rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Od początku, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź, wiedziałam, że ta książka będzie miała w sobie sporo mroku, jeszcze więcej tajemnic, i pomimo że jest to debiut, to zaskoczy mnie nie jeden raz. Powiem wam, że wcale się nie myliłam.

Pierwsze strony i już byłam kupiona, manewrowanie między światem żywych i umarłych, to zdecydowanie ciekawa odskocznia od fantastyki, którą ostatnio było mi dane przeczytać. Jednak nie jest to taka czysta fantastyka, ponieważ pod podszewką skrywa również kryminał, mroczne tajemnice, które by je rozwiązać, trzeba się czasem bardzo mocno napracować, a dopiero na koniec wszystko zgrywa się w jedną całość.

Kreacja świata - tu ani trochę nie ma czego zarzucić autorowi. Tak samo jak mroczna okładka, która rozlewa swój dym na cały świat, tak też odczułam, czytając tą historię, że oblepia mnie ciężki dym, pogoda jest zawsze ponura, a jedynie nikła lampa przyświeca gdzieś w rogu. No cóż mogę napisać, taki mrok zdecydowanie mi pasuje. Na początku może trochę czułam się zakłopotana, jak w ogóle kroczyć wśród cieni, jak to Kavlowi się w ogóle udaje, ale wystarczyło trochę cierpliwości i stopniowo moja ciekawość była zaspokajana.

Główny bohater od razu sprawił że go polubiłam, nieidealny, z wadami, i z ciętym językiem. To uwielbiam najbardziej, czyli wypowiedzi, za którymi podąża się z czystą satysfakcją, a przede wszystkim nigdy do końca nie wiemy, co stanie się na kolejnej stronie. Nieprzewidywalność podbija kreacja świata, bo jest to coś nowego, nie wiemy więc co czeka nas za umiejętność na kolejnej stronie.

Książka świetnie się zaczęła i wspaniale się zakończyła, ale tylko, jeżeli mówimy o urwaniu historii w idealnym momencie - zaczęłam przewracać książkę i myśleć: halo, gdzie są kolejne strony? Dobry pomysł na mrok, opatrzony odrobiną romansu, który był bardzo smaczny, sprawia, że z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Udany debiut.

Od początku, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź, wiedziałam, że ta książka będzie miała w sobie sporo mroku, jeszcze więcej tajemnic, i pomimo że jest to debiut, to zaskoczy mnie nie jeden raz. Powiem wam, że wcale się nie myliłam.

Pierwsze strony i już byłam kupiona, manewrowanie między światem żywych i umarłych, to zdecydowanie ciekawa odskocznia od fantastyki, którą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Intrygująca, dopracowana i nietypowa - tak kilkoma słowami mogłabym opisać debiut Dominiki Skoczeń. Na początku ciężko było mi się rozeznać dobrze w fabule i trochę wywoływało to we mnie frustrację, wszystko za sprawą imion i nazwisk, oraz gdy na początku czytamy o fantastycznej otoczce, na której opiera się fabuła, czyli primiony. Jednak im dalej zaczytywałam się w tej książce, tym bardziej była ona intrygująca, a kolejne wątpliwości i niepewności co do reguł rządzonych tym światem, były rozwiewane. Lecz nie martwcie się, nie wszystko zostaje wam podane na tacy, bo końcówka pozostawi w was wiele pytań.

Intrygująca, właśnie tak - już od początku jesteśmy jako czytelnicy, wrzucani w wir wydarzeń, do świata, który na pierwszy rzut oka wydaje się być idealny, oczywiście w sytuacji jeżeli dobrze się urodziłeś i masz górę pieniędzy. Po dłuższej lekturze okazuje się, że wiele osób ma drugą twarz, a przede wszystkim, system opierający się na głębokiej wierze, wręcz uznałabym dość fanatycznej, przysłania to, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.

Fantastyka ma zawsze za zadanie utworzyć niezwykły świat, dostarczyć rozrywki i tutaj też to jest, jednak pod otoczką historii głównej bohaterki, za którą cały czas podążamy, jest również coś nietypowego pod całą tą konstrukcją. Może to tylko moje postrzeganie, ale w wielu momentach dość często zastanawiałam się nad wykreowanym światem, jakby wszystko miało głębsze znaczenie i że wiara może przysłonić wiele.

Są również i bohaterowie: Laila przede wszystkim zaskarbiła sobie moje uczucia tym, że nie była pozbawiona wad, że zachowywała się często niedorzecznie, ale jednocześnie doceniam jej zmianę, ze względu na wydarzenia, które wokół niej się kręciły, jak i ludzie, którzy towarzyszyli jej w podróży. Można pogratulować bardzo dobrze poprowadzonej relacji z nienachalnym wątkiem romantycznym, wręcz wystąpił samoczynnie, bez niczyjej pomocy. I chwała za to, bo w dzisiejszych czasach, ciężko odstąpić od takiego wątku, jednak to, że był on słabo zarysowany ma u mnie ogromny plus, dzięki temu, możemy się skupić na innych wątkach.

Arystokratka w świecie biedaków, niby nic odkrywczego, często już się o tym czytało, jednak tutaj schemat, który jest dość znany, prowadzi do wydarzeń o dość nietypowym charakterze, zaskakuje, wciąga i chce się więcej, a zwracając uwagę na zakończenie - będzie więcej. Polecam i czytajcie polską fantastykę, bo naprawdę warto.

Intrygująca, dopracowana i nietypowa - tak kilkoma słowami mogłabym opisać debiut Dominiki Skoczeń. Na początku ciężko było mi się rozeznać dobrze w fabule i trochę wywoływało to we mnie frustrację, wszystko za sprawą imion i nazwisk, oraz gdy na początku czytamy o fantastycznej otoczce, na której opiera się fabuła, czyli primiony. Jednak im dalej zaczytywałam się w tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co to była za lektura, po przeczytaniu ostatniej strony, siedziałam w swoim fotelu, tępo wpatrując się w ścianę. Zębatki w mózgu zaczęły trafiać na swoje miejsce i myśli formowały się w jedno zdanie: jakie to było genialne. W swoim życiu przeczytałam ponad 700 książek, i żeby nie było, ale sprawdziłam to - jedynie 12 zasłużyło w mojej ocenie na soczystą 10. Jeleni sztylet mnie pozamiatał, bo znalazło się w nim wszystko co uwielbiam w takiej literaturze i faktycznie miałam nosa, że chciałam ją przeczytać.

W skrócie to fantastyka w słowiańskim wydaniu ze świetną mocną zarysowaną bohaterką. Ja wiem, niby pomyślicie kolejny odgrzewany kotlet - ileż to ja razy czytałam o wybrańcach, bitwach, naukach w szkole - ale ja wam to powiem dosadnie - i co z tego. Ogólny zarys jest nam wszystkim już znany, ale to kwestia wykonania, opowiedzenia historii i smaczków wtrącanych co chwilę sprawia, że pozycja zasługuje u mnie na otrzymanie najwyższej noty.

Wszebora Lapis to kobieta silna, zdecydowana, i pomimo swojej odpychającej natury, można ją polubić, a nawet pokochać. Bo pomimo, że Marta Mrozińska stworzyła główną postać przy omotaniu ją w woale starej religii, słowiańskich powiewów natury, to z drugiej strony nadal jest młodą kobietą, która popełnia błędy i niekoniecznie zawsze wie jak ma się w danym momencie czuć i zachować. Jej droga i kształtowanie się charakteru było super przeżyciem i również wskakuje na topkę moich ulubionych postaci.

Od niedawna zagłębiam się w tematy słowiańskie i tutaj są tak mocno zarysowane, że mam ochotę ciągle otrzymywać więcej. Autorka świetnie otoczyła życie Bory Leszym, wąpierzami, rusałkami, ale to tylko mały odsetek tego co możecie tutaj znaleźć. Kto uwielbia więc czytać o takich klimatach, to ręka do góry i sięga po Jeleni Sztylet.

Wpleciona szkoła, czyli Włócznia, to już u mnie wisienka na torcie i wcale nie zamierzam przepraszać. Nic na to nie poradzę, że dla mnie: szkoła, wojna i fantastyka to już trio idealne. Do tego historia jest brutalna, nie oszczędza czytelnika, zarówno jeżeli chodzi o uczucia bohaterów, jak również o ich jakiekolwiek istnienie. Ledwo polubisz jakąś postać, a tu bum i już jej nie ma.

Książkę połyka się w całości a później się żałuje, że tak szybko się ją przeczytało. Po prostu z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Na początku próbowałam sobie dawkować tą pozycję, ale i tak wiedziałam, że tą walkę mogę jedynie przegrać i tak właśnie było. Mogę tylko napisać, że: chciałabym już, teraz, w tej chwili więcej. Piękna okładka jedynie dodaje smaczku całej tej historii. Prawdziwy fan fantastyki nie może przejść obok Jeleniego Sztyletu obojętnie, a jeżeli to zrobi, to traci wspaniałą historię, taką, która zostaje w twojej głowie i sercu na dłużej.

Opinia powstała przy współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka

Co to była za lektura, po przeczytaniu ostatniej strony, siedziałam w swoim fotelu, tępo wpatrując się w ścianę. Zębatki w mózgu zaczęły trafiać na swoje miejsce i myśli formowały się w jedno zdanie: jakie to było genialne. W swoim życiu przeczytałam ponad 700 książek, i żeby nie było, ale sprawdziłam to - jedynie 12 zasłużyło w mojej ocenie na soczystą 10. Jeleni sztylet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oczy i rozum podpowiadały mi, że to może być dobra lektura. Potem przyszło jednak zwątpienie ze względu na liczbę stron, może to moje małe zboczenie powodujące, że poniekąd twierdzę, że lektura musi być obszerna by była dobra. Na całe szczęście niepotrzebnie się stresowałam, że grubość tej pozycji może wpłynąć na jej treść.

Tym razem nietypowo, zacznę może co było dla mnie ciężkie do przełknięcia. Byli to bohaterowie i nie chodzi tutaj konkretnie o którąś z postaci, tylko o ilość tych postaci. Na samym początku mój mózg za bardzo nie nadążał kto jest kim i synem kogo, a żoną od tamtego czy tego. W ogólnym rozrachunku, wiem, że każda z tych postaci w kreowanym przez Monikę Godlewską świecie musiała zaistnieć, pojawić się czasem chociaż na chwilę, ale dla czytelnika, który dopiero poznaje osadę, jest to trochę jak uderzeniem obuchem w głowę. Oczywiście z tyłu książki mamy świetne rozrysowane "drzewa" by móc dane osoby umiejscowić, jednak wertowanie jej co chwile, sprawa nieco kłopotu - a może to tylko mój problem, ponieważ mam naprawdę bardzo słabą pamięć do jakichkolwiek imion.

Osada, no właśnie, w tej historii wkraczamy w świat dość zamknięty, zarówno geograficznie i kulturowo. Dla kinomaniaków - klimat jest właśnie odzwierciedleniem filmu z 2004 roku Osada, a nad wszystkim jak sęp krąży pewna tajemnica. Ciężko zakwalifikować Córki puszczy, siostry ognia do jakiegoś jednego gatunku. Jest to głównie obyczaj, gdyż przewija się tu dużo dość trudnych tematów, które by znaleźć sens, trzeba się wczytać, więc nie jest to błaha historyjka, ale również są tu momenty fantastyczne, które nadają całej opowieści dość ciekawy charakter. No i do tego tytułowa Puszcza - proszę o więcej.

Myślę, że głównym nurtem jest ukazanie siły kobiet w dość nietypowym wydaniu. Walka z zaściankowością, aranżowanymi małżeństwami, uprzedmiotowieniem kobiet, to coś co nie czyta się wyłącznie miedzy wierszami, czuję, że jest to główna historia, która płynie z tej historii. Wszystko dzięki stworzeniu trzech charakterystycznych bohaterek: Racheli, Judyty i Anny. Podzielenie narracji na te trzy bohaterki było świetnym zagraniem. Odczułam, że każda była wykreowana w inny sposób i w sumie nie musiałam czytać tytułu danej części, by po zachowaniu czy wypowiedziach bohaterki stwierdzić przez kogo był opowiadany rozdział. Oczywiście nie są wykreowane na najwspanialsze kobiety pod słońcem, swoje za uszami mają, a nawet i czasem wkurzają, więc ogromny plus.

Jest to przyjemna lektura, która odbiega od tego co w dzisiejszych czasach jesteśmy w stanie przeczytać, stąd też jest to coś innego, ciekawego w swojej prostocie. Można ją połknąć nawet w jeden dzień, tylko uważajcie, bo jak już raz się wejdzie do puszczy, to można już jej nie opuścić.

Opinia powstała przy współpracy reklamowej z Wydawnictwem Spisek Pisarzy

Oczy i rozum podpowiadały mi, że to może być dobra lektura. Potem przyszło jednak zwątpienie ze względu na liczbę stron, może to moje małe zboczenie powodujące, że poniekąd twierdzę, że lektura musi być obszerna by była dobra. Na całe szczęście niepotrzebnie się stresowałam, że grubość tej pozycji może wpłynąć na jej treść.

Tym razem nietypowo, zacznę może co było dla mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już dawno w moje ręce nie trafiła żadna książka o aniołach. Ogólnie mam wrażenie, że aktualnie jest to pewnego rodzaju nisza, którą Karolina Ligocka świetnie zapełnia. W ogólnym rozrachunku rynku: anioły - były, demony - były, wilk opiekun, który materializuje się za pomocą tatuażu - strzał w dziesiątkę, o tym jeszcze nie słyszałam. Mam wrażenie, że to jeden z niewielu przypadków, gdy po przeczytaniu samego opisu byłam zainteresowana, a to się często nie zdarza.

Pierwsze strony i wiedziałam, że jest to coś, czego oczekiwałam. Wiem, ze każdy ma pewne obawy przed sięgnięciem po debiut, jednak tu mogę wam zaręczyć, że nie ma się czego obawiać. W szczególności opisy, które stworzyła autorka, były dla mnie niebywałe - nie były przegadane, wręcz idealne i dzięki użytym słowom, poczułam się jakbym towarzyszyła Naridzie przy każdym kroku, przy wzlotach i upadkach. Widziałam dopracowany styl i dobieranie każdego słowa, by idealnie pasowało w danej sytuacji.

Karolina Ligocka stworzyła świat, który również zahacza o nasz - w końcu możecie przenieść się do Rzymu (a kto by nie chciał?) i dzięki takiemu zabiegowi, może dowoli tworzyć pozostałe tomy serii. Powolnymi krokami wprowadzała czytelnika w reguły rządzące zarówno światem nad nami, jak i temu pod nami i nadal mam wrażenie, że nie mam dość i chciałabym ten świat poznać jeszcze bardziej.

Narida, jako główna bohaterka bardzo szybko mnie do siebie przekonała. Potrafi o siebie zadbać, a autorka odpowiednio poprowadziła fabułę, by wyciągnąć z niej to co najlepsze i w szczególności ukazać drogę jak jej charakter został ukształtowany. Silna kobieta, nie tylko fizycznie, ze względu na swoje umiejętności, ale i charakter pozwolił na to, że się polubiłyśmy. W szczególności podobały mi się jej odzywki, ona nie da sobie w kasze dmuchać, ale jednocześnie potrafiła do siebie przekonać osoby, które ostatecznie mogła nazwać przyjaciółmi.

Należy również wspomnieć o uczuciach. Znajdzie się tutaj również wątek dla tych spragnionych szybszych podrygów serca (i nie tylko serca). Nie był to wątek nachalny, wręcz miałam wrażenie, że potrzebny i zarysowany był w tak naturalny sposób, że teraz mam ochotę krzyczeć: więcej!

Czy jest w ogóle coś, do czego można się przyczepić? Jak już wspominałam, bardzo wiele rzeczy do siebie pasowało wręcz idealnie, był dobry pomysł na treść, świetne opisy, wątek miłosny, postacie, które się lubi. Miałam tylko wrażenie, że finał bardzo szybko się rozegrał i coś do czego dążyła cała fabuła, było ledwie mrugnięciem oka. Może po prostu za dobrze się bawiłam przy lekturze i dlatego mam wrażenie, że ten czas tak szybko minął.

Nie zrozumcie mnie źle - nadal było to niesamowite przeżycie i myślę, że skoro Piekielne Niebo jest zapowiadane jako pierwszy tom serii, to jeszcze się przekonamy, że Karolina Ligocka potrafi dodać więcej oliwy do piekielnego ognia. Autorka ma bardzo rozbudowaną wyobraźnię i chwała jej za to, bo mogłam dzięki niej wkroczyć w dość niesamowity świat.

Już dawno w moje ręce nie trafiła żadna książka o aniołach. Ogólnie mam wrażenie, że aktualnie jest to pewnego rodzaju nisza, którą Karolina Ligocka świetnie zapełnia. W ogólnym rozrachunku rynku: anioły - były, demony - były, wilk opiekun, który materializuje się za pomocą tatuażu - strzał w dziesiątkę, o tym jeszcze nie słyszałam. Mam wrażenie, że to jeden z niewielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka trafiła w moje ręce dość spontanicznie, nie było jej na mojej liście TBR, jednak jak to bywa, jestem osobą, która pierwsza staje w kolejce po kontrowersje. Lubię kiedy coś jest opowiedziane w sposób rzeczywisty, bez pięknych ozdobników. W końcu życie nie jest zbytnio usłane różami i w dodatku nie ma na nim tony brokatu. W przypadku pozycji Yanka Świtały po prostu się przejechałam jak po nieposprzątanej kupie z trawnika. Zarówno w pierwszej jak i drugiej sytuacji, niesmak pozostaje.

Dwója z minusem, i to jeszcze naciągane jak guma z majtek. Pojedyncze historie, które zostały tutaj wplecione, oczywiście dodają swojego rodzaju dramatyzmu i fakt, to one naciągają tą ocenę na lekkie wyżyny. Zwracając uwagę, że to właśnie te opowiastki ciągną całą historię, autor skupić się tylko i wyłącznie na stworzeniu swoistych krótkich opowiadań.

Rozbijanie polskiego SORu na czynniki pierwsze i ciągłe narzekanie na tych z góry i osób które trzymają dany szpital w garści było nudne i niepotrzebne. Wiadomo, każdy z nas wie jak to jest - jak tylko możemy staramy się unikać szpitali i publicznej służby zdrowia - tu Yanek nie odkrył ameryki, jednak brak jakiejkolwiek chronologii, tylko bełkot w chaotycznym wydaniu to zdecydowanie nie jest to na co liczyłam.

Kolejne zagadnienie: po jaki kit zostały wplecione zdjęcia, które za nic nie odwołują się do konkretnej treści, którą właśnie czytałam. Chyba miały tylko dodać objętości, by książka nie wyglądała licho, bo gdyby zebrać w całość tekst, to stron nie wyszłoby za dużo.

Nie zdradzając za dużo szczegółów z treści, można pozycję zakwalifikować jako pamiętnik osoby bardzo egoistycznej, narcystycznej, która stara się w pewnych momentach wybielić, a przy okazji być super ziomem. Nie wyszło po prostu fajnie.

https://ujrzec-slowa.blogspot.com/

Książka trafiła w moje ręce dość spontanicznie, nie było jej na mojej liście TBR, jednak jak to bywa, jestem osobą, która pierwsza staje w kolejce po kontrowersje. Lubię kiedy coś jest opowiedziane w sposób rzeczywisty, bez pięknych ozdobników. W końcu życie nie jest zbytnio usłane różami i w dodatku nie ma na nim tony brokatu. W przypadku pozycji Yanka Świtały po prostu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Myślę, że jest to pozycja absolutnie obowiązkowa zarówno dla czarodziei jak i mugoli. Przecież każdy chciałby wiedzieć, czy właśnie to co cię ukąsiło, to żadlibąk i masz się czym martwić. Oczywiście, aż tak bardzo nie musisz do swojej głowy wtłaczać zmartwień tym magicznym zwierzęciem, w końcu następstwem ukąszenia jest lewitacja - chyba nie ma na co narzekać? Nie mogę jednak powiedzieć, że spotkanie z każdym z wymienionym w tym poradniku zwierzęciem, będzie równie bezpieczne.

Bardzo dobrym pomysłem dla swoistego leksykonu jest ułożenie wszystkich zwierząt w alfabetycznym porządku.
Druga pozycja wydana w Polsce przez wydawnictwo Media Rodzina w 2002 roku, jest ona większych rozmiarów i przede wszystkim każde zwierzę magiczne opatrzone jest rysunkiem, czasem można nawet stwierdzić, że mocno zarysowanym szkicem. jednak w wydaniu ilustrowanym zwierzęta są przedstawione alfabetycznie, zapewne na rozmieszczenie brytyjskie, chronologia jest zachowana z języka angielskiego. Tekst zarówno w jednej jak i drugiej pozycji jest taki sam. Zatem bardziej zilustrowane wydanie ma za zadanie nasycić człowieka jedynie wizualnie.

Wydanie wcześniejsze, posiada w środku mocno zarysowane ryciny i dla mnie ma to swój własny charakter, jedynie ogromnie szkoda, że nie ma rysunku przy każdym zwierzęciu, sądzę, że to zdecydowanie podniosłoby wartość artystyczną tej książeczki. Właśnie słowo książeczka ma tutaj ogromne zastosowanie - mało stron, mniejszy format i bez żadnych przeszkód można ją połknąć podczas jednego posiedzenia.

Wiadomo, dla każdego miłośnika Harry'ego Pottera, jakiekolwiek nowe wydanie książki, dodatki zaznajamiające czytelnika z większą wiedzą, niż ta zawarta w siedmiu tomach serii, jest swoistym smaczkiem. Do tej serii zawsze będę podchodzić z wielką miłością, chyba nawet bezgraniczną, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek mankamenty.

Czy takie dodatki są dla czytelnika jedynie wyciąganiem jego kolejnych pieniędzy z kieszeni? Oczywiście w jakimś stopniu tak, gdyż prawdziwy fan nie odpuści sobie pozycji, która w jakiś sposób przybliża go do świata, który zaszczepił w nim miłość do książek. Nawet jeżeli takie książki miałyby być przeczytane jeden raz i odłożone na półkę. Na półce na pewno nadal będą zacnie wyglądać.

Myślę, że jest to pozycja absolutnie obowiązkowa zarówno dla czarodziei jak i mugoli. Przecież każdy chciałby wiedzieć, czy właśnie to co cię ukąsiło, to żadlibąk i masz się czym martwić. Oczywiście, aż tak bardzo nie musisz do swojej głowy wtłaczać zmartwień tym magicznym zwierzęciem, w końcu następstwem ukąszenia jest lewitacja - chyba nie ma na co narzekać? Nie mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po pierwsze książka posiada swój odmienny styl. Naprawdę trzeba się w nią nieźle wczytać, by powoli, ale naprawdę powoli polubić się z tym stylem. Po skończonej lekturze, nie jestem fanką takiego stylu pisania. Oczywiście dodaje tej książce niesamowitego charakteru, i zdecydowanie oddaje otoczkę całej tragedii, która spowija bohatera, który jednocześnie jest autorem tej książki, jednak nie należy do najprzyjemniejszych. Przedstawianie dialogów bez myślników powoduje w nas zakłopotanie, bo nie do końca jesteśmy pewni, czy słowa zostały wypowiedziane na głos, czy są to wyłącznie myśli kłębiące się w głowie.

Nie do końca jestem w stanie zrozumieć fenomenu tej pozycji. Fakt, mowa tutaj o destrukcji człowieka, który robi to na swoje własne życzenie, i to ma nas szokować i szokuje w pewien sposób, ale czegoś w niej brakowało. Same przekleństwa, brutalność i wspomniana już autodestrukcja szokuje i to chyba jest wartość tej pozycji.

O uzależnieniach książek jest cała masa, i każda z nich podchodzi inaczej do uzależnień. Tutaj mamy człowieka, który dobrze o tym wie, co zrobił sobie i innym, ale nadal jest wredny, obskurny i ciężko się z nim polubić. Oczywiście jest mi go żal, każdego człowieka jest mi żal, gdy nie potrafi dojrzeć swojej dobrej strony, jednak to książka o destrukcji, mrocznej naturze, która nie jest w stanie się odlepić.

Czy pozycja może czegokolwiek nauczyć? Zdecydowanie może dać do myślenia tym, którzy z taką osobą nie mieli w ogóle do czynienia. To jest inny świat, w który, dzięki książce autora, można bezpiecznie wkroczyć i stać z boku jako niemy świadek. Warto ją przeczytać chociażby z samej ciekawości i samemu ocenić, czy warto było spędzić z nią czas.

Po pierwsze książka posiada swój odmienny styl. Naprawdę trzeba się w nią nieźle wczytać, by powoli, ale naprawdę powoli polubić się z tym stylem. Po skończonej lekturze, nie jestem fanką takiego stylu pisania. Oczywiście dodaje tej książce niesamowitego charakteru, i zdecydowanie oddaje otoczkę całej tragedii, która spowija bohatera, który jednocześnie jest autorem tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze interesowały mnie zagadnienia związane ze wszechświatem. Może nie należę do pokroju ludzi, którzy cały swój wolny czas spędzają na rozmyślaniu o tym co nas otacza, ale czasem moje myśli błądzą w różne rejony. Zazwyczaj podchodzę do wszystkiego dość mechanicznie. Wolę wiedzieć od podstaw co się z czego składa i co sprawia, że coś banalnego dla wielu jest dość skomplikowane.

Właśnie takiej natury są to rozmyślania. Niby z jednej strony zdajemy sobie sprawę z wielu rzeczy, w końcu świat nie odnosi się wyłącznie do Ziemi po której codziennie stąpamy, ale wiemy, że jest jeszcze coś dalej. Oczywiście, w ustach naukowca, wszystko wydaje się banalne proste i wręcz łatwe do pojęcia, ale dla zwykłego człowieka tak niestety nie jest. Jednak książka Carla Sagana pokazuje, że właśnie sposób przekazania informacji ma tu dużo do powiedzenia.

Bardzo łatwo czytało mi się tą pozycję. Wszystko tłumaczone w łopatologiczny sposób spowodowało, że byłam jeszcze bardziej zaciekawiona tematem, a liczba stron była zbyt mała, by zaspokoić swoją ciekawość. Niemniej jednak nie obyło się bez pewnych minusów. Nie do końca jest to treść, której oczekiwałam.

Myślałam, że dostanę pozycję, która odpowie mi na pytanie, gdzie ja, jako szary człowiek jestem. Co mogę w sobie zmienić i przede wszystkim, jak zmienić. Większość tych informacji, pomimo, że przekazanych w bardzo przyjemny sposób, czerpiąc jednocześnie z wielu dziedzin nauki, jak i samego życia, były mi już powszechnie znane. Nie do końca zmieniły moje postrzeganie i niezbyt otwarły mój umysł na coś nowego, świeżego.

Po prostu jest to zbiór esejów, który pozwoli zastanowić się nad wieloma sprawami, które nas otaczają, Sagan przekazuje wiedzę bardzo powoli i przede wszystkim bawi się zarówno w czytelnika, zadając sam sobie pytania, które nam pojawiają się w myślach podczas czytania. Ekologia, dokąd zmierza ten świat i czy kiedykolwiek spotkamy innych "ludzi" to tylko mały wąski kawałek tematów poruszanych przez autora.

Niezależnie więc od waszego wieku, czasem warto sięgnąć po coś innego, a kto wie, może i wam zaświeci się pewna żaróweczka i ta pozycja coś odmieni w waszym życiu.

Zawsze interesowały mnie zagadnienia związane ze wszechświatem. Może nie należę do pokroju ludzi, którzy cały swój wolny czas spędzają na rozmyślaniu o tym co nas otacza, ale czasem moje myśli błądzą w różne rejony. Zazwyczaj podchodzę do wszystkiego dość mechanicznie. Wolę wiedzieć od podstaw co się z czego składa i co sprawia, że coś banalnego dla wielu jest dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Co będę kłamać, nie czytam za często kryminałów czy thrillerów, chociaż w ogólnym rozrachunku, trochę się ich przewinęło przez moje czytelnicze życie. Jesień i spadające wszędzie kasztany doprowadziły mnie do Kasztanowego ludzika i uznałam, że warto spróbować, w końcu raz na jakiś czas można zaszaleć.

Na okładce widnieje tekst, że Søren Sveistrup to autor scenariusza The Killing - znów nie będę mówić nieprawdy, ale serialu też nie oglądałam, ale zaintrygował mnie fakt, że na pewno na treść będzie miał duży wpływ scenariuszowe doświadczenie autora i się nie myliłam. Nie powiem, że łatwo było się wkręcić w treść historii. Dało się w niej odczuć charakter scenariusza, gdzie wypowiedzi bohaterów były proste często w formie odbijanej piłeczki, opisy długie, ale zarazem wprowadzające czytelnika do tego mrocznego świata i oczywiście krótkie rozdziały, które kończyły się w większości zapierającą dech sytuacją lub wypowiedzią, co powodowało, że czym prędzej musiałam przewrócić stronę, by dowiedzieć się czegoś więcej.

I naprawdę im dalej w las, tym ciekawej. Gdy przyzwyczaiłam się już do stylu autora poszło już z górki i strony przewracały się same. Łączenie historii, w których nic nie jest wiadome, a przede wszystkim wracanie do niby zakończonych śledztw było naprawdę niezłą rozrywką, bo co chwilę były odkrywane kolejne karty.

Bohaterowie przedstawieni w Kasztanowym ludziku są często spowici maską codzienności. Uśmiech i wyrachowanie w każdym dniu, był tylko maską pod którą skrywało się wiele sekretów, które autor powoli zaczął nam ujawniać w kolejnych rozdziałach. Na wielki plus można odnotować historie opowiedziane z różnych perspektyw, daje nam to poczucie, że tragedia jednej osoby, daje się odczuć w różnych innych aspektach życia, a przede wszystkim ma wpływ na dużą grupę ludzi.

Obszerna historia, która została dobrze opowiedziana, trzymająca w napięciu, to naprawdę bardzo dobry wybór na jesienne wieczory i pamiętajcie, uważajcie na kasztanowe ludziki.

www.ujrzecslowa.pl

Co będę kłamać, nie czytam za często kryminałów czy thrillerów, chociaż w ogólnym rozrachunku, trochę się ich przewinęło przez moje czytelnicze życie. Jesień i spadające wszędzie kasztany doprowadziły mnie do Kasztanowego ludzika i uznałam, że warto spróbować, w końcu raz na jakiś czas można zaszaleć.

Na okładce widnieje tekst, że Søren Sveistrup to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Dość nieziemskie wydanie Pułapki Tesli mnie do siebie przyciągnęło niczym magnes. Wręcz ta pozycja mnie zelektryzowała, jak to ma w zwyczaju każda premiera Fabryki Słów. Do tego zbiór opowiadań, więc czego chcieć więcej?

Z twórczością Andrzeja Ziemiańskiego nie miałam do czynienia, oczywiście jego książki czekają na półce na swoją kolej, ale nie wiedziałam z czym zmierzyć się na początek. Tym bardziej się cieszę, że w moje ręce trafiły opowiadania, bo dzięki temu w dość niekonwencjonalny sposób, możemy poznać sposób pisania danego autora, ale też trzeba mieć na względzie fakt, że opowiadania nie są aż tak prostą formą zarówno w pisaniu, jak i w odbiorze.



Autor musi w przeciągu kilkunastu czasem kilkudziesięciu stron zaciekawić czytelnika na tyle, by zatrzymać go przy sobie i by nie rzucił daną książką w kąt. Mnie osobiście bardzo spodobał się ten zbiór i jak jest napisane w opisie, kipi z niego testosteronem, ale nie mam nic przeciwko. Jako wręcz miłośniczka opowiadań wszelakich, sądzę, że Pułapka Tesli nie jest jakieś wybitnym dziełem, czy genialnym, ale ma w sobie to coś, co nie pozwoliło mi jej odłożyć.



Polski dom to pierwsze opowiadanie, które wprowadza nas w lekturę i jest to przyjemne opowiadanie, z lekką dozą horroru, ale nie takiej, by włos zjeżył nam się na głowie, ale na pewno daje sporo do myślenia. Kolejno przechodzimy do Wypasacza, który moim zdaniem jest tak dziwny, ale pisząc o miłości bezgranicznej zdecydowanie ma swój chory twist i zdaje się być nienormalnym opowiadaniem - a ja mówię ogromne tak.



Tytułowe opowiadanie Pułapka Tesli, to coś z pogranicza science-fiction ale również nieukrywanej sensacji i może odrobina kryminału. No istny miszmasz, który zdecydowanie pozwala wkroczyć w dawne czasy, ale czy na pewno? To zostawiam już waszej ocenie.



Chłopaki, wszyscy idziecie do piekła, A jeśli to ja jestem Bogiem? To znów zwrot w inną stronę i zasięgnięcie do innego gatunku. I właśnie dlatego uwielbiam opowiadania. Dają nam możliwość spojrzenia na twórczość autora, w tym przypadku Andrzeja Ziemiańskiego, w różnych perspektyw.

Opowiadania są dość równe, żadne z nich na pewno nie znudzi czytelnika i nie spowoduje, że przy jesiennych wieczorach, będziemy uciekać do innej rozrywki. Różnorodność, przeplatający się humor i przede wszystkim pomysł, to zdecydowane plusy tej książki. Myślę, że Pułapka Tesli zaostrzyła mój apetyt na pełnowymiarową powieść autora i myślę, że to będzie kolejna książka za jaką się zabiorę z biblioteczki.

www.ujrzecslowa.pl

Dość nieziemskie wydanie Pułapki Tesli mnie do siebie przyciągnęło niczym magnes. Wręcz ta pozycja mnie zelektryzowała, jak to ma w zwyczaju każda premiera Fabryki Słów. Do tego zbiór opowiadań, więc czego chcieć więcej?

Z twórczością Andrzeja Ziemiańskiego nie miałam do czynienia, oczywiście jego książki czekają na półce na swoją kolej, ale nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Może zacznę od tego, że serię Inni pokochałam całym sercem już przy pierwszym tomie i myślę, że każdy, który się do niej już zabrał, ma takie same odczucia. Anne Bishop stworzyła świat, który pochłonął mnie bez reszty, każdy detal wydaje się być na odpowiednim miejscu, a przede wszystkim, jest to coś odstającego od reszty. W tym przypadku, odstający wcale nie znaczy zły, a wręcz przeciwnie.

Kiedy więc usłyszałam o kolejnym tomie z tej serii, byłam zachwycona. Emocje jednak trochę opadły po przeczytaniu opisu, bo w głowie zaczęło pojawiać się pytanie: ale gdzie jest Meg? W Jeziorze ciszy Meg nie znajdziecie, bo jest to książka, która pasuje do serii, jest wtopiona w stworzony przez Anne Bishop świat, ale mamy tu do czynienia z innymi bohaterami. Nic na to nie poradzę, że wkroczyłam sceptycznym krokiem w tłum terra indigena. Skoro ten tytuł jest de facto osobnym tomem i możecie przeczytać go bez znajomości poprzednich pięciu tomów, to tak też podejdę do tej recenzji.

Jako nowość i traktując Jezioro ciszy jako osobną powieść, mówię gorące tak. Nie chcę wnikać głęboko w sfery twórczości autorki, czy stworzyła tę powieść, bo temat Meg się wyczerpał, a chciałaby jeszcze coś z tego świata wyciągnąć, czy po prostu za namową czytelników i na fali popularności, postanowiła stworzyć jeszcze jedną dodatkową serię, byśmy pokochali innych bohaterów jeszcze bardziej. Ale czy jest to możliwe?

Poniekąd tak, ponieważ mamy tutaj wielki plus już na samym początku, a więc słowniczek. Zawsze niezmiernie mnie on radował i nadal się cieszę, że tutaj również się pojawił. Mapa i słowniczek, to coś co lubię. Dla nowego czytelnika, pierwsze zdanie znajdujące się w książce już powinno przyciągnąć wzrok i umysł. Bo tak naprawdę i ja sama, byłam zaintrygowana treścią i nie mogłam się od niej oderwać. Tak działają na czytelnika, zarówno tego starego jak i nowego, książki Anne Bishop.

Tutaj znajdziecie wszystko, czego oczekujecie od współczesnej fantastyki. Są stworzenia nie z tej ziemi, jest mroczny wątek, bohaterowie, których się kocha od samego początku i ta tajemnica, która ciągle trwa, aż do ostatnich stron książki.

Uwielbiam to, że tak wspaniale autorka jest w stanie odwzorować różnice między ludźmi i terra indigena. Nie stara się przerysować tych relacji, wydają się odpowiednio niebezpieczne i dobrze nacechowane. Co tu dużo pisać, jest po prostu świetnie, w każdym detalu.

Pamiętajcie, że jest to niezależna część, więc śmiało możecie za nią łapać, nawet jeżeli jeszcze nie czytaliście pozostałych tomów. Kto wie, może właśnie Jezioro ciszy przekona was do dołączenia do kręgu wielbicieli twórczości Anne Bishop.

www.ujrzecslowa.pl

Może zacznę od tego, że serię Inni pokochałam całym sercem już przy pierwszym tomie i myślę, że każdy, który się do niej już zabrał, ma takie same odczucia. Anne Bishop stworzyła świat, który pochłonął mnie bez reszty, każdy detal wydaje się być na odpowiednim miejscu, a przede wszystkim, jest to coś odstającego od reszty. W tym przypadku, odstający...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Muszę na wstępie się do czegoś przyznać. Tak, kupuje kalendarze na dany rok i nie, nie wypełniam ich, bo po prostu o tym zapominam. Albo raczej zapełniam je przez krótką chwilę, a potem jakoś jeden, dwa dni, tygodnie, miesiące później przypominam sobie, że taki kalendarz miałam i oczywiście chciałam w nim wszystko zapisywać. Czy więc jakakolwiek oprawa będzie w stanie mój zastój przełamać?

Nigdy nie czytałam niczego od Beaty Pawlikowskiej, ale słyszałam same pozytywne rzeczy. Mam nieodparte wrażenie, że właśnie jest pełna pozytywnej energii i ten kalendarz mnie w tym przekonaniu utwierdza.

Kolorowe rybki, żółwie, i inne rysunki, już na wstępie nakręcają nasze myśli na pozytywne chwile. Co do samej konstrukcji, kalendarz jest lekki, okładka jest twarda, ale przyjemna w dotyku, kartki są cieniutkie i po napisaniu czegoś, zapiski mogą przebijać się na drugą stronę, ale dla mnie to nigdy nie był problem. Wszystko też zależy od tego, czego używacie do zapisków.

Na każdej stronie znajdziemy myśli, pewnego rodzaju mądrości, które myślę, że po przeczytaniu ich każdego ranka wprawią człowieka w dobry nastrój. Konkretnie ten kalendarz nie jest przesadzony, jest wręcz minimalistyczny. Znajdziecie też tu kilka przepisów, ale dosłownie kilka, czasem jakiś kod QR, który pozwoli nam wejść na stronę, czy do filmików na youtube z sekcją medytacji.

Jeżeli szukasz już kalendarza, i chcesz rozpocząć rok z pozytywną energią, to wiesz co powinnaś wybrać. Rok dobrych myśli to dobry początek na nowy rok.

www.ujrzecslowa.pl

Muszę na wstępie się do czegoś przyznać. Tak, kupuje kalendarze na dany rok i nie, nie wypełniam ich, bo po prostu o tym zapominam. Albo raczej zapełniam je przez krótką chwilę, a potem jakoś jeden, dwa dni, tygodnie, miesiące później przypominam sobie, że taki kalendarz miałam i oczywiście chciałam w nim wszystko zapisywać. Czy więc jakakolwiek oprawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Przyznam, tym razem złapał mnie opis do siebie i nawet nie spostrzegłam, że to drugi tom. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W przypadku The World od Lore nie musicie rozpoczynać od pierwszego tomu, bo jak dobrze mnie przeczucie nie myli, tom pierwszy również jest zbiorem opowiastek.

Nie będę ukrywać, zabójstwa, kryminały, makabra i wszystko związane ze złą istotą ludzi, zawsze było w kręgu moich zainteresowań. Po prostu intryguje mnie niepowtarzalna natura osób, które są zdolne do najgorszych czynów. Przedstawiona książka jest takich wstępem, nawet młodszy czytelnik będzie zadowolony z tej lektury i przede wszystkim rodzice nie muszą się martwić, że czytają takie książki. Są zawarte w niej historie, które mogą naprawdę zjeżyć włos na głowie. Nie ma w nich opisów, które mogłyby ogromnie zgorszyć czytelnika, raczej jest to opowieść o tym, co się działo, tak jakbyśmy byli postronnym widzem tamtych wydarzeń, lub jakbyśmy czytali gazetę z opisem jakichś niegodziwych czynów śmiertelników. I co najważniejsze: te historie są oparte na faktach.

Właśnie taki opis jest najważniejszy w tej książce: prawdziwe historie, bo nawet pomimo ilustracji, które wprowadzają odrobinę groteskowy charakter, treść doprowadza czytelnika do takiego stanu, że zaczynamy się zastanawiać: jak to możliwe, by człowiek dopuścił się takich czynów?

Lekki styl autora sprawia, oraz zwracanie się czasami do czytelnika, dzięki temu mamy wrażenie jakbyśmy czytali o czymś zupełnie innym, czymś lekkim i niezobowiązującym. I co najlepsze, nie mówię, że to źle. Jest to taka inna książka, która zaskakuje i przede wszystkim ciekawi. A inność tej pozycji jest jej ogromnym plusem. Naprawdę warto do niej zajrzeć.

www.ujrzecslowa.pl

Przyznam, tym razem złapał mnie opis do siebie i nawet nie spostrzegłam, że to drugi tom. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W przypadku The World od Lore nie musicie rozpoczynać od pierwszego tomu, bo jak dobrze mnie przeczucie nie myli, tom pierwszy również jest zbiorem opowiastek.

Nie będę ukrywać, zabójstwa, kryminały, makabra i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Na początku proszę przeczytajcie opis tej książki, a raczej książeczki, bo nie grzeszy ona liczbą stron. Gdy go przeczytacie, to zapomnijcie o nim, bo ja przedstawię wam w wielkim skrócie, czego naprawdę możecie się spodziewać. No więc tak naprawdę niczego ciekawego. Ktoś kto pisał opis tej książki, po prostu popłynął z fantazją i minął się ze znaczeniem niektórych słów tam użytych.

Fakt, są to króciutkie opowiastki, które jak autor zaznacza, przydadzą się przy chłodnych wieczorach przy ognisku (tu też trąca amerykańskim charakterem), w stylu gęsiej skórki, chociaż nie, to byłaby obraza dla serii Gęsia skórka, by przyrównać Upiorne opowieści po zmroku do niej.

To, że użyje się w opowiastkach jakichś nadprzyrodzonych mocy, duchów, trupów, czy innych dziwnych żyjących lub nieżyjących bytów, nie sprawi, że coś jest straszne. Tutaj wszystko jest urywane w połowie, nie ma w nich puenty, elementu zaskoczenia, rozwiązania zagadki. To tak jakbyśmy czytali tylko wstępy do historii, które potem musimy sobie sami dopowiedzieć.

Z makabrą na pewno nie ma ten zbiór nic wspólnego, a szkoda. Wiem, że książka została wydana na fali premiery filmu, który w kinie pojawił się 9 sierpnia. Widzę na stronie, że nie ma aż tak złych ocen jak książka. Ale wiadomo, jeżeli coś jest przedstawione wizualnie zawsze ma lepszy odbiór.

Nie będę się rozwodzić, ale to naprawdę jest fatalny wybór jeżeli chodzi o jakikolwiek gatunek literatury. Scenarzyści zapewne podłapali tematy historyjek, dopowiedzieli swoje i powstał film. Ale kto tam wie. Książki nie polecam. Dobrze, że zajęła mi tylko chwilę mojego czasu, ale i tak uważam go za czas stracony. Jedynie oprawa na plus, ale po co komu oprawa, skoro nie ma w niej interesującej treści.

Daję zatem Upiornym opowieściom po zmroku dwa plusy, jeden za okładkę, a drugi za opowiastkę Dziewczynka, która stanęła na grobie, którą na pewno mogłabym postraszyć niejedną osobę.

www.ujrzecslowa.pl

Na początku proszę przeczytajcie opis tej książki, a raczej książeczki, bo nie grzeszy ona liczbą stron. Gdy go przeczytacie, to zapomnijcie o nim, bo ja przedstawię wam w wielkim skrócie, czego naprawdę możecie się spodziewać. No więc tak naprawdę niczego ciekawego. Ktoś kto pisał opis tej książki, po prostu popłynął z fantazją i minął się ze znaczeniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Nie ukrywam, że tematyka ogromnie mnie zaciekawiła, jak już wiecie, uwielbiam makabrę, dość ciężkie tematy nie są dla mnie obce, a wręcz są dla mnie ciekawe. Nie mogłam więc przejść obok tej pozycji obojętnie. A wy odważylibyście się po nią sięgnąć? Czy jesteście w stanie przyznać się przed samymi sobą, że temat umarlaków tak naprawdę was interesuje?

Dla mnie ciało po śmierci to po prostu worek z kośćmi, mięśniami, narządami. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem fanką wierzeń w bogów, w nieśmiertelną duszę etc. ale postrzegam je po prostu jako ciało. To po co ma one gnić w ziemi, skoro może się do czegoś przydać? Oczywiście najlepiej by było, gdyby nasze ciało przyczyniło się do czegoś wielkiego, ale czasem będzie kolejnym numerkiem w kolejce.

Niemniej jednak wracając do treści książki, były wątki, które mnie interesowały bardziej lub mniej, ale oprócz niektórych dość śmiesznych momentów, książka wydawała chwilami dość pospolita. Wiadomo, nie jest to opowieść z romansem w tle, a literatura popularnonaukowa, ale wiem, że da się stworzyć coś o wiele ciekawszego niż to, co zaserwowała swoim śmiertelnikom Mary Roach. Może moje znużenie powoduje fakt, że wiele książek przeczytałam, w których flaki walają się nam pod stopami, więc tekst o sekcji zwłok, czy rozkładzie ciał, nie jest jakoś szczególnie fascynujący. Jednak pomimo wszystko, miło było dowiedzieć się kilku ciekawostek.

Autorka w ciekawy sposób przemyca wiedzę i przede wszystkim skłania do refleksji. By zastanowić się chwilę, czy te ciało po śmierci naprawdę będzie nam potrzebne w grobie, czy jednak powinno przysłużyć się czemuś większemu? Pomimo wszystkich niedogodności w czytaniu, to naprawdę lektura, której brakuje na rynku. Dodając do tego humor, na pewno podniosła wartość tej pozycji. Może nie myślę, że każdy powinien ją przeczytać, ale na pewno zaspokoi ona waszą ciekawość.

www.ujrzecslowa.pl

Nie ukrywam, że tematyka ogromnie mnie zaciekawiła, jak już wiecie, uwielbiam makabrę, dość ciężkie tematy nie są dla mnie obce, a wręcz są dla mnie ciekawe. Nie mogłam więc przejść obok tej pozycji obojętnie. A wy odważylibyście się po nią sięgnąć? Czy jesteście w stanie przyznać się przed samymi sobą, że temat umarlaków tak naprawdę was...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Nalewki to kolejna moja miłość, ale smaku alkoholu tak naprawdę już nie pamiętam. Kto jednak powiedział, że nie mogę nic takiego stworzyć?

Wstęp pozwala nam zasięgnąć podstawowych informacji, a późniejsze przepisy zostały podzielone na porę roku, co bardzo ułatwia sprawę. Do każdego przepisu, mamy klarowną listę produktów, ale również został oznaczony stopień trudności i przede wszystkim czas, który potrzebujemy, by nalewka zdobyła pełnię swojej mocy. Są tu te kilkudniowe, ale też te kilkumiesięczne.

Jak wiadomo, nalewki wspomagają wiele aspektów zdrowotnych, dlatego na dole każdego przepisu znajdują się zalecenia, w jakim schorzeniu mogą być przydatne.

Znów, trzymajcie kciuki, kto wie, może uda mi się stworzyć swoją pierwszą nalewkę? :)

www.ujrzecslowa.pl

Nalewki to kolejna moja miłość, ale smaku alkoholu tak naprawdę już nie pamiętam. Kto jednak powiedział, że nie mogę nic takiego stworzyć?

Wstęp pozwala nam zasięgnąć podstawowych informacji, a późniejsze przepisy zostały podzielone na porę roku, co bardzo ułatwia sprawę. Do każdego przepisu, mamy klarowną listę produktów, ale również został oznaczony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Kalafior to chyba jeden z moich ulubionych warzyw. Ma niepowtarzalny smak i przede wszystkim pasuje do każdego obiadu. Nieważne czy dzisiaj na obiad jest ryba, wieprzowina czy może wołowina. A co najważniejsze jest to warzywo, które może i samodzielnie pełnić rolę obiadu. Wystarczy zasmażka i proszę bardzo obiad idealny.

Ta książka z przepisami, otworzyła mi oczy na to, co można ciekawego stworzyć z kalafiora. Może nie jestem przekonana do wszystkich zamieszczonych tam przepisów, w końcu chyba się nie przełamię, by zrobić coś słodkiego z jakiegokolwiek warzywa (chociaż ciasto z czerwonej fasoli jest pyszne). Może właśnie o to chodzi w takich przepisach. Żeby właśnie się przemóc, a kto wie, może to będzie najlepsze danie, jakie przyjdzie mi zjeść? Bo czy nie brzmi to świetnie?: Sernik z kalafiora :)

Jest jednak jeden mankament, który przeszkadza mi w książce i naprawdę nie rozumiem nigdy tego zagrania w książkach kucharskich: nie do każdego przepisu jest zdjęcie. Przecież pierwsze co robimy, to jemy oczami. Zazwyczaj gdy do przepisu nie ma dołączonego zdjęcia, mam wrażenie, że ta potrawa albo brzydko wygląda po zrobieniu, albo ciężko ją zrobić. Jak jest w tym przypadku? Chyba się nie dowiem, bo jak wspomniałam, przepisy bez zdjęcia nie są dla mnie.

Ale te, które zdjęcia mają, to tak, chętnie zobaczyłabym je za swoim talerzu. Tylko potrzeba odrobiny czasu, by coś z niego ciekawego ugotować. Podoba mi się, że książka jest podzielona na rozdziały, gdzie znajdziemy odpowiednio przepisy na: przekąski, przystawki, zupy, sałatki, dania główne, wypieki i dodatki. Ten podział pozwoli na odnalezienie odpowiedniego przepisu, zgodnie z dzisiejszym humorem.

Żałuję tylko, że w te lato, kalafiory, których szukam ciągle w sklepach i ryneczkach, no nie są najpiękniejsze. Kto wie, może kalafior okaże się dobrem luksusowym?

www.ujrzecslowa.pl

Kalafior to chyba jeden z moich ulubionych warzyw. Ma niepowtarzalny smak i przede wszystkim pasuje do każdego obiadu. Nieważne czy dzisiaj na obiad jest ryba, wieprzowina czy może wołowina. A co najważniejsze jest to warzywo, które może i samodzielnie pełnić rolę obiadu. Wystarczy zasmażka i proszę bardzo obiad idealny.

Ta książka z przepisami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Tak, tak, tak i jeszcze raz tak! Nie sądziłam, że książka polskiej autorki, postawi mnie na nogi w czytelniczym świecie i pozwoli odzyskać radość z czytania.

Nie oszukujmy się, książka nie należy do cieniutkich, bo na czytelników czeka prawie 600 stron przygody, a raczej każda strona otwiera przed wami podróż do fantastycznych rejonów - tak, Czarcisław wita. Gdyby nie wszechobecny internet, naprawdę uwierzyłabym, że jest taka miejscowość w Polsce jak Czarcisław! Jednak nie do końca wiem, czy chciałabym tam pojechać na wycieczkę. I właśnie tu należy wspomnieć o pierwszym plusie. Karina Bonowicz nie zaprasza czytelników do innego kontynentu, zostajemy w Polsce, z polskimi bohaterami i polską mentalnością. Czy w takim otoczeniu da się stworzyć naprawdę dobrą książkę? Oczywiście, że tak i Księżyc jest pierwszym umarłym jest tego dobrym przykładem.

Ze względu na słowiańskie korzenie, wierzenia z dawnych lat, fantastyczna otoczka, a raczej podstawa całej historii, która kręci się wokół Alicji, nie wydaje się być wyłącznie wytworem wyobraźni. Jeżeli ktoś by napisał, że wampir, albo wilkołak biega po moim mieście, albo mogłaby to być nawet i Warszawa, to jakoś by się to gryzło z moim wyobrażeniem (czas podziękować autorce Zmierzchu za to). Ale jeżeli autorka pisze o strzygach i wilkodlakach, to tak, już mi lepiej to wszystko sobie wyobrazić i tak, ma to tak naprawdę sens. Ten zabieg również mi się bardzo podobał. Karina Bonowicz naprawdę nieźle to sobie wszystko wymyśliła.

Alicji jako bohaterki naprawdę nie da się nie lubić. Trafne, cięte riposty rzuca jak z rękawa, a to co podobało mi się najbardziej, to odwołania do popkultury, zarówno książek, filmów, seriali, naprawdę wszystko pasuje i chociaż wydaje się, że słodzę autorce, to nie da się inaczej, w przypadku tak dobrze skonstruowanej fabuły, która nie jest przeznaczona tylko dla młodzieży.

Jeżeli mogłabym się do czegoś przyczepić, to do czasem za bardzo spowolnionej akcji. Nie oznacza, że było nudno, tylko miejscami wątek był powtarzany, w powielanych rozmowach z innymi i to mnie odrobinę irytowało. Jednak nie na tyle, by mogło mi to przeszkodzić w ocenieniu tej pozycji tak wysoko.

I jeszcze należy wspomnieć o okładce, która kupiła mnie na samym początku. Wydawnictwo Initium - tutaj brawa należą się wam jak i ilustratorowi okładki.

Nie mogę się doczekać kolejnego tomu, chcę znowu wkroczyć w ten magiczny świat, dość mroczny, ale świetnie wykreowany Czarcisław, gdzie pod stopami leży sól i nad łóżkiem wisi werbena.

www.ujrzecslowa.pl

Tak, tak, tak i jeszcze raz tak! Nie sądziłam, że książka polskiej autorki, postawi mnie na nogi w czytelniczym świecie i pozwoli odzyskać radość z czytania.

Nie oszukujmy się, książka nie należy do cieniutkich, bo na czytelników czeka prawie 600 stron przygody, a raczej każda strona otwiera przed wami podróż do fantastycznych rejonów - tak, Czarcisław...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

www.ujrzecslowa.pl

Nie będę ściemniać, że jestem wielką fanką serii Summoner, dlatego sięgnęłam po Wybranego. Ale szczerze mogę napisać, że sam opis najnowszej książki Taran Matharu sprawił, że musiałam ją mieć dla siebie i przeczytać ją jak tylko będzie mi to dane. I przyznam, że się nie zawiodłam. Po prostu bardzo mnie ciągnie do książek młodzieżowych, które trącają współzawodnictwem na śmierć i życie.

Można by pomyśleć, że autor zabawił się z czytelnikiem. W historię wrzucił wiele rzeczy i nie wiadomo na co zwrócić największą uwagę. Na pewno czytelnikami, którzy będą najbardziej zadowoleni, to ci, którzy lubią historię. Lecz nie obawiajcie się, to taki dodatkowy plus tej historii i mam nadzieje, że przekona do siebie rzeszę czytelników. Niebanalny początek i przede wszystkim niebanalny świat. Jest tam wszystko, ale zarazem ma się wrażenie, że wszystko do siebie pasuje. Po prost trzeba być dobrym pisarzem, by móc to wszystko połączyć w całość.

Prosty język, wiek bohaterów, zdecydowanie powinien przyciągnąć do siebie nastolatków, ale jak widać po mnie, można mieć tych lat trochę więcej i nawet się do tego przyznawać. Może, jako starszak wśród czytelników musiałam nieco przymykać oko, na całą pozytywną otoczkę, i czasem na dość naciągane wątki, ale chyba taka już jest dorosłość i ukracanie wyobraźni. Niemniej jednak była to świetna zabawa. Nie przegadana, historia nie z tej ziemi, ale miło spędziłam czas przy tej lekturze i nie żałuję czasu który na nią poświęciłam.

Twarda oprawa i przyciągający wzrok okładka, na pewno sprawi, że niejeden czytelnik po nią sięgnie i mam nadzieję, nie będzie żałował że wydał na nią swoje kieszonkowe.

www.ujrzecslowa.pl

Nie będę ściemniać, że jestem wielką fanką serii Summoner, dlatego sięgnęłam po Wybranego. Ale szczerze mogę napisać, że sam opis najnowszej książki Taran Matharu sprawił, że musiałam ją mieć dla siebie i przeczytać ją jak tylko będzie mi to dane. I przyznam, że się nie zawiodłam. Po prostu bardzo mnie ciągnie do książek młodzieżowych, które trącają...

więcej Pokaż mimo to