-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać4
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Biblioteczka
2024-04-11
2024-04-01
Feministka, działaczka społeczna, a przy tym świetna pisarka. To właśnie Barbara Ehrenreich, słynna amerykańska dziennikarka. „Gdybym wiedziała” jest zbiorem esejów podsumowujących jej karierę.
Jak sama zaznacza we wstępie, chciała pisać o rzeczach ważnych. Może banał, a jednak w obecnej sytuacji dziennikarzy, nie jest to takie oczywiste, na co sama błyskotliwie zwraca uwagę. Mimo wszystko udało się jej zdobyć pozycję autorytetu. A jej teksty o kobietach, ubóstwie czy współczesnej polityce to niezwykle trafny komentarz o kondycji naszego świata.
Ehrenreich była zaangażowaną dziennikarką, taką, która z godną podziwu skrupulatnością bierze się za research, by tekst był jak najbardziej wiarygodny. Mimo że niektóre z esejów zebranych w tym tomie powstały zanim się urodziłam (i to dość sporo przed tym), nie straciły na aktualności. Albo są świetną prognozą tego, co nadeszło.
Jasno, konkretnie i często z odpowiednią dozą cynizmu – w taki sposób Ehrenreich konstruuje swoje teksty. Podziwiam jej ironię i cięty język, i w ogóle nie dziwi mnie, że dziennikarstwo Ehrenreich zdobyło uznanie.
Feministka, działaczka społeczna, a przy tym świetna pisarka. To właśnie Barbara Ehrenreich, słynna amerykańska dziennikarka. „Gdybym wiedziała” jest zbiorem esejów podsumowujących jej karierę.
Jak sama zaznacza we wstępie, chciała pisać o rzeczach ważnych. Może banał, a jednak w obecnej sytuacji dziennikarzy, nie jest to takie oczywiste, na co sama błyskotliwie zwraca...
2024-03-24
2024-03-17
„Dziewczynka” Camille Laurens jest gorzką historią realiów bycia kobietą: od samego urodzenia – na starcie rozczarowującego, przez dzieciństwo, gdy stopniowo odkrywasz, że „jak kobieta”, to nie jest komplement, aż po dorosłość, gdy już to wiesz, a nadal jesteś sfrustrowana.
Niewielka powieść, ale niezwykle silna w swoim przekazie. Laurens konsekwentnie buduje obraz patriarchalnego świata, dominującego w nim przyzwolenia na nienawiść, wykluczenie i uwięzienie kobiet w wąskich, umniejszających rolach. Pokazuje, jak skonstruowana w ten sposób rzeczywistość marginalizuje cierpienie kobiet, a z drugiej strony wynosi na piedestał mężczyznę i jego próbę osiągnięcia sukcesu.
Język i sposób prowadzenia narracji, który się zmienia (bardzo wymownie) w zależności od momentu życia bohaterki, kształtują odpowiednio tempo i wydźwięk opowieści. Chociaż „opowieść” to nietrafne słowo, bo „Dziewczynka” to tylko przeniesienie na papier tego, co dobrze znamy z prawdziwego życia. Język zresztą jest też tutaj dodatkowo poddany rozważaniom, bo to w nim w dużej części ujawnia się zakorzenienie naszej kultury w patriarchalnej rzeczywistości.
„Wszystko, co kobiece, zawodzi, rozczarowuje, odtąd zdaje sobie z tego sprawę. […] Słowo zmieniając rodzaj, staje się obelgą. Równocześnie nabiera mocy”.
W zdaniach Laurens kryje się gniew, poczucie niesprawiedliwości i te same emocje towarzyszą podczas lektury. To książka, która jest jedynie fragmentem całego szeregu krzywd, które doświadczyły i doświadczają kobiety.
Bardzo mnie poruszyła i z pewnością do niej wrócę. A Wam serdecznie polecam!
„Dziewczynka” Camille Laurens jest gorzką historią realiów bycia kobietą: od samego urodzenia – na starcie rozczarowującego, przez dzieciństwo, gdy stopniowo odkrywasz, że „jak kobieta”, to nie jest komplement, aż po dorosłość, gdy już to wiesz, a nadal jesteś sfrustrowana.
Niewielka powieść, ale niezwykle silna w swoim przekazie. Laurens konsekwentnie buduje obraz...
2024-03-13
„Chcą sprawić, żebyś połknęła miksturę religijnych farmazonów, według których twoje milczenie nie jest kapitulacją ani uległością, ale wzniosłością, dystynkcją, szacunkiem, kiedy w rzeczywistości milczenie to mówi: jesteś ładniejsza, kiedy nie otwierasz ust.”
Po pierwsze – zapamiętajcie ten tytuł. Zapiszcie gdzieś go sobie, a potem w końcu przeczytajcie. „Lektura uproszczona” nie będzie wcale prosta. Autorka stawia czytelnikowi duże wyzwanie i do samego końca nie ma zamiaru niczego ułatwiać. To książka, która wymaga – wymaga przede wszystkim skupienia i otwartej głowy.
Cristina Morales opowiada historię czterech niepełnosprawnych kuzynek i robi to w sposób bezpośredni, nie kryjąc wściekłości, nie bawiąc się w oględne słówka i dyplomatyczność. Z tej książki kipi gniew i poczucie niesprawiedliwości. Jest niewygodna, wywołuje realny dyskomfort.
Autorka pisze o potrzebach i pragnieniach osób niepełnosprawnych. Nati, Marga, Patricia i Angela zawzięcie walczą o swoją samodzielność w świecie, który traktuje osoby z niepełnosprawnością paternalistycznie, gdzie ludzie „przyswoili sobie maksymę opieki społecznej, zgodnie z którą pomagać oznacza działać za kogoś, czyli reprezentować, czyli zastąpić”.
Świetny kawał literatury feministycznej. A do tego rozważania na temat wykorzystania języka, tego, w jaki sposób może wykluczać, uciskać i ograniczać. Polecam!
„Chcą sprawić, żebyś połknęła miksturę religijnych farmazonów, według których twoje milczenie nie jest kapitulacją ani uległością, ale wzniosłością, dystynkcją, szacunkiem, kiedy w rzeczywistości milczenie to mówi: jesteś ładniejsza, kiedy nie otwierasz ust.”
Po pierwsze – zapamiętajcie ten tytuł. Zapiszcie gdzieś go sobie, a potem w końcu przeczytajcie. „Lektura...
2024-03-02
Dziwnie pisze się opinię o książce, która jest zbiorem trzech odrębnych (prawie) historii, dziejących się w zupełnie innych rzeczywistościach. No właśnie – prawie.
Na początku trudno było mi wyłapać powiązanie, na tyle silne, by stwierdzić, że postawienie tych trzech opowieści obok siebie jest w ogóle słuszne. Ale im dalej, tym więcej zależności, wzajemnych uzupełnień. Co prawda są subtelne albo tak tylko wydaje się na pierwszy rzut oka, bo „Do raju” można by analizować bardzo dogłębnie i kiedyś chciałabym powrócić do tej książki i przebrnąć przez nią jeszcze raz, by spróbować wychwycić wszystko, co teraz mi umknęło.
Nie ma sensu streszczać fabuły, bo każda z części opowiada o innych bohaterach i odległych od siebie czasach. Dlatego skupię się na tym, że jest to historia o ludziach, ich pragnieniach i potrzebach, które nie zmieniają się mimo upływu stuleci. O samotności, śmierci, prawdzie, cierpieniu. O uczuciach i ich braku, o tym, co właściwie czyni człowieka człowiekiem.
Hanya Yanagihara potrafi przenikać do czeluści psychiki swoich bohaterów i przedstawia je z bezlitosną szczerością. Bohaterowie „Do raju” są żywymi ludźmi, autentycznymi osobowościami, i niemal wszyscy popełniają katastrofalne błędy w swojej prywatnej drodze do raju, w drodze do znalezienia szczęścia.
„Boję się, bo wiem, że moje ostatnie myśli będą o czasie, który zmarnowałem. Boję się, bo umrę, nie czując dumy z tego, jak przeżyłem swoje życie.”
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki („Małe życie” wciąż przede mną), ale tym, co mnie najbardziej zaskoczyło, była kreacja bohaterów. Wiedziałam, że mogę się spodziewać świetnego stylu i autentyczności w ich przedstawieniu, ale zdziwił mnie sam dobór postaci – są nietypowi, nieszablonowi. W większości były to portrety męskie – niestety kobiece, jeżeli już się pojawiły, wypadają dużo gorzej i są bardziej stereotypowe. Ale z takim przedstawieniem mężczyzn już dawno (albo wcale?) się nie spotkałam.
To smutna książka, melancholijna, a miejscami przerażająca, bo odziera człowieka z jego masek i uwidacznia w nim to, co najgorsze. Mimo wszystko nie da się nie współczuć bohaterom, bo nawet w obliczu ich zatrważających decyzji, można dostrzec strach, który nimi kieruje. Każdy z nas szuka jakiegoś sposobu, by osiągnąć szczęście i spełnienie – nie wszyscy jednak ryzykują, by zdobyć je wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Ostatecznie więc uważam, że gdyby podzielić te trzy części na odrębne książki, całość straciłaby swój wydźwięk. Czym jest raj? Czy on istnieje? Czy wszyscy do niego dążą? Właściwie ta książka nie daje odpowiedzi na żadne z tych pytań, a pewne jest tylko to, że ludzie zawsze będą go poszukiwali.
Dziwnie pisze się opinię o książce, która jest zbiorem trzech odrębnych (prawie) historii, dziejących się w zupełnie innych rzeczywistościach. No właśnie – prawie.
Na początku trudno było mi wyłapać powiązanie, na tyle silne, by stwierdzić, że postawienie tych trzech opowieści obok siebie jest w ogóle słuszne. Ale im dalej, tym więcej zależności, wzajemnych uzupełnień. Co...
2024-03-02
2024-03-02
2024-02-14
„Wojna i terpentyna” sięga do czasów I wojny światowej. To portret człowieka, którego życie naznaczyły dwie rzeczy – tytułowa wojna i terpentyna, bo choć z konieczności został żołnierzem, jego wielką ambicją była sztuka. Stefan Hertmans po latach sięga po zapiski swojego dziadka, który przeżył okrutną rzeczywistość wojny w okopach i przedstawia w tej książce jego losy, uzupełniając je własnymi przemyśleniami.
W jaki sposób myślimy o książkach o tematyce wojennej? Może powinniśmy spróbować inaczej, bo definitywnie ten tytuł nie znajdzie się w tych ramach. To surowa opowieść o okrucieństwie wojny, ale jednocześnie intymny wgląd w czyjeś życie, w którym pojawia się miłość, fascynacja i pasja zaraz obok straty, strachu i cierpienia. Wojna i sztuka przeplatają się w bardzo naturalny sposób – na płaszczyźnie fabuły, ale też samego opisu.
Życie Urbaina od młodości naznaczone jest wieloma próbami. Śledzimy je na różnych etapach – autor sięga pamięcią wstecz i przywołuje starszego pana, który kiedyś podarował mu cenny zegarek. Hertmans poznaje swojego dziadka na nowo, czytając jego dzienniki. Mieszają się tu więc nawet trzy perspektywy – Urbain oczami wnuka, Urbain, relacjonujący swoje życie podczas wojny i Urbain z opowieści innych członków rodziny autora.
Świetnie napisana, świetnie skonstruowana i wielopłaszczyznowa – „Wojna i terpentyna” pozwala czytelnikowi wniknąć w życie Urbaina, poznać jego sposób myślenia, obawy, pragnienia, a także przez jego perspektywę zrozumieć Wielką Wojnę od strony zwykłego żołnierza. Zrozumieć wojnę jako trwanie – nużące trwanie gdzieś między życiem a śmiercią. Ale to także opowieść o niespełnionej miłości, obowiązku, poszukiwaniu spokoju… Bardzo, bardzo polecam!
„Wojna i terpentyna” sięga do czasów I wojny światowej. To portret człowieka, którego życie naznaczyły dwie rzeczy – tytułowa wojna i terpentyna, bo choć z konieczności został żołnierzem, jego wielką ambicją była sztuka. Stefan Hertmans po latach sięga po zapiski swojego dziadka, który przeżył okrutną rzeczywistość wojny w okopach i przedstawia w tej książce jego losy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-04
Cleo i Frank poznają się w sylwestrową noc w windzie. Zafascynowani sobą nawzajem po kilku miesięcach biorą ślub. Dwadzieścia lat różnicy i wiele niewiadomych – to podstawy ich związku, który stopniowo zaczyna się kruszyć.
“The hole is loneliness,' [..] 'You can't stand above someone and tell them to get out of it,' she said. 'Or teach or preach it out of them. You have to be in it with them.”
„Cleopatra i Frankenstein” to książka o bohaterach, którym właściwie nie da się kibicować w ich życiowych wyborach. Czytanie jej przypomina raczej oglądanie katastrofy w zwolnionym tempie. Wielu osobom nie przypadnie do gustu, mnie jednak ujęła i czuję, że na długo ze mną zostanie.
Obok Cleo i Franka poznajemy szereg innych postaci – ich znajomych oraz członków rodziny – którzy dopełniają swoją perspektywą obraz dwójki głównych bohaterów i opowiadają własne historie. Coco Mellors tworzy trudnych bohaterów. Nie wszyscy otrzymują tyle samo uwagi, ale każdy z nich wnosi coś do fabuły. Na pozór szczęśliwi, piękni, inteligentni. To ludzie, którzy osiągnęli jakiś sukces, ludzie mający swoje marzenia i talenty. W rzeczywistości są skrzywdzeni, samotni i zepsuci. Bywają okrutni i samolubni. Krzywdzą i wykorzystują siebie nawzajem, czasami w imię niczego.
Bardzo podobał mi się sposób prowadzenia narracji, zmiana perspektyw i wyszczególnienie niektórych reakcji i emocji. Bo tę książkę się przede wszystkim czuje, to z emocji zarysowanych między zdaniami, wyciąga się jej sens.
Wiele tu szablonowych, mocno cliché zabiegów, ale mimo wszystko byłam bardzo zaangażowana w historię. Uwielbiam czytać o niejednoznacznych relacjach i skonfliktowanych wewnętrznie bohaterach, więc to idealna książka dla mnie. I zgadzam się ze wszystkimi, którzy już to powiedzieli - fani Sally Rooney, „Cleopatra and Frankenstein” będzie dla Was świetnym wyborem.
Cleo i Frank poznają się w sylwestrową noc w windzie. Zafascynowani sobą nawzajem po kilku miesięcach biorą ślub. Dwadzieścia lat różnicy i wiele niewiadomych – to podstawy ich związku, który stopniowo zaczyna się kruszyć.
“The hole is loneliness,' [..] 'You can't stand above someone and tell them to get out of it,' she said. 'Or teach or preach it out of them. You have...
2023-12-31
2023 rok zakończyłam z biografią Joan Didion, słynnej amerykańskiej eseistki, która zmarła kilka lat temu. Nazwisko pisarki prawdopodobnie obiło Wam wcześniej się o uszy, a jeśli nie to być może kojarzycie ten cytat: „Żeby żyć, opowiadamy sobie historie”. To właśnie Joan Didion.
W tej niekoniecznie obszernej książce Evelyn McDonnel, pasjonatka twórczości Didion, analizuje życie autorki „Białego albumu”. Robi to jednak, jak uprzedza na początku, bardzo subiektywnie, dodając wiele odniesień do własnego życia. W ten sposób otrzymujemy coś swobodniejszego niż zwykła biografia. McDonnel wybiera i rozwija to, co najbardziej ją interesuje – pojawia się więc sporo uwag o stylu eseistki, jej działalności pisarskiej w kontekście feminizmu, jej przełomowego miejsca w literaturze… Autorka nie pomija jednak niewygodnych kwestii, które także są częścią wizerunku Didion.
W ten sposób otrzymujemy ciekawy portret amerykańskiej pisarki – drobnej, cichej kobiety, której słowa niosły się z ogromną mocą; uprzywilejowanej pisarki, mającej upodobanie do luksusu; kobiety, która potrafiła przebić się przez szklany sufit, a jednocześnie nastawionej bardzo sceptycznie do ówczesnych feministek.
Ciekawa, choć miejscami nierówna książka. Zachęciła mnie do dowiedzenia się na temat Didion czegoś więcej, więc polecam!
2023 rok zakończyłam z biografią Joan Didion, słynnej amerykańskiej eseistki, która zmarła kilka lat temu. Nazwisko pisarki prawdopodobnie obiło Wam wcześniej się o uszy, a jeśli nie to być może kojarzycie ten cytat: „Żeby żyć, opowiadamy sobie historie”. To właśnie Joan Didion.
W tej niekoniecznie obszernej książce Evelyn McDonnel, pasjonatka twórczości Didion, analizuje...
2023-12-18
2023-12-18
These Violent Delights to opowieść o relacji-obsesji, duszącej i przytłaczającej, a jednak w jakiś sposób także pięknej. Pięknej zwłaszcza w kontekście tego znanego cytatu z „Tajemnej historii” (którą tu przytaczam nie bez powodu): „Beauty is terror. Whatever we call beautiful, we quiver before it”.
Myślę, że to jedna z najlepiej napisanych relacji, o jakich czytałam. Jest żywa i nie-jednoznaczna, zmienia się i przekształca razem z bohaterami. Po przeczytaniu TVD zostałam z chaosem w głowie – i pytaniami, na które nigdy nie dostanę odpowiedzi. Niektóre fragmenty są tak wstrząsające, że muszę przyznać, że dawno mnie tak coś nie zszokowało. I was speechless po prostu.
Paul i Julian to para bohaterów, których nie sposób wymazać sobie z głowy. Zwłasz-cza, że ich ocena jest podwójnie nam utrudniona ze względu na unreliable narrację, która mąci i zaburza prawdziwy odbiór. Jak było naprawdę? Jacy oni byli naprawdę, ile z tego to tylko narzucona wersja Paula? Dynamika ich relacji bardzo przypomina-ła mi Remusa i Syriusza z ATYD i do końca nie potrafiłam się wyzbyć tego porówna-nia, choć im dalej, tym coraz mroczniej i bardziej niejednoznacznie.
Gdybym miała jakoś scharakteryzować tę powieść to podrzuciłabym dwa tytuły: „Ta-jemna historia” i „Zbrodnia i kara”, choć może nawet niekoniecznie w tej kolejności.
These Violent Delights to opowieść o relacji-obsesji, duszącej i przytłaczającej, a jednak w jakiś sposób także pięknej. Pięknej zwłaszcza w kontekście tego znanego cytatu z „Tajemnej historii” (którą tu przytaczam nie bez powodu): „Beauty is terror. Whatever we call beautiful, we quiver before it”.
Myślę, że to jedna z najlepiej napisanych relacji, o jakich czytałam....
2023-11-05
„Proces” – chyba najbardziej znana powieść Kafki – to duszna i niepokojąca historia o bezsilności i braku kontroli. Myślę, że dobrze znacie tę książkę i z pewnością spotkaliście się z różnymi interpretacjami. Dla mnie „Proces” zawsze stanowił metaforę zagubienia i niemożności przystosowania się do innych. Józef K., popychany bezradnie przez machinę państwową, próbujący wyłamać się z jej prawideł, jest postacią, która zapada głęboko w pamięć. Pamiętam, że po mojej pierwszej lekturze „Procesu” byłam zaskoczona tym, jak dziwną i chaotyczną historię właśnie przeczytałam. Bo Kafka jest niezawodny, jeżeli chodzi o tworzenie osobliwej, ponurej atmosfery.
Powyższe wydanie to coś trochę innego niż klasyczny „Proces” – jest to bowiem powieść Kafki w formie komiksu. Niesamowicie sprawdza się taka forma przy tym tytule. Chantal Montellier – francuska rysowniczka, doskonale oddała duszący klimat i groteskowość mnożących się korytarzy oraz zakamarków kancelarii sądowych. Czytać o tych miejscach, zatapiać się w kafkowskim koszmarze a zobaczyć go przed sobą – dwa, inne doświadczenia. Bardzo Wam polecam poznać „Proces” w takiej formie!
„Proces” – chyba najbardziej znana powieść Kafki – to duszna i niepokojąca historia o bezsilności i braku kontroli. Myślę, że dobrze znacie tę książkę i z pewnością spotkaliście się z różnymi interpretacjami. Dla mnie „Proces” zawsze stanowił metaforę zagubienia i niemożności przystosowania się do innych. Józef K., popychany bezradnie przez machinę państwową, próbujący...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-31
„Tam, za horyzontem, wszystko zdawało się budzić tęsknotę. Lecz jeżeli ktoś potrafił zachować spokój, wytrwać bez ruchu, to rozumiał, że niesione przez nowe czasy zmiany zachodzą także tutaj, i potrafił przyjąć ich nieuchronność”
„Sielanka” to mini-powieść, której akcja dzieje się w malowniczym krajobrazie Finlandii. Przedzieramy się przez łąkę, zaglądamy przez okna, składamy wizytę małej społeczności mieszkającej w idyllicznej wiosce. Autor niespiesznie snuje historię dnia codziennego, pełnego przeciętnych rozczarowań, miłych i niemiłych doznań, przemyśleń zarówno prozaicznych, jak i tych bardzo górnolotnych.
Towarzyszymy bohaterom w ich zwykłych czynnościach, podglądamy ich osobiste rozterki, małe tęsknoty do tego, co było lub do tego, co może jeszcze się wydarzyć. Dla niektórych wszystko się kończy, dla innych życie dopiero się rozpoczyna. Jedni zostaną tu już na zawsze, drudzy pewnie opuszczą to miejsce.
Mimo tej prozaiczności, „Sielanka” wydała mi się prawie magiczna, a to wszystko za sprawą poetyckiego języka i sennego klimatu, który stworzył autor. To piękna historia o ludzkich relacjach i drobnych gestach, ale w tym wszystkim jest też miejsce na grozę i niepewność, nieodłączne elementy losu człowieka.
„Tam, za horyzontem, wszystko zdawało się budzić tęsknotę. Lecz jeżeli ktoś potrafił zachować spokój, wytrwać bez ruchu, to rozumiał, że niesione przez nowe czasy zmiany zachodzą także tutaj, i potrafił przyjąć ich nieuchronność”
więcej Pokaż mimo to„Sielanka” to mini-powieść, której akcja dzieje się w malowniczym krajobrazie Finlandii. Przedzieramy się przez łąkę, zaglądamy przez okna,...