-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-10-04
2023-08-10
Książek o złodziejach nie znam żadnych. Jednakże czyż to nie ciekawe, co takiej osobie dzieje się w głowie? Czy zawsze kradziej jest tym złym? Co kieruje jego postępowaniem? A może za tym kryje się jakaś historia z dzieciństwa? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi! A jednak! To właśnie Julia Brylewska odważyła się na krok w stronę złodziejskiego świata, żeby pokazać nam, że i taki temat jest doskonałym materiałem na świetną książkę.
Tytułowy Vincent jest złodziejem. Kradnie biżuterię, by mieć na swoje przyjemności, ale i życie. Robi to z niesamowitą łatwością, a jego umiejętność owijania ludzi wokół palca, śmiało mogę nazwać mistrzowską. Jednak po latach mężczyzna czuje znużenie, tymi samymi sztuczkami, które stosuje, tymi samymi łupami. Traf sprawia, że w zasięgu jego ręki pojawia się niezwykły klejnot, zwany czarnym diamentem.
Ta historia to nie tylko opowieść o tym jak szemrany typ, chciał zrobić akcję niczym w „Ocean’s Eleven”. To również historia o tym jak pokaźny styl życia i pieniądze potrafią przysłonić uczucia między dwojgiem ludzi. Oczywiście nie ma co kryć, że tytuł jest okraszony namiętnymi scenami, ale Autorka jak zawsze, napisała je ze smakiem, a nie jak z taniego pornola. W ogóle jestem od dawna oczarowana książkami pani Brylewskiej, operuje słowem tak, że nie sposób oderwać się od jej powieści. Po fabule się płynie z ogromną lekkością, cieszyłam się, gdy grzeszki narzeczonego Eleanor wyszły na jaw i jaką decyzję podjęła w dalszych krokach – mogę określić to jako wisienka na torcie, bo jednak Pisarka nie zrobiła z tego uroczej słodko – pierdzącej historii. Bohaterowie mają ikrę, pokazują, jak można wstać z kolan i jednak coś osiągnąć.
Całościowo polecam bardzo, bo pani Julia daje do pieca za każdym kolejnym tytułem. Nie wyobrażałam sobie, że można napisać książkę z takim motywem, która będzie interesująca, a jednak Autorka to zrobiła. Nie spodziewałam się, że tak bardzo będę dopingować Vincentowi w jego postanowieniu – a jednak! Trochę mi smutno, że nie dowiemy się, jakie plany może dalej mieć para, ale z ogromną chęcią czytałabym ich dalsze losy! Może jednak Pisarka pozwoli sobie na popchnięcie tych bohaterów w inną stronę? Będę żyła z nutką takiej nadziei…
Książek o złodziejach nie znam żadnych. Jednakże czyż to nie ciekawe, co takiej osobie dzieje się w głowie? Czy zawsze kradziej jest tym złym? Co kieruje jego postępowaniem? A może za tym kryje się jakaś historia z dzieciństwa? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi! A jednak! To właśnie Julia Brylewska odważyła się na krok w stronę złodziejskiego świata, żeby pokazać nam,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-31
Literatura, którą czytam, zaskakuje mnie samą. Od dawna zarzekam się, że nie wezmę więcej się za gangsterkę, a zaraz potem na warsztat wyjeżdża mi taka właśnie powieść (a kolejną mam w zanadrzu!). Chociaż tym razem Autorka oddała w moje – nasze dłonie, trochę inny motyw przewodni. I to właśnie sprawiło, że nie mogłam się oprzeć i uznałam, że nawet jeśli spłonę w piekle od moich zarzekań, to MUSZĘ przeczytać ten tytuł!
Anny życie zmienia się po tym, jak w jej osiemnastkę jest świadkiem śmierci ukochanego brata. W tamtej chwili traci marzenia, cele i radosne życie. Do przetrwania codzienności napędza ją tylko siła zemsty i walki o sprawiedliwość. Dziewczyna po latach spotyka Alexandra, jednego z najniebezpieczniejszych gansusów w mieście i odzyskuje wiarę w to, że dopadnie mordercę. Jednak nie zdaje sobie sprawy, że mężczyzna wie o niej więcej niż ona sama…
Co to była za historia! O żesz Ty w mordę! Przeważnie książki, które mam okazję czytać, opierają się o męskim „Donie”, na którego widok, wszystkie kobiety mdleją w przedbiegach. Tutaj tą mocną, mroczną stroną okazuje się kobieta, a tego w literaturze jest ogromnie mało! Pokuszę się o stwierdzenie, że to chyba moja pierwsza taka książka, gdzie to kobieta rozdaje karty. Przyznaję, jestem przyjemnie oczarowana tym tytułem. W worku krętactw, tajemnic i intryg, Autorka zadbała, by postacie był prawdziwe, nienaciągane niczym w filmach. Zemsta gra tutaj pierwsze skrzypce, a wola walki o prawdę i sprawiedliwość, nie pozwala odłożyć książki na bok.
I chociaż mafia i gansterka czasy świetności poniekąd ma za sobą, nadal za każdym razem czuję się zaskoczona czymś nowym. Przecież chyba właśnie o to chodzi, żeby oklepane stereotypy miały tytuły, za które możemy spokojnie się złapać, wiedząc, że nas ani nie zawiodą, ani nie zanudzą. Pani Gabriela stworzyła naturalne postacie, uwydatniła kobiecość i to jak właśnie „słaba płeć” potrafi być nieokrzesana, niebezpieczna i zatwardziała w swojej nienawiści. Autorka do tego pisze lekko i sprawnie posługuje się surowym językiem przestępczego półświatka. Polecam, bo to zupełnie inna liga, jeśli chodzi o kryminalno – mafijny temat 🙂
Literatura, którą czytam, zaskakuje mnie samą. Od dawna zarzekam się, że nie wezmę więcej się za gangsterkę, a zaraz potem na warsztat wyjeżdża mi taka właśnie powieść (a kolejną mam w zanadrzu!). Chociaż tym razem Autorka oddała w moje – nasze dłonie, trochę inny motyw przewodni. I to właśnie sprawiło, że nie mogłam się oprzeć i uznałam, że nawet jeśli spłonę w piekle od...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-24
Mówi się, że pierwszą miłość pamięta się do końca życia. Agnieszka pochodzi z dobrego domu, ma kochającą rodzinę i talent muzyczny. Kajtek to chłopak z rozbitej rodziny, a to właśnie on jest powodem pierwszych motyli w brzuchu u dziewczyny. Jednak kiedy pojawiają się pierwsze zgrzyty między młodymi, dziewczyna przymyka oko na coraz gorsze wybryki ukochanego...
Łamało mi się serce i łamała mi się dusza, gdy młoda kobietka po kolei rezygnowała z różnych, ważnych dla niej spraw, na rzecz miłości; na rzecz takiego.... człowieka. To takie smutne, przykre, że jej pierwsza wielka miłość, zamiast być fantastycznym wspomnieniem, okazuje się być tak bardzo bolesna i skazana na wyrzekanie się siebie. W końcu to pierwsze zakochanie się powinno opływać kwiatkami, pszczółkami i właśnie motylkami... Nie dziwię się, że Agnieszka gasła w oczach z dnia na dzień. To była toksyczna relacja w każdym calu... Mówi się też, że każdy uczy się na błędach, a mimo to płakałam nad losem Agi.
Pani Karolina pięknie uwydatniła prawdę, jak łatwo zatracić siebie, zapomnieć o sobie i uzależnić się od drugiego człowieka. Historia poprowadzona jest z perspektywy samej dziewczyny, jednak przyjemny styl pisania i dosadna opowieść robi robotę. To nie jest cukierkowa, młodzieńcza historia o zakochaniu się, jakie nie jedno z nas miało w swoim życiu. To nie oklepany schemat tęczowej miłostki. To świetna książka o miłości, którą warto znać nie tylko z racji tytułu, ale z racji faktu, że jest ona mroczna, jak już wspomniałam toksyczna i bolesna jak to właśnie w życiu bywa.
Całokształtem polecam nie tylko nastoletniemu czytelnikowi. Uważam, że to również świetna pozycja dla dorosłych czytelników. Podoba mi się przede wszystkim fakt, że pisarka pokazała to negatywne, prawdziwe, mroczne oblicze tak pięknego uczucia jak miłość. Oczywiście nie jest powiedziane, że takie uczucie trafia się tylko sportowcom i szkolnym myszkom, bo przecież zakochanie nie zna ani dnia, ani godziny, ani wybranków, w których uderza. Polecam, świetna surowa powieść dla każdego czytacza!
Mówi się, że pierwszą miłość pamięta się do końca życia. Agnieszka pochodzi z dobrego domu, ma kochającą rodzinę i talent muzyczny. Kajtek to chłopak z rozbitej rodziny, a to właśnie on jest powodem pierwszych motyli w brzuchu u dziewczyny. Jednak kiedy pojawiają się pierwsze zgrzyty między młodymi, dziewczyna przymyka oko na coraz gorsze wybryki ukochanego...
Łamało mi...
2023-06-25
Uwielbiam książki, które mają jakiegoś zbrodniarza, nawet jeśli jest to erotyk. Jednak nie pamiętam powieści (wiele ich mam za sobą, mogłam zwyczajnie w świecie zapomnieć), w której kobieta odsiaduje wyrok. Jest to dla mnie ogromną petardą, bo kurczę, widzieliście babkę za kratami? Chyba jedynie nieletnie przestępczynie w serialu na Netflixie.
Maja zostaje skazana na odsiadkę po tym, jak przyklepano jej morderstwo przyjaciela brata. Po wyjściu pragnie zacząć życie na nowo, więc przeprowadza się na wieś. Niestety, jak to w życiu bywa, przeszłość nie pozwoli jej o sobie zapomnieć – jej sąsiadem okazuje się być znany jej strażnik więzienny. Na domiar złego, w miejscowości, w której rozpoczyna nowe życie, dochodzi do zabójstwa i z automatu kobieta trafia na listę podejrzanych.
Jakie to było dobre! Nie spotkałam się z bohaterką, która jest recydywą, a powieść, która ostatecznie nie jest wielkich rozmiarów, rozwaliła mnie na łopaty! Brawo, wielkie, ogromne brawo dla pani Bielskiej, że od samego początku porwała nas w wir fabuły! Podoba mi się to, że „winnym” nie jest mężczyzna – Autorka nie pozwoliła sobie na przewidywalność, a uważam, że takie kroki są mocno odważne. To sprawia, że historia ma potężny pazur.
Nawet nie wiecie, jak bardzo złamało mi się serce, przez to wszystko, co spotkało Maję. Kobieta mimo niewinności, nie miała NIKOGO, kto by ją wsparł… Pozostawiona na pastwę losu przez rodzinę, samotna, rozczarowana, wrzucona w koszmar, który nie miał mieć końca… Płakałam. I to niejednokrotnie. Żal rozrywał mi serce. Podziwiam ją za wolę walki i podziwiam, że dała radę. Podziwiam, że nie poddała się pechowi, tylko z całych sił, jakie jej pozostały zawalczyła o swoje dobro i szczęście. To przykład babki, której nie poddaje, chociażby nie wiem co! Darek zaś wzbudzał we mnie sporo niepewności, chociaż chwała mu za to, że nie okazał się czarnym charakterem. Przyznaję się bez bicia, że chwilę mi zeszło, zanim zyskał moje zaufanie i przychylność. Nawet jeśli nic mi nie zrobił.
Strzałem w dziesiątkę jest intryga, w której za Chiny nie idzie odgadnąć, kto jest winowajcą i jakie zakończenie otrzymamy! Polecam gorąco każdemu! Ta książka jest perełeczką i warto do niej wracać, nawet kilka razy!
Uwielbiam książki, które mają jakiegoś zbrodniarza, nawet jeśli jest to erotyk. Jednak nie pamiętam powieści (wiele ich mam za sobą, mogłam zwyczajnie w świecie zapomnieć), w której kobieta odsiaduje wyrok. Jest to dla mnie ogromną petardą, bo kurczę, widzieliście babkę za kratami? Chyba jedynie nieletnie przestępczynie w serialu na Netflixie.
Maja zostaje skazana na...
2023-05-04
Uważam, że nie ma nic lepszego na świecie niż dobre zakończenie w książce. Może to być szczęśliwa miłość, dobre ostatnie dni życia, pokonanie choroby, dogadanie się z dzieckiem, odnalezienie swojego miejsca na ziemi czy cokolwiek innego, z pozytywnym wydźwiękiem. Ale czy dobre zakończenie jest zawsze dobre? Czy to, co uważamy za dobre zakończenie, jest tym właściwym? Tego chyba nikt się nie dowiedział przez ostatnie stulecia, bo przecież co zakończenie to i indywidualny odbiór czytelnika.
Siedemnastoletnia Jessika ma zamieszkać z bratem, z powodu wyjazdu służbowego rodziców. To dla niej nowy początek, nowy dom i nowa szkoła. Początkowo wszystko zapowiada się idealnym życiem, jednakże już pierwszego dnia, dziewczyna oblewa wodą Ashtona Martina… Największego wroga jej brata. Oczekiwałam lekkiej, pozytywnej książki, która pozwoli mi odpocząć od życiowych zawirowań. Dostałam przyjemną młodzieżówkę, w którą wciągałam się od pierwszych słów. Zagadka konfliktu obu panów była aspektem, który zaiskrzył fabułę do czerwoności. Wątek uczuciowy nie był cukierkowo – jednorożcowy, co bardzo się chwali w takich książkach, nadmiar motylków i słodkości często sprawia odwrotne wrażenie, niżeli zamierzony cel.
Jednym z największych atutów tej powieści jest fakt, że Autorka w bardzo przyjazny sposób, wykreowała relację rodzice – Jessika. Pełne zrozumienie, sięganie po pomoc – tego dzisiaj w realnym świecie ogromnie brakuje. Bohaterowie są idealnie stworzeni. Nick mimo młodego wieku, ponosi ogromną odpowiedzialność za siostrę, pokazał, że jest STARSZYM bratem i za wszelką cenę chce chronić siostrę. Ashtona zamiarem było wykorzystanie dziewczyny, ale chwalę pana, że pani Weronika pokierowała tę fabułę na inne tory i nie pozwoliła, by wyszły mameje.
Było lekko, przyjemnie, młodzieżowo, życiowo – czy mogę chcieć czegoś więcej? Jestem ogromnie zadowolona z lektury, spełniła moje oczekiwania na czytadło do odpoczywania i podobało mi się to, co trzymałam w dłoniach. Książka nawet jeśli mogłaby być przewidywalna, nadal ma to „coś”, co nas przyciąga i chcemy cieszyć się zdarzeniami do samego końca.
Uważam, że nie ma nic lepszego na świecie niż dobre zakończenie w książce. Może to być szczęśliwa miłość, dobre ostatnie dni życia, pokonanie choroby, dogadanie się z dzieckiem, odnalezienie swojego miejsca na ziemi czy cokolwiek innego, z pozytywnym wydźwiękiem. Ale czy dobre zakończenie jest zawsze dobre? Czy to, co uważamy za dobre zakończenie, jest tym właściwym? Tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-12
Od dawien dawna boli mnie serce, że w Polsce fantastyka opiera się głównie na Wiedźminie. Nie udało mi się przebrnąć przez książki Sapkowskiego, więc szukam od zawsze alternatywy w innych Autorach. Zawsze chwalę niebiosa za Autorów, którzy podejmują się tego ryzyka i tworzą historie według swojego widzimisię. Dzięki temu moja wiara w to, że fantastyka jest nieskończona i ma szansę zabłysnąć jaśniej, nigdy nie umiera.
Vayenne nie chce się poddać i za wszelką cenę (nawet własnego życia!) chce ratować umierającego brata. Rusza do Ajterów, pięknych, zdrowych, ze wspaniałymi mocami, których ma zamiar błagać o ratunek. To właśnie tam, w idealnym świecie, rozgrywa się prawdziwa historia i życie dziewczyny, w którym odczuje mocny kontrast między dwoma światami. Podoba mi się, że Autorka zabiera nas do świata fantastyki, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet jeśli motyw biednej dziewuszki trafiającej do bogatego miejsca już był, Pisarka nie pozwala nam odczuć tego swoim lekkim piórem, które czyta się przyjemnie.
Fabułą nie pędzi na łeb na szyje, jest stabilna tempem, wszystko następuje po sobie i ma swoje miejsce w historii. Bardzo lubię taki poukładany sposób przedstawienia opowieści, bo mam pewność, że niczego nie pominęłam i nie będę się głupio wracać kilka stron wcześniej, czy aby na pewno nic nie przeoczyłam. Jeśli chodzi o postacie, najlepiej dogaduje się z rodzeństwem, pozostałe persony robiły na mnie dziwne wrażenie, uważałam, że to ja muszę być ostrożna w tym komu ufam i traktować je z dozą niepewności czy ostrożnością.
Świat jest ciekawie wykreowany, mamy mocną linię między biedą, a szlachtą i tego jak jedni na drugich spoglądają. Historia jest mocno okraszona siatką kłamstw, mnogością tajemnic i odkrywaniem nieznanego, co sprawia, że książka jest naprawdę ciekawa i przyjemna w odbiorze. Ze strony na stronę, czujemy coraz więcej dreszczyku emocji, chcemy wiedzieć, czy główna tajemnica nie wypłynie przypadkiem na jaw, sprawdzamy komu Vayenne ufa i jak toczą się losy w świecie, o którym tak naprawdę nie ma pojęcia. Zdecydowanie jest to kawał dobrej książki, dla kogoś takiego ja – lubującego się w literaturze, gdzie każda ma magia ma swoje pięć minut sławy!
Od dawien dawna boli mnie serce, że w Polsce fantastyka opiera się głównie na Wiedźminie. Nie udało mi się przebrnąć przez książki Sapkowskiego, więc szukam od zawsze alternatywy w innych Autorach. Zawsze chwalę niebiosa za Autorów, którzy podejmują się tego ryzyka i tworzą historie według swojego widzimisię. Dzięki temu moja wiara w to, że fantastyka jest nieskończona i ma...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-25
Jedną z moich największych czytelniczych wad i takich swoistych grzeszków jest fakt, że czytam opisy na książkach. Uwielbiam wiedzieć, co Autor ma dla mnie naszykowane, żeby później nie było niepotrzebnego nie porozumienia, o czym powieść ma być. Chociaż trafia się i tak, że zakochuję się w okładce i tak właśnie trafiam na historię, która potrafi wyrwać mnie z butów.
Justyna w końcu ma życie jak z bajki. Wymarzony domek, z ukochanym u boku i dzieciakami. Sielanka pełną parą. Do dnia, w którym kobieta spotyka człowieka, który zgwałcił ją przed laty. Na domiar złego to szanowany prawnik, na którym przysłowiowa „mucha nie siada”. Przede wszystkim i najważniejszym jest fakt, że podziwiam Autorkę za podjęcie się takiego tematu. Jest wiele powieści z przemocą, z problemami na podłożu psychicznym, ale spotkania ofiary z oprawcą jeszcze nie miałam okazji spotkać. Jeśli chodzi o naszą bohaterkę, miałam z nią zgrzyty w naszej relacji. Chwilami nie mogłyśmy się dogadać, ale ostatecznie zadawałam sobie pytanie: „co byś dziewczyno, zrobiła na jej miejscu?” – nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić…
Powieść mocno mnie poruszyła. Relacja kobiety z małżonkiem w sumie oparta była na kłamstwie, miała poważne zachwiania i spięcia, ale dialogi i sytuacje były ogromnie naturalne, za co należy się pokłon pani Katarzynie. Nie mieliliśmy drewna, tylko dochodzimy do wniosku, że przecież kilo soli zeżreć można, a i tak nie dowiemy się, co dzieje się u sąsiada za zamkniętymi drzwiami. Wzruszałam się, czułam nie pokój i dreszczyk na plecach. Wciągłam się w książkę od pierwszych słów, a przecież tajemnice, które w końcu ujrzą światło dzienne, zawahają mocno na jej codzienności.
Pani Misiołek idealnie oddaje uczucia, które kłębią się w ofierze, tak ogromnej traumy. Nie umiem nawet pomyśleć, co Justyna musiała przeżywać, mimo że pisarka oddaje emocje jeden do jednego. Podczas lektury naturalnie wychodzi nam zatapianie się w przemyśleniach. Podobała mi się ta historia – jej prawdziwość i naturalność. Nie ma tutaj specjalnego naciągania, by fabuła wyszła rzeczywista. Kłamstwo ma krótkie nóżki, demonów przeszłości nie można zatuszować nowym życiem, a milczenie niekoniecznie jest złotem. Ogromnie polecam!
Jedną z moich największych czytelniczych wad i takich swoistych grzeszków jest fakt, że czytam opisy na książkach. Uwielbiam wiedzieć, co Autor ma dla mnie naszykowane, żeby później nie było niepotrzebnego nie porozumienia, o czym powieść ma być. Chociaż trafia się i tak, że zakochuję się w okładce i tak właśnie trafiam na historię, która potrafi wyrwać mnie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-03
Nawet nie wiecie, jak długo obiecywałam sobie, że powrócę do czytania fantastyki. W końcu nieżyjąca już Margit Sandemo podbiła moje serce wcześniej niż J.K. Rowling z serią o nastoletnim czarodzieju. Saga o Czarnoksiężniku to pierwsza seria fantasy, która odsłoniła przede mną świat magii, zaklęć, klątw, nadprzyrodzonych stworzeń, duchów i wszelakich skrzatów oraz elfów. Dzisiaj na nowo staram się złożyć serie w całość, chociaż zdobycie tomików nie jest łatwe. Jednakże nie chcąc się zamykać w starych tytułach, wielokrotnie wyglądam na nowości okraszone magią, w której ówcześnie się rozsmakowałam.
Alicja jest po rozwodzie, ma dość swojej pracy i wyścigu szczurów wielkiego miasta. Postanawia wrócić do miejsca, w którym ma dobre wspomnienia i pozytywną energię. Okazuje się, że już ktoś na nią czeka, a babcine opowieści z dzieciństwa, nie koniecznie są tylko bajkami… Ależ to była wyśmienita powieść! Jak bardzo brakowało mi tej szczypty magii w prawdziwym, realnym życiu! Pani Izabela wykazała się nie lada kreatywnością i rewelacyjnie wplotła wspomnianą magię do historii kobietki po przejściach. Historia jest lekka i nie leci z fabułą na złamanie karku. Ma swój delikatny i płynny tryb, a zarazem nie nudzi, tylko prowadzi nas przez wydarzenia, które ciekawią i otaczają nas oczekiwaniem na to, co się wydarzy.
Pani Izabela jako autor zrobiła na mnie ciepłe wrażenie, jak na artystyczną duszę przystało – miałam okazję kiedyś usłyszeć takie słowa względem siebie i teraz, patrząc na kogoś w ten sposób, zrozumiałam, jaki miał być przekaz. Tak po prostu i zwyczajnie, przyjemnie było śledzić losy Alicji, wyczekiwałam, czym pisarka zaskoczy mnie, ale i samą bohaterkę! Nie wiedzieć czemu od zawsze personifikowałam sobie Los, Czas czy grające poniekąd pierwsze skrzypce w książce – Przeznaczenie. Tutaj wszystko ma sens, a moje wyobrażenie otoczenia, person i tego, co stworzyła Autorka, po prostu było ciepłe, kolorowe, miłe, magiczne, wręcz trochę delikatne.
Książka mnie ujęła w zupełności. Bardzo udana historia, w dodatku debiut, który ma ręce i nogi. Czyta się przyjemnie, powieść jest jak kameleon – zmienia się z chwili na chwilę i sprawia, że wcale, a wcale nie chcemy jej odkładać. Na zakończenie spotkamy dopisek, że to koniec części pierwszej… A ja już chcę kontynuację!
Nawet nie wiecie, jak długo obiecywałam sobie, że powrócę do czytania fantastyki. W końcu nieżyjąca już Margit Sandemo podbiła moje serce wcześniej niż J.K. Rowling z serią o nastoletnim czarodzieju. Saga o Czarnoksiężniku to pierwsza seria fantasy, która odsłoniła przede mną świat magii, zaklęć, klątw, nadprzyrodzonych stworzeń, duchów i wszelakich skrzatów oraz elfów....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-23
Nie często trafia się, że czytałam ciąg dalszy serii, której pierwszy tom był tylko okey. W końcu zawsze boję się, że im dalej w las tym może być gorzej. Czy jednak nigdy nie ciekawiło Was, mimo wszystko, co wydarzyło się dalej z bohaterami? Czy udało Wam się z lekkością porzucić historię i jej towarzyszy? Właśnie dlatego nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie sięgnąć, po kolejną część serii „Friends” wiedząc, że kroi się tam kawał perypetii postaci, które już znamy.
Nellson i Veronica są parą, jednak chłopak nie traktuje tego poważnie. Kendall i Zane nadal są razem, ale i oni muszą zmierzyć się z dorosłością, która nie okazuje się taka łatwa. Przepadłam w „True Friends” bez opamiętania! Tak bardzo dopinguje Kendall, dziewczyna zdecydowanie jest moją faworytką, taką comfort person. Przyznaję się, że to właśnie jej i Zane’owi kibicowałam i wyczekiwałam jak ich relacja będzie się ukierunkowywać, nabierać kształtu i rozwijać. Małe tajemnice wychodzą na jaw, gama uczuć towarzyszy nam od pierwszych stron, a wszystko jest okraszone młodzieżowym, autentycznym językiem i problemami młodości, którą ja osobiście mam już dawno za sobą.
Autorka rozbudziła moją ciekawość do granic możliwości, związała mój los z Kendall i nie pozwoliła mi na odłożenie powieści przed ostatnim jej słowem. Pani Aleksandra poprowadziła fabułę tak umiejętnie, że o mało nie zapominałam oddychać. Historia nadal ma ostry, trochę wulgarny język, ale właśnie taki powinien być. W końcu nie takie słownictwo słyszy się po autobusach czy w sklepach.
Niesamowicie się cieszę, że pisarka nie porzuciła bohaterów – nie zakończyła serii – na końcówce szkoły średniej. Ogromny aplauz za to, że postanowiła pokazać nam, czy nastoletnie uczucia przetrwają, jak potoczą się kariery i czy mogą pojawić się problemy, z którymi postacie mogłyby sobie nie poradzić. Jestem rozkochana w tej serii obłędnie. W końcu młodzieżowe lata są dawno za mną, a tutaj jednak można zderzyć się właśnie z tą młodością i przede wszystkim nie jest ona ani sztuczna, ani na siłę naciągana, by wyglądała autentycznie. Polecam bardzo, bardzo!
Nie często trafia się, że czytałam ciąg dalszy serii, której pierwszy tom był tylko okey. W końcu zawsze boję się, że im dalej w las tym może być gorzej. Czy jednak nigdy nie ciekawiło Was, mimo wszystko, co wydarzyło się dalej z bohaterami? Czy udało Wam się z lekkością porzucić historię i jej towarzyszy? Właśnie dlatego nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie sięgnąć, po...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-13
Uważam, że w Polsce brakuje nam mentalności, kiedy jeden drugiemu pomaga. Oczywiście nie wszyscy, nie wrzucam ogółu do jednego wora, jednakże znamy masę przypadków, kiedy to, zamiast pomagać sobie wzajemnie, podstawiamy sobie nogi, żeby jak najboleśniej upaść. Dlatego też często powieści, które mają ogromny rozgłos za granicą, u nas budzą niesmak, oburzenie lub też niezrozumienie w pełnej krasie. Czy to źle? W jakimś stopniu na pewno tak, ale może właśnie dzięki temu możemy trafić na książkową ucztę, przy tytule, który stricte nie jest do nas kierowany.
Dan i Ginny mieszkają na ranczu, gdzie ciężka praca jest codziennością. Kobieta nie boi się jej i daje z siebie 100 %. Mimo wszystko jednak zdradza małżonka, co niesie za sobą drastyczne konsekwencje. Ginny wypełza z dołu, który miał być jej grobem. Kradnie konia i ucieka w góry, za nią zaś rusza pościg. Przyznaję, że ta historia ogromnie mnie zaskoczyła. Jestem w stanie zrozumieć, że rodzina odwróciła się od niej po jej występku, jednak piekło, które jej zgotowali, było bestialskie, gwałtowne i traumatyczne. Podziwiam ją, że jednak podniosła się z kolan i nie pozwoliła sobie na powolną śmierć, nie poddała się.
Fabuła, nie ma co kryć, nie jest dla każdego. Jest drastyczna, mroczna, przesiąknięta złem i mrokiem ludzkiej egzystencji, mściwością, zgrzytającą moralnością. Przez większość powieści podróżujemy towarzysząc Ginny, jednak droga nie jest nużąca czy nudna – zaskakuje, pozwala na kontakt z naturą, której zimowym okresem brakuje mi ogromnie, popycha nas do zastanawiania się nad człowieczeństwem. Faktem jest, że książka zrobiła na mnie wrażenie. Brutalność gra tutaj pierwsze skrzypce, nadal na wspomnienie tego, co tam się działo, mam gęsią skórkę.
Język autorki jest przystępny, chociaż uważam, że potrzebujemy poświęcić sporo uwagi na to, co tam spotykamy. Nie chciałabym napisać, że to po prostu horror okraszony westernem. Chociaż może i byłoby to dobre określenie? Znajdziemy tutaj nawiązania również do innych dzieł literackich, ale to pozostawiam Wam do odkrycia, w końcu każdy ma swój gust. Ja jestem na „tak”, chociaż ten przekaz trzeba zrozumieć, odkryć i zastanowić się nad nim.
Uważam, że w Polsce brakuje nam mentalności, kiedy jeden drugiemu pomaga. Oczywiście nie wszyscy, nie wrzucam ogółu do jednego wora, jednakże znamy masę przypadków, kiedy to, zamiast pomagać sobie wzajemnie, podstawiamy sobie nogi, żeby jak najboleśniej upaść. Dlatego też często powieści, które mają ogromny rozgłos za granicą, u nas budzą niesmak, oburzenie lub też...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-04
Muszę przyznać, że ostatnie dni z każdego możliwego kąta (i o mało nie z lodówki!) wyskakuje mi Boże Narodzenie. Normalnie jakby mogło, to chodziłoby za mną krok w krok. I uważam, że to co najmniej o miesiąc za wcześnie. W końcu jak przyjdzie co do czego, to uznam, że nie ma już tych emocji, które powinny być. Dlatego sięgnęłam po coś mafijnego, żeby odciągnąć myśli od choinek, prezentów i wszelakich świątecznych bibelotów. Prawda jest taka, że takie książki znam o mało nie na wylot, że zaryzykowałabym stwierdzenie, że mi się przejadło, jednakże nie wyobrażam sobie, by jakakolwiek inna książka mogłaby mnie tak podnieść na duchu.
Molly od lat czeka na randkę z Gustavem – bratem Sophii. Jednak mężczyzna się nie zjawa na umówione spotkanie, a kobieta ląduje w byle jakim barze, gdzie znajduje ją Anton, który mimo chęci wykorzystania jej, postanawia jej pomóc. Nie wie jednak, że Molly ma złamane serce, a dziewczyna coraz częściej pojawia się w jego myślach. Nie ukrywam, że ogromnie czekałam na kontynuację tej serii, bo Amelia Sowińska dała radę wyłamać się z typowych schematów mafijnych książek i oddała nam w dłonie niezłą serię. Faktem jest, że nie zwróciłam większej uwagi we wcześniejszych tomach na samego Antona, po prostu się gdzieś przewinął, ale ówcześnie to by było na tyle.
Teraz główny bohater otworzył przede mną nieznaną opowieść, która zrobiła na mnie spore wrażenie. Autorka pokazała, że nie osiada na laurach i cały czas pracuje nad swoim warsztatem pisarskim, który za każdą książką jest coraz lepszy. I to wprawia mnie w taką ogromną radość, bo przez kolejny tom się przepływa. Ot, po prostu. Opisy nie są niedopracowane ani męczące, są w sam raz. Miałam wrażenie, że ta część jest mocniejsza, brutalniejsza, dosadniejsza – aczkolwiek to tylko moje wrażenie, wcale nie musi tak być. Bohaterowie są dopracowani, charakterni i przywiązałam się do nich, mimo masy intryg, zwrotów akcji i nie wiadomej, poznawanej strona za stroną. Miałam wrażenie, że nie ma tutaj czarnego charakteru, chociaż Anton wcale nie był postacią, z którą poszłoby się na randkę do kina i na spacer. Molly zaś pierwotnie sprawiła na mnie wrażenie desperatki, a później odkryłam, że to naprawdę fajna babka.
Całościowo jestem oczarowana „Antonem”. Fabuła wciąga od samego początku, pozwala zżyć się z postaciami, przeżywać z nimi emocje i dopingować im. Kilka razy przy czytaniu udało mi się nawet zakląć, ale w dobrym kontekście, bo przecież o to chodzi, by historia robiła wrażenie na czytelniku! To właśnie zrobiła Amelia Sowińska – pozwoliła mi przeżyć Bożonarodzeniowy szum i odciągnąć myśli do powieści, która zostanie ze mną na długo.
Muszę przyznać, że ostatnie dni z każdego możliwego kąta (i o mało nie z lodówki!) wyskakuje mi Boże Narodzenie. Normalnie jakby mogło, to chodziłoby za mną krok w krok. I uważam, że to co najmniej o miesiąc za wcześnie. W końcu jak przyjdzie co do czego, to uznam, że nie ma już tych emocji, które powinny być. Dlatego sięgnęłam po coś mafijnego, żeby odciągnąć myśli od...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-02
Patostreamerstwo kojarzy mi się z wieloma „trendami”, które na przestrzeni kilku miesięcy nabierały rozgłosu. Jedną z najpopularniejszych aplikacji na świecie jest Tik – Tok i wierzcie mi na słowo, można dosłownie obejrzeć tam wszystko. Głównie korzystam z niej, by pooglądać urywki lubianych przeze mnie serii anime lub śmiesznych kotów, jednak nie udało mi się uniknąć oglądania młodych ludzi sikających w spodnie (dla zabawy i rozgłosu oczywiście) czy też udostępniania przerysowanych rozmów z rodzicami, zakrawającymi na patologię do potęgi entej i proszące się o zgłoszenia do opieki społecznej. Jednakże „patostreaming” to krok dalej – to jedna wielka popisówka brutalnego zachowania, która powoduje jedynie demoralizację, za którą się płaci.
Stefan Konieczny zostaje zamordowany, a dodatkowo był jeszcze za życia torturowany. Jakiś czas później, dziennikarze znajdują filmy z tortur denata. Powiadomiona o tym policja na nowo wszczyna dochodzenie. I powiem Wam, że ta lektura była rewelacyjna! Nie spodziewałam się takiej historii, bo nie ma co kryć, gdyby nie Autor to nawet nie wiedziałabym, że taki tytuł ukazał się na rynku. Ogromne brawa dla pana Wojciecha, że obsadził fabułę właśnie we współczesnym świecie internetu, który nie tylko jest niebezpieczny, ale znaleźć w nim można wszystko.
Książka przede wszystkim jest prowadzona w klimacie dreszczyku, bo mimo, że wiemy, kim jest zwyrodnialec, nadal nie możemy go schwytać. To, co tam się wyprawia to dla mnie kryminalna poezja, której końca nie mogłam się doczekać, jak i zarazem nie chciałam znać. Dodatkowo Autor wplótł w swoją powieść drugi wątek z tancerzami tzw. „świadomego śnienia” – więcej nie zdradzam, bo sami musicie poznać tę historię. Bohaterowie są różnobarwni, mają to coś, co sprawia, że chcemy być ich cieniem i tropić zabójcę wraz z nimi. Pytań mamy wiele, zagadek ogrom, a powieść czyta się ekspresowo, co powoduje, że nowe fakty powodują opad kopary – kolokwialnie pisząc.
To nie jest lekki kryminał obsadzony w sieci. To patologiczna fabuła, która barwnie nas zaszokuje, zainteresuje i pozwoli cieszyć się nie tylko samymi wydarzeniami, ale również uświadomi o rzeczach, o których mogliśmy nie wiedzieć. Jedną z zalet jest fakt, że tytuł można czytać bez znajomości poprzednich tomów serii. Ten fakt jest dla mnie ważny, szczególnie, że „Patostreamerzy” są piątą częścią cyklu. Jestem oczarowana tym czytadłem, szkoda tylko, że tak mało ludzi wie o nim, bo książka jest warta grzechu!
Patostreamerstwo kojarzy mi się z wieloma „trendami”, które na przestrzeni kilku miesięcy nabierały rozgłosu. Jedną z najpopularniejszych aplikacji na świecie jest Tik – Tok i wierzcie mi na słowo, można dosłownie obejrzeć tam wszystko. Głównie korzystam z niej, by pooglądać urywki lubianych przeze mnie serii anime lub śmiesznych kotów, jednak nie udało mi się uniknąć...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-08
W ostatnich czasach zastanawiałam się mocno jaki gatunek literacki jest najmniej popularny w Polsce. Z moich dedukcji i rozmów z innymi Czytaczami wyszło mi, że jednak fantastyka jest mocno pokrzywdzona przez inne gatunki i trochę zepchnięta na sam koniec czytelniczych opcji. Oczywiście teraz powinna się wznieść salwa nienawiści dla mnie, bo przecież Sapkowski i jego „Wiedźmin” odnieśli niesamowity sukces! A co mają powiedzieć młodzi pisarze, którzy dopiero tworzą swoje dzieła?
Jednym z takich Autorów jest (znany mi już ze swojego debiutu), Kacper Mielcarek. Jego druga powieść „Dziecko z Sorg” to dziecko tak dobrze stworzone, że nie mogę złego słowa powiedzieć. Bran jest łowcą potworów, los jednak splata jego drogi ze Złodziejką i Żołnierzem. Jak potoczą się ich przygody? Nie chcę Wam za wiele spoilerować z tej powieści, bo chciałabym, byście po nią sięgnęli. Mogę Wam zagwarantować, że sam Kacper mocno popracował nad swoim warsztatem pisarskim i wysoko stawia sobie poprzeczkę, bo właśnie przez pryzmat oddania temu tytułowi, będę oceniać jego kolejne historie.
Książka zupełnie nie nudzi, wszystkie zdarzenia są płynnie i równie lekko przechodzą między sobą, nie robiąc nam zjawiska „sztucznego tłumu” czy też magla – o wszystkim i o niczym, byleby pisać. Chwalę sobie, że żadna z postaci nie została potraktowana po macoszemu i robi tylko za doskonałe tło do głównego wątku, który nas interesuje. Powieść wciąga, robi wrażenie, chce się ją czytać dalej! Uważam, że każdy pisarz, który idzie w fantastykę ma nie lada wyzwanie jak i odwagę, bo jak już wspomniałam to literatura, która ma ogromnie niski poziom wybicia się ponad inne gatunki.
Prawdą jest, że opisów mamy tutaj sporo – tak, nie przepadam za nimi nadal – a jednak, jeśli powieść czyta się uważnie, doskonale się wie, dlaczego one takie są i co do tytułu wnoszą. Spotkałam się, ze ludzie zarzucają Autorowi „kalkowanie” postaci i fabuły Sapkowskiego – to ogromny błąd! Jako zagorzały gracz mmo rpg, ani razu nie miałam takiego wrażenia, wręcz przeciwnie, po jego debiucie, widzę, jak wiele pracy i dopracowania szczegółów, zostało przez Autora włożonych. Wymagam od Mielcarka wiele, więc liczę, że kolejna historia będzie jeszcze lepsza!
W ostatnich czasach zastanawiałam się mocno jaki gatunek literacki jest najmniej popularny w Polsce. Z moich dedukcji i rozmów z innymi Czytaczami wyszło mi, że jednak fantastyka jest mocno pokrzywdzona przez inne gatunki i trochę zepchnięta na sam koniec czytelniczych opcji. Oczywiście teraz powinna się wznieść salwa nienawiści dla mnie, bo przecież Sapkowski i jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-30
Wiele krzywd spotyka dzieci w naszym świecie. Najtrudniejszą z nich, mam takie wrażenie, jest molestowanie. Urodziłam się w latach ’90 i dokładnie wiem, jak wygląda kwestia statutu księdza, szczególnie gdy mieszka się na wsi. Ja miałam sporego farta i NIGDY nie odczułam żadnych złych zachowań ze strony duchownego – wręcz przeciwnie. Spotkałam się z dobrocią i pozytywizmem. Księża, przychodząc na „kolędę” nie brali od nas pieniędzy, wiedząc, że się nie przelewa. Zawsze porozmawiali i byli prawdziwymi duchownymi z powołania. Jednakże ile dzieciaków jak ja ma takie szczęście? Choć czy można w tym przypadku mówić o szczęściu, kiedy człowiek w sutannie ma być przykładem dobra?
Rzadkością jest, abym sięgała po książki, które opowiadają o krzywdzie. Jaka by ona nie była, zawsze mam złamane serce, a kiedy mowa o dziecku, które doświadczyło bestialstwa, to mam złamaną także i duszę. Z czystego przypadku przeglądałam oferty recenzenckie na serwisie Nakanapie.pl – tam też ujrzałam książkę dotyczącą Bartka Pankowiaka. Uznałam, że może warto ją poznać, w końcu samego bohatera kojarzę z filmu Sekielskich. Zaryzykowałam, mimo że byłam pewna, iż ta lektura zaboli ogromnie. Wiele się nie pomyliłam.
Bartek udziela wywiadu pani Kornelii Chojeckiej. Bez żadnego TABU, obdziera swoją historię z intymności, rumieńców, wywala kawę na ławę, a my możemy jedynie dać upust poprzez łzy. Tak, płakałam. Płakałam i bolało mnie, że chłopiec, którym był Bartek, doznał takiego zezwierzęcenia i krzywdy, mając raptem dziesięć lat. Nie mieści mi się w głowie i nie umiem sobie nawet wyobrazić, czego doświadczył. Opowiada nam to, co się wydarzyło, prosto z mostu. Dziennikarka również zadaje pytania, które są trudne, a Bartek nie poddaje się i odpowiada na nie. Mówi, jak Ksiądz wykorzystał swoją pozycję, by go obmacywać. Jak został „dobrym wujem” i to działało na jego korzyść. Wspomina, jak w końcu stanął na nogi, jak „miłość do życia” wygrała.
To ogromnie wzruszający tytuł. Nie wiemy, ile jest na świecie ludzi, kórzy doznali krzywdy z rąk człowieka, który powinien być przykładem. To, co przeczytamy, jest ogromnie delikatne i intymne, a jednak Bartek mówi o tym bardzo otwarcie. To ogromne wyzwanie i bardzo dziękuję Pankowiakowi, że miał odwagę, miał tyle samozaparcia, by jego historia, zupełnie naga – ujrzała światło dzienne. Dodatkowo, będąc tym obserwatorem z boku, doświadczamy również tego, że nasz bohater na nowo układa sobie życie, po terapii, po wspomnieniach, po ogromnej traumie, staje na nogi i pokazuje światu, że nie zależnie od wszystkiego, można iść do przodu.
Wiele krzywd spotyka dzieci w naszym świecie. Najtrudniejszą z nich, mam takie wrażenie, jest molestowanie. Urodziłam się w latach ’90 i dokładnie wiem, jak wygląda kwestia statutu księdza, szczególnie gdy mieszka się na wsi. Ja miałam sporego farta i NIGDY nie odczułam żadnych złych zachowań ze strony duchownego – wręcz przeciwnie. Spotkałam się z dobrocią i pozytywizmem....
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-18
W tym roku polskie wydawnictwa mocno postawiły na literaturę mafijną. Nie ukrywam, że te historie są doskonałym umilaczem czasu. Wiele też w tej kategorii ukazało się debiutów, a ja takowe lubię, bo wierzę, że mam okazję poznać nowego Autora, któremu będę mogła być wierna. Od kiedy zobaczyłam opis, poczułam się zaintrygowana i niemalże obgryzałam paznokcie, by przekonać się, czy faktycznie nuta mroku wkradnie się w moją głowę.
Sophia to młoda kobietka z marzeniami. Pracuje i chce zostać studentką. Wszystko zmienia się o 180 stopni kiedy zostaje porwana, by zapewnić biologicznym rodzicom sojusz w kręgach mafii. Dziewczyna nie ma wyjścia i musi zgodzić się na małżeństwo z człowiekiem starszym od siebie o dwanaście lat. Pierwszą uwagą, jaką mogę zostawić to lekki i przyjemny styl Autorki. Dzięki niemu książkę czyta się sprawnie i szybko. Niestety ogromnym bólem dla mnie była zbyt duża ilość opisów, których mogło nie być tak wiele.
Bohaterowie są całkiem nieźle wykreowani. Sama dziewczyna, jak przystało na jej wiek, mówi jedno, myśli drugie, a robi trzecie. Jest wyjątkowo irytująca, ale uważam to za atut, bo jakby nie patrząc, łatwo jest lubić bohatera, który jest pozytywny. Sergiej początkowo zrobił na mnie wrażenie, jednakże jego przeobrażenie w potulnego baranka jest dla mnie trochę nijakie. Liczyłam, że zostanie mrocznym mężczyzną do samego końca. Z tajemnicami i bliznami po wcześniejszych przeżyciach.
Fabularnie był ogrom potencjału na powieść, przy której spadają kapcie. Nie do końca to wyszło, chwilami byłam znużona, jednakże nie zrażam się. Chętnie sprawdzę, co Autorka jeszcze dla nas stworzy, wierzę, że każdego dnia rozwija swój warsztat. Początek powieści jest całkiem niezły, ale niestety im dalej w las, tym bardziej moja dusza była złamana. Niektóre poboczne wątki, chętnie przeczytałabym jako rozwinięcie. Może pani Amelia szykuje dla nas niespodziankę w kolejnym tomie? To tytuł, który samemu trzeba przeczytać i sprawdzić, czy spodoba się czy też nie.
W tym roku polskie wydawnictwa mocno postawiły na literaturę mafijną. Nie ukrywam, że te historie są doskonałym umilaczem czasu. Wiele też w tej kategorii ukazało się debiutów, a ja takowe lubię, bo wierzę, że mam okazję poznać nowego Autora, któremu będę mogła być wierna. Od kiedy zobaczyłam opis, poczułam się zaintrygowana i niemalże obgryzałam paznokcie, by przekonać...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-15
Kiedy na rynek wchodzi kolejna powieść od „Królowej romansu”, nie ma mocnych we wsi, żebym ją ominęła. Kasia od dawien dawna podbija moje serce swoimi powieściami, jestem jej wierną fanką i podziwiam ją, że przy tylu powieściach, nadal ma niesztampowe i różne pomysły. Ta historia jest kolejnym dowodem na to, że dobry Autor potrafi z prostych spraw, wyciągnąć maksimum kwintesencji emocjonalnej. Za to właśnie Kasia ma mój pełen podziw.
Isaac to prawdziwy łobuz, chociaż to może krzywdzące stwierdzenie. Ma trudną przeszłość, ale i dwóch przyjaciół – braci, po grobową deskę. Nina zaś jest zupełnie inna, wrażliwa dusza, ale i kobieta zagadka. Kiedy stają sobie na drodze, wszechświat udowadnia, że może zatrząść się w swoich posadach. Uwielbiam kiedy historia ma niewiadome, odkrywające się podczas czytania. Tajemnice, trudne decyzje i tatuaże to pełna wspaniała fabuła dla nas! Aż człowiek po przeczytaniu książki, zastanawia się jak rozplanować swoje wydatki, by mój iść zrobić sobie kolejne dzieło na ciele.
Kasia potrafi czarować słowem, więc jej książki mają zawsze przekaz i głębię. Tym razem stworzyła dla nas opowieść mocno delikatną, ale kiedy trzeba pikantną bardziej niż papryczka Dragon’s Breath. Jak zawsze czyta się bez wytchnienia, stronę za stroną, prędko, by poznać losy naszych bohaterów. Zakończenie daje takiego kopa, że musiałam je przeczytać ponownie, by zrozumieć, co otrzymaliście od pani Haner. Historia, którą przyszło mi poznać, jest równie piękna co zagadkowa. Poznamy siłę przyjaźni, jaką się spotyka raz na całe życie. Miłość, która swoją iskrą związuje los dwojga ludzi raz na zawsze. Cieszy mnie też, że postaci poboczne, nie są potraktowane po macoszemu, nawet miałam chwilę konsternacji, bo ciekawiło mnie czy Kasia kiedyś napisze coś właśnie o nich.
Sumując, Pani Haner dała do pieca mocno! Połączyła pikanterię z wrażliwością, a wydawało mi się, że to nie jest możliwe. Zaskakuje, rozkochuje nas w fabule, otacza nas słowem i nie daje zapomnieć o tym, co przeczytaliśmy. Za każdym razem przekonuje się, że łatka „Królowej Romansu” jest słuszna, bo Kasia tworzy opowieści, które nie mogłyby należeć do innego pióra!
Kiedy na rynek wchodzi kolejna powieść od „Królowej romansu”, nie ma mocnych we wsi, żebym ją ominęła. Kasia od dawien dawna podbija moje serce swoimi powieściami, jestem jej wierną fanką i podziwiam ją, że przy tylu powieściach, nadal ma niesztampowe i różne pomysły. Ta historia jest kolejnym dowodem na to, że dobry Autor potrafi z prostych spraw, wyciągnąć maksimum...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-09
Po książki pani Ilony sięgam w ciemno. To nie jest nasze pierwsze spotkanie. Mam też ogromną nadzieję, że i nie ostatnie. Autorka doskonale wie, jak tworzyć historie, które otulą nas, niczym kocykiem i pozwolą na spokojny wieczór z książką. Podoba mi się, jak pani Gołębiewska stawia na emocje, spokojny rozwój zdarzeń i historię, która nie ucieknie z naszej głowy za szybko.
Poznajemy trzy kobiety – Wandę, Martę i Polę. Każda po swojemu zadecydowała o tym, by nie było mężczyzny w jej życiu. Największą umiejętnością naszej Autorki jest fakt, że tworzy bohaterów, których nie sposób nie polubić. Fabuła, mimo że może wydawać się prosta, jest świetnie skonstruowana, szczególnie że mamy tutaj trzy pokolenia jednej rodziny. Mogłabym zaszafować tezą, że bohaterki nie widzą tego, co mają w zasięgu swojego wzroku. Jednakże… uważam, że to zwykła obawa przed zranieniem, przed przechodzeniem przykrości po raz kolejny.
Powieść porusza, bawi i pozwala na odrobinę zapomnienia. Tajemnic nie brakuje, niedopowiedzenia sieją się jak grzyby po deszczu, a my liczymy, że Pisarka za szybko nie wyjaśni niczego. Całość oczywiście przyprawiona szansą na uczucie, zagadką zostaje czy nasze babeczki zaryzykują po raz kolejny? Czy będą nadal okrywać się szalem obaw? Myślę, że najlepiej przekonać się samemu. Uwielbiam styl pani Ilony, jej książki mają specjalne miejsce w moim sercu, ale i również na regale. Idealnie wykreowane relacje rodzinne, gdzie kobiety wspierają się wzajemnie, niżeli ciosać kołki na głowie z racji wieku czy doświadczenia i przeżyć.
Sumując – doskonała książka nie tylko na jesienny wieczór, ale na każdą chwilę, w której obyczajowa powieść o przeszkodach losu, zagadkach i nienawiści do mężczyzn (choć to może zbyt mocne słowo) poprawi nam humor o 100 %. Los jest zawrotny, stawia nam na drodze różnych ludzi, różne przypadki popycha do wydarzeń, na które nie mamy żadnego, najmniejszego wpływu. Taka jest ta powieść – rewelacyjna w swoim rodzaju 🙂 Mogę jedynie namawiać, by dać sobie trochę radości i sięgnąć po ten tytuł, bo jestem pewna, że Was nie zawiedzie!
Po książki pani Ilony sięgam w ciemno. To nie jest nasze pierwsze spotkanie. Mam też ogromną nadzieję, że i nie ostatnie. Autorka doskonale wie, jak tworzyć historie, które otulą nas, niczym kocykiem i pozwolą na spokojny wieczór z książką. Podoba mi się, jak pani Gołębiewska stawia na emocje, spokojny rozwój zdarzeń i historię, która nie ucieknie z naszej głowy za...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-19
Od kiedy tylko byłam na tyle kumata, by uczyć się ważnych przekazów, słyszałam, że o zawsze trzeba zadbać o kogoś, a na końcu o siebie. Jako dziecko nie rozumiałam kwestii, że ktoś musi odczekać, żeby zjeść obiad, bo przecież ja dostawałam swój przydział i wszystko było spoko. Z latami, uczyłam się coraz więcej różnych „mądrości”. Zawsze trzeba kogoś nakarmić, zawsze trzeba sprzątnąć, bo będą goście, albo będą święta, nie daj Boże, wpadnie Sanepid. Dzisiaj jako dorosła, odrzuciłam wiele z tych nauk, nadal robię obiady, ale jemy je razem. Nadal sprzątam, ale robimy to razem. Nie ma rozdzielnika, że ktoś jest mniej lub bardziej ważny. Nie chce mi się czegoś robić, to zwyczajnie tego nie robię.
Wielkim atutem tej pozycji jest przede wszystkim fakt, że to nie jest typowy poradnik. Jeśli ktoś chce zrezygnować z tej książki tylko dlatego, niech przemyśli sprawę! Uważam, że nie ma nic w życiu ważniejszego niż Ty sam. Nie dawno nauczyłam się, że „jeśli mnie jest dobrze to i wszystkim wokoło mnie jest dobrze”. Może brzmi to samolubnie i kolokwialnie, ale jest bardzo prawdziwe. Trudno jest zadbać o samego siebie, jeśli ma się dzieci i masę innych obowiązków. Wiem jednak po sobie, że wypita kawa w spokoju potrafi ułożyć nam dzień. Dobry posiłek może sprawić, że nie będziemy się czuć ociężali albo słabi. Rozmowa z bliską osobą, może rozwiać wątpliwości i znaleźć ulgę, że w pewnych sprawach nie jest się samemu.
Autorka zwraca uwagę, że pewne rzeczy z dzieciństwa mocno rzutują na naszą dorosłość. Nie ważne, czy ktoś wyśmiewa Cię, bo masz za dużo kilogramów, czy porównuje do innej osoby, która jakoby jest lepsza. Doskonale wiemy, że to mocno kształtuje naszą osobowość, złamuje w nas silnego ducha, a na koniec wyrabia poczucie, że jesteśmy gorsi, głupsi, okropniejsi. A to wcale nie jest prawda. Jesteśmy wyjątkowi, każde na swój sposób.
Cieszę się, że pojawiają się takie książki. Mogą nie być grube, ale niosą moc przesłania za sobą. Niosą naukę, wytykają gdzie błędem było odpuścić walkę o siebie i namawiają, proszę, zwracają uwagę, że nie zależnie od wszystkiego, warto o siebie walczyć.
Od kiedy tylko byłam na tyle kumata, by uczyć się ważnych przekazów, słyszałam, że o zawsze trzeba zadbać o kogoś, a na końcu o siebie. Jako dziecko nie rozumiałam kwestii, że ktoś musi odczekać, żeby zjeść obiad, bo przecież ja dostawałam swój przydział i wszystko było spoko. Z latami, uczyłam się coraz więcej różnych „mądrości”. Zawsze trzeba kogoś nakarmić, zawsze trzeba...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-31
Po raz kolejny sięgam po panią Klaudię i wiem, że upewni mnie ona, iż egoizm używany w dobrej sprawie jest bardzo ważnym elementem naszego życia. Przecież jak nam jest dobrze to i innym wokoło również. Cenię sobie pióro Autorki, bo świadomie stworzyła swoje dzieła tak, by Czytelnik nie czuł presji i nacisku, że musi coś zrobić, a to bardzo ważne. W końcu nie jedno z nas ma ogromny bagaż doświadczeń, a kolejna pozycja z serii „zrób tak czy siak” mogłaby źle wpłynąć na nasze samopoczucie.
Pani Klaudia, spokojnym tonem (można tak powiedzieć!), opowiada o różnych zachowaniach ludzkich, również tych najmłodszych członków rodziny. O tym, że nasze postępowanie często – gęsto jest naśladowane. Jeżeli świadomie dbamy o to, by nasze samopoczucie było dobre, to i nasza pociecha będzie wiedziała, że czas dla siebie, z samym sobą jest niesamowicie ważny. Wspaniałe jest to, że Autorka nadaje egoizmowi zdrowy wydźwięk, nie oceniając przy tym nikogo. Naucza, że innych nie zmienimy, że często nie jesteśmy w stanie nawet w lekki sposób wpłynąć na kogoś. Ostatnimi czasy na znanej aplikacji Tik – Tok, pojawia się coraz więcej nagrań młodych ludzi, którzy uwydatniają fakt, że oburzenie ze strony otoczenia, nadchodzi wraz z postanowieniem polepszenia swojego własnego bytu. Zawsze, gdy widzę te krótkie filmiki, przychodzą mi do głowy książki pani Tokarz.
Kolejny raz, można ten tytuł porównać do spotkania z terapeutą, który chce pomóc. Nie zarobić na Twojej bezsilności, tylko faktycznie dać Ci do zrozumienia, że jest ważny, że nikt nie ma prawa umniejszać tej istotności. Priorytetem jest widzieć siebie jako osobę, o którą powinniśmy dbać najpierw. Przy tej literaturze można dać sobie komfort pozbierania myśli, popycha nas do akceptacji tego co mamy, a przecież to tak wiele! Spotkałam się kiedyś z zarzutem: „jak możesz być zmęczona i nie mieć czasu dla siebie? Przecież nie masz dzieci!” – prawdą jest, że nie mam. Nie oznacza to jednak, że moje potrzeby są mniej ważne, jak innych ludzi na świecie. Lubię mieć gorący kubek z herbatą, lubię moją playlistę z muzyką, mam swoje ulubione seriale, a dzięki temu, że mam i pracę, którą lubię (w sumie to nawet 2!), jestem szczęśliwa i dobrze się czuje sama ze sobą. A dzięki temu i inni się czują dobrze.
Będę śledzić kolejne poczynania pisarskie pani Klaudii. Upewniła mnie poprzez swoje książki, że nie ważne jest kiedy posprzątam, ugotuję obiad czy rozwieszę pranie. Ważne, bym robiła to z własnej nieprzymuszonej woli, tańcząc po mieszkaniu – bo tak lubię 🙂
Po raz kolejny sięgam po panią Klaudię i wiem, że upewni mnie ona, iż egoizm używany w dobrej sprawie jest bardzo ważnym elementem naszego życia. Przecież jak nam jest dobrze to i innym wokoło również. Cenię sobie pióro Autorki, bo świadomie stworzyła swoje dzieła tak, by Czytelnik nie czuł presji i nacisku, że musi coś zrobić, a to bardzo ważne. W końcu nie jedno z nas ma...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czy zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje w innych krajach? Ot tak, po prostu? Nie ukrywam, że rzadkością jest, bym miała takie przemyślenia. Trafia się, bo nie jestem zupełnie ignorantką, ale jednak nie często zaprzątam sobie takimi sprawami głowę. Szczególnie, że nie posiadam TV i nie jestem na bieżąco z informacjami światowymi. Oczywiście, że co ważniejsze rzeczy i tak do mnie docierają, ale są też takie, które zupełnie nie mają prawa bytu w mojej codzienności. Czy to błąd? Możliwe, ale na pewne rzeczy nawet ja nie mam wpływu.
Książka z pozoru opowiada o dwóch czarnoskórych dziewczynkach i ich życiu. Wydawałoby się, że to nic nadzwyczajnego, ale to potrafi być błędne myślenie. W trakcie lektury oddajemy się w pełni ich codzienności i odkrywamy, że ta historia ma drugie dno. Zobaczymy niewolnictwo, „niesprawiedliwość społeczną”, rasizm, przemoc domową i nie tylko. To bolesny obraz, jak błahe rzeczy potrafią zróżnicować podejście jednego człowieka do drugiego, a przecież każdy z nas zasługuje na szacunek i godne życie.
To bardzo trudna powieść, nie dla każdego. Wydawałoby się, że wszystkie negatywne rzeczy zostały już napisane, opowiedziane, przytoczone. Odnoszę wrażenie, że za każdym razem, gdy trzymam taką historię w dłoniach, daje mi ona coś nowego; coś innego; coś, czego jeszcze nie miałam okazji odkryć. Miałam wrażenie, że fabuła rozrywa mnie na pół. Jest napisana z ogromnym współczuciem, ale zarazem nagą brutalnością, która wyrywa nam ogromną ranę na duszy, którą nie łatwo będzie zaleczyć.
Całościowo tytuł urzeka, łapie za serce, pokazuje inną stronę życia, takiej, której nie znamy, której nie zasmakowaliśmy w pełnej krasie, gdzie możemy cieszyć się, że jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Surowa rzeczywistość dotyka nas bardzo cierpko. Nie pozostawia złudzeń, obnaża przed nami prawdę, że to, co napisał Autor, jest zwyczajnie w świecie prawdą i takie historie, mają możliwość istnieć; opowiadają o życiu realnych ludzi. Myślę, że ten tytuł się kosztuje, analizuje, docenia i zostawia w głowie na długo. I tak właśnie powinno być…
Czy zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje w innych krajach? Ot tak, po prostu? Nie ukrywam, że rzadkością jest, bym miała takie przemyślenia. Trafia się, bo nie jestem zupełnie ignorantką, ale jednak nie często zaprzątam sobie takimi sprawami głowę. Szczególnie, że nie posiadam TV i nie jestem na bieżąco z informacjami światowymi. Oczywiście, że co ważniejsze rzeczy i...
więcej Pokaż mimo to