-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2024-02-14
2019-03-18
"Pierwsza strofa (...) śpiewana unisono przez cały chór, o melodii pozornie prostej jak chorał. W następnych strofach głosy dzieliły się w coraz bardziej wymyślnych i kunsztownych przebiegach. Inwersja i rak, skomplikowane sploty tematów, tkały gęsty kontrapunktyczny kobierzec, z którego - jakby przypadkowo - w określonych miejscach przecinania się głosów niby z kunsztownie umieszczonych węzłów tkaniny wynurzał się obraz dodatkowej melodii, melodii, której właściwie nie śpiewał żaden głos, nie był jej świadomy żaden śpiewak, tak jakby spłynęła z ręki jakiegoś nadrzędnego twórcy, aby (...) powrócić do wielkiego unisono, które się z biegiem godzin znów stopniowo odradzało, by wreszcie, wyzwolone, rozwiązać się...".
Tak w książce opisuje autor utwór jednego ze swych bohaterów, ale uważny i cierpliwy czytelnik, który prócz fabuły (a raczej fabuł) śledził także kompozycję, konstrukcję "Budowniczego ruin", przyzna, że opis ten w całej rozciągłości można odnieść do samej książki. Istotnie bowiem przypomina ona rozrosłą, przebogatą kompozycję muzyczną, co może nie zaskakuje tak bardzo, ponieważ autor interesował się muzykologią (a prócz literatury parał się także komponowaniem, malarstwem i grafiką oraz historią, choć żadną z tych dziedzin zawodowo), podziw wzbudza jednak maestria, z jaką strukturę dzieła muzycznego zdołał przekuć w tak niezwykłą, piękną i wyrafinowaną powieść.
I tak, jak nie sposób zanucić bogatego dzieła muzycznego, prócz odtworzenia wiodącej linii melodycznej, tak nie da się zupełnie opowiedzieć tej książki. Szkatułkową budową kojarzy się z "Rękopisem znalezionym w Saragossie" Potockiego, ciągiem opowieści, snutych przez kolejne osoby - z "Decameronem" Boccaccia. Ale to przecież jedynie wierzchnia, naskórkowa warstwa. Mnie osobliwość wspomnianych opowieści, ich dowcipna niedorzeczność nasuwała skojarzenia trochę z bajdami barona Münchhausena, równie olśniewającymi co bzdurnymi, a trochę z dziwacznością i paradoksalnością Krainy Czarów, do której trafiła Alicja. Rosendorfer bawi czytelnika i zarazem zmusza do kojarzenia, sięgając głębiej w kanony naszej kultury i obficie zeń czerpiąc (w książce m.in. umieszcza don Giovanniego, a my poznajemy alternatywne zakończenie jego losów, oraz serwuje inteligentny i przezabawny pastisz fragmentów "Draculi" Brama Stockera).
Przede wszystkim jednak rzuca się w oczy magiczny, nierealny charakter całej fabuły. Tutaj snują się opowieści w opowieściach, opowieści w snach, sny w opowieściach i sny w snach. Chwilami nie wiadomo na pewno, kto śni kogo i co - i czy aby sam nie jest czyimś snem jedynie. To dziwne pomieszanie pozostaje w pamięci długo po odłożeniu książki, sprawiając, że ona sama wydaje się coraz bardziej odrealniona i oniryczna. Kto wie zatem, czy najpełniejszą i najtrafniejszą jej recenzją nie jest nadzwyczaj zwięzła opinia jednego z użytkowników LC, Kaja:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4746295/budowniczy-ruin/opinia/41810214#opin...
"Pierwsza strofa (...) śpiewana unisono przez cały chór, o melodii pozornie prostej jak chorał. W następnych strofach głosy dzieliły się w coraz bardziej wymyślnych i kunsztownych przebiegach. Inwersja i rak, skomplikowane sploty tematów, tkały gęsty kontrapunktyczny kobierzec, z którego - jakby przypadkowo - w określonych miejscach przecinania się głosów niby z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książeczka jest trochę jak tytułowy miesiąc - dużo w niej melancholii, wręcz smutku i wydaje się, że w chłodzie przedzimia marzną nie tylko łapki i pyszczki małych stworzonek, ale też ich osamotnione, trawione dziwnymi tęsknotami serduszka. Garstka samotników - obsesyjna czyścioszka Filifionka, marzący o morskich podróżach Paszczak, obdarzony wybujałą wyobraźnią Homek, nieco ekscentryczny staruszek Wuj Truj, Włóczykij i Mimbla - jakby ulegając dziwnym podszeptom, niezależnie od siebie przybywają do Doliny Muminków i pod nieobecność Muminków zamieszkują ich dom.
W mądry i niezauważalny sposób ta historia uczy nas, że najwięcej ciepła dostajemy wtedy, gdy sami je komuś damy. Bo grupka z pozoru niedopasowanych do siebie bohaterów książeczki nieoczekiwanie staje się sobie bliska, zawiązuje się między nimi sympatia i zrozumienie, co okaże się też drogą do otrząśnięcia się z melancholii i dziwnych rozterek.
Klimatem i nieśpieszną fabuła "Listopad" przypomina mi "Tatusia Muminka i morze", choć niesie więcej optymizmu. Moim skromnym zdaniem, obowiązkowa lektura na jesień.
Ta książeczka jest trochę jak tytułowy miesiąc - dużo w niej melancholii, wręcz smutku i wydaje się, że w chłodzie przedzimia marzną nie tylko łapki i pyszczki małych stworzonek, ale też ich osamotnione, trawione dziwnymi tęsknotami serduszka. Garstka samotników - obsesyjna czyścioszka Filifionka, marzący o morskich podróżach Paszczak, obdarzony wybujałą wyobraźnią Homek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-05
2019-06-20
Jestem oczarowana i oszołomiona tą książką. Wprawdzie wysłuchanie całego audiobooka zajęło mi sporo czasu, było to jednak spowodowane przede wszystkim moją własną potrzebą dawkowania sobie tej uczty literackiej, bo smakowanie tak dobrej literatury warto rozciągnąć na dłużej.
Autor przedstawił przebogaty, barwny i pełen rozmachu portret świata starożytnego z całym jego pięknem i różnorodnością ale i - w naszym współczesnym pojęciu - dzikim okrucieństwem i barbarzyństwem. Egipt, Syria, Babilonia, kraj Hetytów, Kreta - te ziemie oglądamy oczami tytułowego bohatera, lekarza z uboższej warstwy, który jednak dzięki pracowitości, szczęściu, wielkiej otwartości na świat i ludzi oraz doświadczeniu zdobytemu w trakcie wielu podróży, dochodzi do wysokich stanowisk i zostaje lekarzem oraz przyjacielem wielu królów i wielkich dowódców. Jest świadkiem gwałtownych przemian, upadków dynastii i bogów oraz krwawych wojen, a nie mniej burzliwa historia jego życia stanowi znakomite dopełnienie treści historycznej.
Do tego piękny język, wysmakowany styl i starannie skomponowana opowieść o życiu i ludzkiej naturze (która, oczywiście!, nic a nic się nie zmieniła) - no, po prostu palce czytelnicze lizać! Gdyby tak zechciano pisać podręczniki, nauka historii, która była dla mnie udręką przez cały okres mojej edukacji, stałaby się wręcz rozkoszą.
Jestem oczarowana i oszołomiona tą książką. Wprawdzie wysłuchanie całego audiobooka zajęło mi sporo czasu, było to jednak spowodowane przede wszystkim moją własną potrzebą dawkowania sobie tej uczty literackiej, bo smakowanie tak dobrej literatury warto rozciągnąć na dłużej.
Autor przedstawił przebogaty, barwny i pełen rozmachu portret świata starożytnego z całym jego...
2017-03-29
Powrót do oszałamiającego, a zarazem dziwacznego świata, stworzonego przez Mervyna Peake'a, angielskiego pisarza i ilustratora książek. Po dramatycznych wydarzeniach, kończących pierwszą cześć cyklu, zamczysko Gormenghast i ludzie, zamieszkujący jego świat, pozornie odzyskują równowagę i życie toczy się tutaj dalej, jednak wiele wskazuje na to, że kolejne wstrząsy i zmiany czekają ów hermetyczny mikrokosmos. Spokojowi i odwiecznej, niewzruszonej tradycji prastarej siedziby rodu Groanów zagraża zło aż z trzech stron. Po pierwsze, niczym kolonia trującej pleśni, rozrastają się coraz dalej wpływy i znaczenie obmierzłego intruza, poznanego już w pierwszej części trylogii. Parweniusz ogarnięty żądzą władzy, o umyśle wypełnionym plugawymi planami i z ohydnymi uczynkami na koncie, stanowi niebezpieczeństwo nie tylko dla dziedzictwa Gormenghast, ale wręcz dla jego fizyczności. Po drugie, sam ostatni z rodu, siedemdziesiąty siódmy hrabia Groan, Tytus, dojrzewa w coraz większej niechęci do męczących, niezrozumiałych i niedorzecznych tradycyjnych ceremoniałów i w coraz silniejszym pragnieniu wolności i samodzielności. A wreszcie siła trzecia, sama Natura, w kluczowej chwili uderza w rozległy, uśpiony masyw tego na pół żywego tworu, jakim jest zamek.
Ciekawostką jest wprowadzenie do fabuły grona profesorów ze szkoły, do której uczęszcza młody Tytus - ciekawostką, ale i niespodzianką, bo czytający wcześniejszego "Tytusa Groana" nie odnajdą tam wzmianki, by jakiekolwiek nauki miała pobierać starsza siostra Tytusa, Fuksja, wzrastająca raczej jak dziczka, bo trudno wychowaniem nazwać nieporadne zabiegi i pojękiwania odpowiedzialnej za nią niani. Czterdziestu nauczycieli, przedstawionych przez Peake'a jako zbieranina mniejszych lub większych głuptasów, pyszałków i flejtuchów, choć złożona z postaci bardzo indywidualnych i niepowtarzalnych, zdaje się chwilami istotnie jednym "ciałem pedagogicznym", wielogłowym i wielorękim, sunącym na kilkudziesięciu nogach przez meandry i pola minowe wzajemnych uszczypliwości i powiewającym płachtami czarnych tog. Ten bohater mnogi jest zresztą w - ogólnie dosyć dramatycznej - powieści najsilniejszym nośnikiem dowcipu i groteski, budząc w czytającym rozbawienie ale i konsternację w obliczu wyobraźni autora, tak nieposkromionej i bezpardonowej, że zdołała powołać do życia choćby dyrektora Deadyawna w jego niewiarygodnym "pojeździe", a następnie zafundować mu równie nieprawdopodobny wypadek!
Przepyszny, przebogaty styl, nasuwający podczas lektury skojarzenia z czymś równie ciężkim, szlachetnym i drogocennym jak złotogłów. Istotnie, poznawanie kolejnych zdarzeń w tej wymyślnej, zachwycającej plastycznością opisów historii, wymaga tyleż wysiłku, co rozsuwanie masywnych kurtyn, choć nie tężyzny fizycznej oczekuje od czytelnika, ale skupienia, uwagi i umiejętności powolnego smakowania tej gęstej, pełnej treści i urody prozy.
Powrót do oszałamiającego, a zarazem dziwacznego świata, stworzonego przez Mervyna Peake'a, angielskiego pisarza i ilustratora książek. Po dramatycznych wydarzeniach, kończących pierwszą cześć cyklu, zamczysko Gormenghast i ludzie, zamieszkujący jego świat, pozornie odzyskują równowagę i życie toczy się tutaj dalej, jednak wiele wskazuje na to, że kolejne wstrząsy i zmiany...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nad Doliną Muminków pojawia się groźny kosmiczny przybysz, kometa, której upadek będzie prawdziwą katastrofą. Wszystkie małe stworzonka, nie tylko z Doliny, z trwogą spoglądają w niebo, a Muminek z najlepszym przyjacielem Włóczykijem oraz z Ryjkiem organizują daleką i niebezpieczną wyprawę do obserwatorium astronomicznego, by tam dowiedzieć się, kiedy kometa dotrze do ich świata.
Tove Jansson niezwykle sugestywnie, choć bez epatowania strachem, buduje nastrój zagrożenia - znany małym trollom świat ulega przedziwnym zmianom. Wygląda upiornie, oblany zimnym światłem komety. Wędrówka dnem wyschniętego morza i bohaterska walka Muminka z krwiożerczym krzewem to elementy jakby żywcem wyjęte z tak modnych od pewnego czasu książek i filmów post-apokaliptycznych, a całość jest skąpana w lęku przed nieubłaganie nadciągającym nieszczęściem.
Podobnie jak znacznie pogodniejsze "Lato Muminków", "Kometa..." może być dobrym sposobem na bezpieczne oswajanie młodszych czytelników ze strachem i zachętą do poznawania świata, szczególnie że ostatecznie wędrowcy wraz z grupką nowych przyjaciół powracają szczęśliwie do domu - najlepszej kryjówki w każdy niebezpieczny czas.
Nad Doliną Muminków pojawia się groźny kosmiczny przybysz, kometa, której upadek będzie prawdziwą katastrofą. Wszystkie małe stworzonka, nie tylko z Doliny, z trwogą spoglądają w niebo, a Muminek z najlepszym przyjacielem Włóczykijem oraz z Ryjkiem organizują daleką i niebezpieczną wyprawę do obserwatorium astronomicznego, by tam dowiedzieć się, kiedy kometa dotrze do ich...
więcej mniej Pokaż mimo to
Muminki stają w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, jakim jest nawiedzająca ich Dolinę powódź, muszą pogodzić się z utratą ukochanego domu, a co gorsza, przypadkowo ich rodzina rozdziela się. Do dziś pamiętam dreszczyk grozy, jaki zawsze towarzyszył mi w dzieciństwie, gdy czytałam o strasznym przebudzeniu Muminka i Panny Migotki, którzy odkrywają, że ich rodzina odpłynęła, a oni zostali sami; o tym, jak trafili do więzienia; o dziwnej istocie, mieszkającej w ciemnym kącie za papierową palmą; o przerażającym dozorcy parku...
Tove Jansson serwuje swoim bohaterom i czytelnikom te "dopusty", jako umiejętne oswajanie ze strachem i światem poza najbliższą okolicą, nieustannie jednak pokrzepiając ich nadzieją na dobre zakończenie. Bo przecież wszyscy w tej niezwykłej opowieści poznają nowych przyjaciół i będą mogli liczyć na pomoc i wsparcie, a na koniec wszyscy powrócą do domu, ostoi bezpieczeństwa i spokoju.
Lektura wymarzona do tego, by serduszka maluchów napełniać odwagą i ciekawością świata.
Muminki stają w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, jakim jest nawiedzająca ich Dolinę powódź, muszą pogodzić się z utratą ukochanego domu, a co gorsza, przypadkowo ich rodzina rozdziela się. Do dziś pamiętam dreszczyk grozy, jaki zawsze towarzyszył mi w dzieciństwie, gdy czytałam o strasznym przebudzeniu Muminka i Panny Migotki, którzy odkrywają, że ich rodzina odpłynęła,...
więcej mniej Pokaż mimo to
W wieku kilku-kilkunastu lat miałam problem z tą książeczką. Z jednej strony darzyłam ją miłością równie silną, co pozostałe (wtedy wydane były tylko 4 tomiki - W Dolinie Muminków, Zima Muminków, Lato Muminków i właśnie Opowiadania...). Z drugiej - jakoś nie mogłam sobie poradzić z jej klimatem. Bo zamiast potoczystej opowieści o wartkiej akcji mamy tu do czynienia z historiami często pełnymi melancholii, wręcz smutku, w wielu dominuje nastrój samotności i niejasnego zagrożenia. Powiedziałabym, że jest to książeczka o Muminkach w mocno "skandynawskim" klimacie. W owych czasach pociągała mnie i zarazem trochę przerażała. Dopiero jako dorosły czytelnik zrozumiałam jej wielką mądrość i rozsmakowałam się w niej.
To nie jest lektura niewskazana dla maluchów - właśnie niech czytają, niech im się trochę powiększają oczy i bledną buziaki. Ale niech czytają i dorośli, oni przede wszystkim ją docenią.
W wieku kilku-kilkunastu lat miałam problem z tą książeczką. Z jednej strony darzyłam ją miłością równie silną, co pozostałe (wtedy wydane były tylko 4 tomiki - W Dolinie Muminków, Zima Muminków, Lato Muminków i właśnie Opowiadania...). Z drugiej - jakoś nie mogłam sobie poradzić z jej klimatem. Bo zamiast potoczystej opowieści o wartkiej akcji mamy tu do czynienia z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-28
Ktokolwiek pijesz z źródła romantycznych wierszy,
Rychło z wieloma spytasz: kto z wieszczów najpierwszy?
Ja się tutaj o swoją opinię pokuszę.
Juliusz wielkim poetą, lecz Adam - geniuszem.
Ktokolwiek pijesz z źródła romantycznych wierszy,
Rychło z wieloma spytasz: kto z wieszczów najpierwszy?
Ja się tutaj o swoją opinię pokuszę.
Juliusz wielkim poetą, lecz Adam - geniuszem.
Reportaż przerażający i doskonały. Trudno się oderwać, a zarazem już nie chce się więcej słyszeć o tych okropnościach. Chyba jeszcze nigdy żadna książka nie doprowadziła mnie w trakcie lektury tyle razu do płaczu.
Reportaż przerażający i doskonały. Trudno się oderwać, a zarazem już nie chce się więcej słyszeć o tych okropnościach. Chyba jeszcze nigdy żadna książka nie doprowadziła mnie w trakcie lektury tyle razu do płaczu.
Pokaż mimo to