-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Zaczynając książkę, byłam niemile zdziwiona, jak nudno prowadzona jest narracja. Pierwsze sto stron - nie wiemy, kto jest kim, jaką magią się bawi i za jakie grzechy to czytamy.
Potem powieść bardzo się rozkręca i nie zawiodą się ci, którym przypadł do gustu styl znany z "Chłopów".
Fabuła przyjemna, niezbyt skomplikowana, ale taka... inna, jeśli popatrzymy na nasze podwórko. Motyw wampira przedstawiony mało konkretnie, ale całkiem ciekawie, bez niepotrzebnego kiczu.
Warto przeczytać choćby po to, żeby poznać Reymonta z nieco innej strony.
Zaczynając książkę, byłam niemile zdziwiona, jak nudno prowadzona jest narracja. Pierwsze sto stron - nie wiemy, kto jest kim, jaką magią się bawi i za jakie grzechy to czytamy.
Potem powieść bardzo się rozkręca i nie zawiodą się ci, którym przypadł do gustu styl znany z "Chłopów".
Fabuła przyjemna, niezbyt skomplikowana, ale taka... inna, jeśli popatrzymy na nasze...
Króciutkie, ale bardzo smakowite opowiadanie. Warto je znać choćby dlatego, że to właśnie ono rozpoczęło "modę" na wampiry właśnie w takim ujęciu. Ładny styl, tajemnica, wiktoriańska elegancja.
Króciutkie, ale bardzo smakowite opowiadanie. Warto je znać choćby dlatego, że to właśnie ono rozpoczęło "modę" na wampiry właśnie w takim ujęciu. Ładny styl, tajemnica, wiktoriańska elegancja.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPowiem tak - warto, ale spodziewałam się czegoś innego. Miałam nadzieję, że więcej dowiemy się o wampirach np. w różnych krajach, że autor ładnie usystematyzuje wiedzę, którą chce się podzielić. Niestety, tak się nie stało i momentami odnosi się wrażenie chaotyczności, kilka razy Lecouteux wraca też do wcześniej opowiadanego wątku, np. po to, aby dodać kilka detali. Ogólnie jednak czyta się dobrze, jeśli jesteście zainteresowani wampirzą tematyką, śmiało sięgającie po tę książkę. Na pewno nie jest to "jednorazówka", bo w natłoku informacyjnym łatwo zapomina się szczegóły, które chce się wynieść z lektury.
Powiem tak - warto, ale spodziewałam się czegoś innego. Miałam nadzieję, że więcej dowiemy się o wampirach np. w różnych krajach, że autor ładnie usystematyzuje wiedzę, którą chce się podzielić. Niestety, tak się nie stało i momentami odnosi się wrażenie chaotyczności, kilka razy Lecouteux wraca też do wcześniej opowiadanego wątku, np. po to, aby dodać kilka detali. Ogólnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTen tom był już lepszy, historia zdecydowanie nabrała kolorów. I mimo, że arcydziełem nie jest, ta seria rzeczywiście potrafi zaintrygować.
Ten tom był już lepszy, historia zdecydowanie nabrała kolorów. I mimo, że arcydziełem nie jest, ta seria rzeczywiście potrafi zaintrygować.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W sumie w porządku, historia wciąga, ale ilustracje w klimacie miejskim jakoś mniej przemawiają.
Tłumaczenie mi się nie podoba, opis też nie - jakie wilkołaki, jakie zombie? Nie dość, że tego nie było, to jeszcze nie przypominam sobie, żeby chociaż wspominali o innych gatunkach, no ale...
W sumie w porządku, historia wciąga, ale ilustracje w klimacie miejskim jakoś mniej przemawiają.
Tłumaczenie mi się nie podoba, opis też nie - jakie wilkołaki, jakie zombie? Nie dość, że tego nie było, to jeszcze nie przypominam sobie, żeby chociaż wspominali o innych gatunkach, no ale...
Ponownie plus za język. Książka dość okrutna, nieco baśniowa, powieść o trudnej miłości, tożsamości, samotności... wszystko okraszone odrobiną groteski i (uwaga, wrażliwi!) kilkoma nie zawsze ładnymi i miłymi dla czytelnika scenami seksu. Polecić można głównie fanom stylu Brite, ale także wampirów - tutaj to niesamowicie atrakcyjne, ale i niebzepieczne stworzenia. Próżne, narcystyczne, niektóre nieco głupie, a wszystkie - bez celu w życiu, który zastępują sobie zabawą lub obserwacją zmieniającej się rzeczywistości. Jak zwykle, są one także pyszne, zepsute i lubią wpędzać innych w kłopoty. Tym, co Brite wymyślił całkowicie od siebie, jest wpływ alkoholu na wampiry - wysokoprocentowe trunki działają prawie jak trucizna. Ogółem, specyficzna powieść.
Ponownie plus za język. Książka dość okrutna, nieco baśniowa, powieść o trudnej miłości, tożsamości, samotności... wszystko okraszone odrobiną groteski i (uwaga, wrażliwi!) kilkoma nie zawsze ładnymi i miłymi dla czytelnika scenami seksu. Polecić można głównie fanom stylu Brite, ale także wampirów - tutaj to niesamowicie atrakcyjne, ale i niebzepieczne stworzenia. Próżne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie wiem, czy to opowiadanie zostało przetłumaczone na język polski - jeśli tak, to zapewne w jakimś zbiorku, ale nie jestem tego pewna. Swoją wersję czytałam po angielsku. Prosta, nieskomplikowana, ale pełna uroku historia miłosna młodego księdza, Romualda, oraz kurtyzany Clarimonde, która okazuje się być... tego każdy dowie się sam, zabierając za tę historię. Styl typowy dla romantyków, odrobina orientu, piękny język z mnóstwem pysznych porównań, odrobina archaizmów... Dla miłośników klimatów lekko fantastycznych, nieco patetycznych wywodów i fabuły opierającej się na uczuciu - tak, reszta czytelników niekoniecznie będzie delektować się lekturą.
Nie wiem, czy to opowiadanie zostało przetłumaczone na język polski - jeśli tak, to zapewne w jakimś zbiorku, ale nie jestem tego pewna. Swoją wersję czytałam po angielsku. Prosta, nieskomplikowana, ale pełna uroku historia miłosna młodego księdza, Romualda, oraz kurtyzany Clarimonde, która okazuje się być... tego każdy dowie się sam, zabierając za tę historię. Styl typowy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Diabelnie przerysowane (choć celniej byłoby rzec - wampirycznie). I w tym tkwi cały urok.
Tej brzydocie nie można odmówić pewnego piękna - nie chodzi tu o głębię psychologiczną bohaterów, nie chodzi nawet o walory artystyczne - po prostu postaci mają tę legendarną już iskrę w oku, popularnie mówiąc, po prostu mają jaja. I to najpewniej tak przyciąga czytelników do "Hellsinga", chociaż powiedzmy sobie szczerze - kto nie lubi rysunkowego gore? Ja lubię, stąd moja ocena.
A Alucard i Pip trafili już dawno do mojego zestawienia ulubionych postaci, zawsze lubiłam długowłosych facetów z przewrotnym uśmieszkiem.
Diabelnie przerysowane (choć celniej byłoby rzec - wampirycznie). I w tym tkwi cały urok.
Tej brzydocie nie można odmówić pewnego piękna - nie chodzi tu o głębię psychologiczną bohaterów, nie chodzi nawet o walory artystyczne - po prostu postaci mają tę legendarną już iskrę w oku, popularnie mówiąc, po prostu mają jaja. I to najpewniej tak przyciąga czytelników do...
Miała być to książka "na potem", kiedy już uporam się ze swoimi priorytetami czytelniczymi, jednak coś mnie podkusiło, żeby po nią sięgnąć - zwłaszcza, że jej recenzje są przeważnie albo bardzo entuzjastyczne, albo wręcz miażdżące. Ku mojemu zdziwieniu, jest to pierwsza książka tutaj, którą pozostawię bez oceny, dlatego, że ocenić jej po prostu nie umiem, ale o tym później.
"Oficjalna kontynuacja", tak nazwano owoc współpracy D. Stokera i I. Holta. No cóż, dla mnie oficjalna kontynuacja występuje TYLKO wtedy, gdy ktoś kończy pracę autora (np. w przypadku nagłej śmierci tegoż), posługując się jego zapiskami i możliwie jak najbliżej trzyma się jego stylu lub kiedy autor oficjalnie wyznacza swojego następcę, ale tutaj uzależniam swoją decyzję trochę od tego, ile bzdur i niekanonicznych kwestii wprowadzi nowa osoba. Rzecz, która bazuje na czyjejś własności intelektualnej i wykonana jest bez jego wiedzy i zgody (i nieważne, że autor nie żyje i trupowi wszystko jedno) NIE jest dla mnie oficjalną kontynuacją.
O dziwo, najbardziej zniesmaczyły mnie nie zmiany dotyczące postaci, a komentarze Stokera, Holta oraz niejakiej Miller, pseudoautorytetu od wampirycznych kwestii. Ten pierwszy, co widać, pojęcie o swoim dziedzictwie miał mgliste, ale wiadomo, że dla błyszczącego pieniążka wielu jest w stanie przezwyciężyć niechęć do kurzu pokrywającego kufry z pamiątkami rodzinnymi. Nie podoba mi się także niezachwiana wiara w to, że Bram pogłaskałby autorów "kontynuacji" po główce za ich pracę - nie zdziwiłabym się, gdyby raczej skończyli zakołkowani. Idźmy jednak dalej - Holt. Możliwe, że on po prostu wykorzystał swoją szansę na jakiś (minimalny) rozgłos czy realizację pisarskiego kaprysu, nie podoba mi się jednak jego fanatyczny entuzjazm. Oczywiście, że na upartego można stworzyć swoją "kontynuację" np. Biblii, w której Jezus wróciłby na Ziemię z zamiarem zemsty, siedząc na grzbiecie gigantycznego dziobaka i dzierżąc w dłoni kabanosa w charakterze broni zaczepnej, pytanie tylko - po co te kretynizmy, skoro i tak nikt nie wziąłby tego na poważnie? Tak samo tu, wszystko wygląda ładnie, wspaniale, pobudki autorów poparte są pseudonaukowymi tłumaczeniami, tylko czy nie na tym przypadkiem polegał urok Stokerowskiego "Draculi", że tam się wierzyło, nie wiedziało? Mędrca szkiełko i oko, ot, co. No i głupie tłumaczenie, że autorzy znaleźli coś niewykorzystanego w zapiskach Brama - pewnie, dla miłośników to dodatkowy smaczek, ale gdyby został gdzieś wydany w formie dokładnie takiej, w jakiej pozostawił go prawowity autor. Dla historii to nie ma znaczenia, bo historia, książka jest sprawą zamkniętą, podobnie jak ludzki los - w życiu też mamy możliwość dokonywania wyborów, ale liczy się ostateczny, widać panowie jeszcze się tego przez tyle lat życia nie nauczyli. Już nie mówiąc o tym, że to żadne novum, bo przecież mnóstwo autorów zmieniało fragmenty swoich dzieł - a nie zawsze były to fragmenty małe i nic nie wnoszące. Ostatnia osóbka, pojawiająca się tylko w kilku zdaniach, ale zdążyła zirytować. Otóż Miller, opiewając wspaniałość "kontynuacji", kpiąco i niefrasobliwie odnosi się do ewentualnych przeciwników kontynuacji w tej formie jako do "purystów" - w takiej sytuacji mogę powiedzieć tylko jedno - jest idiotką bez szacunku wobec tego, czym się zajmuje i bez pojęcia o literaturze w ogóle. Zapewne po godzinach czytuje fan fiction z najniższej półki, bo przecież każdy może sobie napisać cokolwiek i "puryści" nie powinni być tym urażeni. Nawet nie mam siły dalej komentować tego babska.
No dobrze, to teraz może o samej książce. Gdyby była to luźna wariacja, nie pretendująca do miana kontynuacji, bez silenia się na wzniosłe pobudki, tradycje literackie i tak dalej... cóż, w takim wypadku jest to naprawdę dobra książka! Zgrabnie napisana, z wyraźnie zarysowanymi postaciami, wciągająca, nie do końca schematyczna, a najlepsze w niej jest to, że trup się gęsto ściele i słodki syrop makabry leje się na wszelkie złe serduszka jej spragnione. Widać, że tutaj nie spartaczono, wątki także nieźle się ze sobą splatają, są dopracowane, jakiś tam research zrobiony, po prostu puzzle z jednego zestawu, nie smętne resztki kilku układanek zsypane do jednego pudełka.
Ostatecznie bez oceny, dlatego że książka jest rzeczywiście dobra, ale jeśli nie porównujemy jej z klasycznym "Draculą" - jako kontynuacja jest beznadziejna, naciągana i żeruje na Stokerowskim fenomenie, ponadto kilka odwołań do strzępków pomysłów Brama jest wyraźną nadinterpretacją.
Miała być to książka "na potem", kiedy już uporam się ze swoimi priorytetami czytelniczymi, jednak coś mnie podkusiło, żeby po nią sięgnąć - zwłaszcza, że jej recenzje są przeważnie albo bardzo entuzjastyczne, albo wręcz miażdżące. Ku mojemu zdziwieniu, jest to pierwsza książka tutaj, którą pozostawię bez oceny, dlatego, że ocenić jej po prostu nie umiem, ale o tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKlasyka powieści gotyckiej, bardzo dobra, wciągająca. Niestety, często niedoceniana ze względu na język, dużo ludzi obecnie nie umie się wysilić i historie, w których nie używa się kolokwializmów, od razu zyskują plakietkę "nudne". Rozczula niesamowity honor i czystość serc bohaterów, nieco zbyt idealistyczne podejście, ale jakże pełne słodyczy pośród przepełniających literaturę psychopatów, nieudaczników i bankrutów ideowych. Brakuje mi jedynie nieco bardziej nakreślonego rysu psychologicznego postaci oraz makabry (wiem, że nie wypadało, ale jakie czasy wiktoriańskie rzeczywiście były, każdy powinien wiedzieć). Ubóstwiam postać Renfielda, choć drugoplanowa, naprawdę świetna.
Klasyka powieści gotyckiej, bardzo dobra, wciągająca. Niestety, często niedoceniana ze względu na język, dużo ludzi obecnie nie umie się wysilić i historie, w których nie używa się kolokwializmów, od razu zyskują plakietkę "nudne". Rozczula niesamowity honor i czystość serc bohaterów, nieco zbyt idealistyczne podejście, ale jakże pełne słodyczy pośród przepełniających...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTak jak w przypadku elfów - przekomiczny obraz w krzywym zwierciadle, tym razem dotyczący wampirów. W sumie... ups, chyba "zwierciadło" i "wampiry" to nie jest najlepsze zestawienie.
Tak jak w przypadku elfów - przekomiczny obraz w krzywym zwierciadle, tym razem dotyczący wampirów. W sumie... ups, chyba "zwierciadło" i "wampiry" to nie jest najlepsze zestawienie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBardzo krótkie opowiadanie, ale bardzo dobre. Uwielbiam ten urzekający styl gotyckiej klasyki, pierwsze opowiadania grozy - unosi się nad nimi subtelna aura tajemnicy, klimat wyważonej prozy z dreszczykiem, ale na bardzo wysokim poziomie. Pomysły, jak dla współczesnego czytelnika, są proste, może wręcz czasami oklepane, ale jednocześnie przedstawione z ogromną dbałością o język, z wielkim wyczuciem i smakiem. "Carmilla" ma tylko jeden minus - jest niedługa i czyta się ją w chwilę, ale nie umniejsza to przyjemności zapoznawania się z tekstem.
Bardzo krótkie opowiadanie, ale bardzo dobre. Uwielbiam ten urzekający styl gotyckiej klasyki, pierwsze opowiadania grozy - unosi się nad nimi subtelna aura tajemnicy, klimat wyważonej prozy z dreszczykiem, ale na bardzo wysokim poziomie. Pomysły, jak dla współczesnego czytelnika, są proste, może wręcz czasami oklepane, ale jednocześnie przedstawione z ogromną dbałością o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kreska bez szału, powiedziałabym nawet, że wygląda dość kiepsko i amatorsko, ale podoba mi się przedstawienie wampirów i brutalność. Ogólnie lubię komiksy z dużą ilością czerwieni, im więcej, tym lepiej.
E.: Ups, no i muszę się jednak pokajać - powyższa opinia owszem, ma zastosowanie, ale... przy innym komiksie z serii, który czytałam po angielsku, a odnośnie którego byłam pewna, że to właśnie on został przetłumaczony na polski. Zwracam honor i podwyższam ocenę o jedną gwiazdkę - tutaj kreska mi się podoba, komiks jest mroczny, kolory nasycone, kontury nieostre i rzeczywiście, niezła lektura na wieczór. Historia prosta, ale całkiem zgrabna, natomiast tłumaczenie niezbyt dobre, kuleje stylistycznie jak dla mnie, interpunkcja miejscami leży - ale to już nie jest wina autorów.
Kreska bez szału, powiedziałabym nawet, że wygląda dość kiepsko i amatorsko, ale podoba mi się przedstawienie wampirów i brutalność. Ogólnie lubię komiksy z dużą ilością czerwieni, im więcej, tym lepiej.
E.: Ups, no i muszę się jednak pokajać - powyższa opinia owszem, ma zastosowanie, ale... przy innym komiksie z serii, który czytałam po angielsku, a odnośnie którego byłam...
Wydanie zawiera już wcześniej opublikowany komiks "The Journal of John Ikos" i zazębiający się z nim "30 Days of Night: Picking Up the Pieces" - historie ciekawe, wykonanie też. Gdyby było tam coś na podobnym poziomie, ocena podskoczyłaby o jakieś dwa oczka.
No i tu pojawia się problem - najwięcej miejsca przeznaczono na opowieść o... no właśnie, wystarczy pod uroczego stwora z "Obcego - ósmego pasażera Nostromo" podstawić prawie równie rozkosznego wampira. Niby ciekawe, ale to jednak zbyt odgrzewany kotlet (mimo słodko-gorzkiego zakończenia, w jakich chyba Niles gustuje). Oprawa graficzna Milxa także bez rewelacji.
Wydanie zawiera już wcześniej opublikowany komiks "The Journal of John Ikos" i zazębiający się z nim "30 Days of Night: Picking Up the Pieces" - historie ciekawe, wykonanie też. Gdyby było tam coś na podobnym poziomie, ocena podskoczyłaby o jakieś dwa oczka.
No i tu pojawia się problem - najwięcej miejsca przeznaczono na opowieść o... no właśnie, wystarczy pod uroczego...
O rany, od czego by tu zacząć... to było złe. I bynajmniej nie chodzi tu tym razem o tematykę wampirów i nadmierne zużycie czerwonej kredki/farby/tuszu/innego barwnika.
Historia nieautentyczna, tak bardzo, jak bardzo może być historia o wampirach i jeszcze sto razy bardziej sama w sobie. Dziwna, drętwa, rozciągnięta, z mnóstwem wypychaczy i idiotycznym zakończeniem, które rozgrywa się szybciej, niż przeciętny kot dopada do świeżo wypełnionej miski. Naprawdę beznadziejna, a szkoda, bo opowiastka z "Dead Space"(stanowiąca tutaj prolog) była dość obiecująca. Ciekawie przedstawiono tu tylko pomysły wampirów na szerzenie zarazy, ale to niczego nie ratuje.
Oprawa graficzna naprawdę fatalna. Smakowite okładki Jonesa i Templesmitha oraz dość znośne Sancheza mieszają się ze średnimi ilustracjami tego ostatniego i beznadziejnymi Sandovala. Wampiry wyglądają jak zombie i nagle po kilku komiksach z serii zrobiły się niebieskie. Ciekawe, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w następnym komiksie następuje powrót do "tradycyjnej" stylistyki serii. Sandoval fatalny, przykro było patrzeć, ale co mi tam, napiszę nieprzystojnie: jego postacie mają krzywe mordy i tyle. Strasznie to wszystko pokraczne i z trudem brnęłam przez ostatnie strony, bo po prostu miałam dość. Nie chodzi tu nawet o swego rodzaju antyestetykę i ukłon w stronę miłośników turpizmu, po prostu art jest kiepski i niechlujny.
W mojej opinii najsłabszy tom ze wszystkich, przynajmniej do tej pory.
O rany, od czego by tu zacząć... to było złe. I bynajmniej nie chodzi tu tym razem o tematykę wampirów i nadmierne zużycie czerwonej kredki/farby/tuszu/innego barwnika.
Historia nieautentyczna, tak bardzo, jak bardzo może być historia o wampirach i jeszcze sto razy bardziej sama w sobie. Dziwna, drętwa, rozciągnięta, z mnóstwem wypychaczy i idiotycznym zakończeniem, które...
Do kreski można się przyzwyczaić, jest mroczna, czasem pozornie niedbała, ale do treści bardzo pasuje. Najbardziej podobają mi się malownicze rozbryzgi krwi, ale to oczywiście nie wszystko.
Treść stanowi kontynuację poprzednich tomów i zdecydowanie rozbudza ciekawość.
Do kreski można się przyzwyczaić, jest mroczna, czasem pozornie niedbała, ale do treści bardzo pasuje. Najbardziej podobają mi się malownicze rozbryzgi krwi, ale to oczywiście nie wszystko.
Treść stanowi kontynuację poprzednich tomów i zdecydowanie rozbudza ciekawość.
Zdecydowanie poprawia humor po beznadziejnej poprzedniej części.
Historia dość przyjemna w odbiorze, kreska Randalla i jego miękkie, ciepłe kolory (żółcie, pomarańcze, brązy) to miła odmiana po "Spreading the Disease". Nieco podobnie do Templesmitha, ale tylko odrobinę.
Chciałabym pooglądać jakieś ilustracje Randalla w jakimś steampunkowym dziełku, myślę, że tam by pasował.
Zdecydowanie poprawia humor po beznadziejnej poprzedniej części.
Historia dość przyjemna w odbiorze, kreska Randalla i jego miękkie, ciepłe kolory (żółcie, pomarańcze, brązy) to miła odmiana po "Spreading the Disease". Nieco podobnie do Templesmitha, ale tylko odrobinę.
Chciałabym pooglądać jakieś ilustracje Randalla w jakimś steampunkowym dziełku, myślę, że tam by...
Tym razem na komiks składają się dwa odrębne twory z uniwersum 30DoN - pierwszy jest dziełem duetu Niles & Chamberlain, drugi zespołu Fraction & Templesmith.
"Dead Billy Dead" to historia chłopaka ukąszonego przez wampira. Billy'emu udaje się zabić krwiopijcę, ale zostaje zarażony. Jedyną osobą, której może ufać, jest jego była dziewczyna, która niechcący ściąga na siebie i swojego byłego uwagę policjanta i wykładowcy o dwóch obliczach... Bardzo prosta historia, ale lubię takie nieco niepokojące klimaty, nawet jeśli ktoś gra schematami - o ile umie je ładnie połączyć. Nawet nie przeszkadza mi czysto komiksowy styl Chamberlaina, choć podobny u Laphama mnie irytował.
Z drugą opowieścią mam większy problem. Lex Nova przyjeżdża do Juarez, by badać sprawę morderstw mieszkających tam kobiet. Równocześnie do miasta przybywa osobliwa "rodzinka" wampirów i wtedy zaczyna się cały, co tu dużo mówić - cyrk.
Ilustracje Templesmitha... cóż, zdarzały mu się lepsze momenty. Fabuła mogłaby być ciekawa, Fraction skoncentrował się na kilku momentach, zakończenie jest gorzkie, a historyjka na kształt epilogu wyjaśnia zależności między Novą a ekipą w składzie Bingo, Halo i Echo. Prawie rewelacyjnie - prawie. Kilka niejasności sprawia wrażenie niespójnych, głupio wyprowadzonych, rozczarowuje. Historia miała potencjał, ale przydałoby się rozwinąć wątki, a całość wypadłaby korzystniej.
Niech będzie szóstka - przyznam, że mimo niedociągnięć, ta część serii coś w sobie ma.
Tym razem na komiks składają się dwa odrębne twory z uniwersum 30DoN - pierwszy jest dziełem duetu Niles & Chamberlain, drugi zespołu Fraction & Templesmith.
"Dead Billy Dead" to historia chłopaka ukąszonego przez wampira. Billy'emu udaje się zabić krwiopijcę, ale zostaje zarażony. Jedyną osobą, której może ufać, jest jego była dziewczyna, która niechcący ściąga na siebie...
Podoba mi się technika rysownicza - nie wiem, jak namalowano ten komiks, ale styl mnie jakoś ujmuje.
Natomiast historia wyjątkowo słaba, w sumie nudna i nieprzemyślana - gdyby nie ilustracje, to nie byłoby sensu tego otwierać.
Podoba mi się technika rysownicza - nie wiem, jak namalowano ten komiks, ale styl mnie jakoś ujmuje.
Natomiast historia wyjątkowo słaba, w sumie nudna i nieprzemyślana - gdyby nie ilustracje, to nie byłoby sensu tego otwierać.
Kolejna książka, której słabe oceny niesamowicie mnie zadziwiają. Dlaczego są takie? Argumenty proszę, postawić gwiazdki i iść dalej każdy głupi potrafi. Być może jest to wina tłumaczenia, miałam to szczęście, że udało mi się złapać wersję oryginalną, która jest naprawdę dobra, pomysłowa, co więcej, autor operuje bardzo ładnym słownictwem (bynajmniej nie w znaczeniu "miłym" i "delikatnym", po prostu wybiega poza podstawowe zakresy słów, jakimi często raczy się czytelnika). Co do samej historii... kiedy usłyszałam o książce, w której Dracula zostaje władcą, poślubiając królową Wiktorię, na co reakcją jest pojawienie się mordującego wampirze prostytutki Kuby Rozpruwacza, prychnęłam pogardliwie i wywróciłam z niedowierzaniem oczami. Byłam zdania, że to nie może się udać. Błąd. Jeśli autor ma pomysł i włoży energię w wykonanie, nawet najbardziej absurdalna historia może być wciągająca i wartościowa. Kim Newman doskonale stworzył nastrój, bawiąc się licznymi konwencjami literackimi, okrasił powieść odpowiednią ilością czarnego humoru, postawił także na dylematy moralne - i trzeba przyznać, że wyszło smakowicie. Brakuje tylko jednego elementu - myślałam, że sam Dracula będzie miał więcej do powiedzenia, jednak pisarz zdecydował, że nie sama jego postać ma "popychać" historię do przodu, a zamieszanie wokół niej. Dobrze, niech i tak będzie - tak czy inaczej, warto przeczytać.
Kolejna książka, której słabe oceny niesamowicie mnie zadziwiają. Dlaczego są takie? Argumenty proszę, postawić gwiazdki i iść dalej każdy głupi potrafi. Być może jest to wina tłumaczenia, miałam to szczęście, że udało mi się złapać wersję oryginalną, która jest naprawdę dobra, pomysłowa, co więcej, autor operuje bardzo ładnym słownictwem (bynajmniej nie w znaczeniu...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to