rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książkę bardzo dobrze się czyta, jest świetnie napisana. Na plus, pierwszy raz miałam do czynienia z historią, w której główna bohaterka/bohater dopuszcza się zdrady, będąc w związku małżeńskim, ciekawe doświadczenie literackie.
Historia rodziny w ,,Bólu" była równie interesująca, zwłaszcza relacja ojca z synem.

Czar niestety osłabł w chwili ostatniej strony. Nie tak powinno wyglądać zakończenie tylu mocnych wątków- co to miało być, przepraszam bardzo...? Rozmowa we czwórkę, wspomnienie wypadku matki z perspektywy dzieci, potraktowane, jak co, rozliczenie, naprawa...? A potem ,,happy end". Tak po prostu. Kobieta rezygnuje z romansu -chyba...?- a Alma wraca/schodzi z obranej ścieżki...? Nie wiadomo. Trochę jest tak, jakby autorka po prostu nie miała pomysłu, więc ucięła historię i tyle. W powieściach typu standalone nie powinno być otwartych zakończeń, a przynajmniej ja nie jestem ich fanką. To tak, jakby autor dodał w podziękowaniach ,,to by było na tyle, nie miałem więcej weny, więc sami sobie wymyślcie epilog/finał."

Książkę bardzo dobrze się czyta, jest świetnie napisana. Na plus, pierwszy raz miałam do czynienia z historią, w której główna bohaterka/bohater dopuszcza się zdrady, będąc w związku małżeńskim, ciekawe doświadczenie literackie.
Historia rodziny w ,,Bólu" była równie interesująca, zwłaszcza relacja ojca z synem.

Czar niestety osłabł w chwili ostatniej strony. Nie tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam po raz drugi po latach, ponieważ za pierwszym razem, nawet nie przebrnęłam przez trzy rozdziały. Sądziłam, że po prostu jest to nudna książka dla nastolatków, nie mój target. Ale potem zobaczyłam różne odniesienia do tego ,,dzieła'' w ramach dyskusji na instagramie i titoku, na temat tzw. ,,spicy literature'', czyli w dużym skrócie, literatura zawierająca ,,pikantne'' sceny, mocne, odważne i przekraczające pewne granice. Tyle, że ACOTAR nawet nie jest spicy. Ta książka jest nieodpowiednia dla młodzieży. Abstrahując od naiwnej, prostej fabuły i głupiej - jak zwykle - bohaterki, ta historia jest szkodliwa i powiela bardzo złe wzorce, figury pod tytułem ,,from enemies to lovers'', ale w tym przypadku jest to niemal syndrom sztokholmski. Facet uwięził dziewczynę, a ona zaczyna go idealizować i zbliżać się do niego, zauważać jego ,,dobre strony'' -TO NIE USPRAWIEDLIWA I NIE POWINNO faktu, że ją zamknął. Jakby było tego mało, autorka dodała szczególnie nieodpowiednią scenę do fabuły - rozumiem, że w literaturze młodzieżowej pojawiają sie stosunki łóżkowe, między bohaterami - czego nie popieram, biorąc pod uwagę, że praktycznie główni bohaterowie są DZIEĆMI, mają zaledwie szesnaście, siedemnaście lat, umówmy się: są podlotkami, nie mają nawet pojęcia o świecie. Dopiero w niego wchodzą. Young Adult powinno skupiać się na podróży, jaką jest dorastanie, dojrzewanie. popełnianie błędów, odkrywanie siebie. w ,,Dworze'' zawarta jest natomiast scena seksu, między bohaterami, opisana niezwykle szczegółowo i bez żadnych ,,hamulców'' - czy ja czytam książkę YA, czy wariację na temat 50 twarzy Greya...? Pominę fakt istnienia książek, reklamowanych, jako ,,50 twarzy Greya dla nastolatków'', bo to osobny, poważny problem w literaturze. Seksualizowanie siedemnastoletniej bohaterki nie jest ok i to bardzo.

Pominę również kwestię, dotyczącą prostej, naiwnej fabuły, nieciekawych postaci, czy głupiej, bezbarwnej bohaterki, bo nawet to można byłoby jakoś obronić, gdyby nie główny problem, przedstawiony przeze mnie powyżej. Jestem filologiem z wykształcenia, i nie polecam tej szkodliwej książki żadnej nastolatce.

Przeczytałam po raz drugi po latach, ponieważ za pierwszym razem, nawet nie przebrnęłam przez trzy rozdziały. Sądziłam, że po prostu jest to nudna książka dla nastolatków, nie mój target. Ale potem zobaczyłam różne odniesienia do tego ,,dzieła'' w ramach dyskusji na instagramie i titoku, na temat tzw. ,,spicy literature'', czyli w dużym skrócie, literatura zawierająca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najstraszniejsza, najbardziej przerażająca książka, jaką przeczytałam. Bez oceny, bo piekła drugiego człowieka nie można oceniać.

Najstraszniejsza, najbardziej przerażająca książka, jaką przeczytałam. Bez oceny, bo piekła drugiego człowieka nie można oceniać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka to jedno, wielkie grafomańskie dzieło. Nie rozumiem , jak wydawnictwo mogło wypuścić coś takiego i nie jestem pewna, czy to wina tłumacza, czy po prostu Shannon jest jeszcze zbyt mało oczytana, by pisać. Nie dobrnęłam do końca, bo po prostu nie dałam rady z łapaniem się za głowę przy każdym, kolejnym błędzie. Przykładowo, cytuję: ,,Miałam jeszcze dwie minuty, więc przeglądnęłam dokumenty'' - co, do cholery zrobiła?! potem na stronie 27 (w pdf) powtarza się to samo... sformułowanie. PRZEJRZEĆ panno Shannon, mówi pani to coś? NIE ,,PRZEGLĄDNĄĆ''. I nie ma takiego wyrażenia, jak ,,wydarzyło sie w sekundzie'' (str.32 w pdf). Kolejny dowód na to, że panna Shannon powinna zapoznać sie z klasyką literatury, by wiedzieć coś o pisaniu, to opis (jeżeli można nazwać to coś OPISEM) na stronie 74 (znów w pdf,, na szczęście nie traciłam czasu na wypozyczanie, czy nie daj boże kupno tegoż ,,dzieła''). Przywołam fragment, by nie być gołosłowna: ,,Woń pieczonego mięsa wabiła mnie w kierunku ruder. Żołądek skręcał mi się z głodu. Podążając za zapachem, weszłam w ciemny wąski tunel. Chaty zdawały się połączone ze sobą
tunelami ze sklejki, połatane kawałkami metalu i sukna. Nie miały wielu okien, za to oświetlały je świece i lampy naftowe. Byłam tam jedyną osobą w białej tunice, ubrania
wszystkich osób były brudne, kolory nie ożywiały bladych karnacji i pozbawionych życia,
przekrwionych oczu. Żaden z tych ludzi nie wyglądał na zdrowego. Musieli to być cyrkowcy:
ludzie, którzy oblali testy i zostali skazani na zapewnianie rozrywki Refaitom aż po kres
życia, a może nawet i po śmierci. Większość z nich była wróżbitami i augurami. To najbardziej powszechny rodzaj jasnowidzów. Kilkoro spojrzało na mnie, ale nie zatrzymywali
się. Wyglądało to tak, jakby nie chcieli patrzeć zbyt długo.''
Jeden wielki bełkot. Uważam, że młodzież zasługuje na coś porządnego, przy tym już nawet Igrzyska Śmierci mogą pochwalić sie lepszym językiem (nie wspominając o pomyśle). Bzdura goni bzdurę (od kiedy panikowanie jest ,,niestosowne'', str 33 w pdf). Nie zamierzam kończyć Czasu Żniw, bo aż szkoda mi czasu, podczas, gdy mam na liście książek do przeczytania przykładowo Dostojewskiego. 1/10

Ta książka to jedno, wielkie grafomańskie dzieło. Nie rozumiem , jak wydawnictwo mogło wypuścić coś takiego i nie jestem pewna, czy to wina tłumacza, czy po prostu Shannon jest jeszcze zbyt mało oczytana, by pisać. Nie dobrnęłam do końca, bo po prostu nie dałam rady z łapaniem się za głowę przy każdym, kolejnym błędzie. Przykładowo, cytuję: ,,Miałam jeszcze dwie minuty,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wreszcie zabieram sie do zrecenzowania najbardziej wyczekiwanej przeze mnie książki 2018 roku, chociaż od premiery minęło parę miesięcy. Nie ukrywam, że seria ,,Czerwona Królowa'' jest jedną (według mnie) z najlepszych serii młodzieżowych na dzisiejszym rynku wydawniczym, mimo licznych mankamentów. Ostatnim z nich jest czwarta (ostatnia na szczęście) część, Wojenna Burza. Jeden wielki błąd pisarski panny Aveyard.

Pierwsza część (,,Czerwona Królowa'') była interesująca, może niezbyt oryginalna, ale przyjemna w odbiorze. ,,Szklany Miecz'' to jedna, wielka pomyłka, napisałam jego recenzję i chyba wszystko dokładnie wyjaśniłam. Tragedia. Trzecia część, ,,Królewska Klatka'' jest moją ulubioną: doskonała fabuła, poprawiony styl pisarski, oraz postacie na plus (prócz Cameron rzecz jasna). Wszystko skończyło sie na tym, że Cal wybiera koronę zamiast miłości i Mare ma oczywiście złamane serce. Akcja w Wojennej Burzy rozpoczyna sie od tego momentu. Monfort zawiązuje sojusz z Rowami i Anabel, by pokonać Mavena i osadzić Cala z powrotem na tronie Norty. Nadciąga ponoć tytułowa Wojenna Burza. Tyle, że owej wojny w ogóle nie ma.

Czytając tę książkę miałam wrażenie, że Victoria Aveyard albo a. żyje w chmurach, albo b.pomyliła fikcję z rzeczywistością. Poprzez Wojenną Burzę chciała oczywiście przekazać uniwersalne wartości takie jak wolność, miłość, czy równość, i doskonale to rozumiem, ale normalny świat to nie baśniowa kraina, jaką tu stworzyła: w normalnym świecie mężczyzna nie rezygnuje z władzy dla jakiegoś głupiego dziewczątka, i ponoć doskonały strateg wojenny nie jest jednocześnie zagubionym niepotrafiącym podjąć decyzji dzieckiem. Rzecz jasna mowa o Calu. Zacznę od niego ponieważ to najbardziej pokrzywdzona i sponiewierana postać w całym cyklu. Zdaje mi się, że Aveyard go po prostu nie lubi, bo książka po książce chłopak wciąż dostaje po głowie: zdradza go brat, zmuszony zabija ojca i traci koronę. Robi wszystko, by uratować dziewczynę którą kocha, a ona naiwna czując się zdradzona go zostawia. nie wspominając już o wątku miłosnym który wprawdzie nie przeszkadza, ale jest kompletnie niepotrzebny. W każdym razie jeżeli ktoś w ,,Czerwonej Królowej'' zasługuje na współczucie i sympatię to i wyłącznie Cal. Nic co mu się przydarzyło nie stało sie z jego winy. Z Mare jest kompletnie na odwrót. To najgorsza bohaterka Young Adults jaka została stworzona: głupiutka, naiwna, niepotrzebnie pyskata i buntownicza. To poprzez jej perspektywę Aveyard naprawdę odpłynęła: z góry przyjęła schemat, że monarchia to coś złego, że w świecie CK prowadzi do dyktatury co było po prostu durne do kwadratu. A nuż Cal zostałby dobrym królem? Dlaczego nie? Kolejnym minusem jest samo poprowadzenie fabuły: niepotrzebne, wciśnięte na siłę walki z jakimiś plądrownikami (tylko po to by coś sie działo), oraz czego nie mogę ścierpieć: brak pojedynku Cala i Mavena. W zamian za to dostajemy dwa inne: Cal vs. Iris i Maven vs. Mare. I po co to było? O tym drugim wspomnę później: Cal i Iris - ogień przeciwko wodzie. Serio? Tak doskonały strateg jak Cal, racjonalny i wyszkolony mierzy sie z przeciwnym żywiołem co z góry skazane jest na porażkę? Większej głupoty chyba nie dało sie wymyśleć.

Na czym polega żałość i beznadzieja ,,Wojennej Burzy''? Zamiast stworzyć dobrą całość, Aveyard napisała złą fabułę z niektórymi całkiem fajnymi momentami: wystąpieniem Cala przed rządem Monfortu, oraz perspektywą Mavena. Szczerze powiedziawszy ciekawszą książką byłaby retrospekcja Mavena i Cala, ich życie zanim pojawiła sie Mare. Zastanawiało mnie jak układały sie relacje w rodzinie królewskiej, między Calem a Elarą na przykład. No dobrze, ale wracając do Wojennej Burzy: kolejnym minusem powieści jest powielanie schematów przez Aveyard: Elara i Tyberiasz, Maven i Evangeline, Evangeline i Cal. Bedąc parami żadne z nich nie mogło sie ze sobą dogadać. Jak rozumiem Mavena i Elarę, tak Cal i Evangeline mogliby zostać przyjaciółmi (tak jak to w marzeniach kreowała sobie Evangeline). A, no i Maven oraz Iris. Wielka szkoda, że Aveyard uczepiła sie tych politycznych głupich intryg, bo sto razy fajniejszym pomysłem byłoby dogadanie sie Iris z Mavenem i wojna przeciwko Calowi. Kolejnym minusem książki jest podział na perspektywy Mare, Evangeline i Iris: specjalnie nie różnią sie od siebie w przemyśleniach, wszystkie marudzą i sie nad sobą użalają, więc można było sobie darować, za mało jest za to rozdziałów oczami Mavena i Cala. No i muszę też wspomnieć jeśli mowa o minusach, że naprawdę nie ma żadnej ,,wojennej burzy'', a jeżeli jest to tylko jakaś tam wisiała nad Nortą, ale w końcu nie wybuchła.

Czy są jakieś plusy Wojennej Burzy? Na pewno jest nim Cal. Jego zachowanie i dążenie do odzyskania tronu jest świetnie opisane. Tym bardziej śmieszny jest fakt, że pod koniec rezygnuje (kolejne głupie poprowadzenie fabuły). Oczywiście WB jest też nieco lepsza dzięki Mavenowi i jego szaleństwie, dzięki Volvo Samosowi i Anabel, czyli rzecz jasna Srebrnym postaciom. Na tym polu nic sie nie zmieniło: od samego początku uważałam, że Srebrni są o wiele ciekawszymi bohaterami niż Czerwoni, Szkarłatna Gwardia i ich głupie, puste frazesy. Może i Davidson nie jest najgorszy, ale też nie zachwyca. Jedyne co mi sie podoba, to relacja między nim, a Calem i obietnica złożona Mare, że nie wyrządzi księciu krzywdy. Może jestem po prostu za stara na tak młodzieżową książkę, nie wiem, pewnie do piętnastolatków trafi Mare, czy też głupia Farley i Gwardia ale mnie to nie przekonuje (jestem z rocznika 1996).

Nie będzie żadnego podsumowania. Mogłabym dalej wylewać pomyje na tę książkę, ale po co. Czekałam na nią wystarczająco długo, krótko czytałam, bardzo się wkurzyłam i wreszcie zamknęłam -na szczęście- podróż z Aveyard. Kiedy wyjdzie Broken Throne przeczytam, ale nie przewiduje niczego dobrego. To, co Aveyard zniszczyła to zniszczyła. Wojenną Burzę oceniam na 3 gwiazdki. Kropka.

Wreszcie zabieram sie do zrecenzowania najbardziej wyczekiwanej przeze mnie książki 2018 roku, chociaż od premiery minęło parę miesięcy. Nie ukrywam, że seria ,,Czerwona Królowa'' jest jedną (według mnie) z najlepszych serii młodzieżowych na dzisiejszym rynku wydawniczym, mimo licznych mankamentów. Ostatnim z nich jest czwarta (ostatnia na szczęście) część, Wojenna Burza....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do napisania tej recenzji zabierałam się przyznam od dnia premiery. Powód? po prostu ciężko mi było przebrnąć przez trzeci tom Czerwonej Królowej. Nie dlatego, że jest zły, bo nie jest, za pierwszym razem wydaje się po prostu nieco nużący. Za kolejnym jest nieco lepiej - widać, że Aveyard poprawiła warsztat pisarski i nie irytuje już tak, jak w ,,Szklanym mieczu'' dziecinnymi przemyśleniami ,,dziewuszki od błyskawic'' i niedopowiedzianymi kwestiami wziętymi artystycznie w nawias. Właściwie Królewską Klatkę możnaby ocenić na siedem lub osiem gwiazdek - ponieważ głównym plusem jest kompletne ,,odbarwienie'' Mare ( chyba najgorszej z istniejących bohaterek powieści young adults ) i oddelegowanie jej do roli obserwatorki. Końcówka Szklanego Miecza była naprawdę mocna ( choć cała książka już beznadziejna ), podczas której to Mare poddała sie Mavenowi i teraz tkwi w niewoli i kajdanach z Cichego Kamienia w pałacu młodocianego króla. Cała niewola została opisana bardzo dobrze i co dziwniejsze seria Czerwona Królowa moim zdaniem może wyróżniać się jednym dosyć śmiesznym choć oryginalnym zabiegiem: główna bohaterka jest po prostu beznadziejna, nie da się jej lubić, czy jej współczuć, jest butna, pyskata, potem bezbarwna ( ciekawe jaka będzie w czwartej części, matko jedyna ) - ale zostaje to wynagrodzone charakterami pozostałych postaci. Choć Cal miota sie w lewo i prawo i balansuje, to trudno nie czuć do niego choć odrobiny sympatii i zrozumienia - w końcu został pozbawiony korony nie z własnej winy, stracił ojca i brata, wcześniej matkę. Jest zdecydowanie plusem serii. Maven. Jak w drugiej części niewiele było go widać, tak w Królewskiej Klatce lśni, niemal zachwyca, Aveyard wyjaśnia czemu stał się taki jaki jest, pokazuje jakim jest królem i jaką obsesję ma na punkcie Mare. Evangeline. Dzięki narracji naprawdę zaplusowała. Postaciami których możnaby się pozbyć ( i książka byłaby o wiele lepsza ) to rzecz jasna Cameron. nazywa się bronią, nikomu nie ufa ( co jest nużące ) a i jej przemyślenia nie są zbyt odkrywcze, czy chociażby ciekawe. Gra dorosłą, przynajmniej chce być doroślejsza- niestety to tylko dziecko. Aveyard wykreowała świat Norty, Piedmontu i innych państw bardzo dobrze, ale podoba mi sie jedynie w połowie: Srebrna część jest doskonale wymyślona, niestety Czerwoni i ich bunt jakoś mnie nie przekonują: problem polega na tym, że arystokracje do której należą Maven i Cal da sie tak lubić, że ciężko jest dopingować Szkarłatnej Gwardii i jej głupawym, sztampowym powiedzonkom. Ciężko jest również czytać o marudzeniu Mare: chciałaby równości ( a to mi już nieco zakrawa na komunistyczne państewko bez klasy wyższej i niższej ). Mimo to Królewka Klatka jest częścią sto razy lepszą od Szklanego Miecza i wzmacnia nieco całą serię, więc warto ją przeczytać, nawet chociażby po to, by po prostu odprężyć sie przy ( nie oszukujmy się ) mało wymagającej historii, ale: przyjemnej. 6,5/10

Do napisania tej recenzji zabierałam się przyznam od dnia premiery. Powód? po prostu ciężko mi było przebrnąć przez trzeci tom Czerwonej Królowej. Nie dlatego, że jest zły, bo nie jest, za pierwszym razem wydaje się po prostu nieco nużący. Za kolejnym jest nieco lepiej - widać, że Aveyard poprawiła warsztat pisarski i nie irytuje już tak, jak w ,,Szklanym mieczu''...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem czemu, ale ciężko mi jest się pozbierać po tej książce, jestem jednocześnie wzruszona i zła na serię Malfetto. To zupełnie inny rodzaj opowieści od debiutanckiej naprawdę dobrej i również wzruszającej Legendy - ale dzięki zakończeniu tak samo mocnej. Przyznaję, Adelina od samego początku nie zaskarbiła sobie mojej sympatii, a Mroczne Piętno i Drużynę Róży czytałam urzeczona świetnie wykreowanymi postaciami Raffaela i członków Bractwa Sztyletu. Nie miałam więc większych wymagań od Północnej Gwiazdy czekając na nią tak naprawdę dlatego, że nie lubię zostawiać niedokończonych serii - nie podobała mi się przemiana Adeliny w Białą Wilczycę żądną władzy i przejmującą siłą tron, była wręcz odpychająca. Byłam więc nieco zdziwiona, kiedy podczas czytania trzeciej i ostatniej części zbierało mi sie na płacz. ,,Północna Gwiazda'' jest naprawdę dobrą książką, może i gorszą od pierwszej części, ale lepszą od ,,Drużyny Róży''. Cieszę się, że autorka postanowiła zakończyć historię Adeliny w ten sposób: nie odbierając dziewczynie ostatniej cząstki dobra, pozwalając poświęcić sie dla ukochanej siostry. Nawet, jeśli dalej za nią nie przepadam, to dobrze, że Marie Lu w pewien sposób pozostawiła Adelinę w świetle. Ostatecznie daję całej serii 6 na 10 gwiazdek, może dlatego, że z chęcią wracam do pierwszej części i nadal podoba mi sie postać Enzo i Raffaela. Mam nadzieję, że następne książki autorki okażą sie równie dobre i rozwinie swój warsztat pisarski, który nie jest najgorszy, ale mógłby być lepszy, najważniejsze jednak, że historia na tym wcale nie traci.

Nie wiem czemu, ale ciężko mi jest się pozbierać po tej książce, jestem jednocześnie wzruszona i zła na serię Malfetto. To zupełnie inny rodzaj opowieści od debiutanckiej naprawdę dobrej i również wzruszającej Legendy - ale dzięki zakończeniu tak samo mocnej. Przyznaję, Adelina od samego początku nie zaskarbiła sobie mojej sympatii, a Mroczne Piętno i Drużynę Róży czytałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,-Co będziesz robił, kiedy mnie nie będzie?-zapytałam cicho
(...)-Będę za Tobą tęsknił - powiedział.''

No i prawie koniec. Trylogia wreszcie zmierza do finiszu i na szczęście trzyma poziom. Powiem więcej: jest rewelacyjna. W Drżeniu Grace walczyła o to, aby być z Samem. W Niepokoju to Grace została wyrwana z ramion Sama. W trzeciej części ( i niestety ostatniej ) bohaterowie próbują odnaleźć ukojenie. Sam został wyleczony, Grace dla odmiany ulega drżeniu i zimie, a Cole stara się znaleźć na to remedium. Rzadko można spotkać się z książką, gdzie aż trójka głównych bohaterów tak bardzo przypada do gustu od pierwszego spotkania i niezmiennie prowadzi czytelnika przez następne części, w tym przypadku przez Mercy Falls. Każde wydarzenie to jakby tytułowe ukojenie: charaktery tak jak i były tak i są genialnie wymyślone, a do książki można by wracać i wracać, za każdym razem jest świetna. Na plus jest nieco dłuższa od Drżenia i Niepokoju, bo ma około 513 stron. Polecam całą trylogię wilków z Mercy Falls. Miłej lektury.

,,-Co będziesz robił, kiedy mnie nie będzie?-zapytałam cicho
(...)-Będę za Tobą tęsknił - powiedział.''

No i prawie koniec. Trylogia wreszcie zmierza do finiszu i na szczęście trzyma poziom. Powiem więcej: jest rewelacyjna. W Drżeniu Grace walczyła o to, aby być z Samem. W Niepokoju to Grace została wyrwana z ramion Sama. W trzeciej części ( i niestety ostatniej )...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zwykle ( nie zawsze, ale dosyć często, aby o tym napomknąć ) drugie części trylogii lub sag wypadają blado na tle pierwszej i trzeciej. Czy jest tak i w przypadku ,,Niepokoju'' autorstwa Maggie Stiefvater? Zdecydowanie nie.

Grace Brisbane uratowała Sama Rotha, który jest już człowiekiem i mieliby przed sobą długie, wspólne zimy, jednak tym razem to z dziewczyną zaczyna dziać się coś niepokojącego. W dodatku jej rodzice próbują rozdzielić ją z ukochanym. W domu Sama pojawia się nowy wilk - Cole St.Clair. To wszystko składa się na okładkowy opis akcji, a akcji jest dosyć sporo i to dobrej. Stiefvater nieco zaryzykowała wprowadzając aż dwie nowe narracje - w przypadku Cola nie mam nic do zarzucenia, naprawdę dobrze wymyśliła jego charakter, niestety do Isabel w żaden sposób nie mogłam sie przekonać i nadal się nie przemogłam. Nie jest zła, ale mi sie nie podoba i tyle. Historia rzeczywiście opowiada o walce Sama i Grace o ich miłość. Moim zdaniem powoli dojrzewają. Opowieść nie jest już tak przesłodzona jak w części 1, i może ma na to wpływ fakt, że coś bardzo złego dzieje się z Grace. Sam zrobi dla niej wszystko, nawet pozwoli jej się do niego wprowadzić. Dodatkowo staje się przywódcą wilków po odejściu Becka. Bardzo mi sie podoba to, jak dorośleje, staje się zdecydowany i w jaki sposób traktuje Cole'a. Co do innych bohaterów: tworzą tło i jakoś specjalnie mi nie przeszkadzają, chociaż nie przepadam za koleżanką Grace, Rachel, a rodziców Grace to chyba nikt by nie mógł polubić. Sytuacje przedstawione w książce są naprawdę dobre, zwłaszcza te ostatnie wydarzenia, które zapowiadają już 3 część.
Podsumowując uważam, że ,,Niepokój'' jest bardzo dobrą książką i dalej można spokojnie uważać to za idealną odskocznię od wampirów i dziewczynek szukających herosów o nadprzyrodzonych zdolnościach. Cieszę się również, że nie zdecydowali się ostatecznie na ekranizację, bo mogliby tym samym zniszczyć moją wizję świata Mercy Falls. A tak jest jak najbardziej bajkowa.
( jedna odjęta gwiazdka jest niestety za Isabel )

Zwykle ( nie zawsze, ale dosyć często, aby o tym napomknąć ) drugie części trylogii lub sag wypadają blado na tle pierwszej i trzeciej. Czy jest tak i w przypadku ,,Niepokoju'' autorstwa Maggie Stiefvater? Zdecydowanie nie.

Grace Brisbane uratowała Sama Rotha, który jest już człowiekiem i mieliby przed sobą długie, wspólne zimy, jednak tym razem to z dziewczyną zaczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,zapisałam więc jedyne słowa, które przychodziły mi do głowy: uwięziona, zamknięta, zatrzymana, uwiązana, złapana, pod kluczem, internowana, zapuszkowana, uprowadzona, porwana, zabrana, zmuszona, zaciągnięta, skrzywdzona, ukradziona. Tę kartkę też całą zamazałam.''

To tylko jeden z cytatów pochodzących z książki ,,Uprowadzona'' autorstwa Lucy Christopher, a można by je mnożyć w nieskończoność z dopiskiem: świetne. Tym razem opis na okładce okazał się być zgodny z rzeczywistym stanem rzeczy: ta książka autentycznie mnie porwała i to na cały dzień, pochłonęłam ją w bardzo krótkim czasie, a szkoda, bo przyjemnie by było czytać coś takiego o wiele dłużej. Christopher opowiada o dziewczynie porwanej z lotniska przez mężczyznę, który jak sie potem okazuje śledził ją od dłuższego czasu i nie podjął żadnej spontanicznej decyzji, chociaż nie można zaprzeczyć, że nie jest on do końca zdrowy na umyśle, pomimo momentów z pomocą udzielonej Gemmie. Możliwość sytuacji w jakiej znalazła się Gemma osobiście naprawdę mnie przeraża: puste pola bez horyzontu i zdanie na łaskę nieznajomego. Nie wiem co ja zrobiłabym na jej miejscu, ale ( może to i dziwne ) opis jej próby samobójczej jest moim zdaniem najlepszym fragmentem, ta desperacja Gemmy udziela sie czytelnikowi. Co się tyczy oryginalnej formy narracji, jaką obrała Christopher: opowiadanie będące jakby listem uprowadzonej do oprawcy czyta sie o dziwo bardzo szybko i przyjemnie. Historia napisana jest prostym językiem, ale to tylko nadaje autentyczności wydarzeniom. Polecam tę książkę każdemu, kogo nużą opowieści o paranormalnych stworzeniach, czy przesłodzonych romansach: nie wiem, do jakiej kategorii zaliczyć ,,Uprowadzoną'', ale na pewno nie jest to książka przypasowująca się do jednego z tych dwóch typów.

,,zapisałam więc jedyne słowa, które przychodziły mi do głowy: uwięziona, zamknięta, zatrzymana, uwiązana, złapana, pod kluczem, internowana, zapuszkowana, uprowadzona, porwana, zabrana, zmuszona, zaciągnięta, skrzywdzona, ukradziona. Tę kartkę też całą zamazałam.''

To tylko jeden z cytatów pochodzących z książki ,,Uprowadzona'' autorstwa Lucy Christopher, a można by je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Waham się pomiędzy 9 a 10 gwiazdkami. Wreszcie: niech będzie ich dziesięć. moim zdaniem to i tak za mało jak na ,,Drżenie'' Maggie Stiefvater.
Owa książka to po prostu bajka. Jeśli ktoś szuka ambitnej literatury z poważnymi, mądrymi słowami, z wielkimi wartościami to tak średnio przypasuje mu opowieść o wilkołakach. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że jest to historia pozbawiona przekazu i ,,tego czegoś''. Wręcz przeciwnie: Drżenie to lek na cały wodospad książek o wampirach i innych nadprzyrodzonych stworzeniach, oraz ich partnerkach. Owszem, wątek paranormalności jest tu kluczowy, ale Stiefvater poprowadziła go tak świetnie i oryginalnie, że trudno jest jej coś zarzucić. Z jednej strony, owszem miłość Sama i Grace wydaje sie być mało realna, bardzo słodka, ale tak ma być: to jest książka ( i to typu fantasy ) która ma być w pewnym sensie odskocznią od realnego świata. Po raz pierwszy spotykam sie z tak dobrze wykreowanymi postaciami, zarówno pod względem charakterów jak i wiarygodności. Wreszcie konfrontujemy się z wizją idącą na przekór wyznaczonemu trendowi: chłopak nie jest supermanem, nie jest jakimś idealnym chłopaczkiem na którego widok rozpływają sie mało wymagające dziewczęta. Sam Roth to po prostu wrażliwy chłopak i podzielam fascynację Grace: nie da sie go nie lubić. Sama Grace Brisbane to jakby pokazanie czerwonej kartki poprzedniczkom tego typu serii: jest racjonalna, odważna, silna i ma w sobie coś, za co można ją polubić. Pomysł na wątek paranormalny również udał sie Stiefvater: nie ma pięknie wyglądających aniołów, czy superszybkich potworów. Są wilki, uwięzione pomiędzy światem zimna i światem ciepła, ich transformacje zależne są od temperatury i lęk, jaki towarzyszy głównym bohaterom oraz tytułowe drżenie: to wątki naprawdę dobrze zapowiadające coś świeżego i niepowtarzalnego. Z chęcią wracam do Drżenia i za każdym razem jest to tak samo udana lektura. Polecam, 10/10.

Waham się pomiędzy 9 a 10 gwiazdkami. Wreszcie: niech będzie ich dziesięć. moim zdaniem to i tak za mało jak na ,,Drżenie'' Maggie Stiefvater.
Owa książka to po prostu bajka. Jeśli ktoś szuka ambitnej literatury z poważnymi, mądrymi słowami, z wielkimi wartościami to tak średnio przypasuje mu opowieść o wilkołakach. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedno można o tej książce powiedzieć: Kosogłos jest lepszą częścią niż Igrzyska Śmierci i W Pierścieniu Ognia. Można tu znaleźć niekiedy naprawdę dobry opis realiów wojny ( chociaż sam fakt biegania z kamerą po polu bitwy wydaje mi sie dosyć śmieszny ), i nie można zaprzeczyć, że Collins w pewnym sensie stała sie prekursorem do kreowania nowego typu głównej bohaterki, ,,ala Katniss'': pyskatej, buntowniczej i trwającej uparcie w cierpieniu. Nie jest z nią tragicznie, ale nie ma sie i czym zachwycać. Haymitch i Peeta są moim skromnym zdaniem o wiele lepszymi postaciami. Pomysł z wymyśleniem państwa Panem i dystryktów, a także Głodowych Igrzysk był, jest i będzie strzałem w dziesiątkę ( w końcu się opłacił, książka to besteller ), jednak Kosogłos ( i ogólnie Igrzyska Śmierci ) to raczej książki do dwu, no może trzykrotnego przeczytania i naprawdę później ma sie dosyć. Minusem trylogii jest jeden główny wątek: tylko walka i tyle. tak, walka o wolność jest naprawdę świetnym tematem do opisywania i na dziesięć tomów, ale nie łudźmy się: Igrzyska Smierci nie staną sie kultowymi dystopiami jak 1984, czy może Nowy wspaniały świat Huxleya. Książki zostały uratowane przez ekranizację, nawiasem mówiąc i tak średnio udaną. Przeczytać można, nawet po to, by wyrobić sobie własną opinię, ale nie należy spodziewać sie czegoś spektakularnego, jak to wychwalają recenzenci i pojedyncze zdania z okładek. 5/10

Jedno można o tej książce powiedzieć: Kosogłos jest lepszą częścią niż Igrzyska Śmierci i W Pierścieniu Ognia. Można tu znaleźć niekiedy naprawdę dobry opis realiów wojny ( chociaż sam fakt biegania z kamerą po polu bitwy wydaje mi sie dosyć śmieszny ), i nie można zaprzeczyć, że Collins w pewnym sensie stała sie prekursorem do kreowania nowego typu głównej bohaterki, ,,ala...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książki, przy których końca płacze się na całego = oto największa niespodzianka i nagroda od życia, a naprawdę po skończeniu ,,Patrioty'' autorstwa Marie Lu płakałam jak dziecko. Zakończenie piękne, a książka ogólnie bardzo dobra. Jak już wspominałam przy dwóch poprzednich częściach: za krótka. Czytając historię June I Daya chcę się więcej i więcej, a tym bardziej zbliżając się ku końcowi po prostu nie chciałam przewracać stron, aby nie żegnać się z Legendą i Wybrańcem Republiki. Można chyba śmiało stwierdzić, tak już po zakończeniu serii, że June Iparis jest naprawdę jedną z nielicznych świetnych damskich postaci w serii Young Adults ( nie to co jakaś butna Katniss, jakaś tam Tris czy ktoś jeszcze inny ) i co dziwne, podoba mi sie bardziej, niż Day, a to nowość, bo zazwyczaj to męskie charaktery bardziej przypadają do gustu tak sądzę. Daję 9 gwiazdek, bo to naprawdę książka warta polecenia, jak i cała trylogia. Nie pozostaje nic innego jak życzyć Marie Lu dalszej weny i wyobraźni w kreowaniu nowych postaci.

Książki, przy których końca płacze się na całego = oto największa niespodzianka i nagroda od życia, a naprawdę po skończeniu ,,Patrioty'' autorstwa Marie Lu płakałam jak dziecko. Zakończenie piękne, a książka ogólnie bardzo dobra. Jak już wspominałam przy dwóch poprzednich częściach: za krótka. Czytając historię June I Daya chcę się więcej i więcej, a tym bardziej zbliżając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest dobrze, ale nieco monotonnie i przewidywalnie, na rynek wydawniczy wylało się już za dużo książek z główną bohaterką, która pogrąża się w złu. Mroczne Piętno ( 1 część ) była naprawdę dobra, polecam zwłaszcza czytanie po angielsku, bo polska wersja wydaje się być mało artystycznie przetłumaczona... no ale, co do książki i postaci: Adeliny za nic w świecie polubić nie mogłam, nic do niej nie mam, ale ani jej nie współczuję, ani nie mogę z nią sympatyzować. Za to jej relacja z siostrą jest bardzo dobrze pokazana. Największym plusem tej książki jest Raffaele i ukazanie jego przywództwa w Bractwie Sztyletu. No i uwaga spoiler - przy scenie z nim i Enzo pod koniec powieści: po prostu się wzruszyłam, cudowna. Wracając jeszcze do Adeliny, nie podobało mi się jej dążenie do władzy: Marie Lu nie przekonała mnie, że Adelina zasłużyła na tron, tak właściwie w ogóle nie powinna na niego wstąpić, z jakiej racji, przepraszam, bo ucierpiała w przeszłości? zło w niej tkwiące jakoś nie było specjalnie, hm, ,,pociągające'', a Marie Lu mogłaby to jakoś wykorzystać. Polecam przeczytać w oryginale i 1 część i 2, zanim weźmie się polską wersję do ręki, lepiej się czyta, bo i lepiej brzmi po angielsku. między 5 a 6/10.

Jest dobrze, ale nieco monotonnie i przewidywalnie, na rynek wydawniczy wylało się już za dużo książek z główną bohaterką, która pogrąża się w złu. Mroczne Piętno ( 1 część ) była naprawdę dobra, polecam zwłaszcza czytanie po angielsku, bo polska wersja wydaje się być mało artystycznie przetłumaczona... no ale, co do książki i postaci: Adeliny za nic w świecie polubić nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sama główna bohaterka mnie nie porwała i nie wzbudziła mojej sympatii, ale spokojnie mogę dać 8 gwiazdek za Raffaela i Enzo - uwielbiam ich, zwłaszcza Raffaela, świetnie wykreowana postać, a ostatnia scena z nim i Adeliną po prostu cudowna! Pierwsza część jest zdecydowanie najlepsza. Druga i trzecia już tak nie zachwycają niestety, mimo dobrych momentów.

Sama główna bohaterka mnie nie porwała i nie wzbudziła mojej sympatii, ale spokojnie mogę dać 8 gwiazdek za Raffaela i Enzo - uwielbiam ich, zwłaszcza Raffaela, świetnie wykreowana postać, a ostatnia scena z nim i Adeliną po prostu cudowna! Pierwsza część jest zdecydowanie najlepsza. Druga i trzecia już tak nie zachwycają niestety, mimo dobrych momentów.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

,,-Kim ona jest dla ciebie?
Tym razem prawdziwe pytanie, znam odpowiedź, chociaż nie wiem, jak to powiedzieć. Odpowiada jej zduszony głos Drew z podłogi.
-Rodziną''

Ta książka rzeczywiście złamała mi serce i skleiła je na nowo.
,,Morze Spokoju'' Katji Millay to jedna z najpiękniejszych książek młodzieżowych jakie czytałam. Bezdyskusyjnie książka roku 2012. Z początku historia Nastyi wydaje się być bardzo przewidywalna, chociaż sama bohaterka jawi się intrygująco, może dlatego, że jest milczącą obserwatorką. Przeprowadza się do ciotki i zostaje zapisana do nowej szkoły. A tam czekają na nią Drew Leighton i Josh Bennet. Uwielbiam łącząca tych dwóch chłopaków relację i ich świetnie nakreślone charaktery.
,,Nie odmówię. Wiedział od razu kiedy zdecydował się tu przyjechać. Prośba o pomoc to czysta formalność. Nigdy nie odmawiam Drew''.
Wszystkie sytuacje są tak cudowne, że trudno wybrać mi tę najlepszą. Jak już wspomniałam, z początku finał historii i wyjaśnienie wydają się być oczywiste: ale na szczęście takie nie jest. Szczerze mówiąc, nieco mnie zaskoczyło. Jedynym minusem w książce są 454 strony - jakby tak dodać do nich drugie tyle samo byłoby idealnie, jest stanowczo za krótka, trudno jest wyjść ze świata Josha, Drew i Nastyi. Gorąco polecam Morze Spokoju - tym razem recenzja na okładce nie kłamie: pozycja Katji Millay zasługuje na tytuł jednej z najlepszych książek jakie napisano.

,,-Kim ona jest dla ciebie?
Tym razem prawdziwe pytanie, znam odpowiedź, chociaż nie wiem, jak to powiedzieć. Odpowiada jej zduszony głos Drew z podłogi.
-Rodziną''

Ta książka rzeczywiście złamała mi serce i skleiła je na nowo.
,,Morze Spokoju'' Katji Millay to jedna z najpiękniejszych książek młodzieżowych jakie czytałam. Bezdyskusyjnie książka roku 2012. Z początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

,,Ukochane cudowne dziecko Republiki znów popadło w tarapaty''.
Rebeliant to genialna ( jak na debiut ) książka i jednym z nielicznych mankamentów może być jej krótkość i zwięzłość fabuły. Rzecz jasna przedstawia dwa kompletnie odmienne światy: bogatej dziewczyny i ubogiego przestępcy, ale nie da się ich nie polubić. June Iparis jest świetnie wykreowaną postacią i od pierwszego rozdziału zaskarbiła sobie moją ciekawość. Może i wydaje się być zbyt idealna, to prawda, ale jest naprawdę niesamowitą, tak oryginalną bohaterką ( biorąc pod uwagę dzisiejsze ,,super bohaterki'' czyli Katniss i inne ze słynnych antyutopii dla młodzieży ). Twardo stąpa po ziemi, jej logika i chłodność mnie powala - i z drugiej strony jest to też następny minus książki: June jest zbyt dojrzała jak na piętnaście lat. Wiem, śmierć rodziców, potem szybsze dostanie się na uczelnię, szkolenie się na żołnierz - miało to na nią wpływ, ale mimo wszystko, tak naprawdę jest jeszcze dzieckiem. Co do pozostałych bohaterów: myślę, że książka jest za krótka, by oceniać Kaede, czy Tess. Day osobiście jako postać mi się nie podobał, ale moim zdaniem autorka fajnie uczyniła robiąc z niego postać kompletnie odmienną od June. Gwiazki daję za June, Republikę i sposób dochodzenia prawdy przez June ( bez spoilerowania, chyba każdy kto przeczyta będzie wiedzieć o który moment chodzi ). Polecam Rebelianta i śmiało mogę chyba uznać ją za jedną z najlepszych książek dla młodzieży roku 2011/2012.

,,Ukochane cudowne dziecko Republiki znów popadło w tarapaty''.
Rebeliant to genialna ( jak na debiut ) książka i jednym z nielicznych mankamentów może być jej krótkość i zwięzłość fabuły. Rzecz jasna przedstawia dwa kompletnie odmienne światy: bogatej dziewczyny i ubogiego przestępcy, ale nie da się ich nie polubić. June Iparis jest świetnie wykreowaną postacią i od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawyżone pięć gwiazdek, bo niestety nie mogę dać więcej, a chociaż chciałabym dać mniej - to coś mnie od tego powstrzymuje. Nie będę bawić się w skrótowe opisywanie fabuły drugiej części, zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnej opinii. 5 gwiazdek = dwie za Cala, dwie za Mavena i jedna - za zakończenie. Reszta pustych gwiazdek przysługuje beznadziejnej, irytującej głównej bohaterce, przewidywalnej akcji ( czyli: poszukiwanie Nowych, walka, poszukiwanie, walka, nuda, nuda, nuda ) i braku rozbudowanych charakterystyk osób pojawiających się po raz pierwszy, to Cal i Mare grają główne role. Wydaje się też, że Aveyard nie za bardzo wiedziała jak stworzyć postać Mare Barrow: ta dziewczyna jest do bólu niewiarygodna i fałszywa jako antagonistka, poza tym bez sensu moim zdaniem jest też jej gorycz z powodu zdrady Mavena: weszła sobie do rodziny królewskiej i tak po prostu uznała, że ma prawo uważać ich za bliskie sobie osoby. O i ten beznadziejny, ciągle powtarzający się frazes: każdy może zdradzić każdego - zmień płytę Aveyard, to naprawdę po stu stronach robi się nudne. Nie wspominając o ciągłych przemyśleniach Mare i jej niewypowiedzianych kwestiach wziętych ,,artystycznie'' w nawias - pisarka powinna poprawić styl. Bądź co bądź, nie jest to najgorsza pozycja młodzieżowa, biorąc pod uwagę wylewające się hurtowo na rynek wydawniczy książki z serii young adult. Nie tak dobra jak Igrzyska Śmierci, jak Legenda Marie Lu, jak Nowa Ziemia Baggot, ale znośna. Książka do przeczytania dla zabicia czasu, czy też odprężenia się.

O, a tak w ogóle: od kiedy to woda przewodzi prąd Panno Aveyard?

Zawyżone pięć gwiazdek, bo niestety nie mogę dać więcej, a chociaż chciałabym dać mniej - to coś mnie od tego powstrzymuje. Nie będę bawić się w skrótowe opisywanie fabuły drugiej części, zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnej opinii. 5 gwiazdek = dwie za Cala, dwie za Mavena i jedna - za zakończenie. Reszta pustych gwiazdek przysługuje beznadziejnej,...

więcej Pokaż mimo to