-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2013-07
2013-07
2013-08
2013-10
2013-02
2013-11
2013-01-01
2013-02-01
Uwielbiany przez mnie Kurt Wallander - ciągle rozczochrany komisarz z prowincjonalengo Ystad, który "nie potrafi byc szczęśliwy" w założeniu autora miał być na drugim planie, bo to Linda - córka Kurta prowadzi swoje pierwsze śledztwo. Jednak ku mojej radości mrukliwy policjant wcale nie jest mało obecny na kartach tej powieści. W tym tomie Mankell skupił się bardziej niż w poprzenich częściach na pokazaniu relacji na linii Ojciec-Córka i to ten wątek wciągnął mnie bardziej niż cała kryminalna zagadka jaką mieli do rozwiązania (może dlatego, że zanim czytałam ksiażkę, obejrzałam film, więc wiedziałam o jaką zagadkę chodzi). Kurt wspomina swojego zmarłego ojca i zauważa cechy jakie upodabniały go do niego, natomiast Linda analizując swój stosunek do rodziców zastanawia się jakie cechy odziedziczyła po ojcu, a jakie po matce. Całą ksiażkę czyta się oczywiście rewelacyjnie, w końcu to Mankell... I tylko można żałować, że cykl z Wallanderem dobiegł końca :(
Uwielbiany przez mnie Kurt Wallander - ciągle rozczochrany komisarz z prowincjonalengo Ystad, który "nie potrafi byc szczęśliwy" w założeniu autora miał być na drugim planie, bo to Linda - córka Kurta prowadzi swoje pierwsze śledztwo. Jednak ku mojej radości mrukliwy policjant wcale nie jest mało obecny na kartach tej powieści. W tym tomie Mankell skupił się bardziej niż w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-01
2013-05-01
2013-05-01
Pani Joanna opisywała na blogu codzienność swoją, Synka i Niemęża, ale jej pisanie nie było przepełnione rozpaczą i obrazą na świat. Wręcz przeciwnie. Prawie każda notka była opisem codzienności zatrzymanej w swej niezwykłości, zachwytem nad chwilą: „przyjmuję wszystko, co otrzymuję. i uważnie się przyglądam. i cieszę się, że jest.” – pisała.
Pewnego dnia wyznała: „dziś mija siedemset dni od znalezienia we mnie choroby. […] siedemset dni porządkowania myśli w oczekiwaniu na nieuchronne.
siedemset dni uważnego życia. i świadomego odchodzenia.”
Ten blog powstał z myślą o Synku. Stał się zapisem wspólnie spędzonych chwil, wspólnych zabaw, czytania książek, podróży oraz rozmów, ważnych i tych mniej ważnych. I jest przykładem pięknej i głębokiej więzi między matką i dzieckiem.
Pomimo całego dołującego uczucia, które może towarzyszyć lekturze książki o takiej tematyce, działania pani Joanny są doskonałym dowodem na potwierdzenie truizmu, który mówi, że życie trzeba przeżyć, a nie przeczekać. Ona umiała przeżywać każdą chwilę w 100%, cieszyć się drobiazgami, które w codziennym rozgardiaszu potrafią umknąć naszej uwadze.
Cały czas podczas lektury tej książki, gdzieś z tyłu głowy, męczyło mnie uparcie pytanie, czy w podobnej sytuacji też potrafiłabym z takim dystansem, ironią i spokojem pisać o chorobie i odchodzeniu. Czy potrafiłabym cieszyć się życiem, które organizuje choroba, czy zachowałabym taki hart ducha, aby w tak ciężkim doświadczeniu dostrzec jakieś pozytywne aspekty…Nie wiem…Ale wiem, że warto było przeczytać tę książkę, aby przekonać się, jak pięknie i do cna można wykorzystać dany nam czas.
Pani Joanna opisywała na blogu codzienność swoją, Synka i Niemęża, ale jej pisanie nie było przepełnione rozpaczą i obrazą na świat. Wręcz przeciwnie. Prawie każda notka była opisem codzienności zatrzymanej w swej niezwykłości, zachwytem nad chwilą: „przyjmuję wszystko, co otrzymuję. i uważnie się przyglądam. i cieszę się, że jest.” – pisała.
Pewnego dnia wyznała: „dziś...
2013-06-01
2013-06-01
2013-08-01
2013-08-01
Z niecierpliwością wyczekiwałam najnowszej powieść mojego ulubionego szwedzkiego pisarza. Wbrew niepochlebnym opiniom o „Mózgu Kennedy’ego”, wyrażanym przez wszystkich znanych mi miłośników Mankella, postanowiłam ją przeczytać. Wychodzę bowiem z założenia, że muszę sama zapoznać się z daną książką, jeśli mam wyrobić sobie własne zdanie na jej temat. Niestety, w tym przypadku, muszę zgodzić się z falą krytyki.
Jeśli dla kogoś „Mózg Kennedy’ego” będzie pierwszą książką Mankella, to obawiam się, że może być i ostatnią, bo na jej podstawie czytelnik nieznający pozostałych książek tego autora może sobie wyrobić mylny pogląd, że popularny szwedzki pisarz jest nudziarzem wymyślającym jakieś udziwnione historie. A tak nie jest. Niestety, w przypadku tej powieści coś autorowi ewidentnie nie wyszło. Albo ja spodziewałam się czegoś innego, albo twórczość Mankella podąża w niebezpiecznym kierunku ku ciągłemu moralizowaniu i zamęczaniu czytelnika analizami ludzkiej bierności wobec przemocy, zła i biedy. Po raz kolejny (po „Białej lwicy”) Mankell przenosi częściowo akcję powieści do Afryki starając się, jako pisarz zaangażowany i "adwokat afrykańskiej sprawy", unaocznić czytelnikowi coraz większe zacieranie się granicy między humanitaryzmem a interesem. Zdaniem pisarza pieniądze mające potężną moc pozwalają czuć się ich właścicielom niemal władcami życia i śmierci, bo pod maską pomocy potrzebującym (np. chorym na AIDS) może kryć się tylko chęć zysku i pomnażania majątku.
Moim zdaniem zdecydowanie lepiej autorowi wychodziły klasyczne kryminały, których akcję umiejscawiał na szwedzkiej prowincji, bohaterami zaś czynił zwykłych policjantów. Opisy ich żmudnej i wytrwałej pracy w połączeniu z sugestywnie zarysowanym tłem wydarzeń nie pozwalały oderwać się od lektury nawet na moment. I do tego autor przyzwyczaił swoich czytelników, a „Mózg…” to jest… „coś”. Wprawdzie trup pojawia się na samym początku, ale uczynienie „detektywem” pani archeolog, która nie mogąc pogodzić się z ustaleniami policji mówiącymi o tym, że jej syn popełnił samobójstwo, zaczyna latać i po świecie i zadawać się z podejrzanymi typami, jest dla mnie mało przekonująca.
Pierwszy raz również Mankell stworzył postać, która mnie strasznie irytowała już po kilku stronach książki. Louise Cantor, bo o niej mowa, to kobieta tak bezbarwna, że aż byłam zadziwiona jej determinacją w dążeniu do poznania prawdy.
Reasumując, jeśli ktoś spodziewa się po „Mózgu Kennedy’ego” wartkiego kryminału, z ciekawym policyjnym śledztwem, słowem dobrej rozrywki, to będzie zawiedziony. Ja jestem. Bardzo. Mam tylko nadzieję, że kolejne powieści autora będą bardziej udane, bo już wcześniej udowodnił, że potrafi tworzyć historie, które czyta się jednym tchem.
Z niecierpliwością wyczekiwałam najnowszej powieść mojego ulubionego szwedzkiego pisarza. Wbrew niepochlebnym opiniom o „Mózgu Kennedy’ego”, wyrażanym przez wszystkich znanych mi miłośników Mankella, postanowiłam ją przeczytać. Wychodzę bowiem z założenia, że muszę sama zapoznać się z daną książką, jeśli mam wyrobić sobie własne zdanie na jej temat. Niestety, w tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-09-01
2013-10-01
2013-12-01
2013-01-01
Świetnie napisana powieść! Trzyma w napięciu i ma zaskakujące zaskoczenie, jak z amerykańskiego filmu! :)
Świetnie napisana powieść! Trzyma w napięciu i ma zaskakujące zaskoczenie, jak z amerykańskiego filmu! :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-01
Czytając tę krótką opowieść miałam wrażenie, że oglądam brazylijską telenowelę. Już sam początek był mało interesujący. Niestety, pomimo zaskakującego zakończenia (autorce udało się tak zgrabnie skonstruować całą intrygę, że do końca nie wiedziałam kto popełnił zbrodnię), całość była dość nużąca. Bohater niby jest policjantem, a zachowuje się jak amator, który chciałby się pobawić w śledczego. Czytadełko na jedno popołudnie. Zważając na cenę książki (wydanie tylko w sztywnej oprawie, cena na książce 29,90 zł za 140 str.), dość kosztowne. Słaba historyjka wydana w ładnym opakowaniu (trzeba przyznać, że książka jest staranie wydana). Chciałoby się powiedzieć, że polski wydawca jest wstanie wydać wszystko, co będzie sygnowane nazwiskiem popularnego autora. Bo to w końcu nazwisko na okładce decyduje w dużej mierze o wynikach sprzedaży. Niestety, w tym przypadku jest to mocno naciągnięte.
Czytając tę krótką opowieść miałam wrażenie, że oglądam brazylijską telenowelę. Już sam początek był mało interesujący. Niestety, pomimo zaskakującego zakończenia (autorce udało się tak zgrabnie skonstruować całą intrygę, że do końca nie wiedziałam kto popełnił zbrodnię), całość była dość nużąca. Bohater niby jest policjantem, a zachowuje się jak amator, który chciałby się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to