-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
To nie był Golding, jakiego się spodziewałam i jakiego pamiętałam z "Władcy Much", pewnie dlatego, że w tym utworze w mroczną melodię została wpleciona także nuta seksualności.
Niepokojąca i dziwaczna książka, jakby cała wyrwana z kontekstu i na pewien sposób szalona. Nie rozwiązuje nic i zostawia czytelnika w ciekawym stanie osłupienia podobnym do tego, w jaki na początku historii wpadli ratujący Matty'ego mężczyźni. Pełna tragicznych i rozdartych postaci, niepełnych i niepewnych powodów swojego istnienia.
To nie był Golding, jakiego się spodziewałam i jakiego pamiętałam z "Władcy Much", pewnie dlatego, że w tym utworze w mroczną melodię została wpleciona także nuta seksualności.
Niepokojąca i dziwaczna książka, jakby cała wyrwana z kontekstu i na pewien sposób szalona. Nie rozwiązuje nic i zostawia czytelnika w ciekawym stanie osłupienia podobnym do tego, w jaki na początku...
W zasadzie mogłabym napisać wiele rzeczy, ale napiszę to, co najbardziej do mnie przemówiło - książka o człowieku, który nie umiał kochać. Szalenie aktualne. W pewien sposób "Mariamne" jest tylko dodatkiem, ale nie do końca, bo ona i Herod definiują siebie nawzajem. Ona jest aż tak szlachetna tylko ze względu na niego, a on tak potworny tylko przez stosunek wobec niej.
W zasadzie mogłabym napisać wiele rzeczy, ale napiszę to, co najbardziej do mnie przemówiło - książka o człowieku, który nie umiał kochać. Szalenie aktualne. W pewien sposób "Mariamne" jest tylko dodatkiem, ale nie do końca, bo ona i Herod definiują siebie nawzajem. Ona jest aż tak szlachetna tylko ze względu na niego, a on tak potworny tylko przez stosunek wobec...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzeszłość odległa i zapomniana oraz nieco bliższa, o której chcielibyśmy zapomnieć, splecione w jedno. Przyznam, że ta dalsza przeszłość podobała mi się bardziej, jej złowroga atmosfera tchnęła większą baśniowością. Skandynawowie nieco inaczej, nie tacy bezkrwiści, wygładzeni, choć znacznie bardziej aryjscy, niż byśmy chcieli. I kat. Bardzo dobra książka.
Przeszłość odległa i zapomniana oraz nieco bliższa, o której chcielibyśmy zapomnieć, splecione w jedno. Przyznam, że ta dalsza przeszłość podobała mi się bardziej, jej złowroga atmosfera tchnęła większą baśniowością. Skandynawowie nieco inaczej, nie tacy bezkrwiści, wygładzeni, choć znacznie bardziej aryjscy, niż byśmy chcieli. I kat. Bardzo dobra książka.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Smutna, gorzka, ciemna - nie dlatego, że dzieje się w ciemnym kraju, a z tego względu, że to ludzka dusza staje się takim krajem, mrocznym, pozbawionym słońca, jałowym i nieprzyjaznym, zdradliwym.
Najbardziej żal mi zwierząt - i już sama nie wiem, czy mam tu na myśli rzeczywiście zwierzęta, czy już ludzi.
Smutna, gorzka, ciemna - nie dlatego, że dzieje się w ciemnym kraju, a z tego względu, że to ludzka dusza staje się takim krajem, mrocznym, pozbawionym słońca, jałowym i nieprzyjaznym, zdradliwym.
Najbardziej żal mi zwierząt - i już sama nie wiem, czy mam tu na myśli rzeczywiście zwierzęta, czy już ludzi.
Lubię sposób, w jaki Hamsun opisuje uczucia swoich bohaterów płci męskiej wobec kobiet. I jeszcze tę norweską mentalność zarysowywaną przez pisarzy sprzed paru dekad.
Czy to rzeczywiście książka o marzeniach? Powiedziałabym raczej, że odwrotnie, o straconych szansach i uświadamianiu sobie ich - nawet pod koniec, gdy Elise podejmuje decyzję, zdaje sobie sprawę z tego, co traci oraz z tego, co mogłaby stracić.
Historia ani wesoła, ani smutna, nieco staromodna, melancholijna, ale i posiadająca pewien urok.
Lubię sposób, w jaki Hamsun opisuje uczucia swoich bohaterów płci męskiej wobec kobiet. I jeszcze tę norweską mentalność zarysowywaną przez pisarzy sprzed paru dekad.
Czy to rzeczywiście książka o marzeniach? Powiedziałabym raczej, że odwrotnie, o straconych szansach i uświadamianiu sobie ich - nawet pod koniec, gdy Elise podejmuje decyzję, zdaje sobie sprawę z tego, co...
Jaką piękną skłonność do przesady widzę w wielu opiniach. Ta powieść nie jest aż tak potworna - albo to ja się naczytałam za dużo okropieństw, sama nie wiem. A może po prostu umiem oddzielić fikcję od prawdy? Bo opowieści oparte na faktach przyjmuję na ogół inaczej niż wszystko, co okrutne, ale zmyślone. Co nie zmienia faktu, że każdy ma inne gusta i doskonale rozumiem, że ktoś może nie lubić brutalności i epatowania brzydotą.
Nie każdemu musi się podobać, ale mnie się podoba. Może warto wyjaśnić, dlaczego. W książce da się zauważyć cień dystopii, choć całkowita antyutopia to nie jest, bo społeczeństwo nie organizuje się, a dezorganizuje, rozkłada, wraca do upokarzającego początku i każdy jest w obliczu katastrofy równy. Właściwie to prawie każdy. Kim jest żona doktora? Być może odkupicielką win. Może być też jednak przedstawiona w ten, a nie inny sposób z powodu czystego niedopowiedzenia - pewne organizmy są odporne (lub przynajmniej - odporniejsze) na określone choroby, dlatego równie dobrze możemy założyć, że takich osób mogło istnieć więcej, ale autor przekazał nam tylko to, co wiedziały postaci, czyli właściwie niezbyt dużo.
"Miasto ślepców" to powieść duszna, ale nie można się od niej oderwać. Z napięciem przewraca się kolejne strony i wypatruje odpowiedzi na pytania, którymi dręczeni są również bohaterowie. Dziwaczny zapis dialogowy, o ile to w ogóle można jeszcze tak nazwać, sprawia, że jako czytelnik czujemy się prawie jak podglądacz, który również widzi, a co więcej - ocenia. Przeszkadzać może jedynie moralizatorstwo autora, które wyłania się w wielu momentach i często zupełnie niepotrzebnie.
Wydaje mi się, że największą siłę tej powieści stanowi w pewnym sensie jej początek - nie epidemia, nie symbolika, nawet nie koszmarne sceny w byłym szpitalu psychiatrycznym. Od pierwszych paru stron zależy, co możemy poczuć do tej książki. Ja byłam zafascynowana i jednak nieco przerażona, tak, doskonale wyobrażam sobie tę pierwszą scenę, podejrzewam, że w niej też przejawił się potencjał, który sprawił, że książkę sfilmowano.
Warto zwrócić uwagę na kilka rewelacyjnych w swoim tragizmie scen - pożar, dylemat niewidomych kobiet, które muszą "zarobić" na wykarmienie reszty czy wizję uciekającego lasu. Przyznam, że nie mogę się doczekać kolejnego zetknięcia z bohaterami "Miasta ślepców", którzy tym razem pojawiają się w "Mieście białych kart".
Jaką piękną skłonność do przesady widzę w wielu opiniach. Ta powieść nie jest aż tak potworna - albo to ja się naczytałam za dużo okropieństw, sama nie wiem. A może po prostu umiem oddzielić fikcję od prawdy? Bo opowieści oparte na faktach przyjmuję na ogół inaczej niż wszystko, co okrutne, ale zmyślone. Co nie zmienia faktu, że każdy ma inne gusta i doskonale rozumiem, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zaczynając książkę, byłam niemile zdziwiona, jak nudno prowadzona jest narracja. Pierwsze sto stron - nie wiemy, kto jest kim, jaką magią się bawi i za jakie grzechy to czytamy.
Potem powieść bardzo się rozkręca i nie zawiodą się ci, którym przypadł do gustu styl znany z "Chłopów".
Fabuła przyjemna, niezbyt skomplikowana, ale taka... inna, jeśli popatrzymy na nasze podwórko. Motyw wampira przedstawiony mało konkretnie, ale całkiem ciekawie, bez niepotrzebnego kiczu.
Warto przeczytać choćby po to, żeby poznać Reymonta z nieco innej strony.
Zaczynając książkę, byłam niemile zdziwiona, jak nudno prowadzona jest narracja. Pierwsze sto stron - nie wiemy, kto jest kim, jaką magią się bawi i za jakie grzechy to czytamy.
Potem powieść bardzo się rozkręca i nie zawiodą się ci, którym przypadł do gustu styl znany z "Chłopów".
Fabuła przyjemna, niezbyt skomplikowana, ale taka... inna, jeśli popatrzymy na nasze...
Tyleż piękna, co smutna i prześmiewcza, czasem nawet naciągana. Bardzo mi się to w większości podoba, a co się nie podoba - tym lepiej, bo sprawia, że Marquez wydaje się bardziej autentyczny w tym, co robił, nie uświęcony i bezkrytycznie wrzucony na piedestał.
I znów mam wrażenie, że miłość to jedno, a samotność to drugie, bo przecież większość bohaterów tutaj musi się z nią zmagać.
Najbardziej rozczuliły mnie sytuacje konfliktu między "ja" bohaterów a ich miłościami i obowiązkami, a także opis starszego małżeństwa z początku książki. Najbardziej mnie zaintrygowała, rozbawiła i zarazem zasmuciła transformacja młodego Florentina - uwielbiam obserwować mężczyzn zawieszonych w romantycznym stanie świadomości, co nie zmienia jednak faktu, że karmienie wszelkich potrzeb wyimaginowaną i hiperbolizowaną miłością kończy się, jak widać. Ci uroczy Florentinowie - pół z Wertera, pół, nomen omen, cholera!
Tyleż piękna, co smutna i prześmiewcza, czasem nawet naciągana. Bardzo mi się to w większości podoba, a co się nie podoba - tym lepiej, bo sprawia, że Marquez wydaje się bardziej autentyczny w tym, co robił, nie uświęcony i bezkrytycznie wrzucony na piedestał.
I znów mam wrażenie, że miłość to jedno, a samotność to drugie, bo przecież większość bohaterów tutaj musi się z...
Jeśli patrzy się tylko na to, co unosi się na powierzchni zdań, mamy groteskowy obraz opisanej w książce społeczności, dużo nieprzyzwoitych fragmentów i bełkotu (kogo nie nużą wielokrotnie złożone zdania, w których zmienia się temat po kilka razy?).
Nie o to jednak chodzi w "Mazurku dla dwóch nieboszczyków". W tej powieści trzeba nie tylko dać się pokropić deszczowi, który pada od śmierci Lazara Codesala, ale i zanurkować głęboko między słowa. I wtedy dopiero widzimy gorycz, smutek, ból, zniechęcenie i samotność.
W jednej z recenzji pojawia się porównanie do Marqueza - prawda to, mnóstwo tu postaci i wątków, ale także niezwykłych elementów - nie można nie zwrócić uwagi na ten półbaśniowy świat, w którym grasuje wampir, a z karmelowo barwionych muszli wydobywają się czarownice.
Jeśli patrzy się tylko na to, co unosi się na powierzchni zdań, mamy groteskowy obraz opisanej w książce społeczności, dużo nieprzyzwoitych fragmentów i bełkotu (kogo nie nużą wielokrotnie złożone zdania, w których zmienia się temat po kilka razy?).
Nie o to jednak chodzi w "Mazurku dla dwóch nieboszczyków". W tej powieści trzeba nie tylko dać się pokropić deszczowi, który...
Magiczna, groteskowa i jakaś smutna. Mnóstwo szczegółów. Intertekstualność. Lubię.
Magiczna, groteskowa i jakaś smutna. Mnóstwo szczegółów. Intertekstualność. Lubię.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Smutna i zastanawiająca.
Nieważne, czy pozornie szczera, czy przesadnie szczera.
Prawdziwa - bo przyznajmy się przed sobą, kto nie ma czasem podobnych myśli? Kto nie przechodził przez pewien narcystyczny etap rozwoju?
Dojrzała - odrzucenie mrzonek i krytyczna ocena ideałów z pewnych okresów życia, o ile pozbawione kokieterii, nie są niczym łatwym.
Dylematy młodego człowieka - jak najbardziej obecne. Tak bardzo chciałby, a tak bardzo nie może. Tak bardzo nie chce, a tak bardzo musi.
Smutna i zastanawiająca.
Nieważne, czy pozornie szczera, czy przesadnie szczera.
Prawdziwa - bo przyznajmy się przed sobą, kto nie ma czasem podobnych myśli? Kto nie przechodził przez pewien narcystyczny etap rozwoju?
Dojrzała - odrzucenie mrzonek i krytyczna ocena ideałów z pewnych okresów życia, o ile pozbawione kokieterii, nie są niczym łatwym.
Dylematy młodego...
Bardzo wciągająca, gorzka powieść, zaskakująca, dziwacznie intymna, a jednocześnie pełna dystansu dzięki zastosowaniu trzeciej osoby. Nie ja, a więc "on", "jego" łatwiej się obserwuje i ocenia niż "mnie".
Bolesne i szczere, tylko na ile szczere? Wciąż jako czytelnicy nie możemy być pewni, ile z krytycznych spostrzeżeń dotyczy prawdziwych sytuacji z życia autora, a ile podkolorowano. I to właśnie pociąga w tej książce najbardziej.
Bardzo wciągająca, gorzka powieść, zaskakująca, dziwacznie intymna, a jednocześnie pełna dystansu dzięki zastosowaniu trzeciej osoby. Nie ja, a więc "on", "jego" łatwiej się obserwuje i ocenia niż "mnie".
Bolesne i szczere, tylko na ile szczere? Wciąż jako czytelnicy nie możemy być pewni, ile z krytycznych spostrzeżeń dotyczy prawdziwych sytuacji z życia autora, a ile...
Na początku zaznaczę, że mam mieszane uczucia - nie podoba mi się podejście do zwierząt (widoczne też w "Wielkiej grze" Vesaasa) i niektóre relacje społeczne tamtego okresu.
Historia natomiast mi się podobała - prosta i odrobinę surowa jak norweska przyroda, słowa stanowią znakomity nośnik skandynawskiej melancholii i bliskości z ziemią, na której żyją bohaterowie.
Na początku zaznaczę, że mam mieszane uczucia - nie podoba mi się podejście do zwierząt (widoczne też w "Wielkiej grze" Vesaasa) i niektóre relacje społeczne tamtego okresu.
Historia natomiast mi się podobała - prosta i odrobinę surowa jak norweska przyroda, słowa stanowią znakomity nośnik skandynawskiej melancholii i bliskości z ziemią, na której żyją bohaterowie.
Zawsze mam problem z powieściami pisarzy japońskich - nie do końca trafiają w mój gust, ale jednocześnie nie mogę odmówić im wszelkich walorów.
Opowieść niedopowiedziana, niezwykła, urywana, przez co odrobinę tajemnicza.
Mistrzostwem jest dla mnie przedstawienie postaci Yoko - choć wydaje się ona być tłem dla przepychanek uczuciowych dwójki głównych bohaterów, tak naprawdę odgrywa dużą rolę - a opisu twarzy Yoko na początku powieści oraz jej losów na samym końcu długo nie zapomnę. Doskonałe i liryczne.
Zawsze mam problem z powieściami pisarzy japońskich - nie do końca trafiają w mój gust, ale jednocześnie nie mogę odmówić im wszelkich walorów.
Opowieść niedopowiedziana, niezwykła, urywana, przez co odrobinę tajemnicza.
Mistrzostwem jest dla mnie przedstawienie postaci Yoko - choć wydaje się ona być tłem dla przepychanek uczuciowych dwójki głównych bohaterów, tak...
Kolejna powieść o odnajdywaniu siebie, o wyobcowaniu i hańbie.
Kolejna, ale zarazem nie taka sama. Naturalistyczna, ale i przyciągająca.
Zakończenie powoduje niedosyt, cała książka stawia pytanie: kto tak naprawdę jest barbarzyńcą?
Kolejna powieść o odnajdywaniu siebie, o wyobcowaniu i hańbie.
Kolejna, ale zarazem nie taka sama. Naturalistyczna, ale i przyciągająca.
Zakończenie powoduje niedosyt, cała książka stawia pytanie: kto tak naprawdę jest barbarzyńcą?
Książkę czyta się nadzwyczaj szybko, nie zauważa się wtedy świata zewnętrznego i nie słyszy szelestu kolejnej przewracanej kartki...
Wbrew pozorom, trudno ją opisać, ciężko scharakteryzować. O czym jest? Na pewno o życiu. Czy tylko o życiu Michaela? Zdecydowanie nie, choć jest on niezwykły.
Zaskoczona byłam tylko tymi kilkoma wulgaryzmami, których się po Coetzee'm nie spodziewałam, a które jeszcze bardziej pozwoliły odczuć czytelnikowi realność wykreowanego świata.
Przyznam też, że chyba nigdy nie byłam tak poruszona symboliczną utratą pewnej niewinności przez bohatera, który nieco przypominał mi postaci ze "Stu lat samotności", jeśli chodzi o tę wyjątkową aurę wyobcowania.
"Życie i czasy Michaela K." przypomina iryzujący cenny kamień - każdemu objawi inną barwę, a ma ich naprawdę wiele.
Książkę czyta się nadzwyczaj szybko, nie zauważa się wtedy świata zewnętrznego i nie słyszy szelestu kolejnej przewracanej kartki...
Wbrew pozorom, trudno ją opisać, ciężko scharakteryzować. O czym jest? Na pewno o życiu. Czy tylko o życiu Michaela? Zdecydowanie nie, choć jest on niezwykły.
Zaskoczona byłam tylko tymi kilkoma wulgaryzmami, których się po Coetzee'm nie...
Każde z opowiadań wnosi coś zupełnie innego. Podejrzewam, że ilu czytelników, tyle będzie interpretacji i opinii.
Mnie osobiście żal "Pajaca", ale absolutnie nie żal Tonia - miał szansę nawiązania rozmowy z dwoma, wydawałoby się, podobnymi do siebie dziewczynami, on jednak wolał uganiać się za ludźmi kompletnie "nie ze swojej ligi". Życiowe, ale zdecydowanie niesmaczne i przykre.
"Katastrofa kolejowa" króciutka, ale również żywcem wyjęta z życia, pięknie pozostawiona w zawieszeniu.
Z całego zbiorku niezbyt przypadła mi do gustu jedynie historia o Bauszanie (cóż za intrygujące imię!) i jego właścicielu, była zbyt rozmyta i niemrawa, coś w niej irytowało.
Ostatnie opowiadanie było zdecydowanie najlepsze, dramatyczne, dziwaczne i niepokojące. Oddziaływało na czytelnika podobnie do hipnotyzera - budziło zarazem niechęć, jak i niezdrowe zainteresowanie.
Z pewnością nie będzie to moje ostatnie zetknięcie z twórczością Manna.
Każde z opowiadań wnosi coś zupełnie innego. Podejrzewam, że ilu czytelników, tyle będzie interpretacji i opinii.
Mnie osobiście żal "Pajaca", ale absolutnie nie żal Tonia - miał szansę nawiązania rozmowy z dwoma, wydawałoby się, podobnymi do siebie dziewczynami, on jednak wolał uganiać się za ludźmi kompletnie "nie ze swojej ligi". Życiowe, ale zdecydowanie niesmaczne i...
Wydaje mi się, że nigdy jeszcze nie męczyłam się do tego stopnia przy żadnym tekście - nie licząc, oczywiście, czystej, ciężkiej literatury faktu. I oczywiście nie chodzi o popularne ostatnio użycie słowa "(z)męczyć" w kontekście czytania nieciekawej lub niezrozumiałej książki. "Głód" naprawdę ugniata czytelnika w piersi, dusi, rozbija na kawałki i z każdą niemal stroną potęguje jego bezsilność.
Czytając, czułam się nieszczęśliwa, bezradna, bezmiernie zasmucona - także z powodu wstępu, w którym odbiorcy dane jest poznać nazwiska różnych mistrzów literatury, którzy cierpieli z powodu nędzy. A że i Hamsuna przypisano do tej grupy, powieść można uznać za przynajmniej po części autobiograficzną.
Mimo że postawa bohatera momentami dziwi, jego niefrasobliwość i lenistwo wówczas, gdy ma pieniądze, irytuje, chyba każdy czytelnik zgodzi się ze stwierdzeniem, że wiele razy podczas lektury odczuwa się palący ból i przypływ współczucia wobec nieszczęsnego człowieka. Trudno powiedzieć, czy protagoniście trudniej jest zaakceptować fizyczne cierpienie, czy też psychiczne upodlenie. Nie jest on w stanie podążać ani za potrzebami swojej duszy, ani słabnącego ciała. Wrażenia porażki dopełnia samotność bohatera - choć niekiedy otrzymuje doraźną pomoc od innych, w swojej tragedii tkwi bez żadnego silnego oparcia. Wzrusza i przeraża też niemożność człowieka do wołania o pomoc, wciąż tak w wielu sytuacjach aktualna.
Wybitne. Niewielu potrafi tak prosto, szczerze, przejmująco i zarazem pięknie opisać potrzebę ciała, która stanowi przecież filtr do wielu potrzeb duchowych. Niewielu jest w stanie zamknąć wszystkie postawy ludzkie w postaciach wspomnianych przez stronę lub dwa zdania. I nikt inny nie potrafiłby tak zamknąć tej historii.
Wydaje mi się, że nigdy jeszcze nie męczyłam się do tego stopnia przy żadnym tekście - nie licząc, oczywiście, czystej, ciężkiej literatury faktu. I oczywiście nie chodzi o popularne ostatnio użycie słowa "(z)męczyć" w kontekście czytania nieciekawej lub niezrozumiałej książki. "Głód" naprawdę ugniata czytelnika w piersi, dusi, rozbija na kawałki i z każdą niemal stroną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zbiorek opowiadań dotyczących śmierci - tematu, który od zawsze jednocześnie człowieka przyciąga, jak i odpycha, hipnotyzuje i fascynuje.
Marquez jak Marquez, jak zawsze pomysłowo, niebanalnie, przedziwnie, strasznie i pięknie. Inaczej niż wszyscy, a do tego po każde z opowiadań sięgało się jak po zakazany owoc.
Jest tylko jedno "ale", ale... no właśnie, znowu "ale" - nie mam pojęcia, czy to wpływ prozy noblisty, czy mojego własnego zamyślenia, zasklepienia w tym procesie chłonięcia, miałam jednak wrażenie, że czytam wszystkie te opowieści jakby nieobecnie, myślami będąc daleko, nie mogę się skoncentrować, choć przecież pamiętam, o czym traktowały. Może to kwestia klimatu tych historii, irytujące i nowe zarazem doświadczenie.
Zbiorek opowiadań dotyczących śmierci - tematu, który od zawsze jednocześnie człowieka przyciąga, jak i odpycha, hipnotyzuje i fascynuje.
Marquez jak Marquez, jak zawsze pomysłowo, niebanalnie, przedziwnie, strasznie i pięknie. Inaczej niż wszyscy, a do tego po każde z opowiadań sięgało się jak po zakazany owoc.
Jest tylko jedno "ale", ale... no właśnie, znowu "ale" - nie...
Uwielbiam norweskich (i ogółem skandynawskich) autorów, nie potrafię się nie wzruszać tym, jaki obraz norweskiego społeczeństwa pokazują w swoich powieściach: surowy wizerunek ludzi pracowitych i uczciwych, niejednokrotnie nękanych namiętnościami, ale jednocześnie świadomych swoich zobowiązań wobec rodziny i grupy. Jest to proza nie pozbawiona pewnego wdzięku i słodyczy, może chwilami nieco naiwna, ale w cudownie kojący i staroświecki sposób. Bardzo przemawia język, jakim posługuje się Hamsun: zapewne dla niektórych ocierający się delikatnie o kicz, ale mnie się podoba. Miłość jak wietrzyk pośród róż, rozkoszne. I wcale nie kpię.
Opowieść krótka i bynajmniej nie trzymająca w napięciu, ale interesująca i smutna. Znów jestem poirytowana tym, że nie dostaliśmy na końcu odpowiedzi, co dalej z Jankiem, bo bardzo chciałabym wiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, czym skończyła się książka. Co do perypetii głównych bohaterów, to czasem tak niestety jest, że wszystko skazane jest na porażkę przez czyjeś zobowiązania wobec innych osób albo czysty, ośli upór, więc tym bardziej przykre wydają się dzieje dwojga zakochanych. Książeczka nie jest rewelacyjna, ale jest urocza i pełna słodyczy w swojej smutnej, pełnej melancholii wymowie.
Uwielbiam norweskich (i ogółem skandynawskich) autorów, nie potrafię się nie wzruszać tym, jaki obraz norweskiego społeczeństwa pokazują w swoich powieściach: surowy wizerunek ludzi pracowitych i uczciwych, niejednokrotnie nękanych namiętnościami, ale jednocześnie świadomych swoich zobowiązań wobec rodziny i grupy. Jest to proza nie pozbawiona pewnego wdzięku i słodyczy,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to