rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Doris Lessing spytała kiedyś brata dlaczego nie przeczyta jakichś dobrych książek zamiast "półpornograficznych powieści z rodzaju tych sprzedawanych przez lotniskowe księgarnie". Jako przykład autora podała swojego ziomka Wilbura Smitha.
Serio.
I to mnie zaciekawiło.
I przeczytałem.
I okazało się że to czystej wody western: ranczerzy, wojna z Indianami (w tej roli obsadzeni Zulusi), gorączka złota, wyprawy myśliwskie poza cywilizowane terytoria (zamiast bizonów - słonie),
W środku powieści western ustępuje na pewien czas miejsca Ziemi Obiecanej - i tę część czyta się chyba najbardziej wartko.
Cała historia ciosana dosyć grubo - jak na western przystało.
Język i narracja trącą nieco myszką - dziś już Panie tak się nie pisze (pisze się lepiej choć niestety z większym wyrachowaniem).
No ale rzecz to swój urok - przynajmniej dla czytelnika co pół wieku temu rzewnie opłakiwał śmierć Winnetou.

Doris Lessing spytała kiedyś brata dlaczego nie przeczyta jakichś dobrych książek zamiast "półpornograficznych powieści z rodzaju tych sprzedawanych przez lotniskowe księgarnie". Jako przykład autora podała swojego ziomka Wilbura Smitha.
Serio.
I to mnie zaciekawiło.
I przeczytałem.
I okazało się że to czystej wody western: ranczerzy, wojna z Indianami (w tej roli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rolnik-erudyta zaprasza nas na swoją łąkę.
Stanowczo najfajniejsze miejsce w jakie zabrała mnie książka od bardzo, bardzo dawna.
Piękny język. Prostota. Akapity na jeden kęs.
No i zdrowo sobie pooddychać na świeżym powietrzu .

Czasami niestety coś skrzypi w tłumaczeniu. I to do tego stopnia, że aż sprawiłem sobie drugi egzemplarz (bez udziału tłumacza) coby weryfikować rzeczy szczególnie dziwaczne.
Obywatelu tłumaczu, owoce nie rozkwitają ;-)

Rolnik-erudyta zaprasza nas na swoją łąkę.
Stanowczo najfajniejsze miejsce w jakie zabrała mnie książka od bardzo, bardzo dawna.
Piękny język. Prostota. Akapity na jeden kęs.
No i zdrowo sobie pooddychać na świeżym powietrzu .

Czasami niestety coś skrzypi w tłumaczeniu. I to do tego stopnia, że aż sprawiłem sobie drugi egzemplarz (bez udziału tłumacza) coby weryfikować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cztery podróże autorki do Zimbabwe, kraju powstałego na gruzach Południowej Rodezji, w której to się wychowała i która, jako działaczkę antykolonialną i na domiar tego komunistyczną, skazała ją w latach pięćdziesiątych na banicję.
Całość sprawia wrażenie mocno chaotycznego zbioru rozsypanych notatek i co gorsza im dalej czyta się gorzej. Pierwsza część najbardziej spójna, z ładnie wplecionymi wspomnieniami z czasów młodości.
Opis podróży drugiej w sporej części poświęcony jest szkolnictwu i organizacji społecznej w której działalność zaangażowała się Doris Lessing. Ta część to już niestety dla czytelnika mordęga.
Czytając to dzisiaj zniechęca też silnie jednostronne nastawienie autorki - niby dostrzega patologie rodzącego się w Zimbabwe systemu ale zawsze rozgrzesza tworzących nowy porządek bo kolonializm, bo wredni biali i tak dalej i tak dalej.
Podróżom trzeciej i czwartej podczas których złudzenia prysły i widać już było całkowity upadek rządów zaprowadzonych przez Mugabe poświęca już tylko bardzo skromne rozdzialiki.
Przy towarzyszu Mugabe stoi jednak do końca.

Cztery podróże autorki do Zimbabwe, kraju powstałego na gruzach Południowej Rodezji, w której to się wychowała i która, jako działaczkę antykolonialną i na domiar tego komunistyczną, skazała ją w latach pięćdziesiątych na banicję.
Całość sprawia wrażenie mocno chaotycznego zbioru rozsypanych notatek i co gorsza im dalej czyta się gorzej. Pierwsza część najbardziej spójna, z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mnóstwo informacji o historii i dniu dzisiejszym Japonii. Część zapewne nowych bądź zaskakujących także dla interesujących się tym kawałkiem świata.
Treść podana niechlujnie i z nieprzystającym reportażowi zacietrzewieniem ale i tak warto.

Mnóstwo informacji o historii i dniu dzisiejszym Japonii. Część zapewne nowych bądź zaskakujących także dla interesujących się tym kawałkiem świata.
Treść podana niechlujnie i z nieprzystającym reportażowi zacietrzewieniem ale i tak warto.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść dla wszystkich "mamonistów" - czyli ludzi lubiących to co już dobrze znają - i których lata temu wciągnęły Mroczne Materie.
Po Belle Savage, która stanowiła kompletną historię, małe zaskoczenie: powieść urywa się w połowie i trzeba czekać na kolejny tom.
Szczęśliwie to już w październiku ;-)
Co do samej treści to czyta się jak zwykle wartko, ale pod powierzchnią wątków przygodowych (i to dosyć płytko) kryją się wszystkie smutki ostatnich lat: dramaty uchodźców, żarłoczne koncerny, fanatyzm religijny, manipulacje społeczeństwami no i wracające w wielkim stylu totalitaryzmy.

Powieść dla wszystkich "mamonistów" - czyli ludzi lubiących to co już dobrze znają - i których lata temu wciągnęły Mroczne Materie.
Po Belle Savage, która stanowiła kompletną historię, małe zaskoczenie: powieść urywa się w połowie i trzeba czekać na kolejny tom.
Szczęśliwie to już w październiku ;-)
Co do samej treści to czyta się jak zwykle wartko, ale pod powierzchnią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponura satyra (anty)wojenna. Pierwsza myśl po przeczytaniu to że inny klasyk gatunku, Paragraf 22, ustawiony przy Szwejku jest blachą pogodną czytanką na plażę.

Nowy zachwalany za "haszkowski" język przekład ma niestety wadę: na polski przełożono tekst czeski zostawiając długie wstawki po niemiecku w oryginale. Niby "tak się teraz robi" ale w tym wypadku raczej wolałbym pogwałcenie zasad. Tłumaczę dlaczego: Otóż obywatel dla którego Haszek tworzył, czyli Czech sięgający w latach dwudziestych po książkę w celu innym niż użycie w wychodku, znał w stopniu większym lub mniejszym język niemiecki, Polak sto lat później - niekoniecznie. W rezultacie taki mizernie wykształcony czytelnik skazany jest na nieustanne zaglądanie do przypisów. Na czytniku - przynajmniej moim - koszmar. Oczywiście bez niemieckiego mielibyśmy poważne ryzyko że klimat opowieści nie zostanie zachowany (niczem gdy Rammstein śpiewa po angielsku). Kompromis który ocaliłby klimat ale nie skazywałby na przypisy to pozostawienie pewnej ilości prostych słów uzupełniony językiem polskim z pokaleczoną "po niemiecku" gramatyką.

Ponura satyra (anty)wojenna. Pierwsza myśl po przeczytaniu to że inny klasyk gatunku, Paragraf 22, ustawiony przy Szwejku jest blachą pogodną czytanką na plażę.

Nowy zachwalany za "haszkowski" język przekład ma niestety wadę: na polski przełożono tekst czeski zostawiając długie wstawki po niemiecku w oryginale. Niby "tak się teraz robi" ale w tym wypadku raczej wolałbym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O ile w pierwszej powieści autorki śledztwo prowadziła dziesięcioletnia dziewczynka, tu na tropie mamy panią w wieku już słusznym- mieszkającą w domu opieki staruszkę.
Sytuacja pozornie przeciwna, ale tak na prawdę dosyć podobna: Tam mózg detektywa jeszcze nienakarmiony informacjami - tu nękany początkami demencji. Tam ograniczenia swobody postępowania dziecka - tu pensjonariuszki domu starców.
Historia kryminalna dawkowana raczej "standardowo", według schematu: kawałeczek współczesności - kawałeczek wspomnień, ale na tyle interesująca że lektura nadal miła.

O ile w pierwszej powieści autorki śledztwo prowadziła dziesięcioletnia dziewczynka, tu na tropie mamy panią w wieku już słusznym- mieszkającą w domu opieki staruszkę.
Sytuacja pozornie przeciwna, ale tak na prawdę dosyć podobna: Tam mózg detektywa jeszcze nienakarmiony informacjami - tu nękany początkami demencji. Tam ograniczenia swobody postępowania dziecka - tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolekcja zgodnie z tytułem i zapowiedziami bardzo eklektyczna. Kupiona pod wpływem "raportu o książkach" - profesjonaliści zawsze mnie naciągną :-)
W przypadku większości reportaży wrażenie że powstawały w pięciominutowych chwilach przerwy pomiędzy chaotycznym biegiem po latynoskich metropoliach. Targani drgawkami od ilości wypitej ulicznej kawy (obrzydliwie słodkiej zresztą) dziennikarze gdzieś w trakcie tracili plan tego o czym to właściwie chcieliby nam opowiedzieć - a może nigdy go nie mieli?
Dwa najbardziej wciągające teksty (ale i kreślące najbardziej stereotypowy obrazek tamtego kawałka świata) to reportaże o Salvadorze i Wenezueli. Zwłaszcza po lekturze tego ostatniego potrzeba sporej chwili aby przypomnieć sobie gdzie właściwie jesteśmy. Ze sporym westchnieniem ulgi zresztą.
Reportaże niestety poprzecinane nachalnymi wstępami - po drugim starannie omijałem.
No ale nić dentystyczna jest ważniejsza niż szczoteczka (za które to stwierdzenie dodatkowa gwiazdeczka)

Kolekcja zgodnie z tytułem i zapowiedziami bardzo eklektyczna. Kupiona pod wpływem "raportu o książkach" - profesjonaliści zawsze mnie naciągną :-)
W przypadku większości reportaży wrażenie że powstawały w pięciominutowych chwilach przerwy pomiędzy chaotycznym biegiem po latynoskich metropoliach. Targani drgawkami od ilości wypitej ulicznej kawy (obrzydliwie słodkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra historia.
Czas "otrząśnięcia" - czyli czas którego potrzebujemy aby po oderwaniu się od lektury zdać sobie sprawę kim jesteśmy, gdzie się znajdujemy no i jaki jaki właściwie mamy rok - co prawda zdecydowanie mniejszy niż w przypadku Dżentelmena w Moskwie, ale to pewnie efekt otwartych przestrzeni. Zamiast bowiem spędzać czas zamknięci w murach jednego budynku tym razem podróżujemy, jak sugeruje sama okładka, przez kawał Ameryki.
No i w dodatku to, że rzecz opowiedziana jest z ciepłem filmu Franka Capry gwarantuje jeden z lepszych sposobów sposobów na spędzenie czasu gdy za oknem listopad.

Dobra historia.
Czas "otrząśnięcia" - czyli czas którego potrzebujemy aby po oderwaniu się od lektury zdać sobie sprawę kim jesteśmy, gdzie się znajdujemy no i jaki jaki właściwie mamy rok - co prawda zdecydowanie mniejszy niż w przypadku Dżentelmena w Moskwie, ale to pewnie efekt otwartych przestrzeni. Zamiast bowiem spędzać czas zamknięci w murach jednego budynku tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo obszerny, pełen znakomitych pomysłów, szkic powieści lub scenariusza filmowego z gatunku fantastyki naukowej.
W rękach zdolnego scenarzysty i reżysera (Nolan?) mogłoby z tego powstać naprawdę coś dobrego.

Czy przyjemnie się to czyta? Niestety nie. Pierwszy rozdział najbardziej dopracowany*, reszta wystrugana z drewna. Dialogi wszystkich bohaterów to tyrady partyjnych aparatczyków**, detektyw twardziel– w sposób widoczny wzorowany na amerykańskich klasykach – jest niestety nie tylko marną parodią Marlowa, ale parodią w widoczny sposób niezamierzoną co tylko pogłębiało moje zażenowanie. Części opisowe mają wdzięk spisu inwentarza.
Mecząc się 4 dni z trawieniem ostatniej części, w której Obcy usłużnie acz nudnawo wyjaśniali wydarzenia których świadkami byliśmy wcześniej, zacząłem rozumieć jak to było słuchać na Kubie wielogodzinnego przemówienia Fidela.
Oczywiście tego typu literatura w czasie lektury daje sporo czasu na to żeby pozastanawiać się co i jak zostało tam zmajstrowane. Gdzieś w połowie zacząłem podejrzewać że MOŻE w Chinach to naprawdę arcydzieło, a ja po prostu po chińsku nie rozumiem – no a tłumacz tym razem mi nie pomógł.
No i proszę: w posłowiu pan Ken Liu (tłumacz na język angielski) tłumaczy (bo taką ma rolę), że powieść nie powinna sprawiać u odbiorcy wrażenia że została napisana w języku tłumaczenia ale w języku autora.
Podejście rozumiem, w zasadzie się z zgadzam, ale realizacja planu udała się na mój gust za bardzo.

Dlaczego warto rzecz przeczytać?

Science fiction od końca lat osiemdziesiątych nie jest moim podstawowym pokarmem, ale swoje żem przeczytał i muszę przyznać, ze zawartość „science” jest w tej powieści naprawdę imponująca. Miłośnicy „twardego” science fiction będą zachwyceni.
U wszystkich klepiących dla chleba w klawisze, a w tym fachu odsetek miłośników SF pewnie przekracza normę, uśmiech wywoła tez wojskowy komputer. No ale nie zdradzam…

Jeżeli nie należysz do powyższej kategorii to możesz sobie darować. No chyba, że chcesz przeczytać coś po chińsku***.

(No dobra: gwiazdka ekstra za komputer ;)

------
* części dotyczące rewolucji kulturalnej "wystają" ponad poziom reszty - może za sprawą doświadczeń autora
** którymi są tylko niektórzy
*** albo ciekawi Cię się czemu rzecz rekomenduje pan Obama

Bardzo obszerny, pełen znakomitych pomysłów, szkic powieści lub scenariusza filmowego z gatunku fantastyki naukowej.
W rękach zdolnego scenarzysty i reżysera (Nolan?) mogłoby z tego powstać naprawdę coś dobrego.

Czy przyjemnie się to czyta? Niestety nie. Pierwszy rozdział najbardziej dopracowany*, reszta wystrugana z drewna. Dialogi wszystkich bohaterów to tyrady...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepsza książka świata - tak pomyślałem sobie przejęty po przeczytaniu powieści po raz pierwszy w 1984.
I dziś, kiedy już nie odróżniam dobra od zła, doceniam.

Najlepsza książka świata - tak pomyślałem sobie przejęty po przeczytaniu powieści po raz pierwszy w 1984.
I dziś, kiedy już nie odróżniam dobra od zła, doceniam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

-Widział pan zdjęcie konia w dzisiejszej gazecie?
-Widziałem zdjęcie konia - odpowiedział mężczyzna.
-Nie wydawało się panu, że koń i jeździec myślą o zupełnie innych rzeczach?

Moja ulubiona powieść Murakamiego - niby są lepsze, ale, sam nie wiem czemu, do tej lubię wracać.
Nadaje się też do "ewangelizacji", czyli podrzucania Murakamiego ludziom którzy go wcześniej nie znali. Zakładając, że tacy się jeszcze gdzieś jeszcze znajdą.

-Widział pan zdjęcie konia w dzisiejszej gazecie?
-Widziałem zdjęcie konia - odpowiedział mężczyzna.
-Nie wydawało się panu, że koń i jeździec myślą o zupełnie innych rzeczach?

Moja ulubiona powieść Murakamiego - niby są lepsze, ale, sam nie wiem czemu, do tej lubię wracać.
Nadaje się też do "ewangelizacji", czyli podrzucania Murakamiego ludziom którzy go wcześniej nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść na pozór z popularnego gatunku "dziewczynka na tropie".
Bohaterki nie są jednak jednak ani geniuszami (Flavia de Luce) ani nad wiek rozgarniętymi spryciulami naśladującymi w śledztwie metody i tok rozumowania dorosłych (Mały przyjaciel, Opowiem ci pewną historię), ale po prostu dziećmi - dziesięcioletnimi dziećmi.
Dosłowność dziecięcego pojmowania świata i tego wszystkiego co przekazują im dorośli zmienia punkt widzenia z którego obserwujemy wydarzenia na tyle, że bliżej powieści Joanny Cannon do Sprawiedliwości owiec niż do wymienionych wcześniej dziecięcych detektywów.
Dodatkowo inteligencja emocjonalna obu bohaterek sprawia, że czytelnik (a przynajmniej jeden gruboskórny facet w najlepszych latach) czuje się przy nich emocjonalnym troglodytą.

Słowo do innych emocjonalnych troglodytów: Jak być może zauważyliście na stronie książki (w prawej kolumnie) oraz w innych opisach, sporo w powieści zdań z gatunku tych, którymi to użytkownicy Kindla czują się obowiązku podzielić ze współczytaczami. Uspokajam: Nie ma się czego bać - zarówno ich ilość jak i ładny język pani Joanny zapobiegają ewentualnemu niesmakowi.

Powieść na pozór z popularnego gatunku "dziewczynka na tropie".
Bohaterki nie są jednak jednak ani geniuszami (Flavia de Luce) ani nad wiek rozgarniętymi spryciulami naśladującymi w śledztwie metody i tok rozumowania dorosłych (Mały przyjaciel, Opowiem ci pewną historię), ale po prostu dziećmi - dziesięcioletnimi dziećmi.
Dosłowność dziecięcego pojmowania świata i tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świnki - nie, bank - tak.

Świnki - nie, bank - tak.

Pokaż mimo to


Na półkach:

8 gwiazdek na lubimyczytac.pl.
Japoński realizm magiczny (podobno).
Naprawdę dobre pierwsze zdanie.
Mnóstwo ciekawych pomysłów fabularnych. (Dla mnie jedyny słaby to wiek w którym panie motocyklistki zaczynały łobuzerska karierę - 13 wiosen o ile pamiętam. Ale może to japońska norma.)
Wydarzenia umieszczone na tle przemian Japonii po drugiej wojnie światowej.
Miasteczko z potencjałem lepszym niż Macondo.


Co mogło pójść źle?


Prawie wszystko.


Dialogi grubo ciosane. Siekierą. Naprawdę: bardzo grubo.
Narracja zręczniejsza - niewiele.
90% powieści to mocno rozwodnione nic.

Już gdzieś na początku odnosiłem wrażenie czytania tasiemcowej mangi bez obrazków. Oczywiście manga mandze nierówna: gdy pojawiają się dziewczynki na motocyklach rzecz nabiera kształtów czegoś co mogłoby spodobać się miłośnikom "Kulinarnych pojedynków".

Powieść jest tak niedobra, że podczas lektury najciekawsze staje się obserwowanie tej mizerii - stąd też dwie gwiazdki a nie jedna.
Zresztą, gdyby nie długość powieści to można by ją zainteresowanym takim aspektem czytelnictwa polecić. A tak zostają tylko miłośnicy "Kulinarnych pojedynków".

No ale pewnie niesprawiedliwa ta moja opinia.
Proszę się nią nie sugerować.
Z kosmosu się te 8 gwiazdek przecież nie wzięło.
50 milionów fanów Elvisa nie może się mylić.

8 gwiazdek na lubimyczytac.pl.
Japoński realizm magiczny (podobno).
Naprawdę dobre pierwsze zdanie.
Mnóstwo ciekawych pomysłów fabularnych. (Dla mnie jedyny słaby to wiek w którym panie motocyklistki zaczynały łobuzerska karierę - 13 wiosen o ile pamiętam. Ale może to japońska norma.)
Wydarzenia umieszczone na tle przemian Japonii po drugiej wojnie światowej.
Miasteczko z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy smutno, zimno, ponuro lub po prostu ciężko, dobrze przeczytać coś z gatunku literatury krzepiącej lub humorystycznej.
Pewniakiem w tej drugiej od zawsze był pan Pratchett.

Działało zawsze.

Stad zaskoczenie: "Para w ruch" nie jest zabawna.

Uśmieszek to tu to tam, ale daleko do każdej z "wylosowanych" przeze mnie wcześniej kilkunastu części cyklu.

Kiedy smutno, zimno, ponuro lub po prostu ciężko, dobrze przeczytać coś z gatunku literatury krzepiącej lub humorystycznej.
Pewniakiem w tej drugiej od zawsze był pan Pratchett.

Działało zawsze.

Stad zaskoczenie: "Para w ruch" nie jest zabawna.

Uśmieszek to tu to tam, ale daleko do każdej z "wylosowanych" przeze mnie wcześniej kilkunastu części cyklu.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od kiedy wyczytałem, że mój ulubiony Peter Carey 2 razy dostał Bookera, a jeszcze bardziej ulubiony William Boyd 2 razy nie dostał, zaglądam czasem na listy nominowanych. I stąd "Sny o Jowiszu".

Notka wydawnicza niewiele ma wspólnego z tym co w środku książki.
"Rozśpiewany John Toppo zabawia klientów"? Przeczytajcie raczej recenzję Pani Wu.

Powieść jest w irytujący sposób potrzaskana. Co kilkanaście minut ma się ochotę ją wywalić. Ale po kilkunastu kolejnych czytnik wzywa. Po przeczytaniu, przynajmniej w ciągu kilku kolejnych dni, nadal trwa gdzieś w głowie. Ze smutkiem muszę więc przyznać, że pewnie jest dobra.

Czy jeszcze sięgnę po książki tej pani? Raczej nie.
Zastanawiam się co jest w tej książce takiego, że już po przeczytaniu nie tyle nie lubię powieści, ale nie lubię autorki.
Może to wrażenie, że pani Anuradha nie chciała nam opowiedzieć historii, tylko napisać bestseller i wygrać kilka nagród literackich.

Poirytowany i skonfundowany dodaję siódma gwiazdkę... a następnie zabieram. "Za karę"

Od kiedy wyczytałem, że mój ulubiony Peter Carey 2 razy dostał Bookera, a jeszcze bardziej ulubiony William Boyd 2 razy nie dostał, zaglądam czasem na listy nominowanych. I stąd "Sny o Jowiszu".

Notka wydawnicza niewiele ma wspólnego z tym co w środku książki.
"Rozśpiewany John Toppo zabawia klientów"? Przeczytajcie raczej recenzję Pani Wu.

Powieść jest w irytujący sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść, za sprawą 12 letniej bohaterki, porównywana do Zabić drozda i cyklu o Flawii De Luce. Nie całkiem bezpodstawnie, ale mi klimatem bardziej przypomina Małego przyjaciela Donny Tartt. Zasługuje na jedna gwiazdkę mniej niż dałem - ta gwiazdeczka to prezent za fragmenty epistolarne ;)
Polski tytuł nie pasuje do powieści nic a nic. Choćby dla tego warto sięgnąć po oryginał.

Powieść, za sprawą 12 letniej bohaterki, porównywana do Zabić drozda i cyklu o Flawii De Luce. Nie całkiem bezpodstawnie, ale mi klimatem bardziej przypomina Małego przyjaciela Donny Tartt. Zasługuje na jedna gwiazdkę mniej niż dałem - ta gwiazdeczka to prezent za fragmenty epistolarne ;)
Polski tytuł nie pasuje do powieści nic a nic. Choćby dla tego warto sięgnąć po oryginał.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Główna historia, z roku 1979, interesująca i opisana z werwą i humorem. Trochę psują ją "belferskie" wtręty historyczne z czasów pre-hiszpańskich.
Zakończenie dosyć nijakie i chyba dlatego autor chciał ratować się dopiskiem "30 lat później". Nie wyszło.
Jeśli ktoś był w Meksyku i tęskni - polecam.
Jak nie - też można przeczytać - nic złego się nie stanie.

Główna historia, z roku 1979, interesująca i opisana z werwą i humorem. Trochę psują ją "belferskie" wtręty historyczne z czasów pre-hiszpańskich.
Zakończenie dosyć nijakie i chyba dlatego autor chciał ratować się dopiskiem "30 lat później". Nie wyszło.
Jeśli ktoś był w Meksyku i tęskni - polecam.
Jak nie - też można przeczytać - nic złego się nie stanie.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szwedzki Forrest Gump - taki trochę gorszy. Sposób związania losów bohatera z historią dwudziestego wieku bardziej karkołomny niż w pierwowzorze, a użyty język tej karkołomności towarzyszy: miałem wrażenie że autor chce historię stulatka opowiedzieć możliwie szybko - byle mieć to w końcu z głowy.
W sumie pomysł trochę lepszy od wykonania.
Przeczytać jednak można - nic złego się nie stanie.

Szwedzki Forrest Gump - taki trochę gorszy. Sposób związania losów bohatera z historią dwudziestego wieku bardziej karkołomny niż w pierwowzorze, a użyty język tej karkołomności towarzyszy: miałem wrażenie że autor chce historię stulatka opowiedzieć możliwie szybko - byle mieć to w końcu z głowy.
W sumie pomysł trochę lepszy od wykonania.
Przeczytać jednak można - nic...

więcej Pokaż mimo to