Opowieści ewangelistów

Okładka książki Opowieści ewangelistów Zenon Kosidowski
Okładka książki Opowieści ewangelistów
Zenon Kosidowski Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza religia
368 str. 6 godz. 8 min.
Kategoria:
religia
Wydawnictwo:
Krajowa Agencja Wydawnicza
Data wydania:
1979-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1979-01-01
Liczba stron:
368
Czas czytania
6 godz. 8 min.
Język:
polski
ISBN:
8303001728
Średnia ocen

6,0 6,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,0 / 10
26 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
318
316

Na półkach: ,

Napisany bardzo ładnym językiem, starannie przeprowadzony wywód, krok po kroku analizujący Nowy Testament z punktu widzenia wiedzy naukowej. Jest to oczywiście ujęcie popularno-naukowe i sprzed już niemal pół wieku. Możliwe, że są tu jakieś uproszczenia, czy błędy, jednak ogrom krytycznych uwag, wobec tego, co większości z nas wydaje się prawdą jest porażający. Czemu ta książka nie jest lekturą - obok mitologii Parandowskiego?

Napisany bardzo ładnym językiem, starannie przeprowadzony wywód, krok po kroku analizujący Nowy Testament z punktu widzenia wiedzy naukowej. Jest to oczywiście ujęcie popularno-naukowe i sprzed już niemal pół wieku. Możliwe, że są tu jakieś uproszczenia, czy błędy, jednak ogrom krytycznych uwag, wobec tego, co większości z nas wydaje się prawdą jest porażający. Czemu ta...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Kapitalna książka, ż niezrównaną erudycją autora. Któż tak jeszcze pisze dzisiaj, takim językiem. A sama książka? Oczywiście popularnonaukowa, ale w doskonały sposób ukazuje niedoskonałości religii wymyślonej przed dwoma tysiącami lat.

Kapitalna książka, ż niezrównaną erudycją autora. Któż tak jeszcze pisze dzisiaj, takim językiem. A sama książka? Oczywiście popularnonaukowa, ale w doskonały sposób ukazuje niedoskonałości religii wymyślonej przed dwoma tysiącami lat.

Pokaż mimo to

avatar
618
139

Na półkach:

Kosidowski uchodzi u ateistów za znawcę, a ta książka i jego pozostałe "biblijne" osiągnięcia obok rzetelnej nauki nawet nie leżały. Stąd też te książki doczekały się wydań za sowieckiej władzy w Rosji i na Ukrainie. Można tę "rzetelność" Kosidowskiego sprawdzić sięgając chociażby do książek ks. Józefa Kudasiewicza "Biblia - historia - nauka" czy też "Jezus i Ewangelie w ogniu dyskusji".

Kosidowski uchodzi u ateistów za znawcę, a ta książka i jego pozostałe "biblijne" osiągnięcia obok rzetelnej nauki nawet nie leżały. Stąd też te książki doczekały się wydań za sowieckiej władzy w Rosji i na Ukrainie. Można tę "rzetelność" Kosidowskiego sprawdzić sięgając chociażby do książek ks. Józefa Kudasiewicza "Biblia - historia - nauka" czy też "Jezus i Ewangelie w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
611
568

Na półkach:

Zawile i marnie pisane, czego „światopogląd” autora nie tłumaczy. By rzetelnie przedstawić np. mity greckie, nie trzeba w nie wierzyć.
Sądząc po tytule, należałoby oczekiwać opowieści Ewangelistów. Tymczasem opowieści te (których chyba za dobrze nie znał) miesza z późniejszymi legendami, a wiadomości o wykopaliskach ma tylko mniej więcej ścisłe. Szkoda, po kimś, kto napisał „Rumaki Lizypa” można było oczekiwać więcej.

Jedynie Mt 2, 1 pisze „mędrcach ze Wschodu” (μαγοι απο Ανατολων) nie nazywając ich królami, ani nie podając ich liczby. Nazwa ta jest wytworem późniejszej legendy „liczba magów czy królów w tej legendzie przez długi czas ulegała wahaniom. W rzymskich katakumbach widzimy na malowidłach ściennych grupy złożone z dwóch, czterech i sześciu magów, a u Syryjczyków i Ormian jest ich nawet dwunastu. Dopiero z biegiem czasu ustaliła się na dobre liczba trzech (…) Mniej więcej w VIII wieku magowie awansują na królów i stają się znani pod imionami Kacper, Melchior i Baltazar. (…) Niektórzy badacze zwracają uwagę na pewne wydarzenie polityczne, które swego czasu odbiło się wielkim rozgłosem w imperium rzymskim, a które przypuszczalnie stało się dodatkowym, bezpośrednim bodźcem naprowadzającym Mateusza na ideę o trzech królach.” (s. 214) Skoro u Mateusza brak tej nazwy i liczby, czemu pisać tak jakby tam była?

„W I i II wieku, w okresie rozkwitu literatury chrześcijańskiej, ogromnie rosną w imperium rzymskim wpływy religii Wschodu i Egiptu, szczególnie kultu perskiego boga słońca Mitry, który zyskiwał masowo wyznawców w wojsku i wśród arystokratów, ba, zdobywał nawet popleczników wśród cesarzy. Już za Pompejusza w 67 r. p.n.e. istniały w Rzymie gminy czcicieli Mitry, a na wielką skalę rozpowszechniał się ten kult za panowania Antoniuszów i Sewerów, aż wreszcie pod koniec IV wieku stał się najważniejszą religią świata pogańskiego. Dioklecjan oficjalnie mianował Mitrę patronem odnowionego imperium rzymskiego. Dioklecjan oficjalnie mianował Mitrę patronem odnowionego imperium rzymskiego. Mitra – jak się już powiedziało – to bóg perskiego reformatora religijnego Zaratustry, a magowie byli kapłanami tego kultu.” (tamże)

Przpomina twórczość Łysiaka http://kompromitacje.blogspot.com/2011/12/waldemar-ysiak-zgebia-zycie-rzymian.html

Magowie nie byli kapłanami Mitry, gdyż jego kult nie był tożsamy z zaratustranizmem. Obrzędy skupiały małą liczbę uczestników, co widać po skromnych rozmiarach przybytków. Większość z mitrhaeów opustoszała w III wieku. „Stosunek władzy cesarskiej do mithraizmu może się wydać dziwny, zważywszy że religia ta de facto wspierała podstawy władzy państwowej i mogłaby się stać częścią składową religii lojalności. Nigdy jednak nie została uznana oficjalnie przez państwo, choć mogła istnieć bez przeszkód ze strony władzy. Cesarzem, który okazał jej najwięcej zainteresowania, był Kommodus, został on wtajemniczany w misteria Mithry. Biograf cesarski podaje tę wiadomość w kontekście wyliczeń różnych okrucieństw władcy: "Uroczystości Mithry (sacra Mithriaca) zbezcześcił zabójstwem, ponieważ by| zwyczaj, że w czasie ich trwania należało powiedzieć coś lub zrobić dla wywołania strachu'' (Historia Augusta, Kommodus 9, 6 tłum. Hanna Szelest). Inicjacja Kommodusa miała niewątpliwie charakter prywatny, żadna moneta lub jakikolwiek dokument nie poświadcza uznania tego wtajemniczenia za akt o charakterze publicznym. Może szczególnie dziwić, że kultem Mithry nie zainteresował się bliżej Septymiusz Sewer, wielki wódz dbający zawsze o armię. Nawet Aurelian w 274 r. uznając Sol Invictus za najwyższego boga Imperium Romanum, nie związał tego kultu z tak bliskim mu mitraizmem. Dopiero w 308 r., w czasie walk o władzę i układ nowej tetrarchii, Dioklecjan, Galeriusz i Licyniusz spotkali się w Carrruntum i odrestaurowali Mithraeum w tym mieście, uznając Mithrę za opiekuna ich władzy – fautor imperii sui. (Przypis: Corpus Inscriptionum Latinarum III, 4413 = Vermaseren, Corpus II 1968) Nie pociągnęło to jednak dalszych konsekwencji o charakterze publicznym. W tym czasie zresztą mithraizm chylił się już do upadku.” (Maria Jaczynowska „Religie świata rzymskiego” Warszawa 1987 s. 219)
Wyglądało to tak https://www.roger-pearse.com/weblog/2009/11/25/mithras-protector-of-the-empire/

Jak pisze Józef Flawiusz:
„W tym czasie przybył także do Jerozolimy pewien Egipcjanin (τις ἐξ Αἰγύπτου),który podawał się za proroka i namówił pospólstwo, aby wstąpiło z nim na górę zwaną Oliwną, która wznosi się naprzeciw miasta, w oddaleniu pięciu stadiów. Twierdził, że stąd im pokaże, jak na jego rozkaz rozpadną się mury Jerozolimy i obiecywał, iż takim sposobem otworzy im drogę do miasta. Gdy się o tym dowiedział Feliks, rozkazał żołnierzom zabrać broń, po czym wyszedłszy z Jerozolimy z silnym oddziałem jazdy i piechoty uderzył na Egipcjanina i jego zwolenników. Czterystu spośród nich zabił, a dwustu wziął do niewoli. Sam Egipcjanin uszedł z pola walki i zniknął bez wieści.” („Dawne dzieje Izraela” 20, 8, 6 tłum. Jan Radożycki)

A oto, co z tego zrobił Kosidowski:
„Wśród tych proroków wsławił się szczególnie jakiś nieznany z imienia Żyd z Egiptu. Podając się za następcę Jezusowego, wywiódł on podobno aż trzydzieści tysięcy Żydów na pustynię, a potem sprowadził na Górę Oliwną, aby byli świadkami, jak on jednym rozkazem obróci w gruzy mury obronne miasta i rozgromi garnizon rzymski. Wyprawa skończyła się oczywiście katastrofą. Legioniści natarli na zgromadzonych Żydów z całą furią. Gdy miotająca się w rozpaczliwym nieładzie ciżba rozbiegła się na wszystkie strony, pozostawiając na miejscu czterysta trupów, okazało się, że sprawca nieszczęścia, ów fałszywy prorok, zdołał umknąć, by nigdy już nie dać znać o sobie. Wspomina go zresztą również autor Dziejów Apostolskich. Mianowicie, gdy aresztowano Pawła w Jerozolimie, trybun rzymski podejrzewając, że to on jest zbiegłym wichrzycielem, rzekł do niego: "Czyż nie jesteś ty Egipcjaninem, który niedawno wszczynał rozruchy i wyprowadził na pustynię cztery tysiące skrytobójców?" (21, 38 dosłownie σικαριων nożowników dop. Piratki). Jeżeli chodzi o liczbę uczestników owego wydarzenia, to autor Dziejów Apostolskich był widać w swej ocenie mniej przesadny i tym samym bliższy prawdy niż Józef Flawiusz.” (s. 163)

Z czego wziął „następcę Jezusowego” ? Czytał jakiegoś innego Flawiusza ? Chyba nie, gdyż dalej cytuje go w tym samym przekładzie.

Z udawanym znawstwem twierdzi :
„Jest faktem historycznym, że w wielu wypadkach skazańca przed ukrzyżowaniem biczowano. Była to kaźń nad wszelkie pojęcie okrutna. Oprawcy posługiwali się dyscyplinami z przyczepionymi na końcu ołowianymi kulkami, które rozszarpywały ciało, aż do obnażenia kości. Aby zapobiec przedwczesnemu zgonowi skazańca, ograniczono biczowanie do czterdziestu uderzeń.” (s. 274)
Rozmyślnie bądź bezmyślnie pomieszał dwie sprawy. W Prawie Mojżeszowym chłosta była samodzielną karą ograniczoną do 40 razów (Pwt 25, 3),na wszelki wypadek obniżanych o jeden (2 Kor 11, 24). W rzymskim zwykle stanowiło wstęp do kary śmierci „Żołnierze dopuszczali się rabunków na wszelki sposób, a wielu spokojnych obywateli pojmali i przyprowadzili do Florusa. Ten kazał ich najpierw biczować, a potem ukrzyżować.” (Flawiusz „Wojna” 2, 14, 9 takich przykładów jest tam więcej) lecz ograniczenia do 40 nie było.

„Według oceny historyków krzyż zbity z grubych bierwion ważył około 70 kilogramów. Jezus musiał go wlec 600 do 700 metrów drogą krzyżową, która składała się wówczas z szeregu wyboistych, kamieniami polnymi wybrukowanych uliczek. Nic przeto dziwnego, że trzykrotnie załamał się i padł na ziemię, aż w końcu, wyczerpany do ostateczności, nie był w stanie iść dalej.” (s. 274)
Taki ciężar byłby za ciężki do udźwignięcia, zwłaszcza dla kogoś poddanego chłoście, oprawcy zadawaliby ofierze, a przy tym sobie, zbędny trud. Jak zauważył Pierre Barbet (vide infra) źródła mówią o „niesieniu”: αἴρω (Mt 27, 32 i Mk 15, 21) φέρω (Łk 23, 26) bądź „dźwiganiu” βαστάζω (J 19, 17),gdyby chodziło „ciągnięcie” użyty byłby inny czasownik. Zatem chodziło o niesienie belki poprzecznej zwanej „patibulum”, też dostatecznie uciążliwe. Opisy ewangeliczne są bardzo oszczędne w słowach, np. „ukrzyżowali Go" (Mt 27, 35, Mk 15, 24, Łk 23,33, J 19, 18). W tych warunkach upadek możliwy, a nawet pewny, lecz dokładnie trzykrotny to wizja późniejszych artystów.

Wprawdzie powołuje się na badania Barbeta, co wygląda na jedyną zaletę tej książki, lecz i to czyni w dziwny sposób:
„Ciekawa i głęboko przejmująca jest pod tym względem ekspertyza czeskiego lekarza i autora głośnej książki "Święty Całun z Turynu" R.W. Hynka. Oddajmy mu głos i zacytujmy niektóre fragmenty tej ekspertyzy, w przekładzie lekarza polskiego St. Karwowskiego:
"Lekarze robili doświadczenia, jak ukrzyżowany został przybity. Gwóźdź wbijano między pierwszym a drugim rzędem kostek nadgarstkowych, gdzie liczne silne wiązadła nadgarstkowe związują te kostki w twór jednolity. Powyżej znajduje się bardzo silne ścięgno, które samo mogło utrzymać brzemię ciała. Mimo to nie naruszał gwóźdź żadnej kości. Według badań dr Pierre Barbet z Paryża przy takim sposobie przybicia naruszano nadzwyczaj wrażliwy i pobudliwy nerw, co powoduje straszliwe bóle i przykurczenie się kciuka do dłoni. Straszliwy ból kurczy mięśniowych... spotęgował się wprost do szaleństwa przez bolesność nerwu. Ramiona przybito pod kątem 90 stopni w stosunku do osi ciała. Tym samym klatka piersiowa była znacznie rozszerzona, a mięśnie jej, jak i mięśnie ramion, były maksymalnie napięte. Przy tym sposobie przybijania skazaniec wisiał na samych tylko mięśniach, gdyż kości i ścięgna stawów nie mogły brać udziału w akcie utrzymania ciała w tej mierze, jak przy przybiciu rąk pionowo".
"Przy długotrwałym rozpostarciu ramion powstaje niezwykłe napięcie przepony powodując znaczne ograniczenie możności w oddychaniu. Powoduje to uduszenie – sufokację i zsinienie: cyjanozę. Ciało w olbrzymim napięciu, przeciążone mięśnie, kurcze mięśni, zły obieg krwi. Następuje bardzo bolesny stan zwany tetanizacją, podobny do stanu, jaki następuje przy zakażeniu bakteriami tężca. Stałe, tetaniczne przykurcze a bóle do szaleństwa przy świadomości ukrzyżowanego. W końcu ciało wygina się w pałąk. Bolesne kurcze ramion, zesztywnienie ramion, klatki piersiowej, krzyża, bioder i dolnych kończyn. Na skutek tego napięcia kurczowego obieg krwi osłabia się. Oddychanie silnie utrudnione, powolne pozbawianie tlenu mięśni, podniesienie temperatury, pocenie się, stężenie pośmiertne".
Na temat tego problemu wypowiadali się ostatnio również inni przedstawiciele medycyny. W 1947 r. zabrał w tej sprawie głos wybitny chirurg kanadyjski James Lyle Cameron. Powołując się na swoje doświadczenie zawodowe, wyraża on opinię, że Jezus umarł po prostu na skutek doznanego szoku. Największy rozgłos zyskały sobie jednak enuncjacje lekarza Jacques Brehanta, zamieszczone w 1966 r. na łamach dwóch pism: "La Presse Medicale" oraz "Le Monde". Swoje rozpoznanie oparł on nie tylko na własnych doświadczeniach, ale także na skrupulatnym przestudiowaniu wszystkich dostępnych przekazów rzymskich dotyczących ukrzyżowania oraz zeznań ludzi, którzy przeżyli hitlerowskie obozy koncentracyjne i byli mimowolnymi świadkami tego rodzaju uśmiercania ofiar. Według niego skazaniec przygwożdżony do krzyża, w rozpaczliwej walce o powietrze, zmienia stale swoją pozycję przekładając ciężar ciała z rąk na nogi i z powrotem, aż w końcu zwisa biernie z wycieńczenia. Z tułowiem zawieszonym jedynie na ramionach, przepona nie może już z płuc wydalać dwutlenku węgla i w ten sposób następuje śmiertelne zatrucie organizmu. Mimo że Brehant jest katolikiem, twierdzi on, że ukrzyżowany Jezus nie mógł żyć nawet trzech godzin, jak by to wynikało z relacji Jana. Nie mówiąc już o Marku, na podstawie którego należałoby sądzić, że agonia trwała aż sześć godzin. Już tylko jako ciekawostkę warto tu przytoczyć replikę, z jaką przy tej okazji wystąpił rzecznik paryskiego "Koła imienia Ernesta Renana", zajmującego się badaniami nad historycznością Jezusa. Twierdzi on, że rozważania Brehanta są bezprzedmiotowe, gdyż według ówczesnego zwyczaju Jezusa prawdopodobnie powieszono lub uduszono, a potem dopiero przybito jego martwe ciało do krzyża.” (s. 275)
Jakiego „obyczaju” ? Okrutna męczarnia polegała na wieszaniu zwłok ? Sam Renan był innego zdania, przy tym zupełnie błędnego, jakoby skazany „siedział”, choć wyraźnie mowa (Łk 23, 39 Dz 5, 30 i 10, 39 Ga 3, 13) o „wieszaniu” (κρέμαμαι) nie o „sadzaniu”, a dobiciem było połamanie nóg, by ofiara nie mogła się podciągać dla zaczerpnięcia oddechu.
Pwt 21, 22 nakazuje wieszać zwłoki, było to jednak inną karą.
Juliusz Cezar pojmawszy piratów, którzy go wcześniej więzili, ukrzyżował ich, jak im to obiecał, choć wedle Swetoniusza jakoby łaskawie kazał wpierw ich uśmiercić i powiesić zwłoki („Boski Juliusz” 74),zatem zapewne na ogół było inaczej.
Flawiusz (vide supra) pisze o „biczowaniu i ukrzyżowaniu”, zaś w swoim „Żywocie” 75:
„Kiedy zaś Cezar Tytus wysłał mnie z Cerealiuszem i tysiącem jeźdźców do pewnej wsi o nazwie Tekoa w celu zbadania, czy miejsce to jest stosowne do rozbicia warownego obozu, zobaczyłem w powrotnej drodze wielu jeńców rozpiętych na krzyżach, a wśród nich rozpoznałem trzech moich znajomych. Ze ściśniętym sercem i ze łzami w oczach przyszedłem z tą wiadomością do Tytusa. Ów zaś natychmiast rozkazał zdjąć ich z krzyży i otoczyć jak najstaranniejszą opieką. Dwóch z nich zmarło w czasie leczenia, trzeci zaś ostał się przy życiu.” (tłum. Jan Radożycki)
Aleksander Janneusz „pognał jeńców do Jerozolimy i wówczas dokonał najstraszniejszego, jakie można sobie wyobrazić, okrucieństwa. Podczas gdy ucztował w gronie nałożnic wśród odsłoniętej przestrzeni, kazał ukrzyżować około ośmiuset Judejczyków, a dzieci ich i żony zarąbywano przed oczyma jeszcze żywych skazańców” („Dawne dzieje Izraela”, 13, 14, 2).
Sekstus Aureliusz Wiktor w IV wieku wychwala cesarza Konstantyna, iż „Denique Constantinus cunctos hostes honore ac fortunis manentibus texit recepitque, eo pius, ut etiam vetus teterrimumque supplicium patibulorum et cruribus suffringendis primus removerit.” („Caesares” 41,4) „pierwszy odwołał dawną i straszną karę powieszenia z połamaniem nóg”
Łamanie nóg zwłokom byłoby zbędne.

W 1968 pod Jerozolimą odkryty został grób ukrzyżowanego, miał połamane nogi.
„Pod koniec lat sześćdziesiątych naszego wieku odkryto w najstarszej dzielnicy Jerozolimy katakumby żydowskie z nietkniętym sarkofagiem z kamienia wapiennego. W pośrodku leżał doskonale zachowany szkielet ludzki. Były to, jak się okazało, szczątki młodzieńca, który niewątpliwie zginął na krzyżu jako skazaniec. Przemawiają za tym nie tylko ślady charakterystycznych uszkodzeń od gwoździ na stopach i przegubach rąk, ale także cztery gwoździe żelazne długości 17 centymetrów, luźno leżące w sarkofagu. Pod główką jednego z tych gwoździ zachowały się miniaturowe resztki drewna, wskazujące na to, że krzyż był wyciosany z drzewa oliwnego. Na pokrywie sarkofagu można było wyczytać, że młodzieniec miał na imię Yohannan (Jan). Archeolodzy izraelscy w wyniku szczegółowych badań wyrazili przypuszczenie, że był on uczestnikiem krwawego powstania przeciwko Rzymianom, które wybuchło za panowania króla judzkiego Aleksandra Janneusza (103 – 76 r. p.n.e.).”
Otóż nie 4 gwoździe, a jeden, i nie leżący luzem, a tkwiący w kości piętowej. O tym by archeolodzy łączyli ten grób z czasami Janneusza (vide supra) pierwsze czytam, poza tym za jego czasów byłoby za wcześnie na „powstanie przeciw Rzymowi”…

„jedna jedyna informacja o Jezusie, jaka zachowała się w piśmiennictwie Żydów, to słynna notatka w Starożytnościach żydowskich Józefa Flawiusza, znana w kołach biblistów pod mianem "Testimonium Flavianum". Cytujemy ją w całości w przekładzie dokonanym przez Jana Radożyckiego pod redakcją ks. Eugeniusza Dąbrowskiego: "W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów, jako też pogan. On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów, Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niego otrzymali tę nazwę" (18,3,3).” (s. 26)
Z pewnością nie „jedyna”, skoro dalej w tych samych „Starożytnościach” 20, 9, 1 jest o ukamienowaniu „Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem”.
„Klemens, Minucjusz, Tertulian i Teofil z Antiochii, dobrze znali "Starożytności żydowskie", a jednak nie wspominają ani słowem owej budującej dla chrześcijan informacji o Jezusie. Nie sposób przypuszczać, że uczynili to umyślnie dla jakichś tam niewiadomych celów, wobec tego pozostaje nam tylko jeden wniosek: że w dawniejszych egzemplarzach Starożytności żydowskich po prostu tej informacji jeszcze nie było. Dopiero późniejszy chronologicznie Euzebiusz, autor pierwszej "Historii Kościoła", który żył w latach 263 – 340, cytuje ją w dobrze znanym nam brzmieniu. A zatem, logicznie biorąc, musimy dojść do konkluzji, że sfabrykował ją jakiś kopista na przełomie III i IV wieku. Pewna myśl nie daje nam jednak spokoju: jak Euzebiusz, człowiek bądź co bądź uważający siebie za poważnego historyka, mógł dać się zmylić przez tak grubymi nićmi szyty falsyfikat? Czy przypadkiem nie miał on jakichś danych, które usprawiedliwiały jego stanowisko, a o których my nie mamy dziś żadnej wiadomości? Można by tak sądzić, gdyby nie to, że niestety mamy inne jeszcze przykłady, świadczące o tym, jak bezkrytyczny i łatwowierny był Euzebiusz. (…) Choćby cytowany przezeń z naiwną wiarą list Piłata do Tyberiusza, w którym prokurator Judei spowiada się przed cesarzem, iż przekonał się o boskości Jezusa i że skazał go na śmierć tylko dlatego, że Żydzi go w błąd wprowadzili. Tyberiusz, ciągnie dalej Euzebiusz, przekazał list senatowi z propozycją uznania Jezusa za Boga, spotkał się jednak z odmową pogańskich senatorów.” (s. 27)
Tu przesolił, gdyż Euzebiusz napisał trochę inaczej, w mniemanym raporcie Piłata ani słowa o „Żydach” a tylko „Piłat doniósł więc cesarzowi Tyberiuszowi o tym, co w Palestynie wszyscy już głośno opowiadali o zmartwychwstaniu Zbawiciela naszego Jezusa, a równocześnie powiadomił go, że z ust do ust idą jeszcze inne wieści o cudach Jego, że wielu jest takich, którzy już wierzą w Jego bóstwo, jako że po śmierci zmartwychwstał” zaś „Tyberiusz miał się podobno (φασι τὸν λόγον „powiadają”) odwołać do Senatu” (2,2,2 tłum. Arkadiusz Lisiecki, pisownia uwspółcześniona).
Ponieważ „Contra Celsum” 1, 47 Orygenesa zaprzecza, jakoby Flawiusz uznawał Jezusa za Mesjasza „niektórzy bibliści doszli do przekonania, że ów tekst pierwotny znany Orygenesowi dotąd kryje się w "Testimonium Flavianum", tyle tylko że przeredagowany w duchu chrześcijańskim przez jakiegoś późniejszego kopistę. (…) Hipoteza, zdawałoby się, aż nadto przekonywająca. A jednak ma ona poważne mankamenty. Przede wszystkim wątpliwości musi budzić sam zabieg wycedzania z "Testimonium Flavianum" owego domniemanego pratekstu. Poszczególni bibliści, mimo przeprowadzonych studiów nad cechami stylu i języka Józefa Flawiusza, nie zdołali zrekonstruować tekstu o jednakowym brzmieniu. Ich wersje różnią się między sobą do tego stopnia, że nie tylko samą metodę, ale także jej teoretyczne założenia trzeba stawić pod znakiem zapytania. Skoro przy dzisiejszym stanie filologii nie można uzyskać zgodnego rezultatu, ma się prawo sądzić, że taki pratekst pióra Józefa Flawiusza nigdy się nie odnajdzie.” (s. 29) Następnie dłuższy cytat z cerkiewno-słowiańskiego przekładu Flawiusza (rzeczywiście bardzo naiwny, powielający wątki z apokryfów) zakończony „Jedyny przekaz o Jezusie rzekomo pochodzenia żydowskiego okazał się, jak widzieliśmy, falsyfikatem.” (s. 31)
Jednak w 1971, czyli jeszcze za życia Kosidowskiego, profesor Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie Schlomo Pines ogłosił rozprawę, którą można przeczytać tu http://khazarzar.skeptik.net/books/pines01.pdf W kronice Agapiosa z X wieku znajduje się cytat z Flawiusza pomijający „on to był Mesjaszem” etc. Przekład polski załączyłam w komentarzu do Daniela Ropsa „Dzieje Chrystusa”, ta wersja nie zawiera „niczego, czego by nie mógł napisać żydowski historyk” (Anna Świderkówna „Rozmowy o Biblii. Nowy Testament” 2000 s. 70).
Po za tym, to moje spostrzeżenie, zdanie „wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów, Piłat zasądził go na śmierć” wygląda na prawdziwe (co prawda u Agapiosa tylko „Piłat skazał go na śmierć”),gdyby zostało dopisane, brzmiałoby z pewnością inaczej: Piłat wydał wyrok skazujący, lecz bez przekonania, wbrew sobie, zmuszony etc.

W zakończeniu „Opowieści biblijnych” była mowa o odkryciach w Qumran, z których autor wyciągnął wniosek: „esseńczycy są pod każdym względem uderzająco podobni do pierwszych chrześcijan.”
Tu wątek został rozbudowany, niezbyt konsekwentnie.

Dodać można, iż po raz pierwszy Jezusa z esseńczykami próbowali powiązać w XVIII w. jacyś Bahrdt i Venturini, przy tym wiedzę o esseńczykach czerpali z wyobraźni, przypisując im zasady odwrotne do rzeczywistych (Joachim Gnilka „Jezus z Nazaretu” Kraków 1997 s. 21).

Po odkryciu rękopisów w Qumran wrażenie podobieństwa tamtejszej wspólnoty (na ogół utożsamianej z esseńczykami) do chrześcijaństwa samo się nasuwało, lecz w miarę dokładniejszych badań okazało się powierzchowne.

Autor niestety przedstawia to po swojemu:
„Esseńczycy w Dokumencie Damasceńskim i w Komentarzu do Habakuka wspominają o jakimś „Nauczycielu Sprawiedliwości”, który poniósł śmierć męczeńską z rąk "Nikczemnego kapłana", zwanego także "Mężem kłamstwa". W zwoju zawierającym komentarz do Księgi Nahuma istnieje mglista aluzja, z której wynikałoby, że został on ukrzyżowany, chociaż z Dokumentu Damasceńskiego można wysnuć wniosek, że umarł śmiercią naturalną. Niektórzy badacze, broniąc pierwszej wersji o jego śmierci, powołują się na możliwość, że pod nazwą "Nikczemnego kapłana" kryje się osławiony z okrucieństwa arcykapłan Aleksander Janneus, który w 88 r. p.n.e. ukrzyżował kilkuset zbuntowanych Żydów, a ponieważ ział nienawiścią także do esseńczyków, którzy otwarcie go potępiali, nie można wykluczyć, że wśród jego ofiar znalazł się także założyciel sekty esseńskiej "Nauczyciel Sprawiedliwości". Esseńczycy wierzyli, że ich umęczony przywódca był Mesjaszem, że zmartwychwstanie, by powrócić na ziemię i zbawić Izrael. Według ich doktryny miał jednak przedtem pojawić się prorok, może sam Eliasz, aby pomazańcowi bożemu, "Nauczycielowi Sprawiedliwości", utorować drogę. Wierzyli więc w przyjście dwóch Mesjaszy: "Mesjasza Aarona" i górującego nad nim autorytetem "Mesjasza Kapłana". Zdawałoby się więc, że w tej koncepcji dwóch Mesjaszów różnili się zasadniczo od chrześcijan. Dojdziemy jednak do przekonania, że i w tym wypadku istnieje analogia, jeżeli przypomnimy sobie, że przecież według Ewangelii przeznaczeniem proroka Jana Chrzciciela było utorować drogę Mesjaszowi Jezusowi. Według Ewangelii Mateusza zawołał on przed ochrzczeniem Jezusa: "Ja was chrzczą wodą ku pokucie, ale ten, który po mnie przyjdzie, mocniejszy jest niźli ja, któremu ja nie jestem godzien i sandałów nosić" (3,11). Wymienione poprzednio podobieństwa sugerują w sposób frapujący, że "Nauczyciel Sprawiedliwości" był prototypem Jezusa Chrystusa, tak jak przedstawiają go ewangelie. Obaj głoszą w swej nauce pokutę, ubóstwo, miłość bliźniego i czystość moralną. Obaj byli Mesjaszami i Zbawicielami. Obaj padli ofiarą nikczemnych kapłanów i zginęli na krzyżu. Obaj mieli zmartwychwstać, powrócić w dzień sądny na ziemię, by zaprowadzić nowy ład na ziemi. Zasadniczy przebieg, jak i sens eschatologiczny ich żywotów – jak widzimy – jest zadziwiająco identyczny.” (s. 337n)
Wspólnota powstać miała wcześniej, około połowy II wieku p.n.e., tak na ogół utrzymuje piśmiennictwo przedmiotu, jednak tu mniejsza o to.
Co początkowo było zdaniem niektórych badaczy opartym na mglistej aluzji (ukrzyżowanie Nauczyciela Sprawiedliwości) niepostrzeżenie zostało pewnikiem. A rozdwojony zbawiciel okazuje się „analogiczny” do Ewangelii.
„Fascynujące są również powiązania esseńsko-chrześcijańskie natury personalnej. Rozpoczyna ten poczet Jan Chrzciciel. Łukasz pisze, iż "dziecię rosło i umacniało się w duchu i przebywało na miejscach pustynnych" (1,80). Kardynał Danielou, który nadal będzie naszym przewodnikiem w tej sprawie, zaznacza, że trudno uwierzyć, aby dziecko miało się wychowywać na pustyni w dosłownym tego słowa znaczeniu, i uważa, że "pustynią" nazywano po prostu klasztor w Qumran. (…) Za tezą kardynała Danielou przemawia także i to, że Jan, jego surowy ascetyzm, apokaliptyczne wizje dnia sądnego i wzywanie do pokuty, jego celibat i odżywianie się pieczoną szarańczą – to podobizna o typowych cechach esseńskiego anachorety.” (s. 338n)
Możliwe, że niewykluczone, chociaż Jan zwracał się do ogółu, na odwrót niż ta wspólnota, uważająca się za „czystą” itd.
„Ewangelista Łukasz donosi, że Jan i Jezus byli bliskimi krewnymi. Nic przeto dziwnego, że gdy Jezus poczuł swoje przeznaczenie, udał się naprzód w pielgrzymkę do krewnego, który wówczas słynął już jako prorok głoszący bezkompromisowo swoją prawdę. Czego się spodziewał po nim? Wiemy z ewangelii, że pragnął być ochrzczony. Ale obrzęd chrztu nigdy nie był praktykowany w ortodoksyjnym judaizmie, był to rytuał inicjacyjny, sprawowany wyłącznie w essenizmie. Następnie spędził Jezus czterdzieści dni na pustyni i tu znowu nasuwa się myśl, że "pustynia" jest skrótowym określeniem klasztoru qumrańskiego, gdzie Jezus zapewne odbył, jak byśmy to dziś powiedzieli, swoje esseńskie rekolekcje przed podjęciem działalności misyjnej. Nie bez znaczenia jest także to, że pierwsi uczniowie Jezusa pochodzili z otoczenia Jana, co świadczyłoby o bliskich związkach ideowych obu proroków. Jeśli do tego dodamy takie szczegóły, jak wybór dwunastu apostołów czy Ostatnia Wieczerza z błogosławieniem chleba i wina – to układa nam się wszystko w logiczną całość.” (s. 339)
Chrzest Jana był jednorazowy, w Qumran obrzędowe obmycia okresowo powtarzane, wprawdzie nie sprowadzone do czczego rytualizmu, gdyż wedle Reguły „Warunkiem uczestnictwa w uczcie wspólnoty oraz w obmywaniach przez kąpiel było nawrócenie i życie we wspólnocie w tym duchu nawrócenia. W przeciwnym razie owa służba Boża byłaby bezowocna.” (Joachim Gnilka, op. cit. s. 73)
„Inni bibliści, mimo tych uderzających podobieństw, stanowczo zaprzeczają, jakoby Jezus miał być esseńczykiem. Do tej grupy należy także Danielou, który w ten sposób argumentuje: Esseńczycy byli głęboko przywiązani do Prawa, szczególnie jeśli chodzi o przestrzeganie surowych przepisów szabatu. Tymczasem Jezus ponad szabat przenosi obowiązek humanitarny, leczy w tym dniu chorych, wędruje przez pola i pozwala zrywać uczniom kłosy (Mt 12,1-7). Ponadto wbrew zakazowi spożywania potraw rytualnie nieczystych, zasiada do wspólnego posiłku z grzesznikami i celnikami, co było nad wyraz gorszące dla faryzeuszy i esseńczyków. Trudno oczywiście polemizować z tymi argumentami, skoro w ogóle obracamy się w regionach spekulacji myślowych. Wydaje się jednak, że wymienione przez Danielou różnice bynajmniej nie wykluczają możliwości, że Jezus był esseńczykiem, jeżeli wyjdziemy z założenia, że wprawdzie był on pierwotnie członkiem zakonu, ale potem od niego odszedł Po prostu wyłamał się spod legalistycznych rygorów essenizmu na rzecz jego humanitarnie i uniwersalistycznie pogłębionej wersji. Był esseńczykiem zbuntowanym, esseńczykiem-reformatorem, którego stanowisko przedstawia postęp w ewolucji doktryn religijnych. Takich reformatorów znają dzieje wierzeń religijnych, zresztą różnic między Jezusem i esseńczykami jest daleko mniej, niż na przykład między katolicyzmem a luteranizmem czy kalwinizmem. Jest przy tym rzeczą obojętną, czy Jezus formalnie był esseńczykiem. Nam wystarczy, że wyrósł, jak to sam Danielou wykazuje i przyznaje, z klimatu ideologii esseńskiej, że rodzina Jezusa była według niego jedną z tych rodzin esseńskich, które żyły w rozproszeniu po wsiach i miastach, nie podlegając takim rygorom, jak wspólnota majątkowa i bezżeństwo. Nie można wobec tego dziwić się angielskiemu bibliście E. Wilsonowi, jeżeli w pewnej chwili orzekł krótko i węzłowato, że "klasztor w Qumran był jakby kolebką chrześcijaństwa".” (s. 339n)
Edmund Wilson (1895 – 1972),gdyż o nim tu mowa, był amerykańskim dziennikarzem i krytykiem literackim. Zdanie to Kosidowski „zacytował” po swojemu, bowiem brzmiało „The monastery, this structure of stone … is perhaps, more than Bethlehem or Nazareth, the cradle of Christianity.” („The scrolls from the Dead Sea” Nowy Jork, Meridian Books 1959, s. 98) co znaczy „Klasztor, owa kamienna budowla … jest, bardziej może aniżeli Betlejem czy Nazaret, kolebką chrześcijaństwa.”(„Odkrycia nad Morzem Martwym” Książka i Wiedza 1963, s. 118 tłum. Teresa Święcka, opuszczony środek zdania przedstawia opis budowli, co nie ma znaczenia dla zasadniczej myśli).
W książce Wilsona można znaleźć inne uwagi, np. izraelski uczony David „Flusser powiedział że, w moralności Nauczyciela Sprawiedliwości nie było nic z Jezusa, albowiem Jezus uczył ludzi miłować swych nieprzyjaciół, podczas kiedy Nauczyciel wobec wrogów nie czuł niczego, oprócz nienawiści i oczekiwał że Bóg go pomści. Flusser dowodził również, że w doktrynie wyznawców Nauczyciela nie było niczego z chrześcijańskiej idei głoszącej, że zbawienie można osiągnąć przez wiarę w Chrystusa, który zgładzi wszystkie nasze grzechy.” (s. 100) A przy omawianiu słów z Ostatniej Wieczerzy „Królowie narodów panują nad nimi, a ich władcy przyjmują nazwę dobroczyńców. Wy zaś nie tak [macie postępować]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa! Któż bowiem jest większy? Czy ten, kto siedzi za stołem, czy ten, kto służy? Czyż nie ten, kto siedzi za stołem? Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy.” (Łk 23, 25 – 27) Wilson dodaje „nie wiemy jaki był stosunek Jezusa do esseńczyków, wydaje się jednak jakby tu świadomie obalał ich zasady. Wiemy przecież od Józefa jak ściśle przestrzegali członkowie sekty hierarchii opartej na zasadzie starszeństwa, przy czym termin "najstarszy’" i "najmłodszy" jest niezmiernie bliski temu, co w regule Zrzeszenia określa się słowami większy i mniejszy.” (s. 91)

„Z ewangelii wynika, że Jezus wprawdzie pochwalał ubóstwo i ganił bogaczy, nie zalecał jednak wspólnoty majątkowej jako niezbędnego warunku zbawienia. A jednak taki właśnie ustrój obowiązywał w pierwszej chrześcijańskiej gminie, u jerozolimskich nazarejczyków. Toteż niektórzy bibliści słusznie zastanawiali się, skąd wziął się ten ustrój tak nagle w chrześcijaństwie. Zwrócili uwagę na trzy zastanawiające fakty: na to, że stanowił on zasadę współżycia esseńczyków, szczególnie w klasztorze w Qumran, na niewytłumaczone pojawienie się w Dziejach Apostolskich grupy stu dwudziestu prozelitów chrześcijańskich, o których poprzednio nigdzie nie było mowy, a przede wszystkim na to, że przełożonym gminy został Jakub, a nie wytypowany przez Jezusa Piotr. Opierając swoje rozumowanie na tych przesłankach, owi bibliści wypowiedzieli się za następującą tezą: Jakub prawdopodobnie był pierwotnie esseńczykiem. Będąc bliskim krewnym Jezusa, jeżeli nie jego rodzonym bratem, odnosił się do niego zawsze z dużą rezerwą, może nawet z niechęcią. Był to sceptycyzm zrozumiały u człowieka, który znał Jezusa od dzieciństwa w warunkach szarej codzienności. Dopiero po jego ukrzyżowaniu, gdy zewsząd zaczęły dochodzić coraz to nowe wieści o pustym grobie i jego zmartwychwstaniu, dał się powoli przekonać, że był on tym Mesjaszem, w którego przyjście wierzyli także esseńczycy. Przerzucając się na nową wiarą, pociągnął za sobą owych stu dwudziestu braci, którzy przedtem tworzyli jedną z gmin esseńskich pod jego przewodem. Tak można by tłumaczyć dziwny fakt ich raptownego zjawienia się jakby znikąd w narracji Dziejów Apostolskich. Na poparcie owej fascynującej tezy warto przytoczyć szereg innych jeszcze argumentów. Tak na przykład u esseńczyków instancją kierującą była rada zakonna licząca 12 starszych, nad którymi sprawowało nadzór duchowy trzech kapłanów. Każdy z członków rady miał pod swoją opieką dziesięciu mniejszych braci. Otóż podobne elementy z łatwością można dostrzec w organizacji pierwszej gminy nazarejczyków jerozolimskich. Mamy tam również dwunastu członków rady, z tą różnicą, że nazywano ich apostołami. Przypuszczalnie istniały także dziesięcioosobowe komórki podporządkowane poszczególnym apostołom, skoro sekta liczyła akurat stu dwudziestu wiernych. Natomiast odpowiednikami trzech kapłanów byli apostołowie Jan, Piotr i Jakub, o których Paweł w Liście do Galatów (2,9 itd.) powiada, że uznawano w nich trzy filary Kościoła. Do przekonania przemawia poza tym fakt, że zarówno esseńczycy, jak i nazarejczycy posługiwali się identycznymi przydomkami zakonnymi. Jedni i drudzy nazywali się "Ubogimi", "Braćmi", "Świętymi", "Wybranymi", "Synami światła", "tymi, którzy są w Mesjaszu". Przełożonego gminy Jakuba nazywano "Sprawiedliwym", co oczywiście przywodzi na pamięć "Nauczyciela Sprawiedliwości". Natomiast Piotr odwiedził w Lyddzie "Świętych" (Dz. Ap. 9, 32),a więc przypuszczalnie esseńczyków, którzy przyłączyli się do wyznawców Jezusa.” (s. 340n)

Którzy bibliści, nie podane.
Skąd wiadomo, że 120 miało związek z Jakubem, nie wiadomo. (Xavier Leon Dufour w „Słowniku Nowego Testamentu” w haśle „liczby” tłumaczy 120 jako wynik obliczenia n•(n+1)/2 dla n = 15, co wyjaśnia nic.)
Skąd „prozelici”, też nie wiadomo. W Dz 1, 15 nie pada to słowo, ani choćby zbliżone. Dokładnie brzmi to οχλος ονοματων επι το αυτο ως εκατον εικοσιν tłum złożony z około 120.
Rada 12 z Qumran nawiązywała do „12 plemion Izraela”, nic w tym szczególnego.
O Jakubie mało wiadomo, w Dziejach po raz pierwszy mowa o nim nie przy owych 120 (są tam natomiast Jakub syn Zebedeusza i Jakub syn Alfeusza) a dopiero w 12, 17 „Donieście o tym Jakubowi i braciom!” bez jakichkolwiek wyjaśnień. Zebranie (zwane „soborem”) na wniosek Jakuba nałożyło na nawróconych z pogaństwa cztery warunki (Dz 15, 20 i 29),o których Paweł jakby pierwszy raz słyszy od Jakuba w 21, 25.
O warunkach tych listy przypisywane Pawłowi milczą, zalecenia brzmią zaś inaczej (Rz 14, 2n; 1 Kor 8; Kol 2, 16; Ga 4, 10; 1 Tm 4, 4, Tt 1, 15). Z powodu przybycia „jakichś od Jakuba” τινας απο ιακωβου (Ga 2, 12) doszło w Antiochii do sporu Pawła z Piotrem.
O śmierci Jakuba podaje Flawiusz :
„Cezar [Neron] otrzymawszy wiadomość o śmierci Festusa wysłał do Judei jako prokuratora Albinusa. Król natomiast pozbawił godności arcykapłańskiej Józefa i następcą jego na tym urzędzie mianował syna Ananosa, o tym samym, co ojciec, imieniu. (…) Młodszy Ananos, który jak powiedzieliśmy, otrzymał godność arcykapłańską, był z usposobienia człowiekiem hardym i niezwykle zuchwałym. Należał do sekty Saduceuszów, którzy wyróżniali się spośród innych Żydów surowością poglądów, jak już o tym mówiliśmy. Otóż Ananos będąc człowiekiem takiego charakteru i sądząc, że nadarzyła się dogodna sposobność, ponieważ zmarł Festus, a Albinus był jeszcze w drodze, zwołał Sanhedryn i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarżył ich o naruszenie Prawa i skazał na ukamienowanie. Lecz szlachetniejsi obywatele miasta i gorliwi strażnicy Prawa oburzyli się tym postępkiem (ὅσοι δὲ ἐδόκουν ἐπιεικέστατοι τῶν κατὰ τὴν πόλιν εἶναι καὶ περὶ τοὺς νόμους ἀκριβεῖς βαρέως ἤνεγκαν). Wysiali przeto potajemnie poselstwo do króla żądając, aby listownie napomniał Ananosa i nie pozwolił mu popełniać takich czynów na przyszłość, gdyż to, czego się poprzednio dopuścił, były to postępki niesprawiedliwe (μηδὲ γὰρ τὸ πρῶτον ὀρθῶς αὐτὸν πεποιηκέναι). Niektórzy z nich nawet wyszli na spotkanie Albinusa, który właśnie przybywał z Aleksandrii, i przedstawili mu, że Ananos nie miał prawa bez jego wiedzy zwoływać Sanhedrynu. Albinus przychylił się do ich zdania i napisał w gniewnym tonie list do Ananosa, grożąc mu ukaraniem. Z tej przyczyny król Agryppa pozbawił go godności arcykapłańskiej, którą piastował przez trzy miesiące, a na jego miejsce powołał Jezusa /Jozuego/, syna Damnajosa.” (20, 9, 1) Jak widać wrogość Annasza do chrześcijaństwa nie wszyscy Żydzi podzielali.
Flawiusz wielokrotnie pisze o esseńczykach „Juda Esseńczyk, który nigdy nie chybił prawdy w swoich przepowiedniach” („Dawne dzieje” 13, 11, 2),„Esseńczyk imieniem Manahem, który słynął z cnotliwego życia i miał od Boga dar proroczy” (15,10,4),„Esseńczyk Szymon poprosiwszy o bezpieczeństwo wyjaśnił Archelausowi, że widzenie senne nie wróży mu nic dobrego” (17, 13, 3),„Wyprawą kierowali trzej mężowie odznaczający się niezwykłą krzepkością i rozumem: Perejczyk Niger, Babilończyk Silas i oprócz nich Jan Esseńczyk.” („Wojna” 3, 2, 1) i tak dalej. Gdyby Jakub do nich należał, byłoby to chyba zaznaczone.
To samo dotyczy Jana Chrzciciela „dobry człowiek, który wzywał Żydów, żeby żyli cnotliwie, a zachowując sprawiedliwość w stosunkach wzajemnych i pobożność wobec Boga, żeby w chrzcie się wszyscy spotkali. W taki tylko sposób, jego zdaniem, chrzest mógł być przyjemny Bogu. Powinni się nim posłużyć nie po to, by zyskać przebaczenie grzechów, które mogli popełnić, lecz by uświęcić ciało, zakładając, że dusza została już w pełni oczyszczona przez właściwe postępowanie. Kiedy także inni dołączali się do otaczających go tłumów, Herod się przestraszył, żeby tak wielki wpływ Jana na ludzi nie doprowadził do buntu, zdawało się bowiem, że są gotowi zrobić wszystko, co poradzi. Zdecydował zatem, że lepiej będzie uderzyć wcześniej i usunąć go, zanim wywoła jakieś zamieszki, niż, zwlekając aż wybuchnie powstanie, znaleźć się w trudnej sytuacji i wtedy dopiero żałować. I tak z powodu podejrzliwości Heroda Jan został uwięziony w Macheroncie [...] i tam także stracony.” („Dawne dzieje” 18, 5, 2 tłum. Anna Świderkówna)

Zawile i marnie pisane, czego „światopogląd” autora nie tłumaczy. By rzetelnie przedstawić np. mity greckie, nie trzeba w nie wierzyć.
Sądząc po tytule, należałoby oczekiwać opowieści Ewangelistów. Tymczasem opowieści te (których chyba za dobrze nie znał) miesza z późniejszymi legendami, a wiadomości o wykopaliskach ma tylko mniej więcej ścisłe. Szkoda, po kimś, kto napisał...

więcej Pokaż mimo to

avatar
261
64

Na półkach:

W "Opowieściach Ewangelistów" Zenon Kosidowski kontynuuje swoją opowieść o odkryciach XX-wiecznej biblistyki, dokonując pieczołowitego rozbioru Nowego Testamentu. Podobnie jak w pierwszej części, autor skupia się przede wszystkim na spójności historycznej tekstów NT z wszelkimi dostępnymi pozostałościami epoki I wieku naszej ery, skrupulatnie punktując wszystkie fantazje autorów świętej księgi chrześcijaństwa oraz pokazując jak wiele elementów Ewangelii zostało napisane tak, aby pasowały do przekazów Starego Testamentu.

Dużym plusem książki jest też bogate omówienie mało znanych rozdziałów Pisma Świętego - Dziejów Apostolskich i listów Pawła z Tarsu, w których kryje się wiele, nie zawsze ładnych, kart wczesnego chrześcijaństwa: opresyjny przymus wspólnoty majątkowej (dość brutalna historia Ananiasza i Sefiry),aprobata niewolnictwa i tyranii władzy, czy też konflikty wewnątrz sekty pomiędzy "judeistami" a "hellenistami".

Jednak dla mnie największy czar "Opowieści Ewangelistów" tkwi w tym niesamowitym klimacie Palestyny epoki I w n.e., jaki udało się Kosidowskiemu oddać. Prowincja judejska tego okresu pokazana jest w sferze kulturowej jako miejsce ścierania się filozofii greckiej z ortodoksyjnym judaizmem. W sferze polityczno-społecznej jest to kraj, w którym prosty, głodujący lud wykorzystywany jest zarówno przez rzymskiego najeźdźcę, jak i własnych wyrachowanych władców świeckich i religijnych. Gdzie co chwila wyrasta kolejny samozwańczy prorok duchowy lub przywódca zbrojnego powstania, dający ludziom złudną nadzieję na poprawę losu. Zachęcam do zanurzenia się w realia krainy i epoki, które zapewniły jednemu z takich proroków nieśmiertelną sławę.

W "Opowieściach Ewangelistów" Zenon Kosidowski kontynuuje swoją opowieść o odkryciach XX-wiecznej biblistyki, dokonując pieczołowitego rozbioru Nowego Testamentu. Podobnie jak w pierwszej części, autor skupia się przede wszystkim na spójności historycznej tekstów NT z wszelkimi dostępnymi pozostałościami epoki I wieku naszej ery, skrupulatnie punktując wszystkie fantazje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
378
160

Na półkach: ,

Kim był Jezus z Nazaretu? Kto naprawdę napisał Ewangelie?
Autor w sposób naukowy i pełen szacunku dla osób wierzących pokazuje nam co nauka wie na temat pochodzenia i rozwoju chrześcijaństwa. Odbiera kościołowi magię, którą od wieków mami się ludzi.

Kim był Jezus z Nazaretu? Kto naprawdę napisał Ewangelie?
Autor w sposób naukowy i pełen szacunku dla osób wierzących pokazuje nam co nauka wie na temat pochodzenia i rozwoju chrześcijaństwa. Odbiera kościołowi magię, którą od wieków mami się ludzi.

Pokaż mimo to

avatar
141
129

Na półkach:

Nie dałam rady. Trudno. Nie dorosłam albo po prostu nie interesują mnie takie historie. Albo tak napisane historie.

Nie dałam rady. Trudno. Nie dorosłam albo po prostu nie interesują mnie takie historie. Albo tak napisane historie.

Pokaż mimo to

avatar
274
39

Na półkach:

Bardzo dobre, popularno-naukowe wprowadzenie do krytyki biblijnej. W książce Kosidowski wspomina o najważniejszych biblistach, którzy zajmowali się naukową analizą obu Testamentów, poza tym bardzo przystępnie pokazuje tło powstania Nowego Testamentu, związki młodego chrześcijaństwa z judaizmem, a przede wszystkim z hellenizmem. Lektura obowiązkowa dla osób, które chcą docenić piękno i bogactwo Biblii oraz zrozumieć fenomen chrześcijaństwa, a dosyć mają intelektualnie obraźliwych bajek wbijanych do głowy przez księży katolickich.

Bardzo dobre, popularno-naukowe wprowadzenie do krytyki biblijnej. W książce Kosidowski wspomina o najważniejszych biblistach, którzy zajmowali się naukową analizą obu Testamentów, poza tym bardzo przystępnie pokazuje tło powstania Nowego Testamentu, związki młodego chrześcijaństwa z judaizmem, a przede wszystkim z hellenizmem. Lektura obowiązkowa dla osób, które chcą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1937
223

Na półkach: , , , , ,

Bardzo ważna dla mnie pozycja: jedna z pierwszych, dzięki którym dowiadywałam się, że świat nie jest taki, jak powszechnie się głosi. Książka ta swego czasu była chyba nawet zakazana przez Kościół, a przynajmniej księża przed nią przestrzegali ;).

Bardzo ważna dla mnie pozycja: jedna z pierwszych, dzięki którym dowiadywałam się, że świat nie jest taki, jak powszechnie się głosi. Książka ta swego czasu była chyba nawet zakazana przez Kościół, a przynajmniej księża przed nią przestrzegali ;).

Pokaż mimo to

avatar
147
34

Na półkach: ,

rewelacyjna, czyta się jak kryminał. zarwałem dwie nocki. popularnonaukowa, ale z takim jajem, że grzech jej nie znać.
Chyba najbardziej dosadne omówienia początków chrześcijaństwa bez owijania w bawełnę. czy ktoś o Zenonie jeszcze pamięta?

rewelacyjna, czyta się jak kryminał. zarwałem dwie nocki. popularnonaukowa, ale z takim jajem, że grzech jej nie znać.
Chyba najbardziej dosadne omówienia początków chrześcijaństwa bez owijania w bawełnę. czy ktoś o Zenonie jeszcze pamięta?

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    115
  • Chcę przeczytać
    84
  • Posiadam
    58
  • Ulubione
    4
  • Religia
    3
  • Teraz czytam
    3
  • Religia
    2
  • 2018
    2
  • Regał 2
    2
  • Dzieciństwo
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Opowieści ewangelistów


Podobne książki

Przeczytaj także