-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant15
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać419
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2017-04-06
2017-12-15
Pierwsza powieść Lema. A w niej, biomechaniczny stwór rodem z Marsa pojawia się na Ziemi metodą twardego lądowania, a’la meteor tunguski. Gdy tylko zostaje odnaleziony, z miejsca swej katastrofy/lądowania, przetransportowany zostaje czym prędzej do tajnego laboratorium, gdzieś w okolicach Nowego Jorku lat czterdziestych XX wieku.
Tam to, zbiór kilku na prędce zwołanych naukowców, wraz z narratorem tej opowieści (zupełnym przypadkiem tam się napatoczonym, byłym redaktorem Chicago World), a pod przewodnictwem światłego profesora Widdlettona, próbuje na różne sposoby z owym marsjańskim przybyszem się skomunikować, jak i zrozumieć też zasadę jego działania. Pierwsze próby nawiązania Kontaktu, nikomu jednak na zdrowie nie wychodzą…
„Trzeba nam najpierw go poznać, zanim zechcemy się poznać z nim.”
"Człowiek z Marsa" to prawdziwie pierwsze, a większe potyczki Stanisława Lema z nieznanym, obcym i niezrozumiałym. Grupa uczonych, ludzi, kontra nieziemski organizm Areanthropos, o dość nieodgadnionej zasadzie istnienia. Czy można więc pojąć, to co prawdziwie jest obce? I czy następnie jest szansa na zadowalającą obie strony komunikację?
Warto bardzo zapoznać się z tym wczesnym tekstem naszego Klasyka SF i spróbować odnaleźć w nim odpowiedzi na te fundamentalne, już wtedy, dla niego pytania. Powieść ta jest krótka, napisana sprawnie i pomimo swego poważnego już wieku, czytanie jej sprawia niekłamaną przyjemność. Dla fanów – rzecz to oczywiście jest obowiązkowa. A dla reszty społeczeństwa – takoż samo!
Niniejszy tom zawiera również 14 opowiadań, powstałych i w przeważającej większości opublikowanych w latach 40 ubiegłego wieku. Historie w nich zawarte, przesiąknięte są tematyką wojenną i jej, naturalnie, głównie się tyczą. Lem, w naturalistyczny niemal sposób przedstawia, całkiem dla niego przecież świeże a tragiczne opowieści, czasów drugiej wojny światowej.
Chwilami ich pesymizm jest dojmujący. W szczególności w "Operation Reinhardt", gdzie poziom realizmu i autentyzmu, połączonego z opisywanym szaleństwem wywózki lwowskich żydów do obozów śmierci, stanowi prawdziwie przejmujące i mocno ponure czytelnicze przeżycie.
Do jaśniejszych i lżejszych nieco chwil tego tomu, zaliczyć za to można dwa spotkania ze Stefanem Trzynieckim! Postacią znaną ze świetnego, choć również traumatycznego co nieco w odbiorze "Szpitala Przemienienia".
Tom kończą powojenne wiersze Mistrza. Cóż o nich rzec można? No cóż, jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie wolę te spod pióra niejakiego Pawła Marciszewskiego! Nie znacie? Poszukajcie, a znajdziecie. A następnie se przeczytajcie!
Pierwsza powieść Lema. A w niej, biomechaniczny stwór rodem z Marsa pojawia się na Ziemi metodą twardego lądowania, a’la meteor tunguski. Gdy tylko zostaje odnaleziony, z miejsca swej katastrofy/lądowania, przetransportowany zostaje czym prędzej do tajnego laboratorium, gdzieś w okolicach Nowego Jorku lat czterdziestych XX wieku.
Tam to, zbiór kilku na prędce zwołanych...
2017-11-05
Ta osiemdziesięciostronicowa książeczka to ni mniej, ani więcej, jak faktycznie wybór i krótki opis, ulubionych dzieł sztuki dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, które znajdują się w zarządzanej przez nią placówce.
Wybór, jak każdy ze swej natury, jest subiektywny i nie oznacza on tutaj w żaden sposób dzieł obiektywnie uznanych za najwartościowsze w MNW. I nie musi, gdyż ten albumik przecież nie tego się tyczy. W założonych swych ramach, spełnia on miło swoje zadanie i stanowi całkiem ciekawą lekturę!
Ta osiemdziesięciostronicowa książeczka to ni mniej, ani więcej, jak faktycznie wybór i krótki opis, ulubionych dzieł sztuki dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, które znajdują się w zarządzanej przez nią placówce.
Wybór, jak każdy ze swej natury, jest subiektywny i nie oznacza on tutaj w żaden sposób dzieł obiektywnie uznanych za najwartościowsze w MNW. I nie musi,...
2017-10-28
Czternaścioro, nieznanych sobie wcześniej osób, reprezentujących różne profesje, znudzonych już mocno i niezadowolonych takoż samo ze swych dotychczasowych miałkich egzystencji, trafia na planetę Delmak-O, by tam wspólnie prowadzić eksperymentalną kolonię. Cel zaistnienia owej kolonii jest jednak tajemnicą i taką też pozostać ma już do końca, gdyż podczas transmisji z instrukcjami, właśnie celu tego się tyczącymi, dochodzi do awarii przekaźnika i cała ta gromada bohaterów zostaje pozostawiona tam nagle samym sobie.
Ich sytuacji zdecydowanie nie poprawi również rychło bardzo pojawiający się w ich szeregach trup! Niemożność ucieczki z planety, brak zrozumienia pierwotnego celu utworzenia tego habitatu, narastający strach i paranoja – to nowe okoliczności przyrody, jakim świeżo upieczeni obywatele Delmak-O muszą sprostać, aby przeżyć, gdyż ewidentnie ktoś, lub coś, pragnie ich tam śmierci!
Philip K. Dick, w typowy dla siebie sposób, podejmuje po raz kolejny ulubioną dla siebie tematykę subiektywnego postrzegania świata. Robi to tym razem (poza klasycznym sztafażem SF) otaczając się co nieco scenerią rodem z kryminału. Trup bowiem ściele się tutaj dosyć gęsto, a kto i dlaczego zabija – pozostaje zagadką do rozwiązania. Natomiast ucieleśnieniem teorii nieobiektywnej percepcji zastanej rzeczywistości, Autor Przez ciemne zwierciadło czyni w powieści złowieszczy Budynek.
Budowla to niezwykle tajemnicza, owiana mroczną nutą grozy, ciężka też bardzo do fizycznego, wizualnego tam uchwycenia. Co jednak jest najważniejsze, w krytycznej fabularnie chwili, płata ona srogie percepcyjne figle całej grupie bohaterów, jednocześnie stając się tutaj kolejnym symbolem, ewidentnie końca niemającej, Dickowej obsesji.
"Zadziwiające, jak daleko potrafią się posunąć ludzie kierowani podświadomym pragnieniem uniknięcia kontaktu z rzeczywistością."
Równie silnym wątkiem w powieści Autor, po raz kolejny zresztą, czyni kwestię wiary w Boga. Chociaż trudno tutaj mówić o samej wierze, wszak w świecie "Labiryntu" i systemie religijnym wymyślonym przez PKD na jego potrzeby, Bóg jest istotą jak najbardziej realną! Przy odrobince tylko szczęścia, można go wręcz fizycznie spotkać, jak i pogawędzić z nim co nieco – Chodzący po Ziemi – a modlitwy do Niego kierowane często bardzo przynoszą skutek całkiem wymierny!
Wątkiem trzecim znajduję w książce tematykę wirtualnej rzeczywistości, o której to za wiele jednak napisać się tutaj nie da, gdyż zrujnować by to mogło zabawę i radość płynącą z lektury tej to właśnie opowieści. Dodać jedynie pragnę, iż rzecz niezmiernie mocno skojarzyła mi się z jakimś całkowicie realnym opisem… życia przed życiem? Taki jakiś osobisty dryf, prozą i oparami Dicka spowodowany!
Konkludując, "Labirynt śmierci" jest powieścią więcej niźli dobrą. Bo dobrą z plusem! Klasycznie Dickowa, o świetnie znanej już wszystkim jego fanom problematyce, i w więcej niż przyzwoitym stylu napisana. I choć do "Ubika", czy "Trzech stygmatów…" zdecydowanie jej brakuje, to czas spędzony przy jej lekturze, straconym na bank i nijak – nie będzie! 6,5/10.
Czternaścioro, nieznanych sobie wcześniej osób, reprezentujących różne profesje, znudzonych już mocno i niezadowolonych takoż samo ze swych dotychczasowych miałkich egzystencji, trafia na planetę Delmak-O, by tam wspólnie prowadzić eksperymentalną kolonię. Cel zaistnienia owej kolonii jest jednak tajemnicą i taką też pozostać ma już do końca, gdyż podczas transmisji z...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-20
Część druga ostatniego, jak na razie, piątego tomu cyklu Pieśni Lodu i Ognia, przeczytany niemal dokładnie rok po lekturze części pierwszej, przynosi mi i tym razem doznania wielce podobne.
Nade wszystko znów PRZESYT, tym nędzy pełnym światem, przez Autora nam przedstawionym. Oj, ileż można się w tej straszliwej marności taplać? Marności o setce znów imion, których nie będę po raz kolejny przytaczał.
Coś w tym wszystkim jednak nadal ciągle jest, skoro czytelnik, nawet tak znużony i zniechęcony już do tej lektury, pomimo wewnętrznych swych sprzeciwów... pożera ją systematycznie, metodycznie, a nawet z lekka i masochistycznie, aż do samego jej finału!
Finału, który gdzieś tam, przez moment daje w końcu jakąś... nadzieję? Na lepsze jutro dla Westeros. I na kolejną, potwornie długo wyczekiwaną część - "Wichry zimy". Czas pokaże jak to będzie, a póki co - to wciąż kawał cholernie dobrej lektury...
Część druga ostatniego, jak na razie, piątego tomu cyklu Pieśni Lodu i Ognia, przeczytany niemal dokładnie rok po lekturze części pierwszej, przynosi mi i tym razem doznania wielce podobne.
Nade wszystko znów PRZESYT, tym nędzy pełnym światem, przez Autora nam przedstawionym. Oj, ileż można się w tej straszliwej marności taplać? Marności o setce znów imion, których nie...
2017-09-24
"Łamignat Straszliwy" to drugi tom Nowych Przygód Kajka i Kokosza. O ile pierwszy - "Obłęd Hegemona", przyjęty i oceniony został raczej umiarkowanie, tak tutaj album ten niezmiernie przyjemnie mnie zaskoczył.
Komiks i tym razem składa się z czterech historyjek, acz rysowników mamy już tylko trzech. I to było chyba dobre posunięcie.
1. "Słoń a sprawa zbójcerska". S. Kiełbus/M. Kur
Obcujemy tutaj z naprawdę świetną historyjką o Zbójcerzach, z malutkim, gościnnym występem KiK. I znów stwierdzić muszę bardzo dobrą, nowoczesną, tłustą, acz klimat Christy trzymającą wybornie, kreskę Kiełbusa, takiż też scenariusz Kura, co kupy mocno się trzyma i zaopatrzony jest chwilami częstymi w znakomite dialogi! Jest zabawa, bywa i parsknięcie śmiechem. I to wcale nierzadko! Brawo, tak to powinno wyglądać!
2. "Łamignat Straszliwy". P. Bednarczyk/M. Kur
To piękne kolory, niemal jak u Christy! I charakterystyczna kreska Bednarczyka, którą chyba udało mi się finalnie polubić. Postaci narysowane przez niego są ostre, wyraziste i lekko znów karykaturalne. Natomiast cały background, tło akcji, czyli świat tej historyjki, wizualnie jest bliski ideału! Jest wręcz taki, jaki każdy fan życzyłby sobie by był. Po raz kolejny też, opowieść z Łamignatem, fabularnie trzyma poziom bardzo miły. Do licha - jest naprawdę nieźle!
3. "Instytut badania smoków". T. Samojlik
Zaskoczeniem dla mnie jednak największym, niewątpliwie jest opowieść autorstwa Samojlika. Przyjemnie skonstruowany scenariusz i naprawdę ładnie namalowane kadry. Co prawda, sam styl rysowania podoba mi się wciąż tutaj najmniej, acz uczciwie muszę oddać Autorowi, iż się postarał. Nie odstaje tym razem od poprzedników, i choć kreskę Christy przypomina zdecydowanie najmniej, to sam klimat klasycznych historyjek Mistrza udało mu się zachować. Brawo!
4. "Pojedynek". S. Kiełbus/M. Kur
Historyjka ostatnia, najkrótsza, to znów świetny duet Kiełbus/Kur. Opowieść o wizycie Wojmiła u swego brata Mirmiła, to świetna okazja by przekonać się jak rysownik poradzi sobie z postaciami innymi niż Zbójcerze. Kajko z Kokoszem, Lubawa oraz kłótliwi wiecznie bracia, wypadają tutaj więcej niźli zadowalająco. Tak mogłaby wyglądać pełnostronicowa kontynuacja przygód naszych bohaterów! Scenariusz i dialogi znów sprawiły mi całkiem sporą przyjemność, jednocześnie utrzymując w albumie poziom po raz kolejny - najwyższy!
Wszystkie komiksy, moim zdaniem, prezentują się o klasę lepiej, od tych zaprezentowanych w debiutanckim albumie. Są bardziej dopracowane graficznie i wizualnie oraz na poziomie tekstowym i fabularnym. I co warto z niekłamaną radością zauważyć - wszystko to razem idzie w bardzo obiecującym kierunku!
O ile album drugi nie wydawał się być pewnym ujrzenia światła dziennego, tak część trzecia Nowych Przygód Kajka i Kokosza, wydaje się być całkowicie logiczną i naturalną konsekwencją historyjek zawartych w bardzo dobrym, "Łamignacie Straszliwym". Ja już czekam!
"Łamignat Straszliwy" to drugi tom Nowych Przygód Kajka i Kokosza. O ile pierwszy - "Obłęd Hegemona", przyjęty i oceniony został raczej umiarkowanie, tak tutaj album ten niezmiernie przyjemnie mnie zaskoczył.
Komiks i tym razem składa się z czterech historyjek, acz rysowników mamy już tylko trzech. I to było chyba dobre posunięcie.
1. "Słoń a sprawa zbójcerska". S....
2017-09-17
Paradyzja, wydana po raz pierwszy w 1984 roku, jest powieścią krótką, acz niezwykle treściwą i pełną socjologiczno-fantastycznej materii. Jest absolutnie cudowna i - po raz kolejny - mistrzowsko alegoryczna. Ale to również, u tego Autora, odnaleźć możemy w standardzie.
Ziemski wysłannik, pisarz - Rinah Devi, po sześcioletniej, anabiotycznej podróży na frachtowcu Regina Vacui, przybywa na tytułową Paradyzję. Twór sztuczny, sporych rozmiarów satelitę, krążącego gdzieś (lecz nie wiadomo gdzie) wokół planety Tartar, w gwiazdozbiorze Psów Gończych. Ten kompleks połączonych ze sobą dwunastu cylindrycznych kontenerów, stanowiących orbitującą Paradyzję, zamieszkuje gigantyczna już populacja, bo około 150 milionów ludzi, potomków niedoszłych kolonistów planety Tartar.
Niedoszłych, gdyż w pierwotnej ewaluacji i ocenie życiodajnych warunków na tej planecie był poważny błąd, uniemożliwiający osiedlenie się tym ludziom na jej powierzchni. No, przynajmniej tak brzmiała oficjalna informacja i wersja niejakiego Carlosa Jose Cortazara - przywódcy tych pechowych i nieszczęsnych osadników.
Postanowiono jednak szat nie rozdzierać i założyć swą wymarzoną kolonię. Na orbicie, opływającego w niemal nieprzebrane, naturalne bogactwa, Tartaru! Tak powstała Paradyzja, ogłosiła niezależność od Ziemi i od ponad już stu lat, jest ściśle, szczelnie i tajemniczo izolującą się, sztuczną planetą.
Rinah, z czterotygodniową paradyzyjską wizą w ręku, mieszka i poznaje ten zamknięty i jedyny w swym rodzaju świat. A ze swych obserwacji i zebranych tam informacji, zamierza stworzyć książkę.
"Ilekroć coś wyda Ci się dziwne, przypomnij sobie gdzie jesteś, i zamiast się dziwić, spróbuj zrozumieć."
Ta kolejna, zajdlowska antyutopia, jest kolejnym zajdlowskim majstersztykiem! Świat, który oglądamy i oceniamy oczami ziemskiego wysłannika, jawi nam się dwojako. Jest habitatem nade wszystko nastawionym na bezpieczeństwo i przetrwanie swoich obywateli. Temu imperatywowi podporządkowane jest tam całe ich życie, a czuwa nad nim wszechstronnie, choć bezstronnie, obiektywnie i komputerowo doskonale - Centralny System Zabezpieczeń.
Od zakazu swobodnego i niekontrolowanego przemieszczania się po satelicie (możliwe zakłócenie sztucznej grawitacji), po konieczność instalacji w każdym miejscu Paradyzji mikrofonów, kamer i przejrzystych ścian (by zapobiec śmiertelnym w skutkach aktom sabotażu i dywersji). Dla wzmocnienia czujności wśród obywateli i wpojenia im odpowiednich reakcji na zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne, często stosowane są nagłe ćwiczebne alarmy i tzw. pogadanki szkoleniowe.
Jednostki stopnia człowieczeństwa - SC, paradyzyjskiego systemu społecznego, w prosty, precyzyjny i nadzwyczaj sprawiedliwy sposób czuwają nad tym, aby każdy obywatel dostał to, na co uczciwie zapracował i zasłużył swoim przykładnym zachowaniem. Od punktów dodatnich, po te ujemne. Z jak zawsze niezawodną, komputerową precyzją! Nareszcie kolesiostwo czy nepotyzm nie mają racji bytu!
"W naszym pojęciu wolność osiąga się przez uświadomienie, że wszystko, co nas ogranicza, jest konieczne."
Na Paradyzyjski Raj, można też spojrzeć i z innej perspektywy. Objawi się on nam wtedy dość mocno niepokojąco, jako orbitalna kolonia, gdzie łamane są fundamentalne prawa człowieka. Gdzie panuje całkowity brak prywatności, cenzura i permanentna, audio-wizualna inwigilacja. Gdzie trwa ciągła, przymusowa propaganda, a obywatele odczuwają nieustanne poczucie zagrożenia, z zewnątrz i od środka. Gdzie, by móc powiedzieć co myśli się naprawdę i oszukać System, używać trzeba niewykrywalnego dla systemu komputerowego, skojarzeniowo-aluzyjnego języka - KOALANG.
I wreszcie - gdzie całe społeczeństwo jest więzione, izolowane, dezinformowane i okłamywane, przez czyniący wszystko, by utrzymać się przy władzy, nieuchwytny, bezlitosny a totalitarny reżim.
Jak jest naprawdę, która perspektywa jest prawdziwa, po czyjej stronie jest słuszność i co z tym wszystkim wspólnego ma siła Coriolisa? O tym każdy czytelnik fantastyki, i nie tylko, zdecydowanie winien przekonać się sam, delektując się znów lekkim, wspaniałym i przenikliwym piórem Zajdla!
P.S. W Paradyzji z łatwością odnajdziemy nawiązania do czasów i realiów naszego PRL. Co uderzyło mnie jednak szczególnie, to korelacja scen oprowadzania Rinaha po tym satelicie, przez specjalnie przydzielonego mu przewodnika, z tym, w jaki tylko sposób, turystycznie zwiedzać można... KRLD.
Paradyzja, wydana po raz pierwszy w 1984 roku, jest powieścią krótką, acz niezwykle treściwą i pełną socjologiczno-fantastycznej materii. Jest absolutnie cudowna i - po raz kolejny - mistrzowsko alegoryczna. Ale to również, u tego Autora, odnaleźć możemy w standardzie.
Ziemski wysłannik, pisarz - Rinah Devi, po sześcioletniej, anabiotycznej podróży na frachtowcu Regina...
2017-09-11
Część druga blogowych zapisków Siostry Małgorzaty Chmielewskiej w wersji papierowej. Obejmująca lata 2012-2014, czyli kolejne po zapoznanych już w "Cerowaniu świata".
Tak samo wartościowa i tych samych rzeczy się tycząca materia co w poprzedniczce, więc powtarzać się nie będę. Bo i problemy wciąż te same - życie wszak toczy się dalej, a bieda-biznes łatwo nie ma i zapewne mieć nigdy nie będzie... POLECAM!
------
https://statekglupcow.wordpress.com/2017/09/11/s-malgorzata-chmielewska-swiata-zakaznym-dobrem-bezustanne-cerowanie/
Część druga blogowych zapisków Siostry Małgorzaty Chmielewskiej w wersji papierowej. Obejmująca lata 2012-2014, czyli kolejne po zapoznanych już w "Cerowaniu świata".
Tak samo wartościowa i tych samych rzeczy się tycząca materia co w poprzedniczce, więc powtarzać się nie będę. Bo i problemy wciąż te same - życie wszak toczy się dalej, a bieda-biznes łatwo nie ma i zapewne...
2017-08-03
Przyjemnie spędziłem czas z tą antologią. Znajdziemy w niej fantastyczne opowiadania z lat 50 i 60 XX wieku, autorstwa kilku mniej znanych (szerszym gronom czytelników), radzieckich pisarzy SF.
Czy współczesny SFan winien się więc z taką pozycją zaznajomić? Myślę, iż szat rozrywać nie będzie zmuszon, gdy on, no i ta pozycja, rozminą się w swojej wspólnej czasoprzestrzeni.
"Dziwna planeta" jest jednak wyborem opowieści gwarantujących nostalgiczny powrót do czasów optymistycznej i radosnej fantastyki naukowej, w dodatku w mniej znanym, bo rosyjskim wydaniu. To świetna lektura uzupełniająca! Wiele do Kanonu SF zapewne nie wnosząca, acz jako stare, fantastyczne czytadło - daje radę! 6/10.
Przyjemnie spędziłem czas z tą antologią. Znajdziemy w niej fantastyczne opowiadania z lat 50 i 60 XX wieku, autorstwa kilku mniej znanych (szerszym gronom czytelników), radzieckich pisarzy SF.
Czy współczesny SFan winien się więc z taką pozycją zaznajomić? Myślę, iż szat rozrywać nie będzie zmuszon, gdy on, no i ta pozycja, rozminą się w swojej wspólnej...
2017-08-15
Po raz kolejny dane jest mi stwierdzić, iż czytanie Lema, jak i czytanie o Lemie samym, to czynności tak samo mi przyjemne. Nad wyraz mi przyjemne, dodajmy!
Wojciech Orliński, autor znany dobrze lemofilom z książki "Co to są sepulki? Wszystko o Lemie", postanowił napisać pierwszą w kraju biografię naszego rodzimego Mistrza literatury fantastyczno – naukowej: Stanisława Lema. Jak postanowił, tak też i uczynił. A co mu z tego wyszło? Zobaczmy!
W swojej nowej książce, Orliński, omawiając kolejne etapy życia i twórczości Lema, bazuje dosyć obficie na kilku wydanych i znanych już pozycjach. Są to przede wszystkim: "Wysoki Zamek" – autobiograficzny wgląd Lema w swoje lwowskie dzieciństwo, oraz "Tako rzecze… Lem" i "Świat na krawędzi" – dwie absolutnie przepyszne książki typu wywiad-rzeka, autorstwa kolejno: Stanisława Beresia i Tomasza Fiałkowskiego.
Opiera się również, całkiem zresztą nierzadko, na opublikowanych korespondencjach Autora "Solaris" ze swoim przyjacielem Sławomirem Mrożkiem oraz amerykańskim tłumaczem swoich dzieł: Michaelem Kandlem. Czerpie też, nie raz – ani dwa, choć może nie garściami, z bardzo miłej książki syna Pana Stanisława – Tomasza Lema, o tytule "Awantury na tle powszechnego ciążenia".
Czy zatem ten swoisty lemofilski kogel-mogel, zaserwowany nam przez biografa w "...Życiu nie z tej ziemi", ma jakąś sensowną wartość dla zmaniaczonego czytelnika i fana Stanisława Lema, który to czyta, pochłania, pożera i zwyczajnie już zna wszystkie powyżej przedstawione pozycje, traktujące o życiu Mistrza? Bo nie da się ukryć – Orliński, pomimo, iż wszystkie te fakty z życiorysu Lema ładnie i składnie zbiera do tzw. kupy i układa w chronologiczną, spójną całość, to wydawać by się mogło, że niczym więcej nas tutaj zaskoczyć nie może. Bo i czym i skąd? A jednak…
Biograf staje na wysokości zadania. Zapoznaje się (zapewne mozolnie, chociaż pewnie i radośnie), a następnie cytuje inne, prywatne i niepublikowane dotąd, stosy korespondencji Twórcy "Powrotu z gwiazd". Są to listy od i do swoich przyjaciół, dobrych znajomych i innych tłumaczy swojej prozy. Przekopuje się przez kilka historycznych książek o Lwowie i Krakowie, głównie czasu drugiej wojny światowej. Osobiście się też udaje do miejsc blisko związanych z życiem Lema, i chadza tam jego ścieżkami. W końcu – prowadzi liczne rozmowy z najbliższą rodziną pisarza oraz z osobami, z którymi los zetknął był Pana Stanisława, podczas jego wyjątkowego, twórczego życia.
A wszystko to okrasza mało znanymi, i smakowitymi przez to wielce, fotografiami!
Skutkiem tego niezwykle interesującego riserczu, jakiego dokonał Orliński, nasza wiedza o Mistrzu jest zdecydowanie pełniejsza i doskonalsza! Tam, gdzie nie wszystko w biografii Lema było dotąd jasne, lub przez samego pisarza było niedopowiedziane, czy zakamuflowane i zaszyfrowane wręcz, Orliński precyzyjnie i wiarygodnie uzupełnia biograficzne luki. W przyjemny i satysfakcjonujący sposób, wraz z dużą dozą prawdopodobieństwa.
"Lem. Życie nie z tej ziemi" staje się zatem – a nawet tym samym! – pozycją obowiązkową! Dla tych, którzy nie posmakowali jeszcze jakiejkolwiek biograficznej wiedzy o Twórcy sepulek – nawet nie ma o czym mówić, a pisać tym bardziej! Jazda do księgarń! Natomiast dla wszelkiej maści lemologów, lemofilów i lemożerców, ta biografia będzie przede wszystkim kolejną przepyszną, „okołolemową” lekturą, ale i wiarygodnym źródłem kolejnych, frapujących faktów, smaczków i historyjek Mistrza Lema się tyczących! Polecam więc już z sumieniem całkowicie i krystalicznie czystym – lektura tej książki nijak Was zawiedzie! 8/10!
Po raz kolejny dane jest mi stwierdzić, iż czytanie Lema, jak i czytanie o Lemie samym, to czynności tak samo mi przyjemne. Nad wyraz mi przyjemne, dodajmy!
Wojciech Orliński, autor znany dobrze lemofilom z książki "Co to są sepulki? Wszystko o Lemie", postanowił napisać pierwszą w kraju biografię naszego rodzimego Mistrza literatury fantastyczno – naukowej: Stanisława...
2017-05-20
Debiutancki tomik poezji jednego z Kapitanów "Statku Głupców". Pierwsze koty za płoty! I choć na poezji nie znam się tak dobrze, jak choćby na growlingu Chrisa Barnesa z epoki jego chrząkań w Cannibal Corpse, to oznajmić muszę, że tomik ten udanym jest!
Ocen głębszych i merytorycznie rozleglejszych podejmować się jednak tutaj nie będę, gdyż brak fachowej wiedzy w tej materii, miażdżąco dyskwalifikującym mi się wydawać zdaje! Wystarczy jednak stwierdzić, że w wielu miejscach "Czarnego słońca i białej dziewczyny" spisane tam strofy, były mi, jako czytelnikowi - bliskie i przyjemne w odbiorze! A to już COŚ! Zatem brawo i czekam na więcej!
Debiutancki tomik poezji jednego z Kapitanów "Statku Głupców". Pierwsze koty za płoty! I choć na poezji nie znam się tak dobrze, jak choćby na growlingu Chrisa Barnesa z epoki jego chrząkań w Cannibal Corpse, to oznajmić muszę, że tomik ten udanym jest!
Ocen głębszych i merytorycznie rozleglejszych podejmować się jednak tutaj nie będę, gdyż brak fachowej wiedzy w tej...
2017-05-20
Nowy Grzędowicz mnie nie zawiódł. Przestraszony co nieco niektórymi opiniami, tam i ówdzie zamieszczonymi, do jego "Hel 3" podszedłem z dużą dozą nieśmiałości jak i dystansu.
Tymczasem powieść czytało mi się świetnie. Jej kartki przewracało się w tempie sporym i z niekłamaną przyjemnością. Choć świat opisywany przez Autora już tak przyjemnym w odbiorze nie jest. Ponura wizja ludzkiej rzeczywistości AD 2058, to targana potężnym kryzysem energetycznym Europa, to tak samo zrujnowany Bliski Wschód, ciągle na krawędzi religijnej wojny domowej.
Nad tym wszystkim, lub pośród tego wszystkiego, jest następca naszego Internetu - MegaNet. To w nim, główny bohater książki - Focus, umieszcza różnorakiej treści nagrania swojego autorstwa i liczy na dobry zarobek z ich odsłon spowodowany. W czeluściach niego również, rozrywkowo głównie, pogrążają się masy całe ludzi, ukazanych tutaj w lekko groteskowy, choć prawdopodobny jednak sposób.
Grzędowicz WYBORNIE opisuje technikalia z tym związane. W sposób plastyczny, zrozumiały i jak dla mnie naprawdę smaczny! Fabuła prowadząca czytelnika od iwentu do iwentu Focusa, w żaden sposób mnie nie nudziła, i to mimo pewnego rodzaju przewidzenia głównej potrawy podanej w pewnej restauracji, podczas pewnego tam spotkania. Z ciekawością przewracałem kartki, wgryzając się w wartką akcję.
Niewątpliwie mylący, co do globalnej treści powieści jest jej tytuł. Fabuła związana z wydobyciem i eksploatacją na Księżycu tegoż surowca, zajmuje ledwie finalne 100 stron. Książka winna posiadać tytuł bardziej adekwatny!
Podsumowując, "Hel 3" Jarosława Grzędowicza to świetne SF. Bardzo dobrze napisane historie, obite w więcej niźli przyzwoity, gatunkowy sztafaż. Wybitnym dziełem Autora tego bym za pewne nie nazwał, acz 7,5/10 z sumieniem czystym przyznać pragnę!
Nowy Grzędowicz mnie nie zawiódł. Przestraszony co nieco niektórymi opiniami, tam i ówdzie zamieszczonymi, do jego "Hel 3" podszedłem z dużą dozą nieśmiałości jak i dystansu.
Tymczasem powieść czytało mi się świetnie. Jej kartki przewracało się w tempie sporym i z niekłamaną przyjemnością. Choć świat opisywany przez Autora już tak przyjemnym w odbiorze nie jest. Ponura...
2017-04-13
Przyjemna bardzo książeczka, przybliżająca czytelnikowi postać wyjątkowego artysty jakim był Gustav Klimt.
Zawiera ona krótki historyczny rys, jak i dosyć smacznie odmalowuje sam klimat epoki, w której to tworzył jeden z założycieli Wiedeńskiej Secesji. Przedstawia też zwięzły opis jego malarskiej kariery, a także jego twórcze inspiracje.
W części drugiej albumik zaznajamia nas z wybranymi i najbardziej charakterystycznymi dziełami Klimta, pokrótce je omawiając. Przydatna pozycja, przyjemna lektura! POLECAM!
Przyjemna bardzo książeczka, przybliżająca czytelnikowi postać wyjątkowego artysty jakim był Gustav Klimt.
Zawiera ona krótki historyczny rys, jak i dosyć smacznie odmalowuje sam klimat epoki, w której to tworzył jeden z założycieli Wiedeńskiej Secesji. Przedstawia też zwięzły opis jego malarskiej kariery, a także jego twórcze inspiracje.
W części drugiej albumik...
2017-03-23
"Marsjański Poślizg w Czasie" to jedna z lepszych powieści PKD. Jest jednocześnie powieścią niezmiernie typową dla tego Autora.
Różnice w postrzeganiu rzeczywistości, jej niekontrolowane rozszczepienie, narkotyki, schizofrenia czy inna choroba psychiczna. Sztafaż fantastyczny i w środku tego wszystkiego CZŁOWIEK. Tym razem na skolonizowanym przez niego Marsie!
Typową - nijak jednak znaczy sztampową czy nudną! Znawcy tematu twierdzą, że Dick w kółko pisał tę samą książkę. Przez całe swe życie. Tak samo zresztą jak i nasz Zajdel. Cóż począć, skoro to była tematyka PKD, o tym chciał i pragnął był tworzyć, tego sam przecież w prywatnym życiu co nieco doświadczał!
"Marsjański.." czyta się przyjemnie, bezproblemowo i szybko. Tutaj też niespodzianek nie będzie. I bardzo to dobrze! Gdyż żaden fan zawiedziony nie pozostanie, a czytelnik nowy w sposób lekki zapozna się z główną problematyką dzieł tego wielkiego, lecz za życia słabo docenianego, amerykańskiego fantasty!
Co prawda Mars z 1964 roku jest uroczo naiwny w opisach, ale także i w tej naiwności tkwi rozkoszna i nostalgiczna, fantastyczna siła tej książki. Na mnie ona działa! Stąd ma ocena: 7 plus na 10! POLECAM.
"Marsjański Poślizg w Czasie" to jedna z lepszych powieści PKD. Jest jednocześnie powieścią niezmiernie typową dla tego Autora.
Różnice w postrzeganiu rzeczywistości, jej niekontrolowane rozszczepienie, narkotyki, schizofrenia czy inna choroba psychiczna. Sztafaż fantastyczny i w środku tego wszystkiego CZŁOWIEK. Tym razem na skolonizowanym przez niego Marsie!
Typową -...
2017-01-24
A niech to! ROZCZAROWANIE..
Książka, podczas czytania niestety mnie nużyła, jej akcja nijak pociągnąć nie chciała, a sam bohater jak i cała narracja jakaś taka młodzieżowa się okazała.. PROSTA. Normalnie nie trafiło to do mnie..
Owszem klimat to od czasu do czasu miewało. Akcja w Bibliotece bardzo przyjemna, samo zakończenie również uważam za udane! Pomysł fabularny na pewno też oryginalny, ale NIEDOSYT i finalne z niego też wywodzące się, a wspomniane już na wstępie ROZCZAROWANIE - przeważy w mojej tutaj tego ocenie.
Na młodszego czytelnika winno to działać o wiele mocniej! Na mnie jednak nie chciało. Gdyż tunele moskiewskiego metra, a w nich losy Artema, niestety mnie nie porwały! Kolejną część zapewne kiedyś przeczytam, bo mam, ale chyba tak jak i "Metro 2033" - będzie to raczej lektura jednorazowa! 6,5/10. No i tyle.
A niech to! ROZCZAROWANIE..
Książka, podczas czytania niestety mnie nużyła, jej akcja nijak pociągnąć nie chciała, a sam bohater jak i cała narracja jakaś taka młodzieżowa się okazała.. PROSTA. Normalnie nie trafiło to do mnie..
Owszem klimat to od czasu do czasu miewało. Akcja w Bibliotece bardzo przyjemna, samo zakończenie również uważam za udane! Pomysł fabularny na...
„Ciężar nieważkości. Opowieść pilota-kosmonauty” to fascynująca lektura! Generał Hermaszewski interesująco bardzo opowiada o przygodzie swojego życia: ośmiodobowym pobycie na okołoziemskiej orbicie, spędzonym w radzieckim statku SOJUZ-30, a następnie na orbitalnej stacji badawczej SALUT-6. A wszystko to, działo się w ramach lotów załogowych, międzynarodowego programu kosmicznego INTERKOSMOS.
Przygoda ta, mająca historyczne miejsce i czas w roku 1978, jest prawdziwym ukoronowaniem jego ambicji i marzeń, ale przede wszystkim niezmiernie ciężkiej pracy. Gdyż w kosmos latali wtedy nie tyle najlepsi, co tylko najlepsi z najlepszych!
A Mirosław Hermaszewski taką wybitną jednostką niewątpliwie był. W swojej książce, przyjemnie, a chwilami i barwnie, opisuje swoją, nierzadko i wyboistą, drogę na ten w nieważkości usytuowany, nadniebny szczyt.
Od dramatycznego dzieciństwa, poprzez kolejne szczeble lotniczego wtajemniczenia i niebanalnej, wojskowej kariery. Na każdy z tych etapów dochodzi on drogą tytanicznej pracy, oraz nieprawdopodobnie mozolnych i katorżniczych wręcz – w finalnych epizodach – treningów.
Wyczerpujących fizycznie i mentalnie. To nie była droga dla każdego. Chęć, oraz swoisty przymus bycia najlepszym, nie zatracając przy tym cech koleżeńskości czy skromności, była skutecznym determinantem oraz motorem działań jedynego jak do tej pory, polskiego kosmonauty!
„Opowieść pilota-kosmonauty” czyta się naprawdę znakomicie. A dla fanów prozy Lema, gratka jest to też dodatkowa, gdyż prawdziwie urzeczywistnia jego niesamowite fantazje, spisane na kartach jego wielu powieści! Hermaszewski bowiem, chwilami sporymi, szczegółowo zasypuje nas realnymi, kosmicznymi technikaliami. Słodycz! No i czysta Science! Choć niewątpliwie z przełomu lat 70/80.
Dodatkowo, książka zawiera sporą liczbę bardzo ciekawych i znakomicie ubarwiających tę historię fotografii. Wiele z nich, zaczerpnięta jest z bogatego, prywatnego archiwum Autora.
Kosmiczna przygoda życia Mirosława Hermaszewskiego, bez dwóch zdań, z łatwością stanie się czytelniczą przygodą każdej złaknionej tego typu opowieści istocie! Polecam zdecydowanie zapoznać się z tą pozycją! Musowo jest bowiem znać historię ikony i żywej legendy polskiej kosmonautyki! Jazda zatem do czytania, a generałowi niechaj będzie WIECZNA CHWAŁA!
„Ciężar nieważkości. Opowieść pilota-kosmonauty” to fascynująca lektura! Generał Hermaszewski interesująco bardzo opowiada o przygodzie swojego życia: ośmiodobowym pobycie na okołoziemskiej orbicie, spędzonym w radzieckim statku SOJUZ-30, a następnie na orbitalnej stacji badawczej SALUT-6. A wszystko to, działo się w ramach lotów załogowych, międzynarodowego programu...
więcej Pokaż mimo to