Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2024-03-12
2015-09-10
Po kilku tygodniach zeszłam z „czarodziejskiej góry” i żal, że już trzeba pozostać na nizinie. Książka Manna pozwoliła mi doświadczyć wrażenia pełnego uczestnictwa w życiu kuracjuszy sanatorium Berghof w szwajcarskim Davos. Wciąż słyszę trzaśnięcie drzwiami oznajmiające wejście pani Chauchat, widzę siedem stołów, przy których zasiadają chorzy, by spożywać pięć obfitych posiłków dziennie.
Spacery, werandowanie, mierzenie temperatury, wieczorne spotkania towarzyskie. Wspaniałe dyskusje, spory, wręcz kłótnie dwóch zajadłych przeciwników usiłujących walczyć o duszę głównego bohatera, Hansa Castorpa. Jezuita Naphta i mason Settembrini – jakże oni ze sobą rozmawiają! Wolno czytałam te ich uczone dysputy, a i tak mam wrażenie, że musiałabym sięgnąć co najmniej raz jeszcze po książkę, by zrozumieć sens ich sporów o kwestie życia i śmierci, intelektu i duchowości, wolności, religii, „pedagogicznej policji cywilizacji” i jeszcze wielu zagadnień.
Trwam w zachwycie nad mistrzostwem pisarza. Stworzył powieść, w której niewiele się dzieje, a która całkowicie przykuła moją uwagę. Chłonęłam świat „Czarodziejskiej góry” , urzekły mnie rozważania o czasie, który jest „tajemnicą – bo jest nierealny, a wszechpotężny.” Uwiodły mnie piękne opisy krajobrazu, ten „śnieg kwiatów pokryty prawdziwym śniegiem” i „zieleń łąk po nieskończonej bieli”.
Mam w pamięci wspaniale nakreślone sylwetki bohaterów. Oprócz Castorpa i jego nauczycieli widzę niesamowitego Mynherra Peeperkorna, radcę Behrensa , dra Krokowskiego. Dalej nie wymieniam, bo interesujących postaci jest bardzo dużo.
Podoba mi się sposób narracji. Wszechwiedzący narrator w liczbie mnogiej prowadzi czytelnika, zapowiada pewne zdarzenia, odwołuje się do tego, co wydarzyło się wcześniej, kieruje naszą uwagę ku temu, co nastąpi za chwilę, czy za jakiś czas.
„Oto nasz dobry znajomy, oto Hans Castorp! (…) Bądź zdrów, bądź zdrów, ty poczciwy utrapieńcze! Opowieść o tobie już skończona”.
Może wrócę do niej za jakiś czas, chciałabym… Genialna książka.
Po kilku tygodniach zeszłam z „czarodziejskiej góry” i żal, że już trzeba pozostać na nizinie. Książka Manna pozwoliła mi doświadczyć wrażenia pełnego uczestnictwa w życiu kuracjuszy sanatorium Berghof w szwajcarskim Davos. Wciąż słyszę trzaśnięcie drzwiami oznajmiające wejście pani Chauchat, widzę siedem stołów, przy których zasiadają chorzy, by spożywać pięć obfitych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-03
Olga Tokarczuk powiedziała o "Fizyce smutku": "Przejmujące studium mitu, który dzieje się zawsze i wszędzie".
W jej "Annie In w grobowcach świata" mieliśmy reinterpretację mitu o sumeryjskiej bogini miłości i wojny".
Podobnego zabiegu dokonuje Georgi Gospodinow, proponując zupełnie nowe spojrzenie na mit o Minotaurze. To nie potwór, a skrzywdzone i odrzucone przez matkę, Pazyfae, dziecko; potem zaś zdradzone przez Ariadnę, swoją przyrodnią siostrę.
To punkt wyjścia dla wielu opowieści, które przenikają się, zazębiają, przechodzą płynnie między latami i czasami. Łączy je osoba narratora, dziennikarza/pisarza. Wspomina głównie dzieciństwo; urodzony w 1968 roku pamięta lata komunistycznej Bułgarii, kraju biednego i smutnego. Widzi siebie jako dziecko, które spędzało godziny i dni czekając na rodziców.
Są tu opowieści o dziadkach sięgające czasów II wojny światowej, w których romantyzm splata się mocno z realizmem, czasem zaś skręca i w stronę magii. Nad tymi kolejnymi historiami unosi się duch empatii, a właściwie patologicznej empatii, którą diagnozuje u bohatera lekarz. Nazywa to nawet obsesyjnym syndromem empatyczno - somatycznym. To dlatego trapi go "smutek, tęsknota za czymś utraconym albo czymś, co nigdy się nie wydarzyło, co sięga do środka w ciemne korytarze przemilczanego".
Współodczuwanie bólu i smutku dotyczy nie tylko ludzi, także i zwierząt. Wiąże się też ze wspomnieniem przedmiotów, rzeczy, które odeszły, jak np. tamagotchi, magnetofony, kasety video. Powrót do przeszłości, tak silnie obecny w tej książce, znajdzie swoje wspaniałe rozwinięcie w "Schronie przeciwczasowym", który niedawno przeczytałam.
Tu, w "Fizyce smutku", jest rozdział pod takim tytułem; narrator przenosi się do piwnicy - schronu, może próbuje się schronić przed apokalipsą. Przed nastaniem roku 2000 wielu z nas miewało takie odczucia, mocno zresztą akcentowane w mediach.
W związku z tym sporo miejsca poświęca bohater kapsułom czasu, zastanawia się, co można w nich umieścić, jakie przesłanie dla przyszłości. A może zamiast urządzeń cyfrowych postawić na papier "dużo pewniejszy nośnik informacji". Zatem "pisać, pisać, pisać, zapisywać i przechowywać", bo "tylko książka jest wieczna". Zgadzam się z tym.
Wędruję więc po kolejnych stronach, zagłębiając się wraz z bohaterem w uliczki miasteczka T., do którego wraca po latach, wraca "do utraconej krainy dzieciństwa". Pisze, że to tam "wyświetla się wszystko to, co zobaczone".
"Fizyka smutku" wywołuje we mnie, gdy teraz po przeczytaniu przeglądam ją ponownie, chęć cytowania wielu wspaniałych zdań. Nie da się jednak tego zrobić, bo właściwie musiałabym całą przepisać.
"Przechadzam się sam sobotami i niedzielami świata, który w tych dniach jest bardzo rodzinny" - jak tu się nie zachwycić. Piękne jest np. gramatyczne zestawienie okresów życia - dzieciństwa i młodości z czasownikami, wieku średniego z rzeczownikami, zaś starości z przymiotnikami.
Czas, przemijanie, starość, śmierć, powroty do lat minionych, wspaniałe nawiązania do literatury, sztuki, historii, wzruszające opowieści z życia dziadków i rodziców, czasem zabawne zdarzenia z dzieciństwa, czasem dramatyczne - to wszystko jest u Gospodinowa. Właściwie to nawet dużo więcej, trudno tu wyznaczyć jakiś zakres tematyczny. Unosi się nad tym smutek, żal, nostalgia, melancholia...
"Co zostaje na końcu" - to pytanie rozbrzmiewa przed epilogiem tej niesamowitej książki.
Georgi Gospodinow w rozmowie z Michałem Nogasiem z 2019 roku powiedział: "Napisałem powieść o wykluczeniu i życiu na peryferiach świata"; dodał, że "nasze osobiste smutki, często sprawiające wrażenie niepowtarzalnych, są w zasadzie bardzo uniwersalne".
Czytajcie Georgi Gospodinowa!
Olga Tokarczuk powiedziała o "Fizyce smutku": "Przejmujące studium mitu, który dzieje się zawsze i wszędzie".
W jej "Annie In w grobowcach świata" mieliśmy reinterpretację mitu o sumeryjskiej bogini miłości i wojny".
Podobnego zabiegu dokonuje Georgi Gospodinow, proponując zupełnie nowe spojrzenie na mit o Minotaurze. To nie potwór, a skrzywdzone i odrzucone przez matkę,...
2021-01-03
Napisana w 1939 roku powieść amerykańskiego noblisty zachwyciła mnie pięknym językiem i wspaniałymi postaciami. Ta „powieść drogi” pokazuje rodzinę Joadów, która wędruje z Oklahomy do Kalifornii, bo tam ma czekać na nią „raj” obiecywany w „żółtych ulotkach”. Pełni nadziei jadą, a wraz z nimi tysiące innych rodzin, do krainy, gdzie na drzewach dojrzewają soczyste owoce, świeci słońce, a oni zamieszkają w białym domku. Jak to często bywa, oczekiwania okazują się zbyt wygórowane i już sama droga do celu przysparza wielu problemów. Powoli marzeniem staje się podjęcie jakiejkolwiek pracy, łyżka strawy czy możliwość umycia się i przenocowania.
W tej wędrówce najsilniejszą osobowością czyni autor matkę sześciorga dzieci, pozbawioną, pewnie celowo, imienia, Joadową. To ona scala rodzinę, troszcząc się o każdego jej członka i starając się nie dopuścić do jej rozpadu. Przeciwstawia się mężowi, ten zresztą też nie ma w powieści imienia, i musi on uznać jej racje, co najwyżej odgrażając się słownie.
Steinbeck pokazuje czas kryzysu, twarde prawa kapitalizmu, wyzysk słabszych przez amerykańskich farmerów dyktujących swe warunki. Robotnicy czują, że powinni się zjednoczyć przeciwko nim, ale głód zmusza ich do działania przeciwko sobie. Pisarz rozwija temat nie tylko w oparciu o losy rodziny Joadów, w wielu rozdziałach wyjaśnia mechanizmy rządzące gospodarką amerykańską, narzucanie cen, spadek płac.
Czytałam tę monumentalną powieść długo, nie tylko ze względu na objętość (670 stron), ale i ciężar pokazanych zdarzeń i przeżyć bohaterów. Przejmujące są opisy zmagań rodziny Joadów z losem, te ich kolejne przystanki w drodze znaczone czasem tragicznymi zajściami. Jest w nich jednak też ogromna wola przetrwania, pomaganie sobie nawzajem, wsparcie i pomoc dla innych podążających tą samą drogą.
Powoli czyta się piękne opisy przyrody: żółwia wędrującego drogą, kalifornijskiej wiosny, „bezlitosnego deszczu bijącego wciąż o ziemię”. Wiele z tych obrazów ma swoją symbolikę i nad nią też trzeba się w trakcie czytania zastanowić.
„Grona gniewu” zaliczę do swoich ulubionych powieści, myślę, że jest to lektura obowiązkowa, w każdym razie gorąco polecam.
Napisana w 1939 roku powieść amerykańskiego noblisty zachwyciła mnie pięknym językiem i wspaniałymi postaciami. Ta „powieść drogi” pokazuje rodzinę Joadów, która wędruje z Oklahomy do Kalifornii, bo tam ma czekać na nią „raj” obiecywany w „żółtych ulotkach”. Pełni nadziei jadą, a wraz z nimi tysiące innych rodzin, do krainy, gdzie na drzewach dojrzewają soczyste owoce,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-28
Kronikarski zapis wydarzeń wczesnego poniedziałkowego poranka odtworzony po 27 latach. Kolejne fakty zmierzające do nieuchronnej zapowiedzianej śmierci Santiago Nasara. A jednak, czytając, miałam nadzieję, że może uda się zapobiec zbrodni, o której wszyscy dowiadują się wcześniej i której nikt, włącznie z mordercami, nie chce.
Mistrzostwo prozy Marqueza pozwalało mi raz wierzyć w szczęśliwe zakończenie, a za chwilę znów wątpić.
Zachwyciły mnie portrety kolejnych osób wspominających po latach bieg zdarzeń, koloryt i obyczajowość miasteczka na Karaibach, groteskowe niekiedy sploty zdarzeń, dosadny język.
Po prostu-wielka literatura!!!
Kronikarski zapis wydarzeń wczesnego poniedziałkowego poranka odtworzony po 27 latach. Kolejne fakty zmierzające do nieuchronnej zapowiedzianej śmierci Santiago Nasara. A jednak, czytając, miałam nadzieję, że może uda się zapobiec zbrodni, o której wszyscy dowiadują się wcześniej i której nikt, włącznie z mordercami, nie chce.
Mistrzostwo prozy Marqueza pozwalało mi raz...
2016-03-25
Zachwyciłam się i wciąż trwam w tym stanie. Właściwie trochę brakuje mi słów, by wyrazić podziw dla autorki i jej dzieła. Myślę, że słowo dzieło jest tu jak najbardziej na miejscu.
Przez ponad miesiąc mogłam "wędrować" z Jakubem Frankiem i wyznawcami nowej religii. Poznałam historię zupełnie mi nieznaną, w dodatku prawdziwą, o czym mogłam się przekonać, szukając dodatkowych informacji na temat frankistów.
Tokarczuk wspaniale poprowadziła tę niesamowitą opowieść, każąc patrzeć na nią oczami Jenty, postaci na granicy życia i śmierci. Dzięki temu pomysłowi i czytelnik "widzi lepiej".
Na bogactwo tej książki składają się też dla mnie piękne i mądre zdania, które chciałabym zapamiętać, ale jest ich tak wiele, że nie da się tego zrobić. Na szczęście mam tę powieść i będę mogła do niej zaglądać.
Zachwyciłam się i wciąż trwam w tym stanie. Właściwie trochę brakuje mi słów, by wyrazić podziw dla autorki i jej dzieła. Myślę, że słowo dzieło jest tu jak najbardziej na miejscu.
Przez ponad miesiąc mogłam "wędrować" z Jakubem Frankiem i wyznawcami nowej religii. Poznałam historię zupełnie mi nieznaną, w dodatku prawdziwą, o czym mogłam się przekonać, szukając...
2014-07-07
Niesamowita książka! Początkowo trochę się gubiłam wśród kolejnych bohaterów i ich rodzinnych powiązań, jednak stopniowo zaczynałam się w tym orientować. Przede wszystkim dałam się uwieść niesamowitemu urokowi opowieści.
Postaci przybywało, pewne treści wracały kilkakrotnie, a ja nie mogłam oderwać się od czytania. Czego tu nie ma! Jest groteska, makabreska, absurdalny humor, wierzenia i zabobony.
Rozumiem teraz, dlaczego Małgorzata Rejmer wraca do tej książki "raz po raz". Też zaczęłam ją czytać po raz drugi.
Cela pisze tak zajmująco, że zainteresowałam się nawet bliżej wojną domową w Hiszpanii, o której miałam dość ogólne pojęcie.
Język noblisty jest dosadny, ale nie razi, seks i fizjologia są potraktowane w sposób naturalny, bohaterowie mówią wprost o swych potrzebach.
Można przy okazji lektury zapoznać się np. z przepisem na maść na latanie. Kilka jej składników: menstruacja wdowy, zmielone kości wisielca, kobiecy mocz, korzenie mandragory. Da się po czymś takim ulecieć? Kto wie!
Autor podaje też 9 cech skurwysyna i kompletny protokół z sekcji zwłok. Pisze mądre i wspaniałe zdania, które zanotuję i, choćby niektóre, zapamiętam.
Co za książka!!!!!
Niesamowita książka! Początkowo trochę się gubiłam wśród kolejnych bohaterów i ich rodzinnych powiązań, jednak stopniowo zaczynałam się w tym orientować. Przede wszystkim dałam się uwieść niesamowitemu urokowi opowieści.
Postaci przybywało, pewne treści wracały kilkakrotnie, a ja nie mogłam oderwać się od czytania. Czego tu nie ma! Jest groteska, makabreska, absurdalny...
2017-03-14
Kolejna, trzecia, lektura tej książki i zachwyt absolutny. Ileż tu symboli, motywów literackich i biblijnych, wspaniałych i mądrych myśli.
Patrzę na mojego czarnego kota i widzę Behemota zagryzającego wódkę marynowanym grzybkiem. Myślę o spotkaniu Piłata z Jezusem i trochę żałuję, że tej rozmowy czytelnik już nie posłucha. Zastanawiam się nad potęgą miłości, która połączyła mistrza i Małgorzatę.
Piękny język powieści każe mi rozkoszować się zdaniami, cieszyć się i smucić kolejnymi opowieściami. To książka, którą wciąż można odkrywać na nowo.
Arcydzieło!
Kolejna, trzecia, lektura tej książki i zachwyt absolutny. Ileż tu symboli, motywów literackich i biblijnych, wspaniałych i mądrych myśli.
Patrzę na mojego czarnego kota i widzę Behemota zagryzającego wódkę marynowanym grzybkiem. Myślę o spotkaniu Piłata z Jezusem i trochę żałuję, że tej rozmowy czytelnik już nie posłucha. Zastanawiam się nad potęgą miłości, która...
2021-02-12
„Tedy odszedł Kain od oblicza Pańskiego i mieszkał w ziemi Nod na wschód od Edenu”- biblijna opowieść o Kainie i Ablu jest punktem wyjścia do refleksji nad dziełem Steinbecka, a właściwie arcydziełem. Zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż czytane ostatnio „Grona gniewu”.
Kalifornia, to jest dla pisarza miejsce „na wschód od Edenu”, rodzinna dolina Salinas, ranczo niedaleko King City, miasto Salinas; tam umieszcza akcję swej powieści zawierającej pewne wątki autobiograficzne. Osiedli się tam jeden z głównych bohaterów, Adam Trask; niedaleko będzie ranczo rodziny Samuela Hamiltona, chyba najwspanialszej, najmądrzejszej postaci, który, niczym biblijny prorok, pojawia się nawet na milczące, nieuświadomione wezwania, by pomagać potrzebującym. Jest w tym Irlandczyku głęboka mądrość życiowa wyniesiona z doświadczeń życiowych, z lektur, z własnych refleksji nad światem i ludźmi. W życiu Adama Traska i jego synów, Aarona i Kaleba, Samuel odegra znaczącą rolę, podobnie jak Chińczyk Li będący oficjalnie służącym rodziny Trasków, ale tak naprawdę jest ich przyjacielem i to on dba o dzieci, gdy Adam pogrąża się w odrętwienie po odejściu żony, która jest pokazana jako wcielenie zła.
Dobro i zło – narrator zauważa, że: „Wszystkie powieści, cała poezja zbudowane są na nie kończącym się zmaganiu dobra ze złem w nas samych”. Adam i jego brat Karol rywalizują o względy ojca, Karol wie, że ten woli Adama i wyzwala to w nim złość. Potem synowie Adama, zwłaszcza Kaleb, będzie czuł to samo w stosunku do Aarona. Kal zdaje sobie sprawę z tej ciemnej strony swego usposobienia i nawet prosi Boga: „Nie daj, żebym był zły. Bo ja nie chcę”. Chce być taki jak lubiany przez wszystkich Aron. Czy Bóg wysłucha modlitwy Kala? Zostawiam to pytanie bez odpowiedzi; ci, którzy będą czytać powieść, sami ją znajdą.
Wspomniałam na początku o nawiązaniach do historii Kaina i Abla, widać ją oczywiście nawet w imionach zaczynających się tą samą literą; w usposobieniach, najpierw Adama i Karola, potem u Aarona i Kaleba. Jest też w powieści bezpośrednie odniesienie do biblijnej opowieści o dwóch braciach. Samuel najpierw czyta ją Adamowi i Li, a potem wybierają imiona dla bliźniaków. Potem fragment Księgi Rodzaju powraca we wspaniałej dyskusji Samuela, Adama i Li na jej temat; punktem wyjścia jest jedno słowo, hebrajskie „timszel”, czyli „możesz”, a nie, jak w niektórych tłumaczeniach „masz” czy „będziesz”. „Możesz” daje człowiekowi prawo wyboru. „Timszel” pięknie powróci w zakończeniu tej niezwykłej powieści przykuwającej uwagę już od pierwszych zdań pięknie opisujących miejsce akcji, dolinę Salinas.
Steinbeck opisuje krainę swego dzieciństwa z wielką miłością, z czułością pokazując jej uroki, koncentrując się na szczegółach krajobrazu w różnych porach roku, dni, nocy. Czytam i widzę: „dywan łubinu i maków”, „kiście pięciopalczastych i złocistych paproci”, „rozwijające się łososiowo-różowe pąki azalii”, ale też „czarne, gliniaste błoto”, „miejsce wyschnięte i przeżarte słońcem”.
Czytając „Na wschód od Edenu”, czułam się tak, jak jeden z bohaterów powieści, Tom Hamilton, który „wgryzał się w książkę, wpełzał i wciskał między jej karty, rył jak kret w zawartych w niej myślach i wyłaził na wierzch z twarzą i rękami niejako umazanymi książką”. Myślę, że pozostanę jeszcze bardzo długo z tą „umazaną twarzą i rękami” i choć kolejne książki pewnie trochę to zetrą, jednak powieść Steinbecka będzie we mnie trwała. Wypisałam pewne zdania, na pewno do nich wrócę.
„Tedy odszedł Kain od oblicza Pańskiego i mieszkał w ziemi Nod na wschód od Edenu”- biblijna opowieść o Kainie i Ablu jest punktem wyjścia do refleksji nad dziełem Steinbecka, a właściwie arcydziełem. Zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż czytane ostatnio „Grona gniewu”.
Kalifornia, to jest dla pisarza miejsce „na wschód od Edenu”, rodzinna dolina Salinas, ranczo niedaleko...
Co jakiś czas czytam tę powieść, zwłaszcza chętnie powracam do dwóch pierwszych tomów. Wspaniale pokazane postaci Barbary i Bogumiła mają dla mnie od czasów filmu i serialu twarze Jadwigi Barańskiej i Jerzego Binczyckiego, inni bohaterowie zresztą też.
Pamiętam dialogi, mądre zdania na temat życia, przemijania, śmierci, miłości.
Co jakiś czas czytam tę powieść, zwłaszcza chętnie powracam do dwóch pierwszych tomów. Wspaniale pokazane postaci Barbary i Bogumiła mają dla mnie od czasów filmu i serialu twarze Jadwigi Barańskiej i Jerzego Binczyckiego, inni bohaterowie zresztą też.
Pamiętam dialogi, mądre zdania na temat życia, przemijania, śmierci, miłości.
Wspaniała powieść, patrzę na nią całościowo, mam wszystkie tomy i co pewien czas sięgam po nie. Znajduję piękne mądre zdania na temat czasu, przemijania, życia i śmierci. Bohaterowie od czasu filmu i serialu przybrali dla mnie postaci aktorów, uważam, że świetnie obsadzonych w swych rolach.
Wspaniała powieść, patrzę na nią całościowo, mam wszystkie tomy i co pewien czas sięgam po nie. Znajduję piękne mądre zdania na temat czasu, przemijania, życia i śmierci. Bohaterowie od czasu filmu i serialu przybrali dla mnie postaci aktorów, uważam, że świetnie obsadzonych w swych rolach.
Pokaż mimo to
Do tej powieści powracam co jakiś czas. Znam na pamięć niektóre fragmenty. Tyle jest w u Dąbrowskiej pięknych zdań na temat przemijania, życia, uczuć. Bohaterowie mają dla mnie od czasu filmu i serialu twarze aktorów, uważam, że wspaniale obsadzonych w swych rolach.
Czytam kolejny raz i widzę dworek w Serbinowie, ulice Kalińca i oczywiście scenę z nenufarami, słyszę muzykę...
Do tej powieści powracam co jakiś czas. Znam na pamięć niektóre fragmenty. Tyle jest w u Dąbrowskiej pięknych zdań na temat przemijania, życia, uczuć. Bohaterowie mają dla mnie od czasu filmu i serialu twarze aktorów, uważam, że wspaniale obsadzonych w swych rolach.
Czytam kolejny raz i widzę dworek w Serbinowie, ulice Kalińca i oczywiście scenę z nenufarami, słyszę muzykę...
Wciąż do niej powracam. Niektóre fragmenty znam na pamięć. Od czasu filmu i serialu bohaterowie mają dla mnie twarze grających ich aktorów. Wspaniała powieść, tyle w niej mądrych zdań o życiu, przemijaniu, miłości, śmierci.
Wciąż do niej powracam. Niektóre fragmenty znam na pamięć. Od czasu filmu i serialu bohaterowie mają dla mnie twarze grających ich aktorów. Wspaniała powieść, tyle w niej mądrych zdań o życiu, przemijaniu, miłości, śmierci.
Pokaż mimo to2023-09-13
Danilo Kis, serbski pisarz urodzony w Suboticy, do tej pory był mi nieznany. Dzięki Krzysztofowi Vardze, który w tekście "Cień Danilo Kisa" ze zbioru "Czardasz z mangalicą" przybliżył mi jego sylwetkę, sięgnęłam po "Ogród, popiół". Dodatkową rekomendacją była informacja, że "to jedna z najpiękniejszych książek, jakie człowiek może w swoim życiu przeczytać".
Cieszę się, że było mi to dane, bo to rzeczywiście zachwycająca, poetycka proza; świat widziany oczyma dziecka, Andreasa Sama. Uwagę przyciąga tu ojciec chłopca, Edward, niesamowita postać, człowiek, który ucieka w obłęd, wygłasza płomienne przemowy w karczmach, "wciąż zmienia maski". Wydaje się, że to jego reakcja na Zagładę, o której nie mówi się tu wprost. Gdzieś "między wierszami" czytam o getcie, pogromie, chłopcach z Hitlerjugend. Rodzina Andreasa wciąż się przeprowadza czy raczej ucieka, cierpi głód.
Tym jednak, co mnie najbardziej urzekło w tej opowieści, jest język. Już od pierwszych stron mam wrażenie przeniesienia w czasie. Obrazy są tu tak sugestywnie i poetycko nakreślone, że robię sobie przerwy w czytaniu, by móc je w pełni odwzorować (na ile to możliwe) i dać wytchnienie emocjom. Może to brzmi nazbyt egzaltowanie, ale tak właśnie czułam.
Piękno metafor i porównań sprawiało, że chciałam je zapisywać, ale szybko uświadomiłam sobie, że musiałabym zanotować cały tekst.
"Płyną wielkie statki snu po ciemnych wodach Styksu...", "ofiara zemsty boga kwiatów", "nie potrafię uchwycić momentu, gdy anioł śmierci - ten wielki nocny motyl - zamyka mi skrzydłami powieki" - to tylko mały przykład tego wspaniałego języka przypominającego prozę Brunona Schulza. Odsyłam chętnych do zgłębienia tematu, pracy Ałły Tatarenko: Pisanie Ojca. "Gen schulzowski" w prozie Danilo Kisa.
Andreas Sam zaznacza na kolejnych stronach, że jego opowieść staje się w coraz większym stopniu historią jego ojca. Ten bowiem znika, lepiej jest przyjąć taką właśnie wersję, bo prawda jest tragiczna. Ojciec Kisa, a to jego możemy utożsamiać z Edwardem Samem, był węgierskim Żydem, który zginął w Oświęcimiu.
Andreas przywołuje wiele spotkań z ojcem w różnych jego wcieleniach. Fantazje senne, obrazy z lektur, m.in. "Chłopców z Placu Broni" czy Biblii, przetworzone w świadomości wrażliwego chłopca przenikają się ze światem realnym, tworząc niesamowite, magiczne obrazy. Są przejmujące, nostalgiczne, czasem dosłownie zapierające dech w piersiach.
Myślę, że po przerwie potrzebnej na spokojne ich przetworzenie sięgnę po kolejną książkę Danilo Kisa.
Danilo Kis, serbski pisarz urodzony w Suboticy, do tej pory był mi nieznany. Dzięki Krzysztofowi Vardze, który w tekście "Cień Danilo Kisa" ze zbioru "Czardasz z mangalicą" przybliżył mi jego sylwetkę, sięgnęłam po "Ogród, popiół". Dodatkową rekomendacją była informacja, że "to jedna z najpiękniejszych książek, jakie człowiek może w swoim życiu przeczytać".
Cieszę się, że...
2020-03-23
Zainteresowałam się tą powieścią dzięki książce Patricka Deville „Viva”. Nie słyszałam wcześniej o „Pod wulkanem”, które określane jest mianem arcydzieła literatury światowej.
Czytało mi się trudno; długie zdania, mnóstwo dygresji, cofania się w czasie. Wiele tu odniesień literackich i historycznych, nie wszystkie potrafiłam odczytać. Jednak stopniowo wnikałam w ten powieściowy świat, zanurzałam się w egzotykę meksykańskich krajobrazów. Lowry w sposób niesamowity kreśli słowami poszczególne obrazy. Zdawało mi się, że widzę cantinas, gdzie główny bohater Geoffrey Firmin, częściej nazywany Konsulem, wypija kolejne szklanki mescalu i tequili; dwa wulkany: Popocatepetl i Ixtaccihuatl, u podnóża których rozgrywa się akcja – jeden dzień z życia Konsula. To szczególny dzień w Meksyku – Dzień Umarłych obchodzony jako radosne święto z zabawą i tańcami, barwnymi korowodami i czekoladkami w kształcie szkieletów, czaszek czy karawanów.
W tej scenerii poruszają się bohaterowie; oprócz Konsula, jego była żona Ivonne, która właśnie do niego wróciła, jego brat Hugh, przyjaciel Jacques Laruelle. Poznajemy też ich wcześniejsze losy, bo, jak już pisałam, moc tu retrospekcji i wspomnień.
Przejmujące są refleksje Konsula, człowieka pogrążającego się w pijaństwie, jego samotność, mimo otaczających go ludzi, niemogących mu jednak pomóc. Obrazy drogi przez las w czasie burzy, nocą, gdy Ivonne i Hugh szukają Konsula to absolutne mistrzostwo opisu. Zresztą, cała powieść taka jest, trzeba tylko nie poddawać się początkowym trudnościom w czytaniu.
Świat lat trzydziestych, wojna domowa w Hiszpanii, rewolucja meksykańska, ukrywający się Trocki, malowidła Riwery na Pałacu Cortesa, Frida Cahlo, echa rodzącego się nazizmu w Niemczech – „to świat rozpada się, eksploduje…”
Czytałam w czasie epidemii koronawirusa, czy nasz świat też się właśnie rozpada…
Zainteresowałam się tą powieścią dzięki książce Patricka Deville „Viva”. Nie słyszałam wcześniej o „Pod wulkanem”, które określane jest mianem arcydzieła literatury światowej.
Czytało mi się trudno; długie zdania, mnóstwo dygresji, cofania się w czasie. Wiele tu odniesień literackich i historycznych, nie wszystkie potrafiłam odczytać. Jednak stopniowo wnikałam w ten...
2016-04-28
Druga, po „Dyskretnym bohaterze”, książka Llosy, którą przeczytałam. Zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż poprzednia. Niezwykła opowieść o dwóch postaciach, z których jedną, Paula Gauguina, znałam, natomiast o drugiej, Florze Tristan, nigdy nie słyszałam. Wybitny francuski malarz i jego babka, której nigdy nie poznał, urodził się bowiem cztery lata po jej śmierci, to postaci żyjące w XIX wieku. Ludzie poszukujący swego raju na ziemi, bo w ten niebiański mocno powątpiewali.
Llosa w kolejnych rozdziałach, na przemian, przybliża ich życie, a właściwie jego schyłek, choć retrospektywnie możemy poznać ich wcześniejsze losy. Flora Tristan to jedna z pierwszych feministek, bojowniczka o poprawę życia i o prawa kobiet i robotników. Miała nadzieję, że uda jej się zmienić świat, mocno wierzyła w słuszność swych wyborów.
Paul Gauguin także radykalnie zmienia swe ustabilizowane życie i w poszukiwaniu twórczych inspiracji wyrusza na Thaiti i Markizy. Czy wśród Maorysów znajdzie raj? Bardzo go poszukuje, bo wyspy Polinezji nie są już tak dziewiczym terytorium jak dawniej, powoli zaczyna tu wkraczać cywilizacja.
Llosa wspaniale opowiada o malarzu i rewolucjonistce. Narrację w trzeciej osobie często ubarwia bezpośrednimi zwrotami do Koke i do Flority, zadaje im pytania, zastanawia się nad ich wyborami. Dzięki takiemu zabiegowi stają się oni bliżsi czytelnikowi. Ich historia pochłania bez reszty. Chciałoby się sięgnąć do książek Flory Tristan, zwłaszcza „Wyznań pariaski”, bo „Jedność robotnicza” chyba niezbyt by mnie zainteresowała.
Opisy tworzenia przez Gauguina niektórych znaczących obrazów są niezwykle barwnie przedstawione przez Llosę, czuje się potrzebę obejrzenia ich i trochę szkoda, że nie znalazły się w książce. Trzeba odrywać się od czytania i poszukiwać w albumach malarskich lub w Internecie „Manao tupapau”, „Wizję po kazaniu”, „Żółtego Chrystusa” czy wielu jeszcze, których tytuły pojawiają się w książce.
„Raj tuż za rogiem” to wspaniała powieść o tym, jak można próbować urzeczywistniać marzenia, nie bać się wyzwań, podejmować trudne decyzje. To także poszukiwanie odpowiedzi, jaką cenę trzeba za to zapłacić.
Druga, po „Dyskretnym bohaterze”, książka Llosy, którą przeczytałam. Zachwyciła mnie jeszcze bardziej niż poprzednia. Niezwykła opowieść o dwóch postaciach, z których jedną, Paula Gauguina, znałam, natomiast o drugiej, Florze Tristan, nigdy nie słyszałam. Wybitny francuski malarz i jego babka, której nigdy nie poznał, urodził się bowiem cztery lata po jej śmierci, to...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-27
Niezwykła książka, "szalona i cudowna", jak napisała o niej Olga Tokarczuk. Dałam się jej uwieść już od cytatów z różnych utworów na jej wstępie.
Wędrówki w czasie z Gaustynem, postacią wymyśloną przez narratora/autora, który dodaje, że na końcu nawet go spotkał "jako człowieka z krwi i kości", zaraz jednak uściśla, że to "niewidzialny przyjaciel". Możemy przyjąć którąś z tych opcji lub dopowiedzieć sobie jeszcze jakąś inną interpretację tego psychiatry geriatrycznego, zainteresowanego wyjątkowo przeszłością, autora "Diagnoz nowych i nadchodzących".
Dzięki niemu przemieszczamy się w czasie, wracamy do przeszłości, mamy okazję ukrycia się przed teraźniejszością w "schronie przeciwczasowym".
Zastanawiałam się w trakcie lektury i po niej, czy chciałabym z własnej woli wrócić do lat minionych i jaki to byłby okres. Doszłam do wniosku, że raczej nie, chyba wolę ten obecny czas mego życia; chociaż... może na krótko do lat studenckich, to był dobry i intensywny okres.
Niestety cofnięcie się za sprawą pana Alzheimera byłoby bardzo smutną koniecznością.
Wymyślone przez Gaustyna kliniki przeszłości są tu wszak taką wizją. Ci, którzy stracili pamięć, odnajdują się dzięki nim w minionych latach, gdy byli młodzi, cofają się do lat dzieciństwa.
Gospodinow/Gaustyn tworzy te wizje z pomocą przedmiotów, muzyki, gazet, literatury. Właśnie literatura jest tu wspaniałym punktem odniesienia. Autor nawiązuje do znanych dzieł od Homera począwszy przez Biblię po Tołstoja, Mana, Hemingwaya, Marqueza i wielu innych. Dużą przyjemność sprawiało mi odnajdywanie takich aluzji czy cytatów. Wiem też, że na pewno dużo z nich mi umknęło, gdzie mi tam do erudycji autora.
Wzruszające były dla mnie indywidualne historie ludzi z demencją, jak chociażby ta przywołująca mężczyznę pragnącego zapobiec zamachowi na Johna Lennona.
Niepokojąco zaczyna być, gdy przeszłość jak "zaraza rozpanoszyła się wszędzie"- ludowe stroje na ulicach krajów europejskich, "życie w rekonstrukcji", wizje Wielkiej Bułgarii (u nas swego czasu mrzonki o Wielkiej Lechii), narodowe szaleństwo, wreszcie referenda w sprawie przeszłości.
Ponure wskrzeszanie tego, co minione, bo na przyszłość nie ma się pomysłu; wybór czasów, w których chciałoby się żyć.
Gospodinow pokazuje , jak ludzie w poszczególnych krajach Europy decydują w sprawie przeszłości. Jest tu i Polska.
Przyznam, że czytałam o tym z napięciem i lękiem. Rekonstrukcje historyczne zawsze budziły we mnie niechęć, nigdy nie miałam ochoty przyglądać się, jak przebrani ludzie walczą, strzelają do siebie, padają zabici, są ranni, a wszystko w atmosferze rodzinnego pikniku.
Szczególne wrażenie zrobił na mnie rozdział opisujący przylot narratora do Bułgarii i udział w dwóch mitingach przed referendum; Ruchu na rzecz Komunizmu i Bułgarskich Junaków. Niesamowite jest to odtworzenie w szczegółach czasów "słusznie minionych"(okazuje się, że może wcale niesłusznie) czy powstania kwietniowego z 1876 roku.
Czas, pamięć, zapominanie, idealizowanie lat dzieciństwa, odtwarzanie smaków i zapachów, "pustoszenie pokojów naszej pamięci". Autor przestrzega, by nie odwiedzać miejsc, które opuściło się jako dziecko - "Tam. Nie ma. Nic". Wspomnienia pozostają w nas. Gdy nie mogę zasnąć, odtwarzam tamten świat.
Książka bułgarskiego pisarza to dla mnie arcydzieło skłaniające do wielu refleksji. Wypożyczam teraz jego "Fizykę smutku".
Niezwykła książka, "szalona i cudowna", jak napisała o niej Olga Tokarczuk. Dałam się jej uwieść już od cytatów z różnych utworów na jej wstępie.
Wędrówki w czasie z Gaustynem, postacią wymyśloną przez narratora/autora, który dodaje, że na końcu nawet go spotkał "jako człowieka z krwi i kości", zaraz jednak uściśla, że to "niewidzialny przyjaciel". Możemy przyjąć którąś z...
2022-04-04
O tej powieści napisano już od czasu jej ukazania się w 1967 roku tyle uczonych rozpraw, poddano tylu analizom interpretacyjnym, wydobyto motywy i symbole. Byłoby zatem niepoważne, gdybym próbowała się tu wymądrzać na jej temat. Pozwolę sobie więc po prostu na kilka rozważań i refleksji po jej przeczytaniu.
Wróciłam do tej powieści po latach. Czytałam ją teraz może mniej zachłannie niż poprzednio, za to bardzo uważnie. By nie pogubić się wśród wielu Buendiów noszących te same imiona Jose Arcadiów i Aurelianów, czy kolejnych Remedios i Amarant, patrzyłam na drzewo genealogiczne. Świat Macondo jest niesamowity, niezwykły i magiczny; ten rzeczywisty splata się z nim tak mocno, że zacierała mi się granica między nimi. Zaczynałam, tak jak Urszula, Jose Arcadio, ich dzieci, wnuki i kolejne pokolenia rodu, przyjmować to, co się dzieje za rzecz oczywistą dziejącą się realnie, chociaż przeczyły one rozumowemu ich postrzeganiu.
W mojej pamięci po lekturze tej powieści pozostaną obrazy. Widzę Jose Arcadia przywiązanego do drzewa, Aureliana wytwarzającego złote rybki, Piękną Remedios unoszącą się w niebo na koronkowych prześcieradłach Fernandy. Zapamiętam deszcz padający nieprzerwanie przez ponad cztery lata i mędrca katalońskiego, który uważa, że to byłby koniec świata, "gdyby ludzie podróżowali pierwszą klasą, a literatura wagonem bagażowym". Swoje książki chce mieć przy sobie. Odbieram to jako pochwałę literatury i czytania. W księgach, dokładnie na pergaminach, jest spisana historia rodu Buendiów. Ostatni z rodu, Aureliano Babilonia, spędzi w zamknięciu bardzo długi czas, zanim zdoła je odczytać i pojąć w pełni.
Jako czytelniczka mam tę wiedzę od początku, a jednak odnoszę wrażenie, że może nie wszystko jest dla mnie do końca jasne. Czy powinnam zatem koniecznie szukać wyjaśnienia, czy może raczej po prostu sobie postawić pytania i próbować poszukać na nie odpowiedzi, nie odwołując się do tego, co inni przede mną odkryli? Tak będzie ciekawiej i bardziej tajemniczo, lepiej zostawić sobie tę magię i bogactwo Macondo, i jej mieszkańców, zostać z obrazami tak wspaniale "namalowanymi" przez Marqueza. Zawsze też mogę znów zacząć czytanie, bo "Sto lat samotności" to powieść, do której warto, a nawet trzeba, wracać.
O tej powieści napisano już od czasu jej ukazania się w 1967 roku tyle uczonych rozpraw, poddano tylu analizom interpretacyjnym, wydobyto motywy i symbole. Byłoby zatem niepoważne, gdybym próbowała się tu wymądrzać na jej temat. Pozwolę sobie więc po prostu na kilka rozważań i refleksji po jej przeczytaniu.
Wróciłam do tej powieści po latach. Czytałam ją teraz może mniej...
2015-11-02
Cóż można napisać o mistrzu, po prostu zachwycić się jego pisarstwem. Kolejny raz sięgnęłam po jego opowiadania,by móc delektować się pięknem języka, zwięzłą narracją i wciąż aktualną problematyką.
Pewnie strach przed zwierzchnikiem nie prowadzi już do takich sytuacji, jakie były udziałem Czerwiakowa, ale kameleonów - Oczumiełowów nie brak wśród nas.
Medycyna niekonwencjonalna wciąż w modzie i akcyźnik Jakow Wasylicz o końskim nazwisku miałby wzięcie.
Ludzie w "futerałach", tacy jak Bielikow, kurczowo trzymający się przepisów to też nic nowego.
Czechow zatem wciąż aktualny i warto sięgać do jego prozy, do dramatów także.
Cóż można napisać o mistrzu, po prostu zachwycić się jego pisarstwem. Kolejny raz sięgnęłam po jego opowiadania,by móc delektować się pięknem języka, zwięzłą narracją i wciąż aktualną problematyką.
Pewnie strach przed zwierzchnikiem nie prowadzi już do takich sytuacji, jakie były udziałem Czerwiakowa, ale kameleonów - Oczumiełowów nie brak wśród nas.
Medycyna...
2023-02-09
"Idąc, wydeptujesz drogę, a gdy obejrzysz się za siebie..." - tu bohater powieści J. G. Vasqueza kończy cytat z wiersza hiszpańskiego poety Antonia Machady, by dalej, już swoimi słowami "zacząć zastanawiać się, czy przypadkiem nie widzi teraz ścieżki, na którą już nie wkroczy". Tym bohaterem jest Sergio Cabrera, reżyser kolumbijski, który w Barcelonie uczestniczy w retrospektywie swoich filmów zorganizowanym przez Filmotekę Katalońską.
Jest rok 2016, Sergio właśnie dowiaduje się o śmierci ojca. Nie poleci na pogrzeb do Bogoty; zostanie w Barcelonie, by spotkać się z synem i ratować swoje małżeństwo.
Zdarzenia teraźniejsze przeplatane są bogatymi wspomnieniami o rodzinie Sergia, rodzicach, Fauście i Luz Elenie, i siostrze Marianelli.
W nocie "Od autora" Vasquez pisze, że książka jest "dziełem fikcyjnym, ale nie ma w niej wyobrażonych epizodów". Członkowie rodziny Cabrerów, i nie tylko oni, to postaci autentyczne. Autor informuje czytelnika o trwających siedem lat pracach nad książką, rozmowach z Sergiem Cabrerą i Carlem Crookiem (też występuje w powieści), dokumentach i zdjęciach, które od nich otrzymał.
Powstało dzieło, które czyta się wspaniale, chłonie się kolejne strony, towarzysząc Sergiowi w Barcelonie i cofając się z nim w czasie. A jest to spory skok, bo do dzieciństwa jego ojca spędzonego w Hiszpanii, czasu wojny domowej i dyktatury generała Franco. Potem wędrujemy wraz z Cabrerami przez kolejne kraje Ameryki Łacińskiej, przyglądamy się ich fascynacji komunizmem i rewolucją maoistyczną w Chinach, wreszcie pobytowi w Pekinie.
Ideologia, której wyznawcami są rodzice, przechodzi oczywiście na Sergia i jego siostrę. Rodzice zostawiają ich nawet w Chinach, by wrócić do Kolumbii i prowadzić działalność w Partii Komunistycznej Marksistowsko - Leninowskiej Myśli Mao Zetonga.
Dzieci, jako obcokrajowcy, nie są do końca włączane w życie chińskich rówieśników, a koniecznie chcą w pełni uczestniczyć w w rewolucji kulturalnej Mao. Gdy wrócą do Kolumbii, zostaną partyzantami, traktując to jako swe przeznaczenie. Kolejne zdarzenia zweryfikują ich postrzeganie rewolucyjnej dyscypliny.
Jak już pisałam, powieść czyta się znakomicie, autor pięknie oddał współczesne zdarzenia, opowieść o filmach Sergia, spotkania i rozmowy z synem w Barcelonie.
Świetne, pełne napięcia i niepokoju są obrazy z kolumbijskiej selwy, gdzie kryją się partyzanci. Vasquez każe się zastanowić nad ideologicznym zaangażowaniem całej rodziny, wiarą w wyznawane wartości, nad zostawieniem dzieci przez Fausta i Luz Elenę w Pekinie z poradnikiem spisanym przez ojca, który podkreśla w nim, że "muszą liczyć na swoje własne siły", stać się rewolucjonistami i wrócić do Kolumbii po "autentycznej transformacji"!
W powieści znalazło się też kilka czarno - białych zdjęć, na których można zobaczyć bohaterów tej niezwykłej historii.
Bardzo polecam jej przeczytanie.
"Idąc, wydeptujesz drogę, a gdy obejrzysz się za siebie..." - tu bohater powieści J. G. Vasqueza kończy cytat z wiersza hiszpańskiego poety Antonia Machady, by dalej, już swoimi słowami "zacząć zastanawiać się, czy przypadkiem nie widzi teraz ścieżki, na którą już nie wkroczy". Tym bohaterem jest Sergio Cabrera, reżyser kolumbijski, który w Barcelonie uczestniczy w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najpierw poznałam "Ogród, popiół", ponieważ Krzysztof Varga, którego zdanie sobie cenię, napisał, że "to jedna z najpiękniejszych książek, jakie człowiek może w swoim życiu przeczytać". Podpisuję się pod tą opinią.
Sprawdziłam potem, że w 2021 roku ukazał się "Cyrk rodzinny" Danila Kisa ze wstępem Krzysztofa Vargi i posłowiem tłumaczki zawierający oprócz "Ogrodu, popiołu" "Wczesne smutki" i "Klepsydrę". Na moją prośbę znalazłam tę książkę pod choinką.
Zatem mogłam już spokojnie i bez pośpiechu sięgać po nią i czytać małymi fragmentami tę prozę "oszałamiającą pięknem języka", żeby móc w pełni docenić to piękno i zachwycić się nim.
Jest to proza bardzo wymagająca i trudna. Bywało, że wracałam do już przeczytanych treści, by je przemyśleć na nowo.
Określany jako "autobiograficzna trylogia powieściowa" "Cyrk rodzinny" jest lekturą smutną. Główną postacią jest tu Edward Sam, czasem określany po prostu jako E.S. Jego pierwowzorem jest z pewnością ojciec Danila Kisa, węgierski Żyd, który zginął w Oświęcimiu. Ta niezwykła postać jest obecna we wszystkich trzech częściach książki, najbardziej zaś w "Klepsydrze".
To dla mnie najtrudniejsza część, określana przez Vargę jako "traktat filozoficzny o istocie tworzenia i koniecznej do tego samotności". Czytałam ją najdłużej, próbując wniknąć w świat Edwarda Sama, szaleńca, a może po prostu człowieka, który osiągnął "szaloną jasność umysłu", widząc straszny świat Zagłady.
Podróże, przesłuchiwanie jako świadka czy zapiski szaleńca pokazują Edwarda Sama jako myśliciela, ekscentryka, kogoś kto wie i widzi więcej. Chciałby podzielić się tą wiedzą , ale nie jest rozumiany. Ucieka, choć jego los jest już przypieczętowany. Doświadcza rozdwojenia jaźni, zastanawia się nad sensem śmierci, stawiając pytanie: "Co pozwala człowiekowi, mimo świadomości śmierci, działać i żyć jak gdyby śmierć istniała gdzieś poza nim, jakby była zjawiskiem naturalnym?"
O "Wczesnych smutkach" Danilo Kis pisze w przedmowie, że to "szkice w bloku, oczywiście kolorowe". Nie bardzo je tak widzę, bo i tu pokazany jest raczej smutny los Andreasa Sama, jego siostry Any i ich matki. Dzieci pracują jako parobkowie, matka robi swetry na drutach, by przeżyć, bez ojca, bo kuzynka Rebeka przyniosła wiadomość o jego śmierci.
Tłumaczka, Danuta Cirlić - Straszyńska, napisała w posłowiu, że "dociekanie prawdy o ojcu, a tym samym prawdy o sobie, stało się pierwszym, najistotniejszym impulsem twórczości Danila Kisa". Zaś we wstępie zatytułowanym "Piękne baśnie o śmierci" Varga zadaje pytanie: "Czy da się połączyć wstrząsające doświadczenie Zagłady z frazą, która budzi w nas melancholijny zachwyt i przepełnia czytelniczym szczęściem?"
Da się, znów zgodzę się tu z autorem "Sonnenbergu" - poczułam melancholijny zachwyt i czytelnicze szczęście. Wciąż czuję ten stan. Książka stanęła na mojej bibliotecznej półce, będzie okazja, by do niej zaglądać i upewniać się w swej "wierze w ponurą potęgę literackiego świata".
Najpierw poznałam "Ogród, popiół", ponieważ Krzysztof Varga, którego zdanie sobie cenię, napisał, że "to jedna z najpiękniejszych książek, jakie człowiek może w swoim życiu przeczytać". Podpisuję się pod tą opinią.
więcej Pokaż mimo toSprawdziłam potem, że w 2021 roku ukazał się "Cyrk rodzinny" Danila Kisa ze wstępem Krzysztofa Vargi i posłowiem tłumaczki zawierający oprócz "Ogrodu,...