Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przeczytana lata temu tylko po tyo, żeby móc krytykować. Rzeczywiście, jest to literatura niskich lotów, ale ku mojemu zdziwieniu całkiem przyjemna. Jeśli ma służyć pustej rozrywce i odstresowaniu - jak najbardziej warto po to sięgnąć.

Przeczytana lata temu tylko po tyo, żeby móc krytykować. Rzeczywiście, jest to literatura niskich lotów, ale ku mojemu zdziwieniu całkiem przyjemna. Jeśli ma służyć pustej rozrywce i odstresowaniu - jak najbardziej warto po to sięgnąć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nareszcie trafiłam na ciekawą polską fantastykę i bardzo się z tego cieszę. Książka dała mi dużo rozrywki i oddechu od rzeczywistości, a o to w fantastyce chodzi. Do tego jest to powieść, napisana językiem powieści, a nie blogaska albo fanfiku, czego od lat pelno na pólkach z "fantastyką".

To, co jest jednocześnie wadą i zaletą serii to okrucieństwo, które spotyka bohaterów, syf ich świata, brud codziennego życia i rażące wady charakteru. Ale to jest właśnie znak rozpoznawczy tych historii i nie mam tego za złe.

Bardzo szanuję!

Nareszcie trafiłam na ciekawą polską fantastykę i bardzo się z tego cieszę. Książka dała mi dużo rozrywki i oddechu od rzeczywistości, a o to w fantastyce chodzi. Do tego jest to powieść, napisana językiem powieści, a nie blogaska albo fanfiku, czego od lat pelno na pólkach z "fantastyką".

To, co jest jednocześnie wadą i zaletą serii to okrucieństwo, które spotyka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety bardzo łopatologicznie przedstawiona ideologia proaborcyjna w świecie przedstawionym psuje odbiór książki. Swoją drogą średnio się to klei, że akermańskie łuczniczki są takie biedne, gdy zachodzą w ciązę, skoro w kraju normą jest, że z dzieckiem zostaje ojciec - a tu nagle ojciec zwykle nieznany. Sorry, autor ewidentnie chciał stworzyć państwo, w którym jak kobiety są wyzwolone i mają dostęp do aborcji, to wszystko gra, a słuchacze kiwają tylko głowami w zadumie. Bo to oczywiście lepsiejsze niż konserwatywne tradycje z innego pańsgwa. Tylko czemu nadal Akermanki są kopane na poronienie i śmierć przez koleżanki z pierwszego tomu?

Ostatecznie przerwałam na scenie ordynarnego seksu, a potem drastycznego morderstwa, nie dlatego, że było to zbyt okrutne, tylko miałam już trochę dość tego brudu - w życiu też go trochę oglądam i niekoniecznie muszę o tym czytać w wolnych chwilach. Nadal uważam, że książki Feliksa Kresa to bardzo sprawnie napisane powieści, seria jest ciekawa i zasługuje na miano fantastyki, a nie obyczajówki z motywami fantasy.

Niestety bardzo łopatologicznie przedstawiona ideologia proaborcyjna w świecie przedstawionym psuje odbiór książki. Swoją drogą średnio się to klei, że akermańskie łuczniczki są takie biedne, gdy zachodzą w ciązę, skoro w kraju normą jest, że z dzieckiem zostaje ojciec - a tu nagle ojciec zwykle nieznany. Sorry, autor ewidentnie chciał stworzyć państwo, w którym jak kobiety...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kawal dobrej fantastyki. Poza kilkoma powtórzeniami typowymi dla autora, ta seria to odkrycie mojej dorosłości. Pozdrawiam łodzianina. :)

Kawal dobrej fantastyki. Poza kilkoma powtórzeniami typowymi dla autora, ta seria to odkrycie mojej dorosłości. Pozdrawiam łodzianina. :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałam to z ciekawością jako nastolatka. Wszystko bardzo fascynujące do momentu, gdy napotkano "przyjaciół wojska radzieckiego". Nie jestem za tym, aby palić książki, ale jak najbardziej można oznaczać je jako zawierające pochwałę dla zbrodniczych reżimów. Nieistotne, czy to miał być zabieg, który umożliwił wydanie tej książki w PRL. Wojska radzieckie paliły i gwałcily wszystko, co spotkały na swojej drodze. Polska nie zawdzięcza im przyjaźni, tylko 50 lat okupacji i zacofania. I czytając książki z tego okresu trzeba być tego świadomym i ostrzegać młodzież, która jeszcze nie jest świadoma.

Cyt. wiki. "Alfred Paczkowski w 1950 roku rozpoczął współpracę ze służbami specjalnymi Polski Ludowej. Był konfidentem Informacji Wojskowej, później UB i SB. Rozpracowywał środowiska AK oraz repatriowanych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Zadenuncjował ukrywającego się pod fałszywym nazwiskiem ppłk. Wincentego Ściegiennego, szefa sztabu Białostockiego Okręgu AK[6]."

Czytałam to z ciekawością jako nastolatka. Wszystko bardzo fascynujące do momentu, gdy napotkano "przyjaciół wojska radzieckiego". Nie jestem za tym, aby palić książki, ale jak najbardziej można oznaczać je jako zawierające pochwałę dla zbrodniczych reżimów. Nieistotne, czy to miał być zabieg, który umożliwił wydanie tej książki w PRL. Wojska radzieckie paliły i gwałcily...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobra książka, pamiętam, że przeczytałam z zapartym tchem. Myślę, że to obowiązkowa lektura dla wszystkich aspirujących medyków - można podarować komuś z rodziny w ciemno.

Chciałabym tylko, aby te historie uczyły czytelników pokory wobec ograniczeń naszej nauki. To nie jest tak, że ludzie minionych wieków byli głupi i okrutni - nie wszystko odkryto od razu. I nasza wspaniała wiedza naukowa za 100 lat może być uznawana za prymitywną.

Bardzo dobra książka, pamiętam, że przeczytałam z zapartym tchem. Myślę, że to obowiązkowa lektura dla wszystkich aspirujących medyków - można podarować komuś z rodziny w ciemno.

Chciałabym tylko, aby te historie uczyły czytelników pokory wobec ograniczeń naszej nauki. To nie jest tak, że ludzie minionych wieków byli głupi i okrutni - nie wszystko odkryto od razu. I nasza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Raczej poradnik, dużo ciekawostek, czasami zbyt podstawowe stwierdzenia. Chyba lepiej jest zaglądać do książeczki dorywczo sprawdzając dane hasło lub element architektury, niż czytać od deski deski.

Troszkę nie rozumiem bardzo krytycznych i oburzonych recenzji poniżej, nie wiem, czego się spodziewaliście. Nie sądzę, aby to miał być podręcznik profesjonalny dla adeptów architektury i historii sztuki. Jeśli to ma być pierwszy kontakt domownika z hasłem "wykusz" albo ciekawymi kościołami w Niemczech, to czemu nie. Warto mieć takie książeczki w biblioteczce. Dla mnie iskrą do wyższego wykształcenia biologicznego była książka dla dzieci o zwierzętach z koszmarnie narysowanymi lwami i bardzo podstawowymi informacjami. Tak się rodzą medycy!

Cała seria mnie zaciekawiła i zamierzam ją skompletować. :)

Raczej poradnik, dużo ciekawostek, czasami zbyt podstawowe stwierdzenia. Chyba lepiej jest zaglądać do książeczki dorywczo sprawdzając dane hasło lub element architektury, niż czytać od deski deski.

Troszkę nie rozumiem bardzo krytycznych i oburzonych recenzji poniżej, nie wiem, czego się spodziewaliście. Nie sądzę, aby to miał być podręcznik profesjonalny dla adeptów...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Galaktyka I. Radziecka fantastyka naukowa Kir Bułyczow, Marietta Czudakowa, Anatolij Dnieprow, Sewer Gansowski, Ariadna Gromowa, Iwan Jefremow, Aleksander Kazancew, Władimir Michajłow, Aleksander Mirier, Arkadij Strugacki, Borys Strugacki, Wadim Szefner, Ilja Warszawski
Ocena 6,8
Galaktyka I. R... Kir Bułyczow, Marie...

Na półkach:

Gdyby polscy fantaści pisali takie teksty, jak "najsłabsze" z tego zbioru, to byłoby dobrze.

Gdyby polscy fantaści pisali takie teksty, jak "najsłabsze" z tego zbioru, to byłoby dobrze.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Naprawdę dobrze i pięknie napisana książka historyczna, czy też popularnonaukowa. Nie jestem dobra w określaniu gatunku, ale fakty historyczne bardzo sprawnie łączą się tu z elementami fabularnymi. Do tego wydanie, druk i edycja nie ujmują książce niczego. To bardzo przyjemna i ciekawa pozycja.

Zawsze jednak muszę mieć jakieś ale.

O ile autor wydaje się dosyć bezstronny i konsekwentny, o tyle przebija niesymetryczna ocena komunizmu i faszyzmu. Autor wiele razy określa, że Pius XI miał "świra" na punkcie zagrożenia ze strony komunizmu. Zapomina, że sam napisał, że Pius XI widział skutki komunizmu na własne oczy. Pius XI był delegatem do naszej Polski, na naszą wojnę polsko-bolszewicką. On nie miał świra, on poznał bolszewizm na własne oczy. Morderczych skutków faszyzmu nie znał w tym czasie jeszcze nikt z elit. Działalność wywrotowa i chuligaństwo, a nawet pojedyncze morderstwa, nie były jeszcze ludobójstwem, które my znamy. Stąd postawa Piusa XI, chociaz nieusprawiedliwiona, wydaje się być wyjaśniona.
Mogę jeszcze zrozumieć, że Amerykanin ma inną perspektywę na komunizm, nawet jeśli posiada wiedzę o historii. Ale wy, Polacy? Nikt z waszej rodziny nie był wysłany do łagrów, nikogo nie zabili "przyjaciele Rosjanie", żadnej z waszych ciotek nie zgwałcili czerwoni?

Wydaje mi się, że autor popełnia tutaj popularny błąd XXI wieku - traktuje komunizm jako milszą siostrę nazizmu albo w ogóle nie kojarzy jednej zbrodniczej ideologii z drugą. Porozumienie Ribbentrop-Mołotow dla wielu nie istniało, nawet dla Polaków. Może komunizm zabił więcej ludzi, ale nazizm zabijał przecież Żyfów. A łagry to takie lepsze obozy koncentracyjne.

Co do spuszczania się nad tym, jaki Kościół był zły i jak źle postępował - nic nie odkrywacie, ale spuszczajcie się dalej. Tylko nie zapomnijcie zacytować z tej książki fragmentów o morderstwach księży i prześladowaniach Akcji Katolickiej.

Naprawdę dobrze i pięknie napisana książka historyczna, czy też popularnonaukowa. Nie jestem dobra w określaniu gatunku, ale fakty historyczne bardzo sprawnie łączą się tu z elementami fabularnymi. Do tego wydanie, druk i edycja nie ujmują książce niczego. To bardzo przyjemna i ciekawa pozycja.

Zawsze jednak muszę mieć jakieś ale.

O ile autor wydaje się dosyć bezstronny i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka o tyle wartościowa, że autor zdecydował się nie poruszać kwestii kobiet i wojny w świecie arabskim. Dzięki temu poznajemy wreszcie zupełnie inną perspektywę i rzeczywiście odkrywcze spojrzenie na świat arabski, muzulmański, chrześcijański i zachodni, a także na miejsca stykania się dwóch światów. Urzekły mnie opinie niektórych filozofów o filozofii zachodu. Krytyczne, ale nie tak jak by chcieli tego nowocześni filozofowie Europejscy.

Europejczyk od 100 lat stwierdza, że jest źle, że nie będzie lepiej, że świat nie ma sensu, ale nie proponuje żadnych rozwiązań tego stanu. Mniej więcej to mi zapadło w pamięć.

bardzo wartościowa lektura.

Książka o tyle wartościowa, że autor zdecydował się nie poruszać kwestii kobiet i wojny w świecie arabskim. Dzięki temu poznajemy wreszcie zupełnie inną perspektywę i rzeczywiście odkrywcze spojrzenie na świat arabski, muzulmański, chrześcijański i zachodni, a także na miejsca stykania się dwóch światów. Urzekły mnie opinie niektórych filozofów o filozofii zachodu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poza zwyczajowym humorem Świata Dysku, dostrzegam tu przenikliwą satyrę kultury chińskiej. Kto wie, za parę lat tak śmiałe żarty mogą być zakazane. ;)

Poza zwyczajowym humorem Świata Dysku, dostrzegam tu przenikliwą satyrę kultury chińskiej. Kto wie, za parę lat tak śmiałe żarty mogą być zakazane. ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nic o tej książce nie jest przereklamowaniem ani przesadą.

Nic o tej książce nie jest przereklamowaniem ani przesadą.

Pokaż mimo to

Okładka książki Homo sapiens i jego geny Johannes Krause, Thomas Trappe
Ocena 7,1
Homo sapiens i... Johannes Krause, Th...

Na półkach: ,

EDIT: W sprawie dzielnych obrończyń pani tłumaczki. Odpowiem najpierw tak: "AHA czyli to wina autora". Wyszczególnianie artystek jako starających się o partnera jest konkretną hipotezą, ma ciężar naukowy i nie powinno mieć miejsca albo powinno być zabezpieczone okolicznikiem "być może", bo autor tego NIE WIE.
Reszta przewinień tłumaczki pozostaje bez zmian.
Do komentującej, która śmie twierdzić, że nie szukałam oryginalnej wersji w języku niemieckim - owszem, szukałam, nie znalazłam. Uważam, że jesteś bezczelna pisząc, że "się nie chciało". Mamy inne rzeczy do robienia, wszyscy.

Proszę z siebie nie robić "głosu wołającego na puszczy", bo to trąci mesjanizmem i jest po prostu śmieszne. Z tego, co widzę nawet błędy interpunkcyjne w populistycznej publikacji, będą bronione przez oczytane kobiety jak Ojczyzna.
Proszę nie robić idiotów z tych ludzi, którzy w jakikolwiek sposób dyskutują z autorem. O głupocie świadczy raczej bezkrytyczny poklask, nawet dla błędów (j.w.).
Proszę też zauważyć, że ta książka NIE jest neutralna światopoglądowo.
Od pierwszej strony autor wyznaje, do której strony politycznej mu bliżej. Pomimo deklaracji neutralności, nie omieszkał wyrazić "żartobliwej" opinii na temat konkretnego polityka. Wreszcie, w każdym, w każdym! rozdziale autor nawiązuje do żyjących chyba tylko w jego głowie rasistów, radykałów i nacjonalistów, którym przypisuje poglądy pasujące do jego własnych żarcików.
To jest neutralne? To jest naukowe? To jest nauka przeplatana kitem.
Odnoszę wrażenie, że osoby, które widzą tu neutralność, muszą być z wydawnictwa. Nic innego tego nie tłumaczy.
#EDIT

Po przeczytaniu:

Ogółem dużo fajnych ciekawostek z historii człowieka w Europie. Tylko ten autor.
Autor ewidentnie jest stronniczy, lewicowy i zaślepiony swoją ideą, czego w ogóle nie ukrywa.
Przytaczane przez niego historie, przedmiot jego badań, to historia tego jak jedna grupa ludzi zostaje zupełnie wyparta z Europy przez nadchodzącą skądś indziej grupę ludzi o innych cechach fizycznych i innych zwyczajach. Oczywiście nie można mówić, że to była "inna rasa". Jedna z pra-cywilizacji europejskich zniknęła niemal całkowicie - nie ma po niej nawet śladu w genomie w danym okresie (ok 100 lat, jak dobrze pamiętam). Krause sam rozpisuje się o tym, że mogło to mieć ścisły związek z pojawieniem się obcej grupy ludzi. Great Replacement Theory w najlepszym wydaniu.
Już za chwilę autor stwierdza, że "replacement theory" to rasistowskie bajki mające nas zrazić do imigrantów. Imigrantów nie należy się obawiać. On w ogóle nie rozumie sceptycyzmu środowisk europejskich wobec masowej migracji z Afryki. A to, że jakaś tam kultura dzięki takim imigrantom zniknęła całkowicie z ziemi europejskiej - oj tam, oj tam, przecież to normalne. Książka z popularnonaukowej staje się populizmem samego autora. O wiele lepiej czyta się po prostu fakty bez domieszki opinii pana Krause na temat pana Trumpa. W nosie mam jednego i drugiego.
Wymiana rasowa już ma miejsce we Francji i w Niemczech. Nie wiem, jak Wy, ja wolę kulturę polską niż kulturę somalijską. Z jakiejś przyczyny, to oni przyjeżdżają do nas, a nie my do nich.

Inna sprawa, że:
PANI MAGDALENA KACZMAREK JEST ZŁYM TŁUMACZEM.

Zaznaczam meritum, zanim przewiniesz moją opinię. Jeśli dalej masz ochotę czytać tę opinię, już uzasadniam.

W książce nie zabrakło "naukowczyń", "artystek", "Czytelniczek" i umieszczania rodzaju żeńskiego w kolejności przed rodzajem męskim. Zabrakło za to korekty, gramatyki i zdrowego rozsądku. Tłumaczka (masz, kobieto, ten feminatyw, ciesz się nim) zadbała o zaznaczenie w momentach nic nie znaczących dla książki, roli kobiet. Nie zadbała o przełożenie "który zresztą być może nie zawsze przebiegał bez znamion przemocy" na bardziej polską i krótszą konstrukcję. Przetłumaczyła zdanie zaczynające się od "Najwyraźniej więc" po akapicie, z którego nie wynika nic, co następuje w tym zdaniu (str. 44) - i nie zauważyła tego. Może nie zrozumiała, bo nie było słowa o feminatywach?
Tłumaczka nie wstawiła przecinków tam, gdzie "być może nie zawsze były zbędne". Za to używała więcej niż dwóch przyimków w jednym miejscu, jak "w do 93%" (str. 46). Itd. Nie będę wymieniać wszystkich błędów, bo to praca korektora, zrobiona na odwal się.
Samo tłumaczenie sprawia, że tekst jest trudny w odbiorze, chociaż wydaje się sensowny.

Czy jednak tłumaczka nie dodaje do książki czegoś od siebie? /A jednak to wina autora, także kolejny minus dla naukowców /
Wspomniane "artystki" występują w zdaniu o sztuce praludzi. W zdaniu tym stwierdza się, że rękodzieło mogło sprzyjać szukaniu partnera seksualnego. I tutaj padają słowa "artystki i artyści", którzy tworzeniem rzeźb mają szukać partnerów. Tylko że taki zabieg niesie ze sobą wiele treści:
- Czy w kulturach praludzi kobiety starały się o mężczyzn, na odwrót czy na równi?
- Czy w kulturach łowieckich kobiety zajmowały się sztuką na równi z mężczyznami?
- Czy kobiety również tworzyły figurki Wenus, czy robili to głównie mężczyźni?
- Jakiej płci byli artyści, którzy stworzyli rzeźby Wenus, rzeźbę człowieka-lwa i flet z ptasiej kości?


To są wszystko pytania, na które nie znamy ostatecznej odpowiedzi. Co więcej autor nie wchodzi w podobną dyskusję! Przez całą książkę, o ile nie rozważa kwestii płciowych, używa słowa "człowiek" w rodzaju męskim oraz "ludzie". Nie "mężczyźni i kobiety".
Po prostu szczerzę wątpię, by sam archeolog ujął kwestię pierwszych dzieł sztuki w historii w tak szczegółowy i nieprzemyślany sposób. Jeśli popełniła to tłumaczka, to nie dość, że dodała do książki coś od siebie, co jest NIEDOPUSZCZALNE, to nacechowała treść swoimi poglądami na strukturę języka i historię.

Jeżeli jednak to sam autor używa takich słów, należałoby to zaznaczyć. W języku polskim rodzaj męskosoosobowy liczby mnogiej ujmuje zarówno osoby płci żeńskiej, jak i męskiej, jest bardziej ogólnikowy, mniej zobowiązujący dla treści. Wyróżnianie z tej ogólnikowej zbiorowości osobników płci żeńskiej zwykle oznacza wyszczególnienie czegoś istotnego. Redakcja zwyczajnie lekceważy swoje Czytelniczki i Czytelników. Książka popularnonaukowa staje się bardziej popularna niż naukowa.

Wyczuwam też niepokojącą bigoterię i hipokryzję. Pomimo iż zaznaczono obecność kobiet w każdej możliwej zbiorowości damsko-męskiej, niefrasobliwie pisze się o tym, że GENY DETERMINUJĄ PŁEĆ. Do tego, wymienia się tylko płeć męska i żeńską i obu przypisuje stereotypowe role. Nieładnie, Redakcjo, bardzo nieładnie.

Daję 2 gwiazdki, pomimo iż sama treść książki jest całkiem ciekawa. Robię tak, bo ktoś tę książkę czytał przed wydaniem. Ktoś to składał. Ktoś poprawiał. Ktoś przepuścił te głupie błędy na raptem 250 stronach. Ktoś uznał, że "Czytelniczki i Czytelnicy" to niezbędny zabieg w języku, w którym "Czytelnicy" ujmuje czytelników każdej płci i jest krótsze, prostsze w odbiorze. Wymienianie członków zbiorowości, do której się zwracamy, nie jest sensem zdania, a do tego utrudnia odbiór.

Daję 2 gwiazdki również z innego powodu. Nagromadzenie tutaj komentarzy kobiet, które tą książką "poszerzają swoje horyzonty" nasuwa podejrzenia, że albo wydawca prowadzi nieuczciwą promocję, albo pozycja wydawnicza jest skierowana do mało oczytanych kobiet o wąskich horyzontach. Prawie mi was szkoda.

EDIT: W sprawie dzielnych obrończyń pani tłumaczki. Odpowiem najpierw tak: "AHA czyli to wina autora". Wyszczególnianie artystek jako starających się o partnera jest konkretną hipotezą, ma ciężar naukowy i nie powinno mieć miejsca albo powinno być zabezpieczone okolicznikiem "być może", bo autor tego NIE WIE.
Reszta przewinień tłumaczki pozostaje bez zmian.
Do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie napiszę, że to "bełkot", bo język jest rzeczywiście piękny i płynny. Niemniej jest to strata czasu.
"Specyficzna dla Autora", znaczy "pitolenie o niczym".
"Nie zostawia odpowiedzi", znaczy "nikt nie wie, o co kolesiowi chodziło".
"Genialna" znaczy "niewiele w życiu przeczytałem innego, więc pierwszy absurd z brzegu robi na mnie wrażenie".

Takie to wyśmiewanie głupot społecznych, że się wymyśla bardzo głupich ludzi i się ich wyśmiewa. Potem pisze się głupoty, a głupi czytelnik ma pokiwać głową i według recenzenta "śmiać się w samoobronie". A jak się nie śmiejesz, to "nie zrozumiałeś".

To taka książka dla intelektualistów, którą mogą pokazywać nie-inteligentom, mówiąc, że są z mało inteligentni, aby zrozumieć. Może.
Może też autor był za mało inteligentny, aby nie-inteligentom wyłożyć, co mu w duszy grało.


Amerykańskie Ferdydurke. Autor humanista, w cieple swojego mieszkanka pisze "pupa pupa" albo "bokononizm", a czytelnik robotnik, po dniówce za grosz ma się z tego śmiać, bo to specyficzne, inteligentne i tak wypada. Śmiejcie się.

To taka książka w sam raz dla mojej polonistki, żeby opowiadać młodzieży, że "Kurta Vonneguta" nie wypada znać.
Taka książka dla fanatyków Olgi Tokarczuk, żeby szczycić się, że się zna Kurta i zachwycać się nim przy lampce wina. I co z tego? Nikt z was, onanistów poniżej, nie napisał o tej książce nic konkretnego. Co wam dała znajomość tego autora?

Książka warta godzinę mojej pracy powinna wnosić do życia coś więcej niż tylko pseudointelektualną pożywkę. Coś bardziej wartościowego, niż mgliste poczucie wyższości ludzi mówiących o bokononizmie lub pastafarianizmie, zamiast o Bogu, Buddzie lub Allahu. Jacyż wy jesteście mądrzejsi od reszty cywilizacji.

Może popełniłam błąd biorąc się za taką książkę chwilę po lekturze autentycznych relacji z wojny w Wietnamie, ironicznych reportaży na temat religii hinduskiej i buddyjskiej - autorstwa Oriany Fallaci. Mogę się z nią nie zgadzać w wielu kwestiach, zwłaszcza religijnych, ale przynajmniej jej pisma nie robią z nikogo idioty marnując ich czas na "głupoty". Może też każda fikcja jest w gruncie rzeczy stratą czasu, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, że z moich ostatnich autorów - Lovecraft czy Pratchett przynajmniej starali się, by za każdą straconą minutę oddać mi choć kawałek swojego fantastycznego serduszka. Co daje Vonnegut? Głupoty, lekceważenie i poczucie wyższości.

Piszę o tym aż tyle, bo przepełnia mnie rozgoryczenie, że wydałam na to piśmidło 40 zł. Sprzedam.

Nie napiszę, że to "bełkot", bo język jest rzeczywiście piękny i płynny. Niemniej jest to strata czasu.
"Specyficzna dla Autora", znaczy "pitolenie o niczym".
"Nie zostawia odpowiedzi", znaczy "nikt nie wie, o co kolesiowi chodziło".
"Genialna" znaczy "niewiele w życiu przeczytałem innego, więc pierwszy absurd z brzegu robi na mnie wrażenie".

Takie to wyśmiewanie głupot...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo ciekawa pozycja, nastawiona raczej na anegdotki na temat ubioru. Miejscami trochę kulawy język, poza tym dużo pięknych fotografii, wydanie również bardzo estetyczne. Jest to nabytek dla pokoleń młodych kobiet.

Osobiście chętnie poczytałabym bardziej analityczne książki w stylu jutubowych kanałów opisujących zgodność historyczną. Przekrój różnych źródeł historycznych byłby dobrym zaczątkiem poszukiwań dla aspirujących domowych krawcowych.

Bardzo ciekawa pozycja, nastawiona raczej na anegdotki na temat ubioru. Miejscami trochę kulawy język, poza tym dużo pięknych fotografii, wydanie również bardzo estetyczne. Jest to nabytek dla pokoleń młodych kobiet.

Osobiście chętnie poczytałabym bardziej analityczne książki w stylu jutubowych kanałów opisujących zgodność historyczną. Przekrój różnych źródeł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Romantycznie kunsztowne, ciekawe zakończenia, gęsty klimat. Stary dobry styl, który nieudolnie kopiują laureaci rozlicznych konkursów fantastyki. Dla współczesnego czytelnika szukającego "grozy" rozumianej jako dreszczyk frajdy, dzieło to może okazać się zbyt rozwlekłe i niezbyt emocjonujące. Nie jest to może Stranger Things (które chyba jest kolejną parafrazą pomysłów Lovecrafta), gdzie do potworów strzela się z broni palnej albo używając magicznych mocy, w przerwie całując się z chłopakami. Jest to jednak lepsze niż współczesne horrory i warto spojrzeć na nie z perspektywy osoby, która nie zna ostatnich kilkudziesięciu lat popkultury. Wystarczy na chwilę o niej zapomnieć. Poza tym wrażenia trochę pogarsza nadmiar wszelkich "najdonioślejszych, najstraszniejszych, najpodlejszych, najobrzydliwszych" przymiotników. Trochę jak u Tolkiena - wszystko jest "naj". Przynajmniej autor tak twierdzi.

Za to bezsprzecznie emocji zapewnił mi autor posłowia. Pan Kopacz. Śmiem twierdzić, że jest tak samo zadufany w sobie, jak krytycy literaccy, na których zżyma się w posłowiu.
1. Ciśnie po innych nie-specjalistach, że tworzą na temat Lovecrafta niepotwierdzone teorie, żeby samemu w ostatnim akapicie przekonywać nas, że Lovecraft w 1926 przeszedł magiczną "przemianę" (tak, chłopie, używasz tego słowa xD) i przestał być rasistą, a przynajmniej był nim mniej. Na domiar złego w kolejnych zdaniach rzekoma "przemiana" nie jest w żaden sposób uzasadniana, ale używana jako argument sam w sobie. Dzieła pisane po 1926 mają być już "cacy" i nie być rasistowskie, bo były dojrzałe i dobrze napisane. Po co tworzyć takie bajki? Żeby "oczyścić" ulubionego autora, aby pasował do jedynej słusznej kultury lewicowej? Brzmi jak bujdy socjalistów o ich bohaterach. Mam nadzieję, że Mateusz Kopacz z równym zapałem broniłby autorów umoczonych w faszyzmie.
2. Bieda-argumentacja w stylu "Jak XXX to uzasadnia? Nijak." Nijak. To dobry opis uzasadnień opinii autora zawartych w posłowiu.
3. Nie można oprzeć się wrażeniu, że dla Kopacza kultura chrześcijańska czy wychowanie w konserwatyzmie to rzeczy niestosowne i budzące niesmak. Tak, wiem, że słowo "niesmak" gramatycznie odnosi się do innego podmiotu, ale uczucie wzgardy wobec konserwatyzmu pozostaje i wybija się w dalszych zdaniach.
4. Słabo uargumentowane jest też oburzenie na to, że ktoś stwierdził, że bohaterowie Lovecrafta pozbawieni są wiarygodnych emocji. Swoje oburzenie Kopacz argumentuje tym, że proza Lovecrafta miała inne wyższe cele! że to proza dotycząca kosmicyzmu! i w ogóle to nieprawda, że bohaterom brakuje emocji! Jak Kopacz to uzasadnia? Nijak. A to, że postacie Lovecrafta zachowują się nienaturalnie i brakuje im realnych emocji - to akurat całkiem celna uwaga. Nic ona nie ujmuje całej prozie, choć może zbyt bolesna dla psychofana Lovecrafta.

Mateusz Kopacz pisze, że jego ustęp jest dla czytelników, którzy "chcą czegoś więcej". Chciałam czegoś więcej, znalazłam kolejnego specjalistę spuszczającego się nad tym, jakim to jest specjalistą i jakież to "naj" są rzeczy, które on uznaje za "naj". Pozwolę sobie mieć swoje niespecjalistyczne opinie i nie zmieniać ich pod wpływem pierwszego lepszego specjalisty. Zgodzę się tylko co do jednego - tłumaczenie Macieja Płazy jest świetne.

Romantycznie kunsztowne, ciekawe zakończenia, gęsty klimat. Stary dobry styl, który nieudolnie kopiują laureaci rozlicznych konkursów fantastyki. Dla współczesnego czytelnika szukającego "grozy" rozumianej jako dreszczyk frajdy, dzieło to może okazać się zbyt rozwlekłe i niezbyt emocjonujące. Nie jest to może Stranger Things (które chyba jest kolejną parafrazą pomysłów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z bardziej "practhettowskich" książek :)

Jedna z bardziej "practhettowskich" książek :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przez pierwsze kilka rozdziałów książka udaje autobiografię osadzoną w realiach danego ustroju politycznego. Wkrótce okazuje się, że to opakowany w politykę Harlequin.

Do szumnie zapowiadanej policji miesiączkowej dochodzimy na samym końcu. Protesty robotnicze, wyjazd za granicę i twórczość prasowa skrywana pod irlandzkim nazwiskiem męża, otrzymały zaledwie kilka stron. O wiele mniej niż wszystkie westchnienia, śmiechy, przezwiska i penetracje z każdego romansu Lijii Zhang.

Wolałabym poczytać o wrażeniach, jakie towarzyszyły autorce przy pisaniu artykułów do Washington Post, niż tego, jakie jest w dotyku owłosione ciało pana Lianga. Czy amatorki pornograficznej prozy szukają swojej paszy pod tytułami politycznymi i społecznymi? Czy autorka nie spodziewała się, że będą ją kiedyś czytać aspirujące redaktorki i działaczki? Sięgając po relacje z życia robotnicy w czasach młodych Chin, raczej nie szukamy relacji z trzymania penisa.

Nie czuję się też w obowiązku powstrzymywać obrzydzenia do czyjejś perspektywy, tylko dlatego, że to "obca kultura". Tak samo moja kultura jest obca ichniejszej i mamy prawo do wzajemnego skrzywienia na pewne aspekty.

Nie współczuję więc bohaterkom-kochankom żonatych mężczyzn, które rozpaczają nad swoim losem, gdy mąż nie chce opuścić żony. Tu dodatkowo inny bohater pisze, że jego żona "szlachetnie pozwoliła mu odejść". Cóż za ofiarność! Co za biedoty! A winny oczywiście jest reżim. Nie wiem, czy Zhang naczytała się Atwood, która byłą żonę opisywała jako żałosną, bo dzwoniła do byłego męża, a świat przed apokalipsą był taki cudowny, bo można było wejść w czyjeś małżeństwo i je rozbić. Przy całym sprzeciwie do regulacji państwowej życia osobistego, powiedzmy sobie szczerze - kochanka nie jest ofiarą.

Rozwód nie ma w sobie nic szlachetnego, chyba że jako ratunek przed przemocą domową. Nie jest to problem chińskiego reżimu, a raczej rzeczywista "zgnilizna zachodu". Zabawne jak ten fikołek moralny, "biednej kochanki", okazuje się ponadkulturowy, a autorka pozostaje bezkrytyczna wobec siebie, chyba że się nad sobą użala.

Jeśli absolutnie NIC nie wiesz o współczesnych Chinach, to może naświetlić Ci tamtejszy klimat. Dla mnie, osoby zaznajomionej ledwie z filmikami z youtube, kilkoma dziełami chińskiego kina i jednym jedynym wykładem polityczno-ekonomicznym polskiego sinologa - w tej książce nie znalazło się nic ciekawego ani odkrywczego. Polecam wymienione powyżej źródła wiedzy o Chinach - ponadto własną wycieczkę, relacje znajomych, a może, kto wie, naukę języka? Po książki w stylu "kraj widziany oczami zwykłej kobiety", po książce pani Zhang, raczej już nie sięgnę. Relacje kurdyjskich bojowniczek wspominam z rozrzewnieniem, ta historia zostawia głównie niesmak.

Przez pierwsze kilka rozdziałów książka udaje autobiografię osadzoną w realiach danego ustroju politycznego. Wkrótce okazuje się, że to opakowany w politykę Harlequin.

Do szumnie zapowiadanej policji miesiączkowej dochodzimy na samym końcu. Protesty robotnicze, wyjazd za granicę i twórczość prasowa skrywana pod irlandzkim nazwiskiem męża, otrzymały zaledwie kilka stron. O...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tyrada, w czasie której autor bardzo się stara nie napisać, że żydzi są islamofobami, a arabowie antysemitami. Gdy tylko jakiś wątek dochodzi do puenty, autor ucieka w polityczną poprawność i nigdy nie dowiadujemy się, o co mu właściwie chodziło. Przerwałam po relacji rozmowy mężczyzn ze zdaniem "pewnie ma ciepłą pupcię" - wymuszona wulgarność, która i tak nie dodała pieprzu do całości - dalej nie dało się czytać

Tyrada, w czasie której autor bardzo się stara nie napisać, że żydzi są islamofobami, a arabowie antysemitami. Gdy tylko jakiś wątek dochodzi do puenty, autor ucieka w polityczną poprawność i nigdy nie dowiadujemy się, o co mu właściwie chodziło. Przerwałam po relacji rozmowy mężczyzn ze zdaniem "pewnie ma ciepłą pupcię" - wymuszona wulgarność, która i tak nie dodała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak dotąd moja ulubiona książka z serii Świat Dysku. Postać Agnes reprezentuje jedną z najbardziej niesztampowych i życiowych postaci literackich. Lista pozostałych "pratchettowskich" punktów:
+Esme Weatherwax
+Niania Ogg
+magia
+Ankh-Morpork
+straż
+fabuła niesatysfakcjonująca dla głównego bohatera, ale przekazująca więcej niż tysiąc słów;
+moim zdaniem idealnie spisana historia, bo w dziełach Sir Pratchetta zdarzały się nierówności - ta jest moim zdaniem idealna, ale to moje zdanie :)

Zabrakło tylko przejścia do Równoległych Wymiarów, ale wystarczy. :)

Jak dotąd moja ulubiona książka z serii Świat Dysku. Postać Agnes reprezentuje jedną z najbardziej niesztampowych i życiowych postaci literackich. Lista pozostałych "pratchettowskich" punktów:
+Esme Weatherwax
+Niania Ogg
+magia
+Ankh-Morpork
+straż
+fabuła niesatysfakcjonująca dla głównego bohatera, ale przekazująca więcej niż tysiąc słów;
+moim zdaniem idealnie spisana...

więcej Pokaż mimo to