-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
Rolnik-erudyta zaprasza nas na swoją łąkę.
Stanowczo najfajniejsze miejsce w jakie zabrała mnie książka od bardzo, bardzo dawna.
Piękny język. Prostota. Akapity na jeden kęs.
No i zdrowo sobie pooddychać na świeżym powietrzu .
Czasami niestety coś skrzypi w tłumaczeniu. I to do tego stopnia, że aż sprawiłem sobie drugi egzemplarz (bez udziału tłumacza) coby weryfikować rzeczy szczególnie dziwaczne.
Obywatelu tłumaczu, owoce nie rozkwitają ;-)
Rolnik-erudyta zaprasza nas na swoją łąkę.
Stanowczo najfajniejsze miejsce w jakie zabrała mnie książka od bardzo, bardzo dawna.
Piękny język. Prostota. Akapity na jeden kęs.
No i zdrowo sobie pooddychać na świeżym powietrzu .
Czasami niestety coś skrzypi w tłumaczeniu. I to do tego stopnia, że aż sprawiłem sobie drugi egzemplarz (bez udziału tłumacza) coby weryfikować...
Cztery podróże autorki do Zimbabwe, kraju powstałego na gruzach Południowej Rodezji, w której to się wychowała i która, jako działaczkę antykolonialną i na domiar tego komunistyczną, skazała ją w latach pięćdziesiątych na banicję.
Całość sprawia wrażenie mocno chaotycznego zbioru rozsypanych notatek i co gorsza im dalej czyta się gorzej. Pierwsza część najbardziej spójna, z ładnie wplecionymi wspomnieniami z czasów młodości.
Opis podróży drugiej w sporej części poświęcony jest szkolnictwu i organizacji społecznej w której działalność zaangażowała się Doris Lessing. Ta część to już niestety dla czytelnika mordęga.
Czytając to dzisiaj zniechęca też silnie jednostronne nastawienie autorki - niby dostrzega patologie rodzącego się w Zimbabwe systemu ale zawsze rozgrzesza tworzących nowy porządek bo kolonializm, bo wredni biali i tak dalej i tak dalej.
Podróżom trzeciej i czwartej podczas których złudzenia prysły i widać już było całkowity upadek rządów zaprowadzonych przez Mugabe poświęca już tylko bardzo skromne rozdzialiki.
Przy towarzyszu Mugabe stoi jednak do końca.
Cztery podróże autorki do Zimbabwe, kraju powstałego na gruzach Południowej Rodezji, w której to się wychowała i która, jako działaczkę antykolonialną i na domiar tego komunistyczną, skazała ją w latach pięćdziesiątych na banicję.
Całość sprawia wrażenie mocno chaotycznego zbioru rozsypanych notatek i co gorsza im dalej czyta się gorzej. Pierwsza część najbardziej spójna, z...
Mnóstwo informacji o historii i dniu dzisiejszym Japonii. Część zapewne nowych bądź zaskakujących także dla interesujących się tym kawałkiem świata.
Treść podana niechlujnie i z nieprzystającym reportażowi zacietrzewieniem ale i tak warto.
Mnóstwo informacji o historii i dniu dzisiejszym Japonii. Część zapewne nowych bądź zaskakujących także dla interesujących się tym kawałkiem świata.
Treść podana niechlujnie i z nieprzystającym reportażowi zacietrzewieniem ale i tak warto.
Powieść dla wszystkich "mamonistów" - czyli ludzi lubiących to co już dobrze znają - i których lata temu wciągnęły Mroczne Materie.
Po Belle Savage, która stanowiła kompletną historię, małe zaskoczenie: powieść urywa się w połowie i trzeba czekać na kolejny tom.
Szczęśliwie to już w październiku ;-)
Co do samej treści to czyta się jak zwykle wartko, ale pod powierzchnią wątków przygodowych (i to dosyć płytko) kryją się wszystkie smutki ostatnich lat: dramaty uchodźców, żarłoczne koncerny, fanatyzm religijny, manipulacje społeczeństwami no i wracające w wielkim stylu totalitaryzmy.
Powieść dla wszystkich "mamonistów" - czyli ludzi lubiących to co już dobrze znają - i których lata temu wciągnęły Mroczne Materie.
Po Belle Savage, która stanowiła kompletną historię, małe zaskoczenie: powieść urywa się w połowie i trzeba czekać na kolejny tom.
Szczęśliwie to już w październiku ;-)
Co do samej treści to czyta się jak zwykle wartko, ale pod powierzchnią...
Ponura satyra (anty)wojenna. Pierwsza myśl po przeczytaniu to że inny klasyk gatunku, Paragraf 22, ustawiony przy Szwejku jest blachą pogodną czytanką na plażę.
Nowy zachwalany za "haszkowski" język przekład ma niestety wadę: na polski przełożono tekst czeski zostawiając długie wstawki po niemiecku w oryginale. Niby "tak się teraz robi" ale w tym wypadku raczej wolałbym pogwałcenie zasad. Tłumaczę dlaczego: Otóż obywatel dla którego Haszek tworzył, czyli Czech sięgający w latach dwudziestych po książkę w celu innym niż użycie w wychodku, znał w stopniu większym lub mniejszym język niemiecki, Polak sto lat później - niekoniecznie. W rezultacie taki mizernie wykształcony czytelnik skazany jest na nieustanne zaglądanie do przypisów. Na czytniku - przynajmniej moim - koszmar. Oczywiście bez niemieckiego mielibyśmy poważne ryzyko że klimat opowieści nie zostanie zachowany (niczem gdy Rammstein śpiewa po angielsku). Kompromis który ocaliłby klimat ale nie skazywałby na przypisy to pozostawienie pewnej ilości prostych słów uzupełniony językiem polskim z pokaleczoną "po niemiecku" gramatyką.
Ponura satyra (anty)wojenna. Pierwsza myśl po przeczytaniu to że inny klasyk gatunku, Paragraf 22, ustawiony przy Szwejku jest blachą pogodną czytanką na plażę.
Nowy zachwalany za "haszkowski" język przekład ma niestety wadę: na polski przełożono tekst czeski zostawiając długie wstawki po niemiecku w oryginale. Niby "tak się teraz robi" ale w tym wypadku raczej wolałbym...
O ile w pierwszej powieści autorki śledztwo prowadziła dziesięcioletnia dziewczynka, tu na tropie mamy panią w wieku już słusznym- mieszkającą w domu opieki staruszkę.
Sytuacja pozornie przeciwna, ale tak na prawdę dosyć podobna: Tam mózg detektywa jeszcze nienakarmiony informacjami - tu nękany początkami demencji. Tam ograniczenia swobody postępowania dziecka - tu pensjonariuszki domu starców.
Historia kryminalna dawkowana raczej "standardowo", według schematu: kawałeczek współczesności - kawałeczek wspomnień, ale na tyle interesująca że lektura nadal miła.
O ile w pierwszej powieści autorki śledztwo prowadziła dziesięcioletnia dziewczynka, tu na tropie mamy panią w wieku już słusznym- mieszkającą w domu opieki staruszkę.
Sytuacja pozornie przeciwna, ale tak na prawdę dosyć podobna: Tam mózg detektywa jeszcze nienakarmiony informacjami - tu nękany początkami demencji. Tam ograniczenia swobody postępowania dziecka - tu...
Kolekcja zgodnie z tytułem i zapowiedziami bardzo eklektyczna. Kupiona pod wpływem "raportu o książkach" - profesjonaliści zawsze mnie naciągną :-)
W przypadku większości reportaży wrażenie że powstawały w pięciominutowych chwilach przerwy pomiędzy chaotycznym biegiem po latynoskich metropoliach. Targani drgawkami od ilości wypitej ulicznej kawy (obrzydliwie słodkiej zresztą) dziennikarze gdzieś w trakcie tracili plan tego o czym to właściwie chcieliby nam opowiedzieć - a może nigdy go nie mieli?
Dwa najbardziej wciągające teksty (ale i kreślące najbardziej stereotypowy obrazek tamtego kawałka świata) to reportaże o Salvadorze i Wenezueli. Zwłaszcza po lekturze tego ostatniego potrzeba sporej chwili aby przypomnieć sobie gdzie właściwie jesteśmy. Ze sporym westchnieniem ulgi zresztą.
Reportaże niestety poprzecinane nachalnymi wstępami - po drugim starannie omijałem.
No ale nić dentystyczna jest ważniejsza niż szczoteczka (za które to stwierdzenie dodatkowa gwiazdeczka)
Kolekcja zgodnie z tytułem i zapowiedziami bardzo eklektyczna. Kupiona pod wpływem "raportu o książkach" - profesjonaliści zawsze mnie naciągną :-)
W przypadku większości reportaży wrażenie że powstawały w pięciominutowych chwilach przerwy pomiędzy chaotycznym biegiem po latynoskich metropoliach. Targani drgawkami od ilości wypitej ulicznej kawy (obrzydliwie słodkiej...
Dobra historia.
Czas "otrząśnięcia" - czyli czas którego potrzebujemy aby po oderwaniu się od lektury zdać sobie sprawę kim jesteśmy, gdzie się znajdujemy no i jaki jaki właściwie mamy rok - co prawda zdecydowanie mniejszy niż w przypadku Dżentelmena w Moskwie, ale to pewnie efekt otwartych przestrzeni. Zamiast bowiem spędzać czas zamknięci w murach jednego budynku tym razem podróżujemy, jak sugeruje sama okładka, przez kawał Ameryki.
No i w dodatku to, że rzecz opowiedziana jest z ciepłem filmu Franka Capry gwarantuje jeden z lepszych sposobów sposobów na spędzenie czasu gdy za oknem listopad.
Dobra historia.
Czas "otrząśnięcia" - czyli czas którego potrzebujemy aby po oderwaniu się od lektury zdać sobie sprawę kim jesteśmy, gdzie się znajdujemy no i jaki jaki właściwie mamy rok - co prawda zdecydowanie mniejszy niż w przypadku Dżentelmena w Moskwie, ale to pewnie efekt otwartych przestrzeni. Zamiast bowiem spędzać czas zamknięci w murach jednego budynku tym...
Doris Lessing spytała kiedyś brata dlaczego nie przeczyta jakichś dobrych książek zamiast "półpornograficznych powieści z rodzaju tych sprzedawanych przez lotniskowe księgarnie". Jako przykład autora podała swojego ziomka Wilbura Smitha.
Serio.
I to mnie zaciekawiło.
I przeczytałem.
I okazało się że to czystej wody western: ranczerzy, wojna z Indianami (w tej roli obsadzeni Zulusi), gorączka złota, wyprawy myśliwskie poza cywilizowane terytoria (zamiast bizonów - słonie),
W środku powieści western ustępuje na pewien czas miejsca Ziemi Obiecanej - i tę część czyta się chyba najbardziej wartko.
Cała historia ciosana dosyć grubo - jak na western przystało.
Język i narracja trącą nieco myszką - dziś już Panie tak się nie pisze (pisze się lepiej choć niestety z większym wyrachowaniem).
No ale rzecz to swój urok - przynajmniej dla czytelnika co pół wieku temu rzewnie opłakiwał śmierć Winnetou.
Doris Lessing spytała kiedyś brata dlaczego nie przeczyta jakichś dobrych książek zamiast "półpornograficznych powieści z rodzaju tych sprzedawanych przez lotniskowe księgarnie". Jako przykład autora podała swojego ziomka Wilbura Smitha.
więcej Pokaż mimo toSerio.
I to mnie zaciekawiło.
I przeczytałem.
I okazało się że to czystej wody western: ranczerzy, wojna z Indianami (w tej roli...