-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2021-03-20
2021-03-03
„Nazywam się Monika, mam 15 lat i jestem ofiarą molestowania.”
Mocne, szokujące słowa rzekomego molestowania w ustach nastolatki są niemym krzykiem rozpaczy. Wołaniem o pomoc w rodzinie, w której nic nie jest normalne. Podczas czytania miałem wątpliwości czy ten błyskotliwy, uczynny szanujący się starszy pan faktycznie może dopuścić się tak nikczemnych czynów względem swojej wnuczki, córki swojego syna. Wątpliwości te budzi narracja jednoosobowa widziana tylko z perspektywy nastolatki. Wiadomo, że to celowy zabieg autorki, że właśnie tak należało to napisać, by wzbudzić moją niepewność, złość a nawet chęć krzyknięcia; dość! Trzymaj łapy przy sobie!
Powieść pani Agnieszki Cyrus liczy sobie czterysta cztery stron i podzielona jest na dwie części. Kategoria, do której zaliczono książkę to - kryminał, sensacja, thriller. Powiedziałbym, że z naciskiem na thriller. I choć autorka zapewnia nas, że to opowieść fikcyjna, to ma się to nieodparte wrażenie, że przecież takie sytuacje na pewno mogą mieć miejsce. Cyrus naświetliła nam jak wielkim zagrożeniem mogą być dorośli, a ściślej mówiąc najbliższa rodzina. „Kiedy masz problem zostajesz z nim sama” – powie nam piętnastoletnia Monika. A gdzie my wtedy jesteśmy? Przecież to my sami decydujemy o tym, jak nasze życie będzie wyglądać. Czy naprawdę chcemy tego, żeby w naszym domu było słychać płacz?
Debiut Cyrus jest powieścią, którą na pewno zapamiętam. Zapamiętam też mnogą ilość dialogów, brak jakichkolwiek opisów. Czy zakończenie mnie zaskoczyło? Szczerze powiem, że niestety nie, jakość przecież trzeba było wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji nasyconej brakiem spójnych wypowiedzi głównej bohaterki.
„Nazywam się Monika, mam 15 lat i jestem ofiarą molestowania.”
Mocne, szokujące słowa rzekomego molestowania w ustach nastolatki są niemym krzykiem rozpaczy. Wołaniem o pomoc w rodzinie, w której nic nie jest normalne. Podczas czytania miałem wątpliwości czy ten błyskotliwy, uczynny szanujący się starszy pan faktycznie może dopuścić się tak nikczemnych czynów względem...
2021-02-14
Miałem ten zaszczyt, że dane mi było serię Paulliny Simons czytać od tych dwóch książek, które poprzedzają cykl Jeźdźca miedzianego. Mam jeszcze w pamięci obraz trudnej do zrozumienia miłości rodziców Aleksandra i wszystko to, co przyczyniło się do opuszczenia przez małżonków Stanów Zjednoczonych i zamieszkania w ZSRR. Tamte odległe w czasie wydarzenia splatają się z losem Tatiany, której na prośbę ukochanego udaje się uciec z głodującego Leningradu i przedostać właśnie do Ameryki.
Choć książka zaczyna się wydarzeniami dotyczącymi roku 1943 i dalszą kontynuacją opowieści, to jednak autorka wraca wspomnieniami do roku 1933, 1939, by podkreślić dzieciństwo i wielką miłość Amerykanina z Rosjanką. Muszę przyznać te wstawki (jest tego sporo) zaczerpnięte z pierwszej części Jeźdźca były taką ckliwą opowiastką z dużą dawką namiętności i braku ukochanej osoby. Wracanie do czytania tego co już było, tego co przecież już znalem było najmniej ciekawe. Nadrabiałem czytając rozdziały poświęcone wydarzeniom na Ziemiach Polskich, bo trzeba wiedzieć, że ta obszerna powieść licząca 544 stron została podzielona na trzy części. Trzecia część zatytułowana „Most do wolności” to właśnie Polska i Góry Świętokrzyskie. Brakowało mi tu rzetelnego historycznego przekazu z tamtych lat dotyczącego mojego kraju. Oczywiście są opisy morderczej walki o przetrwanie, o trybach radzieckiej machiny, która wysłała miliony radzieckich chłopów do walki z Niemcami, ale to wszystko jest przyćmione wspomnieniami o miłości silniejszej niż wszelkie zło. Z ciekawością czytałem o milionie żołnierzy, którzy odwrócili się od swoich i przeszło na stronę wroga, by na ojczystej ziemi walczyć przeciwko rodakom. Są też rozdziały poświęcone beztroskiemu życiu w Stanach. Tatiana już nie głoduje, nie marznie, myśli jedynie o ukochanym czy przeżył? Jednak na plan pierwszy wysuwa się żołnierz sowiecki i jego bezlitosny aparat, który za nic miał życie swoich rodaków. „Jeśli poddali się wrogowi, armia mogła oszczędzić ich zsyłając na Kołymę”. Simons nie zapomina o tych, którym nie było dane doczekać końca wojny i pewnie dlatego ta część wzrusza, sprawia, że udzielał mi się smutek podczas czytania. Jednak jak już wspomniałem to przede wszystkim historia miłosna miedzy Amerykaninem a Rosjanką. Dla mnie Aleksander zawsze będzie Amerykaninem, choć przecież przyszło mu walczyć w szeregach Armii Czerwonej, by to zrozumieć musicie sami sięgnąć po książkę. Polecam tym, którzy jeszcze nie znają. Koniecznie czytajcie chronologicznie zaczynając od Dzieci wolności.
Miałem ten zaszczyt, że dane mi było serię Paulliny Simons czytać od tych dwóch książek, które poprzedzają cykl Jeźdźca miedzianego. Mam jeszcze w pamięci obraz trudnej do zrozumienia miłości rodziców Aleksandra i wszystko to, co przyczyniło się do opuszczenia przez małżonków Stanów Zjednoczonych i zamieszkania w ZSRR. Tamte odległe w czasie wydarzenia splatają się z losem...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-07
Historia piękna i tragiczna, pełna żywej barwy bogatej kultury Japonii lat pięćdziesiątych. Powieść napisana przez kobietę i dla kobiet. Obraz losu dwóch kobiet, które łączy pewna tajemnica. Dwie płaszczyzny czasowe to Japonia i rok 1957 oraz Stany Zjednoczone współczesne. Siedemdziesięcioośmioletnia Japonka Naoko i trzydziestoośmioletnia Amerykanka Tori. Tradycja i współczesność przeplatają się ze sobą. Przeszłość ma tutaj formę wspomnień, której nie można zmienić, nie można zapomnieć. Bo miłość ma to do siebie, że ta druga osoba na pewnym etapie naszego życia staje się dla nas całym światem. Tysiące wspólnych planów, marzeń, uśmiechów i to poczucie, że jesteś potrzebny.
Muszę przyznać, że utknąłem na dobre w tych rozdziałach opisujących Kraj Wschodzącego Słońca. Pięknie pisze autorka o społeczeństwie tamtych minionych lat, o okupacji amerykańskiej i o dokonanych wyborach życiowych. „Człowiek ma tysiące planów, niebiosa jeden”.
„Kobieta w białym kimonie” to historia pewnej zakazanej miłości. Miłości, która niosła ze sobą konsekwencje na cale życie. Zadziwiające jak potężna drzemie w człowieku siła zdolna do przezwyciężenia wszystkich trudności strat i bólu. Och przewrotny losie zadrwiłeś sobie z nas, uderzyłeś z impetem roztrzaskując na kawałki naszą miłość. Jesteśmy teraz jak ta pęknięta ceramiczna czarka. Linie pęknięcia wypełnione zlotem, wspomnieniem. Posklejani na nowo tworzymy prawdziwe życie, ale jakże inne od tamtego, które przypadło nam w udziale. „Smutek i szczęście nie przemijają”.
Polecam serdecznie wszystkim, którzy cenią sobie literaturę piękną, w której te fikcyjne wydarzenia są jedynie tłem do ukazania rzeczywistych historycznych wydarzeń minionych lat. Książka jest pięknym, powiedziałbym poetyckim językiem napisana.
Historia piękna i tragiczna, pełna żywej barwy bogatej kultury Japonii lat pięćdziesiątych. Powieść napisana przez kobietę i dla kobiet. Obraz losu dwóch kobiet, które łączy pewna tajemnica. Dwie płaszczyzny czasowe to Japonia i rok 1957 oraz Stany Zjednoczone współczesne. Siedemdziesięcioośmioletnia Japonka Naoko i trzydziestoośmioletnia Amerykanka Tori. Tradycja i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-16
Detektyw – amator, oczytany młodzieniec, który pochłania powieści kryminalne i thrillery tak bardzo, że w końcu sam zaczyna tworzyć własne krwawe opowieści. Książki nauczyły Samuela jak przeniknąć do ludzkiego umysłu, jak zwracać uwagę na to, co z pozoru ukryte i niewidoczne. W odmętach swojego umysłu tworzył historie mrożące krew w żyłach, czy potrafi poradzić sobie z prawdziwym morderstwem?
Oczy zachodzące szkarłatem – to opowieść o grupie osób uwięzionych w górskim pensjonacie „Noclegi K. Rogalski”. Samuel wraz ze swoją dziewczyną Natalią przybywają do ośrodka wypoczynkowego, którego właścicielem jest dziadek dziewczyny. Górskie szlaki pokryte grubą warstwą śniegu, świeże powietrze, górskie jedzenie i wędzone oscypki przyciągają rzesze turystów. Zima z obfitymi opadami śniegu powoduje nie tylko zatory na drogach i problemy komunikacyjne. Zamieć odcina turystów od cywilizacji, pozbawia ich elektryczności, telefony komórkowe w dziwny i niewyjaśniony sposób wkrótce znikają gościom pensjonatu. Uwięzieni zdani są na własne towarzystwo, większość z nich to rodzina Kazimierza właściciela ośrodka wypoczynkowego (siostry, córki, wnuczki a nawet syn) Gdy ginie właściciel szybko okazuje się, że każdy z członków rodziny miał motyw, by zamordować Kazimierza.
Wspomniany detektyw – amator powoli układa elementy układanki. Powieść napisana jest w taki sposób, że możemy wraz z Samuelem próbować wytypować zabójcę. Jednak to, co funduje nam autor w dalszej części powieści zaskoczyło mnie totalnie. Wiedziałem, że istnieje jakaś tajemnica rodzinna sięgająca głęboko w przeszłość, jednak nie potrafiłem przewidzieć, że ten łańcuch wzajemnych krzywd pozostawił w sercach tej rodziny ślady krwi. Świetna powieść! Od samego początku wciągną mnie jej klimat, który na początku przypominał powieści Agathy Christie, które kiedyś tak chętnie przecież czytałem. Autor umiejętnie stopniował napięcie, które wciągało z każdą przeczytana strona. Oczywiście czytałem lepsze historię, ale to tutaj naprawdę ma sens i skłania do myślenia.
Panie Wojtku czekam na kontynuację. Przecież sprawiedliwości musi stać się zadość, a nasz Sherlock „Nie chce pozwolić, aby ludzie odpowiedzialni za czyjąś śmierć, żyli spokojnie, bez kary za swoje czyny.”
Detektyw – amator, oczytany młodzieniec, który pochłania powieści kryminalne i thrillery tak bardzo, że w końcu sam zaczyna tworzyć własne krwawe opowieści. Książki nauczyły Samuela jak przeniknąć do ludzkiego umysłu, jak zwracać uwagę na to, co z pozoru ukryte i niewidoczne. W odmętach swojego umysłu tworzył historie mrożące krew w żyłach, czy potrafi poradzić sobie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-22
Tak mnie zapewniano, że to perełka jedyna w swoim rodzaju, że porusza ważne problemy kobiet i ich prawa. Tylko, że ten fikcyjny świat opisany przez panią Atwood przedstawiony jest monotonnie. Nie ma w tej powieści wątku, który napędzałby fabułę i budził moją ciekawość. Myślałem na wstępie, że ta część przedstawiająca myśli i uczucia, które żyją we wspomnieniach głównej bohaterki sprawią, że coś zacznie się dziać i w końcu poczuję tę siłę, która zatrzyma mnie przy książce. Niestety nic takiego miejsca nie miało. Szkoda, bo można było nadać większy sens tym wspomnieniom. Świat zewnętrzny, ten który otacza Fredę, to świat, który opiera się na prawach Starego Testamentu (cytaty z Księgi Rodzaju ). Wiemy, że doszło do upadku Stanów Zjednoczonych a władzę w kraju przejął reżim i powstała Republika Gilead. Kościoły jeśli już przetrwały to jedynie po to, by służyć jako muzeum. Kobietom z dnia na dzień ograniczono wolność, pozbawiono praw, tożsamości, zabroniono nawet czytać i pisać. Wprowadzono kojarzone małżeństwa i zakazano im sam na sam przebywać z mężczyznami. Najważniejsze funkcje w państwie pełnią mężczyźni, a kobiety podlegają pewnej hierarchii. Najniższą grupę stanowią właśnie Podręczne wśród których znalazła się Freda.
„Jesteśmy pojemnikami, liczy się tylko wnętrze naszych ciał.”
Podręczne mają modlić się o zajście w ciążę. Proces zapłodnienia odbywa się raz w miesiącu podczas ceremonii zapłodnienia.
Przyznam, że takie opowieści z pogranicza fantasty nigdy nie były moją mocną stroną. Sam nie wiem czego oczekiwałem, ale z całą pewnością zabrakło mi tu emocji. Nawet ten tajemniczy układ z Komendantem, ta skrywana, czy zakazana miłość jakaś taka nijaka. Zresztą postać Fredy była dla mnie mało wyrazista, choć przecież całość przedstawiona jest z jej perspektywy i ten rodzaj narracji powinien sprawić, że nawiążę z bohaterką jakąś więź emocjonalną. Myślę, że gdyby nie „Komentarz historyczny do Opowieści podręcznej”, który zamieszczony jest na końcu książki moja ocena byłaby jeszcze niższa. Naprawdę przykro mi, że nie znalazłem się w gronie tych osób zadowolonych. Dla mnie była to taka mieszanina polityki, religii z domieszką jak już wspomniałem nijakiego wątku miłosnego. Przeciętna powieść z całą pewnością mocno przereklamowana.
Tak mnie zapewniano, że to perełka jedyna w swoim rodzaju, że porusza ważne problemy kobiet i ich prawa. Tylko, że ten fikcyjny świat opisany przez panią Atwood przedstawiony jest monotonnie. Nie ma w tej powieści wątku, który napędzałby fabułę i budził moją ciekawość. Myślałem na wstępie, że ta część przedstawiająca myśli i uczucia, które żyją we wspomnieniach głównej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-07
Super pozycja dla wszystkich, którzy lubią opowieść z dreszczykiem. Mam wrażenie, że po książkę mogą sięgnąć również nastolatkowie, którzy oczekują czegoś więcej niż tylko zwykłej obyczajówki.
Główną bohaterką jest dwudziestosiedmioletnia Rowan, to ona opowiada nam całą historię w formie listu, który pisze z więzienia dla kobiet w Charnworth do prawnika.
„Panie Wrexham, to ja jestem tą nianią ze sprawy Elincourtów. I nie zabiłam tego dziecka”.
Rowan opowiada jak doszło do podjęcia pracy w charakterze opiekunki do dzieci, jak przebiegła rozmowa kwalifikacyjna i jak wielkie wrażenie zrobił na niej Wiktoriański dom. Widać, że dziewczynie bardzo zależy na tej pracy, nawet zacząłem się zastanawiać dlaczego aż tak bardzo. Dom odcięty od miasta położony gdzieś w górach z dala od sąsiadów nafaszerowany wewnątrz najnowszą technologią, kontrolowany przez aplikacje w telefonie, choć z zewnątrz utrzymany w tradycyjnym wyglądzie. Ten dom miał swoją historię i nie mam tu na myśli, że w nim straszy, że jest nawiedzony jak możemy przeczytać na okładce książki.
Książka pełna dialogów, choć przecież to forma listu o czym autorka przypomina nam w takcie opowieści. Napięcie utrzymane od samego początku i nie ma tutaj takiego momentu znużenia. Wrażenie robi sztuczna inteligencja zarządzana aplikacją Happy. To taki smart dom, w którym możemy zarządzać własnym głosem. Ukryte kamery, głośniki, elektroniczne zamki sporo tego jest. Obecni właściciele są architektami, którzy odnowili dom wprowadzają wszystkie technologiczne nowinki, które mają tu swoje określone zadanie.
Bardzo podobał mi się ten płynny ciąg opowieści z niepokojącymi hałasami w domu. Wiele pytań ciśnie się na usta podczas czytania. Kim tak naprawdę są właściciele i dlaczego tak nagle muszą wyjechać w interesach? Dlaczego poprzednie nianie szybko rezygnowały z jakby nie było atrakcyjnej oferty pracy? Kim jest mężczyzna opiekujący się domem? Co znajduje się za tajemniczymi dziwami na strych, z którego w nocy słychać skrzypienie podłogi? Wiele pytań, wiele skrywanych tajemnic, które potrafiły skutecznie zatrzymać mnie przy książce.
Znakomicie przemyślana historia, logiczna i trzymająca w napięciu jak przystało na thriller. Naprawdę super spędzony czas.
Super pozycja dla wszystkich, którzy lubią opowieść z dreszczykiem. Mam wrażenie, że po książkę mogą sięgnąć również nastolatkowie, którzy oczekują czegoś więcej niż tylko zwykłej obyczajówki.
Główną bohaterką jest dwudziestosiedmioletnia Rowan, to ona opowiada nam całą historię w formie listu, który pisze z więzienia dla kobiet w Charnworth do prawnika.
„Panie Wrexham,...
2021-01-04
Nie znałem pióra pani Nataszy, która w swoim dorobku ma już kilkanaście pozycji. Na Legimi doliczyłem się dwadzieścia osiem książek. Przyznam, że troszkę obawiałem się historii rodem z harlequina, która będzie ckliwa i kiczowata. Moje obawy się nie potwierdziły. Pani Natasza zaskoczyła mnie już pierwszą opowieścią tak bardzo, że zapomniałem o zaparzonej w kuchni kawie. Pogrążyłem się w lekturze, w zdaniach które ubarwiają, skłaniają do refleksji i zadumy. Myślę, że każdy z nas znajdzie tutaj opowieść bliską swojemu sercu.
Wszystko zaczyna się dzień przed Wigilią i myślę, że ten czas przedświąteczny nie jest przypadkowy. Pragniemy przecież na czas Świąt wyciszenia, spokoju, harmonii, radości, miłości i pojednania. Takiej dodatkowej godziny i ławeczki, by móc nie tylko przebaczyć ale i poprosić o przebaczenie, że nie wszystko nam wyszło tak jak sobie zaplanowaliśmy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, jeśli bliska nam osoba odeszła już na zawsze. Nie mamy już możliwości zapytać i tyle jeszcze jej powiedzieć. Odkładaliśmy rozmowę na jutro, bo przecież to w końcu nic pilnego… teraz okazuje się, że jutro nie nadeszło. A nam tak brakuje tej osoby z która mijaliśmy w codziennym życiu. Mam teraz przed oczami Mateusza i Anię bohaterów, którzy spędzili ze sobą wspaniały czas. Małżeństwo, które rozumiało się bez słów, było ze sobą i z czasem ta obecność stała się czymś naturalnym. A nasze małżeństw są przecież jak to ognisko w domowym kominku, do którego trzeba dorzucać drwa by płomień mógł trwać i ogrzewać nas. Nie chce nam się już wstać i dorzucić drwa, jest przecież ciepło, jest dobrze. Śpimy jeszcze w jednym łóżku, ale już pod dwiema kołdrami. Oddalamy się od siebie coraz bardziej pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jakby to szczęście bycia razem zostało nam dane raz na zawsze. A później ze zdziwienia przecieramy oczy nie wierząc, że on może mieć kochankę. Mój Mateusz? No coś ty! Tylko czy tu naprawdę chodzi o wielkość i kształt biustu? „Gdy człowiek jest pozbawiony uczuć, gaśnie. I kiedy tylko może odzyskać światło, sięga po nie bez wybrzydzania, bez zastanowienia się, bez lęków”.
Piękna opowieść o zachowanej miłości, o relacjach rodzinnych, o młodziutkiej matce, która nie mogła zatrzymać swojego dziecka. O rozstaniu i tęsknocie.
Nie znałem pióra pani Nataszy, która w swoim dorobku ma już kilkanaście pozycji. Na Legimi doliczyłem się dwadzieścia osiem książek. Przyznam, że troszkę obawiałem się historii rodem z harlequina, która będzie ckliwa i kiczowata. Moje obawy się nie potwierdziły. Pani Natasza zaskoczyła mnie już pierwszą opowieścią tak bardzo, że zapomniałem o zaparzonej w kuchni kawie....
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-01
Miałam zaledwie osiem lat gdy trafiłam do sierocińca. Matematyka nie sprawiała mi trudności mogłam urwać się z lekcji pod byle pretekstem, by zejść do piwnicy i zagrać z woźnym. Już wiem jak nazywa się ta gra z dziwnie wygalającymi figurami. Pan Shaibel powiedział, że to gra królewska. Czy będę kiedyś królową?
Przegrałam. Gdzie popełniłam błąd? Leżąc wieczorem na łóżku łatwo było sobie wyobrazić szachownicę na suficie. Przeanalizuję tę partię raz jeszcze.
„Rozegrała w wyobraźni dwie partie wprowadzając do nich nowe ruchy i obie wygrała. To było łatwe, wystarczyło mieć oczy otwarte i wyobrazić sobie, jak może rozwinąć się gra”.
Pomyślicie sobie, że to opowieść o cudownym dziecku? Nie, to opowieść przepełniona smutkiem i potężną siłą zdolną do przezwyciężenia tych wszystkich trudności strat i bólu. Małej Beth zawsze brakowało kogoś, kto przytuli, kogoś, kto po prostu jest. Kogoś z kim mogłaby jako już dorosła osoba napić się kawy.
„Byłam sama i było mi z tym dobrze. Wszystkich ważnych rzeczy w swoim życiu nauczyłam się w samotności”. Życie nauczyło ją, że lepsza jest czyjaś nieobecność niż źle dobrane towarzystwo. Jej umysł okazał się potężną maszyną przed, którą wymiękali przeciwnicy szachowi. Ta finezja kombinacji szachowych, które opisuje nam autor przedstawiona jest niezwykle ciekawie. Mam wrażenie, że nawet jakbym nie znał tej gry nie czułbym znużenia ponieważ czuć tutaj to psychiczne wyczerpanie zawodników. Mistrzostwo krystalicznie czystych umysłów, subtelny niuans strategii pozwalał mi czuć klimat tej opowieści. Zastanawiałem się czy to uzależnienie głównej bohaterki od leków, później również alkoholu nie skończy się życiowym matem. Warto przeczytać, ujrzeć oczami wyobraźni próbę przekupstwa i dumę, która każe odejść z miejsca, w którym nas już nie chcą.
Miałam zaledwie osiem lat gdy trafiłam do sierocińca. Matematyka nie sprawiała mi trudności mogłam urwać się z lekcji pod byle pretekstem, by zejść do piwnicy i zagrać z woźnym. Już wiem jak nazywa się ta gra z dziwnie wygalającymi figurami. Pan Shaibel powiedział, że to gra królewska. Czy będę kiedyś królową?
Przegrałam. Gdzie popełniłam błąd? Leżąc wieczorem na łóżku...
2020-12-27
„Wymierzam sprawiedliwość na ulicy, kiedy tłukę jakiegoś zboczeńca, który molestował dziecko, wymierzam ją w sądach, kiedy wrabiam jakiegoś dilera heroiny, którego w innym wypadku nigdy byście nie ukarali”.
Mocna powieść kryminalna amerykańskiego nie znanego mi dotąd powieściopisarza, utrzymana w konwencji thrillera policyjnego była dla mnie niczym dramat policyjny. To opowieść o człowieku, który chciał być dobrym gliną.
Prolog zamieszony na początki książki przenosi nas w rok 2016 i już tutaj dowiedziałem się, że ten wielokrotnie nagradzany nowojorski policjant dowodzący elitarną jednostką Da Force został aresztowany i trafił do federalnego aresztu. Wiem też, że Denny Malone podczas jednej z przeprowadzonych akcji przeciwko dilerom narkotykowym przywłaszczył sobie nie tylko sporą ilość gotówki, ale również narkotyki. Co zatem jest tak ciekawego w tej powieści skoro aż tyle zostało ujawnione czytelnikowi już na samym początku książki?
Myślę, że na szczególną uwagę zasługuje tu klimat pracy w policji. Autor ukazuje zawiłe wątki handlu narkotykami i ludzi, którzy są uwikłani w cały ten brudny interes. Nawet przez myśl mi nie przeszło jak wysoko to wszystko może sięgać. Skorumpowana władza, skorumpowani policjanci. Żyjemy w smutnym skorumpowanym świecie. „Nie trzeba wiele, żeby przesądzić los sprawy, wystarczy uwzględnić albo odrzucić wniosek, wykluczyć albo dopuścić dowody, pozwolić zeznawać albo odesłać świadka”.
Powieść zmusza do myślenia i stawiania pytań widać to szczególnie pod koniec książki. Realizm przedstawionej opowieści jak i sama postać główna dopracowana niezwykle precyzyjnie. Wiedziałem, że Denny Malone wstrząsnął północnym Manhattanem, że zrobił dużo dobrego, ale wiedziałem również, że to postać, która w pewnym momencie straciła w mych oczach… Przesiąkła całym tym brudnym systemem, by ukazać półświatek przestępczy. Niezwykle studium ludzkiej psychiki budzi ciekawość i przerażenie. Polecam.
„Wymierzam sprawiedliwość na ulicy, kiedy tłukę jakiegoś zboczeńca, który molestował dziecko, wymierzam ją w sądach, kiedy wrabiam jakiegoś dilera heroiny, którego w innym wypadku nigdy byście nie ukarali”.
Mocna powieść kryminalna amerykańskiego nie znanego mi dotąd powieściopisarza, utrzymana w konwencji thrillera policyjnego była dla mnie niczym dramat policyjny. To...
2020-12-20
Mam jeszcze w pamięci pierwszą przeczytana książkę S.K. Tremayne „Bliźnięta z lodu” i choć od tamtego czasu minęło już cztery lata, to jednak tamten thriller pełen napięcia sprawił, że z przyjemnością sięgnąłem po najnowszą powieść autora znanego większemu gronu czytelników jako Tom Knox.
„Asystentka” nawiązuje do zaawansowanej technologii, do urządzeń, które zostały tak zaprojektowane, by słuchać, by poznać twoje pragnienia, nawyki, potrzeby. Z całą pewnością w niedalekiej przyszłości będziemy w posiadaniu stworzenia odczuwającego sztuczną inteligencję. Autor sprytnie manewruje nowinkami technicznymi, które już dzisiaj mają zastosowanie w domu. Jednak to, co funduje nam brytyjski pisarz w swoim thrillerze brzmi niezwykle prawdopodobnie.
Trzydziestotrzyletnia dziennikarka Jo mieszka w północnym Londynie. Jej pomoc domowa to właśnie tytułowa elektroniczna asystentka (Electra). Urządzenie, które kontroluje najważniejsze funkcje w domu. Electra dzięki dostępowi do Internetu powie nam o najnowszych wiadomościach, ba ona nawet potrafi z nami porozmawiać, zaprosić znajomych w naszym imieniu. Szkopuł w tym, że pewnego dnia elektroniczna asystentka mówi coś, o czym wie tylko Jo i najbliższa jej sercu przyjaciółka.
Brytyjski pisarz w przemyślany sposób stopniowo wywołuje niepokój, który sprawia, że napięcie rośnie do ostatniej strony. Cóż to za sekret skrywa Jo? Moje myśli krążyły wokół tajemniczej śmierci pewnego studenta z Nowej Zelandii. Schizofrenia u nieżyjącego już ojca Jo też daje do myślenia. Jest jeszcze bezdomny Samochodzik, którego dziewczyna często częstuje herbatą. No i były maż Jo, który zna się najlepiej na nowościach elektronicznych. Kto zatem chce doprowadzić dziewczynę do myśli samobójczych?
„Walka z nieuchwytnym wrogiem to jak dźganie ducha albo bójka z dymem. Każdy podejrzany rozpływa się w powietrzu.”
Książka ma w sobie coś, co sprawia, że ciężko było mi ją odłożyć. Rozdziały, krótkie widziane głównie z perspektywy Jo sprawiają, że czyta się przyjemnie. Ma się to poczucie osaczenia, niepokoju, który towarzyszy kobiecie. Ciekawie przedstawiona opowieść, która potrafi oderwać od rzeczywistości. Po przeczytaniu było wielkie bum, ale był też smutek i przygnębienie. Chciałem znaleźć słabe strony tej powieści, napisać o nich i wytknąć autorowi coś, co mnie nużyło. Niestety nic takiego nie miało miejsca dlatego oceniam maksymalną ilością punktów i szczerze polecam.
Mam jeszcze w pamięci pierwszą przeczytana książkę S.K. Tremayne „Bliźnięta z lodu” i choć od tamtego czasu minęło już cztery lata, to jednak tamten thriller pełen napięcia sprawił, że z przyjemnością sięgnąłem po najnowszą powieść autora znanego większemu gronu czytelników jako Tom Knox.
„Asystentka” nawiązuje do zaawansowanej technologii, do urządzeń, które zostały tak...
2020-12-16
Ponoć to już piąta książka Yu Hua w Polsce. Pomyślałem, że czas najwyższy coś przeczytać i przyjrzeć się z bliska losom chińskiej rodziny. Chciałem zacząć od „Kroniki sprzedawcy krwi”, polecono mi jednak „Żyć”
Powieść, która przyniosła chińczykowi wielki sukces, choć przecież należała ona do dzieł zakazanych w Chinach. To taki paradoks, który stał się bestsellerem w rodzinnym kraju autora.
To moje pierwsze spotkanie z Hua Yu na długo zostanie w pamięci. Chińska rzeczywistość, którą przedstawia nam autor to druga polowa XX wieku. Czas walki z posiadaczami ziemskimi. A co za tym idzie klęska wielkiego głodu i upadku całych rodzin.
Całość przedstawiona jest oczami starca, którego spotyka pewien mężczyzna będący w podróży. Mężczyzna ów przysłuchuje się rozmowie sędziwego staruszka Fugi z krową o kilku imionach.
„Krowa to jak pół człowieka, pomoże w robocie, potowarzyszy w odpoczynku, gdy ciężko na duszy, jest do kogo usta otworzyć, a prowadzenie jej na brzeg stawu żeby najadła się trawy, to jak chodzenie z dzieckiem za rękę”.
Fugi w ciągu pól roku przegrał w karty cały majątek, jaki zostawili mu przodkowie. Ten czas syna marnotrawnego, który doprowadził do bankructwa całej zamożnej rodziny będzie kluczowym momentem w życiu głównego bohatera. I choć w życiu Fugi z dnia na dzień było coraz trudniej, ciężej, to o dziwo wyszło mu to na dobre. Zachował życie, które stracili inni właściciele ziemscy.
Autor z niezwykłą starannością kreśli chińską drogę do komunizmu. Drogę pełną niewyobrażalnego wręcz cierpienia, które towarzyszy chińskiej rodzinie. Głód, nadmierny wysiłek fizyczny i śmierć to codzienność w której przyszło żyć najbardziej bezbronnym istotkom jakimi byli dzieci. Rodzice porzucali swoje dzieci, zwłaszcza dziewczynki. Straszliwe skutki polityki Wielkiego Skoku widziane z perspektywy jednej rodziny budzą niepokój i przerażenie. Warto przeczytać, warto wiedzieć. Dziękuję za polecenie i też polecam.
Ponoć to już piąta książka Yu Hua w Polsce. Pomyślałem, że czas najwyższy coś przeczytać i przyjrzeć się z bliska losom chińskiej rodziny. Chciałem zacząć od „Kroniki sprzedawcy krwi”, polecono mi jednak „Żyć”
Powieść, która przyniosła chińczykowi wielki sukces, choć przecież należała ona do dzieł zakazanych w Chinach. To taki paradoks, który stał się bestsellerem w...
2020-12-13
„Pod mieczem islamu uklękła Europa”
Paryż 2017. Cóż to za sekret posiadają Osmanowie, że ich rządy panują w Europie już od ponad 334 lat? Jesteś w stanie wyobrazić sobie jak mogłoby wyglądać Europa pod rządami sułtana? Przecież Jan III Sobieski w roku 1683 mógł przegrać Bitwę pod Wiedniem. Wiemy z historii, że bitwa ta była przełomowym wydarzeniem, nie dopuszczamy nawet myśli, że to armia Imperium Osmańskiego pod wodzą Kara Mustafy mogłaby pokonać chrześcijańską część Europy.
Skok w przeszłość mamy już w samym prologu na początku tej liczącej 604 stron powieści. Muszę przyznać, ze to właśnie ten początek z oblężeniem Wiednia i wszystko to, co po nim nastąpiło zaparło mi dech w piersiach. Armia chrześcijańska świata i jej przywódcy znikli. Historia, którą znam zboczyła z obranego szlaku i ruszyła przez nieznane mi terytoria w nowy świat.
Autor z urodzenia Libańczyk tak wiarygodnie przedstawia Osmańskie społeczeństwo Europy roku 2017, że miałem wrażenie autentyczności tych fikcyjnych wydarzeń będących jedynie wyobraźnią Khoury. Wszystko to za sprawą bohaterów, którzy jak się później przekonałem nie są przypadkowi. Starannie autor kreśli portrety psychologiczne bohaterów. Widać to na przykładzie anestezjologa Ramaza jego żonie Nisreen i bracie Kamalu. To oni napędzają karty tej powieści to ich podejście do życia i zaistniałej sytuacji budzi niepokój podczas czytania. Trudno odgadnąć jak w sytuacji zagrożenia życia zachowają się bohaterowie. Ciekawość budzi również człowiek z przeszłości, który morduje, jak widać zdolny jest pozbawić życia wszystkich, którzy staną mu na drodze…
Całość wygląda imponująco, fabuła wciąga, bohaterowie tacy ludzcy mający swoje określone zadanie do wykonania. Jako powieść sensacja spełniania swoje zadanie, jako thriller też, bo napięcie i niepewność co do rozwoju wydarzeń to wielka niewiadoma. Trudno przewidzieć kto przetrwa, kto jeszcze zginie i jak zachowa się brat agent wobec brata anestezjologa. Trochę dziwi mnie osobiste podejście autora do demokracji, ale potrafię zrozumieć, że tamta kultura to inne myślenie. Całe szczęście, że tamta ludność może teraz zobaczyć jak żyją inne narody i nie dziwi mnie fakt, ze chcą tego samego dla siebie.
Za polecenie przeczytania tej powieści jakże innej od tych, które czytam dziękuję przyjacielowi „spectator_zm” Gdyby nie twój zachwyt i opinia na naszym portalu nie sięgnąłbym. Był to czas naprawdę ciekawie spędzony, książkę czytało się szybko i z przyjemnością.
„Pod mieczem islamu uklękła Europa”
Paryż 2017. Cóż to za sekret posiadają Osmanowie, że ich rządy panują w Europie już od ponad 334 lat? Jesteś w stanie wyobrazić sobie jak mogłoby wyglądać Europa pod rządami sułtana? Przecież Jan III Sobieski w roku 1683 mógł przegrać Bitwę pod Wiedniem. Wiemy z historii, że bitwa ta była przełomowym wydarzeniem, nie dopuszczamy nawet...
2020-12-09
Powieść liczy sobie trzysta dwadzieścia stron i powinienem przeczytać ją w jeden wieczór, bo przecież kryminalny thriller to ten rodzaj literatury, który sam się czyta. Napięcie, akcja i niepewność co do rozwoju wypadków sprawiają, że kartkujemy i pędzimy do przodu nie oglądając się za siebie. Niestety nie tym razem i chyba na pewno nie z tym autorem.
Wrażenie zrobił na mnie opis na okładce książki, w którym Wydawca zapewnia, że autor to „nowa gwiazda wśród norweskich autorów kryminałów”. Podobnie rzecz się ma z opisem fabuły zamieszczonym na okładce książki.
Nijak to wszystko ma się do zawartości lektury, która wynudziła mnie przez godzinę tak bardzo, że zmuszony byłem odłożyć i sięgnąć po zupełnie inny rodzaj literatury. Wróciłem jednak do czytania, by nie czuć się pokonanym i uśpionym na amen.
Lars Lenth zapewnia, że to opowieść oparta na autentycznych wydarzeniach, które miały miejsce w norweskich lasach po roku 2010. Pierwszy raz od 1800 r w Norwegii człowiek został zaatakowany przez wilki. Żeby było ciekawiej i bardziej dramatycznie, to warto podkreślić, że wachta wilka zagryzła młodą kobietę na oczach jej pięcioletniego synka. Ofiara zaś należała do stowarzyszenia obrońców wilków.
Przyznaję, że w tej intrydze potencjał był i poruszany temat zwierząt mógł chwycić czytelnia za serce. Niestety jakość wykonania jaką nam serwuje norweski pisarz zniechęca totalnie. Postacie papierowe, zupełnie nijakie, płyciutkie. Jedynie do postać Rino nie mam zastrzeżeń, to ona nadaje jakiś sensowny bieg opowieści. Ten człowiek wielkolud trzymający się z dala od ludzi jest jedyną postacią, którą zapamiętałem. Skoro to kryminał to gdzie mamy prowadzących śledztwo? I jak ono wygląda? Mało tego w połowie powieści wiemy, kto stoi za atakiem wilków i to chyba najbardziej popsuło mi czytanie. Dialogi sztywne i naciągane, narracja płyciutka pozbawiona warstwy psychologicznej. Książka ta nie ma w sobie nic z thrillera, ba to nawet nie jest obyczajówka. Ten styl pisania odstrasza i zniechęca.
Powieść liczy sobie trzysta dwadzieścia stron i powinienem przeczytać ją w jeden wieczór, bo przecież kryminalny thriller to ten rodzaj literatury, który sam się czyta. Napięcie, akcja i niepewność co do rozwoju wypadków sprawiają, że kartkujemy i pędzimy do przodu nie oglądając się za siebie. Niestety nie tym razem i chyba na pewno nie z tym autorem.
Wrażenie zrobił na...
2020-12-05
Będzie króciutko, bo dla mnie to książka pozbawiona fabuły, emocji z leniwą narracją, monotonnością i tęsknotą za minionymi chwilami, za marzeniami, za ludźmi. Opowieść o kobiecie, która miała normalne życie, męża, ulubioną pracę…
„Miałam cudowne normalne życie, którego wszyscy, przecież pragną”.
To tak naprawdę historia o pewnej miłości, dla mnie zawilej i niezrozumiałej. Chyba faktycznie mam to „zdziczałe serce”, o którym pisze Okońska, bo nie rozumiem tego wyolbrzymionego uczucia Kobiety Idealnej.
Nie ma gwarancji na małżeństwo i jeśli coś się psuje jak widać nawet pani psycholog (bohaterka tej opowieści) nie potrafi tego naprawić.
„Ludzie się zmieniają, nie znamy przyszłości i nie chcę jej znać”.
Będzie króciutko, bo dla mnie to książka pozbawiona fabuły, emocji z leniwą narracją, monotonnością i tęsknotą za minionymi chwilami, za marzeniami, za ludźmi. Opowieść o kobiecie, która miała normalne życie, męża, ulubioną pracę…
„Miałam cudowne normalne życie, którego wszyscy, przecież pragną”.
To tak naprawdę historia o pewnej miłości, dla mnie zawilej i...
2020-10-31
Bracia Leon i Ludwik Niemczyk to główne postacie tej powieści. Nazwisko Niemczyk zapewne, każdemu z nas obiło się o uszy. Ktoś, kto interesuje się kinem szybko skojarzy Leona Niemczyka z głośnym filmem R. Polańskiego „Nóż w wodzie”. Leon zagrał w ponad 500 filmach. Autorka pierwszą część swojej powieści w całości poświęca właśnie aktorowi Leonowi zaczynając do dzieciństwa, które miało miejsce przed tuż przed II wojną światowa.
Miałem wrażenie, że czytam literaturę faktu i nawet po przeczytaniu powieści nie wiem ile w niej fikcji, a ile faktów. Na pewno dużym plusem za jej autentycznością przemawiają autentyczne odbitki dokumentów, które umieszczone są w książce.
Nie żyją już bohaterowie tej opowieści, braci, których dzieliło niemal wszystko i nie tylko mam tu na myśli status społeczny, materialny, wiek czy doświadczenie, ale również ich stosunek do życia.
Należy podkreślić jednak, że obaj bracia byli powstańcami warszawskimi, członkami Armii Krajowej. Dla takich ludzi nie było miejsca w powojennej Polsce, Polsce pod okupacją sowiecką. Nie chcieli żyć w ojczyźnie, która ich nie była. Ludwik pomagał wielu ludziom w nielegalnym przekroczeniu granicy. Właśnie podczas z jednego z takich nielegalnych przerzutów, w którym wśród przerzucanych znalazł się Leon coś poszło nie tak. Cała konspiracyjna siatka wpadła w ręce UB. Bez wątpienia ktoś zdradził, bracia trafiają do więzienia.
„Dzban się rozbił, nie dało się posklejać skorup”
Żaden z braci nie dowiedział się kto ich zdradził. Ten czas nieudanej ucieczki rozdzielił ich na całe dalsze życie, nie utrzymywali ze sobą kontaktów przekonani, że to jeden drugiego sypnął.
Powieść niezwykła, pełna tajemnic i niejasności. Na uwagę zasługuje to rok 89, a właściwie to wszystko, co nastąpiło po nim. Kiedy to wszystko zaczyna zmieniać się w kraju.
Nie będę oceniał twórczości Nurowskiej, autorki, której powieści tłumaczone są na kilkanaście języków. Nie dorosłem jej do pięt i mogę jedynie leżeć u jej stóp. Cenię sobie sposób napisania tej powieści, i daleki jestem od wszelkich ocen. Jak widać autorka jest w doskonałej formie, kawał porządnie wykonanej pracy ubogacony w wywiady, pamiętniki, dokumenty i własna refleksja krytyczki na temat filmów, w których grał Leon. Bardzo polecam i zapewniam, że zakończenie was zaskoczy.
Bracia Leon i Ludwik Niemczyk to główne postacie tej powieści. Nazwisko Niemczyk zapewne, każdemu z nas obiło się o uszy. Ktoś, kto interesuje się kinem szybko skojarzy Leona Niemczyka z głośnym filmem R. Polańskiego „Nóż w wodzie”. Leon zagrał w ponad 500 filmach. Autorka pierwszą część swojej powieści w całości poświęca właśnie aktorowi Leonowi zaczynając do dzieciństwa,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-25
Wyjątkowa powieść, która zaskakuje z każdą przeczytana stroną. To jedna z tych opowieści, która żyje własnym nieśpiesznym życiem. Jej przeczytanie skłania do tego, by zwolnić, zatrzymać się na chwilę i z dystansem spojrzeć na własne życie. Skomplikowane charaktery bohaterów w walce o miłość, o związek, o życie.
„Najobrzydliwsze rzeczy ludzie robią z miłości”.
Podczas czytania zastanawiałem się czy w praskim Lasku Diablickim, w którym została postrzelona Misza chodziło o akt zazdrości, czy może o doskonale przemyślaną zbrodnię. Para detektywów zrobi wszystko, by zbliżyć się do prawdy. Jednak należy pamiętać, że nie można rozwiązać wszystkich spraw, niektóre pozostają niewyjaśnione. Porucznik Iwona Brzydula na pewno nie należy do kobiet, które hipnotyzują mężczyzn swoja urodą. Ta inteligentna detektyw mogłaby świetnie zarządzać zespołem śledczym ma swoja własną teorię i sposób podejścia do sprawy. Niestety major Nowotny widzi w niej jedynie ekspres do kawy. Można pomyśleć, że to powieść kryminalna. Przecież to właśnie sugeruje nam opis Wydawcy na okładce książki. Przyznam, że szybko zapomniałem o tym kryminalnym wątku na początku powieści, zapomniałem nawet o tym, że Misza leży w szpitalu z dziurą po kuli w głowie. Czeska autorka zgrabnie żongluje postaciami, by ukazać relacje damsko –męskie i damsko-damskie. Mamy wydarzenia poprzedzające próbę zabójstwa, w których akcja zwalnia i z początku nie bardzo widomo co łączy bohaterów, kim są dla siebie. Z czasem wszystko staje się jasne, zrozumiałe.
Alicja zadbana kobieta przywiązująca ogromną wagę do swojego wyglądu, stała klientka salonów kosmetyczny, fryzjerskich. Najlepsza przyjaciółka Miszy, dla której byt w mediach społecznościowych i ilość lajków po zdjęciem stanowi o egzystencji, bądź o jej braku miała motyw, by pozbawić Miszy życia. A może to zakochany po uszy Janek próbował pozbawić życia swoją dziewczynę, która gardziła jego uczuciami? Tylko dlaczego autorka tak dużo miejsca poświęca Juli i Maksowi, u których prawowała Misza jako opiekunka do dzieci? Przecież Maks tez miał swoje za skórą, wielki kardiolog zdawałoby się znawca ludzkich serc, a tak niewiele wie o uczuciach. Biedna sierotka Misza spragniona prawdziwej rodziny, broniąca się przed niechciana miłością. Ech to miłosne opętanie, które nie pozwala nam widzieć to, co widzą inni… a potem okazuje się, że to już wszystko skończone. Codzienność powraca do swojego pierwotnego stanu i tylko opalenizna na ciele przypomina wakacyjną przygodę. Myślę że każdy z nas po przeczytaniu tej powieści odbierze ją inaczej. Trzeba przyznać, że ta plątanina mieszanych charakterów bohaterów wyszła autorce naprawdę znakomicie. Portrety psychologiczne nakreślone wyraźnie z dużym naciskiem na warstwę psychologiczną, miałem przez chwilę nawet wrażenie, że to thriller psychologiczny z otoczką obyczajówki i kryminalnym wątkiem. Świetna pozycja jestem pod wrażeniem, to było naprawdę dobre.
Wyjątkowa powieść, która zaskakuje z każdą przeczytana stroną. To jedna z tych opowieści, która żyje własnym nieśpiesznym życiem. Jej przeczytanie skłania do tego, by zwolnić, zatrzymać się na chwilę i z dystansem spojrzeć na własne życie. Skomplikowane charaktery bohaterów w walce o miłość, o związek, o życie.
„Najobrzydliwsze rzeczy ludzie robią z miłości”.
Podczas...
2020-10-21
Moja pierwsza przeczytana książka pani Kańtoch tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że kryminał to jednak ten gatunek literacki, po który sięgam najchętniej. Najbardziej w tego typu książkach cenię sobie skomplikowaną fabułę, ciekawych bohaterów walczących ze złem. Przyglądam się portretom psychologicznym zabójców i widzę to zło, które dzieje się w świecie fikcji.
Przeszło pół wieku temu w Tatry wyruszyła piątka studentów, troje z nich odnaleziono martwych. Jeden zaginął bez wieści i jeden wrócił. Gdzieś tam przed laty doszło do tragedii i nie wiemy co naprawdę się stało. Ten, który zaginął był bratem milicjantki. Po pięciu dekadach emerytowana policjantka w sędziwym wieku w osiedlowym sklepiku spotyka tego turystę, który wyszedł cało z tej górskiej tragedii. Kobieta śledzi siedemdziesięcioośmiolatka, ustala, że Jacek zmienił nazwisko i rodzi się w niej chęć zemsty. Planuje przesłuchać staruszka i dokonać zemsty. Oczywiście wszystko idzie nie tak, jak Krystyna sobie zaplanowała. Kańtoch stosuje dwie formy narracji jednoosobowa pozwala nam poznać myśli i pragnienia byłej policjantki. Muszę przyznać, że nie jest to postać którą polubiłem, której mógłbym zaufać. Krystyna w przeszłości nie była dobrą matką, sama przyznaje, że więcej czasu poświęcała pracy niż życiu rodzinnemu. W jej życiu było dwóch mężów, ale tylko jednego kochała naprawdę. Akcja powieści dzieje się na Śląsku wczesną wiosną, chodniki pokryte błotem poślizgowym, smog w powietrzu. Oczywiście jest trup, a nawet dwa trupy. Śledztwo prowadzone przez kolegów policjantów Krystyny, która sama mocno się zaangażuje. Zdziwiło mnie, że sprawa z przeszłości głównej bohaterki nie została wyjaśniona. Autorka na ostatniej stronie zapewniła mnie jednak, że wątek ten będzie kontynuowany w kolejnych częściach trylogii. Przyznam, że fajnie się to czytało i pewnie sięgnę po kontynuację.
Moja pierwsza przeczytana książka pani Kańtoch tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że kryminał to jednak ten gatunek literacki, po który sięgam najchętniej. Najbardziej w tego typu książkach cenię sobie skomplikowaną fabułę, ciekawych bohaterów walczących ze złem. Przyglądam się portretom psychologicznym zabójców i widzę to zło, które dzieje się w świecie fikcji.
Przeszło...
2020-10-10
Mam jeszcze w pamięci te dwie przeczytane książki, które poprzedzają serię Jeźdźca miedzianego. Pamiętam włoską emigrantkę, która przybyła do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia. Obraz trudnej do zrozumienia miłości rodziców Aleksandra. Wiem, w jaki sposób doszło do życia w tej socjalistycznej utopii i kim był człowiek, który szydził z Ameryki, który uważał demokrację za wymysł idiotów. Tamte odległe w czasie wydarzenia, które miały miejsce w pierwszych latach XX wieku w Stanach Zjednoczonych były potrzebne, by w pełni zrozumieć jak to się stało, że Amerykanin został wysokim rangą oficerem Czerwonej Armii.
„Są takie bitwy, do których trzeba stanąć, żeby nie wiem jak nie chciało nam się walczyć.”
Rok 1941 niemieckie wojska atakują ZSRR do ataku doszło, mimo, że Związek Radziecki i Niemcy podpisały pakt o nieagresji. Autorka zabiera nas w sam środek najtrudniejszego dla mieszkańców Leningradu oblężenia. To tutaj zaczyna się przejmująca opowieść o krzywdzie i bohaterstwie. O miłości innej, trudnej, skrywanej. O uczuciu do chłopaka starszej siostry. O bólu złamanego serca. Wielka miłość Rosjanki do Amerykanina to opisy pikantnych scen erotycznych, które w moim przekonaniu niepotrzebnie ciągną się przez kilkanaście stron i są zbędne. Na uwagę zasługuje poemat Puszkina, o którym autorka kilkakrotnie wspomina podkreślając, że to właśnie stąd wziął się tytuł jej powieści. Ciekawą osobą jest Dmitrij, który zrobi wszystko, by nie nosić broni. Czerenieńko, to taki chłopiec sługus na posyłki generałów, zaopatrzeniowiec i handlarz papierosami i wódką blisko związany z Tatianą i Aleksandrem. Powieść to typowa obyczajówka i mało w niej echa wojny, tego realnego zagrożenia i strachu. Dużo namiętności, a cała ta otoczka oblężonego, głodującego Leningrad ukazana jest tylko z perspektywy rodziny Tatiany mieszkającej przy ulicy Piątej Radzieckiej. Przyznam, że liczyłem na większą warstwę historyczną dotyczącą rodzinnego miasta autorki. Na pewno jednak przeczytam kolejną część Jeźdźca, by dowiedzieć się co stanie się z Rosjanką, żoną Amerykanina. Jak postąpi NKWD z Aleksandrem (?)
Mam jeszcze w pamięci te dwie przeczytane książki, które poprzedzają serię Jeźdźca miedzianego. Pamiętam włoską emigrantkę, która przybyła do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia. Obraz trudnej do zrozumienia miłości rodziców Aleksandra. Wiem, w jaki sposób doszło do życia w tej socjalistycznej utopii i kim był człowiek, który szydził z Ameryki, który uważał...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-09-26
Jestem z tego pokolenia, które pamięta rok 1986 i wszystko to, co stało się pewnej kwietniowej nocy w Czarnobylu. Byłem wówczas wśród tych nieletnich osób, którym płyn Lugola zaaplikowano obowiązkowo. Może właśnie dlatego ta kryminalna powieść nawiązująca do największej w historii energetyki jądrowej katastrofie zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie.
W tej opowieści jest wszystko to, co powinien zawierać dobry thriller. Tutaj nawet krew w żyłach mrozi cała ta otoczka, która jest tylko pośrednio związana z wątkiem kryminalnym.
„Ludzie chcą wierzyć, że Czarnobyl należy do przeszłości. Tymczasem niektóre ofiary katastrofy nawet się jeszcze nie urodziły”.
Zwiększona liczba poważnych schorzeń w obszarach dotkniętych katastrofą sprawia, że napięcie towarzyszyło mi przez całą opowieść. Całe to neukralne dziedzictwo, które otrzymaliśmy w spadku przyprawia o gęsią skórkę. Jednak na pierwszy plan wysuwa się zagadkowe morderstwo mężczyzny, w ciele którego znajduje się wypchana jaskółka. Ciało zostaje znalezione na terenach zony. Tak autor określił miejsce wymarłe, opuszczone, skażone i zrujnowane. Miejsce upiorne, które zamieszkuje dzika roślinność i zwierzyna. Jednak i tutaj kwitnie biznes, który owocuje poprzez organizowane wycieczki. Ludzie chcą naocznie przekonać się jaki horror zgotował im Czarnobyl i największa katastrofa jądrową w dziejach współczesnego świata.
Francuski autor w sposób przemyślany kreśli sylwetki swoich bohaterów. W pamięci zostaje postać nie tylko Aleksandra Rybałki, który walczył w Czeczeni i jako śledczy nie cofnie się przed rozwiązaniem zagadki, za której rozwiązanie zaoferowano mu wielomilionowe honorarium. Również policjant Melnyk ma swoją twarz. A już z całą pewnością ornitolożka Nina daje nam sporo do myślenia. Gdy zastanawiałem się kto stoi za zabójstwem Rosjanina i jaki ma ono związek z zabójstwem dwóch kobiet, które zostały bestialsko zamordowane tuż przed wybuchem reaktora jądrowego w Czarnobylu autor kreślił obraz społecznopolityczny czasów ZSRR. Ta otoczka tamtych historycznych wydarzeń związanych z upadkiem imperium zła nie jest nużąca. Wręcz przeciwnie jest niezwykle ciekawie ujęta, ukazana poprzez człowieka, który mówi o Rosji i Ukrainie, że to „mój” kraj. I nawet te krwawe wydarzenia w Donbasie ukazują bezsens dzielenia tej społeczności, dla której problemem nie jest Rosja tylko władza. Emocjonalna powieść zaskakuje swoją konstrukcją, choć przecież należy odbierać ją jako kryminalny thriller to jednak nie brak w niej pobocznych wątków, które jak choćby spowiedź taksydermisty zapadają głęboko w pamięć. Zakończenie super. Polecam.
Jestem z tego pokolenia, które pamięta rok 1986 i wszystko to, co stało się pewnej kwietniowej nocy w Czarnobylu. Byłem wówczas wśród tych nieletnich osób, którym płyn Lugola zaaplikowano obowiązkowo. Może właśnie dlatego ta kryminalna powieść nawiązująca do największej w historii energetyki jądrowej katastrofie zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie.
W tej opowieści jest...
Powieszona za nogi na drzewie kobieta w piątym miesiącu ciąży z głową zanurzoną w rytualnym kotle z wodą.
Bardzo dziwne morderstwo jest tylko tłem do tej uniwersalnej opowieści o dobru i złu. Historia niezwykle wciągająca, mądra i pełna pięknych treści. Hiszpańska autorka opanowała do perfekcji umiejętność kreślenia tła baskijskiego klimatu. Popełniona zbrodnia już na samym początku nawiązuje do celtyckiego rytuału potrójnej śmierci. I właśnie chyba o to chodziło autorce, by sceneria zbrodni była złożona i dopracowana. Nie brakuje tu wielowątkowości, która nawiązuje również do pierwszej części tej trylogii. Te wydarzenia z przeszłości maja swoje odzwierciedlenie w tej powieści. Kończąc czytać pierwszą część Białego miasta nawet nie przemokło mi przez myśl, że taki mało znaczący epizod z życia Krakena może posłużyć do kontynuacji dalszych wydarzeń w życiu głównego bohatera. Uwielbiam takie powroty w czasie, rozrachunki z przeszłości, które nas zaskakują i mają wpływ na nasze obecne życie. W tej części dużo jest warstwy obyczajowej nawiązującej do macierzyństwa i ojcostwa. Kompleks Elektry zaskakuje, ale i uświadamia, że rodzice mogą być również źli, toksyczni, niezdecydowani i despotyczni.
„W każdej historii mordercy jest jakiś katalizator, traumatyczne wydarzenie, punkt z którego nie ma już odwrotu, coś co pcha zabójcę do popełniania zbrodni.”
Czytając zagłębiałem się coraz bardziej w gęstą i mroczną atmosferę powieści. Ciężko jest wytypować sprawcę, tym bardziej, że ofiary znały się wcześniej z wydarzeń opisanych sprzed dwudziestu czterech lat. To właśnie te wydarzenia z 1992 r, w których uczestniczył również Kraken jako kilkunastoletni wówczas chłopiec zazębiają się z toczącym się śledztwem i tworzą piękno całej opowieści. Wszystko tutaj zostało dokładnie przemyślane i realistycznie przedstawione. Kultura celtycka z wykorzystaniem legend nadaje tej powieści głębię i stawia autorkę na wysokim powiedziałbym światowym poziomie pisarskim. Dziękuję pisarce za tę lekcję dotycząca wierzeń Celtów, za kult bóstw żeńskich odpowiedzialnych za płodność i śmierć. „Woda jest symbolem nasienia, z którego powstaje życie”. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie czytali. Naprawdę warto, ta powieść zostaje w pamięci.
Powieszona za nogi na drzewie kobieta w piątym miesiącu ciąży z głową zanurzoną w rytualnym kotle z wodą.
więcej Pokaż mimo toBardzo dziwne morderstwo jest tylko tłem do tej uniwersalnej opowieści o dobru i złu. Historia niezwykle wciągająca, mądra i pełna pięknych treści. Hiszpańska autorka opanowała do perfekcji umiejętność kreślenia tła baskijskiego klimatu. Popełniona zbrodnia już na...