-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012
2016-11-25
2012
2015-12-15
Władza, polityka, pieniądze, przekręty, tarcia na górze, głupie teksty... nieraz zadaję sobie pytanie: "Gdzie ja żyję?" Otóż powiem Wam, że nie ma co narzekać. Oczywiście są kraje gdzie żyje się lepiej i spokojniej, ale jest też mnóstwo takich, gdzie po prostu strach się bać. Przez głowę przechodzi wiele nazw państw totalitarnych czy też ogarniętych wojną. Ale o Korei Północnej raczej nigdy nie myślałam. Aż do teraz...
Hyeonseo Lee jest Koreanką z północy. W snutej na kartach książki opowieści wyjątkowo szczegółowo i wyraziście opowiada o swoim życiu. Urodziła się w przygranicznym miasteczku o nazwie Hyesan. Dom dziewczyny leży nad rzeką stanowiącą granicę z Chinami. Rzeka oddziela dwa światy - ten normalny, współczesny, znany i oswojony, od totalnie zacofanego, kierującego się dziwnymi prawami, gdzie jeden człowiek decyduje o życiu i śmierci tysięcy ludzi. Już pierwsze opisy w książce budzą grozę. Kiedy w domu rodzinnym bohaterki wybucha pożar, ojciec ratuje przede wszystkim portrety ukochanych przywódców. Gdyby mu się to nie udało cała rodzina znalazłaby się pod obserwacją jako ta, która nienależycie czci umiłowanego przywódcę. Potem jest tylko gorzej. Poznajemy opowieści o tym jak wygląda system edukacji. Dzieci generalnie mają nie myśleć. Na pytanie, kim chcą zostać w przyszłości, chłopcy najczęściej odpowiadają że czołgistą po to, aby walczyć z amerykańskimi psami w obronie ukochanego przywódcy. Czytałam i oczom nie wierzyłam. Marzenia każdej przeciętnej nastolatki o tym, aby zostać piosenkarką tam są nie do przyjęcia. Opowieści o ciągłych defiladach i kilkugodzinnych ćwiczeniach mających przygotować do występów tysięcy dzieci tworzących z kartek ruchome obrazy na stadionach... straszne.
Najgorsza jest głęboka wiara mieszkańców Korei Północnej w to, że ich kraj jest najlepszy, że nigdzie nie żyje się tak dobrze jak u nich. Nasza bohaterka pierwszy raz przejrzała na oczy kiedy w wieku 8 lat stała się świadkiem publicznej egzekucji. Wątpliwości przybrały na sile kiedy wybuchła klęska głodu. Martwi ludzie leżeli na chodnikach, a po ulicach biegały bandy osieroconych dzieci, które patrzyły tylko co ukraść, aby przeżyć. Dziewczynka zadaje sobie coraz więcej pytań, aż w końcu w wieku 17 lat postanawia uciec. Ucieczka jest prosta. Wystarczy pod osłoną nocy przejść na drugą stronę rzeki. Przejść łatwo, gorzej wrócić.
Pobyt Hyeonseo Lee w Chinach i kilkuletnia walka o wolność i godne życie charakteryzuje się głównie ogromną tęsknotą za ojczyzną. To jest niesamowite, że można tak tęsknić za TAKIM krajem. Dziewczyna, aby ukryć swoją tożsamość ciągle musi zmieniać swoje imię i nazwisko (stąd własne tytuł). Trudno tak żyć, trudno o pracę, trudno o przyjaciół. Kilka lat trwało zanim ułożyła sobie jako tako życie.
Z jednej strony powieść o sile i determinacji, o wierze w sukces i o walce o swoje ja. Z drugiej strony bardzo smutna i pozbawiona nadziei książka. Pomimo tego, że właściwie wszystko się dobrze kończy, ta powieść zostawiła w moim sercu po sobie zdziwienie, że taki kraj we współczesnym świecie w ogóle istnieje. Wiem, że nic nie można zrobić tylko bacznie obserwować, ale mimo wszystko.
Ten smutek przepełniający książkę nie zmienia faktu, że jest ona rewelacyjnie napisana. Czyta się jednym tchem. Świetne pióro, ciekawa narracja i ta niewiara w to, że to wszystko dzieje się dzisiaj, na naszych oczach. Pochłonęłam w dwa wieczory. Polecam.
Władza, polityka, pieniądze, przekręty, tarcia na górze, głupie teksty... nieraz zadaję sobie pytanie: "Gdzie ja żyję?" Otóż powiem Wam, że nie ma co narzekać. Oczywiście są kraje gdzie żyje się lepiej i spokojniej, ale jest też mnóstwo takich, gdzie po prostu strach się bać. Przez głowę przechodzi wiele nazw państw totalitarnych czy też ogarniętych wojną. Ale o Korei...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-13
2023-11-15
2024-01-08
2012-11-05
Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt....
Każdy chyba zna te słowa i tę piosenkę. Co więcej - myślę, że większość z nas kojarzy je właśnie z piosenką w wykonaniu Bogusława Meca. Piosenka znana, ponadpokoleniowa, piękna, wzruszająca.... wiele można o niej jeszcze napisać. Trzeba jednak pamiętać, że "Jej portret" to przede wszystkim wiersz. Cudowny wiersz Jonasza Kofty.
Jonasz Kofta napisał wiele przepięknych wierszy, które zupełnie niedawno wpadły w moje ręce w formie tomiku poezji pt. "Jej portret. Najpiękniejsze wiersze i piosenki".
Uwielbiam książki, z którymi obcowanie jest przyjemnością zarówno dla ciała jak i ducha. W tym przypadku ciało to przede wszystkim oczy i dłonie, które delektują się pięknie oprawionym w zielone płótno tomikiem ze starannie wytłoczonymi literami. Do tego dochodzą sztywne kartki w kolorze jasno kremowym, tytuły poszczególnych wierszy zaprezentowane bardzo delikatną czcionką... uczta zmysłów.
Tyle na temat wyglądu; co do zawartości nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Piękne wiersze Kofty - zarówno te znane prawie wszystkim, jak i te nieznane, wręcz zapomniane. Ciekawe jest to, że pierwsze przewertowanie tomiku w moim wykonaniu odbyło się w poszukiwaniu... piosenek. I tu spotkało mnie ogromne zaskoczenie. Wiele piosenek (znanych mi i bardzo przeze mnie lubianych) jest właśnie autorstwa Pana Kofty. "Z Tobą chcę oglądać świat" zaskoczyło mnie zupełnie co więcej - znalazłam kilka wierszy, które śpiewane są na harcerskich imprezach. W życiu nie pomyślałabym, że słowa są tak szanownego autorstwa...
Polecam. Każdemu.
Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt....
Każdy chyba zna te słowa i tę piosenkę. Co więcej - myślę, że większość z nas kojarzy je właśnie z piosenką w wykonaniu Bogusława Meca. Piosenka znana, ponadpokoleniowa, piękna, wzruszająca.... wiele można o niej jeszcze napisać. Trzeba jednak pamiętać, że "Jej portret" to przede wszystkim wiersz. Cudowny wiersz Jonasza Kofty.
Jonasz...
2000-05-16
2011-09-21
Każde dziecko powinno być szczęśliwe, uśmiechnięte, umorusane od ucha do ucha, gadające cały czas i śmiejące się przez szczerbate zęby. Każde dziecko powinno jednak zdawać sobie sprawę, że są sytuacje kiedy uśmiech znika z twarzy i przychodzi czas próby. Od nas dorosłych zależy, czy dzieci będą na takie chwile przygotowane. Może zdarzyć się tak, że "próba" spadnie jak grom z jasnego nieba. Ale może być też tak, że nasze dzieciaki w takiej chwili przystaną i pomyślą: Wiem! Dam radę!
Książka "Mali bohaterowie" to książka magiczna. Zawiera historie prawdziwe. Sześć opowiadań, a raczej reportaży dla dzieci. W każdym z nich młodzi ludzie stawiają czoło wyzwaniu życia. Mały chłopiec, który ratuje swoją chorą mamę, Damian ratujący całą rodzinę przed zaczadzeniem, Przemek wyciągający starszego kolegę z wody. Są też dziewczynki ratujące życie starszemu Panu, który zasłabł na ulicy. W każdym opowiadaniu roi się od ciągle powtarzanych numerów 999, 998, 997 i 112. Książka jest niesamowita. Zawiera całe dialogi prowadzone przez dzieci ze służbami ratowniczymi. Uczy maluchy, że należy się przedstawić, podać wiek i miejsce gdzie się znajdujemy.
Książka pomoże nam - rodzicom - oswoić dzieci z myślą, że wypadek może zdarzyć się zawsze i wszędzie. Nikt od małego dzieciaczka nie oczekuje cudów. Ma tylko złapać za telefon i zadzwonić. I... tu zaczynają się schody. Każdemu rodzicowi wydaje się że ich dziecko na pewno sobie poradzi. Moja Starsza jest osóbką rozgarniętą i wie, że z telefonu komórkowego należy dzwonić pod numer sto dwanaście. A wiecie jak się wykręca numer 112? Otóż naciska się 121. Włosy stanęły mi dęba. Na szczęście historie przedstawione w książce na tyle ją pochłonęły, że każdą z nich czytałyśmy kilka razy. Za każdym razem kazałam powtarzać: jeden jeden dwa. Mam nadzieję że zapamięta. Na zawsze.
Książka fenomenalnie dopracowana jest też pod względem graficznym. Ilustracje są wyraziste, z niewielką ilością barw. Przyciągają wzrok nie ferią barw, ale treścią. A ta działa na wyobraźnię. Forma tekstu też jest przemyślana. W książce zastosowane są różne rozmiary czcionki. Ważniejsze kwestie są wytłuszczone albo napisane większą czcionką niż reszta tekstu. Zresztą - zobaczcie sami.
Każde dziecko powinno być szczęśliwe, uśmiechnięte, umorusane od ucha do ucha, gadające cały czas i śmiejące się przez szczerbate zęby. Każde dziecko powinno jednak zdawać sobie sprawę, że są sytuacje kiedy uśmiech znika z twarzy i przychodzi czas próby. Od nas dorosłych zależy, czy dzieci będą na takie chwile przygotowane. Może zdarzyć się tak, że "próba" spadnie jak grom...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-06
To jedna z najważniejszych książek, jakie w swoim życiu czytałam. Niesamowicie przejmująca, mówiąca o straszliwościach tego, co działo się zaledwie 80 lat temu w Łodzi, przy ul. Przemysłowej. Jak można dwu, trzyletnie dzieci zamykać w obozach? Jak można pozbawić dziesięcioletniego chłopca najbliższej rodziny? Pytanie "Jak można?”, powtarzane nawet kilka dni nie wyczerpie oburzenia nad okrucieństwem tamtych ludzi. I za co? Za kilogram ziemniaków szmuglowanych do domu, gdzie czekała mama z czworgiem rodzeństwa? Za rodziców, którzy walczyli o Polskę?, Za to, że maluch nie miał domu?
Książka „Mały Oświęcim” opowiada o losach więźniów zamkniętych w obozie w Łodzi przy ul. Przemysłowej. Obóz ukryty przez światem, z którego nie było ucieczki. Umiejscowiony został na terenie łódzkiego getta, więc jak uciec? Do getta? Żydzi wiedzieli, że za przyprowadzenie małego uciekiniera dostaną bochenek chleba. Nie było nadziei.
W obozie umieszczano dzieci od 6 do 16 roku życia, ale z relacji świadków wynika, że były tam również dzieci maleńkie, dwu, trzyletnie. Sporadycznie przebywały tam również niemowlęta, ale ich losy rozpłynęły się w odmętach historii.
Książka podzielona jest na dwie części. Nie wiem, która zrobiła na mnie większe wrażenie, która mną bardziej wstrząsnęła. Jedna jest straszna przez to, o czym opowiada, druga przez to, jak opowiada. Pierwsza to wspomnienia z obozu. Opis strasznego życia, ponad siły dorosłych, a co dopiero dzieci. Dwie pajdki chleba, brunatna "kawa" i zupa na obiad, która często nie nadawała się do jedzenia, bo pływały w niej szmaty i robaki. Dzieci wiedziały, że nie wolno jeść czarnych robaków, bo się od nich umiera, ale jeżeli są białe albo żółtawe to jak najbardziej. Przy takim wyżywieniu dzieci pracowały od siódmej rano do wieczora. Prace były różne: lżejsze i ciężkie ponad miarę malucha Najgorzej jednak było jak nie było pracy, bo wówczas Niemcy wymyślali różne „ciekawe” zajęcia. Na przykład przelewanie odchodów z wiadra do wiadra, albo przewożenie taczkami piasku raz w jedną raz w drugą stronę. Bite, poniżane, głodne i zalęknione... Niemicy dzieciom zgotowali ten los.
Druga część książki to spotkania z osobami, których wspomnienia stanowią podstawę części pierwszej. Myślicie, że łatwiejsza część dla czytelnika? Nic bardziej mylnego! To nie są wywiady, a krótkie zdjęcia, chwile byłych więźniów uchwycone przez autorkę na kartach tej książki. Niezmiernie wzruszające krótkie scenki pokazujące, jak obozowy okres wpłynął na współczesne życie tych ludzi. Oto mężczyzna, który co noc budzi się z płaczem. Od tylu lat... co noc... Oto kobieta, która pierwsze słowo wspomnień wypowiada po 7 minutach milczenia. Co działo się w jej głowie przez te siedem minut? Jakie okropności musiała sobie przypomnieć. Z wszystkich wypowiedzi wypływa żal, że tak mało ludzi pamięta o dzieciach z Przemysłowej. Żal, że poprzednia władza próbowała wymazać pamięć o tym obozie. Ta część książki dużo bardziej mną wstrząsnęła. Kiedy uświadomiłam sobie jak straszne wspomnienia Ci ludzie muszą w sobie nosić przez dziesiątki lat.
To jest książka dokument, książka pomnik i książka pamiętnik. Może zabrzmi to pompatycznie, ale ta książka z twarzą chłopca na okładce powinna być czymś ważnym dla całego naszego kraju. W prostych słowach, bez ogródek, bez zbędnego przekonywania o okrucieństwie opiekunów, (bo do tego nie trzeba przekonywać) strzela w serce czytelnika potwornymi wspomnieniami o losie sześcio, siedmiolatków.
Na zakończenie dodam, że (choć to może źle zabrzmi w odniesieniu do tej książki) całość bardzo dobrze mi się czytało. Autorka ma wyjątkowo prosty styl, przez co wspomnienia naszych bohaterów nabierają trudnej do określenia ostrości. Wchodzą w duszę czytelnika niczym nóż w masło. I tak już zostają.
To jedna z najważniejszych książek, jakie w swoim życiu czytałam. Niesamowicie przejmująca, mówiąca o straszliwościach tego, co działo się zaledwie 80 lat temu w Łodzi, przy ul. Przemysłowej. Jak można dwu, trzyletnie dzieci zamykać w obozach? Jak można pozbawić dziesięcioletniego chłopca najbliższej rodziny? Pytanie "Jak można?”, powtarzane nawet kilka dni nie wyczerpie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-20
Kiedy poznajemy Krzysia, Jego ból po stracie taty jest już okiełznany. Oczywiście, że tęskni - to zrozumiałe - ale widzi już świat w kolorowych barwach, a nie tylko czarno – białych. Krzyś jest bardzo mądrym chłopcem, który potrafi analizować to, co go otacza dużo bardziej dojrzale niż niejeden dorosły. Ma też bardzo mądrą Mamę, będącą ogromną podporą dla swojego synka. To właśnie Mama zauważyła tę dojrzałość chłopca i od kilku lat zapisywała Jego myśli. Kiedy pojawił się pomysł napisania książki, chłopiec samodzielnie zaczął zapisywać swoje przeżycia i przemyślenia, jednak było to bardzo męczące. Dopiero Mama wpadła na pomysł wykorzystania dyktafonu. Nagle wszystko okazało się prostsze.
Ta książeczka to skarbnica wiedzy o emocjach i przeżyciach Krzysia, które otoczyły go po śmierci Taty. Krzysiu twierdzi, że świetnie Go pamięta, choć przecież od jego śmierci minęło 6 lat. Kiedy mówi o Ojcu, z Jego słów bije ciepło i tęsknota. Krzysiu pisze też o innych - całkiem zwyczajnych rzeczach. Opowiada o tym, że nie lubi zielonego jedzenia uwielbia za to naleśniki i pomidorówkę. Dużo czyta i wie doskonale, że w rodzinie najważniejsza jest miłość. Opowiada o ukochanych zwierzętach i swoich przyjaciołach, a zwłaszcza o jednym z nich o przepięknym imieniu Tymoteusz, który wykonał ilustracje do książki. Dodam, że bardzo udane ilustracje.
Pisze też o swoich uczuciach i emocjach i nie ukrywam, że ta sfera książki zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Sama mam w domu synka, który jest niewiele młodszy od Krzysia. „Młodszy” to mądry chłopak, wrażliwy i wygadany, ale o wielu sprawach, o których pisze Krzyś, nie ma bladego pojęcia.
"Krzysiowe historyjki" są przepiękne, mądre i głębokie, a jednocześnie po dziecięcemu naiwne. Krzysiu opisuje, jak to Mama wyszła z domu w dwóch różnych butach, albo jak zdarzyło Jej się pojechać pod prąd. Spisane prostym językiem mocno wchodzą w głowę czytelnika i tam się kłębią. Opowieści są i wesołe i smutne... jak to w życiu. Wyziera z nich ogromna miłość do Mamy i niesamowity szacunek do życia. Krzyś formułuje też myśli piękne, które mogą być cytowane i powtarzane. Urzekło mnie na przykład poniższe stwierdzenie:
"... chciałem być wiatrem. Mama tego nie rozumiała, więc musiałem Jej wytłumaczyć. Chciałem być wiatrem, bo on nigdy nie umiera".
Co mnie uderzyło podczas lektury, to mądrość krzysiowej Mamy. Kobieta nie dość, że sama musiała poradzić sobie z odejściem ukochanej osoby, to jeszcze musiała zrobić wszystko, aby pomóc swojemu synkowi. Ta kobitka Nobla powinna dostać za swoje umiejętności. Sama też radzi sobie jak potrafi i ... robi anioły. Początkowo - jak to opisuje Krzyś - nie były zbyt udane, ale z czasem piękniały. Krzyś nawet jednego zrobił sam i zaniósł do klasy z zadaniem strzeżenia całej klasy przed przykrymi niespodziankami.
"Mój Tata mieszka w innym świecie" należy przeczytać. Samemu, albo ze swoją pociechą, ale koniecznie przeczytać. Mój syn w kilku momentach potrzebował komentarza, bo niektóre emocje, które dla Krzysia są codzienne - Młodszemu są obce. Cieszę się że mogliśmy na niektóre tematy pogadać. Piękne słowa o płaczu, które wypowiada Krzyś - mojego syna przeraziły. On płacze raczej rzadko i kojarzy mu się to jednoznacznie z doznaniem krzywdy, a tu proszę....
Warto kupić tę książeczkę również po to, aby wspomóc podopiecznych Fundacji Dorastaj z Nami. Bo przecież warto pomagać :-)
Kiedy poznajemy Krzysia, Jego ból po stracie taty jest już okiełznany. Oczywiście, że tęskni - to zrozumiałe - ale widzi już świat w kolorowych barwach, a nie tylko czarno – białych. Krzyś jest bardzo mądrym chłopcem, który potrafi analizować to, co go otacza dużo bardziej dojrzale niż niejeden dorosły. Ma też bardzo mądrą Mamę, będącą ogromną podporą dla swojego synka. To...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-22
"Olimpiada Pana Lemoncella" urzekła mnie podobnie jak pierwszy tom. "Bibliotekę Pana Lemoncella" pochłonęłam i uznałam ją za jedną z najlepszych książek dla dzieci. Nic więc dziwnego, że gdy tylko pojawił się drugi tom, jego nakład w księgarniach właściwie nie zaistniał, a w bibliotekach kolejki do otrzymania egzemplarza są długie niczym w dawnych czasach za mięsem. Nic to - pomyślałam. Moja biblioteka umożliwia za darmo korzystanie z zasobów Legimi.pl i choć z zasady jestem przeciwniczką czytania na telefonie ten raz zrobię wyjątek. Tak też uczyniłam i nie żałuję.
Tak książka jest po prostu cudowna. Wspaniała biblioteka pełna gier, zabaw, świetnych wynalazków i najlepszych w świecie gadżetów zachwyca czytelnika. Pomysłowość autora do wymyślania różnorakich udziwnień również zachwyca. Ale to, co mnie urzekło w tej książce, to mnogość nawiązań do różnorakiej literatury dla młodzieży. To, ile tytułów kanonu literatury dziecięcej przewija się przez strony "Biblioteki..." to naprawdę zadziwiające. Człowiek czuje się malutki, gdy zdaje sobie sprawę, ile lektur w młodości pominął i jakie przygody zaprzepaścił. Do tego mnóstwo zagadek dla czytelnika, rebusy, anagramy... to wszystko powoduje, że mały odkrywca literatury niczym uczestnik olimpiady odkrywa, główkuje i zakochuje się w literaturze. Mam nadzieję.
"Olimpiada Pana Lemoncella" urzekła mnie podobnie jak pierwszy tom. "Bibliotekę Pana Lemoncella" pochłonęłam i uznałam ją za jedną z najlepszych książek dla dzieci. Nic więc dziwnego, że gdy tylko pojawił się drugi tom, jego nakład w księgarniach właściwie nie zaistniał, a w bibliotekach kolejki do otrzymania egzemplarza są długie niczym w dawnych czasach za mięsem. Nic to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-10
2014-12-02
2012-06-06
Książka, która zachwyca, onieśmiela, rzuca na kolana, doprowadza do łez (oczywiście ze śmiechu), zmusza do myślenia, wzrusza, pobudza pamięć (gdzie ja to czytałam?)... Naprawdę rzadko udaje się trafić na taką perełkę.
Kilka lat temu na początku mojego blogowania, o tej niepozornej książeczce było naprawdę głośno. Zaistniała na każdym śledzonym przeze mnie blogu i nie było dnia, żebym nie czytała na jej temat pochlebnych recenzji. Niestety - zdaniem wielu książka nie do zdobycia. Odwiedziłam Allegro i okazało się, że jakaś dobra dusza sprzedaje własnie egzemplarz za kwotę 25 zł. No po prostu grzech było się oprzeć. Tego grzechu nie popełniłam, za to dopuściłam się innego niedbalstwa. Mianowicie potrzebowałam prawie dwóch lat od chwili zakupu, aby po nią sięgnąć. W końcu sięgnęłam i... przepadłam
A oto warszawska rodzina jakich wiele - Mama, Tata i dwie córki. Mama jak mama, sprząta, gotuje, pierze i główkuje, co do garnka włożyć. A Tata? Tata odbębnia swoja pracę rzetelnie i uczciwie w jednym celu: aby móc spokojnie wrócić do domu i utonąć w literaturze. Swoją miłością i uwielbieniem do książek zaraża dwie córki, które również robią wszystko, byleby otoczenie dało im spokój i pozwoliło spokojnie poczytać to, co się własnie nawinęło pod rękę. Trójka moli książkowych pod jednym dachem... biedna mama co pewien czas wydzierała książki z rąk i piekliła się o ciągłe czytanie, ale w końcu poległa. A czytelnictwo w domu kwitło i prowadziło do wielu zabawnych sytuacji, np. do codziennej walki o cukierniczkę przy posiłkach bo - jak wiadomo wszystkim molom książkowym - jest to najlepsza podpórka do czytania książek w trakcie jedzenia.
Autorka przeprowadza nas przez całe życie rodziny. Od narodzin dwóch córeczek, aż po ich zamążpójście i perypetie z tym związane. Cały czas obecne są książki: w szkole, w domu, w sklepie, w pociągu, w pracy (to były czasy :-)). Dziewczyny utożsamiają się z bohaterami czytanych książek, przeżywają ich niepowodzenia i często nie odróżniają prawdy od fikcji. Nie ulega jednak wątpliwości, że ich wiedza literacka jest po prostu oszałamiająca. Dziewczyny prenumerują "Wiadomości Literackie", potrafią z pasją dyskutować na trudne tematy, a jedna z nich poznaje nawet modnego wówczas autora Wierzyńskiego!
Książka objętościowo niewielka, jednak uważam, że gdyby była grubsza, zaczęłaby czytelnika nużyć. Wprawdzie autorka lekko i zwinnie przeprowadza nas przez koleje losów przemiłej rodzinki, jednak natężenie książek i utworów literackich w treści książki jest tak duże, że czytelnik pracuje umysłem na bardzo wysokich obrotach ciągle zastanawiając się: Czytałam to czy nie czytałam? Znam ten fragment czy nie znam? Do czego jest to nawiązanie? Kiedy książkę zamknęłam na ostatniej stronie stwierdziłam, że pod koniec już miałam dosyć. A tak pozostało uczucie świetnej zabawy w trakcie lektury. :-)
Wiem, że jest drugi tom tej przesympatycznej powieści tylko gdzie go dostać?
Książka, która zachwyca, onieśmiela, rzuca na kolana, doprowadza do łez (oczywiście ze śmiechu), zmusza do myślenia, wzrusza, pobudza pamięć (gdzie ja to czytałam?)... Naprawdę rzadko udaje się trafić na taką perełkę.
Kilka lat temu na początku mojego blogowania, o tej niepozornej książeczce było naprawdę głośno. Zaistniała na każdym śledzonym przeze mnie blogu i nie było...
2018-03-08
Ależ się ubawiłam :-))) Uśmiałam się do łez, rżałam jak konik na pastwisku, aż bolały mnie mięśnie brzucha. To własnie jest myślenie, jakie lubię. Nie szczerzymy kłów, nie machany szabelką, a mówimy o rzeczach ważnych z uśmiechem i życzliwością. I zapewniam, że każdy zapamięta, że ta śmieszna książeczka o różowej czapeczce dotyka śmiertelnie poważnego tematu jakim są prawa kobiet - a właściwie ich brak.
Na początku nie było czapeczki. A potem... już była. Jej życie było burzliwe. Kot porwał czapeczkę, a potem znalazły ją dzieci. Bardzo trudno było o czapeczkę ale w końcu udało się ją zdobyć. Miała wiele, bardzo wiele zastosowań. Aż w końcu pies wykradł czapeczkę, a dziewczynka uratowała czapeczkę. Zabrała ją do domu, gdzie czapeczka została wyprana i wysuszona. Dziewczynka ubrała swoją czapeczkę i używała jej, aż pewnego dnia wyszła na ulicę, gdzie wszyscy inni też mieli na głowach różowe czapki.
To właściwie wszystko, ta prosta treść (a przecież pełna odniesień, aluzji i metafor) została okraszona wspaniałymi ilustracjami gdzie oprócz czarnej kreski występuje tylko jeden kolor - róż. Wiadomo przecież że facet różu nie nałoży, więc czego symbolem jest różowa czapeczka?
Wszystko wyjaśnia się na ostatnich stronach, gdzie autor uświadamia czytelnikowi, że nieważne, czy idziemy w manifestacji pod szyldem różowych czapeczek czy czarnych parasolek. Ważne jest to, że idziemy razem - ramię w ramię. Że łączy nas idea, razem potrafimy głośno o niej mówić i w razie konieczności jednym głosem krzyknąć NIE!!!
Głosy na temat "Różowej czapeczki" są rożne. Jedni - że totalna klapa, inni - że wspaniałe dzieło. Ja raczej jestem po środku. Wspaniałości bym w tej książeczce nie szukała, ale urzekła mnie prostym i jakże trafionym podejściem do tematu. Na pewno zostanie mi w głowie. Na długo.
Ależ się ubawiłam :-))) Uśmiałam się do łez, rżałam jak konik na pastwisku, aż bolały mnie mięśnie brzucha. To własnie jest myślenie, jakie lubię. Nie szczerzymy kłów, nie machany szabelką, a mówimy o rzeczach ważnych z uśmiechem i życzliwością. I zapewniam, że każdy zapamięta, że ta śmieszna książeczka o różowej czapeczce dotyka śmiertelnie poważnego tematu jakim są prawa...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-06
2012
Ja już po prostu nie wiem, co mam napisać. "Dom czwarty" to siódmy tom sagi o Lipowie. Pozostałe sześć zrecenzowałam i naprawdę każda jedna recenzja to zbiór peanów na temat twórczości Pani Puzyńskiej. Żaden z tomów nie był tym gorszym, każdy zachwycał. Teraz piszę siódmą recenzję na temat kryminałów o Lipowie i znowu powtórzę: No po prostu REWELACJA!
Tym razem zaginęła Klementyna Kopp. Nasza kontrowersyjna policjantka sama stała się bohaterką zagadki kryminalnej. Na prośbę rodziców miała odwiedzić rodzinną miejscowość i wyjaśnić pewną zagadkę sprzed lat. Niestety nigdy tam nie dotarła; po prostu zapadła się pod ziemię. Daniel wraz z Weroniką i Emilią postanawiają rozwikłać zagadkę zniknięcia policjantki. W tym celu udają się do Złocin - wioski, w której od lat mieszka rodzina Kopp. Niestety okazuje się, że zniknięcie Klementyny to nie jedyna mroczna tajemnica tamtego miejsca. Każdy z mieszkańców jest wrogo nastawiony do naszych policjantów, Właściwie nikt nie chce pomóc, a za każdym rogiem czai się kolejne mroczne widmo przeszłości.
Zagadka kryminalna jest świetna i wspaniale przemyślana. Kolejny raz nie zawiodłam się. Klasyczny kryminał, który pozwala czytelnikowi w miarę akcji podejrzewać, domyślać się i oskarżać. Autorka tak sprytnie snuje fabułę, że w pewnym momencie podejrzewałam już wszystkich. Każdy miał mroczną tajemnicę, każdy miał coś do ukrycia. Sama już pogubiłam się w domysłach i z zachwytem obserwowałam, jak autorka wyprowadza te podejrzenia na prostą drogę. Naprawdę świetne.
Problem miałam jedynie z głównym bohaterem Danielem Podgórskim. Z prostodusznego i ciepłego mężczyzny z lekką nadwagą i miłością do całego świata, zmienił się w ostrego, wręcz brutalnego alkoholika, który nie może sobie poradzić z otoczeniem. Jest niemiły i gburowaty. Posuwa się do czynów, które dawnemu Danielowi nie przyszłyby nawet do głowy. Nie ukrywam, że tęsknię za tamtym Podgórskim, który uwielbiał świat i życie i nie mógł oprzeć się podawanym przez Mamusię słodkościom. Teraz jedyne, za czym tęskni to piersiówka i paczka papierosów.
Pokuszę się o stwierdzenie, że to chyba najlepsza część sagi. Zamiast jednego śledztwa mamy właściwie cztery i to jakie! Każdemu wydaje się, że wie już kto zabił, a tu niespodzianka! Naprawdę mistrzostwo świata.
Czekam z niecierpliwością na kolejny tom, bowiem zakończenie "Domu czwartego" nie pozostawia wątpliwości, że Pani Puzyńska nie powiedziała jeszcze ostatniego zdania.
Ja już po prostu nie wiem, co mam napisać. "Dom czwarty" to siódmy tom sagi o Lipowie. Pozostałe sześć zrecenzowałam i naprawdę każda jedna recenzja to zbiór peanów na temat twórczości Pani Puzyńskiej. Żaden z tomów nie był tym gorszym, każdy zachwycał. Teraz piszę siódmą recenzję na temat kryminałów o Lipowie i znowu powtórzę: No po prostu REWELACJA!
więcej Pokaż mimo toTym razem zaginęła...