-
Artykuły
„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński5 -
Artykuły
„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać32 -
Artykuły
„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz2 -
Artykuły
Wakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński11
Biblioteczka
2015-10-11
2015-10-13
Po smutnych, tragicznych i (dość) ciekawym zakończeniu ósmej księgi od razu sięgnęłam po księgę dziewiątą. Nawet jeśli nie do końca z ciekawości lub żalu za jednym z głównych bohaterów to bardziej z poczucia obowiązku. Tak jak poprzednio cała seria składa się ze swoistych, trzytomowych pod-serii, które razem tworzą jeden ciąg przygód. Tak i w tym przypadku księgi ósma, dziewiąta i dziesiąta opisuje kolejne wydarzenia następujące po sobie w bardzo krótkich odstępach czasu. Akcja "Bez słów" tuż po chwili, która kończy "Bez szans". Dobre to o tyle, że czytając tom po tomie, bez przerw czasowych pamiętam dokładnie wszystkie szczegóły i jakoś sprawniej się czyta. Nie kłuje w oczy także mała ilość stron. "Bez słów" ma zaledwie dwieście siedemdziesiąt stron, wydanych (jak cała seria) bez poszanowania dla papieru, czyli dość sporą czcionką, z dużą interlinią i trochę za dużymi marginesami.
To co ratuje tę część to końcówka. Jest choć odrobinę zaskakująca i przyznaję, że nawet mnie - nieczułą i wredną babę - sumienie ruszyło oraz zrobiło mi się troszkę przykro na myśl o kolejnej tragedii w życiu bohaterów. Drugą sporą zaletą tego tomu jest brak przesłodzonych i przejaskrawionych opisów miłości i czułości. Nawet scena ślubu była dość "łagodna" w odbiorze i dłonie nie przykleiły mi się do okładki od nadmiaru lukru. Sama akcja jest dość żwawa, ale autorka nie uchroniła się przed schematami. Dużo tu motywów, które powielają się w poprzednich tomach - w tym w tomie ósmym. A to już troszkę nużące i nudne. No bo ile można biega po Wirginii i zabijać Pierwotnych? Albo ile razy można umierać tylko po to aby powstać z martwych? To nie jedyne utarte schematy, które wyprowadzały mnie z równowagi. Nie jestem tylko pewna, czy ghost writerka obawiała się nowych pomysłów i rozwiązań, aby za bardzo nie zmienić klimatu poprzednich ksiąg, czy też zwyczajnie zabrakło jej inwencji twórczej na kreatywne rozwiązania przygód Eleny?
Ciąg dalszy mojej recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/10/bez-sow-l-j-smith.html
Po smutnych, tragicznych i (dość) ciekawym zakończeniu ósmej księgi od razu sięgnęłam po księgę dziewiątą. Nawet jeśli nie do końca z ciekawości lub żalu za jednym z głównych bohaterów to bardziej z poczucia obowiązku. Tak jak poprzednio cała seria składa się ze swoistych, trzytomowych pod-serii, które razem tworzą jeden ciąg przygód. Tak i w tym przypadku księgi ósma,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-14
Koniec! Na reszcie koniec! Długo wyczekiwany, upragniony i wytęskniony koniec serii, która zdawała się nie mieć końca. W dodatku - zaskakujący udany koniec. Nie sądziłam, że uda mi się jeszcze kiedykolwiek wciągnąć w losy Eleny i jej przyjaciół. A jednak... Pochłonęłam ją w jeden dzień, zaciekawiona pomysłem i przebiegiem akcji. I choć wciąż "czuć" różnicę pomiędzy rzeczywistą twórczością L. J. Smith, a pomiędzy Aubrey Clark to tym razem czytało się naprawdę dobrze. Przyjemnie, szybko i sympatycznie. I choć nie pamiętam szczegółów z pierwszych tomów to jakoś miło było powrócić do tamtych wydarzeń. Mając w pamięci pozostałe tomy napisane przez ghost writerkę uważam, że "Bez maski" jest najbardziej udane. Dopracowane, dopieszczone i przemyślane. Miejscami nawet zabawne. Nadal nie mam pojęcia jaki jest związek pomiędzy tytułami ostatnich trzech tomów, a ich fabułami. Być może za wiele wymagam, albo jestem tak niedomyślna, że nie widzę związku...
Po śmierci Stefano, Elena i Damon stali się sobie jeszcze bliżsi. Być może już wszystko było by dobrze, gdyby nie niebiańscy Strażnicy... Starym dobrym zwyczajem, musieli wpaść na Ziemię i narobić kłopotów. Elena zapada w śpiączkę i umiera, ponieważ Damon zabił Jacka. Wydaje się się, że nie ma już dla niej ratunku, ale... Ale to przecież panna Elena Gilbert - królowa liceum i łamaczka wampirzych serc. Dla niebieskookich blondynek nie ma rzeczy niemożliwych, więc Elena dostaje ostatnią szansę. Cofa się w czasie do ostatniej klasy liceum. Do chwili, gdy poznaje obu braci Salvadore. Dzięki Strażnikom może jeszcze raz podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Dla ghost writerki jest to pole do popisu - odtwarza większość faktów opisanych przez L. J. Smith i tylko trochę je zmienia. Nie musi kreować nowych postaci i miejsc. Może właśnie dlatego dopiero w ostatniej księdze pokazała, że potrafi pisać. Wciągnęłam się już na samym początku i przeczytałam całość na dwa razy.
Dalszy ciąg recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/10/bez-maski-l-j-smith.html
Koniec! Na reszcie koniec! Długo wyczekiwany, upragniony i wytęskniony koniec serii, która zdawała się nie mieć końca. W dodatku - zaskakujący udany koniec. Nie sądziłam, że uda mi się jeszcze kiedykolwiek wciągnąć w losy Eleny i jej przyjaciół. A jednak... Pochłonęłam ją w jeden dzień, zaciekawiona pomysłem i przebiegiem akcji. I choć wciąż "czuć" różnicę pomiędzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-31
Jak z trylogii zrobić pięcioksiąg? Dopisać czwartą część, której zakończenie wymuszą dopisanie piątego tomu. I choć podobała mi się "Następczyni" mam gorącą nadzieję, że szósta część nie powstanie. Co za dużo to nie zdrowo. Chyba, że... Potraktować "Następczynię" jako zupełnie inną opowieść, a nie kontynuację, choć część wątków jest wspólnych. Historia rozgrywa się dwadzieścia lat po wydarzeniach kończących "Jedyną". Mamy inną główną bohaterkę. Zupełnie inną sytuację polityczną w królestwie. I ponad czterdzieści nowych bohaterów, którzy nie pojawili się w pierwotnej trylogii. Tak. chyba odważę, że uznać "Następczynię" za zupełnie nową historię należącą jedynie do uniwersum "Rywalek".
Dzięki takiemu założeniu nie będę bawić się w porównywanie głównych bohaterek. Ich charaktery, sytuacje, rodziny, podejście do życia, a nawet sny i marzenia są całkowicie odmienne. Nie ma sensu porównywać córki do matki lub matki do córki. I nie chciałabym znaleźć się na miejscy Amy w chwili, gdy trafia do pałacu, anie nie chciałabym zamienić się na życie z wychowaną w pałacu Eadlyn. Zwłaszcza, że córka Americi Singer to ucieleśnienie stereotypowej księżniczki, której należy się tron. Egoistyczna i władcza. Odziana w piękne suknie, samolubna, zarozumiała, doskonale wykształcona, zapracowana i przepracowana. Wyrachowana i cwana. Świetnie zna swoją wartość. Ale jednocześnie zachowuje się tak jak każda dwudziestolatka, wchodząca w dorosłość. Jest przerażona wizją małżeństwa, rodziny oraz przejęcia obowiązków królowej. Zagubiona, bezradna i samotna mimo pokojówek, braci, gwardzistów, a później także i kandydatów. Bardzo nieszczęśliwa, choć za wszelką cenę stara się to ukryć przed światem. I głównie z tego powodu tak łatwo udało mi się ją polubić. No nawet, gdy cierpi i płacze jest przyszłą władczynią królestwa i nigdy o tym nie zapomina.
Ciąg dalszy mojej recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/06/nastepczyni-kiera-cass.html
Jak z trylogii zrobić pięcioksiąg? Dopisać czwartą część, której zakończenie wymuszą dopisanie piątego tomu. I choć podobała mi się "Następczyni" mam gorącą nadzieję, że szósta część nie powstanie. Co za dużo to nie zdrowo. Chyba, że... Potraktować "Następczynię" jako zupełnie inną opowieść, a nie kontynuację, choć część wątków jest wspólnych. Historia rozgrywa się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-09
Jest coś takiego, że książki w twardej oprawie prezentują się lepiej, wyglądają szlachetniej i jakoś od razu lepiej się czyta. Zwłaszcza jak tomiszcze ma prawie pięćset stron. Taką cegłą można zabić, kosztuje więcej, ledwo do torebki wchodzi, ale od razu lepiej się czyta! A jeśli przy okazji okaże się, że zawartość prezentuje się równie szlachetnie jak twardo oprawa to nawet taka ilość stron nie stanowi wyzwania. I jakoś nosi się lżej, choć wieczorem ramię boli.
Jessie Burton przenosi Nas do Holandii złotego wieku. Wraz z młodziutką główną bohaterką stajemy pod drzwiami domu, należącego do jednego z najbardziej wpływowych obywateli Amsterdamu. Osiemnastoletnia Petronella, zwana Nellą przybyła do tego osobliwego miasta, aby zamieszkać ze swoim świeżo-poślubionym mężem, Johannesem Brandtem. Już w chwili przybycia okazuje się, że mąż nie przebywa aktualnie w mieście, a młodą kobietę wita jego oziębła siostra i służba. Cóż, nie tak miało wyglądać wymarzone wstąpienie w związek małżeński. Marin, nowa szwagierka Nelli, stara panna, o nieprzyjaznej aparycji, wydaje się być panią domu. I jakoś nie zamierza ustąpić miejsca młodej żonie brata.
Po przyjeździe Johannesa do domu sytuacja poprawia się tylko odrobinę. Mąż rzadko przebywa w domu. Nie poświęca czasu, uwagi, czy nawet spojrzenia coraz bardziej zrozpaczonej Nelli. Wszystko zmienia się w dniu, gdy amsterdamki bogacz kupuje młodej żonie domek dla lalek w formie kredensu. Osobliwy mebel jest dokładną kopią ich prawdziwego domu. I tak Nella nawiązuje kontakt z tajemniczym miniaturzystą, który zajmie się urządzeniem domku. Wkrótce do domu trafiają miniatury przedmioty i postaci, będące idealną wręcz kopią domu i domowników. Choć miniaturzysta nigdy nie był wewnątrz domostwa. Nie poznał osobiście także nikogo z członków rodziny. A kolejne elementy domku są coraz dziwniejsze...
Dalszy ciąg mojej recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/07/miniaturzystka-jessie-burton.html
Jest coś takiego, że książki w twardej oprawie prezentują się lepiej, wyglądają szlachetniej i jakoś od razu lepiej się czyta. Zwłaszcza jak tomiszcze ma prawie pięćset stron. Taką cegłą można zabić, kosztuje więcej, ledwo do torebki wchodzi, ale od razu lepiej się czyta! A jeśli przy okazji okaże się, że zawartość prezentuje się równie szlachetnie jak twardo oprawa to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-23
Nie ma to jak czwarty tom trylogii wydany kilka dobrych lat po wydaniu trzeciej części, prawda? Jeszcze koniecznie w innym wydaniu. W dodatku okropnym. Czy tylko mi ta okładka przypomina tani harlequin kupowany w dworcowym kiosku? Mimo to się ucieszyłam. To właśnie od trylogii "Kuzynki Kruszewskie" zaczął się mój romans z prozą Andrzeja Pilipiuka. Bardzo namiętny i płomienny romans, który obfitował w same dobre książki. Do czasu. Do czasu, gdy w moje łapki dostała się "Zaginiona". Jest to najgorsza książka z dorobku tego autora, którą miałam przyjemność czytać. Wciąż jest to dobra pozycja, godna polecenia. Ale ni jak ma się do "Dziedziczek" oraz "Wampira z M-3".
Trylogia/ tetralogia "Kuzynki Kruszewskie" to najbardziej babska z serii Pilipiuka. Nie jestem pewna, czy jest do celowy zabieg, ale mam pewność, że największą radość z lektury mają właśnie kobiety. I to nie byle jakie kobiety! Najlepiej takie w typie głównych bohaterek - agentki CBŚ Katarzyny, długowiecznej alchemiczki Stanisławy, nieumarłej księżniczki Moniki lub nowa bohaterka - Anna. No, tak. Monika tym razem nie zawitała nawet na chwilę. Nie jest bohaterką czwartego tomu. Za to po raz pierwszy pojawia się Anna - tajemnicza studentka zamieszana z w sprawy kuzynek Kruszewskich.
Friesland. Ta nazwa splata wszystkie wątki "Zaginione". Jest to tajemnicza wyspa. Bezludna. Kruszewskie pierwszy raz stykają się z tym owianym tajemnicą miejscem podczas aukcji dzieł sztuki. Jest to również chwila pierwszego spotkania starych bohaterek z nową. Razem zawzięcie licytują mapę dziwnej wyspy. Wygrywa Anna i jej towarzysze. Od tamtej chwili ich drogi przetną się jeszcze nie raz.
Ciąg dalszy: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/04/zaginiona-andrzej-pilipiuk.html
Nie ma to jak czwarty tom trylogii wydany kilka dobrych lat po wydaniu trzeciej części, prawda? Jeszcze koniecznie w innym wydaniu. W dodatku okropnym. Czy tylko mi ta okładka przypomina tani harlequin kupowany w dworcowym kiosku? Mimo to się ucieszyłam. To właśnie od trylogii "Kuzynki Kruszewskie" zaczął się mój romans z prozą Andrzeja Pilipiuka. Bardzo namiętny i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-20
Istnieje duża szansa, że moja recenzja będzie prawie tak długa jak sam e-book, ponieważ dodatek do serii "Hopeless" ma niewiele ponad sto stron. Niestety nie został wydany w tradycyjny sposób. Jeśli ktoś bardzo chce poznać historię Daniela i jego Kopciuszka musi polubić elektroniczne książki choć na jeden wieczór (tak jak ja). Zacznijmy od tego, że aby w pełni zrozumieć tę nowelkę trzeba znać OBIE książki z serii. Tak, tak, wiem, że "Losing Hope" to ta sama opowieść, ale opowiedziana z innego punktu widzenia. I właśnie z tego powodu głównego bohatera "Szukając Kopciuszka" - Daniela - poznajemy dopiero podczas lektury drugiej części. A kim jest tytułowy Kopciuszek?
To autorka zdradza nam pod koniec historii, ale z pewnością fani serii zorientują się, kim jest tajemnicza dziewczyna, która skradła Danielowi serce w pomieszczeniu na miotły... O tak! Najpiękniejsze z uczuć, motyw przewodni tej opowieści rodzi się w szkolnej kanciapie na miotły! Czyż to nie romantyzm w czystej formie? Cóż, mnie ten pomysł nie ujął. Nie jestem pewna intencji autorki. To miało być... Zabawne? Romantyczne? Zaskakujące? Dziwaczne? Jak dla mnie było to głupiutkie i w dziecinny sposób naiwne. Któż normalny zacznie całować się w ciemności z zupełnie obcą osobą, nie włączając światła i nie pytając nawet o imię? Wybaczcie, nie kupuję tego. Może sama wlezę do jakiegoś szkolnego kantorka i poczekam, aż wpadnie tam tajemniczy nieznajomy, który rozpali mnie do czerwoności swoimi pocałunkami? Skoro to tak oczywiste, że nastolatkowie obściskują się z obcymi pomiędzy urokliwy mi mopami... Po co komu pytania o imię, wiek...
Dalszy ciąg: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/04/szukajac-kopciuszka-colleen-hoover.html
Istnieje duża szansa, że moja recenzja będzie prawie tak długa jak sam e-book, ponieważ dodatek do serii "Hopeless" ma niewiele ponad sto stron. Niestety nie został wydany w tradycyjny sposób. Jeśli ktoś bardzo chce poznać historię Daniela i jego Kopciuszka musi polubić elektroniczne książki choć na jeden wieczór (tak jak ja). Zacznijmy od tego, że aby w pełni zrozumieć tę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-04
2015-06-07
2015-06-14
2015-10-03
Przeczytałam wszystkie wydane po polsku książki autorstwa Melissy de la Cruz i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to jedna z moich ulubionych autorek. Kocham wszystko co wyjdzie spod jej pióra. Za styl, jeżyk i niesamowity dar tworzenia barwnych postaci oraz nieprzeniknionych intryg. Jestem też wielką miłośniczką disnejowskich produkcji, więc... Musiałam polubić "Wyspę potępionych" jeszcze przed przeczytaniem pierwszej strony. Najnowszy tytuł jest wstęp do filmu "Następcy". Opowiada o czwórce szesnastolatków i ich pierwszej przygodzie. Oraz o jednym samotnym nastoletnim chłopcu żyjącym z dala od tytułowej wyspy. Najważniejszą z bohaterek jest Mal - córką Diaboliny. Towarzyszy jej Jay - syn Dżafara i złodziej jakich mało, Carlos - syn Cruelli de Mon, klasowy geniusz i kujon oraz Evie - śliczna córką Złej Królowej. Piątym bohaterem jest Ben - syn Belli i Bestii. Wszystko zaczyna się w dniu, gdy Evie opuszcza zamek swojej mamy i dołącza do innych uczniów Smoczego Dworu. Mieszkają na Wyspie Potępionych - miejscu odciętym od świata i co najważniejsze - od magii. A to za sprawą rozkazu króla Bestii, który wygnał i uwięził wszystkim złoczyńców z bajkowych światów.
Ciąg dalszy: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/10/wyspa-potepionych-melissa-de-la-cruz.html
Przeczytałam wszystkie wydane po polsku książki autorstwa Melissy de la Cruz i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to jedna z moich ulubionych autorek. Kocham wszystko co wyjdzie spod jej pióra. Za styl, jeżyk i niesamowity dar tworzenia barwnych postaci oraz nieprzeniknionych intryg. Jestem też wielką miłośniczką disnejowskich produkcji, więc... Musiałam polubić...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-22
Główną bohaterką jest nastoletnia Cassia. Poznajemy dziewczynę w szczególnym dla niej dniu - dniu siedemnastych urodzin, który jest także dniem jej Bankietu Doboru. To uroczystość podczas, której wkraczający w dorosłość nastolatkowie poznają swoich Wybranków. Osoby idealnie Dobrane, przeznaczone, idealne i jedyne. Bo w świecie Cassii wszystko jest idealne. Idealnie dobrany zawód. Idealne miejskie kolejki, które nigdy się nie spóźniają. Idealna żywność wzbogacana o witaminy, specjalna dla każdego z osobno. Idealne rodziny. Idealne życie. Idealna śmierć.
Problemy zaczynają się, gdy Cassia zostaje dobrana do swojego przyjaciela z dzieciństwa - Xandera. Takie rzeczy się nie zdarzają. Nikt od wielu lat nie był dobrany do osoby, którą zna. Ale jeszcze dziwniej robi się, gdy w wyniku błędu technicznego Cassia na ekranie swojego portu (komputera) nie dostrzega twarzy Xandera, ale innego przyjaciela z dzieciństwa - Ky'a. Od tej chwili dziewczyna gubi się w swoim idealnie skonstruowanym świecie. Wszystko co ją otacza wydaje się jej fałszywe, złudne lub niebezpieczne. Kolejne tragiczne wydarzenia tylko utwierdzają ją w tym przeczuciu. Nie wszystkie jest takie jakie się wydaje.
Dalszy ciąg: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/12/dobrani-ally-condie.html
Główną bohaterką jest nastoletnia Cassia. Poznajemy dziewczynę w szczególnym dla niej dniu - dniu siedemnastych urodzin, który jest także dniem jej Bankietu Doboru. To uroczystość podczas, której wkraczający w dorosłość nastolatkowie poznają swoich Wybranków. Osoby idealnie Dobrane, przeznaczone, idealne i jedyne. Bo w świecie Cassii wszystko jest idealne. Idealnie dobrany...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-27
Wyjątkowo pozytywne zaskoczenie. Po średnim opowiadaniu "Północ" i nieciekawej powieści "Eleonora & Park" nie spodziewałam się za wiele po "Fangirl". Zaczyna się dość banalnie i stereotypowo. Dwie całkowicie różne dziewczyny, bliźniaczki. Właśnie wkraczają w dorosłe życie, wyjeżdżają na studia. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Wren - ta przebojowa - chciała dalej żyć ze swoją siostrą. Jednak Wren chce zacząć żyć po swojemu, bez siostry, jej fascynacji bohaterem książek - Simonem Snowem - i wycofaniem z życia. Cath - ta cicha - traktuje decyzje siostry jako zdradę i odrzucenie. Nieszczęśliwa i odtrącona trafia do jednego pokoju z wredną Regan. Cóż, pora dorosnąć i się usamodzielnić.
Jak na osiemnastolatki Cath jest niesamowicie dojrzała (mimo koszulek z Simonem), a Wren zachowuje się jak rozpuszczona ośmiolatka. Początek trochę się ślimaczył. Pierwsze osiemdziesiąt stron nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia. Potem ze sceny znika Wren, a fabuła skupia się na Cath. Jej lekcjach kreatywnego pisania, tworzeniu fanfikcji, przekornej Regan i wiecznie uśmiechniętym Levim. Pojawia się też przystojny bibliotekarz Nick. Poznajemy studenckie życie Cath i jej mały świat. Obsesje, lęki, marzenia, życzenia. Choć jest dziwna i daleko jej do ideału jakoś łatwo można ją polubić. Nosi nietwarzową fryzurę, boi się odmawiać nawet w najprostszych kwestiach, ma zbyt szerokie biodra i z upodobaniem nosi babcine kardigany. Bystra, mądrą, potwornie zakompleksiona, nieśmiała, pokręcona. Dojrzała, choć sama przed sobą nie chce się do tego przyznać.
Dalszy ciąg mojej recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/12/fangirl-rainbow-rowell.html
Wyjątkowo pozytywne zaskoczenie. Po średnim opowiadaniu "Północ" i nieciekawej powieści "Eleonora & Park" nie spodziewałam się za wiele po "Fangirl". Zaczyna się dość banalnie i stereotypowo. Dwie całkowicie różne dziewczyny, bliźniaczki. Właśnie wkraczają w dorosłe życie, wyjeżdżają na studia. I wszystko byłoby dobrze, gdyby Wren - ta przebojowa - chciała dalej żyć ze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-09-30
2015-11-21
Z całą pewnością to nietuzinkowa historia o nas samych. I z tego powodu odrobinę przerażająca, bo ukazująca ludzką, egoistyczną naturę. Skłaniająca do myślenia i refleksji, która nie chce opuścić czytelnika jeszcze wiele dni po skończeniu lektury. I przez to trochę trudna w odbiorze. Choć nie jest to największa (pod względem objętości) powieść Schmitta to z pewnością jest to utwór w którym dość łatwo się pogubić. Trochę wydarzeń historycznych, sporo dziwnie brzmiących nazwisk, oraz egzystencjalne rozterki głównego bohatera, z którym momentalnie się zaprzyjaźniłam. Łatwo nawiązać nić porozumienia z kimś kto także całe dnie spędza w bibliotekach wśród zakurzonych tomiszczy. Z kimś kto także kocha i nienawidzi swoją pracę jednocześnie. Z kimś kto także gdy ma dość czytanie czyta dalej, jedynie sięgając po inną książkę...
Styl pisania, prowadzenie narracji i niedoinformowanie czytelnika (oraz głównej postaci) jakże typowe dla tego autora! Pod tym względem jest tak samo tajemniczy jak w przypadku innych, wydanych niedawno, opowiadań i powieści. Lekkie uczucie zaniepokojenia towarzyszy niezwykłej umiejętności dotykania sedna sprawi i opisywania problemów świata. Jednak jest to poważniejsza problematyka niż w "Napoju miłosnym" lub "Tajemnicach Pani Ming". Filozofia i teologia to dwa terminy nierozerwalnie związane z treścią "Sekty egoistów". Bo kimże jest Bóg jeśli uważamy siebie samego za stwórcę i władcę? A czymże jest filozofia, jeśli wszyscy są projekcją naszych myśli? Któż jest twórcą tych obcych filozofii? A miłość? Co to za paskudne uczucie, które nie daje się sterować za pomocą "ja"?
Ciąg dalszy: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/11/sekta-egoistow-eric-emmanuel-schmitt.html
Z całą pewnością to nietuzinkowa historia o nas samych. I z tego powodu odrobinę przerażająca, bo ukazująca ludzką, egoistyczną naturę. Skłaniająca do myślenia i refleksji, która nie chce opuścić czytelnika jeszcze wiele dni po skończeniu lektury. I przez to trochę trudna w odbiorze. Choć nie jest to największa (pod względem objętości) powieść Schmitta to z pewnością jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-17
2015-03-22
Należę do gorących fanek opowiadań autorstwa Erica-Emmanuela Schmitt. I tak jak działo się wielokrotnie wcześniej tak i w wypadku "Napoju miłosnego" pochłonęłam całe opowiadanie na raz, w ciągu jednego popołudnia. Opowiadanie ma formę listów pomiędzy Luizą a Adamem. Tych dwoje Francuzów kiedyś łączyło płomienne uczucie, jednak Luiza postanowiła odejść i wyjechać do Kanady. Byli Kochankowie wciąż wymieniają ze sobą listy, opisując najnowsze przeżycia... Oraz roztrząsając swoje wspólne życie. Szczegółowo analizują przyczyny rozstania i wspominają najpiękniejsze momenty. Oskarżają się wzajemnie, bywają szorstcy i brutalni wobec siebie nawzajem. Ranią się, tylko po to aby udowodnić czym jest (lub była) dla nich miłość. Tak słodko, gorzko, boleśnie, pikantnie, smutno i prawdziwie o ludzkiej naturze potrafi traktować jedynie Schmitt.
Już sama epistolarna forma opowiadania ujęła mnie niesamowicie. Dodatkowo styl, język i pikanteria listów sprawiają, że wprost nie można oderwać się do książki. Od słowa do słowa na oczach czytelnika bohaterowie rozpoczynają grę o swoją miłość. Adam, rozchwytywany psycholog twierdzi, że istnieje legendarny Napój Miłosny. Co więcej - on zna jego tajemnicę. Z kolei jego była ukochana uważa, że to absurd. Miłości nie można wywołać żadnymi sztuczkami. Na swój racjonalno-kobiecy sposób stara się rozgryźć zagadkę miłości. Jednocześnie prowadzi grę tę namiętną na dwóch płaszczyznach... Postacią, która wszystko komplikuje jest Lily. Kobieta-zdobywczyni, udająca słodką dziewczynkę zagubioną w obcym mieście. Dziewczynkę, która przybywa do Paryża i potrzebuje przewodnika po nieznanym terenie. Na polecenie Luizy owym przewodnikiem staje się Adam... Co wydarzy się dalej? To nie prosta opowiastka o trójkącie miłosnym, zapisana i opisana w nietypowy sposób. To coś znacznie głębszego i poważniejszego. To próba ujęcia miłości jako efektu gry i umiejętności przewidywania ludzkich zachowań. To próba sił psychologa i prawniczki. Intelektu i emocji. Umysłu i uczucia. A wszystko to ukryte w (nierzadko kilku zdaniowych) listach pełnych czarnego humoru, rozgoryczenia i bólu jaki zawsze towarzyszy rozstaniom.
Ciąg dalszy: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/05/napoj-miosny-eric-emmanuel-schmitt.html
Należę do gorących fanek opowiadań autorstwa Erica-Emmanuela Schmitt. I tak jak działo się wielokrotnie wcześniej tak i w wypadku "Napoju miłosnego" pochłonęłam całe opowiadanie na raz, w ciągu jednego popołudnia. Opowiadanie ma formę listów pomiędzy Luizą a Adamem. Tych dwoje Francuzów kiedyś łączyło płomienne uczucie, jednak Luiza postanowiła odejść i wyjechać do Kanady....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-31
Miałam wielką chrapkę na tę książkę. I nie zawiodłam się, choć oczekiwałam czegoś zupełnie innego. "Pod kloszem" już tytułem nawiązuje do twórczości Sylvii Plath i jej jedynej powieści -"Szklany klosz". Główna bohaterka - szesnastoletnia Jam - rozpoczyna właśnie naukę w nowej szkole. Dziwnej, nowej szkole, będącą placówką z internatem i ośrodkiem rehabilitacyjnym dla nastolatków po przejściach. Jam trafia do ośrodka po śmierci swojego chłopaka. Choć znali się bardzo krótko, dziewczyna nie potrafi pozbierać się po jego odejściu. Jest załamana i nie chce na nowo zacząć żyć. Rodzice decydują się oddać ją do elitarnej placówki. Tam zaczyna uczęszczać na "Specjalne zagadnienia z literatury angielskiej" owiane tajemnicą. Zajęcia są w tym semestrze poświęcone w całości twórczości Sylvii Plath. Jam, oraz czworo innych dzieciaków ze szkoły zaczynają zagłębiać się w myśli nieszczęśliwej i zagubionej poetki.
Ostatnio mam ogromną słabość do książek, które zwracają szczególną uwagę na roli poezji (lub po prostu literatury) w życiu człowieka. Przemawiają do mnie bohaterki, które dzięki wierszom i opowiadaniom uczą się czegoś nowego lub - tak jak Jam - uczą się na nowo życia. Sama chętnie zapisałabym się na zajęcia prowadzone przez panią Q. - wytworną, starszą panią, która całkowicie poświęca się prowadzeniu zajęć z literatury. Zachęca uczniów do prowadzenia pamiętników. Rozdaje im stare notesy oprawione w czerwoną skórę. To jak zaproszenie do gry. Nagrodą w tej grze jest powrót do życia dla pięciorga nastolatków, które nie mogą odnaleźć się we własnym świecie.
Dalszy ciąg: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2016/01/pod-kloszem-meg-wolitzer.html
Miałam wielką chrapkę na tę książkę. I nie zawiodłam się, choć oczekiwałam czegoś zupełnie innego. "Pod kloszem" już tytułem nawiązuje do twórczości Sylvii Plath i jej jedynej powieści -"Szklany klosz". Główna bohaterka - szesnastoletnia Jam - rozpoczyna właśnie naukę w nowej szkole. Dziwnej, nowej szkole, będącą placówką z internatem i ośrodkiem rehabilitacyjnym dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-01
Bieżący rok, jak dla mnie, to z pewnością rok polskich autorów. A oto kolejna polska autorka, która zagości na moim blogu - Magdalena Kozak. Całkowitym przypadkiem (lub za sprawą Dobrej Wróżki) w moje łapki wpadła jedna z mniej znanych książek Kozak pt: "Paskuda & Co". Jest to zabawna książeczka, podzielona nie niedługie opowieści, które chronologicznie ułożone przypominają klasyczną baśń o Księżniczce, Strażniku i Smoku. Jednak baśń całkiem uwspółcześnioną, ponieważ księżniczce daleko do Miss Piękność, Strażnik jest fajtłapą, jakich mało, a smok to właściwie Smoczyca o rozczulającym imieniu Paskuda.
Paskuda jest młodziutkim smokiem, który dopiero rozpoczyna karierę pożeracza książąt. Za względu na młody wiek i brak doświadczenia szybko zaprzyjaźnia się z Księżniczką i Strażnikiem. A Ci nadają jej pieszczotliwe przezwisko - Pasia. I tak żyją sobie, z dnia na dzień, w pełnej komitywie, martwiąc się codziennymi sprawami Księżniczek, Smoków i Strażników. Pasia pożera nachalnych rycerzy i zuchwałych następców tronu. A Księżniczka ogrywa Strażnika w statki. Raz na jakiś czas martwiąc się pryszczami wyskakującymi na jej królewskim obliczu.
Łatwo, miło i przyjemnie pożeramy kolejne strony opowieści. I tak dowiadujemy się jakim zmartwieniem byli królewscy inspektorzy, procedury oraz jak ciężko znaleźć odpowiedniego rycerza, gdy wcale nie chcę się wychodzić za mąż. Zwłaszcza, gdy wieża jest całkiem wygodna, Strażnik zabawny, a smok zachowuje się jak szczeniak, domagający się kolejnych pieszczot. Kilka ostatnich opowiadanek sprawia, że te z pozoru niezwiązane historyjki jednak mają wspólne zakończenie, a ich kolejność w książeczka nie jest przypadkowa. Postacie pojawiające się w początkowych fragmentach powracają i odgrywają ważne role podczas finału fabuły. Całość okraszona jest dowcipem i humorem. Czytając, naprawdę można się dobrze rozerwać. Zarówno komizm postaci jak i komizm sytuacji jest postawiony na wysokim poziomie. Rozwiązanie problemu zamążpójścia i wieku księżniczki może nie należy do zbyt wyszukanych, wręcz trąci o banał i schemat. Ale jakoś nie wyobrażam sobie bardziej pasującej opowieści na zakończenie niż taka odrobinę lukrowana i słodka wersja, którą podaje nam Kozak.
Ciąg dalszy recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/04/paskuda-co-magdalena-kozak.html
Bieżący rok, jak dla mnie, to z pewnością rok polskich autorów. A oto kolejna polska autorka, która zagości na moim blogu - Magdalena Kozak. Całkowitym przypadkiem (lub za sprawą Dobrej Wróżki) w moje łapki wpadła jedna z mniej znanych książek Kozak pt: "Paskuda & Co". Jest to zabawna książeczka, podzielona nie niedługie opowieści, które chronologicznie ułożone przypominają...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-18
Po przeczytaniu pierwszych 60 stron musiałam sprawdzić na okładce nazwisko autora. Ale tak, wszystko się zgadza to ten sam facet, który skradł moje serce niezwykle poruszającą i prawdziwą historią. Jednak opowieść w "Już nigdy Pan nie będzie smutny" nie jest ani poruszająca ani nawet prawdziwa. Bo, nie była nawet ciekawa. Wszystkie tanie chwyty, których Beaulieu chwytał się aby zaintrygować Czytelnika... Nakreślmy fabułę. Pewien Pan w średnim wieku postanawia umrzeć. Tak, chce popełnić samobójstwo. Nie może pogodzić się z faktem, że jego ukochana żona odeszła. Wychodzi ze swojego domu, a pod figowcem czeka na niego taksówka. Wsiada. I tak poznaje Lady Sarę, ekscentryczną staruszkę w sukni wieczorowej odpalającą jednego papierosa za drugim. Wdaje się z Nią w absurdalną rozmowę, która kończy się targiem. Lekarz daje Sarze 7 dni swojego życia. W ciągu tygodnia stara ma nauczyć go na nowo kochać życie i sprawił, aby je docenił. Brzmi górnolotnie, prawda?
Dalszy ciąg: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/08/juz-nigdy-pan-nie-bedzie-smutny.html
Po przeczytaniu pierwszych 60 stron musiałam sprawdzić na okładce nazwisko autora. Ale tak, wszystko się zgadza to ten sam facet, który skradł moje serce niezwykle poruszającą i prawdziwą historią. Jednak opowieść w "Już nigdy Pan nie będzie smutny" nie jest ani poruszająca ani nawet prawdziwa. Bo, nie była nawet ciekawa. Wszystkie tanie chwyty, których Beaulieu chwytał się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jedna z serii przeciągana w nieskończoność i jeszcze troszkę. Dziś przed państwem "Pamiętniki Wampirów" stworzone przez L. J. Smith, a pisane przez ghost writerkę - Aubrey Clark. Bardzo długo zbierałam się po te "dopisane tomu". Jakoś nie mogłam się przemóc po kiepskim "Fantomie" i marnej "Pieśni księżyca". Po "Bez szans" sięgnęłam raczej z przyzwoitości. Skoro już kupiłam... Odleżały swoje na biurku i doczekały się. Niestety moje obawy były uzasadnione. "Bez słów" nie jest aż tak fatalne jak "Fantom", ale wydaje się być równie niedopracowane i wymuszone co "Pieśń księżyca" oraz równie nijakie jak "Moc przeznaczenia". W każdym rozdziale czuć, że są to tylko kolejne tomy dopisywane na siłę... W takich chwilach dziękuję autorce (autorkom?), że nie męczyły mnie tomiszczem, mającym blisko pięćset stron jak rewelacyjna "Północ".
Kochajmy się! To z pewnością było motto, które przyświecało Clark podczas pisania. Bo tej wielkiej, pięknej, idealnej miłości jest tu na prawdę dużo. ZA DUŻO. Od samego początku serii drażniła mnie szlachetność i wielkoduszność Stefano. Jeszcze bardziej drażniła mnie jego bezwarunkowa i zaślepiona miłość do Eleny, która (jak dla mnie) wciąż jest głupiutką miss piękności w lokalnym ogólniaku w zadupiu mniejszym w stanie Wirginia. Jasne, może dojrzała i zmądrzała dzięki przygodom i tragediom jakie je spotkały. Ale wciąż jest wszystkowiedzącą królewną o niepokalanym sercu. No i wszystkich KOCHA. A to, że tą miłością rani bardziej niż nagradza już jej nie obchodzi. Co i rusz Clark podkreśla jak to Elena kocha Stefano i jak Stefano kocha Elenę. A szlag mnie trafił, gdy słodziutka Elena zarumieniła się podczas rozmowy z Bonnie na myśl o dzieleniu łóżka, mieszkania i życia ze Stefano. Czy przypadkiem nasza dwudziestopięcioletnia ślicznotka nie mieszka z nim od kilku lat? No więc kochajmy się, a może przeżyjemy tę idealną miłość nieśmiertelnej ślicznotki i nieumarłego przystojniaczka...
Dalszy ciąg mojej recenzji: http://morderczynimarzen.blogspot.com/2015/10/bez-szans-l-j-smith.html
Jedna z serii przeciągana w nieskończoność i jeszcze troszkę. Dziś przed państwem "Pamiętniki Wampirów" stworzone przez L. J. Smith, a pisane przez ghost writerkę - Aubrey Clark. Bardzo długo zbierałam się po te "dopisane tomu". Jakoś nie mogłam się przemóc po kiepskim "Fantomie" i marnej "Pieśni księżyca". Po "Bez szans" sięgnęłam raczej z przyzwoitości. Skoro już...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to