. nigdy nie trafiłabym na książkę Amok. Autor - Krystian Bala zadbał o popularność swojego utworu, ale przypłacił to wszystko dwudziestoma pięcioma latami odsiadki.
13 maja 2009 roku Krystian Bala został skazany na 25 lat więzienia w związku z zabiciem Dariusza J. a swoją zbrodnię opisał w książce Amok. Co prawda oficjalnie treść książki nie była brana pod uwagę jako materiał dowodowy, ale tak prywatnie, to nie chce mi się w to wierzyć. Zresztą właściwie nie obchodzi mnie co zrobił pan Bala i czy wyrok jest słuszny, czy nie. W tym momencie obchodzi mnie sama książka.
Kurczę, zresztą książka to chyba zbyt piękne określenie jak dla tego utworu. Samo słowo książka ma dla mnie wyjątkowo pozytywne i bliskie sercu znaczenie, a tego zbioru słów opatrzonego dziwnym koziołkiem na okładce, nie mogę tak nazwać. Dlaczego? Otóż Krystian Bala okrzyknięty został cesarzem metafor i żeby te metafory miały jeszcze jakiś poziom, albo wydźwięk, to wszystko byłoby w porządku, ale one wcale do mnie nie trafiają. Amok zaczęłam czytać kilka miesięcy temu i szczerze mówiąc jeszcze nie skończyłam.
Cały tekst usiany jest wypaczoną wizją świata. Chris, główny bohater jest tak niemiłym i paskudnym wręcz typem, że już na samym wstępie odechciewa się przewracać kolejne kartki. Wszędzie tylko opisy rzygów, sików, seksu, który zresztą autor traktuje bardzo przedmiotowo i pozbawia go przejawów wszelkich uczuć. Chris myśli tylko o tym żeby się upić i sobie popieprzyć, kobiety nazywa wielokrotnie kurwami i twierdzi, że każdą z nich może mieć kiedy tylko zechce. Książka męczy, nie wiem czy dlatego, że nie widzę w niej głębszego sensu, czy po prostu jestem dla niej zbyt tępa? Bala był studentem filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim i może te jego filozoficzne zapędy doprowadziły do tego, że całość jest jednym wielkim chłamem pisanym chyba tylko w celu wzbudzenia kontrowersji i wypromowania go jako wolnego ducha nieopierającego się żadnym konwenansom.
Amok to wielkie literackie paskudztwo ubrane w sukienkę zwaną książką. Wydawca zapewne podejmując decyzję i publikacji książki kierował się chęcią zysku i pokazania swojego wydawnictwa jako indywiduum ceniące wyzwolonych artystów, ale koniec końców był taki, że książkę wycofano ze sprzedaży, a na allegro można ją było zakupić po niebagatelnej jak na taki badziew sumie 200zł. I ja się pytam dlaczego? Skoro nie jest ona jednoznacznym dowodem mówiącym, że autor zabił, to jaki jest sens wycofywania książki ze sprzedaży? Zarobiłaby przecież fortunę, a tak chuj wielki i bąbelki.
Krystian Bala twierdzi, że jest niewinny. Może i nie jest winny morderstwa, ale z pewnością jest winien stworzenia najbardziej paskudnego utworu, jaki miałam "przyjemność" czytać w swoim życiu. Nie wiem, czy dokończę tą książkę, no chyba wtedy, kiedy zabraknie mi już czegokolwiek innego, a póki co, to niech sobie tam leży i nie psuje ludziom nerwów. Właściwie mogłabym napisać o niej trochę więcej, ale po co? Ile można słuchać zwierzeń wyidealizowanego psychopaty jakim jest Chris? Spróbowałam i dziękuje, nie smakuje mi...
Recenzja pochodzi z mojego bloga htttp://literutopia.blogspot.com
Gdyby nie głośny proces w sprawie zabójstwa Dariusza J. nigdy nie trafiłabym na książkę Amok. Autor - Krystian Bala zadbał o popularność swojego utworu, ale przypłacił to wszystko dwudziestoma pięcioma latami odsiadki.
13 maja 2009 roku Krystian Bala został skazany na 25 lat więzienia w związku z zabiciem ...
2012-01-01
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Powieść Marthe Blau "W jego dłoniach", była pierwszą tego typu książką, jaką miałam przyjemność przeczytać. Długo zbierałam się do napisania tej recenzji, ale w końcu postanowiłam, że to zrobię.
Książka "W jego dłoniach" dała mi zupełnie inny pogląd na literaturę erotyczna, niż ten, który żywiłam do tej pory. Kiedy sięgałam po tą książkę oczekiwałam delikatnych, zmysłowych opisów przeżyć wewnętrznych dwojga kochanków, być może opis miłości niespełnionej, zaborczej lub okrutnej, dlatego tym większe było moje zdziwienie już po przeczytaniu kilku pierwszych stron.
Marthe Blau stworzyła powieść erotyczną, mocno perwersyjną i opisującą sadomasochistyczne uzależnienie kobiety od mężczyzny. Czy pomysł był dobry? Trudno ocenić, tym bardziej, że nie mam porównania z innymi tego typu dziełami, jednakże postaram się skupić na odczuciach, jakie mam po przeczytaniu tego właśnie utworu. Być może moje ocena zostanie zachwiana oceną moralną i podejściem do pewnych tematów, ale z pewnością zrównoważy to brak porównania do innych książek.
Do rzeczy. Powieść jest objętościowo niewielka, czyta się ją stosunkowo szybko (stosunkowo to tutaj bardzo dobre określenie). Okładka daje nam jasno do zrozumienia, że "jego" dłonie to nic ciekawego, wszak dziewczyna na zdjęciu nie wydaje się skakać ze szczęścia, więc z góry można założyć, że przydarzy się jej krzywda. I tak się dzieje, tylko, że krzywd których doznaje sama się wręcz doprasza. Główna bohaterka wikła się w związek z nieczułym, niebezpiecznym, ale bardzo podniecającym ją mężczyzną. Kładzie na szali całą swoją karierę, dobre imię i jest zdolna zrezygnować z rodziny, po to, aby być z nim. Naiwnie wierzy, że otrzyma z jego strony miłość, podczas gdy on traktuje ją wyłącznie jako seksualną zabawkę.
Akcja książki toczy się we współczesnym Paryżu, pokazuje jego nocne upiorne oblicze i praktyki, którym oddają się bogaci paryżanie. Bohaterka opisuje wszystko w czasie teraźniejszym, obnaża swoje pragnienia, tęsknoty i pokazuje czytelnikowi swój upadek moralny w całej jego krasie. Uczucie, które żywi ona do brutalnego mężczyzny całkowicie nią zawładnie, strącając na sam dół poniżenia i goryczy. Początkowo powieść utrzymana jest w nieco spokojniejszym stylu, oto fragment:
Nic nie mówię. Siedzę w milczeniu i obserwuję Jego dłonie. Przyglądam im się uważnie i wiem, że moje ciało na nie czeka. Delektuję się tym oczekiwaniem. I znów Jego szare spojrzenie. Wyciąga rękę w stronę mojego karku. Przez chwilę wydaje mi się, że weźmie mnie w ramiona. Nie, palcem wskazującym dotyka mojej skóry, wodzi po szyi, muska jedwabną tkaninę okrywającą mi piersi. Palec przesuwa się po linii biodra, schodzi w dół i bardzo wolno unosi materiał, odsłaniając czerń pończoch i biel ud. Serce bije mi jak szalone. Oddycham głęboko, ponieważ nagle brakuje mi powietrza. Spuszczam wzrok. Wsłuchuję się w ciszę. Bo wokół nas zapadła uciążliwa wszechogarniająca cisza jak na pustyni, gdzie nie ma żywego ducha. Powoli zapominam, że jestem człowiekiem. Staję się ciałem zdanym na łaskę obłąkanego demona. Porwał mnie i pędzimy na jego szalonym rumaku.
Dalej jednak sytuacja przestaje wyglądać na niewinną:
Skup się na tym, co będę ci robił. Doprowadzę cię do szaleństwa. Nie będziesz się już mogła bez tego obejść. Będziesz czekać na mój telefon, będziesz mnie błagać, żebym się z tobą spotkał, a gdy cię wezwę, przyjdziesz natychmiast i zrobisz wszystko, co ci każę. Będziesz czekać na moje wezwanie. To ci się spodoba... Zresztą będzie ci mnie brakowało. Żeby doznać rozkoszy, będziesz musiała o mnie pomyśleć. No i o tym, co się za chwilę stanie.
Marthe Blau zbudowała niezwykle przemawiający do wyobraźni obraz uzależnienia i zgubnej miłości. Co prawda niektóre opisy powodują odruch wymiotny, ale w tym tkwi właśnie sekret tej książki, w ukazaniu zatracenia i upadku, obnażeniu bezmyślnej miłości, która skupia się tylko i wyłącznie na doznaniach zmysłowych. Autorka pokazuje kobietę, która nie może obejść się bez bólu i bez osoby, która ten ból zadaje. Książka wręcz krzyczy do nas: ciesz się, że to nie Ty! Mimo swej bezwzględności w opisach, uważam ją za wartościową i przemawiającą do wyobraźni. Happy Endu oczywiście w niej nie ma, ale i tak warto przeczytać.
Recenzja pochodzi z mojego bloga http://literutopia.blogspot.com
Powieść Marthe Blau "W jego dłoniach", była pierwszą tego typu książką, jaką miałam przyjemność przeczytać. Długo zbierałam się do napisania tej recenzji, ale w końcu postanowiłam, że to zrobię.
Książka "W jego dłoniach" dała mi zupełnie inny pogląd na literaturę erotyczna, niż ten, który żywiłam do tej...
Moja recenzja dostępna jest tutaj http://literutopia.blogspot.com/2013/05/w-ofierze-molochowi-asa-larsson.html
Moja recenzja dostępna jest tutaj http://literutopia.blogspot.com/2013/05/w-ofierze-molochowi-asa-larsson.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to