Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nie planowałam pisać recenzji tej książki. Usprawiedliwiałam się małą ilością wolnego czasu. Zaraz po przeczytaniu „Norwegia Wood” nie mogłam się jednak powstrzymać przed choć po krótce przybliżeniu wam moich wrażeń po tej lekturze. Zgodnie z tym, co przeczytałam w Internecie, jest to pierwsza tego typu, prosta powieść autora. Sam Haruki Murakami przyznaje, że było to dla niego duże wyzwanie. Nie miał się jednak czym martwić, ponieważ pisanie i takich powieści wychodzi mu rewelacyjnie.

„Norwegia Wood”-czy to nie jest dziwny tytuł jak na powieść? Chociaż nie jest on zbyt związany z samą treścią utworu, autor w świetny sposób wykorzystał tu wątek tej znanej piosenki. W jaki sposób to zrobił? Nie będę wam tego pisać, ponieważ chcę, żebyście mieli taką samą przyjemność z czytania tego utworu, jaką ja miałam.

Powieść opowiada o Watanabe, chłopaku, który przeszedł w życiu dość sporo: stracił przyjaciela, potem dziewczynę. Wyjechał z rodzinnego miasta do Tokio, aby podjąć naukę na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Poznał tam dużo życzliwych ludzi, którzy pomagali mu, chociaż z różnymi skutkami. Dodatkowo w powieści przewija się dużo różnych, ciekawych wątków luźno związanych z całą akcją utworu. Szczerze mówiąc (czy też pisząc), główny bohater nie przypadł mi do gustu. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadzało.

Książka napisana jest bardzo przystępnym, lecz także ciekawym językiem, dlatego czyta się ją z ogromną przyjemnością. Wprost nie można się od niej oderwać. Jednym słowem pan Murakami odwalił kawał dobrej roboty. W książce występują sceny erotyczne-żadna z nich jednak nie przekracza bariery dobrego smaku.

Dlaczego więc nie oceniłam tej książki na dziesięć punktów? Rozczarowało mnie zakończenie. Tak bardzo pragnęłam poznać dalsze losy głównego bohatera, a tymczasem powieść nagle się urywa. Tak po prostu kończy się nie wnosząc nic nowego. Dlatego fajnie byłoby przeczytać kontynuację „Norwegia Wood”… Mimo wszystko naprawdę warto sięgnąć po tą książkę. Serdecznie polecam!

Moja ocena: 9/10

Nie planowałam pisać recenzji tej książki. Usprawiedliwiałam się małą ilością wolnego czasu. Zaraz po przeczytaniu „Norwegia Wood” nie mogłam się jednak powstrzymać przed choć po krótce przybliżeniu wam moich wrażeń po tej lekturze. Zgodnie z tym, co przeczytałam w Internecie, jest to pierwsza tego typu, prosta powieść autora. Sam Haruki Murakami przyznaje, że było to dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Adriana Szymańska to poetka, eseistka, a także krytyk literacki. Debiutowała zbiorem wierszy „Nieba codzienności” (1968). Dla dzieci napisała także książkę „Najpiękniejszy psi uśmiech i inne zwierzenia”. Pierwotnie wydaną w 1988 roku „Taję z Jaśminowej” postanowiło wznowić wydawnictwo W.A.B. To właśnie z tym nowym wydaniem miałam okazję niedawno się zetchnąć.

„Taja tak naprawdę ma na imię Natalia. (…) początkowo złościła się, kiedy mama, Duży, a nawet babcia postanowili też tak ją nazywać. Ale teraz już się przyzwyczaiła. Uważa, że to nawet ładnie brzmi (…) Niedawno to zdrobnienie dotarło do szkoły. W klasie mówi się teraz o niej-Taja z Jaśminowej. Z pewnością dlatego, że Taja prawie każdą swoją wypowiedź zaczyna od słów: U nas na Jaśminowej…”*

Taja jest to z pozoru normalna dziewczynka. Mieszka w domku przy ulicy Jaśminowej z mamą, tatą, babcią i małym braciszkiem Daszem. Ma jednak niezwykły dar: zawsze dojrzy to, czego inni, a zwłaszcza wiecznie zabiegani dorośli zobaczyć nie mogą. Wystarczy bowiem się tylko dobrze przyjrzeć, aby wypatrzeć hasające po trawie, czy drzewach takie istotki jak: słończyki, galopki, zjawinki, tęczynki.

Natalia ma jednak także ogromne zmartwienia. Największym chyba jest to, że rodzice pragną się w najbliższym czasie wyprowadzić z jej ukochanego domku przy ulicy Jaśminowej. Przecież nie może tu zostawić swoich małych przyjaciół! Nowe miejsce zamieszkania dziewczynki to mieszkanie w bloku, nie będzie tam miejsca na zabawy oraz pięknego lasu do którego tak lubiła chodzić…

Ciekawą postacią w bajce jest Dziadek Filip. Nie jest to prawdziwy dziadek Natalii. Dziewczynka jednak bardzo się z nim zaprzyjaźniła, a wręcz pokochała go jakby naprawdę był członkiem jej rodziny. On jako jedyny z dorosłych rozumie Taję, to właśnie jemu dziewczynka może opowiedzieć o przygodach, jakie przeżyła w świecie małych istotek. On nie wyśmiewa się z niej i jej wyobraźni, a nawet przeciwnie-pomógł Tai uratować biednego, małego galopka przed wyschnięciem.

Od pierwszej chwili trzymania w ręku „Tai z Jaśminowej” moją uwagę przykuło bardzo ładne wydanie książki. Piękne ilustracje sprawiają, że dzieci na pewno chętniej zabiorą się za czytanie. Martwią mnie jednak tytuły rozdziałów zapisane fajną, wymyślną czcionką. Zdarzyło mi się mieć mały problem z ich rozszyfrowaniem. Dla dzieci zaczynających swoją przygodę z czytaniem może być to mały problem.

Jak ja mam wystawić ocenę punktową tej książce? Wiele osób miało z tą bajką do czynienia w dzieciństwie. Ja nie miałam takiego szczęścia, tym bardziej byłam zadowolona, że przeczytałam ją teraz. Dla mnie była to niezwykła opowieść. Pełna magii, tajemniczości. Ale czy „Taja z Jaśminowej” spodoba się maluchom tak bardzo jak spodobała się mnie? Szczerze mówiąc (czy też pisząc:) nie jestem o tym do końca przekonana. Dlaczego? Nie jest to pusta bajeczka podobna do tych, które teraz tak bardzo podobają się najmłodszemu pokoleniu. Mimo wszystko myślę, że znajdą się jeszcze na tym świecie dzieci, które pokochają „Taję z Jaśminowej”

Moja ocena: 9/10

* fragment książki „Taja z Jaśminowej” Adriany Szymańskiej

Adriana Szymańska to poetka, eseistka, a także krytyk literacki. Debiutowała zbiorem wierszy „Nieba codzienności” (1968). Dla dzieci napisała także książkę „Najpiękniejszy psi uśmiech i inne zwierzenia”. Pierwotnie wydaną w 1988 roku „Taję z Jaśminowej” postanowiło wznowić wydawnictwo W.A.B. To właśnie z tym nowym wydaniem miałam okazję niedawno się zetchnąć.

„Taja tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zespół Downa, dawniej nazywany mongolizmem jest chorobą spowodowaną obecnością dodatkowego chromosomu 21. Nazwa pochodzi od nazwiska brytyjskiego lekarza Johna Langdona Downa. Osoby z zespołem Downa mają mniejsze zdolności poznawcze niż średnia populacji zdrowej. Zaburzenia rozwojowe manifestują się głównie jako skłonność do zawężonego myślenia lub naiwność. Niewiele osób wykazuje niepełnosprawność intelektualną w stopniu głębokim. Częstość występowania zespołu Downa szacuje się na 1 przypadek na 800–1000 żywych urodzeń.*

Adam i Ewa jest to młode, bogate małżeństwo. Oboje są u szczytu swoich karier zawodowych. Jednak w planach na ich dalsze, wspólne życie znajduje się jeszcze ktoś-mała osóbka, niezwykle mądre dziecko z nadzwyczajnym ilorazem inteligencji. Zapomnieli, że w jednej chwili życie może tak bardzo wywrócić się do góry nogami, że nawet Adam-skrupulatnie planujący wszystko mężczyzna, nie był w stanie tego przewidzieć.

Tym czynnikiem zaburzającym idealny świat Adama i Ewy stała się Marysia-mały muminek, dziecko z zespołem Downa. Czy małżeństwo będzie w stanie pokochać dziewczynką i sprosta wielkiemu wyzwaniu, jakim stała się opieka nad nią? Co stanie się z ich jakże idealnym światem? Nie podam wam odpowiedzi na te pytania. Aby się tego dowiedzieć sięgnijcie po „Poczwarkę”, której lekturę wam serdecznie polecam.

Pisząc książkę pani Dorota cały czas wykorzystywała motyw Biblii. Przy takim temacie tejże pozycji jest to jak najbardziej zrozumiałe, jednak trzeba zaznaczyć, że „Poczwarka” wymaga od czytelnika znajomości Starego Testamentu. Bardzo spodobał mi się wątek ogrodu, który razem z rewelacyjnymi tytułami rozdziałów (nawiązujących do stwarzania świata) nadały książce tajemniczości, przez co była ona bardziej interesująca.

„Poczwarka” nie do końca sprostała moim oczekiwaniom. Może stawiałam wobec niej zbyt duże wymagania? Tego nie wiem, jednak muszę przyznać, że książka mimo wszystko mi się podobała. Ze względu na swoją tematykę nie jest to pozycja, przy której odpoczniemy po ciężkim, stresującym dniu w pracy lub w szkole. Należy o tym pamiętać i sięgnąć po „Poczwarkę”, kiedy będziemy mieli ochotę na nieco cięższą lekturę. Jednak przeczytać ją naprawdę warto. Serdecznie polecam.

Moja ocena: 7,5/10

* na podstawie http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_Downa

Zespół Downa, dawniej nazywany mongolizmem jest chorobą spowodowaną obecnością dodatkowego chromosomu 21. Nazwa pochodzi od nazwiska brytyjskiego lekarza Johna Langdona Downa. Osoby z zespołem Downa mają mniejsze zdolności poznawcze niż średnia populacji zdrowej. Zaburzenia rozwojowe manifestują się głównie jako skłonność do zawężonego myślenia lub naiwność. Niewiele osób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są różne rodzaje miłości: rodzicielska, małżeńska, miłość do swojego czworonożnego pupila, do Boga. Najpiękniejsza jest chyba ta szkolna pierwsza miłość. Pamiętacie tą chwilę, kiedy zdałyście sobie sprawę, że kochacie tego Piotrka czy Jacka z pierwszej „A”? Taka wartość, jaką jest miłość, to niewątpliwie przyjemne uczucie, ale potrafi ono także mocno zranić…

„Błękitna miłość”-tytuł wydaje się interesujący i chyba to on ostatecznie sprawił, że sięgnęłam po tą książkę. I oczywiście tego nie żałuję. Okładka także bardzo mi się spodobała, dodaje powieści tajemniczości, no bo co może robić ta dziewczyna sama w lesie? Dodatkową jej zaletą jest to, że nie została ujawniona twarz bohaterki.

Zatem powieść niewątpliwie jest o miłości. Ale nie jest to jedyny problem ujawniony w książce. Następnym, zresztą nie mniej ważnym, są wspomnienia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to one tak naprawdę sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Kim bylibyśmy bez naszych wspomnień? Zupełnie pustym ciałem nie zdolnym do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie. A przynajmniej tak mi się wydaje.

„Wspomnienia to jedyny wehikuł czasu, jakim dysponujemy.”
Łukasz Świderski


„Moje całe życie znikało. Wszystko, co czyniło mnie tym, kim jestem, było mi wydzierane. Patrzyłam na to jak na film puszczany na ścianie tunelu, a sama pędziłam w stronę czarnej dziury na końcu.”
S.C. Ransom „Błękitna miłość”

Fabuła książki jest dość oklepana, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało. Mogę piętnaście razy oglądać jeden film, ten sam odcinek serialu i mogę także bez przerwy czytać książki z gatunku paranormal romance, chociażby miały się różnić tylko gatunkiem istoty „nie z tego świata”. Tym razem wybór był dość nietypowy: Callum, sympatia głównej bohaterki, jest żałobnikiem-istotą uwięzioną pomiędzy światem żywych, a światem umarłych. Interesujące? Nie napiszę wam więcej, sami dowiecie się wszystkiego na temat tych istot czytając „Błękitną miłość”.

Jest to powieść należąca do tych „łatwych, lekkich i przyjemnych”. Autorka używa naprawdę fajnego, chociaż bardzo lekkiego języka. Książka jest bardzo przewidywalna, co niestety może być jej wadą. Jedynie epilog naprawdę mnie zaskoczył. Całość jednak wypadła bardzo fajnie i z czystym sumieniem mogę tą książkę polecić.

Moja ocena: 8/10

Są różne rodzaje miłości: rodzicielska, małżeńska, miłość do swojego czworonożnego pupila, do Boga. Najpiękniejsza jest chyba ta szkolna pierwsza miłość. Pamiętacie tą chwilę, kiedy zdałyście sobie sprawę, że kochacie tego Piotrka czy Jacka z pierwszej „A”? Taka wartość, jaką jest miłość, to niewątpliwie przyjemne uczucie, ale potrafi ono także mocno zranić…

„Błękitna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Każdy z nas na co dzień musi dokonywać pewnych wyborów. Chociaż, gdy jesteśmy dziećmi, wybierają za nas rodzice, już po ukończeniu szkoły podstawowej musimy podjąć decyzję, jakie gimnazjum wybrać. Pamiętam jak dziś swój pierwszy, wtedy trudny dla mnie wybór. Było to w piątej klasie szkoły podstawowej. Dostałam się wtedy do finału pewnego konkursy przedmiotowego, jednak w tym samym czasie miała odbyć się wycieczka, na którą zawsze chciałam pojechać. Jaki by nie był mój wybór, nie miał zaważyć on na moim życiu, a tym bardziej na życiu drugiej osoby. A co jeśli ktoś musi dokonać właśnie takiego wyboru? „Wybór” jest to kolejna książka Nicholasa Sparksa jaką miałam okazję przeczytać i kolejna, która absolutnie mnie nie zawiodła.

Gabby to dziewczyna, która właśnie zaczęła układać sobie swoje życie. Usamodzielniła się, kupiła własny dom, a co najważniejsze ma dobrą pracę i kochającego chłopaka. Jednak od czasu, kiedy przez przypadek poznała swojego sąsiada, jej życie wywróciło się do góry nogami. I tu jak się domyślacie, bohaterka musiała dokonać wyboru. Nie jest to jednak ta najważniejsza decyzja, o której pisałam we wstępie. Nie chcę jednak wyjawiać więcej, bo wiem jaką miałam radość z czytania tej książki, kiedy nie znałam jej treści.

Powieść składa się z dwóch części. W pierwszej opisane są losy bohaterów przed spotkaniem, a także ich poznawanie się nawzajem. Akcja drugiej części dzieje się jakieś dziesięć lat później. I właśnie wtedy padnie ten jakże ważny dla bohaterów wybór…

Jak już napisałam, książka mnie nie zawiodła. Nie zachwyciła mnie jednak od samego początku. Czytając pierwsze strony książki pomyślałam, że nie będzie to dobra powieść. Bardzo się jednak myliłam , a autor udowodnił mi to bardzo szybko. Jest to powieść bardzo dobrze napisana, zresztą tak samo, jak reszta książek Nicholasa Sparksa. W każdej używa podobnego języka, więc ta powieść na pewno przypadnie do gustu wszystkim fanom tego autora. Z pewnością i ja dołączam do tego zacnego grona. Serdecznie polecam.

Moja ocena: 9/10

Każdy z nas na co dzień musi dokonywać pewnych wyborów. Chociaż, gdy jesteśmy dziećmi, wybierają za nas rodzice, już po ukończeniu szkoły podstawowej musimy podjąć decyzję, jakie gimnazjum wybrać. Pamiętam jak dziś swój pierwszy, wtedy trudny dla mnie wybór. Było to w piątej klasie szkoły podstawowej. Dostałam się wtedy do finału pewnego konkursy przedmiotowego, jednak w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sześciu strażników i ona-skromna nastolatka o jakże znaczącym imieniu Persefona. Ze względu na białą cerę nigdy nie grzeszyła urodą, a wręcz odpychała od siebie rówieśników. A jednak tej niepozornej dziewczynce udało się ocalić świat i sprawić, że serce jej profesora zaczęło bić jak szalone…

Podczas jednej z wizyt w bibliotece miejskiej, mój wzrok natrafił na książkę pod tytułem: „Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker”. Wcześniej nie wiele słyszałam o tej powieści, jednak niesamowicie intrygująca okładka i umiejscowienie akcji książki w wiktoriańskim Londynie sprawiły, że do domu wróciłam właśnie z nią. Muszę przyznać, że był to całkiem udany wybór.

Percy Parker, główna bohaterka książki to bardzo fajna, nie dająca się nie polubić dziewczyna. Skromna, inteligentna, a do tego potrafi przyciągnąć do siebie serce takiego przystojniaka. Ach ten Alexi… Bardzo spodobał mi się wątek romantyczny. Wspaniale opisane uczucia bohaterów, świetny pomysł, aby zażyłość nastąpiła pomiędzy uczennicą i jej nauczycielem.

W powieść wpleciono także wątek mitologiczny. Jest to dodatkowy plus dla tych, którzy lubią takie klimaty. Jednak ci, którzy mitologii nie czytują (ze mną na czele), nie muszą się zupełnie tym przejmować. Na pewno i im powieść przypadnie do gustu.

Książka od razu mi się spodobała. Już dawno żadna powieść tak mnie nie wciągnęła. Wręcz na jak najpóźniej odkładałam czytanie, żeby dłużej żyć historią Percy Parker. Język, chociaż lekki, zupełnie inny niż w reszcie książek. Idealnie nadawał charakter wiktoriańskiego Londynu. Fabuła dość przewidywalna, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało, a historia bardzo mnie zaciekawiła. Na pewno sięgnę po drugą część. Serdecznie polecam.

Moja ocena: 9,5/10

Sześciu strażników i ona-skromna nastolatka o jakże znaczącym imieniu Persefona. Ze względu na białą cerę nigdy nie grzeszyła urodą, a wręcz odpychała od siebie rówieśników. A jednak tej niepozornej dziewczynce udało się ocalić świat i sprawić, że serce jej profesora zaczęło bić jak szalone…

Podczas jednej z wizyt w bibliotece miejskiej, mój wzrok natrafił na książkę pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W Niemczech żyje ponad dwa i pół miliona osób tureckiego pochodzenia. Imigracja Turków do Niemiec zaczęła się w latach siedemdziesiątych. Z możliwości wyjazdu korzystały najczęściej osoby z najbiedniejszych zakątków kraju. Niestety większość Turków wraz ze swoimi osobistymi rzeczami do Niemiec przywiozło także tradycję. Według organizacji „Terre des Femmes” co roku do ślubu przymuszanych jest w Niemczech około 1000 tureckich dziewcząt.*

To nie są informacje zaczerpnięte ze średniowiecznego czasopisma. To jest rzeczywistość dwudziestego pierwszego wieku. Nam, Polkom, które w większości posiadają szczęśliwe rodziny, trudno jest to sobie nawet wyobrazić. Jednak to dzieje się naprawdę i właśnie na tego rodzaju sprawy zwraca uwagę książka „Chciałam być tylko wolna”.

Bohaterką powieści jest Hulya, młoda Turczynka, która wraz ze swoją rodziną przebywa na emigracji w Niemczech. Nie podoba jej się jednak to, że matka tak bardzo zwraca uwagę na tureckie tradycję. Hulya chce żyć normalnie, tak jak jej koleżanki wywodzące się z niemieckich rodzin. Dzięki swojej wytrwałości, uporowi, a także niesamowitej odwadze udaje jej się ocalić od przymusowego małżeństwa nie tylko siebie, ale także swoją młodszą siostrę.

Już od pierwszych przeczytanych stron wiedziałam, że książka przypadnie mi do gustu. Porusza problem, który już od dawna mnie interesował i chętnie dowiedziałam się czegoś więcej o przymusowych małżeństwach. Języka, którego używa autorka nie zaliczyłabym do bardzo lekkich, jednak jest w nim coś prostego, bez żadnych zabiegów mających na celu uatrakcyjnić książkę. Jest to naprawdę bardzo dobra pozycja, serdecznie polecam!

Moja ocena: 9/10


*informacje potrzebne do napisania recenzji zostały zaczerpnięte ze strony internetowej: http://www.dw-world.de/dw/article/0,,3038416,00.html

W Niemczech żyje ponad dwa i pół miliona osób tureckiego pochodzenia. Imigracja Turków do Niemiec zaczęła się w latach siedemdziesiątych. Z możliwości wyjazdu korzystały najczęściej osoby z najbiedniejszych zakątków kraju. Niestety większość Turków wraz ze swoimi osobistymi rzeczami do Niemiec przywiozło także tradycję. Według organizacji „Terre des Femmes” co roku do ślubu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Szept Boży-wskazówka naszego stworzyciela, którą może usłyszeć każdy z nas. Często jest to jedno krótkie zdanie-może być to mało znacząca podpowiedź lub głos karcący nas w określonej sytuacji. Jednak są też szepty, które zupełnie zmieniają, a nawet narażają nasze życie na niebezpieczeństwo. A ty jesteś w stanie do tego stopnia zaufać Bogu?

„Potęga Bożego szeptu” jest to, jak głosi napis na okładce, najważniejsza książka Billa Hybelsa-założyciela oraz pastora kościoła Willow Creek. Rzadko czytam literaturę tego typu, a z Hybelsem nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Czy zatem nie rzuciłam się na zbyt głęboką wodę, postanawiając zrecenzować tak ważną dla autora książkę? Teraz, gdy czytanie tej pozycji mam już za sobą, mogę powiedzieć, że zupełnie nie miałam czym się martwić. „Potęga Bożego szeptu” nie jest to ksiązka dla wąskiego grona odbiorców, jak myślałam przed zajrzeniem do niej. Jest to z pewnością książka dla wszystkich, każdy z nas znajdzie tam coś, co w pewnym sensie trafi do jego wnętrza. Może to być konkretny werset z Pisma Świętego lub mogą być to osobiste refleksje autora.

Paulo Coelho-pomyślałam czytając pierwsze rozdziały „Potęgi Bożego szeptu”. Rzadko czytam literaturę religijną, a powieści tego autora można po części do nich zaliczyć. Różnicę miało stanowić to, że Hybels próbuje dotrzeć do czytelnika poprzez przykłady wyjęte z Biblii lub własnego życia, natomiast Coelho tworzy fikcyjny świat, w który wplata ważne dla osoby wierzącej wskazówki. Dopiero później zobaczyłam, jak bardzo się pomyliłam. Coelho i Hybels to dwoje zupełnie różnych pisarzy i nie należy w żaden sposób ich porównywać.

Bill Hybels zdecydowanie wie jak zainteresować czytelnika. Podczas swoich opowieści używa niezwykle dużo przykładów, zarówno biblijnych, jak i wziętych ze swojego życia lub życia znanych mu osób. Niestety czasem przykładów było po prostu za dużo, przez co książka miejscami mnie nudziła. Czytając tą pozycję niewątpliwie da się odczuć, że została ona przygotowana bardzo starannie. Takiej książki nie da się napisać od tak, po prostu.

W książce przedstawiony jest niewątpliwie bardzo ważny temat. Jednak przez styl używany przez autora do udzielenia wskazówek na temat Bożych szeptów, niejednokrotnie miałam wrażenie, że Hybels mówi o jakiejś zupełnie normalnej, codziennej czynności. Nie jestem jednak do końca pewna, czy działa to na korzyść, czy niekorzyść autora.

Odniosłam wrażenie, że Hybels potraktował „Potęgę Bożego szeptu” bardzo osobiście. Często pisze w niej o swoim ojcu, żonie, dzieciach. Opisuje jak układały się relacje między nimi. Nie wstydzi się także wyjawić chwil niezrozumienia, niezgody, nie boi się przyznać do popełnionych błędów. Uważam to za wielki plus tej książki.

Książkę serdecznie polecam. Myślę, że naprawdę warto zapoznać się z twórczością Billa Hybelsa. Należy jednak pamiętać, że są to ksiązki wymagające od nas naprawdę głębokich przemyśleń, nie da ich się po prostu przeczytać.

Moja ocena: 7/10

Szept Boży-wskazówka naszego stworzyciela, którą może usłyszeć każdy z nas. Często jest to jedno krótkie zdanie-może być to mało znacząca podpowiedź lub głos karcący nas w określonej sytuacji. Jednak są też szepty, które zupełnie zmieniają, a nawet narażają nasze życie na niebezpieczeństwo. A ty jesteś w stanie do tego stopnia zaufać Bogu?

„Potęga Bożego szeptu” jest to,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Martyna Wojciechowska-prezenterka telewizyjna, dziennikarka, podróżniczka i pisarka. Jest to kobieta, którą w telewizji oglądałam od małego dziecka. Najpierw prowadziła program „Dzieciaki z klasą”, który bardzo lubiłam oglądać, później kibicowałam jej podczas rajdu Paryż-Dakar. No i oczywiście od jakiegoś już czasu oglądam jej program „Kobieta na krańcu świata”. Martyna jest kobietą niesamowicie wszechstronną i moim zdaniem sprawdziła się w wielu dziedzinach. A jak poszło jej z pisaniem książki?

„Kobieta na krańcu świata” jest pierwszą książką Martyny Wojciechowskiej, jaką miałam okazję przeczytać. W jej skład wchodzi osiem historii, każda opowiada o kobietach mieszkających w innym zakątku świata. Jest to niezwykłe kompendium wiedzy o świecie. Możemy się na przykład dowiedzieć jaki jest sekret urody wenezuelskich piękności lub w jaki sposób należy się zająć małym słoniątkiem pozbawionym matki. Czytając opowieści mogłam spojrzeć na świat z perspektywy każdej z tych kobiet. Przeczytanie tej pozycji to świetny sposób na polepszenie swojej wiedzy na temat świata, jest to także dobre uzupełnienia poszczególnych odcinków programu telewizyjnego pod tym samym tytułem, co książka.

Martyna używa niezwykle barwnego języka-stosuje bardzo dużo porównań i epitetów. Dzięki temu książkę czyta się bardzo przyjemnie, a i obraz poszczególnych krajów ukazany jest w ciekawszy sposób, znacznie żywiej. Autorka w bardzo dobry sposób potrafi przelać na kartkę myśli i odczucia, zarówno swoje jak i swoich rozmówczyń.

Oprócz świetnego tekstu na książkę składa się także przerażająca ilość zdjęć z każdej wyprawy. Jest ich dużo, a w dodatku są naprawdę interesujące. Można na nich zobaczyć na przykład dwuletniego, pięknego słonika lub pływający dom. Więcej czasu zajmowało mi chyba wpatrywanie się w każdą z tych fascynujących fotografii, niż przeczytanie strony tekstu:).

Książkę polecam wszystkim, bez wyjątku-tym, którzy lubią podróżować i tym, którzy lubią siedzieć w dom, tym, którzy uwielbiają lekcje geografii i tym, którzy jej nie cierpią. Po prostu polecam!

Moja ocena: 10/10

Martyna Wojciechowska-prezenterka telewizyjna, dziennikarka, podróżniczka i pisarka. Jest to kobieta, którą w telewizji oglądałam od małego dziecka. Najpierw prowadziła program „Dzieciaki z klasą”, który bardzo lubiłam oglądać, później kibicowałam jej podczas rajdu Paryż-Dakar. No i oczywiście od jakiegoś już czasu oglądam jej program „Kobieta na krańcu świata”. Martyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czytania lekkich lektur ciąg dalszy-tym razem wybór padł na „Jesienną miłość” Nicholasa Sparksa. Jest to druga książka tego autora, z jaką miałam okazję się zapoznać. Po przeczytaniu „Ostatniej piosenki” wymagania miałam bardzo duże. Czy można powiedzieć, że powieść im podołała?

Landon to teraz już bardzo doświadczony przez życie pięćdziesięciosiedmioletni człowiek. W książce opowiada nam jednak historię, która wydarzyła się w czasach jego młodości. Miał siedemnaście lat, kiedy zakochał się w Jamie, bardzo religijnej dziewczynie, córce pastora i od tej pory całe jego życie wywróciło się do góry nogami…

Jest to ksiązka, która potrafi mocno oddziaływać na emocje. Wczytując się w dialogi, w których uczestniczy Jamie, każdy z nas na pewno zacznie się zastanawiać nad swoją wiarą, bez różnicy czy jest katolikiem, protestantem, czy wyznaje islam. Także pod koniec ksiązki można się nieźle spłakać.

Nie będę wyjawiać więcej treści, bo też nie chcę odebrać wam przyjemności czytania. Wspomnę tylko jeszcze, że na podstawie tej książki został w 2002 roku nakręcony film pod tytułem „Szkoła uczuć”. Wyreżyserowany został przez Adama Shankmana z Mandy Moore i Shane West. Obejrzałam go zanim przeczytałam książkę. Film bardzo mi się podobał, jednak przez to treść książki była mi mniej więcej znana jeszcze przed jej przeczytaniem. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadzało, a powieść i tak bardzo mi się podobała.

Powieść w stu procentach sprostała moim wymaganiom. Ciekawa, wzruszająca historia napisana naprawdę w bardzo dobry sposób. Gorąco polecam!

Moja ocena: 10/10

Czytania lekkich lektur ciąg dalszy-tym razem wybór padł na „Jesienną miłość” Nicholasa Sparksa. Jest to druga książka tego autora, z jaką miałam okazję się zapoznać. Po przeczytaniu „Ostatniej piosenki” wymagania miałam bardzo duże. Czy można powiedzieć, że powieść im podołała?

Landon to teraz już bardzo doświadczony przez życie pięćdziesięciosiedmioletni człowiek. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są wakacje. Dlatego też chyba jak każda nastolatka mam dosyć nauki i ambitnych lektur. Postanowiłam więc zagłębić się w powieść „Wymiana studencka”. Książka łatwa, lekka i naprawdę bardzo przyjemna. Miło było ją przeczytać i cieszę się, że to uczyniłam.

Książka była dla mnie powróceniem na chwilkę do rzeczywistości szkolnej. Tam na co dzień mamy do czynienia z dwiema postawami ludzi: kujony, planujące już od dawna swoje studia i życie po ukończenie edukacji oraz imprezowicze, nie do końca przejmujący się nauką. Obie te grupy zazwyczaj się nie lubią i próbują zwalczać nawzajem. A co byście zrobili, gdybyście musieli spędzić trzy miesiące właśnie z tą drugą grupą? Gdyby na ten czas mieli otaczać was ludzie o zupełnie innym poglądzie na życie?

Tak więc dwie dziewczyny: Emily i Natasha postanowiły zapisać się na wymianę studencką. Dla Emily miało to być kolejne doświadczenie wpisane w CV, dla Natashy ucieczka od rzeczywistości po popełnieniu przez nią pewnego życiowego błędu. Bałagan w papierach instytucji zajmującej się wyminą sprawił, że dziewczyny zostały wysłane do szkół, w których nie powinny się pojawić. Długo nie mogły się odnaleźć w nowym otoczeniu. Dopiero wtedy wpadły na pomysł skontaktowania się ze sobą. Zaczęły udzielać sobie nawzajem rad, jak przetrwać na nowej uczelni.

„Wymiana studencka” naprawdę bardzo mi się podobała. Nie jest to lektura potrzebująca głębszych przemyśleń, lecz jest idealna na wakacyjny odpoczynek. Każda z nas może odnaleźć tutaj chociaż trochę siebie. Wydaje mi się, że te dwie różne postawy były zbyt mocno wyeksponowane, bo przecież chyba nie ma nikogo takiego, kto reprezentowałby aż tak bardzo jedną grupę i nie miał nic w swoim charakterze z drugiej. Jednak mógł to również być celowy zabieg autorki, aby jeszcze lepiej ukazać tą skrajność. Książkę polecam wszystkim nastolatką.

Moja ocena: 7,5/10

Są wakacje. Dlatego też chyba jak każda nastolatka mam dosyć nauki i ambitnych lektur. Postanowiłam więc zagłębić się w powieść „Wymiana studencka”. Książka łatwa, lekka i naprawdę bardzo przyjemna. Miło było ją przeczytać i cieszę się, że to uczyniłam.

Książka była dla mnie powróceniem na chwilkę do rzeczywistości szkolnej. Tam na co dzień mamy do czynienia z dwiema...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Molestowanie seksualne, to jak piszą w wikipedii, zachowanie o charakterze seksualnym naruszające godność, nieakceptowane przez społeczeństwo jako sprzeczne z normami społecznymi. Jak to ładnie brzmi w ten sposób ubrane w słowa. I właśnie tylko tyle to dla mnie wcześniej znaczyło. Każdy zna definicję tego pojęcia, ale tylko niektórzy wiedzą, co tak naprawdę ono znaczy. Bo niestety przekonują się o tym na własnej skórze…

Bohaterką powieści jest nastoletnia dziewczynka Malwina. Jest ona zwykłą dziewczynką, lubi przebywać na podwórku z kolegami, jeździć na rowerze, czy wspinać się po drzewach. Jej rodzina, to z pozoru zwykli ludzie. I choć może rodzice nie poświęcają jej tyle uwagi ile powinni, to po stronie jej dziadka leży największy problem. Już od dawna wykazywał skłonności do całowania dziewczynki w inny sposób niż powinien, czy to dotykania jej miejsc intymnych, ale dla Malwiny największy problem pojawił się, gdy zmarła jej babcia. Przypadła jej w udziale opieka nad dziadkiem, co za tym idzie musiała przebywać u niego sam na sam.

Bardzo polubiłam Malwinikę, to bardzo zwyczajna i fajna dziewczynka. Myślę, że zyskuje sobie sympatię każdego czytelnika. Lubiłam też jej przyjaciółkę, choć było mi smutno, ponieważ czytałam tą książkę w czasie, gdy ja się ze swoją bardzo pokłóciłam. Wariat też przypadł mi do gustu:).

Nie spodobała mi się zachowanie starszego brata dziewczynki. Sama zawsze bardzo dobrze się o nim wypowiadała, nigdy nie zostawił jej w potrzebie, pomagał rozwiązywać problemy. Kiedy jednak przyszło rozwiązać ten najpoważniejszy, zupełnie jej nie zrozumiał. Myślał, że jej słowa to wynik dojrzewania i nie są one zupełnie prawdziwe. Zrobiło mi się przykro. Zazdrościłam jej starszego brata, który może pomóc w każdej sytuacji, a tu nagle coś takiego.

Ksiązka, chociaż dość krótka, ma w sobie wielką treść. Nie da się jej przeczytać i zostać obojętnym na krzywdę molestowanych dzieci. Napisana dość lekkim językiem, no bo przecież narratorką była tu Malwinka. Kierowana jest raczej do młodzieży, ale i dorosłemu się spodoba. Naprawdę cieszę się, że przeczytałam „Milczenie” i polecam książkę każdemu bez wyjątku.

Moja ocena: 8/10

Molestowanie seksualne, to jak piszą w wikipedii, zachowanie o charakterze seksualnym naruszające godność, nieakceptowane przez społeczeństwo jako sprzeczne z normami społecznymi. Jak to ładnie brzmi w ten sposób ubrane w słowa. I właśnie tylko tyle to dla mnie wcześniej znaczyło. Każdy zna definicję tego pojęcia, ale tylko niektórzy wiedzą, co tak naprawdę ono znaczy. Bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Hołd” jest to druga powieść Nory Roberts, jaką miałam okazję przeczytać. Po lekturze „Sanktuarium” miałam bardzo wysokie wymagania, ponieważ tamta pozycja, krótko mówiąc, zachwyciła mnie i zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych książek. Sama aktorka to istny fenomen, tytan pracy, literacka machina-jak widnieje na okładce „Sanktuarium”. Napisała ponad 150 powieści, które zostały wydane w ponad 280 milionach egzemplarzy. To zachwycający, godny szacunku wynik, ale osobiście wydawało mi się, że jej powieści będą napisane tak na odwal. Przecież ile można napisać dobrych książek? Oczywiście pomyliłam się znacznie, co stwierdziłam już po lekturze poprzedniej książki tej autorki.

Legendarna gwiazda
Janet Hardy to wielka legenda, gwiazda Hollywoodu nominowana kilka razy do Oskara. Chociaż dawno temu popełniła samobójstwo (a przynajmniej została za samobójczynię uznana), ludzie wciąż nie przestają o niej mówić. Jedną z nielicznych pamiątek, jaka zastała po niej rodzinie, jest piękny lecz teraz już bardzo zaniedbany domek na wsi.

Mroczna strona sławy
Janet Hardy była narkomanką. Już jako mała dziewczynka dostawała od matki różne środki, które miały pomóc jej w robieniu kariery. Dilly, córka Janet Hardy, z pewnością poszła w ślady matki, ale także pchała ku sławie Cillę, swoje dziecko. Ona zaś była zupełnie inna. Nie interesowała ją sława za każdą cenę.

W hołdzie znanej babci
Domek, który zostawiła po sobie Janet był bardzo zaniedbany. Jej córka wolała prowadzić karierę, nie chciała się nim zaopiekować. Dopiero Cilla postanowiła odnowić Małą Farmę (bo tak właśnie nazywane było gospodarstwo) i zamieszkać w niej na stałe. Zrobiła to zarówno dla babci jak i dla siebie-tak mówiła.

Niechciany gość
Cilla robi wszystko, aby mała farma była znowu pięknym, przytulnym miejscem. Komuś jednak bardzo się to nie podoba. Aby wystarczająco uprzykrzyć jej życie posuwa się to coraz drastyczniejszych metod…

Oczywiście autorka nie zapomniała o dosyć tutaj rozwiniętym wątku miłosnym. I bardzo dobrze, bo która z nas nie lubi przeczytać sobie od czasu do czasu dobrego romansidła?

Książkę czyta się bardzo przyjemnie. Jest napisana dość lekkim językiem (jednak nie do przesady). Bardzo mnie wciągnęła. Muszę przyznać, że na początku ciężko było mi się połapać kto jest kim. Miejscami musiałam na chwilę przerwać czytanie i się nad tym zastanowić. Jednak powieść zaczęłam czytać dość późno wieczorem, więc ten mały minus mogę wybaczyć zarówno sobie, jak i autorce:).

Moja ocena: 8,5/10

„Hołd” jest to druga powieść Nory Roberts, jaką miałam okazję przeczytać. Po lekturze „Sanktuarium” miałam bardzo wysokie wymagania, ponieważ tamta pozycja, krótko mówiąc, zachwyciła mnie i zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych książek. Sama aktorka to istny fenomen, tytan pracy, literacka machina-jak widnieje na okładce „Sanktuarium”. Napisała ponad 150 powieści,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nicholas Sparks-bardzo utalentowany amerykański pisarz. Jego książki ukazują się w 33 językach. Napisał wiele powieści, bardzo duża ich część doczekała się ekranizacji.

Ten autor już od dawna mnie interesował, jednak jakoś nie miałam okazji do tej pory żadnej z jego powieści przeczytać. Dopiero, gdy poszłam do biblioteki około dwóch tygodni temu zauważyłam na półce „Ostatnią piosenkę”. Chociaż to nie była jedna z tych powieści, które tak bardzo chciałam przeczytać, wzięłam ją od razu. Dlaczego? Miałam ochotę na jakieś puste romansidło, które nie wymaga z mojej strony przemyśleń-taka wydawała mi się ta książka. Oczywiście bardzo się myliłam…

„Ostatnia piosenka” to przepiękna powieść. O czym? O miłości, dojrzewaniu, śmierci. Porusza bardzo ważne dla typowej nastolatki problemy. Opowiada o życiu pewnej dziewczyny, siedemnastoletniej (później już osiemnastoletniej) Ronnie. Jest to typowa, buntująca się nastolatka, jednak życie dość mocno ją doświadczyło. Gdy była mała, jej rodzice rozstali się. Od tamtej pory mieszkała z matką, obwiniając ojca o całe zajście. Wszystko zmienia się, kiedy zostaje przymusowo wysłana do niego na wakacje. Więcej nie mogę wam ujawnić, ponieważ książka nie byłaby dla was tak interesująca jak dla mnie.
Muszę jednak przyznać, że fabuła jest dość rozwinięta i (przynajmniej moim zdaniem) mało przewidywalna.

Książka napisana jest fajnym, jednak bardzo przystępnym dla każdego językiem. Interesujące jest to, że każdy rozdział jest pisany z perspektywy jakiegoś bohatera (nie wiem jednak, czy to dobre sformułowanie, ponieważ występuje tu narracja trzecioosobowa). Bardzo podobał mi się pomysł użycia wątku o wykluwających się żółwikach. Jak dla mnie super, sprawiło to, że książka była jeszcze bardziej interesująca.

Nie napisałam może zbyt dużo, bo o tej książce też nie trzeba nie wiadomo ile pisać. Należy ją po prostu przeczytać! Jest naprawdę świetna. Powieść jest zarazem lekka, jak i mówiąca o naprawdę trudnych problemach. Nie jest to jakaś wyszukana i ambitna lektura, jednak jestem pewna, że spodoba się każdej nastolatce. Bardzo polecam!

Moja ocena: 9,5/10

Nicholas Sparks-bardzo utalentowany amerykański pisarz. Jego książki ukazują się w 33 językach. Napisał wiele powieści, bardzo duża ich część doczekała się ekranizacji.

Ten autor już od dawna mnie interesował, jednak jakoś nie miałam okazji do tej pory żadnej z jego powieści przeczytać. Dopiero, gdy poszłam do biblioteki około dwóch tygodni temu zauważyłam na półce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy pewnego razu wybrałam się do biblioteki, zobaczyłam na jednej z jej półek książkę „Zhańbiona” Jasvinder Sanghera. Mieszkam w niedużym mieście, a moja biblioteka nie jest zbyt dobrze wyposażona. Tego dnia było jednak sporo książek, które już od dawna chciałam przeczytać. Czytałam kiedyś jakieś opinie o „Zhańbionej”, jednak nie przyciągnęły mnie one do niej bardziej niż do jakiegoś przeciętnego czytadła. Dlaczego więc wybrałam tę książkę? Sama nie mam pojęcia, jednak już teraz zdradzę, że wykazałam się wtedy jakimś niesamowitym przeczuciem i po prostu wiedziałam, że ta powieść mi się spodoba.

„Zhańbiona” jest powieścią autobiograficzną niejakiej Jasvinder Sanghera. Kobieta ta jest już teraz aktywną działaczką i rzeczniczką praw kobiet, współzałożycielką fundacji Karma Nirwana. Jednak przecież nie zawsze tak było. Dzięki książce można dowiedzieć się z iloma przeciwnościami losu musiała się zmierzyć, zanim to się stało.

Na pewno każdy z nas słyszał choć trochę o ustawianych przez rodziców małżeństwach i złym traktowaniu kobiet, szczególnie Azjatek. Myślę, że większość z nas podchodziła do tego jednak z pewnym dystansem. Ja sama myślałam, że to nic takiego. Nawet upozorowane małżeństwo może być przecież w miarę szczęśliwe, a pranie, sprzątanie, opieka nad dziećmi należą do obowiązków kobiet na całym świecie. Ta książka pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na sprawę. Przedstawia ona fakty, których zwykły człowiek nie może sobie nawet wyobrazić. Wiecie ile kobiet popełniło samobójstwo, ponieważ były źle traktowane przez swojego męża lub zostało wyklętych bądź zabitych przez własną rodzinę, bo chciała wyjść za mąż z miłości?
Życie Jasvinder od samego początku nie było wysłane różami. Najpierw musiała znosić nierówne traktowanie własnych rodziców wobec dzieci, a później, w wieku kilkunastu lat poznała, a właściwie zobaczyła zdjęcie człowieka, którego ma poślubić. Wtedy właśnie uciekła z domu. Pomógł jej w tym człowiek, który ją kochał i którego myślała, że kocha. Została wyklęta przez całą swoją rodzinę. Później nie było wcale lepiej, przeżyła rozwód ze swoim pierwszy mężem, śmierć rodziców.

Co w tej książce poruszyło mnie osobiście, to zupełnie różne traktowanie córek i synów. Sama mam młodszego brata i często wydaje mi się, że rodzice traktują go lepiej niż mnie. Jednak dopiero po przeczytaniu tej książki zobaczyłam jak może wyglądać prawdziwa niesprawiedliwość. Bratu Jasvinder pozwalano praktycznie na wszystko. Był najukochańszym dzieckiem mamusi, tylko dlatego, że był to jedyny chłopcem w rodzinie.

Zachwyciła mnie determinacja tej kobiety i upór w dążeniu do celu. Mimo, że przeżyła bardzo ciężkie chwile, nie dała za wygraną. Nawet przeciwnie, gdy ułożyła już swoje życie założyła fundację, w której (chyba) do dzisiaj pomaga takim kobietą jak ona. Kobietom, które sprzeciwiły się ustawianym małżeństwom i przemocy w rodzinie.

Oprócz niesamowicie ciekawej historii, autorka zauroczyła mnie także stylem pisania. Sprawia on, że książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Dzięki temu już od pierwszej strony wiedziałam, że powieść mi się bardzo spodoba.

Zachęcam do jej przeczytania każdą kobietę, zarówno nastolatkę, jak i tę dojrzalszą. Uważam, że naprawdę warto wiedzieć o takich sprawach.

Moja ocena: 9,5/10

Gdy pewnego razu wybrałam się do biblioteki, zobaczyłam na jednej z jej półek książkę „Zhańbiona” Jasvinder Sanghera. Mieszkam w niedużym mieście, a moja biblioteka nie jest zbyt dobrze wyposażona. Tego dnia było jednak sporo książek, które już od dawna chciałam przeczytać. Czytałam kiedyś jakieś opinie o „Zhańbionej”, jednak nie przyciągnęły mnie one do niej bardziej niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Carlos Ruiz Zafon to świetny hiszpański pisarz, a jedną z jego najpopularniejszych książek jest właśnie „Cień wiatru”. Powieść ta została przetłumaczona na 30 języków i wydana w 45 krajach.

Książkę tą chciałam przeczytać dość długo, a dopiero niedawno udało mi się po nią sięgnąć. Opowiada ona o pewnym chłopcu, który został zaprowadzony przez swojego ojca na cmentarz zapomnianych książek, a tam poproszony o wybranie jednej, która będzie mu towarzyszyła przez całe życie. Z niewiadomych przyczyn chłopiec z pośród tysięcy wspaniałych książek wybrał właśnie Cień wiatru-starą, zniszczoną powieść napisaną przez nieznanego nikomu pisarza. Chciał się nią zaopiekować, jednak to nie było takie łatwe jak myślał.

Potrzeba niemałej wyobraźni, aby wymyślić tak niesamowitą historię. Powieść jest zupełnie inna niż wszystkie, które dotychczas przeczytałam, przez co niesamowicie ciekawa.

Jedyne co mnie denerwowało w tej książce to to, że jest napisana bardzo małymi literami, w dodatku występują małe odstępy między znakami. Dla osoby mającej wadę wzroku lub dla której często w trakcie czytania bolą oczy jest to poważne utrudnienie. Lecz świadczy to o ogromnym talencie autora, jeżeli mimo tego książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie.

Poza takim nieprzyjemnym aspektem powieść wydana jest bardzo ładnie. Okładka interesująca, doskonale pasuje do całości. W dodatku w środku znajdują się zdjęcia Barcelony wykonane przez znanego fotografa. Umilają one jeszcze bardziej czas czytania książki.

Jest to bardzo interesująca powieść, o której można pisać bardzo dużo i to tylko dobre rzeczy. Jest niezwykła, wręcz magiczna. Nie jest to zbyt leciutki utwór, ale też nie jest ciężki. Wymaga od czytelnika przemyśleń, jednak spokojnie można ją sobie przeczytać ot tak, aby odpocząć, odstresować się od szkoły, pracy. Polecam ją wszystkim, jednak szczególnie ciut dojrzalszym czytelnikom, dojrzałym piętnasto- i szesnastolatką oraz starszym.

Moja ocena: 9,7/10

Carlos Ruiz Zafon to świetny hiszpański pisarz, a jedną z jego najpopularniejszych książek jest właśnie „Cień wiatru”. Powieść ta została przetłumaczona na 30 języków i wydana w 45 krajach.

Książkę tą chciałam przeczytać dość długo, a dopiero niedawno udało mi się po nią sięgnąć. Opowiada ona o pewnym chłopcu, który został zaprowadzony przez swojego ojca na cmentarz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pewnego razu mój tata wrócił z biblioteki z książką „Szanghajska kochanka” Wei Hui. Bardzo mnie ona zaciekawiła, zwłaszcza, gdy przeczytałam na okładce, że została ona zakazana w Chinach. Wiadomo, zakazany owoc zawsze najlepiej smakuje, więc wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Podbierałam ją tacie, gdy ten był w pracy. Po kilku dniach była już przeczytana.

„Szanghajska kochanka” spodobała mi się, dlatego gdy podczas wizyty w bibliotece zobaczyłam na jednej z półek jej kontynuację pt. „Poślubić Buddę”, nie musiałam już zastanawiać się co wypożyczyć.

Niestety dosyć często (ale nie zawsze!) to, czy przeczytam daną książkę zależy od jej okładki. W tym przypadku z pewnością tak nie było. Okładka książki „Poślubić Buddę” jest moim zdaniem beznadziejna. Widnieje na niej zdjęcie dziewczyny wyglądającej jakby pijana znajdowała się na jakiejś pierwszej lepszej dyskotece, a treść tej książki mimo wszystko aż taka pusta nie jest.

Jednak oprócz tego, że autorka tej książki była mi już znana od całkiem dobrej strony, było jeszcze coś, co spowodowało, że przeczytałam tą książkę. Był to jej tytuł. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wydawał mi się bardzo ciekawy. Według mnie skrywa w sobie jakąś tajemnicę i przez to zachęcał mnie do przeczytania książki.

Porównując obie książki, to „Szanghajska kochanka” bardziej mi się podobała. Bardziej mnie ta część wciągnęła, ale jest coś jeszcze, co uzasadnia mój wybór. W „Szanghajskiej kochance” bardzo przypadła mi do gustu postać Tiantian’a i od początku bardzo kibicowałam mu w związku z Coco. Tutaj sytuacja była zupełnie inna. Na początku nie przepadałam za żadnym z adoratorów głównej bohaterki. Tak więc nie wiedziałam za bardzo któremu kibicować:), przez co książka miejscami mnie nudziła. Później jednak przypadł mi do gustu Muju. Myślę jednak, że są to już bardzo indywidualne przekonania.

Bardzo podoba mi się styl pisania autorki. Jest dość lekki, co sprawia, że książka szybko i z przyjemnością się czyta. Bardzo zdziwiło mnie jednak jej zakończenie. Nie będę pisać dlaczego, ponieważ nie chciałabym nic sugerować osobą, które nie przeczytały książki.

Chociaż nie jest to rewelacyjna książka, bardzo cieszę się, że ją przeczytałam i poznałam dalsze losy Coco.

Na koniec muszę zaznaczyć, że recenzja została napisana zaraz po przeczytaniu książki, więc opinia na jej temat została wydana bardzo „na świeżo”.

Moja ocena: 7/10.

Pewnego razu mój tata wrócił z biblioteki z książką „Szanghajska kochanka” Wei Hui. Bardzo mnie ona zaciekawiła, zwłaszcza, gdy przeczytałam na okładce, że została ona zakazana w Chinach. Wiadomo, zakazany owoc zawsze najlepiej smakuje, więc wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Podbierałam ją tacie, gdy ten był w pracy. Po kilku dniach była już przeczytana.

„Szanghajska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stracić rodziców to chyba jedna z najgorszych rzeczy w życiu człowieka. Oczywiście wiadomo, nikt nie będzie żył wiecznie, ale jeżeli kluczowy wpływ na to ma pożar domu, a człowiek ma nie więcej niż 15 lat…

Głównymi bohaterami tej książki jest trójka dzieci: Wioletka (nastoletnia dziewczyna, najstarsza z rodzeństwa, lubiące konstruować dziwne wynalazki), Klaus (chłopiec bardzo oczytany, inteligentny) i Słoneczko (chociaż jeszcze jest niemowlakiem, potrafi nieźle wykiwać ich „prześladowcę”).

Tak więc rodzeństwo w swoim krótkim życiu miało już wystarczająco dużo zmartwień i kiedy myśleli, że już wszystko będzie dobrze na ich drodze pojawił się niejaki Hrabia Olaf. Świetny aktor, doskonale potrafi „zamienić się” w kogoś, kim nie jest, aby tylko zdobyć majątek sierot. Zdradzają go jednak oczy, które dzieci doskonale pamiętają i rozpoznają, pojedyncza brew i tatuaż w kształcie oka na nodze. Szykuje on na rodzeństwo coraz to nowe pułapki. Chociaż zaliczył już kilka porażek, nie poddaje się.

Jak i poprzednie książki z tej serii również i „Akademia antypatii” mi się podobała. Może nie jest to żadna rewelacja, ale z przyjemnością ją czytałam. Książka jest zarazem banalna, prosta, ale ma w sobie coś takiego, że naprawdę szczerze współczuje się tym dzieciom. Polecam ją wszystkim, zarówno dzieciom jak i starszym czytelnikom. Do przeczytania w jeden pochmurny wieczór.

Stracić rodziców to chyba jedna z najgorszych rzeczy w życiu człowieka. Oczywiście wiadomo, nikt nie będzie żył wiecznie, ale jeżeli kluczowy wpływ na to ma pożar domu, a człowiek ma nie więcej niż 15 lat…

Głównymi bohaterami tej książki jest trójka dzieci: Wioletka (nastoletnia dziewczyna, najstarsza z rodzeństwa, lubiące konstruować dziwne wynalazki), Klaus (chłopiec...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jest to książka, która pokazuje, że pani Katarzyna Grochola jest takim samym człowiekiem jak my i nawet sławne osoby przeżywają tak samo wzloty jak i upadki. Świetna, napisana prostym językiem, z humorem. Bardzo polecam.

Jest to książka, która pokazuje, że pani Katarzyna Grochola jest takim samym człowiekiem jak my i nawet sławne osoby przeżywają tak samo wzloty jak i upadki. Świetna, napisana prostym językiem, z humorem. Bardzo polecam.

Pokaż mimo to

Okładka książki Kiss Ted Dekker, Erin Healy
Ocena 6,4
Kiss Ted Dekker, Erin He...

Na półkach: , , ,

Książka przyciągnęła mnie do siebie swoim opisem na okładce. Sama okładka też niczego sobie, dodaje powieści trochę tajemniczości. Historia Shauny wydawała i nadal wydaje mi się bardzo ciekawa, jednak książka nie bardzo mnie wciągnęła. Wydaje mi się, że jest to wina dosyć ciężkiego stylu, jakim została napisana.

Książka przyciągnęła mnie do siebie swoim opisem na okładce. Sama okładka też niczego sobie, dodaje powieści trochę tajemniczości. Historia Shauny wydawała i nadal wydaje mi się bardzo ciekawa, jednak książka nie bardzo mnie wciągnęła. Wydaje mi się, że jest to wina dosyć ciężkiego stylu, jakim została napisana.

Pokaż mimo to