-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2015-05-01
2015-02-05
2014
2014-07-06
Kiedy biorę do ręki książki takie jak "Drzewo migdałowe" i w trakcie ich czytania jestem zasypywana dziesiątkami niesamowicie nieszczęśliwych wątków, których natłok powoli zamienia dramatyzm w uczucie, że coś jest nie tak ("No bez przesady!"), zawsze zastanawiam się, czy ten mój sceptycyzm bierze się stąd, że cały czas myślę o tym, że mam do czynienia z fikcją, nie literaturą faktu. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę to, że tłem jest konflikt palestyńsko-izraelski, nie zwykła codzienność, w której my żyjemy, ale mimo wszystko trudno jest wyobrazić sobie dwunastoletniego chłopca, któremu w ciągu jednego dnia ginie siostra, Izraelczycy konfiskują dom, Palestyńczycy powierzają pilnowanie broni, ojciec trafia do więzienia, a potem jest już tylko gorzej.
Wygląda na to, że Michelle Cohen Corasanti postanowiła przerobić na język literacki jedną z najsłynniejszych uwag Alfreda Hitchcocka odnośnie filmu: "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć", ale nie wzięła pod uwagę tego, że gdy mowa o rzeczywistym konflikcie dwóch narodów, realizm ma trochę większe znaczenie niż w przypadku horrorów, a zwłaszcza tych kręconych jako filmy klasy b, jak na przykład "Psychoza".
Zakładając jednak, że Ahmad naprawdę miałby szansę chodzić po świecie, teraz już jako profesor fizyki w starszym wieku, albo inaczej - traktując jego historię jako czystą fikcję jeśli ktoś woli, "Drzewo migdałowe" można czytać na dwa sposoby. Po pierwsze jako lekko (o ile to możliwe ze względu na fabułę) napisaną powieść i wreszcie po drugie jako głośny manifest.
Wszystko w tej książce wydaje się krzyczeć o pokój i naukę wspólnego życia na ziemi, której jest za mało dla dwóch skłóconych narodów, ale nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało jej przybyć. Bardzo pojednawczą postawę przyjmuje zwłaszcza ojciec głównego bohatera. Jest on w oczach Ahmada uosobieniem mądrości, dlatego jego słowa są tak ważne dla zrozumienia przesłania, które ma płynąć z "Drzewa migdałowego". Mówi na przykład: "Nienawiść bierze się ze strachu i braku wiedzy. Gdyby ludzie mogli poznać tych, których nienawidzą i skupić się na tym, co ich łączy, mogliby przełamać tę wrogość".
Dla autorki to z pewnością bardzo osobista książka. Zaskakiwać może to, że opisała ona cierpienia Palestyńczyków, chociaż sama wywodzi się z żydowskiej rodziny. Tym szczerzej brzmią więc słowa wkładane przez nią w usta Baby: "Wszyscy jesteśmy tacy sami".
O Izraelu pisano już mnóstwo, często znacznie lepiej, a jednak ta książka zbiera mnóstwo pozytywnych opinii. Może to całkiem niezła alternatywa dla tych, którzy chcą poczytać o konflikcie palestyńsko-izraelskim, a nie mają ochoty zaglądać na półkę z literaturą faktu?
Kiedy biorę do ręki książki takie jak "Drzewo migdałowe" i w trakcie ich czytania jestem zasypywana dziesiątkami niesamowicie nieszczęśliwych wątków, których natłok powoli zamienia dramatyzm w uczucie, że coś jest nie tak ("No bez przesady!"), zawsze zastanawiam się, czy ten mój sceptycyzm bierze się stąd, że cały czas myślę o tym, że mam do czynienia z fikcją, nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-29
2014-04-19
2014-03-29
2014-02-20
2014-02-17
2014-02-05
2013-12-26
Ciężka to książka, niełatwa do przebrnięcia, bardzo jednostajna, ale pięknie napisana.
Ciężka to książka, niełatwa do przebrnięcia, bardzo jednostajna, ale pięknie napisana.
Pokaż mimo to2013-12-01
2013-11-07
2013-10-30
2013-10-10
2013-10-04
2013-10-02
2013-09-20
Kiedy mój brat zobaczył okładkę tej książki, powiedział:
- "Czas żniw"? To się kojarzy z jakimś dobrym horrorem... Ewentualnie z "Chłopami" (faktycznie, prawie to samo).
Wydawcom powieść skojarzyła się z twórczością pani Rowling, a przynajmniej jako taka jest promowana. Ja porównałabym ją trochę do "Gildii magów": dziewczyna z pierwszorzędnym darem, która dostaje się do znienawidzonego przez siebie świata. Tak, to te klimaty.
Takie książki jak "Czas żniw" czyta się dwa dni, chociaż mają ponad pięćset stron. Ja po pierwszym wieczorze (sto stron) pomyślałam, że opowieść jest raczej średnia, ale przy drugim podejściu (czterysta prawie za jednym zamachem) dałam się wciągnąć. Byłam strasznie ciekawa, co będzie dalej, a o to chyba w czytaniu "lekkiej" fantastyki chodzi.
Kiedy mój brat zobaczył okładkę tej książki, powiedział:
- "Czas żniw"? To się kojarzy z jakimś dobrym horrorem... Ewentualnie z "Chłopami" (faktycznie, prawie to samo).
Wydawcom powieść skojarzyła się z twórczością pani Rowling, a przynajmniej jako taka jest promowana. Ja porównałabym ją trochę do "Gildii magów": dziewczyna z pierwszorzędnym darem, która dostaje się do...
Książka jest świetna pod względem fabularnym - przedstawiony w niej świat snów jest wielopoziomowy, bardzo złożony, a jego zbudowanie i połączenie w całość wymagało sporej wyobraźni. Zwłaszcza od momentu, w którym Nina zaczyna swoją podróż po Nieskończonej Przestrzeni Snu, akcja nabiera tempa, a powieść staje się bardzo wciągająca.
Początkowo trochę ciężko było mi się w niej odnaleźć, bo naukowy język moim zdaniem nie do końca pasował do treści wyjętej z lekkiej fantastyki, dlatego tym, którzy zabiorą się za czytanie i po kilku stronach stwierdzą, że to jednak nie dla nich, radziłabym danie tej książce szansy, bo naprawdę warto ją poznać :)
Książka jest świetna pod względem fabularnym - przedstawiony w niej świat snów jest wielopoziomowy, bardzo złożony, a jego zbudowanie i połączenie w całość wymagało sporej wyobraźni. Zwłaszcza od momentu, w którym Nina zaczyna swoją podróż po Nieskończonej Przestrzeni Snu, akcja nabiera tempa, a powieść staje się bardzo wciągająca.
więcej Pokaż mimo toPoczątkowo trochę ciężko było mi się w...