-
ArtykułyNie żyje Alice Munro – pisarka, noblistka i mistrzyni krótkiej formyEwa Cieślik3
-
ArtykułyPierwszy zwiastun drugiego sezonu „Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy” i nie tylkoLubimyCzytać3
-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant2
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
Biblioteczka
Kraina mrozu, lodu i majestatycznych krajobrazów. Antarktyda przyciąga, fascynuje, czy budzi w Tobie strach? A może zarówno zachwyca, jak i przeraża?
Nigdy nie marzyłam o podroży do odległej do krainy wiecznych śniegów, lecz najnowszy thriller Amy McCulloch sprawił, że zaczęłam się nad tym zastanawiać. Szczególnie zachęciły mnie barwne opisy nietypowych scenerii i możliwość obserwacji humbaków oraz pingwinów w ich naturalnym środowisku.
To było moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Przedstawiona historia zaintrygowała mnie od samego początku, czytało mi się lekko i przyjemnie, mimo nieco irytującej głównej bohaterki. To, co najbardziej mnie ujęło w tej opowieści to z pewnością miejsce, gdzie rozgrywała się główna fabuła (na statku, bądź na mroźnym lądzie Antarktydy).
Sama intryga nie porwała mnie na tyle, jak tego oczekiwałam. Liczyłam na większy dreszczyk emocji, choć było poprawnie i ciekawie, autorka mogła nieco bardziej wykorzystać możliwości trudnego położenia Olivii. Zakończenie jest mocnym atutem i oryginalnym zwieńczeniem całej historii. To był dobrze spędzony czas, lecz uważam, że poprzednia książki McCulloch była zdecydowanie lepsza i bardziej emocjonująca.
Kraina mrozu, lodu i majestatycznych krajobrazów. Antarktyda przyciąga, fascynuje, czy budzi w Tobie strach? A może zarówno zachwyca, jak i przeraża?
Nigdy nie marzyłam o podroży do odległej do krainy wiecznych śniegów, lecz najnowszy thriller Amy McCulloch sprawił, że zaczęłam się nad tym zastanawiać. Szczególnie zachęciły mnie barwne opisy nietypowych scenerii i...
Tytuł najnowszej książki Camilly Way wzbudził we mnie sprzeczne odczucia. Czy dziecko może być złe? To oksymoron, prawda? No cóż...
Z początku tak właśnie myślałam, lecz pierwsze strony "Złego dziecka" przekonały mnie, że nawet w pozornie niewinnej istocie może kiełkować zalążek zła, który odpowiednio "nakarmiony" spowoduje nieodwracalne szkody.
Hannah od najmłodszych lat wykazywała cechy znacznie odróżniające ją od reszty dzieci. Pozbawiona czułości i przywiązania względem drugiego człowieka (nawet względem własnych rodziców), coraz bardziej zatracała się w fascynacji krzywdą. Ból i cierpienie jednostki sprawiały, że odczuwała trudną do opisania satysfakcję. Właśnie takie emocje zdominowały jej osobowość. Socjopatka?
Beth niejednokrotnie czuła obezwładniający strach, gdy spoglądała w bezduszne oczy swojej córeczki. Jednak kiedy pewnego dnia Hannah przez przypadek poznaje jej sekret z przeszłości, znacznie bardziej obawia się jej kolejnego kroku...
"Złe dziecko" to jeden z tych thrillerów do którego zaglądasz na chwilę z ciekawości i przepadasz niczym kamień w wodę. Trudno oderwać się od tej historii, płynie się jej burzliwym nurtem i z napięcia obgryza paznokcie, gdyż trudno przewidzieć jak potoczą się losy głównych bohaterów.
Być może myślisz, że już wiesz jak skończy się ta opowieść, lecz uwierz mi, Camilla Way przygotowała zaskakujący oraz niebanalny finał i sądzę, że nawet wymagający Czytelnik poczuje się usatysfakcjonowany. Ja byłam! A osobiście uważam się za wybredną w kwestii dobrego thrillera psychologicznego.
Tytuł najnowszej książki Camilly Way wzbudził we mnie sprzeczne odczucia. Czy dziecko może być złe? To oksymoron, prawda? No cóż...
Z początku tak właśnie myślałam, lecz pierwsze strony "Złego dziecka" przekonały mnie, że nawet w pozornie niewinnej istocie może kiełkować zalążek zła, który odpowiednio "nakarmiony" spowoduje nieodwracalne szkody.
Hannah od najmłodszych...
Mam ogromną słabość do kryminalnych serii osadzonych w naszych polskich realiach. "Trzcinowisko" przyciągnęło mnie okładką, a po przeczytaniu zarysu fabuły moje zaintrygowanie znacznie się spotęgowało. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok tej książki.
Już na wstępie mogę Wam zdradzić, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Kingi Wójcik będę wspominać bardzo pozytywnie. Podziwiam autorkę (i przyznam szczerze, że także zazdroszczę!), że w młodym wieku potrafi stworzyć tak skomplikowane i wielowarstwowe historie! Do tego lekki warsztat pisarski, umiejętność wykreowania gęstej atmosfery podsyconej tajemnicami z przeszłości i... przepis na dobry kryminał gotowy!
Zagadkowe morderstwo sprzed dwudziestu czterech lat nadal pozostaje sprawą, która spędza sen z powiek rodzicom Ewy Ostaszewskiej. Ta tragedia odcisnęła bolesne piętno na bliskich dziewczyny, a także na niektórych mieszkańcach Tomaszowa Mazowieckiego. Ojciec Ewy postanawia podjąć ostatnią, desperacką próbę, aby poznać prawdę o tym, co tak naprawdę spotkało jego ukochaną córkę latem 1999 roku. Postanawia wynająć jednego z najbardziej cenionych detektywów - Aleksandra Zamojskiego. Czy były policjant poradzi sobie z tym trudnym śledztwem?
Zaplątałam się w to tytułowe "Trzcinowisko", brodziłam w morzu kłamstw oraz niedomówień, wraz z detektywem Zamojskim próbując rozwiązać tę zagadkową zbrodnię. I wiecie co? Autorka skutecznie niejednokrotnie myliła tropy, że prawda do której udało nam się w końcu dotrzeć okazała się sporym zaskoczeniem. Lubię tego typu zakończenia.
Dodatkowo zżyłam się z bohaterami opowieści i jestem ciekawa kontynuacji ich losów!
Mam ogromną słabość do kryminalnych serii osadzonych w naszych polskich realiach. "Trzcinowisko" przyciągnęło mnie okładką, a po przeczytaniu zarysu fabuły moje zaintrygowanie znacznie się spotęgowało. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok tej książki.
Już na wstępie mogę Wam zdradzić, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Kingi Wójcik będę wspominać bardzo pozytywnie....
Ciemne labirynty licznych zaułków Paryża w 1830 roku nie uwodziły urokiem jak obecnie. Różnica była diametralna. Zdecydowanie nie chciałabym znaleźć się w tych mglistych uliczkach tuż po zmroku. Ryzyko utraty portfela, bądź nabycie guza było wysoko prawdopodobne, szczęściem byłoby spotkanie na swej drodze jedynie wychudzonych żebraków, bądź nachalnych prostytutek. Mimo wszystko XIX wieczne miasto świateł potrafiło ująć niepowtarzalną atmosferą, gęstym i mrocznym klimatem, który w powieści "Biuro do spraw tajemnych" otula Czytelnika niczym niekoniecznie przyjemny w dotyku, ciężki koc. Nie były to łatwe czasy, lecz niesamowicie intrygujące i przełomowe, jeśli chodzi o rozwój nauki. Gorzej, że ten prężny rozwój nauki w połączeniu z ezoteryzmem staje się natchnieniem do popełnienia zbrodni...
Dawno nie czytałam żadnego retro kryminału i muszę przyznać, że stęskniłam się za tym gatunkiem. Uwielbiam takie podróże w czasie, tym bardziej do dziejów tak skrajnie odległych od teraźniejszości. Do tego malowniczy Paryż, który współcześnie uchodzi za romantyczne i piękną stolicę Francji, a niegdyś był miejscem, które mogłoby budzić wyłącznie strach i wstręt (zwłaszcza w przedstawionej historii).
Groteskowa i tajemnicza zbrodnia okazuje się frapującym wstępem do emocjonujących wydarzeń od których niejednokrotnie włos jeżył się na mojej głowie. Mroczna atmosfera skutecznie uwypukla narastający niepokój, potęgując się w trakcie lektury. Główna fabuła przeplata się ze wstrząsającymi wspomnieniami niejakiego Damiena. To, co spotkało tego biednego chłopca, nie śniło nam się nawet w najgorszych koszmarach...
Tym, co wyróżnia "Biuro do spraw tajemnych" na tle innych kryminałów w podobnym klimacie niewątpliwie jest oryginalny główny bohater. Młody inspektor Valentin Verne z tajemniczą przeszłością wzbudza podziw dzięki swojej niebywałej inteligencji i przenikliwości. Mógł zostać cenionym naukowcem, a jednak wybrał karierę policyjną. Co go do tego skłoniło? Ja już wiem i poznanie prawdy nie spowodowało, że moja fascynacja młodym inspektorem rozwiała się - wręcz przeciwnie, nadal jestem nim oczarowana (i nie chodzi wcale o jego anielską aparycję!). Cieszę się, że ta książka to zaledwie początek serii, gdyż to świetny wstęp do dalszych przygód Valentina, zwiastujący rozrywkę na najwyższym poziomie!
Ciemne labirynty licznych zaułków Paryża w 1830 roku nie uwodziły urokiem jak obecnie. Różnica była diametralna. Zdecydowanie nie chciałabym znaleźć się w tych mglistych uliczkach tuż po zmroku. Ryzyko utraty portfela, bądź nabycie guza było wysoko prawdopodobne, szczęściem byłoby spotkanie na swej drodze jedynie wychudzonych żebraków, bądź nachalnych prostytutek. Mimo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Boisz się pająków, czy może wręcz przeciwnie - nie masz nic przeciwko tym żyjątkom i marzysz o domowej hodowli?
Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Nie mam spadu do wszelkiego rodzaju stawonogów, owadów (oprócz pszczół rzecz jasna), czy też płazów. Tak, przyznaję się bez bicia! Budzą we mnie wstręt i trudny do wyjaśnienia lęk. Wolę bardziej przyjazne zwierzątka, zwłaszcza te z sierścią i na czterech nogach :D
Heinrich Vogel został brutalnie doświadczony przez los. Jako młody mężczyzna trafił na pięć lat do więzienia i rozgrywające się tam wydarzenia na zawsze odcisnęły na nim piętno. Czy istnieje jeszcze dla niego nadzieja na zaznanie szczęśliwego, beztroskiego życia? Gdy w końcu zaczął funkcjonować zgodnie z samym sobą, demony z przeszłości powoli zaczynają wychodzić na światło dzienne, a jego dotychczasowa egzystencja ponownie wywraca się do góry nogami...
Najpierw dowiaduje się o katastrofie śmigłowca, którym podróżował od lat nie widziany przez niego ojciec, następnie tuż obok jego łodzi ktoś podrzuca zwłoki zamordowanej kobiety. Vogel z pomocą policjantki Iwony próbuje za wszelką cenę dociec o co chodzi w tej niebezpiecznej układance.
"Ptasznik" to 22 książka Marka Stelara, a ja dopiero teraz zdecydowałam się na nasze pierwsze spotkanie! Lepiej późno, niż wcale, a w tym przypadku z pewnością nie skończy się na jednej książce :)
Spodobał mi się warsztat autora, polubiłam wykreowane przez niego postaci, które są złożone i tajemnicze. A Vogel to niebanalny główny bohater, potrafiący ująć Czytelnika autentycznością i inteligentną przenikliwością. Jakkolwiek to zabrzmi; mam słabość do jednostek po traumatycznych przejściach w literaturze - podziwiam ich odwagę, niezłomność i wytrwałe dążenia do określonego celu.
"Ptasznik" umiejętnie tka swoją sieć, tworząc wciągającą fabułę, którą śledzi się z narastającym zainteresowaniem. Nie zabrakło kilku zaskakujących plot twistów, prowadzących do świetnie skonstruowanego zakończenia, zwieńczającego pierwszy tom nowej serii. Cieszę się, że to nie koniec emocji i nie mogę się doczekać kolejnej części!
Boisz się pająków, czy może wręcz przeciwnie - nie masz nic przeciwko tym żyjątkom i marzysz o domowej hodowli?
Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Nie mam spadu do wszelkiego rodzaju stawonogów, owadów (oprócz pszczół rzecz jasna), czy też płazów. Tak, przyznaję się bez bicia! Budzą we mnie wstręt i trudny do wyjaśnienia lęk. Wolę bardziej przyjazne...
Ach, jak ja lubię, gdy książki tak pozytywnie mnie zaskakują! Po "Ktoś, kogo znałam" spodziewałam się lekkiej i może nawet ckliwej historii. Otrzymałam wartościową opowieść, która wywołała we mnie mnóstwo emocji - od radości do wzruszenia, od smutku do niezmąconego spokoju. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Paige Toon, lecz z pewnością nie ostatnie, czytałam kilka opinii, że poprzednia książka autorki ("Nic nie rani tak jak miłość") była znacznie lepsza, więc cieszę się z tego, że przede mną jeszcze tyle dobrego :)
Nie ma to jak urocza fabuła (z przerwami na momenty, które ściskają za gardło i rozdzierają serce) przedstawiona w wyjątkowo przyjemnej scenerii. Angielska wieś, gdzie alpaki, kurczaki i włochate króliki oprócz obowiązku są zwierzakami wręcz terapeutycznymi. Niejeden nastolatek zamieszkujący to miejsce w rodzinie zastępczej zaznał kojących widoków i dotyku wełny czworonożnych towarzyszy. Sama dzięki wyobraźni przeniosłam się w to szczegółowo opisane miejsce i zaznałam przyjemnego odpoczynku.
Sceneria to niezaprzeczalny atut przedstawionej historii, lecz to rozgrywające się tam wydarzenia spowodowały, że śledziłam losy bohaterów z zapartym tchem. Mam słabość do trójkątów miłosnych, a ten z pewnością zapisze się w mojej pamięci na długo (tym bardziej, że niewiele czytam powieści tego typu). Leah, George i Theo, troje przyjaciół, złączonych przypadkowo przez los, stworzą relację, która po latach wciąż pozostanie nierozerwalna. Siła pierwszej miłości i jej dramatyczny schyłek to jedynie wstęp do tej uroczej, lecz jednocześnie przejmującej opowieści.
Ach, jak ja lubię, gdy książki tak pozytywnie mnie zaskakują! Po "Ktoś, kogo znałam" spodziewałam się lekkiej i może nawet ckliwej historii. Otrzymałam wartościową opowieść, która wywołała we mnie mnóstwo emocji - od radości do wzruszenia, od smutku do niezmąconego spokoju. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Paige Toon, lecz z pewnością nie ostatnie, czytałam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zawsze przerażała mnie myśl o tym, że ktoś bliski z mojego otoczenia może nagle zniknąć. Owszem, jest w tym coś niesamowicie fascynującego, że jednego dnia dana osoba prowadzi normalną, wręcz nudną i powtarzalną egzystencję, a kolejnego nagle bez słowa rozpływa się w
powietrzu. Detektyw Fox Mulder z "Z Archiuwm X" zapewne postawiłby na porwanie przez istoty pozaziemskie, lecz prawda czasami okazuje się o wiele bardziej złożona i prozaiczna.
A jak było z Miriam?
Marta Zaborowska stworzyła wciągający thriller psychologiczny z elementami domestic noir, który intryguje od pierwszych stron. Czytelnik ma możliwość śledzenia kontrowersyjnej sprawy zaginięcia z sześciu perspektyw. Tajemniczy małżonek, pomocny przyjaciel rodziny, ukochana siostra, były partner oraz dwoje policjantów wypełniający swoje obowiązki z najwyższą starannością. Każda z tych postaci jest szalenie dobrze wykreowana, posiada swoje dziwactwa, a jej zachowanie jest spójne, choć zdominowane przez brudne sekrety i niedopowiedzenia.
Czwarta rocznica ślubu miała być wyjątkowa i romantyczna. Konrad przygotował niespodziankę oraz liczył na cudowny wieczór w ramionach ukochanej. Niestety los potrafi być nieobliczalny, a nawet iście bezlitosny...
Pół roku po zaginięciu Miriam w jej samochodzie zostają znalezione zwęglone zwłoki. Czy to ona? To podły żart, prawda?!
Ujęła mnie gęsta atmosfera, która tylko rozrasta się i nawarstwia wraz z kolejną przeczytaną stroną. Nasuwa się coraz więcej pytań, lecz aby uzyskać satysfakcjonujace odpowiedzi, musimy uzbroić się w cierpliwość. Podejrzewałam niemal wszystkich, autorka skutecznie mydliła mi oczy i zafundowała zaskakujący oraz przewrotny finał. Lubię wnikliwą analizę postaci, ich zachowań, czasami wręcz szokujących motywów — tutaj tego nie zabrakło. Lecz kto tak naprawdę był w stanie wyrządzić Miriam krzywdę?
Warto się przekonać!
Zawsze przerażała mnie myśl o tym, że ktoś bliski z mojego otoczenia może nagle zniknąć. Owszem, jest w tym coś niesamowicie fascynującego, że jednego dnia dana osoba prowadzi normalną, wręcz nudną i powtarzalną egzystencję, a kolejnego nagle bez słowa rozpływa się w
powietrzu. Detektyw Fox Mulder z "Z Archiuwm X" zapewne postawiłby na porwanie przez istoty pozaziemskie,...
Lata dziewięćdziesiąte kojarzą mi się z beztroską sielanką. Byłam wtedy dzieckiem, czas wolny był wypełniony zabawą, w głowie rodziły się pierwsze marzenia, a tuż obok nad moim bezpieczeństwem czuwała mama i babcia. Niczego mi nie brakowało, byłam szczęśliwym dzieckiem, które nie miało świadomości tego, jakie okrutne i bezlitosne zło może dotknąć niewinną istotę.
Dla Polski były to przewrotne, szare lata. Wiele rodzin z trudem wiązało koniec z końcem, zmagało się z problemami alkoholizmu, czy bezrobocia... A tytułowy "Nielat" dźwigał na swoich barkach udręki zdecydowanie zbyt poważne, jak na jego wiek. Ok, można pomyśleć, że przecież to tylko literacka fikcja, lecz tak naprawdę kto wie? Prawdopodobnie podobny los spotkał niejednego nastolatka. Dlatego ta historia potrafi wstrząsnąć Czytelnikiem i na długo zapisać się w pamięci.
Jak wspomniałam w poście z zapowiedzią tej książki; jej czytanie momentami sprawiało mi wręcz fizyczny ból. Śledząc trudne przeżycia Michała odczuwałam niepokojący dyskomfort oraz ból spowodowany niesprawiedliwością tego, co go spotykało. Lecz brnęłam w tej historię dalej, gdyż ciekawość była silniejsza niż wspomniany dyskomfort. Musiałam wiedzieć jak potoczą się dalsze losy nastolatka.
Równocześnie uczestniczymy w policyjnym śledztwie. Policjanci z wydziału zabójstw próbują rozwikłać zagadkę morderstwa znanego aktora znalezionego w melinie. Co rozpoznawalna postać mogła robić w tak parszywym miejscu?
W tym samym dniu, w opuszczonym budynku, zostają znalezione zwęglone zwłoki. Komisarz Nawrocki, zwany "Chartem" zmierzy się z jedną z najtrudniejszych spraw w całej swojej karierze.
Lektura "Nielata" wywołała we mnie wiele skrajnych emocji. Nie była to łatwa i przyjemna historia, lecz wiedziałam już czego mogę spodziewać się po twórczości Piotra Kościelnego. Mankamentem okazały się detale zawarte w warsztacie pisarskim. Pojawiały się powtórzenia i czasami mierziła mnie oziębłość narracji. Ta obojętność jest charakterystyczna w książkach autora, co ma też swoje pozytywne strony, gdyż nie wnikamy zanadto w przeżycia wewnętrzne postaci (przy tak trudnych tematach bywa to czasami zbawienne).
Ponadto myślę, że przedstawieni bohaterowie mogliby posiadać więcej indywidualnych cech, szczególnie Chart, wówczas zyskaliby na wiarygodności.
"Nielat" spodobał mi się bardziej niż "Szymek" i choć ta historia porządnie sponiewierała mnie emocjonalnie, z pewnością sięgnę po kolejną książkę autora.
Lata dziewięćdziesiąte kojarzą mi się z beztroską sielanką. Byłam wtedy dzieckiem, czas wolny był wypełniony zabawą, w głowie rodziły się pierwsze marzenia, a tuż obok nad moim bezpieczeństwem czuwała mama i babcia. Niczego mi nie brakowało, byłam szczęśliwym dzieckiem, które nie miało świadomości tego, jakie okrutne i bezlitosne zło może dotknąć niewinną istotę.
Dla...
2024-01-30
Są książki, które trafiają do nas w odpowiednim momencie i za to jestem im ogromnie wdzięczna. Uwielbiam to. Rozpoczynam nową historię i stopniowo się w niej zanurzając, nagle odkrywam, że jestem w literackim domu. Dobrze mi tu, przytulnie i wygodnie, jak w ulubionym fotelu.
Właśnie w ten sposób "Witaj, piękna" ujęła mnie od samego początku. Przed lekturą czytałam kilka skrajnych recenzji, lecz one jedynie spotęgowały moją ciekawość.
Cenię sobie powieści autentyczne i przepełnione bolesną prawdziwością ludzkiej zwyczajności. Bez lukru, zbędnej idealizacji oraz sztucznego dramatyzmu. Dlatego autorka swoją prozą perfekcyjnie wkomponowała się w mój czytelniczy gust. Świeżo po lekturze już zaczynam tęsknić za wykreowanymi bohaterami, którzy z pewnością długo jeszcze będą gościć w moich myślach.
Najpierw poznajmy Williama Watersa dorastającego w cieniu rodzinnej tragedii. Jego samotna przeszłość, brak emocjonalnego ciepła ze strony najbliższych, już na zawsze będzie rzutować na jego dalsze życie. Swoje miejsce odnajduje na boisku do gry w koszykówkę... oraz u boku ambitnej Julii Padavano. Lecz to zaledwie początek niezwykle angażującej sagi rodzinnej, którą mamy przyjemność śledzić przez ponad czterdzieści lat.
W świecie Napolitano odnajdziesz całą gamę skrajnych odczuć; euforię podczas wzlotów oraz przejmujący smutek podczas upadków głównych bohaterów. Poznasz wyjątkową siostrzaną więź i doświadczysz rozczarowania, żalu, lecz także prawdziwej miłości i lojalności.
Jestem pod wrażeniem.
Są książki, które trafiają do nas w odpowiednim momencie i za to jestem im ogromnie wdzięczna. Uwielbiam to. Rozpoczynam nową historię i stopniowo się w niej zanurzając, nagle odkrywam, że jestem w literackim domu. Dobrze mi tu, przytulnie i wygodnie, jak w ulubionym fotelu.
Właśnie w ten sposób "Witaj, piękna" ujęła mnie od samego początku. Przed lekturą czytałam kilka...
Gdy autor znany z danego gatunku, nagle podejmuje się nowej tematyki zawsze jestem ogromnie zaintrygowana. Znasz twórczość Tess Gerritsen?
Dotychczas rozpoznawalna głównie dzięki swoim popularnym thrillerom medycznym, bądź świetnie skonstruowanym kryminałom. Aż tu nagle na świat wyszła jej pierwsza powieść szpiegowska!
Potrafisz sobie wyobrazić Jamesa Bonda na emeryturze, który zajmuje się hodowlą kur oraz prowadzi stateczne, wręcz nudne życie w niewielkiej mieścinie?
No właśnie, w powietrzu wręcz czuć nadchodzące kłopoty, bo przecież taka sielanka nie może trwać wiecznie...
Agenta 007 już z pewnością dobrze znasz, zatem teraz przyszła pora na niezwykle odważną i doświadczoną przez niebezpieczne misje byłą agentkę CIA - Maggie Bird. Jednak czy kobieta z tak burzliwą przeszłością zazna upragnionego spokoju?
Niestety, jeszcze nie teraz.
Gdy na podjeździe Maggie znajduje zwłoki, zdaje sobie sprawę, że demony z przeszłości wciąż o niej pamiętają. Rozpoczyna się emocjonująca walka z nieznanym, lecz szalenie groźnym przeciwnikiem. Na szczęście kobieta ma wsparcie w przyjaciołach z dawnych lat. Byli agenci choć młodość dawno już mają za sobą, nadal operują przydatnymi umiejętnościami, a ich umysły wciąż są dziarskie i ostre niczym brzytwy. Czy Klub Martini stanie na wysokości zadania?
"Wybrzeże szpiegów" szybko wciągnęło mnie wir zdarzeń i z zaciekawieniem śledziłam przeszłe oraz obecne losy Maggie. Szczególnie ujęły mnie opisy miasteczka Purity - zdecydowanie mogłabym tam zamieszkać.
Nie zabrakło zwrotów akcji i rozlewów krwi... mimo wszystko zabrakło mi "tego czegoś", co spowodowałoby, że książkę czytałabym z wypiekami na twarzy i sercem w gardle. Lecz była to bardzo dobra rozrywka i z chęcią poznam kolejne przygody Klubu Martini!
Gdy autor znany z danego gatunku, nagle podejmuje się nowej tematyki zawsze jestem ogromnie zaintrygowana. Znasz twórczość Tess Gerritsen?
Dotychczas rozpoznawalna głównie dzięki swoim popularnym thrillerom medycznym, bądź świetnie skonstruowanym kryminałom. Aż tu nagle na świat wyszła jej pierwsza powieść szpiegowska!
Potrafisz sobie wyobrazić Jamesa Bonda na emeryturze,...
Gdy widzę zapowiedź thrillera psychologicznego o idealnym, lecz niezwykle tajemniczym życiu pozornie szczęśliwego małżeństwa... lgnę do niego niczym pszczoła do miodu!
Od kiedy przeczytałam opis "Pomocy domowej" Freidy McFadden wiedziałam, że muszę poznać tę historię, w końcu po premierze narobiła wokół siebie nieco pozytywnego szumu!
Millie to młoda dziewczyna, lecz los zdążył ją już dotkliwie doświadczyć, dodatkowo na sumieniu ciąży jej pewien mroczny sekret. Poznajemy ją w momencie, gdy stara się o pracę jako pomoc domowa w pięknym i bogatym domu. Bardzo zależy jej na tej posadzie, gdyż ma już serdecznie dość mieszkania w samochodzie.
Jednak przyjęcie tej pracy tak naprawdę ogromnie namiesza w jej egzystencji...
Dziewczyna każdego dnia stara się sumiennie i dokładnie wykonywać powierzone obowiązki, lecz wymagająca pani domu wciąż ma do niej jakieś zastrzeżenia. Millie nie potrafi zrozumieć swojej pracodawczyni. Jak kobieta mająca tak cudowne życie może być wiecznie niezadowolona?
"Pomoc domowa" to jeden z tych thrillerów, który czyta się lotem błyskawicy. Strony przewracają się niemal same, gdyż ciekawość narasta, a w głowie pojawia się coraz więcej pytań. Dla takich książek zarywa się nocki i zapomina się o obiedzie w piekarniku :D
Już zacieram ręce na drugą część przygód Millie, bo mam przeczucie, że tam również będzie się działo... emocje gwarantowane :)
Gdy widzę zapowiedź thrillera psychologicznego o idealnym, lecz niezwykle tajemniczym życiu pozornie szczęśliwego małżeństwa... lgnę do niego niczym pszczoła do miodu!
Od kiedy przeczytałam opis "Pomocy domowej" Freidy McFadden wiedziałam, że muszę poznać tę historię, w końcu po premierze narobiła wokół siebie nieco pozytywnego szumu!
Millie to młoda dziewczyna, lecz los...
Z chęcią przeniosłabym się w czasie choć na jeden dzień do beztroskich, dziecięcych lat, gdzie do pełni szczęścia wystarczały lody śmietankowe z automatu i plac zabaw z huśtawką oraz karuzelą 😍
Obecnie przyjemnie wrócić do tego czasu chociaż za pomocą wspomnień.
"Cudowne lata" Valerie Perrin uwiodła mnie przepiękną okładką i zaintrygowała niebanalnym opisem. Mam słabość do książek w których mamy możliwość śledzić losy głównych bohaterów od dzieciństwa, poprzez dorastanie, aż do ich dorosłości.
Poznajemy Ninę Beau, Adriena Bobina oraz Etienna Beaulieu, gdy rozpoczynają naukę w szkole podstawowej. Początkowo łączy ich jedynie pewien zbieg okoliczności, lecz ich relacja szybko zaczyna ewoluować. Tak stopniowo rodzi się specyficzna więź, która przetrwa wiele lat. Bardzo burzliwych lat.
Proza Perrin ma w sobie coś hipnotyzującego, niezwykle łatwo wsiąknąć w wykreowany przez nią świat.
Lecz ostatecznie czuję pewien niedosyt. "Cudowne lata" mimo przyjmujących zdarzeń i doświadczeń głównych postaci, zamiast ciepłem, owiały mnie chłodem... Warsztat Perrin jest nieco surowy, lecz bez wątpienia autentyczny i skłaniający do refleksji. Ciężko ocenić mi jednoznacznie tę powieść, ale oczywiście nie żałuję czasu, który z nią spędziłam!
"Pozwól czarnym myślom latać Ci nad głową, ale nie dopuść do tego, żeby uwiły Ci we włosach gniazdo".
Z chęcią przeniosłabym się w czasie choć na jeden dzień do beztroskich, dziecięcych lat, gdzie do pełni szczęścia wystarczały lody śmietankowe z automatu i plac zabaw z huśtawką oraz karuzelą 😍
Obecnie przyjemnie wrócić do tego czasu chociaż za pomocą wspomnień.
"Cudowne lata" Valerie Perrin uwiodła mnie przepiękną okładką i zaintrygowała niebanalnym opisem. Mam słabość...
Jeden z moich ulubionych autorów. Simon Beckett znany z serii o antropologu Davidzie Hunterze. Znacie? Jeśli nie to będę Was tak długo zachęcać, aż dla świętego spokoju w końcu przeczytacie 😀
Nigdy nie zapomnę jak jako nastolatka wróciłam z imprezy około 4:00 nad ranem i zamiast iść spać stwierdziłam, że jeszcze chwilkę poczytam. Byłam akurat w połowie drugiego tomu wspomnianej serii. "Zapisane w kościach" pochłonęło mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam jak upłynęły trzy godziny i na dworze zrobiło się jasno. Ale doczytałam do końca i byłam pod ogromnym wrażeniem! To chyba właśnie wtedy narodziła się we mnie miłość do kryminalnych historii. Nigdy wcześniej żadna książka mnie tak nie zaskoczyła.
Czy po tylu latach Beckett wciąż potrafi zaskakiwać? Zdecydowanie tak!
"Zagubiony" kupił mnie szczegółowo dopracowaną intrygą oraz wnikliwą kreacją głównego bohatera. Jonah to policjant z długoletnim stażem, dźwigajacy na swoich barkach dramatyczne wydarzenia sprzed dziesięciu lat, o których nie sposób zapomnieć. Gdy demony przeszłości wyciągają w stronę mężczyzny swoje macki... nic już nie będzie takie jak dawniej.
Po lekturze czuję delikatny niedosyt. Trudno mi nawet sprecyzować dlaczego. Może przez wolno rozwijającą się fabułę w pierwszej części książki? Później akcja ruszyła jak szalona, aż do zaskakującego finału.
Jednak mam przeczucie, że kolejne części nowej serii będą niezwykle emocjonujące. W końcu przecież to Beckett, mój kryminalny mistrz!
Jeden z moich ulubionych autorów. Simon Beckett znany z serii o antropologu Davidzie Hunterze. Znacie? Jeśli nie to będę Was tak długo zachęcać, aż dla świętego spokoju w końcu przeczytacie 😀
Nigdy nie zapomnę jak jako nastolatka wróciłam z imprezy około 4:00 nad ranem i zamiast iść spać stwierdziłam, że jeszcze chwilkę poczytam. Byłam akurat w połowie drugiego tomu...
Jaka książka w tym roku wywarła na Was szczególne wrażenie, że z pewnością zapamiętacie ją na długo? 🤔
U mnie to właśnie "Zanim przyjdzie potop" Redondo. Już od dawna czułam, że twórczość autorki prawdopodobnie trafi w mój gust. Niejednokrotnie patrzyłam na okładki serii o Dolinie Baztan i myślałam sobie "ooo to pewnie jest dobre". Moja czytelnicza intuicja mnie nie zawiodła, choć tę przygodę rozpoczęłam od wspomnianej nowości. Postanawiam poprawę! Coś czuję, że Redondo może dołączyć do grona moich ulubionych pisarzy.
Porwał mnie ten tytułowy potop. Wystarczyło kilkanaście pierwszych stron, a już wartki nurt wciągnął mnie w swoje mroczne objęcia.
Pościg za seryjnym mordercą, świetny klimat hiszpańskiego Bilbao i główny bohater, który... No właśnie. Noah Scott Sherrington to szkocki śledczy w którym można się zakochać! Uwielbiam postacie tego typu. Oddany sprawie, uparty, ale jednocześnie samotny introwertyk. Jednak przede wszystkim uwiodł mnie swoją autentycznością.
Wnikliwy portret psychologiczny Biblijnego Johna zasługuje na szczególne uznanie. Niektóre kwestie związane z tym nietypowym mordercą rozłożyły mnie na łopatki.
I choć "Zanim przyjdzie potop" objętościowo to niezły grubasek, czuję niedosyt, bo już tęsknię za niektórymi bohaterami (akurat nie za Johnym) oraz za tą klimatyczną atmosferą.
Jaka książka w tym roku wywarła na Was szczególne wrażenie, że z pewnością zapamiętacie ją na długo? 🤔
U mnie to właśnie "Zanim przyjdzie potop" Redondo. Już od dawna czułam, że twórczość autorki prawdopodobnie trafi w mój gust. Niejednokrotnie patrzyłam na okładki serii o Dolinie Baztan i myślałam sobie "ooo to pewnie jest dobre". Moja czytelnicza intuicja mnie nie...
Książki jakiego autora możesz określić mianem "balsamu dla duszy"?
Kate Morton sprawia, że z każdą kolejną opowieścią zakochuję się w jej twórczości coraz bardziej.
Koi mnie subtelność warsztatu pisarskiego, a szczegółowe opisy sprawiają, że za pomocą wyobraźni czuję się tak, jakbym na czas lektury pomieszkiwała w innym świecie. Trudno się oderwać, a przede wszystkim niezmiernie ciężko było rozstawać się z świetnie wykreowanymi bohaterami.
"Dom w Riverton" przypominał mi nieco jeden z moich ulubionych seriali – "Downton Abbey", co dodatkowo sprawiło, że przedstawiona historia tak mocno podbiła moje serce.
Jak jedno, pozornie niewinne kłamstwo, może rzutować na życie innych osób?
Dwie linie czasowe i przejmujące wydarzenia, które ujmują wysublimowaną emocjonalnością. Postacie napisane tak wiarygodnie, że mogłabym przyrzec, że istniały naprawdę.
Nie chcę za wiele pisać na temat fabuły, ponieważ sądzę, że nawet ogólny zarys na okładce nie oddaje tego jak wielowarstwowa i refleksyjna jest ta powieść. Ją się czuję i smakuje. Odkrywa powoli, by nagle wpaść w jej intrygujące czeluści i nie chcieć opuszczać murów tytułowego domu w Riverton.
Książki jakiego autora możesz określić mianem "balsamu dla duszy"?
Kate Morton sprawia, że z każdą kolejną opowieścią zakochuję się w jej twórczości coraz bardziej.
Koi mnie subtelność warsztatu pisarskiego, a szczegółowe opisy sprawiają, że za pomocą wyobraźni czuję się tak, jakbym na czas lektury pomieszkiwała w innym świecie. Trudno się oderwać, a przede wszystkim...
Lubisz, gdy czytana historia chwyta Cię za gardło i wyciska łzy?
Jakiś czas temu w relacjach rzuciła mi się w oczy książka, która doprowadziła niektóre z Was do łez. Myślę sobie, że dawno żadna opowieść mnie nie poruszyła w taki sposób, trzeba to zmienić!
Czy płakałam? Były momenty, że oczy zaszły mi mgłą, lecz do wylewu łez było jeszcze daleko.
Dawno nie czytałam już żadnego romansu i mimo smutnej i niezwykle przejmującej tematyki "Zdejmij z nieba księżyc" jej słodka, humorystyczna strona momentami jakoś mnie uwierała. Czy było zbyt słodko? Momentami tak. Ale zaraz później ogrom straty głównego bohatera rozwalała mnie na łopatki. Jest to historia o stracie, żałobie oraz różnych stanach emocjonalnych w obliczu choroby i śmierci. Czy w takich okolicznościach można zachować optymizm i w dalszym ciągu zarażać ludzi uśmiechem? Właśnie taka była Lauren. Ona błyszczała, przekazując swoim bliskim pozytywną energię i zawsze mając w zanadrzu dobre słowo. Kochała życie, dlatego śmiertelna choroba na którą zapadła w tak młodym wieku była szalenie niesprawiedliwa. Tym bardziej, że odnalazła miłość swojego życia i musiała ją opuścić.
Podziwiam Lauren za jej odwagę i waleczne nastawienie względem bezlitosnemu stanu zdrowia, który zbyt szybko się pogarszał. Myślę, że w podobnym położeniu trudno byłoby mi zachować optymizm. Dlatego w tej opowieści bliżej mi do postawy Josha. Bardzo go polubiłam, zwłaszcza że na niektórych płaszczyznach przypominał mnie samą.
"Zdejmij z nieba księżyc" to wartościowa książka ku pochwale życia, małych codziennych chwil oraz docenieniu bliskich nam osób w trudnych, życiowych sytuacjach. Zdecydowanie warto odbyć tę emocjonalną podróż, by przekonać się czy trafi akurat w Twoje serce 😊
Lubisz, gdy czytana historia chwyta Cię za gardło i wyciska łzy?
więcej Pokaż mimo toJakiś czas temu w relacjach rzuciła mi się w oczy książka, która doprowadziła niektóre z Was do łez. Myślę sobie, że dawno żadna opowieść mnie nie poruszyła w taki sposób, trzeba to zmienić!
Czy płakałam? Były momenty, że oczy zaszły mi mgłą, lecz do wylewu łez było jeszcze daleko.
Dawno nie czytałam już...