Przez Afrykę Środkową Wiesław Olszewski 7,0
ocenił(a) na 75 lata temu Po raz pierwszy w życiu prawie żałuję, że nie mam w domu TV, ponieważ mogłabym wcześniej poznać i czytać Wiesława Olszewskiego, udzielającego się w różnych programach. Co za gość! Nie dość, że obłędnie zabawny, umiejący fantastycznie nabijać się z siebie samego, to jeszcze profesor akademicki, specjalizujący się w dziejach krajów Dalekiego Wschodu i obszaru Pacyfiku i kolonializmie XIX-XX w. Jego książka okazała się wybuchową mieszanką genialnego poczucia humoru, zdrowego dystansu do siebie i rzetelnej wiedzy z zakresu historii i sytuacji obecnej w Afryce, ozdobioną wieloma barwnymi, pięknymi zdjęciami . Fantastyczna rzecz, którą bardzo polecam. Poniżej niektóre cytaty:
"Kilka dni w dżungli wzbudza we mnie zupełnie niefilozoficzne refleksje. Bo jak tu się myć w odmętach dzikości zielonej? Jak umyć się i nie zachorować? Jak zęby wyszorować i nie dowieźć do Polski jakiejś gadziny w żołądku na ten przykład? A jak ogolić się i nie zaciąć okrutnie? A toaleta osobista w warunkach permanentnej peregrynacji? Swego czasu przywiozłem z innej podróży jakiegoś pasożyta i na wspomnianym poznańskim Oddziale Chorób Tropikalnych dzielnie ratowano me zdrowie. Prawdopodobnie jakiś szczur wyzionął ducha i zainfekował wodę, którą niewinnie lico obmyłem. Jeśli chodzi o higienę, to jest jeszcze jedno wyjście: można nie myć się wcale. Ale to rewolucyjne podejście niestety czasem prowadzi do rozwoju grzybów różnej maści, możliwe zatem, że powróci się na ojczyzny łono w stanie nieco gnilnym. Można też nie myć się i liczyć na szczęście. Tak też ryzykuje wielu znanych mi globtroterów, w tym ja osobiście. Choć powiem, że nieco modyfikuję ten akt i domywam się czasem, stosując odpowiednie wspomagacze higieniczne. Jednak niemycie się w Afryce ma też dodatkowe plusy. Człowiek z czasem przestaje się pocić. Powiem więcej, przestaje zionąć wonią piekielną nieprzyjazną estetom. I jeszcze jedna kwestia, bardzo istotna: komary omijają brudasów i gonią za czyścioszkami, co to dezodorantem pachy chłodzą i perfumami spsikują szyję. Brudasem być — oto moja maksyma w Afryce."
"Alkoholizm wśród Pigmejów niestety jest plagą. W ogóle w Republice Środkowoafrykańskiej, tak jak w całej Afryce, pije się na potęgę. Bimber pędzi się ze wszystkiego, choć pewnie najczęściej z sorgo. Ale przed lokalną wytwórczością monopolową lojalnie uprzedzam. Trunek bowiem krzepi się wywarem z konopi indyjskich, powszechnie uprawianych tu w tak zwanych celach domowych. Słyszałem kiedyś, że dolewa się również ekstraktu ze starych baterii i kwasu akumulatorowego. Sprzedawana ongiś Indianom na Dzikim Zachodzie mityczna „woda ognista" z dużą ilością dziegciu przy afrykańskiej wariacji alkoholowych ingrediencji może wydać się zaiste niewinnym damskim koniaczkiem."
Polecam, polecam i raz jeszcze polecam. Sama będę czytać wszystko, co autor napisze, ponieważ ta literatura daje mi tyle radości i szczęścia, że szkoda sobie tego odmawiać.