Studiowała filozofię i języki obce na Uniwersytecie Warszawskim. Jako tłumaczka literatury niemieckojęzycznej i krytyk literacki współpracuje z wieloma wydawnictwami, czasopismami i instytucjami kultury. W jej przekładzie ukazało się ok. 70 książek, m.in. utwory Roberta Walsera, Patricka Süskinda, Hermana Hessego, W.G. Sebalda, Theodora W. Adorno, Jürgena Habermasa, Friedricha Nietzschego. Laureatka nagród: „Literatury na Świecie”, PEN Clubu, „Zeszytów Literackich” im. Pawła Hertza, nagrody im. Hermanna Hessego, Nagrody Polsko-Niemieckiej. Za książkę Jak być artystą. Na przykładzie Thomasa Manna nominowana do Nagrody Literackiej NIKE 2012.http://
Koleżanki i koledzy tłumacze, to książka dla was! Translatoryka jako samodzielna dziedzina jest bardzo młoda i nie da się jej oddzielić od historii literatury: Łukasiewicz w pięciu esejach kondensuje wszystkie najważniejsze szkoły, zwroty, nazwiska i poglądy. Weltliteratur z rozważanami o Mickiewiczu. Forenizacja i domestykacja. Tłumacz jako najwierniejszy czytelnik. Tłumaczenie jest jak kobieta. Ocalone w tłumaczeniu. Hermeneutyka.
Doskonałe podsumowanie dla branży. Osoby spoza będą miały ciekawe wskazanie dalszych szlaków do odkrywania przekładoznawstwa, jeśli są zainteresowane tematem.
Pani profesor miałem okazję posłuchać podczas ubiegłorocznej edycji Bruno Schulz Festival. Ujęła mnie wówczas nienachalną mądrością, czy może raczej umiejętnością ubrania mądrości w słowa przystępne zamiast, jak to się często zdarza, umyślnie elitarne. Na pierwszym poziomie odbioru teksty te są zatem bardzo łatwo przyswajalne, napisane prosto i przejrzyście, z wyraźną myślą, by trafić pod strzechy ze światem, który na co dzień pod nimi nie gości. W tej konkurencji, jak się zdaje, nikt nie jest jednak w stanie doścignąć Lema.
Nawet gdy porównuję „Dziwną rzecz” z felietonami Gondowicza ze zbioru „Duch opowieści”, ten ostatni ujawnia w mojej opinii większy potencjał dotarcia do szerszego grona odbiorców. Pani profesor wspaniałomyślnie zakłada bowiem u swego czytelnika nieskromny poziom wiedzy wyjściowej, wymagany nie tylko do odnalezienia się w danych realiach, ale i do zainteresowania się nimi oraz do śledzenia – a nawet wczucia się – w pewien tok myślenia o literaturze; w wielu przypadkach, obawiam się, czytelnik okaże się tej wspaniałomyślności niegodny, a może i ja, przekonany, iż balansuję na granicy tej godności, zanadto sobie pochlebiam.
Ta obserwacja każe mi się zastanawiać, czy takie zawodowe skrzywienie objawiające się doszukiwaniem się w każdym przedmiocie, tekście, obrazie ukrytych znaczeń bywa na co dzień uciążliwe.
Wynika stąd taki wniosek, iż muszę powstrzymać się od sięgnięcia po już posiadany zbiór esejów piór pani profesor na temat twórczości Thomasa Manna, nie tylko do czasu zapoznania się z dziełami, które ów zbiór omawia, ale może i do momentu, w którym uznam – słusznie czy niesłusznie – że je zrozumiałem.
Ale jak to miło zobaczyć fragmenty, odłamki własnej wiedzy, w tym te szczególnie lubiane (Hoffmann!) sklejone z innymi, nieznanymi w zdumiewającą, płynną całość.
Gdy czytam takie rzeczy, najbardziej wstydzę się nie tego, że nie jestem erudytą, lecz tego, że czasem go udaję.