Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

#malibogowie 👩‍⚕🩺💉 przekornie powiem, że to nie jest zachęcający tytuł, a sama książka optymistyczna, choć myślę, że potrzebna. Przyznaję, miałam obawy przed rozpoczęciem lektury bo chciałam, i bałam się zarazem. Nie wiedziałam, czy jestem gotowa skonfrontować to, co słyszałam z tym, co rzeczywiście tam znajdę. Podświadomie nie chciałam chyba znaleźć też potwierdzenia tego, o czym mówi się głośno, ale i nie mówi nic, chociaż wszyscy wokół wiedzą. Ja przeczytałam i nie żałuję, powiem więcej, myślę, że powinien przeczytać ją każdy, zwłaszcza jeśli ma często do czynienia ze służbą zdrowia…

Autor tłumaczy, dlaczego jest tak, a nie inaczej, tyle że tutaj wszystko jest bardzo względne, bo ma dwie strony medalu. I tak jak dwie osoby patrząc z góry na cyfrę 6, i dla jednej będzie to 6 z jej perspektywy, tak już dla drugiej 9, i obie będą mieć rację. Te przeprowadzone rozmowy pomagają uświadomić nam pewne rzeczy, chociaż czasem nie chce się wierzyć…😱

Technicznie natomiast książkę podzielono na 8 rozdziałów grupujących dany temat, razem z przykładami. Czyta się bardzo szybko, podobała mi się też forma. Tekst rzeczywiście przypomina zapiski z notesu. Naprawdę polecam, ale to dosyć gorzka narracja :-(

https://www.instagram.com/p/CZ685h6MGCx/?utm_source=ig_web_copy_link

#malibogowie 👩‍⚕🩺💉 przekornie powiem, że to nie jest zachęcający tytuł, a sama książka optymistyczna, choć myślę, że potrzebna. Przyznaję, miałam obawy przed rozpoczęciem lektury bo chciałam, i bałam się zarazem. Nie wiedziałam, czy jestem gotowa skonfrontować to, co słyszałam z tym, co rzeczywiście tam znajdę. Podświadomie nie chciałam chyba znaleźć też potwierdzenia tego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze słowa, jakie cisną się na usta, na dźwięk tytułu, to: klimat, groza, oblepiający mrok niepokój, nieustannie czuć, że coś wisi w powietrzu…

Akcja biegnie dwutorowo, z jednej strony mamy chatkę za wsią, ze schorowaną matką i opiekującą się nią córką, która nie jest taka, jak inne dzieci, a z drugiej małżeństwo z kilkuletnim synkiem, który to po powrocie z lasu, gdzie spędzał dosyć rzadkie wspólne chwile z ojcem, powraca nie taki sam, co tylko matka może zauważyć, i od razu wyłapuje, że coś jest nie tak. Celowo nie zagłębiam się w szczegóły fabuły, jednak wypada napisać, co wywołało największe emocje podczas lektury. W książce znajdą się też wątki obyczajowe, ja jednak postanowiłam skupić się na metafizyce, bo tym kupiła mnie @annamusiałowicz.

Czytałam #kuklanylas już jakiś czas temu, i trochę zajęło mi zebranie myśli odnośnie tej książki #dlamnienowe. Chyba pierwszy raz miałam okazję sięgnąć po taką czystą grozę (jak w mocnym filmie), chociaż znajdziemy też wątek obyczajowo-kryminalny. Podejrzewam jednak, że nie jest to pozycja dla wszystkich, jest w pewien sposób specyficzna, ale to już kwestia preferencji. Ja jestem zdecydowanie na tak. I to z kilku powodów, aczkolwiek pierwszym i kluczowym jest niesamowity klimat, głęboka metafizyka (co kocham, i do znudzenia powtarzam przy każdej recenzji). Zaznaczę tutaj jednak, że moja opinia jest mocno subiektywna, ze względu na pewien zabieg stylistyczny zastosowany przez Autorkę, jakim jest personifikacja lasu, bowiem las ma dużo miejsca w moim sercu, a jest on tutaj głównym bohaterem, silnym, konsekwentnym, majestatycznym. Bohaterów łączy mistyczna więź z lasem. Drzewa rządzą, wymierzają karę. Człowiek jest wobec nich bezradny... Ten las wchłania, rezonuje w czytelniku. Można tam zabłądzić, ale także…zagubić siebie. Atmosfera z każdą stroną gęstnieje…

Kolejną sprawą nie do pominięcia, jest relacja matki i córki, oraz to, do czego to może doprowadzić, kiedy matka, której towarzyszy nieutulony żal z przeszłości, notabene porusza niebo i ziemię w imie pojętego przez siebie dobra dziecka... Mamy tutaj dwie takie postacie, ale do mnie bardziej przemówiła staruszka- matka Natalki. À propos dziewczyny, wypadek z dzieciństwa zdeterminował przyszłość zarówno jej samej jak i jej bliskich. Przeznaczenia nie da się oszukać, zawsze znajdzie swój cel.

Zakończenie składa się w spójną i niepokojącą całość, liryczną i smutną historię.
Dostajemy odpowiedzi na swoje pytania. P.S. Posłowie jest creepy…

Pierwsze słowa, jakie cisną się na usta, na dźwięk tytułu, to: klimat, groza, oblepiający mrok niepokój, nieustannie czuć, że coś wisi w powietrzu…

Akcja biegnie dwutorowo, z jednej strony mamy chatkę za wsią, ze schorowaną matką i opiekującą się nią córką, która nie jest taka, jak inne dzieci, a z drugiej małżeństwo z kilkuletnim synkiem, który to po powrocie z lasu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To od razu z wysokiego C- co mi się podobało w tej książce?
Wiele, ale do rzeczy, po pierwsze na pewno to, że akcja nie zwalnia tempa od samego początku. Tam się non stop coś dzieje, nie sposób nie przewrócić kolejnej strony i odłożyć książkę. Jest wiele wątków, ale wszystkie stanowią spójną całość w perspektywie całej historii.

Narracja pierwszoosobowa- dzięki czemu na bieżąco śledzimy to, co dzieje się w głowie bohaterki (a dzieje się dużo). Poznając całą historię jej życia, dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania, co pozwala zrozumieć jej motywacje i sposób postępowania. Wszystkiego jednak dowiadujemy się na końcu. Tu nic nie dzieje się przypadkiem. Pola to postać, która przeszłą tak wiele złego w życiu. Kiedy wydaje się, że wszystko jest już dobrze, w życiu zapanowała harmonia, jeden telefon, który wyrywa ją ze snu, zmienia wszystko, a to jeszcze nie koniec mrocznego scenariusza, które napisało dla niej życie. Wszystko, co zbudowała, obraca się w pył, także obraz męża w jej oczach. (Podczas żałoby zajmuje się rozgrzebywaniem jego tajemnic, które po sobie pozostawił, co może wprowadzać czytelnika w lekkie zmieszanie, bowiem skąd bierze na to siły, kiedy równolegle trwają poszukiwania synka). Bardzo lubię książkach, to, jak mogę zanurzyć się w psychice bohatera.

Podsumowując, to thriller psychologiczny doskonały. Intryga, piętrzące się tajemnice i pytania, wątek metafizyczny (który uwielbiam), symbole oraz tempo narracji i to, jak pajęczyna niepokoju oplata podczas lektury, buduje niezapomniany klimat. Powiedzieć, że zakończenie jest zaskakujące, to jak nic nie powiedzieć. Wbija w przysłowiowy fotel, ja ani przez chwile nie zbliżyłam się do prawdy, aż do zakończenia. Mój umysł w pewnym momencie podążył utartą ścieżką stereotypów. Metaforyczny tytuł. Do mnie osobiscie bardzo trafne porównanie. Opowieść mroczna, klimatyczna, smutna, lekko surrealistyczna, ze względu na wiele symboli. Oniryczny motywzaspokoil moj glod metafizyki. Takze moje oczekiwania spelnione. Metaforyczny tytuł. Do mnie osobiscie bardzo trafne porównanie. Opowieść mroczna, klimatyczna, smutna, lekko surrealistyczna, ze względu na wiele symboli. Oniryczny motyw zaspokoił mój głód metafizyki. Takze moje oczekiwania spelnione.

Autorka w swoim tytule porusza wiele trudnych aspektów życia- jak strata, żałoba, molestowanie seksualne, ciężkie dzieciństwo i relacje z rodzicami, bezsilność, mroczne zakątki umysłu ludzkiego, zagłuszanie traumatycznych wydarzeń i tego skutki, dramat matki i żony. I kluczowe- stawienie czoła prawdzie, i własnym demonom z przeszłości, (nie) radzenie sobie z nimi. Jaką cenę trzeba zapłacić za dawne błędy.? Czytelnik może odczuć wiele emocji od przejmującego smutku, przez złość.

To od razu z wysokiego C- co mi się podobało w tej książce?
Wiele, ale do rzeczy, po pierwsze na pewno to, że akcja nie zwalnia tempa od samego początku. Tam się non stop coś dzieje, nie sposób nie przewrócić kolejnej strony i odłożyć książkę. Jest wiele wątków, ale wszystkie stanowią spójną całość w perspektywie całej historii.

Narracja pierwszoosobowa- dzięki czemu na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przeczytałam (w końcu) i ja. No i co..? Jestem po tej drugiej, pewnie mniej licznej stronie barykady- w skrócie, raczej na nie. Mogłabym powiedzieć, że złamał mnie szeroko zakrojony marketing, swego czasu książkę widywałam "wszędzie", ale nie do końca, bowiem przyciągnęła mnie obietnica metafizycznego wątku, który uwielbiam.

No ale do rzeczy. Może zacznę od tego, że książkę czytałam kilka tygodni, z długimi przerwami. Myślę, że to już mówi wiele... Tytuł liczy ok. 600 stron, i w tym wypadku to zdecydowania za dużo ☹ Męczyłam ją, i wciąż liczyłam na efekt wow, ale szczerze? Nie rozwiązałam zagadki skąd te zachwyty w booksferze. Po pierwsze, to liczyłam na dobra fantastykę, a dostałam… beletrystykę z romansem, czego nie znoszę, na dodatek w ogólnym rozrachunku zaliczyłabym ją do literatury młodzieżowej- biorąc pod uwagę sposób myślenia bohaterki. Właśnie- Addie….no ni jak nie udało mi się sympatyzować z nią, raczej mnie irytowała. W ogóle średnio przypadli mi do gustu bohaterowie, byli kompletnie neutralni. Żałuję, że jedynie Estelle nie była bardziej wykreowana, chyba ją polubiłabym najbardziej. Addie jest do bólu zwykłą dziewczyną, nie jest to dojrzała bohaterka, bywa nudna i naiwna. Nie chwytały mnie za serce jej przygody. Momentami byłam zniesmaczona jej kolejnymi ekscesami. W ogóle sporo tu seksualności (w różnych odcieniach), ale nie takiej sensualnej, jedynie cielesnej. Historia Henriego również mnie nie wzruszyła, a on sam nie urzekł.

Fabuła była dosyć powtarzalna- schemat rozdziałów był powielany, i w sumie bohaterkę spotykało to samo, tylko zmieniało się otoczenie i ludzie. Natomiast ona sama ciągle tkwiła w tym samym momencie swojego życia. (Przez 300 lat nie znalazła sobie żadnego hobby, poza nauką języków). Mimo ze akcja dzieje się na przestrzeni 300 lat to autorka raczej skupia się no kolejnych podobnych „przygodach” Addeline, jakoś nie bardzo wplatając w to, co się dzieje na świcie, a działo się wiele. No ale nic, najwyraźniej postawiła na opis uczuć Addie, nie na miejsce i przestrzeń wokół, a trochę szkoda, bo wydaje mi się, że to by trochę wzbogaciło lekturę.

Owszem jest w książce kilka fajnych cytatów, V.E. Shwab raz na jakiś zwróciła uwagę na pewny ważny aspekt życia, przy którym warto się na chwilkę zatrzymać, nie przeczę. Początkowo miałam problem z oceną. Podsumowując: potencjał mocno obiecujący, ale w moim odczuciu w znacznym stopniu nie wykorzystany . Lektura bardzo mi się dłużyła, i momentami zmuszałam się, byle tylko skończyć. Końcówka troszkę przyspieszyła. A właśnie a propos akcji… to nie należy tu się nastawiać na wartki przebieg wydarzeń, nie znajdziemy tutaj tego. Bardzo dużo miejsca poświecono sztuce, ale tutaj to już co kto lubi (chociaż pomysł z 7 piegami bynajmniej mnie nie zachwycił ).

Komu polecam? Hm, fanom lekkiej, nieskomplikowane lektury, i romansów? Nie znajdą tu dla siebie zbyt wiele czytelnicy lubiący przygodę, zawrotne tempo czy wyraźny zarys psychologiczny. Gdyby nie objętość książki, możne sprawdziłaby się jako „coś lekkiego”, na lato w ramach „odmóżdżacza”. Po przeczytaniu na pewno nie poleciłabym jej osobom, które mają podobny do mojego gust. Wg mnie historia jest przegadana i roz(prze)reklamowana.

Przeczytałam (w końcu) i ja. No i co..? Jestem po tej drugiej, pewnie mniej licznej stronie barykady- w skrócie, raczej na nie. Mogłabym powiedzieć, że złamał mnie szeroko zakrojony marketing, swego czasu książkę widywałam "wszędzie", ale nie do końca, bowiem przyciągnęła mnie obietnica metafizycznego wątku, który uwielbiam.

No ale do rzeczy. Może zacznę od tego, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To dopiero pierwsza książka tego typu, jaką przeczytałam. 
Autorem jest znany kryminolog Christopher Berry- Dee, który zaprasza nas w mroczną przestrzeń, jaką jest umysł zwyrodnialców. Wprawi czytelnika w osłupienie, cytując słowa swoich rozmówców. Tytuł lekko nieadekwatny, bo rozmowy są owszem, ale to tylko fragmenty i o wiele więcej interpretacji ze strony autora.


Owszem dowiadujemy się dużo na temat zagadnień z psychologii/psychiatrii, czy biochemii. Zaglądamy trochę do sal sądowych, patrzymy na ręce policji. Dee bez skrupułów obnaża niedociągnięcia lekarzy, opisuje kwestie sporne w psychiatrii, a także niechlubne celowe działania wymiaru sprawiedliwości, czy biegłych. Aczkolwiek nie krytykuje ich, bardziej nakreśla problem.

Natomiast bez ogródek  wypowiada się o przestępcach, nie ma dla nich żadnych skrupułów. Zagląda im w głowy, próbuje pokazać nam, co nimi kieruje (choć to nie jest do pojęcia dla normalnych ludzi).

 Autor jest bardzo skrupulatny, i gruntownie przygotowywał się do napisania książki. Powołuje się na liczne źródła, nazwiska specjalistów, podaje konkretne daty. Kryminolog z dużym doświadczeniem i sukcesami, o których ciągle wspomina. Jest specjalistą, ma tego świadomość i mocno to podkreśla, zawarł mnóstwo odwołań do swoich poprzednich książek, z których jest nad wyraz dumny. W ogóle mam wrażenie, że narracja kręci się wokół jego geniuszu, o którym jest chyba przekonany. Trochę za dużo tego afiszowania się z tym i autoreklamy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że paradoksalnie dużo mówi o rozbuchanym ego i megalomanii…

Słowem podsumowania zdecydowanie na plus poruszenie kwestii związanych z analizą psychiki, jak i z samymi procesami psychopatycznych oskarżonych, natomiast na minus protekcjonalny ton samego Christophera. Sporo suchych faktów, i skąpe opisy zbrodni, co akurat tłumaczy na końcu książki… Także wiemy w pewnym stopniu, dlaczego psychopaci coś zrobili, ale jeśli chodzi o szczegóły, to już bardzo oszczędnie o tym pisze, ogranicza się do ogólnego zarysu zbrodni.

To dopiero pierwsza książka tego typu, jaką przeczytałam. 
Autorem jest znany kryminolog Christopher Berry- Dee, który zaprasza nas w mroczną przestrzeń, jaką jest umysł zwyrodnialców. Wprawi czytelnika w osłupienie, cytując słowa swoich rozmówców. Tytuł lekko nieadekwatny, bo rozmowy są owszem, ale to tylko fragmenty i o wiele więcej interpretacji ze strony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mimo że do poradników pałam raczej umiarkowanym zapałem, ale przyznaje, że zaintrygował mnie zarówno ten tytuł jak i zamysł autorki, ta bowiem wyznacza sobie datę śmierci i od tej pory żyje tak, by niczego nie żałować, i odejść szczęśliwa. Wsłuchuje się mocno w głos serca, podąża za marzeniami.

„Deadline” to dla mnie bardziej taki pamiętnik z adnotacjami. Pisany jest lekkim tonem, pomimo że przemycane są tutaj ważne sprawy. Wszystko poparte jest przykładami z życia Reinwarth, co przydaje autentyczności, ale czy trafi do każdego..? Z „poradnikami” różnie bywa, myślę jednak, że to bardzo dużo zależy od charakteru czytelnika, i… pewnej odwagi, by się przemoc. Ważnym jest, że to nie jest taka sucha checklista z gotowym pomysłem na super życie. Alexandra Reinwarth sama przeszła przez wszystkie etapy i opisuje nie tylko otoczkę, żeby czytelnik mógł się wczuć w sytuację, ale i uzewnętrznia się, podaje nam cały przekrój emocji i przemyśleń. Także książka zasługuje na poświęcenie jej swojego czasu, i jeśli choć jedna rzecz wyjątkowo do kogoś trafi, i podąży za tym, to myślę, że warto. A czyta się bardzo szybko, i mam tu na myśli nie tylko czcionkę, akapity i puste miejsca, ale gawędziarski styl i prosty język Rainworth. Nie bawi się tu w zabiegi stylistyczne, tylko konsekwentnie realizuje swój plan i po prostu to dokumentuje, finalnie przedstawiając nam swoją kolejną już książkę.

Przyznaję, że nie każda z porad do mnie trafiła, ale chyba nie da się zadowolić wszystkich. W każdym razie znalazłam dla siebie kilka cennych rad, a wiele cytatów zaznaczyłam. Są bardzo motywujace jak i dają do myślenia, zatrzymują w pół kroku. Nie będę spojlerować, ale śmiem twierdzić, że każdy znajdzie coś dla siebie, i przypadną mu do gustu/ serca niektóre akapity/ rozdziały, które zmuszają do refleksji.

Wszyscy powinniśmy zdać sobie sprawę, że człowiek też ma swoją „datę ważności”. I nic ani nikt nie trwa wiecznie, i to w naszej gestii leży to, jak je przeżyjemy, po ile z niego sięgniemy, a co i komu darujemy. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czym jest dla nas szczęście.

P.S.
Bradzo spodobała mi się okładka, "kobieta z czaszką" na miętowym tle. Wg mnie, ta humorystyczna grafika ładnie współgra, nie tylko z treścią, ale i ze stylem autorki.

Mimo że do poradników pałam raczej umiarkowanym zapałem, ale przyznaje, że zaintrygował mnie zarówno ten tytuł jak i zamysł autorki, ta bowiem wyznacza sobie datę śmierci i od tej pory żyje tak, by niczego nie żałować, i odejść szczęśliwa. Wsłuchuje się mocno w głos serca, podąża za marzeniami.

„Deadline” to dla mnie bardziej taki pamiętnik z adnotacjami. Pisany jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na kartkach powieści poznajemy historię czeskiej rodziny Ludnaków. Małżeństwo z dwiema nastoletnimi córkami. Autorka skupia się tutaj na zachowaniu bohaterów, bez zbędnych ozdobników. Ona chce pokazać coś czytelnikowi, i pokazuje… Przygotujcie się na hard core.
Matka, która wszelkie frustracje (praca, mąż) wyładowuje w domu. Za ofiarę, bo tak nie można tego inaczej nazwać, obrała sobie…młodszą córkę, tym samym gloryfikując starszą, co udziela się również i tamtej, bowiem powiela ona zachowanie matki rozdmuchującej jej ego i obie tłamszą młodszą dziewczynkę. Jednak to nie wystarcza, kobieta podjudza też męża, by ten „ręcznie” wymierzał sprawiedliwość, dając poparcie jej chorym ambicjom. Ojciec kompletnie nieangażujący się w wychowywanie dzieci, myśli, że siłą wszystko nadrobi. Zrobi, czego żona oczekuje, byle tylko mieć święty spokój.
Ta książka porusza nie tylko temat podcinania skrzydeł artystycznej duszy w młodych latach, jaką jest Basia, tu chodzi o coś więcej. Mamy obnażone problemy rodzinne, a także trudny etap dojrzewania dziewcząt, również w tym fizycznym kontekście. Brak wsparcia i poszanowania intymności. Dziewczynka, uciekając w sztukę, znajduje odrobinę wytchnienia w swoim skomplikowanym życiu. Jedynie młody nauczyciel, zauważając jej talent, próbuje popchnąć ja dalej w tym kierunku.
Przychodzi jednak moment, że 12-latka zauważa, że coś jest nie tak…Nie potrafi zrozumieć, co się dzieje, całą winę, którą zresztą się jej wmawia, bierze za pewnik, i tkwi w takim przekonaniu. Znikąd nie dostaje pomocy, mimo że wysyła jawne sygnały.
A technicznie..?
Czyta się błyskawicznie, i wcale nie mam na myśli, że książka liczy 184 strony. Język jest bardzo prosty, przez co jeszcze bardziej dosłowny, głównym narratorem jest dziewczynka. Czytając, człowiek czuje się, jakby stał obok i słuchał, co do niego mówi. Wypowiedzi bohaterów są oddzielone, mało tego nawiązują do poprzednich, przez co uzupełniają się, dając obraz sytuacji z każdej perspektywy, a ja taki zbieg stylistyczny lubię bardzo.
Są momenty, że chciałoby się cisnąć książką o ścianę…zwłaszcza przy akapitach z matką… Ja rozumiem, jest pogubiona, słabo jej się wiedzie w małżeństwie, każdy ma jakieś swoje bziki np. obsesyjne dbanie o porządek. Ale nic nie usprawiedliwia okrucieństwa wobec drugiego człowieka, bagatela, córki! Kiedy czytałam rozdziały, kiedy ona była narratorem, to robiło mi się słabo, czy ona naprawdę jest taka…prosta i głupiutka? Ciągle chcąc być lepszą, próbuje dorównać koleżance z pracy. Co ona ma w głowie..? Despotyczna do granic, wciąga w to swojego męża. Niezdolna do żadnych negocjacji oraz miłości do młodszego dziecka.
Petra ślizga się między trudnymi tematami, dotyka wielu problemów rodzinnych, nakreśla, może nawet przejaskrawia, ale nie ocenia, pozostawia przestrzeń czytelnikowi. Serwuje nam wachlarz emocji, to, co się dzieje w głowie podczas lektury, to istne tornado wściekłości i bezsilności. Mocna lektura, więc zdecydowanie polecam amatorom mocnych wrażeń, ja jestem usatysfakcjonowana, jakkolwiek by to nie zabrzmiało w kontekście powyżej lektury, cenię sobie jednak w książkach, kiedy fundują burzę emocji.

Na kartkach powieści poznajemy historię czeskiej rodziny Ludnaków. Małżeństwo z dwiema nastoletnimi córkami. Autorka skupia się tutaj na zachowaniu bohaterów, bez zbędnych ozdobników. Ona chce pokazać coś czytelnikowi, i pokazuje… Przygotujcie się na hard core.
Matka, która wszelkie frustracje (praca, mąż) wyładowuje w domu. Za ofiarę, bo tak nie można tego inaczej nazwać,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Niegrzeczne święta Meg Adams, Justyna Chrobak, Ewelina Dobosz, Anna Langner, Agnieszka Lingas-Łoniewska, Kinga Litkowiec, Beata Majewska, Katarzyna Berenika Miszczuk, Emilia Szelest, Robert Ziębiński
Ocena 6,2
Niegrzeczne św... Meg Adams, Justyna ...

Na półkach: , , ,

Oj nie….Nie dałam rady zmóc nawet drugiej połowy książki…

Coś mnie podkusiło, by wejść w posiadanie tego egzemplarza. (I to jeszcze w ramach wybranego prezentu… ). To był strzał w stopę.

Nie dość, że romansideł nie czytuję, to jeszcze nie przepadam za erotykami… Ale czasem jest tak, że chcemy spróbować czegoś innego, by przełamać nieco stare przyzwyczajenia.. Mało tego, opowiadania także nie należą do lubianych przeze mnie form literackich. No cóż, jak widać, nie zawsze warto, a w tym wypadku „zdrada” ulubionych gatunków nie wyszła na dobre. No nic, pogadałam sobie, a teraz co tu napisać odnośnie samych opowiadań..? Yyy….

„Niegrzecznie święta” trafiają na półkę „niedokończone”, i przypuszczam, że takimi już pozostaną. Nie znalazłam nic, co by mnie przyciągnęło i zatrzymało (dobra, niech będzie okładka, skoro mam już znaleźć jakiś plus). Opowiadania są słabe, a historie beznadziejne, jak miałka telenowela ☹ ja rozumiem, że opowiadanie ma być krótkie i ciężko ładnie rozwinąć akcję, ale….no nie. A co z nutką pieprzyku? Dla mnie zabrakło tam czułości i uczucia, była tylko surowa cielesność, bez żadnego dreszczyku podniecenia, tylko wulgarność i wyuzdanie.., a już pewna scena w opowiadaniu 3….masakra.

Zdaję sobie oczywiście sprawę, że są czytelnicy, którzy preferują tego typu literaturę i chyba tylko im mogłabym polecić tę książkę. Jeśli ktoś na co dzień jednak nie gustuje w tego typu fabule, to zdecydowanie odradzam. Ja liczyłam na jakiś powiew świeżości w mojej biblioteczce, ale to był błąd. Wracam pokornie do moich starych, dobrych nawyków, i coś czuję, że długo nie sięgnę po żadne „nowości”, zwłaszcza w tym powyższym rodzaju.

Oj nie….Nie dałam rady zmóc nawet drugiej połowy książki…

Coś mnie podkusiło, by wejść w posiadanie tego egzemplarza. (I to jeszcze w ramach wybranego prezentu… ). To był strzał w stopę.

Nie dość, że romansideł nie czytuję, to jeszcze nie przepadam za erotykami… Ale czasem jest tak, że chcemy spróbować czegoś innego, by przełamać nieco stare przyzwyczajenia.. Mało tego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Głównymi bohaterkami są Julia i Alicja, dwie nauczycielki z liceum. Postanawiają one udać się wspólnie na mazurskie wakacje z dala od świata i ludzi- w leśniczówce u kuzyna jednej z kobiet. Wydawałoby się, że poza solidnym odpoczynkiem, nie ma co liczyć na więcej niż agroturystykę. Otóż nie, los co innego dla nich przygotował, mało tego, wczasowiczki same będą sobie dostarczać jeszcze więcej atrakcji, i przygód na własne życzenie.


Książka jest zdecydowanie przegadana i lektura się dłużyła. Objętość książki jest odwrotnie proporcjonalna do akcji. Nie działo się wiele, a zakończenie też bez fajerwerków. Za to w to miejsce pojawiła się ulga. Mnóstwo powtórzeń i poszczególnych słów i akcji…np. na kilku stronach kobiety wielokrotnie zbierały grzyby, o czym autorka nie omieszkała podkreślać za każdym kolejnym razem. W ogóle miałam wrażenie, że bohaterkami nie są sorki licealistek a …same uczennice. Momentami patrząc na ich zachowanie, czy czytając wypowiedzi, nie mogłam uwierzyć, że to dorosłe kobiety… Niespełnione detektywki miewały bardzo dziwne pomysły, i niezdrowo się zapalały do niektórych z nich. Chyba to przykład, kiedy sympatia do kryminałów wchodzi za mocno. Jakże one szalenie musiały się nudzić na tych wczasach, gdzie to miały beztrosko leniuchować i zresetować się po ciężkim roku pracy, jednocześnie ładując baterie na kolejny.


Jak czytamy, ma to być komedia kryminalna. Więc co jest śmieszne, a co nie jest, to już pozostawię subiektywnej ocenie innym czytelnikom. Jeśli chodzi o mnie to owszem, wyłapałam humorystyczne momenty, które wywołały uśmiech na twarzy, ale zbyt wiele takich nie było. Czasami miałam wrażenie, że jakiś żart jest na siłę, ale czy zabawny..? To już pewnie kwestia poczucia humoru i tego co nas bawi.

Powiem wprost, ta książka niczym mnie nie zachwyciła niestety. No, poza tytułem, który mocno mnie zaintrygował, i wiedziałam, że koniecznie muszę poznać tę historię. Lektura przyniosła jednak pewne rozczarowanie. Żadnego dreszczyku godnego kryminału, to raczej obyczajówka z wątkiem kryminalnym, bo dla mnie to ani komedia, ani kryminał. Raczej nie sięgnę po kolejne części przygód powyższych bohaterek.

To chyba najbardziej negatywna recenzja, jaką napisałam, ale skoro już wywołała we mnie pewne emocje, to postanowiłam oficjalnie się wypowiedzieć, chociaż przyznam, że przez jakiś czasami zastanawiałam się, czy w ogóle umieszczać tego typu opinie.

Głównymi bohaterkami są Julia i Alicja, dwie nauczycielki z liceum. Postanawiają one udać się wspólnie na mazurskie wakacje z dala od świata i ludzi- w leśniczówce u kuzyna jednej z kobiet. Wydawałoby się, że poza solidnym odpoczynkiem, nie ma co liczyć na więcej niż agroturystykę. Otóż nie, los co innego dla nich przygotował, mało tego, wczasowiczki same będą sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Głównymi narratorami są Adrianna 40+, matka czwórki dzieci. Oraz Tymek rówieśnik jej starszej córki. Kim są, co ich trapi, o czym marzą i jak żyją? Po szczegóły tradycyjne odsyłam do lektury, sama zaś ograniczę się do zarysu.
Ada, stłamszona matka nastolatków, nieszczęśliwa żona i wypalona kobieta. Mimo pozycji w mieście, wygodnego życia u boku poważanego męża, wiedzie życie, które nie jest ani słodkie, ani różowe. Zaczyna zauważać, że coś tu jest nie tak, nie tak miało wyglądać jej życie rodzinne. Jest rozczarowana i zrezygnowana. Jak wiadomo, jak coś się sypie to po całości, a i tu nie jest inaczej, do tego wszystkiego dochodzą problemy w pracy. Co nie wyczerpuje koszmaru, jaki się zapowiada. Adrianna wikła się w romans z młodym mężczyzną, po czym jak po równi pochyłej wszystko obraca się w pył. Czy coś takiego może się dobrze skończyć? Nie wydaje mi się…

Tymek ma kompleksy, do tego kiepsko trafił z sympatią. Choć ma rozsądnych rodziców, z którymi ma świetny kontakt, to jednak brakuje mu kogoś w jego wieku, i trochę na siłę stara się przypodobać rówieśnikom. Czasem zaciskając zęby, sam wątpi w to, co robi, ale czy to warto…? Tak naprawdę zna odpowiedź.

Co serwuje nam autorka?
Jaki gatunek prezentuje tytuł? Otóż nie da się na to pytanie odpowiedzieć. Utkała ona spójną powieść, czerpiąc z wielu, bowiem jest to i obyczajówka/ romans/dramat, jak i sensacja, ale najbardziej wg mnie to thriller psychologiczny, i to z mocno rozbudowanym/ dopracowanym wątkiem. Porusza wiele wątków ówczesnego świata, problemów ludzi. Po lekturze pozostaje mnóstwo rzeczy do przemyślenia. Pani Karolina bezceremonialnie przeorała mózg.
Co znajdziemy takiego mocnego i złożonego?
Intrygę, zdradę, pożądanie, manipulację, obsesję, zemstę, nienawiść. Popularność, chęć przypodobania się innym, rozbujane ego, egoizm. Nie tylko kwestię małżeństwa, sensu miłości, a także bolączki w rodzinie, takiej jak trudne relacje pomiędzy domownikami i rozczarowanie, czy oziębłość, brak szacunku i jakiegokolwiek wsparcia, również rutyna i monotonia związku. Mocny akcent postawiła na role kobiety w rodzinie i jej poświęcenia się, za które nie zawsze jest zapłata. Przeczytamy też o brakach w życiu, każdy potrzebuje czegoś innego i poszukuje tego na swój sposób. Ta historia to pajęczyna tajemnic. Pokazuje, jak wszystko jest kruche, a diabeł tkwi w szczegółach, bo tak niewiele trzeba by zburzyć w jednej chwili wszystko, co ustalone i poukładane, niczym domek z kart. Skutki podjętych decyzji potrafią się zemścić i przybrać niewyobrażalny rozmiar.

Narracja jest podwójna. Mimo że bohaterów mamy wielu, to są to tak wyraziste postacie, że nie sposób ich pomylić, czy zapomnieć, nikt tu nie jest przypadkowy z perspektywy całej powieści, i każdy wątek jest elementem układanki, z których na końcu możemy złożyć cały konsekwentny obraz. Pisarka powoli nas wprowadza w życie bohaterów, po kawałeczku dając nam kolejny puzzel. Spójność i niespodziewane powiązania bohaterów spinają całą historię. Język stylizowany na potrzeby różnych postaci. Znajdziemy tam piękny styl, jak i rzucanie mięsem.

Jeśli chodzi o wrażenia, to istny roller coaster… Kompletnie zaskoczyło mnie zakończenie. Były momenty, że miałam ochotę cisnąć książką poirytowana zachowaniem bohaterów. Jednocześnie nie umiałam jej odłożyć, bo tam cały czas coś działo…a ja strasznie chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Do lekkich minusów zaliczyłabym dobitne i powtarzalne opisy dnia codziennego. Żaden z bohaterów nie zyskał moje sympatii jakoś wybitnie, ale przyznaję, że czytałam podekscytowana, czekając, co się wydarzy.

Podsumowując, jednak jak najbardziej polecam! Kompletnie nie spodziewałam się tego, co dostałam… Zostałam równie mocno, co miło zaskoczona! Szczerze, gdyby nie napis” zbrodnia” to powątpiewam, że sięgnęłabym po ten tytuł… Obyczaj kompletnie nie jest gatunkiem, który preferuję. Ale wiecie co? Sporo bym straciła. Ta książka to przestroga dla każdego, nie zależnie od wieku i pozycji. Każda tajemnica kiedyś się wyda, tak to już jest, że trup wypada z przysłowiowej szafy.

Głównymi narratorami są Adrianna 40+, matka czwórki dzieci. Oraz Tymek rówieśnik jej starszej córki. Kim są, co ich trapi, o czym marzą i jak żyją? Po szczegóły tradycyjne odsyłam do lektury, sama zaś ograniczę się do zarysu.
Ada, stłamszona matka nastolatków, nieszczęśliwa żona i wypalona kobieta. Mimo pozycji w mieście, wygodnego życia u boku poważanego męża, wiedzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Blurb mówi nam, że trzymamy w rękach „bilet do świata dawnych wierzeń, magii i tajemnic”, nie wiem jak Wy, ale ja od razu wsiadam, będąc gotową do drogi. Opis nie wyczerpuje obietnic tego, co nas czeka.

Książka podzielona jest na III części oraz rozdziały, z czego każda z nich oferuje co innego, dla każdego coś miłego. Moje serce skradła najbardziej ta środkowa, bo tu słowiańszczyzna aż kipi, co nie znaczy, że nie ma jej w pozostałych co to, to nie. Pierwsza część to zarys historyczny akcji i ogólnej sytuacji politycznej w regionie. Aczkolwiek nie tylko, tu też Wrena poznaje Szarego i zaczynają się ich wspólne przygody w zakazanej puszczy, a ona sama wkracza w świat magii. II natomiast to kwintesencja słowiańszczyzny i magii. Pojawia się bardzo ważna postać Baby Jagi, trzeciej najważniejszej postaci z punktu widzenia całej historii. Relacja Waci i Leszego nabiera rumieńców. W III wszystkie wątki mocno się rozwijają, powiadam Wam, dzieje się!

Kilka słów na temat samej akcji: Jastrzębie Gniazdo pogrążone w chaosie i bezprawiu za sprawą uzurpatora Bygosta, działającego w porozumieniu z Noduńczykami, którzy to z kolei chcą szerzyć nową wiarę Mirusa, tym samym wykorzenić pradawne wierzenia, co spotyka się z buntem ze strony mieszkańców, niemogących tego zdzierżyć. Pokrywka z kipiącego garnka musi się uchylić…

Równoległymi lokacjami oprócz napadniętego grodu, są jest także las gdzie skryła się uciekająca z tego piekła Wrena, oraz noduński dwór Falken, gdzie Wilhelm z Winandem uprawiają politykę i kombinują, jak tu objąć władzę i narzucić swoje wyznanie, ale nie tylko, znajdziemy tu także dworskie intrygi i romanse.

Bohaterowie są wyraziści i konkretni. Każdy jest inny i mimo że przewija się ich sporo, to nie da się ich pomylić, do tego są charakterni, i…mają swoje zadania.

Fajnym zabiegiem jest lekka fragmentaryczna stylizacja językowa, otóż, kiedy akcja dzieje się np. na dworze królewskim, język jest odrobinę archaizowany, natomiast kiedy akcja rozgrywa się pomiędzy Szarym i Wreną ich język jest swobodny, potoczny, a miejscami bywa bardzo zabawny.

Mimo że to powieść zawiera dużo polityki i przepychanek o władzę, to jest…kobieca. Znajdziemy tutaj także czułość i intymność oraz namiętność. Niektóre fragmenty czyta się z wypiekami na twarzy. Chociaż raczej nie sięgam po erotyki, to momenty tutaj były przedstawione w odpowiedni sposób. W ogóle relcja głównych bohaterów jest tak wielobarwna, a przy tym ciepła i czuła, że nie sposób o tym nie wspomnieć. To nie jest pospolite, lukrowane uczcucie, jakie bywa w literaturze. Odwieczny powód walk, czyli korona i wiara, a jak uczy historia, te są najbardziej krwawe. Przewija się motyw władzy i kobiety przebiegłej, widzimy tu niewieści hart ducha walki, prawdziwych wojowniczek (tak, nie tylko o Wrenę chodzi).

Podsumowując, książkę czytało się niesamowicie przyjemnie, pomimo że pojawia się wiele dosyć trudnych nazw/ imion czy nazwisk, a także sporo dzieje się na tle historycznym, co na początku może troszkę wybić z rytmu, to wraz z biegiem akcji przestaje to przeszkadzać, autorka świetnie prowadzi przez całą historię, nie pozwalając się pogubić. Doceniam, kiedy autor pilnuje porządku, i czytelnik jednocześnie nadążając za akcją, może delektować się nastrojem książki. Akcja toczy się we własnym tempie, tak, że możemy rozkoszować się klimatem, z jakim mamy do czynienia, przy czym nic nie dzieje się za wolno.

Blurb mówi nam, że trzymamy w rękach „bilet do świata dawnych wierzeń, magii i tajemnic”, nie wiem jak Wy, ale ja od razu wsiadam, będąc gotową do drogi. Opis nie wyczerpuje obietnic tego, co nas czeka.

Książka podzielona jest na III części oraz rozdziały, z czego każda z nich oferuje co innego, dla każdego coś miłego. Moje serce skradła najbardziej ta środkowa, bo tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To tytuł, któremu przyszło dosyć długo czekać w zakurzonej kolejce.
No ale w końcu i ja jestem już po i mogę wypowiedzieć się na temat „Żniwiarza".

Na początek krótko, o czym opowiada nam Paulina Hendel, w swojej obyczajówce z elementami fantasy?

Zwykła senna mała miejscowość, co od razu robi odpowiedni klimat. Wiatrołom- nazwa obiecująca. Mieszkańcy wiodą swój zwyczajny żywot. No dobra, nie wszyscy, bo niektórzy mają tu kieszenie pełne woreczków soli, a ręce roboty.

Akcja rozgrywa się między kilkorgiem postaci, głównie Magdy i Feliksa Wojnów- bratnie dusze, i ich wzajemnej "współpracy" oraz Pierwszego i jego świty. Ach, nie zapominajmy o Mateuszu.

Wrażenia:
Na początku czytałam szybko, zachłyśnięta kipiącą słowiańszczyzną. Fakt, poznajemy całą sforę rodem z bestiariusza słowiańskiego (à propos, przydaje się, bo w książce są opisane ogólnikowo). Cały czas coś się działo, ale nie na tyle, by rzucić wszystko i "skończyć rozdział". Raczej jednostajnie. Przeplatanka walki z nawimi i życia codziennego Wojnówny. Kilka rzeczy co prawda można zręcznie wydedukować, ale sama końcówka to sztos. Dowiemy się także co tytuł ma wspólnego bezpośrednio z fabułą.

Miejscami książka lekko drażniła, głównie za sprawą Mateusza, kiedy to się pojawiał i jakoś wybitnie nie roztaczał wokół siebie uroku, ale Magda połknęła haczyk (czasem była trochę dziecinna i beztroska, ale czy trzeba ją winić? Nie sądzę, jej też coś od życia się należało, lekko na co dzień nie miała). Trochę koślawe love story, ale ma to swoje powody, co wpływa na ostateczny odbiór. Przyznaję, liczyłam na bardziej rozbudowany wątek słowiański. Tutaj mamy zarys, dla początkujących w dziedzinie słowiańskiego folkloru to trochę za mało.

Postaci, chyba nie sa jakoś specjalnie wyraziste.
Tytułowy żniwiarz- Felix jest jednym z najbardziej rozbudowanych bohaterów, w ogóle to całkiem fajny wątek, idea takiej postaci fantastycznej. Podobało mi się. Felix oprócz pomagania zwykłym śmierlenikom, ma też swoje problemy, które sa bardzo istotne dla całej powieści ;
Magda kompletnie niczym niewyróżniająca się (na pierwszy rzut oka) dwudziestolatka. Lokalna społeczność żywiła do niej nieco ambiwalentne uczucia, bo z jednej strony była przez nich wyalienowana, ale z drugiej, dziewczyna spełnia się za sprawą dosyć osobliwego hobby. Przeciętna do bólu, outsiderka ma wraz z wujkiem dar widzenia i wiedzy w zakresie pacyfikowania tego, co inni dawno wyparli, czego widzieć nie chcą, ale jak trwoga to...wiedza gdzie się zwrócić o pomoc;
Pierwszy, słowo, które nasuwa się natychmiast na jego wspomnienie to buc, no i mógłby być trochę bardziej obdarzony błyskotliwością.

W ogólnym rozrachunku:
Książka z gatunku lekkich i przyjemnych, młodzieżówka zdecydowanie.
Pisana prosto i konkretnie. Ładnie rozpisana hierarchia, kto jest kim, nad kim, kto rządzi.

Czy polecam?
Tak, lada dzień sięgnę po następny tom.
Może i bez fajerwerków, ale ma w sobie coś, co sprawia, że wrócę do tej historii i będę kontynuować śledzenie dalszych losów poznanych bohaterów. Mam słabośc do słowiańskich klimatów.

To tytuł, któremu przyszło dosyć długo czekać w zakurzonej kolejce.
No ale w końcu i ja jestem już po i mogę wypowiedzieć się na temat „Żniwiarza".

Na początek krótko, o czym opowiada nam Paulina Hendel, w swojej obyczajówce z elementami fantasy?

Zwykła senna mała miejscowość, co od razu robi odpowiedni klimat. Wiatrołom- nazwa obiecująca. Mieszkańcy wiodą swój zwyczajny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

456 stron, podzielonych na 78 rozdziałów.
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, Chicago i Dale City- w teraźniejszości, a retrospekcja obejmuje nastoletnie czasy Zoe w Maynard.
Narracja mieszana, bo i bohaterowie mają głos, ale i są opisywani przez zewnętrznego narratora.

Jest to thriller, wydawałoby się psychologiczny (autor też jest psychologiem kryminalnym), ale szczerze? Mało tu portretów psychologicznych postaci, z wyłączeniem mordercy, bo na tym opiera się książka. Jeśli chodzi o Zoe, to akurat mógłby być bardziej pogłębiony. Tak naprawę to niewiele wiemy o niej, poza tym, że ściągają ją koszmary demony przeszłości (dosłownie i w przenośni). Jest bardzo skupiona na pracy i że ma bliskie relacje z siostrą. Ogólnie, trochę płasko, a to i tak jedna z mocniej rozbudowanych tutaj postaci. Nie mogę tutaj pominąć zabawnie wykreowanej postać dziadka Marvina.

Akcja, toczy się szybko. Błyskawicznie się czyta. Cały czas coś się dzieje. Książkę przeczytałam w dwa wieczory. Czułam, jakbym oglądała film. Strasznie „amerykański” film. Jeden z tysięcy…
Nie sądzę, że zapadnie w pamięć na długo. Zanim zostanie wydany drugi tom, to pewnie zapomnę o całym cyklu. Końcówka dosyć sztampowa, by nie powiedzieć przewidywalna, bo fakt, można się jednak trochę zdziwić.

Niesmaczne/ obrzydliwe- makabryczne, to wszystko znajdziemy w treści, aczkolwiek nie uważam tego za wadę, bowiem tego wymaga fabuła, wg zamysłu. autora. Omer cały czas daje wskazówki, wyjaśnienia. Prowadzi czytelnika, dba o to, by się nie zgubić i nadążać za jego tokiem myślenia. Zaprasza w swoją podróż tak, by przejść razem sprawnie przez całą historię. Pilnuje porządku, nie miesza faktów, wszystko jest ładnie rozdzielona, a całość spójna.


Podobało mi się wyjaśnienie motywów głównych postaci. Czytelnik nie zostaje „z niczym”, co ja akurat cenię sobie w książkach. Pomysł super i przyznam z ręką na sercu, że blurb natychmiast mnie skusił. Czy obietnice z okładki zostały spełnione… To pozostawię ciekawości przyszłym czytelnikom. Na plus szerokie patrzenie na motywy mordercy. Przypadła mi do gustu perspektywa z punktu widzenia profilera. I to takiego z ogromną wiedzą, i przyjemnie się to czyta. Niemniej jednak, jakoś tak strasznie szybko padały pomysły i od razu znajdowały zastosowanie na najbliższych stronach. Jak na zawołanie. Jak się wczułam w styl Omera, odnosiłam wrażenie, że czytam jakby wyjaśnienie przed nastąpieniem akcji.

Niby wszystko ok, ale coś mi tu nie zagrało no. Nie zgrywa się z tym, co u mnie wpisuje się w ramy dobrego dreszczowca. Każdy szuka „swojego” klimatu w literaturze. Ja go tutaj akurat nie znalazłam. Fajna fabuła, ale nie czułam tutaj tego dreszczyku, nie przewracałam kartek z drżącą ręką. Czytałam jednym ciurkiem..

Ciekawa pozycja, ale włos nie jeży się ze strachu, prędzej z irytacji... Chociaż to trochę dziwne, bo książka jest mocna, bo brutalna, i taka „brudna”. Szkopuł chyba tkwi w budowie klimatu, który wpływa na odbiór ostateczny. Stąd nieco ambiwalentny stosunek.

Nie podobało mi się to, jak nagminnie ignorowano Zoe. Nie chce mi się wierzyć, że wszyscy byli tacy byli ślepi, w poważnych sprawach. Nikt nigdy nie wierzył czternastolatce, która zawsze musiała udowadniać swoje racje. Ile można… Czymś, co jeszcze zwróciło moją uwagę, to nieudolność policji (na pewno zorientujecie się, które dwa momenty mam na myśli). Pytanie, czy to było zamierzone…? Trochę niestandardowy opis autora na okładce, w zamierzeniu zabawny. Co do okładki ze skrzydełkami, to taka zwykła, chociaż w przyjemnej kolorystyce.

456 stron, podzielonych na 78 rozdziałów.
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, Chicago i Dale City- w teraźniejszości, a retrospekcja obejmuje nastoletnie czasy Zoe w Maynard.
Narracja mieszana, bo i bohaterowie mają głos, ale i są opisywani przez zewnętrznego narratora.

Jest to thriller, wydawałoby się psychologiczny (autor też jest psychologiem kryminalnym), ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autorka- Anna Jurewicz, psycholog. Obecnie mieszkająca we Francji. Napisana i wydana przez nią samą „Sub Rosa” jest jej debiutem literackim. Przekazuje nam na ręce obyczajówkę zmieszaną z fantasy. Jak dla mnie, ma trochę nutę realizmu magicznego.

Hmm, Wiecie, jak to jest, czytać książkę, podczas której lektury kłębi się Wam w głowie mnóstwo myśli, biegną, tak jedna za drugą. Kończycie, siadacie do recenzji i…eeee: „co to ja miałam…” No, to tak jest przy „Sub Rosie”.

Trochę ciężko mi napisać recenzję, bo tam się dzieje tyle, że nie trudno o spojler, którego chce uniknąć. Zatem, jeśli chodzi o treść, większość pozostawię Waszej ciekawości. Jednakże tak w skrócie: Mamy Różę. Różę Świętojańską i jej włosy. (Nie można tutaj zapomnieć o tych szalonych włosach, które też tu mają coś do powiedzenia. Tak, okładka nawiązuje do treści). Dwudziestokilkulatka po tym, jak zawalił jej się świat, pojawia się na pionierskim Uniwersytecie Magicznym. Postanawia zacząć od nowa. Gdzie dowie się wiele, także o sobie samej. Odkryje swoje umiejętności i będzie ciężko and tym pracować. Różę spotykać tutaj będą różne przygody, dobre i złe, a także przyjemności i rozczarowania. Nie uniknie skandali, plotek, będzie wzbudzać różne emocje w swoim otoczeniu. Nie spodziewa się, jak wiele się tu zadzieje, ile wywoła wokół siebie zamieszania, i jakie niesłychane rzeczy staną się jej udziałem. Niejednokrotnie się zdziwi. Nie, nie zdziwi…zszokuje do granic możliwości, a czytelnik razem z nią. Na swojej drodze spotykać będzie różne postacie, i to nie tylko z tego świata. Przyjdzie jej podejmować ciężkie decyzje, lepsze i gorsze. Jak to w życiu. Losy bohaterów się splatają, i to w najróżniejszych konfiguracjach. Tych jak najbardziej nieprzewidzianych oczywiście też. Jest też Jonasz Wid- profesor naszej bohaterki, za którym większa studentek wypatruje oczy. Chociaż szczerze.? Mnie tam jakoś wybitnie nie ujął, jeśli chodzi o całokształt…

Nie sposób nie polubić głównej bohaterki, a wiecie czemu? To ja Wam powiem, jest szalenie autentyczna. Nic tu nie jest przerysowane i uładzone. Róża jest „z krwi i kości”, ma kompleksy, ale do tego niespotykany dystans. Jej język i powiedzonka!!! Fakt, że bardzo, ale i błyskotliwa, bo potrafi celnie zripostować, ale…robi to z takim wdziękiem i humorem. Niby niepozorna, a zadziora taka. Bez żenady przyznaje się do swoich słabości i ma ich całkowitą świadomość. Co do innych bohaterów, czy ich zachowań to akurat różnie bywało… W pewnych momentach to zastanawiałam się nawet, czy ona ma jakąś życzliwą duszę w swoim otoczeniu, i ileż to może znieść jedna osoba.

I jeszcze jedno…nie czytajcie tej książki publicznie…
Dlaczego? A jeśli czytacie, to uprzedźcie otoczenie… Ja tego nie zrobiłam w porę i wyglądało to mniej więcej tak w moim przypadku: Siedzę sobie pogrążona w lekturze, ale kątem oka zauważam, że koleżanka jakoś dziwnie mi się przygląda. Patrzy i się uśmiecha…w momencie, kiedy przeniosłam wzrok na nią, parsknęła śmiechem, czym wyrwała mnie trochę z transu, i pytam, co się stało, po czym usłyszałam: nic. No bo Ty takie miny robisz, jak czytasz! Więc niech to da Wam obraz tego, czego możecie się spodziewać… są momenty, że szczęka opada, a oczy, gdyby miały sprężynki, to nie omieszkałyby wyskoczyć z orbit. Ania serwuje pełen wachlarz emocji, tam jest wszystko!

Końcówka? To, co nam zafundowała Ania…prawdziwy rollercoaster. Całkowite zawieszenie i zapowiedź tego, co rozwinie się kolejnym tomie (na co czekałam). Dobrze, że od razu miałam pod ręką „Ad Astrę”, bo nie wiem jakbym wytrzymała ze swoją niecierpilowością.

Podsumowując, podobała mi się wizja magii, jaką proponuje nam autorka. Takiej, której to każdy może doszukać się w sobie. Przemycone psychologiczne zacięcie kupiło mnie. Biorę. Nieprzewidywalność zdarzeń, z jaką mamy do czynienia, sprawia, że ciężko się oderwać . Do tego wszystko okraszone na grubo świetnym poczuciem humoru, powoduje, że czyta się szybko lekko i przyjemnie.

No dobrze, a co nie do końca złapało mnie za serce? No gęste i częste opisy ubierania się, kąpieli i może odrobinę za dużo podkreślania tego Netflix. Co mogło troszkę nudzić, aczkolwiek był to pewien stały element w szalonej zmiennej jak w kalejdoskopie fabule, i.. .w życiu bohaterki, co trochę pokazuję, że proste czynności świetnie odmóżdżają, i tak naprawdę niewiele potrzeba w życiu, żeby złapać chwilę wytchnienia.

Co do wszelakiej słowiańskości, to są lekkie elementy, ale nie jest to taki folklor, jakiego można spodziewać się w typowych slavic bookach. W tym przypadku to wisienka na torcie mały dodatek, a cieszy.

Autorka- Anna Jurewicz, psycholog. Obecnie mieszkająca we Francji. Napisana i wydana przez nią samą „Sub Rosa” jest jej debiutem literackim. Przekazuje nam na ręce obyczajówkę zmieszaną z fantasy. Jak dla mnie, ma trochę nutę realizmu magicznego.

Hmm, Wiecie, jak to jest, czytać książkę, podczas której lektury kłębi się Wam w głowie mnóstwo myśli, biegną, tak jedna za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

XIV wieczna północna Rosja. Na ten moment, wszystko zaczyna się dobrze, szczęśliwa rodzina Władimirowiczów przyzwyczajona do trudnych warunków, wiedze swój skromny żywot w zgodzie z dziką naturą. Maja dobre serce i hołdują utartym tradycjom. Nic jednak nie trwa wiecznie, zachodzą zmiany. Wszystko się komplikuje wraz z pojawianiem się nowych postaci i dochodzącej do głosu tajemnicy Wasi. Od teraz przyszło im egzystować zawieszeniu pomiędzy startymi tradycjami, do których są przywiązani a nowym, nową religią. Zderzenie wierzeń. Nastanie chrześcijaństwa (tu, fakt pojawienia się nawiedzonego duchownego- batiuszki) położyło kres pogańskim wierzeniom, a w domu Anna nowa żona Piotra- wprowadza terror, co też krytycznie wpływa na dalsze losy bohaterów. Możemy zobaczyć, jak silna wiara dodaje siły temu, w co się wierzy, i odwrotnie, jak zaniedbanie wpływa negatywnie.

Wasilisa Pietrowna, główna bohaterka Wasia ma dar, który przyjdzie jej wykorzystywać, ale będzie miało to swoją cenę. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, ramy czasowe, gdzie rozgrywa się akcja. Nic to jednak dla niej. Wasia imponuje, bo w całej swej zatwardziałości (słusznej z resztą), odznacza się niebywałą odwagą. Myślę, że można się pokusić o epitet „niesposkromiona". Jest sobą i mimo wszystko w opozycji do wszystkich, robi swoje, zgodnie z własnym sumieniem i wolą. Inteligentna, na wskroś przejrzy wszystkich... Na kartkach powieści Wasia dojrzewa, ugruntowuje swój światopogląd. Dziewczyna jest coraz bardziej świadoma tego, jak wiele zależy od niej, niesamowicie odważna we wszelkich swoich działaniach, nie cofa się przed nikim ani niczym, niezależnie, z którego świata postaciami ma do czynienia...jest częścią natury i świata przyrody. Jest konkretna i powie do słuchu nawet rusałce ;) Twardo wyznacza granice, zwłaszcza by ochronić swoich bliskich. Bardzo dba o rodzeństwo i jest z nimi blisko, zwłaszcza z bratem, ale troszczy się także o rozpieszczaną ulubienicę macochy, nieco rozkapryszoną młodszą siostrzyczkę.

Bohaterowie.. No do części z nich zdecydowanie nie zapałałam sympatia...zwłaszcza jeśli chodzi o księdza i macochę Annę, oboje siebie warci... Miałam ochotę cisnąć książką, jak czytałam fragmenty z nimi. I uderzała mnie ich błazeńska naiwność. Czasem zastanawiałam się, jak to możliwe, że taki poważany i zdawałoby się inteligentny kaznodzieja, jest tak bezkrytyczny wobec swojej bezmyślności. Nie da się im odmówić wyrazistości i z tego, co wiem, mają wielu fanów. Ja jednak stoję po drugiej stronie ;) Niektóre postacie ciężko określić jak dobre albo złe, wiele osób za takiego uważa księdza, a ja ani przez chwilę nie uznałam go za pozytywna postać, dla mnie jest negatywny, mimo że, wydaje mu się, działał w imię Boga, był nieskromny i myślał, że Bóg osobiście go natknął, że przychodzi do niego i mu się objawia...brak mu było pokory. Podobnie jak Anna...która mnie odrzuca. Intrygująca postać Morozki, niedosyt po pierwszym tomie. I ta nic porozumienia z Wasią... Ta niejasna relacja pomiędzy nimi.
Sytuacja kobiet w tamtych czasach, była, jaka była... Kiedy rządził patriarchat, Wasia nie bała się być j jednostką samodecydująca o sobie, co było nie do pomyślenia, ponieważ w skrócie, kobieta była tłem, i miała tylko pewne zadania do wykonania, a ograniczały się one do prowadzenia domu i wydawania na świat kolejnych dzieci. Małżeństwa aranżowane były „transakcją".

Czy polecam?
Oczywiście, że tak. Zwłaszcza jeśli odnajdujecie się w baśniowych klimatach i lubicie wątki metafizyczne, a już w szczególności motywy słowiańskie.
Książka idealna na zimowy wieczór! Starter pack: kocyk i herbatka do kompletu i gwarantuje Wam, że zanurzycie się w tym świecie i całkiem przepadniecie...
Dodatkowo nabrałam ochoty, by przyjrzeć się bliżej rosyjskim baśniom.
Świat przedstawiony niesamowicie realistyczny, i klimatyczny. Dziewicze tereny mroźnej, skutej lodem Rusi. Wszędobylska surowość i duo folkloru. Atmosfera genialna, podobnie miałam przy tylko jednej książce, „Starej Słaboniowej", tylko że tam akcja działa się na naszych terenach i przywoływała mi dzieciństwo, kiedy to bywałam na wsi.

Baśń która, jest mroczna i surowa, a jednak jest jak bajka z morałem i pisana prosto. Metafizyczny wątek, i postacie nie z tego świata. Wasia jednak miała z nimi bezpośrednio do czynienia, nie było to dla niej tylko bajanie staruszki. A propos, wątek Duni był...przerażający, ale robił klimat (ten mroczny).

Spotkałam się z negatywnymi opiniami, odnośnie do takiego "złego wizerunku"/negatywnego chrześcijaństwa. Nie mnie to komentować, aczkolwiek nie doszukiwałabym się na siłę takich głębokich refleksji... Moim zdaniem, autorka chciała tu zwrócić uwagę na dawne wierzenia, owszem między wierszami widać, że to chrześcijaństwo tak mocno je wyparło. Wg mnie, chodzi tu o to, żeby pokazać jak ważna to część historii dla nas. To, że odeszło się już dawno od tego, i nazywa pogaństwem, to nie znaczy, że mamy o tym zapomnieć, i całkowicie wyprzeć z pamięci.

Okładka
Co tu dużo mówić... nie ma opcji, by ja przeoczyć i przejść obojętnie! Krzyczy i woła, wciąga... Szczególnie kiedy przejrzymy się bliżej... Treść nawiązuje do okładki. Niby taka kolorowa i dla dzieci, ale tylko na pierwszy rzut oka bowiem zarazem mroczna i niepokojąca przy bliższym poznaniu. Zdecydowanie nie dla małych dzieci...

XIV wieczna północna Rosja. Na ten moment, wszystko zaczyna się dobrze, szczęśliwa rodzina Władimirowiczów przyzwyczajona do trudnych warunków, wiedze swój skromny żywot w zgodzie z dziką naturą. Maja dobre serce i hołdują utartym tradycjom. Nic jednak nie trwa wiecznie, zachodzą zmiany. Wszystko się komplikuje wraz z pojawianiem się nowych postaci i dochodzącej do głosu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka liczy 530 stron, składających się na 33 rozdziały.Basia łączy gatunki, takiej jak obyczaj, romans, historia, fantastykę ale nie tylko…nie sposób nie dodać do tej listy erotyku.Autorka piszę ładnym językiem. Narracja pierwszoosobowa.

Judyta, absolwentka dziennikarstwa. Z nieustabilizowanym stanem emocjonalnym, będącym pokłosiem nieudanego związku, który pozostawił niesmak. Aczkolwiek wykazuje ambiwalentny stosunek do byłego. Jej rozterki wewnętrzne są tłem pierwszej części książki. Dziewczyna wraz z grupą znajomych wybiera się w podróż do Szwecji (w pierwotnym zamierzeniu).Są powody, dla których jedzie niechętnie, ale ostatecznie pozwala życiu toczyć się własnym torem- zgadzając się na wspólne wakacje. Nawet nie podejrzewa, że ta spontaniczna decyzja wywróci jej dotychczasowe życie do góry nogami. Z dnia na dzień, przyjedzie jej żyć w diametralnie innym świecie. I to dosłownie…Będzie miała niepowtarzalną okazję, by spojrzeń na swoje dotychczasowe życie z innego miejsca. Zrewaluować je. Trzeba przyznać, ze boleśnie tego doświadczy, ale… „co nie zabije, to wzmocni”, a ta młoda kobieta wiele już i tak w życiu wycierpiała. Nie było jej łatwo, a teraz tym bardziej nie jest.

Akcja dzieje się na bieżąco, mimo że w różnych czasoprzestrzeniach, to czytelnik się nie gubi.Fakt, że na początku rozkręca się naprawdę powoli, dzięki czemu, możemy dobrze poznać bohaterkę (ok, przyznaję momentami Judyta mnie irytowała). Podobało mi się, że autorka tak się skupia na świecie wewnętrznym wykreowanej postaci, co pozwala trochę „wejść do głowy”, i ułatwia zrozumienie jej postępowania/ punktu widzenia. Po zapętleniu akcji, czyli grubo po setnej stronie, zaczyna się dziać na dobre.

Oryginalny był pomysł na fabułę, na połączenie dwóch różnych światów. Uwielbiam element metafizyczny w literaturze. Szczerze powiedziawszy, jakoś tak wyszło, że akurat z kulturą wikińską zbytnio do czynienia nie miałam. Co też nie było bez znaczenia, kiedy chciałam sięgnąć po tą pozycję.

Świetnie poprowadzonym wątkiem byłą przemiana Judyty, to jak dojrzewała z każdą przygodą, i nabierała doświadczeń życiowych, to jak ewoluował jej światopogląd, jak nauczyła się radzić sobie. Jak odnalazła siebie, i wiedziała już czego pragnie. Przemiana z naiwnej małolaty w dojrzałą kobietę. Życie jest przewrotne, a my sami znamy siebie tylko tyle, na ile nas sprawdzono. Nawet nie podejrzewa się, jak życie może diametralnie się zmienić, tym samym przynieść zmianę nam samym. Przewartościować wszystko kompletnie. Na uwagę zasługuje motyw kobiecości. Ok, nie przepadam za tłem erotycznym w książkach, ale dzięki temu, w jaki sposób jest to tutaj ujęte, i naturalność, z jaką pisze Basia, pozwala cieszyć się lekturą. Ta doza nieśmiałości w tym wszystkim, ma swój urok.

Zagłębiając się w całą historię, to wyłowimy kilka ważnych tematów życiowych, jakie porusza Basia. Takich jak np: wątpliwości młodego człowieka, kiedy to sam musi wziąć odpowiedzialność za siebie, podjąć wiążące decyzje na przyszłość. Odwieczna walka serce, czy rozum. Czy możliwy jest drugi początek? Czy raczej danie drugiej szansy jest nieco wymuszone, podyktowane samotnością, i tęsknotą za tym, co było… Ważnym jest, żeby nie oceniać nikogo pochopnie. Pozwolić czasowi przynieść pewne odpowiedzi. Trzeba zawsze brać poprawkę na to, że ktoś jest inaczej skonstruowany wewnętrznie, to jedno, a po drugie nigdy nie znamy powodów, dlaczego ktoś jest taki a nie inny, wszystko ma swoje źródło, którego my nie poznaliśmy. Starać się cieszyć tym co tu i teraz co życie daje. Czasem lepiej dryfować pozwolić żeby się toczyło samo. Nigdy nie wiadomo co czeka za przysłowiowym rogiem. …czy kamieniem.. ;) Wypada też wtrącić słówko o motywie żądzy władzy, okrucieństwie i knowaniu przeciwko innym. Znajdziemy przykład wyrachowanego manipulatora- Atlego.

Szeroko pisze na temat małżeństwa. Czym jest związek dwóch osób, na czym powinien się opierać. Podkreśla też, aby nie warunkować swojej egzystencji od mężczyzny. W ogóle jeśli chodzi o wątek romantyczny, to miłość przychodzi wtedy, kiedy najmniej można się tego spodziewać. W tej historii to uczucie trudne, przybierające różne odcienie. Zmieniające się jak w kalejdoskopie, od początkowej niechęci i irytacji, przez „granie do jednej bramki”, (co wymusza instynkt przetrwania) i wzajemna pomoc, do przyjaźni, która jest fundamentem czegoś większego. Poświęca też miejsce na wiarę swojej bohaterki, która mimo kryzysu nie wyrzeka się swojego Boga.

Okładka przedstawia mroczny las i bursztyn. Posiada skrzydełka. Opis nie wyraża tego, co znajdziemy wewnątrz. Tzn, jest nieco lakoniczny, w porównaniu z tym, co znajdziemy w tekście.

Polecam, jeśli lubicie takie nieoczywiste gatunki, wątki.
Książka kończy się w bardzo ważnym momencie. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było kontynuacji. Co w posłowie obiecuje autorka. Wszystkie postaci są przemyślane, nawet drugoplanowe maja swój indywidualny charakter, cechy. Chociaż jeśli chodzi o Judytę, to nie wiem, czy jednak zdołałybyśmy się zaprzyjaźnić.

Jeśli chodzi o minusy, spodziewałam się też nieco więcej rodzimej słowiańskości. No i czymś co rzuca się w oczy, są literówki w tekście. Nie wpływa to jednak na całokształt. Podsumowując, jest to mądra książka, w której autorka dotyka ważnych aspektów.

Pełna recenzja na stronie:
http://sapno-main-india-hai.blogspot.com/2019/10/cudzoziemka-bmwsobol-recenzja.html

Książka liczy 530 stron, składających się na 33 rozdziały.Basia łączy gatunki, takiej jak obyczaj, romans, historia, fantastykę ale nie tylko…nie sposób nie dodać do tej listy erotyku.Autorka piszę ładnym językiem. Narracja pierwszoosobowa.

Judyta, absolwentka dziennikarstwa. Z nieustabilizowanym stanem emocjonalnym, będącym pokłosiem nieudanego związku, który pozostawił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tym razem, to my sami możemy bezpośrednio poznać baśnie, które opowiadała sobie gromadka Pani Peregrine. Szukali w nich wskazówek i ukojenia w trudnych chwilach. Na kartkach zbioru znajdziemy czasy zamierzchłe, takie na długo przed tym, zanim Ymbrynki nauczyły się zapętlać czas i tworzyć oazy dla Osobliwców, którymi to się opiekowały. Obecne są ciągłe nawiązania do całej historii, i nie możemy wątpić, że mamy do czynienia z cyklem Pani Peregrine. Ze spisanych osobliwych podań wyłaniają się postaci takie, jak: ludożercy i wieśniacy żyjący w przedziwnej koegzystencji; kobieta-ptak (pierwsza ymbryna); młoda kobieta, która preferowała towarzystwo z zaświatów, nie mogąc znaleźć porozumienia ze zwykłymi śmiertelnikami; mężczyzna- wyspa, gołębie i osobliwy budowniczy bazyliki dla nich; dziewczynka aspirująca na lekarkę, która nie mogła jednak spełnić swojego marzenia, ale znalazła sposób, by pomagać innym- zabierając im koszmary; chłopiec umiejący wpływać na morze; zmiennokształtny chłopak, który zamienił się m.in. w szarańczę; olbrzym, kochający zwierzęta, który poniósł konsekwencje pomagania im. Nie będę zagłębiać się w ich losy i przypadki. Żadnego spojlerowania ;)

Baśnie są przeróżne. Mi podobają się jednak te najbardziej...mroczne, z dreszczykiem. 3 spośród 10, a mianowicie: "O kobiecie, która przyjaźniła się z duchami","O dziewczynie, która poskramiała senne koszmary", "Szarańcza" ta ostatnia wydała mi się najbardziej przygnębiająca. Jedne bajki są dłuższe, inne krótsze. Wspólnym mianownikiem dla tytułowych opowiastek jest odrzucenie "naznaczonych" przez społeczeństwo. I pokłosie tego, jakie zbierają przepędzani.

W ogóle to bardzo fajny pomysł na oddzielne wydanie samych skondensowanych baśni, które pokrótce były omawiane w trylogii. Tak naprawdę, to nie tylko spisywane przez pokolenia osobliwców legendy, ale i kronika, zawiera bowiem fakty autentyczne odnośnie osobliwych. Doskonałym przykładem jest tu historia pierwszej Ymbrynki, i zebranych przez nią podopiecznych.

Okładka: Co tu dużo mówić, baśniowa ! Nomen omen ;) Wydanie jak zwykle cudowne i bogate. Niezmiennie zastosowano twardą oprawę. Okładka utrzymana w barwie ciemnej zieleni, ze złotymi zdobieniami. Tusz w komentarzach pod tekstem również użyto złoty. Co prawda nie ma tu zdjęć, ale są za to przecudowne szkice Andrew'a Davidsona, od których wprost nie mogę oderwać wzroku.

Czy polecam? Tak, zwłaszcza jeśli lubicie i odnajdujecie się w klimatach mocno fantasy. Aha, i jednak nie polecałabym jej najmłodszym dzieciaczkom, momentami mogłaby być nieco przerażająca dla zbyt młodych odbiorców. Nie należy jej zbytnio porównywać z poprzednimi trzema książkami, to zupełnie coś innego. Riggs oferuje nam luźny zbiór baśniowych historii, bardzo osobliwych. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu mogą przypaść do gustu aż tak...egzotyczne treści, surrealistyczne. Autor lojalnie uprzedza o tym we wstępie, co bardzo mnie zaskoczyło kiedy otworzyłam książkę. Nie zdradzę Wam jednak szczegółów, przekonajcie się sami :D Czyta się błyskawicznie.

Pełna recenzja na blogu:
https://sapno-main-india-hai.blogspot.com/2018/08/basnie-osobliwe-ransoma-riggsa-recenzja.html

Tym razem, to my sami możemy bezpośrednio poznać baśnie, które opowiadała sobie gromadka Pani Peregrine. Szukali w nich wskazówek i ukojenia w trudnych chwilach. Na kartkach zbioru znajdziemy czasy zamierzchłe, takie na długo przed tym, zanim Ymbrynki nauczyły się zapętlać czas i tworzyć oazy dla Osobliwców, którymi to się opiekowały. Obecne są ciągłe nawiązania do całej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Nie ma nic lepszego niż wakacje w miejscu, które można poczuć wszystkim zmysłami, bo kraj i jego kulturę poznaje się wtedy, gdy stajemy się jego częścią, choć na chwilę".


Żoliborz. Grupa 8 bardzo zżytych przyjaciół w wieku 13 lat. W tym tylko jedna dziewczyna- Marysia "warta więcej niż tuzin obcych chłopaków" ;) Mamy wakacje. Cała banda wraz z kilkorgiem rodziców i znajomą rodziny Michałka- przewodniczką Iwoną mają wyruszyć do Indii. Zaczynają się wielkie przygotowania, zbieranie materiałów i burza mózgów, co do planów. Każdy z 19 rozdziałów poświęcony jest jakiemuś konkretnemu zagadnieniu, atrakcji turystycznej, podróży itp. Poznamy przygody nastolatków w Delhi, Mumbaju, Agrze, Dżajpurze. Będziemy zachwycać się razem z nimi pięknem indyjskiej architektury zwiedzając Taj Mahal, Grobowiec Humajuna, meczet Hadżi Ali, świątynie Hanumana ze wszechobecnymi małpkami czy Twierdzę Amber, a o wszystko z rysem historycznym, zapoznamy się bliżej ze słoniami, małpkami, będziemy podróżować pociągiem, tak charakterystycznym dla tego cudownego kraju, a także pościgamy się słynnymi rikszami. W Kalkriti natomiast obejrzymy bollywoodzkie przedstawienie. Na bazarkach potargujemy się z lokalnymi handlarzami. Dzieciaki, będą mieć okazję zajrzeć do fabryki dywanów, czy haftować koszule. Uzdolnieni artystycznie będą mieć też okazję popisać się swoim talentem,razem z tubylcami. Poza tym dość szeroko opisana jest kultura, autorka wiele miejsca poświęciła sikhizmowi. Dowiedzą się także czym jest np bindi czy sindur, i jakie zajmują one miejsce w indyjskiej kulturze. Pani Ewa nie pomija też kwestii slumsów i biedy.


Indie w pigułce. Tak, żeby nie zanudzić, a wręcz przeciwnie, rozbudzić zainteresowanie krajem, jego wielowarstwową kulturą. Skondensowane ciekawostki są zgrabnie przemycane. Książka jest napisana bardzo merytorycznie pod katem samych Indii- kompleksowo. Od typowego turystycznego zwiedzania, przez historię, na społeczeństwie kończąc. Pisarka zrobiła kawał dobrej roboty. Ponad to, pokazuje jak we właściwy sposób zwiedzać ten egzotyczny kraj, na co zwrócić uwagę. Jak podejść do tematu całościowo.


Bardzo podobał mi się sposób opowiadania, taki ciepły i życzliwy. Okraszony dziecięcą nieskrywaną radością i wdzięcznością. Pani K.Jastrzębska wykazuje się ogromną tolerancją, co widać w uprzejmym i przyjaznym nastawieniu jej postaci do Indusów. Wyposażyła swoich małych bohaterów w cudowną życzliwość, kreatywność. Zapewne bohaterowie wynieśli to z domu, bo ich rodzice są naprawdę w porządku i mądrze wychowują dzieciaki, maja ze sobą świetny kontakt. To banda naprawdę dobrze wychowanych małolatów. Jako grupa przyjaciół są bardzo ze sobą związani i bardzo lojalni wobec siebie. Możemy zaobserwować także co dzieje się w głowach i sercach młodych ludzi. Czyta się expresowo, a do tego pisana "tłustym drukiem", jak to mawiały panie nauczycielki w szkole :D

Czy polecam? Tak, zwłaszcza dla małoletnich czytelników. Znaleźć tutaj można wiele morałów, podanych w lekkostrawny -lekki i przyjemny sposób."Banda Michałka" jest napisana tak, że może zachęcić młodych poszukiwaczy przygód, chętnych doświadczania nowego, do marzeń o podróżach, i fantazjowania o egzotyce, a przede wszystkim nastawia pozytywnie do tego, co nieznane, obce. Warto podsunąć ją młodym podróżnikom, jeśli akurat wybierają się w tamte tereny.

Recenzja także na blogu:
https://sapno-main-india-hai.blogspot.com/2018/07/banda-michaka-na-wakacjach-ewy-karwan.html

"Nie ma nic lepszego niż wakacje w miejscu, które można poczuć wszystkim zmysłami, bo kraj i jego kulturę poznaje się wtedy, gdy stajemy się jego częścią, choć na chwilę".


Żoliborz. Grupa 8 bardzo zżytych przyjaciół w wieku 13 lat. W tym tylko jedna dziewczyna- Marysia "warta więcej niż tuzin obcych chłopaków" ;) Mamy wakacje. Cała banda wraz z kilkorgiem rodziców i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Finał osobliwej przygody w wiktoriańskiej Anglii. W skrócie: Jackob i Emma, razem z Addisonem-gadającym psem wyruszają z odsieczą ymbrynkom i pozostałym osobliwcom pozostającym w niewoli upiorów. Jak się okazuje, ma to miejsce w karnej pętli- obrzydliwej, tutaj wszystkiego można się spodziewać. Pojawiają się nowe zagadnienia, przewija się wiele nowych postaci, np Sharon, bez którego nie dostali by się tam, gdzie dzieje się najwięcej. Z kolei gdyby nie to, nie poznali by Benthama, który pomógł im znaleźć odpowiedzi na pytania, na które tak szukali odpowiedzi. I nie tylko...Bentham odgrywa tu niebagatelną rolę, za jego sprawą dzieje się wiele w momencie kulminacyjnym. I tutaj słowem klucz jest Pantrasportikum. Przy okazji, należy pamiętać, że tak naprawdę, to nigdy nie wiadomo kto z kim trzyma. Trzeba mieć się na baczności, i dynamicznie podejmować decyzje. Zagłębiając się w historię, i w miarę jak akcja posuwa się na przód, docieramy do...hmm "bossa" ;) Pozwolę sobie na takie porównanie, gdyż spotkałam się z opinią, że "Biblioteka Dusz" mogłaby być świetnym materiałem na grę rpg ;) kim jest Caul, co zamierza, czego dokona, kto mu pomaga (chcąc nie chcąc...)?

Co prawda w "Bibliotece", główne role sprowadzają się do Emmy, Jackoba i psa Addisona. Reszta osobliwców przebywa gdzie indziej. Riggs nie zapomina o nich, pod koniec książki spotykamy ich ponownie, w jakim stanie i w jakich okolicznościach, to pozostawię do Waszej bezpośredniej lektury.

Młodzi bohaterowie bywają tam, gdzie jako nastolatki zdecydowanie nie powinny. Na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, i to wszelkiego rodzaju: od niesprzyjających okoliczności, (hm, powiedziałabym przyrody, ale to chyba nie jest odpowiednie słowo biorąc pod uwagę, że w tym przypadku nie kojarzy się z niczym przyjemnym, przez niebezpiecznych mieszkańców- żebraków zdolnych do wszystkiego, na domiar złego będących uzależnionych od...pewnej bardzo osobliwej substancji. Są zdolni do wszystkiego, na potworach kończąc. Aha, bohaterowie zmagają się także z "przyziemnymi" problemami, takimi jak mroczne tajemnice, spiski, zdrada.

Ponad to, Jackob poznaje swój osobliwy dar i uczy się nim władać, co nie od razu przychodzi mu łatwo i przysparza mnóstwo niepokoju, tego o życie własne i towarzyszy również. Czy młody Portman posiądzie w pełni moc, jaka w nim drzemie? Jak wielkie będzie to mieć znaczenie dla ich wspólnego losu?

Brud, mrok, degrengolada. Tym charakteryzuje się "diabelskie poletko". Autor idealnie oddał w treści charakter i plastyczny obraz wykreowanego miejsca. Świat przedstawiony jest tu bardzo... dosadny. I mimo, że dedykowana dla młodzieży, to ja bym się moment nad tym pochyliła. Tu mamy do czynienia z horrorem, o wiele mroczniejszym, niż klimatyczną częścią pierwszą. Mile mnie zaskoczył zmianą nastroju, szczególnie po dwójce, która dla mnie była po prostu przygodówką. We wszystkich częściach znajdziemy coś innego. Dla każdego, coś miłego. Jeśli miała bym pokusić się o kolejność, to 1,3,2. Ransom stosuje wiele zabawnych sformułowań, porównań. Tak chyba dla kontrastu paskudnego otoczenia ;)
Młody Portman snuje refleksje nad swoim jestestwem. Na pierwszy plan wysuwa się kwestia lojalności wobec rodziny. 16 latek jest rozdarty wewnętrznie i zmęczony. Tęsknił do rodziców, jacy by oni nie byli. Jednocześnie ciągnęło go do świata pętli. Chociaż stał się osobliwcem, i za takiego się uważał, to nie pozostawał tylko jednym z nich, bowiem wciąż miał dom i rodzinę, i wiódł życie zwykłego śmiertelnika.

Pan Ransom zafundował nam...rollercoaster. Były momenty, że musiałam odłożyć książkę, i zamrugać z niedowierzania. Przyznam szczerze, że gdzieś z tyłu głowy miałam to, że druga część nie była tak świetna jak pierwsza (choć wciąż bardzo dobra), to w sumie zastanawiałam się co będzie z ostatnim, nota bene, najobszerniejszym tomem..? I, szczerze? Absolutnie się nie zawiodłam! Ta część jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej, więc jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to powiadam wszem i wobec, nie warto się zamartwiać, tylko czym prędzej brać w dłoń "Bibliotekę dusz" i zatopić się w lekturze :) Książkę przeczytałam na trzy podejścia. Cały czas coś się działo. Ma autor wyobraźnię, i nie zawahał się jej użyć. I to z rozmachem ;)

Jeśli miałabym wskazać coś, co urzekło mnie najmniej, to kilka epizodycznych historii pod zdjęcie było "za bardzo", ale to tylko maleńka łyżka dziegciu na beczkę miodu, co by za słodko nie było ;) Jednak nie przeszkadza to w odbiorze, i wszystko tworzy spójną całość. Poza tym postać Emmy jakoś mnie nie przekonała, zwłaszcza w tej części przygód.

Sepia, i twarda okładka pozostają bez zmian. Jednak ta jedna z trzech podoba mi się najbardziej ;) Przedstawia ona niedbale siedzącego na kolumnie chłopca z sowimi skrzydłami (nie, wcale nie chodzi o to, że uwielbiam sowy ;)) z zawadiacko nasuniętą na oczy czapką z daszkiem, i zadziornym spojrzeniem. Łobuz jak nic ;) co z resztą znajduje potwierdzenie w treści, ale ciii...;) Aha, uważam, że zarówno tytuł, jak i okładka są trafione w punkt! Sama kwesti biblioteki jest intrygująca! Na początku autor nie zapomniał dodać "ściągawki"osobliwych bohaterów, żeby wiedzieć co i jak, kto jest kim ;)

Czy polecam?Gorąco! Jeśli ktoś nie był zachwycony Miastem Cieni, (w takim stopniu jak początkowym tomem), to trójka nadrabia wszystko. W ogólnym rozrachunku, cała historia zasługuje na 9 gwiazdek w moim rankingu. Także jeśli ktoś się waha, to zupełnie niepotrzebnie :) Warto dowiedzieć się, jak kończy się cała seria. Mówię Wam... ;)

Recenzja także na blogu:
http://sapno-main-india-hai.blogspot.com/2018/07/biblioteka-cieni-iii-tom-osobliwego.html

Finał osobliwej przygody w wiktoriańskiej Anglii. W skrócie: Jackob i Emma, razem z Addisonem-gadającym psem wyruszają z odsieczą ymbrynkom i pozostałym osobliwcom pozostającym w niewoli upiorów. Jak się okazuje, ma to miejsce w karnej pętli- obrzydliwej, tutaj wszystkiego można się spodziewać. Pojawiają się nowe zagadnienia, przewija się wiele nowych postaci, np Sharon,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jako, że tytułowa książka jest kontynuacją, to i ja bez zbędnego powtarzania skupię się na dalszych już przygodach paczki 11 Osobliwców, z Jackobem na czele. Z trudem i po przejściach, trafiają oni (w końcu) do ogarniętego wojną Londynu. Riggs opisuje w taki sposób, że można wręcz odczuć panujące tam przygnębienie. Choć nie brakowało by takiego nastroju i bez tego. Dzieci bowiem odczuwają sentyment za tym, co utraciły, do tego są bardzo zagubione i zmęczone nieustanną podróżą. Kolejno dopada ich zwątpienie. Sam Jackob przeżywa wiele refleksji. Trzeba przyznać, że ta część jest dosyć melancholijna. Mówi:
"Przybyłem na wyspę, aby rozwikłać zagadkę dziadka, a w trakcie odkryłem własną tajemnicę".

Tym razem, wszyscy wyruszają w nieznane. To skok na głęboką wodę, nie wiedzą co ich czeka. Czy maja jakieś szanse? Czy uda im się nie tylko przeżyć, i dotrzeć do Londynu, w poszukiwaniu ratunku dla swojej opiekunki Pani Peregrine, i ocalić ją oraz siebie ? Grupka bohaterów jest zdeterminowana. Stawiają czoła problemom, z jakimi przychodzi im się mierzyć, a jest z czym...Miewają przy tym momenty zwątpienia. Poznają kolejnych pobratymców, i to nie tylko ludzi ;)

W tej części autor pozwala nam poznać bliżej bohaterów. Czytając, ja osobiście mam przed oczami wszystkich. Potrafię sobie ich bez problemu wyobrazić. Nie tylko jak wyglądają, łącznie z mimiką twarzy, ale także jak się zachowują w danej chwili. Riggs skupił się mocniej na portrecie psychologicznym głównego bohatera. Widzimy cały proces jak ewoluował jego światopogląd. Podróże w czasie zafundowały mu szybkie wydoroślenie. Jego dar także eskaluje, a on sam uczy się świadomie go używać. Przyjaciele liczą na jego pomoc. Ponadto zagłębiamy się też ogólnie w historię samych osobliwych. Poznajemy legendy. Autor pokusił się tutaj bardziej o zwroty akcji niż o grozę. Pozostała jednak przygoda, i to mocno rozbudowana. Dla mnie ta cześć to bardziej przygodówka, niż coś z pogranicza grozy, jak poprzednio. Tutaj troszkę inaczej rozkłada się mieszanka gatunków. Zamiast horroru mamy akcję. Mimo że spodziewałam się tego charakterystycznego klimatu z pierwszej części, którego tutaj mamy nieco mniej, to niczego to jednak nie ujmuje powieści. Zakończenie wprawiło mnie w osłupienie...nie mogę doczekać się, kiedy zatopię się w "Bibliotece Cieni", która już czeka na półce :) Świetna zabieg, by zachęcić do ostatniej części.

Podoba mi się, kiedy autor nawiązuje krótko to wydarzeń z przeszłości, a chodzi mi tu o konkretne wydarzenia z poprzedniej części. Rzucone gdzieś pośród wspomnień czy opowieści innym, krótko i zwięźle tłumaczy skąd dlaczego jest tak, a nie inaczej, czego skutki aktualnie widzimy. Dzięki czemu nie gubimy się w akcji, jesteśmy na bieżąco.

Książka podzielona jest na dwie, mniej więcej równe części, do tego na 13 rozdziałów. Na czterech początkowych stronach mamy miniaturki zdjęć wraz z krótkim opisem- postaci z poprzedniej części. Taka ściągawka ;) Na końcu zaś rozpiskę odnośnie zamieszczonych zdjęć. A propos nich, sporo z nich nie jest tam zamieszczonych, aczkolwiek wszystkiego dokładnie dowiadujemy się z treści.

Okładka: Cała seria utrzymana jest w podobnym stylu i kolorystyce sepii; tutaj mamy dziewczynkę- Sam, z okrągłym otworem...w brzuchu, stojącą na tle ruin miasta. Aha, książka jest oczywiście w twardej oprawie (jak wszystkie 3 tomy).

Czy polecam?
Jak najbardziej! Nie wyobrażam sobie, żeby nie sięgnąć po kolejne części "Osobliwego Domu...". Gwarantuję Wam, że takiego zakończenia się nie spodziewaliście... ;) Działo się dużo! Ostatni rozdział przeczytałam w okamgnieniu, nawet nie wiem kiedy ;)

https://sapno-main-india-hai.blogspot.com/2018/05/miasto-cieni-ii-tom-osobliwego-domu.html

Jako, że tytułowa książka jest kontynuacją, to i ja bez zbędnego powtarzania skupię się na dalszych już przygodach paczki 11 Osobliwców, z Jackobem na czele. Z trudem i po przejściach, trafiają oni (w końcu) do ogarniętego wojną Londynu. Riggs opisuje w taki sposób, że można wręcz odczuć panujące tam przygnębienie. Choć nie brakowało by takiego nastroju i bez tego. Dzieci...

więcej Pokaż mimo to