Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bez słowa to debiutancka powieść brytyjskiej autorki Rosie Walsh, która stała się bestsellerem w wielu krajach.

Bohaterką książki jest Sarah, dorosła już kobieta, która chcąc uciec przed tragedią, która spotkała ją w jej rodzinnym kraju, wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie udaje się jej odnaleźć spełnienie i spokój. Jednak po czasie wraca do Wielkiej Brytanii, w miejsce tragicznych wydarzeń. To tam dzieje się coś czego się nie spodziewała. Spotyka Eddiego, uroczego mężczyznę z bagażem doświadczeń.

Oboje spędzają ze sobą najcudowniejsze siedem dni w ich życiu. Ku ich wspólnemu zaskoczeniu, zakochują się w sobie i zaczynają myśleć o wspólnym spędzeniu przyszłości. Ich czas niestety szybko dobiega końca, ponieważ Eddie ma zaplanowaną podróż. Podczas rozstania Eddie obiecuje jej, że szybko się z nią skontaktuje, jednak to nie następuje. Mijają dni, tygodnie, a Eddie milczy…

Sarah nie może uwierzyć w to co się stało, że Eddie ta po prostu zostawił ją bez słowa. Przez jej głowę przetaczają się różne scenariusze, nawet te najgorsze. Przyjaciele radzą jej, żeby odpuściła, żeby dała spokój, ale ona upiera się, że musi koniecznie dowiedzieć się co się stało. Co takiego zaszło, że Eddie zerwał kontakt.

Powód okazuje się zaskakujący…

Muszę szczerze przyznać, że przez przeczytaniem Bez słowa obawiałam się, że będzie to kolejne romansidło jakich wiele. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, tak się nie stało. Książka okazała się cudowna. Mimo tego, że porusza bardzo trudne tematy takie jak strata, rozstanie, samotność, niepewność, bezsilność czyta się ją wspaniale. Bohaterowie to prawdziwi ludzie z krwi i kości. Książka to 443 strony przepełnione czystymi emocjami – wzruszenia gwarantowane, także nie zapomnijcie o chusteczkach!

Warsztat pisarski Rosie Walsh to istny majstersztyk i wierzę, że odniesie jeszcze nie jeden literacki sukces.

Bez słowa zdecydowanie polecam każdemu!

Bez słowa to debiutancka powieść brytyjskiej autorki Rosie Walsh, która stała się bestsellerem w wielu krajach.

Bohaterką książki jest Sarah, dorosła już kobieta, która chcąc uciec przed tragedią, która spotkała ją w jej rodzinnym kraju, wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie udaje się jej odnaleźć spełnienie i spokój. Jednak po czasie wraca do Wielkiej Brytanii, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bohaterką książki jest Theodosia, księżniczka podbitego przez Kalovaxian kraju. Najeźdźcy zabili na jej oczach matkę, wymordowali większość jej rodaków. Natomiast jej kazali zamieszkać w jej rodzinnym pałacu, wśród wrogów, gdzie jest codziennie wyszydzana i upokarzana. Jednak po 10 latach zniewolenia, dziewczyna postanawia w końcu zawalczyć o wolność swoją oraz swojego ludu, i wyzwolić go spod rządów Tyrana Kaisera. Czy w pałacu pełnym wrogów i szpiegów, uda jej się znaleźć sprzymierzeńców?

Jestem wielką fanką fantastyki, gdzie głównymi bohaterkami są kobiety i nie ukrywam, że na Księżniczkę popiołu czekałam z wielką niecierpliwością i miałam tak samo ogromne oczekiwania.

Czy się zawiodłam? Absolutnie nie!

Akcja książki rozwija się powoli, ale za to jest tak nieprzewidywalna, wciągająca i pełna zwrotów, że nie sposób się od niej oderwać. Postacie są różnorodne, dobrze wykreowane. Wobec jednych od razu czujemy sympatię, a wobec drugich żywimy negatywne uczucia, jednak w niektórych przypadkach niczego, tak do końca nie możemy być pewni. Autorka poprowadziła całą historię bardzo sprawnie, czyta się ją bardzo przyjemnie co jest też zasługą sposobu pisania.

Bardzo podobało mi się to, że cała opowieść jest prowadzona z punktu widzenia pierwszej osoby, czyli Theo i bardzo polubiłam bohaterkę, chociaż muszę przyznać, że na początku mnie trochę denerwowała.

Podsumowując…

Laura Sebastian zafundowała nam kawał intrygującej, bardzo dobrej fantastyki, zapowiadający początek trylogii. Mam ogromną nadzieję, że każdy kolejny tom będzie lepszy od poprzedniego. Jestem bardzo ciekawa jak wszystko dalej się potoczy, ponieważ tom zakończył się bardzo zaskakująco. No i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o tym, że książka jest bardzo ładnie wydana. Piękna korona na pewno przyciągnie wszystkie okładkowe sroki ;) Polecam gorąco :)

Bohaterką książki jest Theodosia, księżniczka podbitego przez Kalovaxian kraju. Najeźdźcy zabili na jej oczach matkę, wymordowali większość jej rodaków. Natomiast jej kazali zamieszkać w jej rodzinnym pałacu, wśród wrogów, gdzie jest codziennie wyszydzana i upokarzana. Jednak po 10 latach zniewolenia, dziewczyna postanawia w końcu zawalczyć o wolność swoją oraz swojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zanim zacznę, na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie jestem fanką opowiadań. Uwielbiam długie, rozwinięte historie, opasłe tomiska, a im grubsze tym lepsze… Nie przepadam za krótkimi historiami, bo ledwie się w nie wgryzę, a już się kończą, pozostawiając ogromny niedosyt.

Tym razem Ałtorka zaserwowała nam menu składające się z 11 opowiadań. Opowiadania te są bardzo zróżnicowane, a niektóre z nich ujrzały już światło dzienne na łamach czasopism „Fahrenheit” oraz „Science Fiction, Fantasy & Horror”.

Marta Kisiel przyzwyczaiła nas, że jej historie to totalne oryginały i w przypadku Pierwszego słowa, również tak jest. Mamy tutaj styczność z niesamowicie wykreowanym światem, a postacie są tak fanstastyczne, że chciałabym spotkać prawdziwym życiu, chociaż kilka z nich :)

Kiślowa wyobraźnia proszę Państwa nie zna granic!

W Pierwszym słowie jest śmieszno, straszno, smutno i pouczająco. Niezwykle podobało mi się mroczne Katábasis, przezabawna satyra na współczesny rynek pracy Rozmowa dyskwalifikacyjna, bardzo smutna historia Przeżycie Stanisława Kozika i fantastyczne Dożywocie, do którego mam jakiś taki sentyment and my favourite W zamku tej nocy :D

Czy Pierwsze słowo pozostawiło niedosyt? Oczywiście! Jestem głodna! Głodna rozwinięcia historii, które wiem, że jeszcze swojego rozwinięcia nie posiadają, a mam nadzieję, że w swoim czasie takie posiądą :) Marta Kisiel we wstępie pisze: „Nie umiem pisać opowiadań”, ło Ałtorko, też bym chciała tak nie umieć w opowiadania ;) Mimo tego, że były to krótkie opowiadania, to bardzo przyjemnie się je czytało, historie były spójne, a i również miło było spotkać się, z już wcześniej poznanymi postaciami. Myślę, że każdy znajdzie w tym zbiorze coś dla siebie, nawet antyfani opowiadań :)

Zanim zacznę, na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie jestem fanką opowiadań. Uwielbiam długie, rozwinięte historie, opasłe tomiska, a im grubsze tym lepsze… Nie przepadam za krótkimi historiami, bo ledwie się w nie wgryzę, a już się kończą, pozostawiając ogromny niedosyt.

Tym razem Ałtorka zaserwowała nam menu składające się z 11 opowiadań. Opowiadania te są bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ukrywam, że kiedy otrzymałam od Wydawnictwa Manufaktura Słów, propozycję przeczytania książki o jednym z najcenniejszych obrazów w kolekcji Muzeum Książąt Czartoryskich, który zaginął podczas drugiej wojny światowej, byłam bardzo zadowolona, że powstała taka książka. Jednym z tych powodów było to, że temat historii sztuki, bardzo mnie interesuje, o czym świadczą nawet studia podjęte w tym kierunku ;) Do czytania zasiadłam więc z ogromną ciekawością, ale także z dużymi oczekiwaniami wobec tej pozycji.

Akcja książki rozpoczyna się w 1945 roku z momentem wywiezienia „Portretu młodzieńca” z Krakowa do miejscowości Morawie koło Strzegomia. Od tej chwili towarzyszymy mu w niesamowitej drodze drodze jaką przebył.

„Młodzieniec” był ukrywany przez lata, a jego wymiary oraz materiał, na którym został wykonany wcale tego nie ułatwiały. Osoby, które miały z nim styczność poświęcały bardzo wiele, ale i także wiele zyskiwały, nie tylko dzięki jego walorom estetycznym, ale dzięki wiedzy jaką o nim posiadały. Poznajemy Andrieja Zolotara – pułkownika Armii Czerwonej, przez którego „Portret Młodzieńca” był niemalże czczony, Olgę Iwanownę – młodą pokojówkę, której obraz otworzył drogę do lepszego życia, Romana Kornika – niepozornego historyka sztuki, który miał styczność z obrazem, na terenie Federacji Rosyjskiej. To tylko niektóre z osób, które miały styczność z obrazem.

Dzięki książce poznajemy również stosunki, jakie panowały między Polską i Rosją, to jaki wpływ mógł mieć fakt oraz czas odnalezienia „Portretu młodzieńca” oraz to jak działały służby wywiadowcze.

Książkę czyta się bardzo przyjemnie. I mimo, że temat jest związany z historią i historią sztuki, co dla niektórych, może wydawać się wcale tematem nieciekawym, to gwarantuję wam, że temat jest arcyciekawy, a książka tak wciąga, że pochłoniecie ją jednym tchem. Autor bardzo ciekawie prowadzi fabułę, a dzięki wartkiej akcji nie ma czasu na chwilę nudy.

Zachęcam Was gorąco do przeczytania Młodzieńca autorstwa Rafała Barnasia i mimo tego, że autor zaznacza, iż książka jest fikcją literacką, to mam ogromną nadzieję, że kiedyś „Portret młodzieńca” odnajdzie drogę powrotną do naszego kraju.

Nie ukrywam, że kiedy otrzymałam od Wydawnictwa Manufaktura Słów, propozycję przeczytania książki o jednym z najcenniejszych obrazów w kolekcji Muzeum Książąt Czartoryskich, który zaginął podczas drugiej wojny światowej, byłam bardzo zadowolona, że powstała taka książka. Jednym z tych powodów było to, że temat historii sztuki, bardzo mnie interesuje, o czym świadczą nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na czwarty tom cyklu Dwór Cierni i Róż, przyszło nam czekać rok. Seria ta ma ogromną rzeszę fanów i fanek, do której i ja się zaliczam. Sarah J. Maas przyzwyczaiła nas do grubych tomisk z wielkim wow, dlatego kiedy zobaczyłam tą cieniutką, w porównaniu do poprzednich, książeczkę to nie ukrywam, że byłam nieco rozczarowana :/ Ten tom ma nieco ponad 300 stron.

No ale pewnie chcecie wiedzieć o co kaman…

Akcja Dworu Szronu i Blasku Gwiazd (A Court Of Frost and Starlight) toczy się po wojnie, gdzie Dwór Nocy wraz z mieszkańcami Velaris, powoli odbudowują miasto z ruin. Wszyscy, zarówno bohaterowie, jak i mieszkańcy, próbują uporać się z traumatycznymi przeżyciami, które ich spotkały.

Widać, że w mieszkańcach nadzieja jeszcze nie umarła i mimo tej traumy, jakiej doświadczyli, próbują cieszyć się zakończoną wojną oraz zbliżającym się świętem Przesilenia Zimowego. Niestety Prythian nadal musi mieć się na baczności, Dwory muszą się porozumieć, aby utrzymać pokój oraz swoje granice, co nie jest łatwe, bo powstają coraz to nowe ogniska buntowników.

Rhysand próbuje nawiązać porozumienie z Dworami, w sprawie utrzymania granic i pokoju. Pomagają mu w tym niezawodni Azriel i Kasjan. Feyra robi co może, aby pomóc poszkodowanym mieszkańcom i w odbudowie miasta. Walczy również ze swoimi demonami, a poza tym nieustannie martwi się o swoje siostry, dla których, no cóż, obecny stan nie jest tym, co sobie wymarzyły. Nesta jest niczym burza gradowa, jest wściekła na wszystko i wszystkich, w związku z czym postanowiła, że upodli się i to totalnie. Kasjan, jej Towarzysz, przydzielony przez Kocioł, jest bezsilny, wobec jej poczynań, próbuje sobie biedaczysko wmówić, że go to nie obchodzi, ale sami wiecie jak to jest, udaje twardziela, ale tak na prawdę… ;) Druga z sióstr, Elain, chociaż zachowuje się w miarę normalnie i się szanuje. Jednak jej nowa sytuacja też nie jest dla niej łatwa, a Lucien (jej Towarzysz) najlepiej jak by nie istniał, chociaż chłopakowi nie można odmówić, że się stara.

Wracając jeszcze do Luciena, ten jest wściekły na Feyrę, że za jej sprawą Dwór Wiosny legł w ruinie, a on stracił tak na prawdę swój jedyny dom i przyjaciół. A Tamlin, no cóż, Tamlin ma doła i wszystko ma w dupie… Mor też próbuje uporać się ze swoimi problemami, a Amrena przyzwyczaić się do swojego zwykłego ciała, ale zadziorny charakterek jej się nie zmienił ;) Tak po krótce wyglądają sprawy w Prythianie.

A teraz moje wrażenia… No cóż, prawdę mówiąc spodziewałam się czegoś lepszego, jak to zwykle, z przytupem. Niestety, moim skromnym zdaniem, dostaliśmy coś, co można by zakwalifikować jako lekką opowiastkę świąteczną. Szkoda, bo spodziewałam się, że wiele spraw się wyjaśni/rozwinie… Najbardziej liczyłam na rozwój sytuacji na linii Elain-Lucien oraz Nesta-Kasjan, a tu meh… W sumie ten tom powinien być traktowany jako 3 i 3/4, takie wtrącenie do sytuacji. Prawdę mówiąc, wolałabym już poczekać i dostać coś więcej… Why Sarah J. Maas, why?!

No ale, żeby już tak nie wieszać ostatnich psów na autorce, to nie nastawiajcie się też anty, bo książka nie jest sama w sobie tragiczna, miło się ją czyta, wszystko ma tu ręce i nogi, a moje jedyne zastrzeżenia są do tego, że jest mało i nie wyjaśniło się to co bym chciała. Jednak na końcu, pojawia się coś co troszeczkę osładza mi tą gorycz, a mianowicie zapowiedź tego, że cykl Dwór Cierni i Róż będzie miał swój ciąg dalszy (yass!), a jak by tego było mało mamy kilkanaście stron przedsmaku.

Daję jej 7 z minusem na 10, tak na zachętę.
Błagam Sarah, daj czadu następnym razem, wiem, że potrafisz!

Na czwarty tom cyklu Dwór Cierni i Róż, przyszło nam czekać rok. Seria ta ma ogromną rzeszę fanów i fanek, do której i ja się zaliczam. Sarah J. Maas przyzwyczaiła nas do grubych tomisk z wielkim wow, dlatego kiedy zobaczyłam tą cieniutką, w porównaniu do poprzednich, książeczkę to nie ukrywam, że byłam nieco rozczarowana :/ Ten tom ma nieco ponad 300 stron.

No ale pewnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czarny Mag. Pierwszy Rok to pierwszy tom przesiąkniętej magią serii autorstwa Rachel E. Carter.

Do czytania Czarnego Maga zasiadłam z wielką nadzieją na fantastyczną przygodę. Opowieść, którą przedstawia Nam autorka wprowadza nas w fantastyczny świat, w którym Ryiah i jej brat bliźniak Alex udają się do Akademii w Jerarze, aby szkolić swoje magiczne umiejętności, w celu otrzymania szaty Maga i odbycia Praktyk.

Do Akademi w Jerarze, jak co roku przybywa wielu adeptów, chętnych do zdobycia szat maga. Uczniowie pochodzą zarówno z arystokracji jaki i z nizin społecznych. I jak się domyślacie z racji pochodzenia oraz lepszych możliwości finansowych uczniowie z „wyższych sfer” są lepiej przygotowani. Na szczęście Mistrzowie Akademii traktują wszystkich jednakowo.

Ryiah i Alex mają przed sobą długą drogę do uzyskania wymarzonego celu. Konkurencja w Akademii jest ogromna. Mordercze treningi, ogrom nauki wysysają z nich resztki sił. Muszą dać z siebie wszystko, a nawet więcej, bo szansę na odbycie Praktyk dostanie tylko 15 osób z roku. Uczniowie niższego stanu nie mają łatwego życia, ponieważ arystokraci cały czas ich dręczą. Szczególną uwagę skupili na Ryiah, na którą uwziął się książę Darren oraz kandydatka na jego żonę Priscilla.

Na szczęście mimo chwil zwątpienia we własne siły Ryiah ma u swojego boku brata oraz przyjaciółkę Ellę, na których zawsze może liczyć. Ry z każdym dniem staje się coraz silniejsza i coraz bardziej uczy się panować nad własną mocą, ale czy to wystarczy, aby zwyciężyć?

Uczniowie po odbyciu szkolenia wybierają Frakcję, do której chcą dołączyć. Do wyboru mają Frakcję Boju, Alchemii oraz Uzdrowicieli. Ry od zawsze marzyła o Frakcji Boju. Czy uda jej się wytrwać 10 morderczych miesięcy i dostać do upragnionej Frakcji Boju? Musicie koniecznie się dowiedzieć!

Czarny Mag. Pierwszy Rok to niesamowicie wciągająca przygoda, od której nie byłam w stanie się oderwać. Akademia w Jerarze to istny obóz szkoleniowy dla magicznych komandosów, a Hogwart to przy nim istne wakacje.

Świat, który wykreowała Rachel E. Carter jest niesamowicie skonstruowany, postacie są świetnie wykreowane. Akcja toczy się z zawrotną prędkością, nie ma chwili na nudę. Już od pierwszych stron polubiłam główną bohaterkę Ryiah i bardzo mocno jej kibicowałam. Polubiłam nawet jeden z czarnych charakterów – księcia Darrena – coś czuję, że nie jest on taki zły na jakiego się kreuje.

Gorąco polecam Czarnego Maga i już wiem, że będzie to moja kolejna ulubiona seria. Już czekam z wielką niecierpliwością na pojawienie się kolejnego tomu.

Czarny Mag. Pierwszy Rok to pierwszy tom przesiąkniętej magią serii autorstwa Rachel E. Carter.

Do czytania Czarnego Maga zasiadłam z wielką nadzieją na fantastyczną przygodę. Opowieść, którą przedstawia Nam autorka wprowadza nas w fantastyczny świat, w którym Ryiah i jej brat bliźniak Alex udają się do Akademii w Jerarze, aby szkolić swoje magiczne umiejętności, w celu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niebożątko do niedawna, a teraz Bożek, Bożęty, całkiem niezwykły chłopiec, mieszkający w całkiem niezwykłym domu to bohater najnowszej książki Marty Kisiel – Małe Licho i tajemnica Niebożątka.

Bożek mieszka z mamą, wujaszkiem Turu, wujkiem Konradem oraz całą masą niezwykłych stworzeń. Za przyjaciela ma Małe Licho – anioła stróża z alergią na pierze, dziergającego ekstra babmboszki, pod jego łóżkiem mieszka potwór o długich mackach, a na strychu mieszkają duchy niemieckich żołnierzy, z którymi namiętnie wystawia „Zbójców”.

Życie Bożka płynie beztrosko na wspaniałych zabawach z Małym Lichem… budują wielomodułową stację kosmiczną dla Dżina, grasują po ogrodzie, puszczają łódki na stawie, w którym mieszka utopiec, ale nic nie trwa wiecznie i w końcu nadchodzi TEN dzień, kiedy rodzina decyduje o tym, aby Bożek poszedł do szkoły.

Bożek nie jest z tego powodu szczególnie wniebowzięty. Szkoła i zetknięcie się z dziećmi nieco go przerażają, bo w końcu Bożek nie umie w dzieci… Niestety w szkole, obawy Bożka się sprawdzają. Koledzy nabijają się z jego inności i uważają go za dziwadło. W końcu, na balu przebierańców podczas Halloween, czara goryczy się przelewa i Bożek znika…

Marta Kisiel opowiada nam wzruszającą historię, małego chłopca, którego dorastanie wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Opowieść jest pełna magii, niesamowitego humoru (śmiałam się w głos jak dzika, bo jak można ubrać mleko w kożuch? ;), rozlewa po sercu tyle ciepła i miłości, że aż robi się błogo. To również lekcja tolerancji, wrażliwości i poświęcenia. Tego że miłość, jest w stanie przekroczyć granice zaświatów.

Małe Licho i tajemnica Niebożątka to książka, którą powinien przeczytać każdy, bez względu na wiek… bo wierzę, że w głębi każdego z nas, drzemie to beztroskie dziecko, które pragnie odrobiny szaleństwa, magii, Małego Licha u boku i potwora z mackami pod łóżkiem… Uwolnij je czytając Małe Licho :)

Dodatkowo czytanie umilają przepiękne ilustracje Pauliny Wyrt :)

Niebożątko do niedawna, a teraz Bożek, Bożęty, całkiem niezwykły chłopiec, mieszkający w całkiem niezwykłym domu to bohater najnowszej książki Marty Kisiel – Małe Licho i tajemnica Niebożątka.

Bożek mieszka z mamą, wujaszkiem Turu, wujkiem Konradem oraz całą masą niezwykłych stworzeń. Za przyjaciela ma Małe Licho – anioła stróża z alergią na pierze, dziergającego ekstra...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moja Jane Eyre Brodi Ashton, Cynthia Hand, Jodi Meadows
Ocena 6,8
Moja Jane Eyre Brodi Ashton, Cynth...

Na półkach:

Autorki Mojej Jane Eyre mieliśmy już okazję poznać w ich debiucie Moja Lady Jane, który był totalnie prześmieszny. A teraz, o co tym razem chodzi… Otóż bohaterkami tej części, jak już z pewnością zdążyliście się domyślić jest Jane Eyre, Charlotte Brontë (helooł – tych Pań raczej nie trzeba przedstawiać) i niejaki Alexander Blackwood. Jest również kilka innych postać, ale o tym póżniej.

Jane Eyre i Charlotte Brontë są przyjaciółkami ze szkoły Lowood. W owej szkole nie było im lekko, ponieważ jej dyrektor strasznie skąpił na wszystkim, począwszy od jedzenia, przez ubrania, a skończywszy na ogrzewaniu. I tak oto uczennice Lowood cierpiały niedostatki, głód, chłód, a przez to sporo z nich umierało na chorobę cmentarną. Latka leciały, aż w końcu Jane została nauczycielką w Lowood. Nie była to praca jej marzeń, ale cóż jej biednej, bez perspektyw i bez urody (bo tak twierdziła) zostało. Jednak dziewczyna nie poddawała się, aż w końcu wpadła na pomysł, że zostanie guwernantką i takiej oto pracy usilnie poszukiwała.

W między czasie w ich miasteczku poszła fama, że w karczmie mają pojawić się agenci Towarzystwa do spraw Relokacji Dusz Zbłąkanych. Tak, dokładnie… DUSZ!

Jane oczywiście koniecznie musiała ich zobaczyć, bo ów agenci byli otoczeni wielką sławą, a po drugie to Jane widziała DUCHY i chciała zobaczyć jak agenci z ów duchami się obchodzą. I tak oto Jane wybrała się do karczmy, zobaczyła ducha kobiety, który ją nawiedzał, zobaczyła agentów łapiących ducha, agenci zobaczyli ją, po czym Jane… zwiała.

I tutaj pojawia się agent Towarzystwa Alexander Blackwood. Kiedy zorientował się, że Jane widzi duchy, czyli jest widzącą, niezwłocznie postanowił ją odnaleźć i zaproponować jej pracę dla Towarzystwa. Jane oczywiście odmówiła, oburzona tym jak agenci obchodzili się z duchami i uparcie twierdziła, że chce zostać guwernantką, a nie agentką Towarzystwa, chociaż Ci cieszyli się wielką estymą.

Tak więc Jane przez swoją upartość, w końcu została guwernantką i wyjechała do Thornfield Hall, gdzie zakochała się w swoim chlebodawcy – panu Rochesterze – i to ze wzajemnością! W tym samym czasie Charlotte postanowiła zostać agentką Towarzystwa, mimo tego, że nie była widzącą, ale co tam prawda? ;) Poźniej wychodzą na światło dzienne pewne sprawy, które zmuszają Charlotte, Alexandra i Brana (brat Charlotte – tak, okazał się, że on też był agentem), to udania się do Thornfield Hall – i wtedy zaczyna się dziać! Ale, żeby dowiedzieć się co, to już musicie sami się dowiedzieć :)

Powiem Wam, że tej książki się nie czyta… ją się CHŁONIE. Mamy tutaj misternie utkaną intrygę, tajemnice pojawiają się na każdym kroku, pojawia się także miłość (bo w przypadku naszych autorek, bez miłości ani rusz), oraz całe tabuny duchów.

Akcja jest wartka, także nie ma czasu na nudę… bo w przypadku Moja Jane Eyre, słowo nuda nie istnieje. To co się dzieje, jest totalnie nieprzewidywalne. Każda z postaci, nawet tych drugoplanowych, jest świetnie nakreślona. Autorki stworzyły kolejną świetną książkę, okraszoną niezwykłym humorem. Pozostaje tylko za nią chwycić i krzyknąć AHOJ PRZYGODO!

Autorki Mojej Jane Eyre mieliśmy już okazję poznać w ich debiucie Moja Lady Jane, który był totalnie prześmieszny. A teraz, o co tym razem chodzi… Otóż bohaterkami tej części, jak już z pewnością zdążyliście się domyślić jest Jane Eyre, Charlotte Brontë (helooł – tych Pań raczej nie trzeba przedstawiać) i niejaki Alexander Blackwood. Jest również kilka innych postać, ale o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeklęci święci to książka opowiadająca o rodzinie Soria, w której rodzą się Święci. Mieszkają oni od wieków, w pustynnym stanie Kolorado, w osadzie Bicho Raro. A gdzie Święci, tam muszą być i pątnicy, którzy przybywają po swój cud z najbardziej odległych części kraju.

Rodzina Soria ogranicza swoje kontakty z pątnikami do absolutnego minimum, a to z powodu ciążącego na nich przekleństwa i legendy, która mówi, że w osiągnięciu cudu pątnikowi nie można pomagać, ponieważ można ściągnąć na siebie mrok, a mrok Soriów jest o wiele gorszy i straszniejszy od mroku zwykłego pątnika. Jednak kuzyni Beatriz, Daniel i Joaquin postanawiają, że zawalczą o swoją przyszłość i stawią czoło rodzinnej legendzie. Beatriz to bardzo inteligentna dziewczyna, która twierdzi, że uczucia jej nie dotyczą. Daniel, który został mianowany Świętym z Bicho Raro, czyni cuda dla wszystkich poza sobą oraz Joaquin, delikatny chłopak, który nocami przeistacza się w Diablo Diablo – tajemniczego prezentera pirackiej stacji radiowej.

Pątników przybywających do Bicho Raro czekają dwa cudy. Pierwszy dokonywany przez Świętego ujawnia mrok pątnika, zaś drugiego cudu musi dokonać sam pątnik, rozprawiając się ze swoim mrokiem.

I tak w Bicho Raro krąży wielu pątników w oczekiwaniu na swój drugi cud. Mamy tutaj olbrzyma, siostry bliźniaczki złączone wężem, pastora z głową kojota, mężczyznę porośniętego mchem czy młodą kobietę, na którą cały czas pada deszcz. Ale nie są to jedyne osoby, które oczekują na cud, czeka na niego również rodzina Soria, tylko tak do końca nie zdaje sobie z tego sprawy, że każdy z nich też musi uleczyć swój mrok.

Kiedy zaczęłam czytać tę książkę moją pierwszą myślą było pytanie „O co kaman?”, a drugą co brała autorka, bo przyznam, że Przeklęci święci fundują nam na początku dość surrealistyczne przeżycie, w które ciężko jest się wgryźć i szczerze mówiąc, było to dość męczące i momentami nudnawe, że miałam ochotę rzucić książką w kąt. Jednak cieszę się, że tego nie zrobiłam. Okazało się, że warto było przebrnąć przez te trudne początki, bo książka okazała się podróżą przez ludzkie problemy, słabości i mrok, którym musimy nie raz stawić czoło.

Przeklęci święci książka bardzo specyficzna i jakże inna od wcześniejszych powieści Maggie Stiefvater. Powieść jest pełna metafor, akcja powolna, a autorce udało się świetnie oddać duszny i ciężki klimat pustynny, tak że czasami miałam wrażenie, że powietrze stawało się gęste i lepkie. Mimo to proszę Was, abyście nie zrażali się do tej książki, bo moim zdaniem, mimo jej niebywałej specyfiki warto ją przeczytać.

Przeklęci święci to książka opowiadająca o rodzinie Soria, w której rodzą się Święci. Mieszkają oni od wieków, w pustynnym stanie Kolorado, w osadzie Bicho Raro. A gdzie Święci, tam muszą być i pątnicy, którzy przybywają po swój cud z najbardziej odległych części kraju.

Rodzina Soria ogranicza swoje kontakty z pątnikami do absolutnego minimum, a to z powodu ciążącego na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wieża świtu (Tower of Dawn) Sarah J. Maas to kolejna powieść z cyklu Szklany Tron. Zapraszam do przeczytania recenzji :)

Na Wieżę świtu z niecierpliwością czekało wielu czytelników i czytelniczek, ponieważ seria Szklany Tron zebrała już niemałe grono fanów. Akcja tego tomu rozgrywa się w tym samym czasie co Imperium Burz, a jego głównymi bohaterami są Chaol Westfall oraz Nesryn Faliq, którzy w poprzednich częściach byli zdecydowanie postaciami drugoplanowymi.

Chaol i Nesryn wyruszają na Północny Kontynent do miasta Antica z desperacką misją nakłonienia wielkiego kagana imperium do udziału w wojnie przeciwko siłom Perringtona, ale i również z nadzieją na uzdrowienie Chaola przez którąś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme. Co to ich spotyka przechodzi ich najśmielsze oczekiwania – przychodzi im stawić czoło niebezpieczeństwu, którego nie spodziewali się spotkać na Północnym Kontynencie, a przekonanie wielkiego kagana do udziału w wojnie okazuje się nie takie łatwe. Mimo wielu przeszkód i komplikacji zyskują wiele, jakże cennych dla nich informacji, udaje min się zyskać kilku ważnych sprzymierzeńców, a niepozorna uzdrowicielka Yrene Towers wydaje się odegrać bardzo ważną rolę w powodzeniu ich misji.

Szczerze mówiąc, do tej książki podchodziłam trzy razy i dopiero za trzecim razem zaskoczyło. Nie wiem dlaczego nie mogłam się w nią wkręcić, może to był jakiś kryzys czytelniczy, ale powiem Wam, że jak już zaskoczyło to nie mogłam się od niej oderwać, cały czas myślałam, tylko o tym kiedy będę mogła znowu ją wziąć w ręce i dowiedzieć się CO BĘDZIE DALEJ.

W Wieży świtu pojawiło się wiele nowych postaci, które z tym jak się pojawiały, zyskiwały na mojej sympatii. Nawet sam Chaol, który wcześniej załapał u mnie niezłego minusa, zyskał w moich oczach i to wiele. Yrene Towers, udrowicielka, wbrew pozorom okazuje się niezłym ziółkiem – ta to ma charakterek, a dzieci wielkiego kagana to też niezłe łajdaki – Sartaq to mój faworyt ;D

Poznajemy również ludy zamieszkujące Południowy Kontynent, wraz z ich historią, poznajemy nie tylko przepiękne zakątki, ale również te mroczne, które skrywają mrok i niebezpieczeństwo.

Jeśli chodzi o samą fabułę to Sarah J. Maas tak nią zakręciła, że w życiu bym się nie domyśliła jak to się wszystko potoczy. Akcja świetnie się rozwinęła, a wątki i informacje, które pojawiły się w tej części, idealnie połączyły się z poprzednią częścią i wyjaśniły wiele spraw.

Wieża świtu to pozycja obowiązkowa! I już nie mogę się doczekać dalszego ciągu, bo zarówno Imperium burz i Wieża świtu skończyły się w tym samym momencie, a był to moment iście PIEKIELNY.

Kaśka Dudek | ButFirstCoffee.pl

Wieża świtu (Tower of Dawn) Sarah J. Maas to kolejna powieść z cyklu Szklany Tron. Zapraszam do przeczytania recenzji :)

Na Wieżę świtu z niecierpliwością czekało wielu czytelników i czytelniczek, ponieważ seria Szklany Tron zebrała już niemałe grono fanów. Akcja tego tomu rozgrywa się w tym samym czasie co Imperium Burz, a jego głównymi bohaterami są Chaol Westfall oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio dzięki uprzejmości wydawnictwa Dlaczemu miałam okazję przeczytać debiutancką powieść Weroniki Tomali – Płynąc ku przeznaczeniu.

Weronika Tomala to blogerka, która prowadzi blog Kto czyta książki – żyje podwójnie, tym bardziej cieszę się, że udało jej się spełnić marzenie i wydać książkę :)

Płynąc ku przeznaczeniu to romantyczna powieść z gatunku New Adult. Dominika, skromna studentka, wyjeżdża na wakacje marzeń – wraz z dwoma przyjaciółkami Kaśką i Wiki – do Hiszpanii. Dziewczyny ciężko pracowały na ten wyjazd i mają nadzieję, że będą się świetnie bawić i wspominać ten wyjazd przez lata.

Bardzo szybko zawierają znajomość z trzema instruktorami nauki pływania, jak się okazuje, Polakami. Dominika praktycznie od pierwszego wejrzenia jest zauroczona Dawidem, jednak ten zachowuje się wobec niej nieprzyjemnie, wręcz opryskliwie i robi wszystko, żeby okazać dziewczynie brak zainteresowania. Jednak z upływem czasu, okazuje się, że tą dwójkę nieuchronnie coś przyciąga do siebie i powoli, małymi krokami, zaczyna się między nimi zawiązywać nić porozumienia. Zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, oboje zaczynają się przez sobą otwierać i wyjawiać swoje najskrytsze tajemnice i koszmary. Oboje jednak nie do końca potrafią sobie poradzić z rodzącym się między nim uczuciem. Czy mimo gryzących ich koszmarów będą zawalczyć o rodzące się między nimi uczucie? Czy są sobie pisani? Musicie koniecznie przeczytać.

Powieść bardzo przypadła mi do gustu. Jest napisana tak lekkim i przyjemnym językiem, że chłonie się ją jednym tchem. Powieść nie jest tylko i wyłącznie skupiona na Dominice i Dawidzie, ale także postaci drugoplanowe są rozwinięte, dopracowane pod każdym szczegółem i mają znaczenie dla całej historii, a opisy hiszpańskiej riwiery są dodatkowym plusem.

Zakończenie książki i to jaki obrót przybrały sprawy, było dla mnie totalnie nieprzewidywalne i zaskakujące. Nie spodziewałam się kompletnie takiego obrotu spraw, a to duży plus, kiedy fabuła okazuje się zaskoczeniem. Nie ukrywam też, że przy ostatnich stronach tak się wzruszyłam, że ryczałam jak bóbr ;) Gorąco polecam Płynąc ku przeznaczeniu, a Weronice Tomali, życzę kolejnych, tak fantastycznych powieści.

Ostatnio dzięki uprzejmości wydawnictwa Dlaczemu miałam okazję przeczytać debiutancką powieść Weroniki Tomali – Płynąc ku przeznaczeniu.

Weronika Tomala to blogerka, która prowadzi blog Kto czyta książki – żyje podwójnie, tym bardziej cieszę się, że udało jej się spełnić marzenie i wydać książkę :)

Płynąc ku przeznaczeniu to romantyczna powieść z gatunku New Adult....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię książki, których akcja toczy się w miejscach, które znam lub odwiedziłam. Wtedy łatwo jest mi sobie wyobrazić i wczuć się w klimat danej akcji. Taką książką jest Toń autorstwa Marty Kisiel, której akcja toczy się w moim rodzinnym mieście Wrocławiu :)

Nie ukrywam, że na Toń czekałam z niecierpliwością i do czytania zasiadłam od razu jak tylko ją otrzymałam. Toń, od pierwszej strony, wciąga czytelnika w swoje karty niczym odmęty piekielnej, rwącej rzeki. Nie sposób się od niej oderwać, także zarezerwujcie sobie od razu cały dzień, albo nockę – gwarantuje jej zarwanie :)

Rozpoczynający się dramatycznie prolog, daje nam do zrozumienia, że w książce pojawią się sceny dramatycznie i mrożące krew w żyłach, a pojawienie się w mieście Dżusi Stern i podjęte na początku przez nią decyzje zapoczątkują całą lawinę wydarzeń.

Wcześniej wspomniana Dżusi, zostaje poniekąd zmuszona przez ciotkę Klarę, której nie widziała od czasu wielkiej kłótni, po której opuściła rodzinne miasto, do powrotu do Wrocławia. Ma pomóc swojej siostrze Eleonorze w pilnowaniu mieszkania. Siostry zawsze musiały, bezwzględnie przestrzegać zasad ciotki, do których zaliczało się właśnie to, że mieszkanie nie mogło nigdy zostawać puste, nie można było do niego przenigdy nikogo wpuszczać i nigdy nie wspominać o tym co się stało z ich rodzicami – chociaż tak na prawdę Dżusi i Eleonora nie wiedziały co się z nimi stało.

Dżusi z opóźnieniem dotarła do mieszkania ciotki i przez swoje lekceważące podejście do zasad ciotki, wpuściła do mieszkania niejakiego Ramzesa, który zabrał z niego pewien przedmiot. Spowodowało to, że siostry wpakowały się całą lawinę niebezpiecznych wydarzeń, które spowodowały zejście z tego świata dwóch osób, ale także spowodowały wyjawienie skrzętnie skrywanych przez ciotkę Klarę rodzinnych tajemnic. Również pojawienie się pewnego zegarmistrza imieniem Gerd, nieźle namieszało w życiu Panien Sternówien.

Nie ukrywam, że to moje pierwsze spotkanie z Martą Kisiel, szerzej znaną jako Ałtorka i szczerze przyznam Wam, że jest to spotkanie bardzo udane. Toń wciągnęła mnie w historię Sternówien w takim impetem, że nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam ją praktycznie jednym tchem. Świetnie stworzone postacie. Panny Stenrówny: Klara – apodyktyczna i przerażająca ciotka, Dżusi – to ta bardziej szurnięta z sióstr, wariatka jak się patrzy, chyba szybciej mówi niż myśli oraz Eleonora – totalnie poukładana i nie znosząca zmian. Miks ich osobowości nie pozwala się nudzić. Do tego pojawiają się podróże w czasie – możemy poznać Wrocław z 1945 roku, kiedy to trwało oblężenie miasta oraz historię złota Breslau. A gdyby tego było mało, to oprócz podróży w czasie, pojawiają się przewodnicy dusz, strzygonie oraz mojry. Nic mi do szczęścia więcej nie potrzeba :)

Jednak Toń to również książka pokazująca to jak pilne skrywanie tajemnic i nadmierne, wręcz obsesyjne dbanie o bezpieczeństwo rodziny, może doprowadzić do konfliktów, a nawet do rozpadu relacji. Pokazuje również to, jak obsesyjne pragnienie posiadania dzieł sztuki oraz złota może doprowadzić do tragedii, a odkrycie kto tak na prawdę jest prawdziwym przyjacielem, wymaga odbycia dalekiej podróży.

Gorąco zachęcam do przeczytania Toni – gwarantuję, że się nie zawiedziecie, a ja sama już nie mogę się doczekać dalszego siągu, bo zapowiada się niesamowicie :) Premiera Toni już 23 maja !

Bardzo lubię książki, których akcja toczy się w miejscach, które znam lub odwiedziłam. Wtedy łatwo jest mi sobie wyobrazić i wczuć się w klimat danej akcji. Taką książką jest Toń autorstwa Marty Kisiel, której akcja toczy się w moim rodzinnym mieście Wrocławiu :)

Nie ukrywam, że na Toń czekałam z niecierpliwością i do czytania zasiadłam od razu jak tylko ją otrzymałam....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Srebrny Łabędź to pierwszy tom cyklu Elite King’s Club autorstwa Amo Jones.

Madison Montgomery to nastolatka pochodząca z bogatego domu, która dosyć często zmienia szkoły z powodu pracy jej ojca. Pewnego dnia życie Madison zostaje wywrócone do góry nogami z powodu tego, że jej matka zabija kochankę męża z broni Madison, a potem popełnia samobójstwo. Sytuacja ta sprawia, że dziewczyna jest postawiona w obliczu różnych insynuacji, więc ojciec postanawia się przeprowadzić.

Madison w raz z ojcem przeprowadza się do Riverside, wprowadza się do domu narzeczonej ojca i zaczyna chodzić do prywatnej szkoły. Początkowo obawia się, że będzie miała problemy z zaadaptowaniem się w nowej szkole, ale trafia na dziewczynę imieniem Tatum i ku zaskoczeniu Madi, szybko zostają przyjaciółkami. Madison szybko odkrywa, że całą szkołą i nie tylko trzęsie grupa 10 chłopaków, nazywająca się szumnie Elite King’s Club. Dosyć szybko okazuje się, że syn narzeczonej jej ojca, Nate, również należy do „elitarnej” grupy. Cała grupa nie darzy Madi jakąś wielką sympatią, a wręcz odnosi się wrażenie, że większość z chłopców jej nienawidzi. Nate, jej przygodni brat, raz darzy ją nienawiścią, żeby później zacząć przejawiać wobec niej nadopiekuńcze uczucia, podobnie zaczyna się zachowywać jego przyjaciel Bishop. Wobec Madi zaczyna się toczyć dziwna gra.

Srebrny Łabędź to książka do której mam mieszane uczucia. Z jednej strony koncepcja jest bardzo dobra i intrygująca, z drugiej zaś jest wiele niedociągnięć, braków. Całość wydaje mi się za bardzo rozciągnięta, a o co tak generalnie chodzi dowiadujemy się na samym końcu. Za plus uznaję to, że do końca nie domyśliłam się jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Madison.

Co do postaci w książce, to też mam mieszane uczucia. Tak na prawdę do końca nie wiemy kim są. Jedyną rozwiniętą postacią jest Madi. Chociaż nie podoba mi się, że jej postać pokazana jest jako łatwa, puszczalska dziewczyna, którą może mieć każdy kto chce. Trochę zraziło mnie to do jej postaci, a momentami nawet mnie irytowała :/ Niemniej jednak cykl ma duży potencjał i mam nadzieję, że kolejna część będzie lepiej dopracowana. Mimo tego, że książkę trochę opornie mi się czytało, to chętnie przeczytam kolejny tom – jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja.

Drugi tom Marionetka już w maju!

Srebrny Łabędź to pierwszy tom cyklu Elite King’s Club autorstwa Amo Jones.

Madison Montgomery to nastolatka pochodząca z bogatego domu, która dosyć często zmienia szkoły z powodu pracy jej ojca. Pewnego dnia życie Madison zostaje wywrócone do góry nogami z powodu tego, że jej matka zabija kochankę męża z broni Madison, a potem popełnia samobójstwo. Sytuacja ta sprawia, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Na krawędzi wszystkiego to historia w której spotykają się dwa światy – świat Niziny i świat, nasz, ziemski.

Zoe – siedemnastolatka, mieszkająca w Montanie, której w ostatnich miesiącach los nie oszczędzał. Niespełna rok wcześniej tragicznie zginął jej ojciec, a później para sąsiadów, staruszków, którzy dla niej i jej brata byli niczym dziadkowie. Gdyby tego jeszcze było mało, podczas śnieżycy braciszek Zoe gubi się, a ta wyrusza na jego poszukiwanie. W ostatniej chwili udaje jej się odnaleźć malca i o krok uniknąć kolejnej tragedii. Rodzeństwo znajduje schronienie w opustoszałym domu staruszków, niestety chwila spokoju trwa krótko. Zoe i jej młodszy braciszek zostają brutalnie zaatakowani.

Nagle dzieje się coś niespodziewanego. Pojawia się ktoś… chłopak i ratuje ich z opresji. Zoe nazywa go Iks.

Zoe i Iks nie mieli nigdy się spotkać. Nikt nie ma prawa zobaczyć Łowcy głów oprócz jego ofiary, która ma oddać duszę za swoje złe uczynki, a Łowca ma ją zanieść do Niziny, gdzie odpokutuje za swoje grzechy. Jednak to co nie miało prawa się nigdy wydarzyć, dzieje się i dziewczyna jest świadkiem niezwykłych scen. Iks by uratować dziewczynę łamie wszelkie zasady panujące w jego świecie, przez co naraża się Lordom Niziny.

Spotkanie z Zoe pokazuje Iksowi, że oprócz cierpienia i bólu, jakie zaznał w Nizinie istnieje coś więcej. Że beznadzieja i samotność to nie jedyne uczucia które może zaznać. Podczas tych kilku dni, które spędzają razem, oboje uczą się swoich światów, zaczynają zadawać coraz więcej pytań, a między nimi zaczyna kiełkować uczucie z którego nie do końca zdają sobie sprawę. Niestety pewnego dnia Nizina upomina się o Iksa, co było nieuchronne i rozdziela go z Zoe.

Na krawędzi wszystkiego to książka niezwykle porywająca i trzymająca w napięciu do samego końca. Jeff Giles nie daje nam chwili wytchnienia, a z każdą przewracaną kartką chce się więcej i więcej. Od razu ostrzegam, nie jest to ckliwy romans. Jeff Giles w swojej książce porusza trudne tematy i relacje międzyludzkie. Jest tutaj pokazana strata bliskiej osoby i to z czym musi się zmagać rodzina po jej odejściu. Jak ciężko przeżywa to brat Zoe, cierpiący na ADHD. Z tym zmaga się matka Zoe, zwariowana weganka, która jako jedyna utrzymuje rodzinę. Wydaję się, że jedynie Zoe udaje się jakoś z tym radzić, ale czy tak jest faktycznie?

Oprócz trudnych tematów w książce znajdziemy również wiele przezabawnych scen. Gorąco polecam tą książkę każdemu, nie tylko młodzieży, bo książka jest niby dedykowana właśnie tej grupie, ale gwarantuję Wam, że nawet takim starym krowom jak ja, książka przypadnie do gustu 😉

Na krawędzi wszystkiego to pierwszy tom i mam nadzieję, że na drugi nie będziemy musieli czekać jakoś strasznie długo, bo skończył się w takim momencie… TAKIM momencie, że ja nie wiem jak ja to przeżyję. Kac książkowy gwarantowany, ale jeszcze raz polecam z całego serca.

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Na krawędzi wszystkiego to historia w której spotykają się dwa światy – świat Niziny i świat, nasz, ziemski.

Zoe – siedemnastolatka, mieszkająca w Montanie, której w ostatnich miesiącach los nie oszczędzał. Niespełna rok wcześniej tragicznie zginął jej ojciec, a później para sąsiadów, staruszków, którzy dla niej i jej brata byli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bez serca autorstwa Marissy Meyer jest moim pierwszym zetknięciem się z tą pisarką. Jeśli jesteście ciekawi czy spotkanie było udane, zapraszam do przeczytania recenzji. ez serca to opowieść inspirowana Alicją w Krainie Czarów, którą oczywiście napisał Lewis Carroll. Książka opowiada historię Catherine Pinkerton, późniejszej Królowej Kier. Catherine to spokojna dziewczyna dążąca spełnienia własnych marzeń i celów. Pragnie otworzyć cukiernię, piec przepyszne ciasta i być najlepszym cukiernikiem w królestwie. Jednak na jej nieszczęście rodzice mają za nic jej marzenia i planują dla niej inną przyszłość. Cath ma zostać królową. Cath jako dobrze wychowana panienka z wyższych sfer rzadko, a może i praktycznie w ogóle nie wygłasza własnego zdania. Jednak wszystko się zmienia kiedy na balu poznaje Jokera Jesta – chłopaka z jej snów, dla którego traci głowę. Spotkanie to sprawia, że wszystko się komplikuje. Cath coraz bardziej zaczyna pokazywać różki i tupać nóżką. Późniejszy bieg wydarzeń doprowadza do tego, że Catherine ze spokojnej i miłej dziewczyny staje się bezwzględną i zgorzkniałą. Bez serca to książka pełna magii i niezwykłego klimatu z przedziwnymi, wręcz abstrakcyjnymi postaciami wyjętymi wprost z Alicji w Krainie Czarów np. Kapelusznik, Królik czy Kot z Cheshire. Jest napisana lekkim piórem, czyta się ją niezwykle przyjemnie. Mroczne zakończenie zaskakuje i nie ukrywam, że było najmocniejszą stroną tej książki. Marissa Meyer wręcz w magiczny sposób opisuje historię dziewczyny, która stała się krwawą Królową Kier i mimo tego, że od początku wiemy, że Cath zostanie królową, to warto przeczytać tę książkę dlatego, żeby poznać genezę tej historii i tego co doprowadziło do tak ogromnej zmiany w tej dziewczynie. Bez serca polecam zwłaszcza młodzieży i fanom retellingów 🙂

Bez serca autorstwa Marissy Meyer jest moim pierwszym zetknięciem się z tą pisarką. Jeśli jesteście ciekawi czy spotkanie było udane, zapraszam do przeczytania recenzji. ez serca to opowieść inspirowana Alicją w Krainie Czarów, którą oczywiście napisał Lewis Carroll. Książka opowiada historię Catherine Pinkerton, późniejszej Królowej Kier. Catherine to spokojna dziewczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Chłopak, który o mnie walczył jest kontynuacją książki Chłopak, który chciał zacząć od nowa – jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszej części, zapraszam do przeczytania jej recenzji 🙂

Od rozstania Jamiego i Ellie minęło już kilka lat. Oboje bardzo ciężko to znieśli. Jamie po odsiedzeniu wyroku, znów wmieszał się w złe sprawki, twierdząc, że i tak już nie ma dla kogo wyjść na prostą. Ellie z ogromnym trudem prawie doszła do siebie. Po swoich podróżach osiadła w Londynie, układając sobie życie u boku nowego mężczyzny.

Wszystko wskazywałoby na to, że już więcej się nie spotkają. Jednak rodzinę Ellie spotyka ogromna tragedia i dziewczyna zmuszona jest wrócić do domu. Ellie przekonana o swoim wyleczeniu się z Jamiego, jest pewna, że nawet gdyby się tak stało, że go spotka, to i tak już nic między nimi nie zaiskrzy, bo on dla niej nic nie znaczy.

Jednak gdy Ellie i Jamie się spotykają, namiętność i miłość wraca do nich ze zdwojoną siłą. Oboje zdają sobie sprawę, że nadal mocno się kochają i nie mogą bez siebie żyć. Ellie jest nadal wściekła na Jamiego, że ją zostawił, ale również obawia się jego przeszłości. Jamie ma wielu wrogów, którzy nie zawahają się przed niczym i użyją wszelkich środków, żeby go dopaść. Jednak Jamie nie zamierza się poddawać i jest gotów na wszystko, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo i nigdy jej nie stracić. Czy wszystko się ułoży? Przeczytajcie sami 🙂

Myślałam, że Kirsty Moseley niczym mnie już nie zaskoczy, jednak się myliłam. Chłopak, który o mnie walczył wraca do nas z jeszcze większą dawką uczuć. Oprócz romantycznych banałów Jamiego (wiecie co mam na myśli ;), autorka zafundowała nam istne tornado emocji negatywnych jaki i pozytywnych. Ellie musi uporać się z tragedią, która spotkała się rodzinę. Będzie musiała walczyć o to, żeby jej rodzina się nie rozpadła, ale będzie musiała również podjąć decyzję co do swojego dotychczasowego życia. Dodatkowo pojawienie się Jamiego, przysporzy jej kolejne „problemy” z którymi będzie musiała się uporać, a pamiętajmy, że ma do niego wiele żalu. Do tego pojawiają się zbiry, które chcą dopaść Ellie i zrobić jej krzywdę.

Powiem wam, że książka mnie nie zawiodła i upewniła mnie tylko w tym, że Kirsty Moseley jest mistrzynią. W każdej jej książce znajduję coś nowego, zaskakującego, co budzi we mnie tyle emocji, że nie jestem w stanie przestać żyć jej książką, a historia o Ellie i Jamiem, to najlepsze książki Moseley jakie do tej pory przeczytałam. Bardzo gorąco polecam wam przeczytanie obu tomów. Na pewno się nie zawiedziecie 🙂

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Chłopak, który o mnie walczył jest kontynuacją książki Chłopak, który chciał zacząć od nowa – jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszej części, zapraszam do przeczytania jej recenzji 🙂

Od rozstania Jamiego i Ellie minęło już kilka lat. Oboje bardzo ciężko to znieśli. Jamie po odsiedzeniu wyroku, znów wmieszał się w złe sprawki,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Moja Lady Jane Brodi Ashton, Cynthia Hand, Jodi Meadows
Ocena 7,4
Moja Lady Jane Brodi Ashton, Cynth...

Na półkach:

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Moja Lady Jane, to książka, którą napisały aż trzy dziewczyny. Jesteście ciekawi co z tego wyszło? Zdradzę Wam, że to historia całkiem NIEZWYŁKA.

Pamiętajcie Lady Jane Grey? Dziewięciodniową królową? Jej historia nie zakończyła się dla niej zbyt szczęśliwie. Dziewczyna straciła głowę… i to dosłownie. Ale nie martwcie się dziewczyny postanowiły napisać jej „prawdziwą” historię 😉

Lady Jane Grey jest całkiem niezwykłą, szesnastoletnią damą jak na swoje czasy. Zamiast uczyć się robótek ręcznych, dobrych manier, innych przydatnych młodej kobiecie rzeczy, no a przede wszystkim zagiąć parol na jakiegoś bogatego młodzieńca w celu zamążpójścia, Jane siedzi cały czas z nosem w książkach. Książki chłonie w zawrotnych ilościach i jest bardziej oczytana niż nie jeden mężczyzna. Nie do pomyślenia prawda? 😉

Jane wiedzie sobie spokojne życie, dopóki jej kuzyn, król Edward VI Tudor nie postanawia wydać jej za mąż. Bo wiecie… 16 lat to już stara panna 😉

Jane na początku jakoś się tym za bardzo nie przejmuje, bo już na jej drodze pojawiło się kilku narzeczonych, ale nigdy, żadne małżeństwo nie doszło do skutku. Jednak na nieszczęście Jane, okazuje się, że ślub jest lada dzień i nie jest to żart. Hah…

Ale musicie jeszcze wiedzieć, że ślub Jane to nie jakaś fanaberia króla, albowiem, ukochany kuzyn Jane, umiera. Dlatego za namową swojego doradcy lorda Dudleya, król podpisuje edykt dotyczący linii sukcesji. W edykcie tym król ustanawia, że tron dziedziczyć będą wszyscy męscy potomkowie Jane. No to Jane się „ucieszy” 😉 Ale jak by jeszcze tego było mało, mężem Jane ma zostać niejaki Gifford. A kim jest Gifford? Nikim innym jak synem wcześniej wspomnianego lorda Dudleya… Podejrzane prawda?

Żeby było jeszcze śmieszniej, Jane w ogóle, nigdy w życiu nie miała okazji poznać swojego przyszłego męża. Więc młoda para spotka się pierwszy raz przed ołtarzem. Ślub jest zorganizowany w super ekspresowym tempie i ma odbyć się po zmroku. Kolejna dziwna sprawa prawda? A taki pośpiech i mnóstwo niewiadomych nie może wróżyć temu małżeństwu niczego dobrego.

Potem wszystko rozgrywa się już bardzo szybko. Po ślubie okazuje się, że mąż Jane jest… KONIEM! Tadam… taka niespodzianka ;D Młodzi oczywiście za sobą nie przepadają. Potem król Edward umiera, a Jane zostaje królową, nie tylko ku swojemu zaskoczeniu, ale również ku zaskoczeniu Marii (siostra Edwarda), która dostaje takiego wścieku, że postanawia odbić tron i aresztuje Jane i jej męża.

Pomyślicie, że wiecie co będzie dalej… ale otóż NIE WIECIE, a ja Wam tego nie zdradzę… KONIECZNIE musicie przeczytać sami 🙂

Moja Lady Jane jest opowieścią niezwykłą, niesamowitą, fantastyczną i przezabawną. Jest pełna faktów historycznych, niesamowitych zwrotów akcji, intryg i spisków niczym z Gry o tron, ale nie jest też pozbawiona pewnej dozy magii i romantyzmu 🙂 Wszystko to sprawia, że jest to powieść fantastyczna i totalnie porywająca, a humor którym okrasiły ją autorki/narratorki, sprawi że nie będziecie się chcieli od niej oderwać.

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Moja Lady Jane, to książka, którą napisały aż trzy dziewczyny. Jesteście ciekawi co z tego wyszło? Zdradzę Wam, że to historia całkiem NIEZWYŁKA.

Pamiętajcie Lady Jane Grey? Dziewięciodniową królową? Jej historia nie zakończyła się dla niej zbyt szczęśliwie. Dziewczyna straciła głowę… i to dosłownie. Ale nie martwcie się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Pierwszy dotyk, który jest pierwszą częścią kolejnej trylogii Laurelin Paige to połączenie nienasyconego, mrocznego, brutalnego erotyku z tajemniczością i dreszczykiem thrillera.

Emily Wayborn niespodziewanie otrzymuje wiadomość od przyjaciółki z przed lat, Amber. Dziewczyna w swojej wiadomości używa hasła, które używały w kryzysowych sytuacjach. Emily postanawia ruszyć jej na pomoc i ją odnaleźć.

Reeve Sallis miliarder ze złą sławą. Niebezpieczny, władczy, mroczny i kuszący mężczyzna z manią dominowania i kontrolowania wszystkich i wszystkiego.

Emily to skomplikowana kobieta z przeszłością. Jest piękna, wręcz perfekcyjna. Reeve to fascynujący i niebezpieczny mężczyzna z sado-masochistycznymi upodobaniami, a ich spotkanie to jak spotkanie żywiołów wywołujące wielkie trzęsienie ziemi. Choć intuicja Emily podpowiada jej, że Reeve to niebezpieczny facet i zadawanie się z nim może się dla niej źle skończyć, to mimo to dziewczyna nie może się oprzeć kontaktom z nim i leci do niego niczym ćma do ognia.

Pierwszy dotyk to książka przesycona gorącym seksem. Nie znajdziecie w niej romantyzmu i czułości. Bohaterowie od początku wiedzą czego chcą od siebie i nie jest to na pewno trzymanie się za rączki. Perwersyjne, ociekające brutalnością sceny seksu sprawiają, że jest to książka przeznaczona do dorosłego czytelnika. Bohaterowie są nakreśleni ciekawie, fabuła trzyma w napięciu do samego końca, a autorka stopniowo ujawnia pewne tajemnice, żeby podtrzymać napięcie.

Jedynym małym minusem tej książki jest Emily. Nie zapałałam do tej dziewczyny sympatią, czasami mnie denerwowała, a wręcz irytowała swoim postępowaniem. Jednak mimo mojej lekkiej niechęci do bohaterki, na pewno sięgnę po następną część Ostatni pocałunek, ponieważ autorka zakończyła pierwszy tom w taki sposób, że zostawiła mnie z mega kacem książkowym i jestem ogromnie ciekawa co będzie dalej 🙂

Drugi tom Ostatni pocałunek już w lipcu!

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Pierwszy dotyk, który jest pierwszą częścią kolejnej trylogii Laurelin Paige to połączenie nienasyconego, mrocznego, brutalnego erotyku z tajemniczością i dreszczykiem thrillera.

Emily Wayborn niespodziewanie otrzymuje wiadomość od przyjaciółki z przed lat, Amber. Dziewczyna w swojej wiadomości używa hasła, które używały w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Fanką Vi Keeland jestem już od jej pierwszej powieści jaka się ukazała w Polsce. A seria MMA Fighter sprawiła, że stałam się jej jeszcze większą fanką. Szansa jest już drugim tomem tej serii.

Olivia – to bardzo mądra, młoda kobieta, przed którą świat stoi otworem. Dziewczyna długo pracowała, aby osiągnąć sukces w zawodzie dziennikarza, a teraz jest o krok od otrzymania pracy swoich marzeń.

Vince – jest uosobieniem marzeń każdej kobiet, które praktycznie same padają mu do stóp, co jest mu na rękę, bo Vince uważa, że seks to lekarstwo na wszystko. Chłopak bardzo ciężko pracował na swój sukces, mimo tego, że życie go nie oszczędzało. Na jego szczęście Nico (bohater Walki) pomógł mu wyjść z bagna w jakim był.

Olivia i Vince poznali się siedem lat temu. Dziewczyna udzielała mu korepetycji. Niestety Vince z obawy przez jej zranieniem odciął się od niej zupełnie. Jednak po latach ich drogi się ponownie przecinają, a ich uczucie zaczyna się odradzać.

Nagle pojawia się pewna komplikacja. Olivia musi napisać artykuł, który ma stać się przepustką do jej wymarzonej pracy, ale bohaterem tego artykułu ma być Vince – czy Olivia postawi ich miłość na jednej szali z karierą, czy ich na nowo rodzące się uczucie to przetrwa? Musicie przeczytać sami 🙂

Vi Keeland z każdą książką coraz bardziej podsyca emocje i każda książka jest coraz lepsza. Jej powieści to perfekcyjne połączenie męskiego, brutalnego świata i delikatnym, kobiecym. Czytając Szansę odnosi się wrażenie, jak by było się jednym jej bohaterów. Szansa dostarcza wielu emocji, ale nie tylko bazujących na erotyce i namiętności, jest w niej zawarta także nutka niebezpieczeństwa i tajemnicy, która tylko jeszcze bardziej podsyca ciekawość tego co będzie dalej.

Vi Keeland nie zawiodła mnie, a Szansa okazała się jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki, a to sprawia, że z jeszcze większą chęcią sięgnę po następny tom serii MMA Fighter pt. Przebaczenie, którego bohaterami są Jax, który również pojawia się w Szansie oraz Lily.

Recenzja pochodzi z bloga ButFirstCoffee.pl

Fanką Vi Keeland jestem już od jej pierwszej powieści jaka się ukazała w Polsce. A seria MMA Fighter sprawiła, że stałam się jej jeszcze większą fanką. Szansa jest już drugim tomem tej serii.

Olivia – to bardzo mądra, młoda kobieta, przed którą świat stoi otworem. Dziewczyna długo pracowała, aby osiągnąć sukces w zawodzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na Nic do stracenia. Wreszcie wolni czekałam z ogromną niecierpliwością od momentu kiedy tylko przeczytałam pierwszą część, czyli Początek. Ojciec Annabell w końcu zostaje Prezydentem, jej uczucie wobec Ashtona coraz bardziej się rozwija.

Jednak mimo tego, że Anna jest zakochana w Ashtonie to nadal, uczucie do Jack’a nie daje o sobie zapomnieć, a pamięć o jego śmierci coraz bardziej uświadamia jej to, że Ashtona również może stracić. Przez zbliżający się proces Cartera Thomasa, Anne zaczynają dręczyć koszmarne wizje ukazujące śmierć Ashtona z ręki Cartera.

Kiedy Anna w końcu dowiaduje się o listach pisanych do niej przez Cartera, a później o tym, że Carter został wypuszczony na wolność z braku niewystarczających dowodów, dziewczyna decyduje się na dramatyczny dla niej krok. Postanawia odesłać Ashtona z dala od siebie, aby go chronić. Jednak chłopakowi wmawia, że już go nie kocha i nie chce go widzieć.

Po wyjeździe Ashtona wydarzenia przybierają tragiczny obrót, a koszmar Anny, którego tak się obawiała spełnia się.

Pierwsza część, czyli Nic do stracenia. Początek czytało mi się tak fantastycznie, że pozostawiła po sobie wielki niedosyt, dlatego też wobec jej kontynuacji Nic do stracenia. Wreszcie wolni miałam ogromne oczekiwania. Niestety dla mnie przeważająca większość książki była monotonna i nużąca, przez powtarzające się schematy. Po tej części spodziewałam się większej akcji i dramatyzmu przez zbliżającą się rozprawę Cartera Thomasa, jednak taka interesująca i trzymająca w napięciu akcja pojawiła się dopiero pod koniec książki. Jednak nie spisuję tej książki na straty, bo warto ją przeczytać i poznać dalsze losy Anny i Ashtona – to obie części to świetna propozycja na gorące, wakacyjne dni 🙂

Na Nic do stracenia. Wreszcie wolni czekałam z ogromną niecierpliwością od momentu kiedy tylko przeczytałam pierwszą część, czyli Początek. Ojciec Annabell w końcu zostaje Prezydentem, jej uczucie wobec Ashtona coraz bardziej się rozwija.

Jednak mimo tego, że Anna jest zakochana w Ashtonie to nadal, uczucie do Jack’a nie daje o sobie zapomnieć, a pamięć o jego śmierci...

więcej Pokaż mimo to