rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Wojna się skończyła, ale walki wciąż trwają - walka o przetrwanie, o miejsce do spania, o jedzenie, swoją własność, cenne przedmioty. Walka o siebie, o miejsce na bazarze, o zdrowie i życie innych ludzi. Walka o miłość. Historia powojennej Warszawy przedstawiona za pomocą losów jednej rodziny i jej otoczenia. Wstrząsająca historia, w której mimo wszystko nie zabrakło odrobiny humoru i nadziei, że jeszcze będzie pięknie. Uwielbiam książki Ałbeny Grabowskiej właśnie za te emocje, relacje między bohaterami - takie prawdziwe, rzeczywiste, jakby fragmenty wyjęte z czyjegoś życia. Do tego zakończenie tej książki, które musiałam przeczytać jeszcze raz, bo wydawało mi się, że coś źle zrozumiałam. Ta historia zostanie ze mną jeszcze długo.

Wojna się skończyła, ale walki wciąż trwają - walka o przetrwanie, o miejsce do spania, o jedzenie, swoją własność, cenne przedmioty. Walka o siebie, o miejsce na bazarze, o zdrowie i życie innych ludzi. Walka o miłość. Historia powojennej Warszawy przedstawiona za pomocą losów jednej rodziny i jej otoczenia. Wstrząsająca historia, w której mimo wszystko nie zabrakło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę dobrze się czytało. Nie znalazłam w niej szybkiej akcji, ale bohaterowie, tło obyczajowe i fabuła przyciągają uwagę. Natomiast duży minus za język powieści. Strasznie sztuczne dialogi i mnóstwo powtórzeń - "wszakże", "wszak", "jednakowoż". Rozumiem, że skoro akcja toczy się w XVI wieku, to język również musi być odpowiedni, ale tutaj coś nie wyszło. Może to kwesta tłumaczenia lub redakcji?

Książkę dobrze się czytało. Nie znalazłam w niej szybkiej akcji, ale bohaterowie, tło obyczajowe i fabuła przyciągają uwagę. Natomiast duży minus za język powieści. Strasznie sztuczne dialogi i mnóstwo powtórzeń - "wszakże", "wszak", "jednakowoż". Rozumiem, że skoro akcja toczy się w XVI wieku, to język również musi być odpowiedni, ale tutaj coś nie wyszło. Może to kwesta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kupiłam tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze - na wyjeździe wyczytałam wszystko, co ze sobą zabrałam, a po drugie - tyle dobrego słyszałam o autorce, że stwierdziłam "a co tam, jest okazja, to spróbuję!". I niestety się zawiodłam. Miała to być lekka i zabawna historia trzech żon, które dowcipny los połączył we wspólnej przyjaźni i nieco później w chęci zemsty na byłym (kłamliwym, zdradzieckim, nieczułym, perfidnym, podłym - a jakże!) mężu. Co mnie w tej historii nie przekonało? Przede wszystkim humor zupełnie nie w moim stylu. Czytanie dialogów trzech bohaterek, ich kłótni i argumentów spowodowało, że nieziemsko wyćwiczyły mi się mięśnie czoła, kiedy brwi przesuwały się coraz to wyżej i wyżej... Same bohaterki nie wzbudziły we mnie żadnych ciepłych uczuć, a nagromadzenie wątków, które w ostateczności połączyły się w historię miłosno-polityczno-sensacyjno-mafijno-metafizyczną z elementami psychologii i tego nieszczęsnego humoru sprawiło, że książkę dosłownie wymęczyłam. Tytuł książki zmieniłabym ze "Zmowy byłych żon" na "Zmowę i rozmowę ZMOR". Chętnie sięgnę po jakiś inny tytuł Grażyny Jeromin-Gałuszki, ale tej książce mówię zdecydowane NIE!

Kupiłam tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze - na wyjeździe wyczytałam wszystko, co ze sobą zabrałam, a po drugie - tyle dobrego słyszałam o autorce, że stwierdziłam "a co tam, jest okazja, to spróbuję!". I niestety się zawiodłam. Miała to być lekka i zabawna historia trzech żon, które dowcipny los połączył we wspólnej przyjaźni i nieco później w chęci zemsty na byłym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Pierwsza powieść Miniera to prawdziwe objawienie!" – po przeczytaniu tej informacji na okładce książki pomyślałam sobie – "Super, dobrych kryminałów nigdy za wiele". Ale dosyć szybko okazało się, że chyba inaczej rozumiem słowo "objawienie"… Przyznaję szczerze, że przeczytałam prawie połowę tej książki, jednak do końca nie udało mi się już wytrwać. Być może nie powinnam się wobec tego o niej wypowiadać, ale muszę gdzieś wyrazić swoje rozczarowanie.

Sięgnęłam po "Bielszy odcień śmierci" zachęcona świetnymi recenzjami i opiniami czytelników. Zapowiadało się naprawdę cudownie – miała być intrygująca i trzymająca w napięciu akcja, błyskotliwi i inteligentni bohaterowie, mroczny klimat, mnóstwo zagadek, a wszystko to w pięknej scenerii Pirenejów i z wisienką na torcie w postaci tajemniczego szpitala psychiatrycznego pełnego seryjnych morderców i socjopatów. Zapowiadała się prawdziwa literacka uczta, na której jednak ostatecznie dobrze się nie bawiłam.

Sam pomysł na powieść uważam za rewelacyjny, ale mam wrażenie, że ten potencjał nie został wykorzystany. A mogłoby się wydawać, że wymienione powyżej elementy to sprawdzony przepis na dobry kryminał, który po prostu nie może się nie udać…

Co poszło nie tak?

Skoro jest to kryminał/thriller, to dlaczego na pierwszym planie pojawia się zabójstwo zwierzęcia (konia), a każde kolejne, łącznie z prowadzonym śledztwem, zostaje brutalnie zepchnięte na dalszy plan? Mało akcji, ale całe morze opisów – opisów przyrody, bohaterów, przyrody, wnętrz, przyrody, czasem akcji, przyrody, przyrody i jeszcze raz… przyrody. Jeśli ktoś lubi opisy górskich pejzaży, ta książka jest właśnie dla niego: górskie szczyty, siła wiatru, wschody i zachody słońca, rodzaj opadów, ślady na śniegu, topnienie śniegu, odbicie światła na śniegu. Gdybym mogła, zmieniłabym tytuł tej powieści na "Bielszy odcień śniegu" – przyroda jest tu na pierwszym planie. Główny bohater, Martin Servaz, też nieszczególny, jakiś taki bez życia, jakby był tylko zarysem czy pomysłem na coś lepszego.

Po przeczytaniu ponad dwustu stron poddałam się. Zaczęłam czytać wybrane akapity, mijałam zbędne, i co najgorsze – powtarzające się (!) opisy i brnęłam (aż chce się powiedzieć: po pachy w śniegu :D) w poszukiwaniu akcji. Ale przecież nie tak ma wyglądać czytanie książek…
Być może nie potrafię docenić kunsztu pisarskiego Bernarda Miniera, może to książka nie w moim stylu, ale zupełnie mi się nie spodobała. Bardzo tego żałuję, bo miałam w planach czytanie kolejnych części przygód Martina Servaza.

Pierwszy raz w życiu zostałam pokonana przez śnieg!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2015/01/bielszy-odcien-smierci.html

"Pierwsza powieść Miniera to prawdziwe objawienie!" – po przeczytaniu tej informacji na okładce książki pomyślałam sobie – "Super, dobrych kryminałów nigdy za wiele". Ale dosyć szybko okazało się, że chyba inaczej rozumiem słowo "objawienie"… Przyznaję szczerze, że przeczytałam prawie połowę tej książki, jednak do końca nie udało mi się już wytrwać. Być może nie powinnam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zły wilk" to druga książka niemieckiej pisarki Nele Neuhaus, którą miałam przyjemność przeczytać. Pierwsza – "Śnieżka musi umrzeć" – spodobała mi się ze względu na ogromną liczbę szczegółów i klimat, jaki autorka stworzyła w powieści. Oba te tytuły należą do cyklu "Oliver von Bodenstein i Pia Kirchhoff", jednak kolejność ich czytania nie ma większego znaczenia, spokojnie można pominąć ich cykliczność.

Książki Nele Neuhaus zostały wydane w serii "Gorzka Czekolada", której opis na okładkach przedstawia się następująco:
"Seria Gorzka Czekolada, niesztampowa i emocjonująca, pozostawia na długo słodki posmak z nutą goryczy. Rozjaśnia umysł i dodaje ducha. Jest antidotum na codzienność, powierzchowność i pośpiech. Mocna w tematyce, lekka w odbiorze. Ta seria uzależnia.”
Czy rzeczywiście tak jest?

"Zły wilk" to misternie skonstruowany kryminał, w którym występuje bardzo wielu bohaterów, a czytelnik śledzi na zmianę ogromną ilość wątków. Przyznaję, że na początku lektury przytłoczyło mnie to „bogactwo” i natłok wszystkiego, ale z każdą kolejną stroną zaczęłam wciągać się w świat powieści. Przeczytanie tej książki zajęło mi stosunkowo dużo czasu, ale też czytałam ją bardzo uważnie, a do niektórych fragmentów wracałam – nie chciałam przegapić żadnego elementu śledztwa. Z pozoru osobne i odrębne wątki w toku zdarzeń zaczynają łączyć się w zaskakującą całość.

Autorka podjęła się przedstawienia tematu tabu, jakim jest seksualne wykorzystywanie nieletnich - temat trudny, ale często podejmowany w powieściach. W tym przypadku mamy do czynienia z dobroczynną fundacją, której członkowie pod pozorem prowadzenia domu dziecka praktykują obrzydliwe i wstrząsające zwyczaje. Rodzinne sekrety, zawodowe powiązania, brutalność oprawców i niewinność dzieci, to wszystko buduje bardzo przytłaczający nastrój powieści. Książka charakteryzuje się bogatym i bardzo rozbudowanym tłem społecznym, które odgrywa ważną rolę w całej historii. Trudny i kontrowersyjny temat został wpleciony w opowieść kryminalną, a "Zły wilk" jako całość sprawia imponujące wrażenie.

Od czytania "Złego wilka" trudno się było oderwać, mimo trudnego i trochę nudnego początku. Akcja toczy się błyskawicznie, ciągle pojawiają się nowe wydarzenia, kolejni podejrzani, następne zbrodnie.
Wbrew zapewnieniom książka pozostawia posmak tylko i wyłącznie goryczy – słodkości w niej nie znajdziemy ani grama. Powieść nie dodaje ducha i nie jest lekka w odbiorze, za to z pewnością jest mocna i uzależnia (jak każda dobra czekolada!). Całość daje do myślenia i składnia do smutnych refleksji – po tej lekturze muszę sięgnąć po coś lekkiego – ale tytuł jest w 100% godny polecenia!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2015/01/zy-wilk.html

"Zły wilk" to druga książka niemieckiej pisarki Nele Neuhaus, którą miałam przyjemność przeczytać. Pierwsza – "Śnieżka musi umrzeć" – spodobała mi się ze względu na ogromną liczbę szczegółów i klimat, jaki autorka stworzyła w powieści. Oba te tytuły należą do cyklu "Oliver von Bodenstein i Pia Kirchhoff", jednak kolejność ich czytania nie ma większego znaczenia, spokojnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czasem ktoś pyta mnie, czy wracam do przeczytanych już kiedyś książek, czy sięgam po nie ponownie. Bardzo (naprawdę bardzo!) rzadko zdarza mi się przeczytać coś drugi raz. Właściwie mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki te tytuły, które czytałam dwa, trzy razy. Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie szkoda mi na to czasu, szczególnie, gdy widzę piętrzące się na szafce stosy świetnych powieści do przeczytania. Ale jest też parę historii, które na tyle mną zawładnęły, że z przyjemnością zagłębiam się ponownie w ich świat. Po przeczytaniu "Obietnicy gwiezdnego pyłu" wiem, że na pewno kiedyś przeczytam ją jeszcze raz.

Jest to książka z rodzaju tych, o których fenomenie chciałoby się mówić i opowiadać bez końca, wygłaszać mnóstwo „ochów” i „achów”. Ale też patrząc z drugiej strony jest to książka tak rewelacyjna w swojej głębi, a zarazem prostocie, że natłok słów o niej mógłby kogoś zniechęcić do jej przeczytania. Przegadane polecanie książek wcale nie jest dobre. Co więc zatem robić? Chyba najlepiej to, co najprostsze – uwierzyć w gorące słowo POLECAM! (nie tylko moje) i przeczytać.

Proscille Sibley stworzyła wspaniałą i wzruszającą opowieść o Miłości, pisanej przez duże M. Opowieść o wzajemnej Miłości partnerów, ale też o Miłości do dziecka, również tego jeszcze nienarodzonego.

Autorka wykreowała swoich bohaterów w tak realistyczny sposób, że czytając, czułam się tak, jakbym stała obok nich i brała udział w toczących się wydarzeniach. Historia Elle i Matta wciągnęła mnie bez reszty, ta opowieść trafiła do grona moich ulubionych. To taki miły akcent na zakończenie roku. A może zapowiedź nadchodzącego? Oby w wyborach każdego czytelnika było jak najwięcej takich książek – tego Wam życzę (i sobie również ;)!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/12/obietnica-gwiezdnego-pyu.html

Czasem ktoś pyta mnie, czy wracam do przeczytanych już kiedyś książek, czy sięgam po nie ponownie. Bardzo (naprawdę bardzo!) rzadko zdarza mi się przeczytać coś drugi raz. Właściwie mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki te tytuły, które czytałam dwa, trzy razy. Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie szkoda mi na to czasu, szczególnie, gdy widzę piętrzące się na szafce stosy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Skład wybieranych przeze mnie produktów i ich etykiety mogłabym zaliczyć do szerokiej gamy lektur, po które sięgam. Niestety na chemii się nie znam, a już same skomplikowane kilkuwyrazowe nazwy dodatków do żywności powodują u mnie ból głowy1, dlatego postanowiłam sięgnąć po poradnik, który w przystępny i interesujący sposób wyjaśni mi „co i jak?”.

Autorka opisuje wszystkie najpopularniejsze produkty spożywcze, przedstawiając ich skład oraz dodatki „dobre” i „złe”: mleko, masło, kawa rozpuszczalna, płatki śniadaniowe, sery, jogurty itd. Na szczęście podaje również czytelnikom przepisy na wyroby domowe. W wielu miejscach Julita Bator akcentuje składniki uczulające i groźne dla alergików, co dla wielu może być bardzo pomocne.

Ważne dla mnie jest to, że autorka oparła teorię na doświadczeniu własnym i swojej rodziny. Ja na razie mogę potwierdzić jedno – porzucenie kawy rozpuszczalnej na rzecz mielonej i parzonej uwolniło mnie od częstych bólów żołądka. Skoro w tej kwestii doświadczenie moje i autorki jest zbieżne, uważam, że warto zaufać jej też w innych tematach.

Książkę warto mieć stale pod ręką, w razie wątpliwości lub pytań będzie dobrym źródłem wiadomości. Część informacji podana jest w tabelach lub wypunktowana, dzięki czemu korzystanie z poradnika jest łatwe i przyjemne.

Wniosek jest taki, że warto zwrócić uwagę na to, co się serwuje codziennie swojemu organizmowi. Wiadomo, że raczej nic nie zaszkodzi nam od razu, po pierwszym zjedzeniu, ale spożywanie przez długi czas pewnych substancji może bardzo źle wpłynąć na zdrowie. Z drugiej strony trzeba też mieć świadomość, że zdrowego odżywiania nie zacznie się ot tak – od jutra czy od teraz. Stopniowo, konsekwentnie, powoli i rozsądnie – myślę, że to dobra droga do efektywnych i trwałych (no i oczywiście przede wszystkim zdrowych!) zmian.


1 np. sól wapniowo-disodowa kwasu etylenodiaminotetraoctowego – hmmm…
albo: butylohydroksyanizol – brzmi jak nazwa odległej galaktyki
i mniejszy kaliber: karboksymetyloceluloza – tylko ta celuloza jakaś taka znajoma ;)

Skład wybieranych przeze mnie produktów i ich etykiety mogłabym zaliczyć do szerokiej gamy lektur, po które sięgam. Niestety na chemii się nie znam, a już same skomplikowane kilkuwyrazowe nazwy dodatków do żywności powodują u mnie ból głowy1, dlatego postanowiłam sięgnąć po poradnik, który w przystępny i interesujący sposób wyjaśni mi „co i jak?”.

Autorka opisuje wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jedenaście godzin" to całkiem wciągająca historia, opowiedziana w taki sposób, że nie można się od niej oderwać. Powieść jest relacją z jedenastu godzin, jakie upłynęły od momentu uprowadzenia ciężarnej Desdemony ze sklepowego parkingu, aż do momentu jej odnalezienia. Z jednej strony czytelnik poznaje losy Didi i porywacza, a z drugiej ogląda działania i szaleńczy niepokój Richa, który podejmie współpracę z FBI, aby odnaleźć żonę.

Bardzo przewidywalne okazały się motywy, jakimi kierował się porywacz. Być może taki był plan autorki, trudno mi to ocenić. Zaskakujące natomiast (i szokujące) było dla mnie zakończenie – szczególnie opisy wydarzeń w samochodzie porywacza.

W ogólnej ocenie książka mi się podobała, nie na tyle jednak, żeby się nią zachwycać, polecać ją z wypiekami na twarzy czy pamiętać o niej nie wiadomo jak długo.

"Jedenaście godzin" to całkiem wciągająca historia, opowiedziana w taki sposób, że nie można się od niej oderwać. Powieść jest relacją z jedenastu godzin, jakie upłynęły od momentu uprowadzenia ciężarnej Desdemony ze sklepowego parkingu, aż do momentu jej odnalezienia. Z jednej strony czytelnik poznaje losy Didi i porywacza, a z drugiej ogląda działania i szaleńczy niepokój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy ktoś prosi mnie o polecenie dobrego i sprawdzonego thrillera psychologicznego, bez zastanowienia przedstawiam mu powieści Charlotty Link. "Nieproszony gość" to kolejne bardzo udane spotkanie z twórczością tej niemieckiej autorki, z czego jako czytelnik oczywiście się cieszę.

Już nieraz zastanawiałam się, co w tych powieściach najbardziej mnie interesuje i pociąga. Po przeczytaniu "Nieproszonego gościa" doszłam do wniosku, że to właśnie aspekt psychologiczny jest dla mnie mistrzostwem i stuprocentową zaletą. Charlotte Link posiada godną pozazdroszczenia umiejętność kreowania bohaterów i miejsc, w których toczy się akcja. A oba te elementy połączone w całość i doprawione realizmem, emocjami i psychiką postaci oraz tłem społecznym dają rewelacyjny efekt końcowy. Fantastyczne jest także to, że autorka w swoich książkach pod warstwą akcji i fabuły porusza ważne i przemilczane czasem problemy społeczne. W tym przypadku dotyka tematu opieki socjalnej sprawowanej przez państwo, kwestii rodzin zastępczych oraz całej rządowej machiny, w której dobro dzieci jest poprzedzone politycznymi układami.

Tytułowy nieproszony gość to w zasadzie aż troje nieproszonych gości – Inga i Marius oraz dawny przyjaciel Rebeki, głównej bohaterki. Nikt z nas raczej nie cieszy się z takich niespodzianek (zwłaszcza wtedy, gdy niezapowiedzianymi gośćmi są zupełnie obce osoby), jednak w życiu Rebeki owi goście odegrają znaczącą rolę. Zjawiają się w ostatniej chwili, gdy Rebeca podjęła w końcu długo odwlekaną decyzję o samobójstwie. Bohaterka jest pogrążona w głębokiej i przejmującej żałobie po śmierci męża, więc niezapowiedziana wizyta burzy jej samotny, hermetyczny i naznaczony śmiercią świat.

Akcja powieści toczy się szybko, nie ma miejsca na nudę czy filozoficzne dygresje. Autorka zwodzi trochę czytelnika – dochodzi do zbrodni, a tożsamość mordercy wydaje się być znana praktycznie od razu. Ale właśnie, tak się tylko wydaje. Bardzo lubię sposób budowania napięcia, jaki można często odnaleźć w powieściach Charlotty Link. Autorka odcina się od schematu zabójstwo -> dochodzenie -> ujawnienie mordercy. Często sprawca zbrodni jest znany już na samym początku, a kolejne wydarzenia prowadzą do odpowiedzi na pytanie dlaczego? Dlaczego zabił? Dlaczego uprowadził? Dlaczego krzywdzi innych? Dlaczego pragnie zemsty? Itd.

Podczas czytania "Nieproszonego gościa" zwróciłam uwagę na sposób kreowania bohaterek powieści. Opisy Ingi bardzo przypominały postać Karin z "Ciernistej róży". Co je łączy? Otóż obie panie to kobiety żyjące w strachu, niepotrafiące sprzeciwić się swoim zaborczym partnerom. Dużo rozmyślają i analizują czyjeś zachowania, boją się działać, czują paniczny wręcz lęk przed samotnością, a także brak im wiary w siebie i swoje możliwości. Ową wiarę, energię do życia i odwagę odzyskują pod wpływem toczących się wydarzeń i spotkanych ludzi, przechodzą metamorfozę.

Charlotte Link z pewnością należy do grona moich ulubionych twórców. Do tej pory przeczytałam sześć powieści tej niemieckiej pisarki, a największym zawodem okazał się "Grzech aniołów" – okrutnie wręcz przewidywalny kryminał, który niczym mnie nie urzekł, ani nie zaskoczył. Przede mną jeszcze parę książek Link do przeczytania i mam nadzieję, że będą to same rewelacyjne lektury!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2015/01/nieproszony-gosc.html

Kiedy ktoś prosi mnie o polecenie dobrego i sprawdzonego thrillera psychologicznego, bez zastanowienia przedstawiam mu powieści Charlotty Link. "Nieproszony gość" to kolejne bardzo udane spotkanie z twórczością tej niemieckiej autorki, z czego jako czytelnik oczywiście się cieszę.

Już nieraz zastanawiałam się, co w tych powieściach najbardziej mnie interesuje i pociąga. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Miasto z lodu" to druga książka Małgorzaty Wardy, po której mam tzw. "książkowego kaca" - nie umiem zacząć czytać kolejnej powieści, bo ta historia ciągle siedzi w mojej głowie. Czy to dobrze, czy źle? Oczywiście, że dobrze! Uwielbiam książki naładowane ogromną dawką emocji, książki z bohaterami tak realnymi, że mam wrażenie, jakbym stała tuż obok. I co najważniejsze - książki, których fabuła przemyca do świadomości czytelnika ważne (a często mało widoczne) problemy, zachowania czy stereotypy.

Głównymi bohaterkami są Teresa i jej nastoletnia córka Agata, które przeprowadzają się do maleńkiego miasteczka w górach, żeby spędzić ze sobą trochę czasu i wzajemnie się poznać. Teresa ma za sobą dość kontrowersyjną przeszłość, a swoją urodą i zachowaniem wzbudza niechęć w nowo poznanych ludziach. Kiedy Agata zostaje odnaleziona nieprzytomna w górach, główne podejrzenia padają właśnie na Teresę. Historia tej dwójki bohaterek, ich relacje, tok prowadzonego śledztwa i kolejne wydarzenia przedstawione są oczyma Agaty - to jej obserwacje, wspomnienia i przemyślenia.

Odnalezienie Agaty w górach potęguje tylko wrogość mieszkańców miasteczka wobec Teresy. Nikt jednak nie wie, że kobieta zmaga się z poważną chorobą afektywną dwubiegunową, zwaną też psychozą maniakalno-depresyjną. Podczas pobytu w górach objawy choroby nasilają się, a matka Agaty żyje z atakami głębokiej depresji, na przemian z odczuciem totalnego szczęścia i optymizmu. Co najgorsze w tej sytuacji, Teresa jest zupełnie sama. Nie dość, że walczy z chorobą, sama siebie obwinia o wypadek córki, to na dodatek jest ofiarą brutalnej nagonki ze strony społeczeństwa. Gdy do akcji wkraczają lokalne, a następnie ogólnopolskie media, gaśnie nadzieja na pozytywne zakończenie.

Tytuł tej powieści początkowo nic mi nie mówił, ewentualnie mogłam się domyślać, że akcja powieści będzie się toczyć zimą. Ale po lekturze nabrał on zupełnie innego wymiaru. Okazało się, że jest to tylko wierzchołek góry, sugestia, pod którą kryje się cały ogrom wątków. Owszem, w powieści mamy zimową porę roku, miasteczko położone w górach pokryte jest śniegiem. Ale miastem z lodu można też określić mieszkańców tego miejsca, lokalną społeczność, która jest bardzo hermetyczna i nieczuła na losy innych ludzi. Można powiedzieć, że to ludzie z sercami z lodu - koleżanki Agaty, jej nauczyciele, dyrektorka szkoły, sąsiedzi, media... długo by wymieniać. Powieść świetnie obrazuje łatwość i pochopność, z jaką ludzie oceniają innych, nie zadając sobie trudu racjonalnego myślenia i nie zwracając uwagi na to, że taką postawą można wręcz zniszczyć komuś życie. Ufff, ciężki temat, o którym w zasadzie można pisać i pisać bez końca.

Myślę, że potrzeba na rynku takich książek, które przybliżą i naświetlą czytelnikom kwestie różnych chorób, czy problemów społecznych. Szukając w sieci informacji o tej chorobie, dowiedziałam się przy okazji, że wielu znanych i cenionych pisarzy zmagało się z chorobą afektywną dwubiegunową, m.in. Lord Byron, Charles Dickens, Ernest Hemingway, Edgar Allan Poe czy Kurt Vonnegut1.

W moim odczuciu powieść jest rewelacyjna pod każdym względem - warto samemu ją przeczytać, a następnie polecać kolejnym czytelnikom.

1 http://chad.mam-efke.pl/

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/11/miasto-z-lodu.html

"Miasto z lodu" to druga książka Małgorzaty Wardy, po której mam tzw. "książkowego kaca" - nie umiem zacząć czytać kolejnej powieści, bo ta historia ciągle siedzi w mojej głowie. Czy to dobrze, czy źle? Oczywiście, że dobrze! Uwielbiam książki naładowane ogromną dawką emocji, książki z bohaterami tak realnymi, że mam wrażenie, jakbym stała tuż obok. I co najważniejsze -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym miała określić tę książkę jednym słowem, z pewnością byłoby to 'szaleństwo'. Po skończeniu lektury pomyślałam sobie, że to szalona historia i szalona opowieść, ale w znaczeniu jak najbardziej pozytywnym. W powieści łączy się chyba wszystko - wątek kryminalny, obyczajowy, romans, okultyzm, elementy śledztwa, motyw mafijny, przeróżne stereotypy, odrobina humoru, horror, regionalne legendy, nieco historii i zjaw z zaświatów, czarownic i magii... Ufff, długo by wymieniać, a wszystko to zostało połączone w akcję, która wręcz gna i galopuje, bez chwili wytchnienia. Podziwiam autorkę, że potrafiła skonstruować taką powieść.

Akcja powieści toczy się w Lipniowie - maleńkim miasteczku słynącym z sabatów czarownic i palenia ich na stosach. Mieszkańcy żyją z turystyki, ale mimo to są bardzo nieufną i hermetyczną zbiorowością. Ciężarna Lidka i Paweł przeprowadzają się do Lipniowa zaraz po tym, jak dowiadują się, że daleki wuj Pawła zostawił mu w spadku lipniowski dworek. Tutaj Lidka zaprzyjaźnia się z Edytą i stopniowo poznaje historię miasta i miejscowe legendy. To tylko początek powieści, ale już w tym miejscu można poczuć surrealistyczny klimat, który towarzyszy czytelnikowi do samego końca.

Powieść jest dobrą propozycją na długie jesienne wieczory, historia Lidki i Edyty bardzo wciąga i nie daje od siebie odpocząć. Rozczarowało mnie trochę zakończenie tej opowieści. Po lekturze innych książek Olgi Rudnickiej spodziewałam się zupełnie innego finału, a w końcówce "Lilith" czegoś mi zabrakło. Albo może wręcz przeciwnie - wszystkiego było tak dużo, że zrobiło się komicznie i groteskowo. Nadal moim faworytem wśród tytułów tej autorki pozostaje "Natalii 5" i "Cichy wielbiciel".

Ogólne wrażenie po lekturze "Lilith" jest bardzo pozytywne, mogę z czystym sumieniem polecać tę książkę kolejnym czytelnikom.

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/11/lilith-olga-rudnicka.html

Gdybym miała określić tę książkę jednym słowem, z pewnością byłoby to 'szaleństwo'. Po skończeniu lektury pomyślałam sobie, że to szalona historia i szalona opowieść, ale w znaczeniu jak najbardziej pozytywnym. W powieści łączy się chyba wszystko - wątek kryminalny, obyczajowy, romans, okultyzm, elementy śledztwa, motyw mafijny, przeróżne stereotypy, odrobina humoru,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeglądając opinie czytelników o tej książce, natknęłam się na wiele rozczarowań i negatywów wobec niej. Z częścią z nich zgadzam się w 100%, ale nadal uważam, że książka z pewnością jest warta przeczytania. Nie ma wątpliwości, że w tym przypadku nie warto sobie zawracać głowy czytaniem opisu na tylnej okładce – mija się dosyć wyraźnie z treścią książki. Okazuje się ponadto, że wielu fanów Charlotty Link spodziewa się po niej tylko i wyłącznie kryminałów, a wszystko to, co kryminałem nie jest, jest krótko mówiąc „be!”. „Ciernista róża” nie jest typowym kryminałem, jest natomiast zgrabnym połączeniem powieści obyczajowej z wątkami historycznymi, miłosnymi, psychologicznymi i kryminalnymi, z czego ten ostatni pojawia się właściwie na samym końcu historii, co raczej nie spodobało się czytelnikom.

Najlepsze w powieściach Link są dwie rzeczy – niesamowici bohaterowie, kreowani bardzo realistycznie, z uwzględnieniem ludzkich uczuć, emocji, wyborów, lęków, chorób, decyzji i zmagań z losem. A drugą sprawą jest klimat i nastrój, jakie autorka potrafi uchwycić w każdej opowiadanej historii.

W przypadku tej książki miałabym problem, gdybym miała wytypować swojego ulubionego bohatera. Nie ma osób jednoznacznych, wielu z nich kryje mroczne tajemnice. I może to tak bardzo mi się podoba w powieściach Charlotty Link – nie ma podziału na dobro i zło, nie ma wyboru między białym i czarnym. Są za to wszelkie odcienie szarości, zbliżające bohaterów bardziej w jedną lub drugą stronę, w zależności od dokonywanych wyborów i dróg.

Historia 71-letniej Beatrice Shaye, która jest historycznym wątkiem w tej powieści, sięgającym cza-sów drugiej wojny światowej, przeplata się z wydarzeniami współczesnymi, w której ważną rolę odgrywa Karin. Wątek kryminalny schodzi na drugi plan, pojawia się na samym końcu, gdzie najpierw autorka opisuje morderstwo sprzed lat, a nieco później uśmierca jednego z bohaterów. Czytając negatywne opinie o tej książce zastanawiam się, czy rzeczywiście „kryminał” musi być skonstruowany na schemacie morderstwo – ucieczka zabójcy – pościg, a w czasie pościgu ewentualne kolejne morderstwa? Nie warto też wrzucać do jednego gatunkowego worka wszystkich powieści danego autora.

Polecam „Ciernistą różę”, która nie jest szablonowym kryminałem, a może kryminałem wcale nie jest. Ciężko podpiąć tę historię pod konkretny rodzaj literatury, co nie zmienia faktu, że Charlotta Link trzyma poziom i jak na razie daje czytelnikom gwarancję dobrej lektury!

Przeglądając opinie czytelników o tej książce, natknęłam się na wiele rozczarowań i negatywów wobec niej. Z częścią z nich zgadzam się w 100%, ale nadal uważam, że książka z pewnością jest warta przeczytania. Nie ma wątpliwości, że w tym przypadku nie warto sobie zawracać głowy czytaniem opisu na tylnej okładce – mija się dosyć wyraźnie z treścią książki. Okazuje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam ochotę czasem powiedzieć, że jakaś książka mnie wręcz prześladuje, ale wiem jak to niedorzecznie brzmi. Taką sytuację miałam właśnie z „Motylem”. Zaczęło się od tego, że polecono mi ją w pracy, następnie wpadałam na nią w każdej księgarni, bibliotece, czasopiśmie literackim, hipermarkecie, serwisach internetowych itd., mimo że nie prowadzi się wobec niej żadnej szczególnej kampanii reklamowej. Jakim cudem więc natykałam się na nią tak często i to wszędzie? Do tej pory tego nie wiem, wiem jednak coś innego – że tę książkę naprawdę warto przeczytać . I cieszę się, że mnie tak prześladowała. Gdyby nie to, raczej bym po nią nie sięgnęła.

Koniec filozofowania, czas na konkrety!

„Motyl” to historia Alice Howland, spełnionej kobiety, której codzienne życie wypełniają obowiązki wykładowcy na Harvardzie, niezliczone konferencje w różnych krajach świata, badania naukowe, rodzina oraz jogging. Ale jest to także historia jej choroby, która powoli i bezdusznie niszczyła cały ten raj, w którym Alice żyje wraz z mężem. Początki Alzheimera są niewinne – rozkojarzenie, zapominanie o drobnych rzeczach do wykonania, niewielkie zaniki pamięci, których przyczyn lekarze doszukują się w menopauzie lub przemęczeniu. Kiedy jednak Alice gubi się kilka przecznic od swojego domu, nie pamięta drogi powrotnej i doznaje ataku paniki, postanawia udać się do lekarza. Diagnoza to Alzheimer o wczesnym początku.

Autorka przedstawia losy Alice aż do momentu, w którym nie rozpoznaje ona członków swojej rodziny. Opisuje niezwykle realistycznie jej emocje po poznaniu diagnozy, reakcję najbliższych oraz symptomy postępującej choroby.

Wiedza o Alzheimerze wydaje się być znikoma, często postrzega się tę chorobę jako przypadłość ludzi starszych. Okazuje się jednak, że już osoby 40- czy 50-letnie mogą się z nią zmagać. Historia Alice wciąga od pierwszej strony i nie pozwala się oderwać aż do samego końca. Z jednej strony mamy więc rewelacyjną powieść obyczajową, a z drugiej strony dzieło przybliżające w prosty sposób objawy i przebieg choroby Alzheimera. Książkę zdecydowanie warto przeczytać i polecać kolejnym osobom.

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/09/motyl.html

Mam ochotę czasem powiedzieć, że jakaś książka mnie wręcz prześladuje, ale wiem jak to niedorzecznie brzmi. Taką sytuację miałam właśnie z „Motylem”. Zaczęło się od tego, że polecono mi ją w pracy, następnie wpadałam na nią w każdej księgarni, bibliotece, czasopiśmie literackim, hipermarkecie, serwisach internetowych itd., mimo że nie prowadzi się wobec niej żadnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaraz po lekturze tej książki przyszło mi do głowy tylko jedno słowo – majstersztyk. Opowieść jest wręcz misternie utkana za pomocą idealnie dobranych, wyważonych i odpowiednich słów. W tej historii nie ma miejsca na to, co zbędne i niepotrzebne. Karpowicz przedstawia piękną i bogatą opowieść o miłości, wojnie, żalu, samotności i stracie bardzo prosto i oszczędnie. Ale jest to element, który mnie w tej powieści dosłownie zachwycił. Czytając jedno zdanie miałam wrażenie, że kryje się za nim rozległy, bardzo realistyczny świat, w którym bohaterowie żyją, umierają, kochają, cierpią. Podczas lektury niektórych książek moje myśli odbiegają w stronę budowy zdań lub sposobu przedstawienia wydarzeń. Czasem układam zdania na nowo, czasem szukam synonimów. Słowa w tej książce wydają się być wyryte w kamieniu – te, którymi się autor posłużył, są po prostu idealne i nie do ruszenia. Nie umiem pisać o takich arcydziełach bo boję się, że zniechęcę kogoś do ich przeczytania. Być może wystarczyłoby, gdybym napisała, że polecam z całego serca!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/08/sonka.html

Zaraz po lekturze tej książki przyszło mi do głowy tylko jedno słowo – majstersztyk. Opowieść jest wręcz misternie utkana za pomocą idealnie dobranych, wyważonych i odpowiednich słów. W tej historii nie ma miejsca na to, co zbędne i niepotrzebne. Karpowicz przedstawia piękną i bogatą opowieść o miłości, wojnie, żalu, samotności i stracie bardzo prosto i oszczędnie. Ale jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cichy wielbiciel to moja ulubiona książka Olgi Rudnickiej – tego byłam pewna już podczas jej czytania. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.

Do zbudowania akcji powieści autorka wykorzystała tzw. stalking. Uporczywe nękanie i prześladowanie, nieustanna obserwacja oraz ciągłe zagrożenie. Tak w kilku słowach można zdefiniować owe zjawisko, którego ofiarą pada główna bohaterka, Julia. Koszmar w życiu dziewczyny zaczyna się zupełnie niewinnie – od uroczych prezentów, romantycznych wierszy i wspaniałych bukietów kwiatów przesyłanych od tajemniczego wielbiciela. Bardzo szybko dochodzą do tego nachalne telefony, listy i smsy, a później jest już coraz gorzej.

Początkowo Julia bagatelizuje całą sytuację. Jest przekonana, że to tylko niegroźne zauroczenie ze strony nieznanego mężczyzny, który szybko się znudzi lub zniechęci. Działania stalkera stają się jednak coraz bardziej natarczywe i… groźne. Bohaterka zwierza się bliskim i prosi o pomoc bo wie, że emocje wymknęły się jej spod kontroli. Julia czuje się osaczona, zagrożona i obserwowana, bardzo szybko staje na granicy depresji. Kolejnymi ofiarami stalkera podają również jej znajomi i rodzina, od których mężczyzna chce wyłudzić jej nowy adres zamieszkania lub numer telefonu.

Rozgrywające się w powieści wydarzenia czytelnik poznaje z perspektywy zarówno nękanej Julii, jak również z punktu widzenia stalkera. I są to dwa różne światy, które autorka przedstawiła niezwykle realistycznie. Świat Julii, czyli piekło na ziemi – depresja i klimat nieustannego zagrożenia. Świat prześladowcy, który jest przekonany o swojej wielkiej miłości do Julii, a swoje czyny uważa za wyraz tego uczucia.

Klimat powieści jest niesamowity, czytelnik wręcz czuje strach bohaterki i jej bezradność. Ten element wyróżnia książkę – warstwa emocjonalna, jej natężenie i różnorodność uczuć, zasługuje na uznanie. Ale czytelnik jest także wtajemniczony w myśli i plany stalkera, co dodatkowo buduje napięcie i niepewność co do rozwoju akcji.

Najbardziej w tej historii poruszył mnie jej realizm, a po jej lekturze świadomość, że ofiarą maniakalnego prześladowcy może stać się dosłownie każdy. Zjawisko jest na tyle niebezpieczne, że nie dotyka tylko jednej, prześladowanej osoby, ale całe środowisko, w której ona funkcjonuje. Powieść przedstawia także, jakie mogą być skutki stalkingu i fakt, że takie nękanie może trwać całe lata. Autorka świetnie uchwyciła również (przerażającą jak dla mnie) reakcję otoczenia ofiary stalkera. Znajomi Julii nie rozumieli jej lęków i paniki – przecież posiadanie tajemniczego wielbiciela, który obsypuje ukochaną kwiatami i prezentami jest bardzo romantyczne. Jednak kiedy ten „wspaniały mężczyzna” okazał się groźnym prześladowcą, jedyną ostoją i pomocą byli jej rodzice i chłopak.

Polecam tę książkę nie tylko fanom twórczości Olgi Rudnickiej. Historia w niej opowiedziana zasługuje na szerokie grono czytelników, a dzięki niej zjawisko stalkingu stanie się bardziej powszechne i zrozumiałe dla społeczeństwa.

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/08/cichy-wielbiciel.html

Cichy wielbiciel to moja ulubiona książka Olgi Rudnickiej – tego byłam pewna już podczas jej czytania. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.

Do zbudowania akcji powieści autorka wykorzystała tzw. stalking. Uporczywe nękanie i prześladowanie, nieustanna obserwacja oraz ciągłe zagrożenie. Tak w kilku słowach można zdefiniować owe zjawisko, którego ofiarą pada główna bohaterka, Julia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Charlotte Link dołączyła do grona moich ulubionych pisarzy – powieści wychodzące spod jej pióra są po prostu fantastyczne. W ostatnim czasie na rynku wydawniczym pojawiło się kilka nowych tytułów tej autorki, tak więc czytelnik spragniony wciągającej opowieści może wśród nich śmiało wybierać.

Książki niemieckiej pisarki różnie są klasyfikowane: albo zalicza się je do grona thrillerów psychologicznych, albo do kryminałów. Miano thrillerów psychologicznych jest jednak zdecydowanie bardziej trafne. Tym, co wyróżnia powieści Charlotte Link spośród innych twórców tego gatunku są z pewnością kreowani przez nią bohaterowie. Chciałoby się powiedzieć: bohaterowie z krwi i kości. Ale nie tylko. To także bohaterowie posiadający swoją historię, zmartwienia i marzenia, a obok nich pojawiają się postaci rodem z najgorszych koszmarów.

"Lisia dolina" to dla mnie jedna z najlepszych powieści niemieckiej pisarki. Dlaczego? Już wyjaśniam: głównym powodem jest sposób kreacji jednego z głównych bohaterów, Ryana Lee. Ryan to kryminalista-tchórz. Porywa Vanessę z przydrożnego parkingu, żeby wyłudzić od jej męża odpowiednio wysoki okup. Ukrywa ofiarę w jaskini w taki sposób, że nie ma żadnej możliwości ucieczki. I tu pojawia się zaskoczenie. Ryan zostaje aresztowany za bójkę i skazany na karę więzienia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że mężczyzna boi się przyznać do uprowadzenia kobiety. Dochodzi do tego, że nikomu nie wyznaje, co zrobił, a Vanessę tym samym skazuje na śmierć. Charlotte Link w niesamowity sposób przedstawia czytelnikowi emocje, jakie targają Ryanem. Strach (a raczej paraliżujące przerażenie), wyrzuty sumienia, niepewność i wiele wiele innych.

Równolegle czytelnik poznaje losy zrozpaczonego męża Vanessy i ich przyjaciół. Tok śledztwa, nierozwiązane zagadki i tajemnice. Oba te wątki splatają się w porywającą historię, która nie pozwala oderwać się od książki.

Jeśli ktoś ma ochotę na sprawdzony dobry thriller, polecam "Lisią dolinę"!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/07/lisia-dolina.html

Charlotte Link dołączyła do grona moich ulubionych pisarzy – powieści wychodzące spod jej pióra są po prostu fantastyczne. W ostatnim czasie na rynku wydawniczym pojawiło się kilka nowych tytułów tej autorki, tak więc czytelnik spragniony wciągającej opowieści może wśród nich śmiało wybierać.

Książki niemieckiej pisarki różnie są klasyfikowane: albo zalicza się je do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

‘Sen Kleopatry” to kolejna literacka i historyczna podróż w czasie. Tym razem jednak zamieniłam fascynujące pałace Anglii, Hiszpanii czy Francji na dwór, którego jeszcze nie znałam – dwór aleksandryjski. Niestety mam mieszane odczucia co do tej książki. Ogólne wrażenie jest pozytywne, powieść przedstawia wiele interesujących faktów historycznych, a ciągła akcja nie pozwala się nudzić. Co zatem wzbudziło moją niechęć? O tym za chwilę.

Główna bohaterka, Kleopatra, jest postacią powszechnie znaną i przedstawianą na wiele różnych sposobów. Można powiedzieć, że stała się pewnego rodzaju ikoną. Jako kobieta inteligentna, ambitna, odważna, sprawująca najwyższą władzę w państwie, która jednocześnie skradła serce samego Juliusza Cezara, była wzorem godnym naśladowania. Do dziś szczegóły jej życia owiane są tajemnicą, co stanowi idealny grunt do narastania wokół niej legend i domysłów. Christian Jacq przedstawia Kleopatrę jako bohaterkę niepokonaną w walce o władzę, a jednocześnie kochającą i wierzącą w ingerencje bogów. Autor powieści jest francuskim egiptologiem, sławę zyskał m.in. jako autor powieści historycznych i książek popularnonaukowych. Fakty historyczne przedstawione w powieści są więc wiarygodne, mimo że zostały obudowane warstwą fabularną - wojna aleksandryjska, walka o władzę, życie codzienne starożytnych Egipcjan, ich kultura i wierzenia, problemy i zmartwienia, a także dworskie intrygi oraz zdrady.

W powieści nie zabrakło także elementów fantastycznych, jakimi można nazwać ingerencje bogów w losy bohaterów. Kleopatra nieraz wzywa pomocy bóstw i otrzymuje ją. Dzięki magicznemu kamieniowi ratuje imperatora przed śmiercią, a za pomocą specjalnego napoju pomaga rannym żołnierzom. Równie tajemnicza jest postać Hermesa – egipskiego kapłana, który pojawia się z pomocą w kluczowych momentach życia władczyni.

Co więc mogę zarzucić tej książce? Przede wszystkim język. Krótkie proste zdania, dziwny styl i niesamowicie sztuczne dialogi (m.in. mnóstwo wykrzykników, co pewnie miało wyrazić emocje, jakie targały bohaterami). Już od pierwszych stron miałam wrażenie, że czytam czyjeś szkolne wypracowanie… Po 20 stronach zwątpiłam na tyle, że nie wierzyłam, że przeczytam tę książkę do końca. A jednak przeczytałam. Nie wiem tylko, czy styl powieści w miarę upływu zdań nieco się polepszył, czy po prostu ja się do niego przyzwyczaiłam na tyle, że wytrwałam. Przyznam, że gdyby nie interesujący temat i ciekawy sposób jego przedstawienia, rzuciłabym tę książkę w ciemny kąt. Jest to niestety ogromny minus dla tej powieści. Mogłabym też dać małego minusika za „humor”, który podobno tu występuje. Owszem, słodki osiołek o wdzięcznym imieniu „Wiatr Północy” może skruszyć niejedno serce, jednak moje pozostało niewzruszone. Osiołek towarzyszył swojemu panu, natomiast ów pan był wiernym sługą Kleopatry. Zwierzak był niezwykle inteligentny i porozumiewał się ze starcem za pomocą swoich uszu – mężczyzna zadawał pytanie, poruszenie prawym uchem oznaczało „tak”, natomiast lewe ucho to sprzeciw. Ta dość dziwna para pojawiła się w kilku epizodach.

Nie wiem do końca jak ocenić tę powieść – z jednej strony wciągająca i interesująca, a z drugiej strony ten strasznie irytujący język. Ogólnie powieść mogę polecić, czyta się ją szybko, a fabuła i akcja naprawdę porywają. To, co szczególnie spodobało mi się w tej książce to sposób kreowania Juliusza Cezara – rewelacja!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/04/sen-kleopatry.html

‘Sen Kleopatry” to kolejna literacka i historyczna podróż w czasie. Tym razem jednak zamieniłam fascynujące pałace Anglii, Hiszpanii czy Francji na dwór, którego jeszcze nie znałam – dwór aleksandryjski. Niestety mam mieszane odczucia co do tej książki. Ogólne wrażenie jest pozytywne, powieść przedstawia wiele interesujących faktów historycznych, a ciągła akcja nie pozwala...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Łowcy głów” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jo Nesbo. Powieść nie jest zbyt obszerna, liczy nieco ponad 200 stron, ale dosłownie rozłożyła mnie na łopatki (w znaczeniu pozytywnym oczywiście).

Głównym bohaterem jest Roger Brown, król wśród łowców głów – osób przeprowadzających rekrutacje pracowników na wysokie stanowiska. Cieszy się uznaniem w środowisku, ma cudowną żonę, nosi markowe garnitury i jeździ luksusowym samochodem. Szybko jednak okazuje się, że jego finanse nie są wystarczające, by utrzymać zarówno ekskluzywny dom w nowoczesnej dzielnicy, jak również galerię sztuki, którą prowadzi Diana. Roger znajduje sposób na szybkie zarobienie nielegalnych pieniędzy – kradnie i sprzedaje słynne dzieła sztuki. W pewnym momencie jego życie zaczyna się komplikować. Odkrywa, że żona go zdradza, a na niego samego czyha niebezpieczeństwo. Słynny łowca zaczyna się stopniowo pogrążać w sieci intryg, kłamstw, kradzieży, zdrad i morderstw. Trudno mu ocenić, kto jest jego sprzymierzeńcem, kto śmiertelnym wrogiem, a w końcu na placu boju zostaje sam.

Akcja powieści porywa czytelnika praktycznie już od pierwszych zdań. Nie ma w niej miejsca na nudę, wręcz przeciwnie – Nesbo postarał się o sytuacje komiczne, czy wręcz odpychająco obrzydliwe (opis akcji w wychodku przeczytałam dwa razy; wzbudził we mnie takie zaskoczenie i odrazę, że musiałam to na spokojnie przetrawić).

W sierpniu 2011 roku (w Polsce – maj 2012) ukazała się ekranizacja „Łowców głów”. Po przeczytaniu tej książki bardzo mnie kusi, żeby zobaczyć także film.

Kryminał Jo Nesbo można polecić wszystkim fanom tego gatunku. Powieść jest doskonałym przykładem na to, że krótka książka może być nasycona akcją oraz bohaterami. Teraz już wiem, dlaczego czytelnicy biblioteki tak często pytają o dzieła Jo Nesbo!

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/04/owcy-gow.html

„Łowcy głów” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jo Nesbo. Powieść nie jest zbyt obszerna, liczy nieco ponad 200 stron, ale dosłownie rozłożyła mnie na łopatki (w znaczeniu pozytywnym oczywiście).

Głównym bohaterem jest Roger Brown, król wśród łowców głów – osób przeprowadzających rekrutacje pracowników na wysokie stanowiska. Cieszy się uznaniem w środowisku, ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z niecierpliwością czekałam na tę powieść - byłam bardzo ciekawa, co też autorka przedstawi tym razem. „Szare śniegi Syberii”, których autorką również jest Ruta Sepetys, niesamowicie mną poruszyły. Do teraz pamiętam, jak z wypiekami na twarzy pochłaniałam kolejne zdania, a całą książkę przeczytałam w niespełna 4 godziny. „Wybory” okazały się (na szczęście!) równie porywające :) Początek powieści jest może niezbyt zachęcający, po paru stronach zaczynałam się zastanawiać, czy w tej książce istnieje jakakolwiek akcja. Szybko jednak okazało się, że to co najlepsze, jest zdecydowanie przede mną.

Jest to historia siedemnastoletniej Josie Moraine, która jest córką prostytutki. Dziewczyna wywodzi się z plugawego i mrocznego półświatka, zdominowanego przez mafię i pieniądz, pozbawionego wszelkich wartości. Josie również pracuje w domu uciech, jednak w zupełnie innym charakterze, niż jej matka – jest tam sprzątaczką. Dziewczyna zaprzyjaźnia się z Willie, swoją pracodawczynią i jednocześnie szorstką kobietą zarządzającą brudnym interesem. Mogłoby się wydawać, powtarzając za przysłowiem „czym skorupka za młodu nasiąknie…”, że Josie pójdzie tą samą drogą, co jej matka. Bohaterka jest jednak inna. Brzydzi się sprzedawaniem własnego ciała, więc pracuje w księgarni, by zarobić na swoje utrzymanie. I jest niezwykle ambitna i inteligentna. Jej marzeniem jest dostać się do prestiżowej szkoły i zdobyć solidne wykształcenie. Czy marzenie się spełni? Jaką cenę można zapłacić za spełnienie swoich marzeń? Te i inne pytania pojawiają się podczas lektury.

Jedna rzecz nie dawała mi spokoju – co się stało z tak pięknie rozpoczętym wątkiem kryminalnym? Jest on dosyć słabo rozwinięty, książkę określiłabym po prostu jako powieść obyczajową. Wprawdzie jest i morderstwo i policyjne dochodzenie, jednak dosyć powierzchownie potraktowane. Jej zaletami jest natomiast interesująca fabuła, mądre przesłanie, ale także barwny język i niezwykle plastyczny sposób kreowania bohaterów.

„Wybory” to powieść o pewnego rodzaju wolności – wolności w wyborze właściwej dla siebie drogi. Historia Josie potwierdza fakt, że nie przypadek i miejsce urodzenia decydują o naszym losie, lecz my sami i nasze… no właśnie wybory. Książkę jak najbardziej warto polecić.

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/04/wybory.html

Z niecierpliwością czekałam na tę powieść - byłam bardzo ciekawa, co też autorka przedstawi tym razem. „Szare śniegi Syberii”, których autorką również jest Ruta Sepetys, niesamowicie mną poruszyły. Do teraz pamiętam, jak z wypiekami na twarzy pochłaniałam kolejne zdania, a całą książkę przeczytałam w niespełna 4 godziny. „Wybory” okazały się (na szczęście!) równie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Aż gniew twój przeminie" to moje drugie spotkanie z twórczością Asy Larsson. I książka podobała mi się zdecydowanie bardziej, niż "W ofierze molochowi", którą mianowano Najlepszą szwedzką powieścią kryminalną 2012 roku.

Już od pierwszych stron można zauważyć, że język, jakim napisana jest powieść, jest rzeczowy i konkretny. Nie znajdziemy w niej niemiłosiernie długich i rozbudowanych zdań ani zbędnych opisów. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jej styl i język jest tak surowy jak miejsce akcji powieści, czyli mroźna Szwecja. Ale pomimo tej językowej surowości (która jest zdecydowaną zaletą powieści!) autorce udało się zbudować niesamowity klimat przedstawianej historii i stworzyć niezwykle realnych bohaterów.

Skoro jest to kryminał, to mamy zbrodnię - podwójną nawet, ale nie ona jest w powieści najważniejsza. Ofiarami morderstwa stają się nastolatkowie, Wilma i Simon, a sprawców tej zbrodni autorka sugeruje już praktycznie od początku. Jednak zabójstwo dwojga młodych ludzi ma swoje drugie dno, sięgające czasów II wojny światowej. Ktoś bardzo chce, aby wydarzenia tamtych lat nie ujrzały światła dziennego.

"Pamiętam, jak umarliśmy. Pamiętam i wiem. (...) To zdarzyło się dziewiątego października. Powietrze było chłodne. Niebo - intensywnie błękitne. Taki dzień chciałoby się wlać do szklanki i po prostu wypić.
Miałam siedemnaście lat. Gdybym żyła, miałabym teraz osiemnaście. (...)
Nie mieliśmy pojęcia, że czeka nas śmierć. Że będę krzyczała ustami pełnymi wody. Że zostało nam zaledwie pięć godzin życia."*
Historia rozpoczyna się słowami Wilmy, która wspomina i opowiada dzień swojej śmierci. Narracja biegnie dwutorowo, mamy narratora relacjonującego wydarzenia oraz Wilmę, która przedstawia kolejne etapy śledztwa i dzieli się swoimi uczuciami. Czytelnik ogląda świat żywych oczami zamordowanej.

Wśród bohaterów, obok prokurator Rebeki Martinson i komisarz Anny Marii, jeszcze jedna postać przykuła szczególnie moją uwagę. Był to Hjalmar Krekula, bohater w pewien sposób tragiczny, do bólu nieszczęśliwy i udręczony. Początkowo poznajemy go jako wyrosłego i tępego osiłka, który bez skrupułów realizuje wszelkie brutalne marzenia swojego starszego brata. Jednak po zagłębieniu się w jego losy (aż do wczesnego dzieciństwa), musiałam zmienić zdanie o nim - zakończenie powieści wzbudziło we mnie wręcz żal wobec niego. Rzadko odnoszę się tak do bohaterów książek, które czytam, jednak w tym przypadku nie mogłam inaczej :)

Wniosek z lektury jest pewny - książkę warto przeczytać! :)

____________________________
* A. Larsson: Aż gniew twój przeminie. Kraków cop. 2012, s. 7.

http://pokojpelenksiazek.blogspot.com/2014/03/az-gniew-twoj-przeminie.html

"Aż gniew twój przeminie" to moje drugie spotkanie z twórczością Asy Larsson. I książka podobała mi się zdecydowanie bardziej, niż "W ofierze molochowi", którą mianowano Najlepszą szwedzką powieścią kryminalną 2012 roku.

Już od pierwszych stron można zauważyć, że język, jakim napisana jest powieść, jest rzeczowy i konkretny. Nie znajdziemy w niej niemiłosiernie długich i...

więcej Pokaż mimo to