Szyfr magii Izabela Piorun 7,9
ocenił(a) na 548 tyg. temu Na pewno wielu z was ma tak, że zobaczycie tytuł książki, który was zelektryzuje i macie nieprzemożoną chęć, by po nią sięgnąć i dowiedzieć się jakie kryje w środku cuda. Oczywiście zdarza się, że dana pozycja jest strzałem w dziesiątkę i ani przez sekundę nie żałujecie zainwestowanego w nią czasu oraz niekiedy pieniędzy, ale często jest też tak, iż sromotnie się zawiedziecie, ponieważ środek dalece odbiega od tego, czego oczekiwaliście. "Szyfr magii" zachęcił mnie nie tylko tytułem, ale także okładką, która podziałała na moją wyobraźnię i delikatnie mówiąc ją zagalopowała. Spodziewałam się zgoła innej historii, a dostałam coś, co do teraz wywołuje we mnie mieszane uczucia.
Alicja – świeżo upieczona rozwódka – postanawia odgrodzić się od przeszłości grubą krechą i wrócić do miejsca, gdzie była najszczęśliwsza, a mianowicie do Starych Łąk, które od zawsze kojarzyły jej się z bezinteresowną babciną miłością, ciepłem jej małego domku i opowiadaniami, którymi starsza pani raczyła swoją wnuczkę podczas długich, ciepłych wieczorów. Kobieta nie podejrzewa, że spotkanie na przystanku z tajemniczym Samuelem, będzie początkiem niezwykłej przygody, w której główne skrzypce grać będzie magia.
"Szyfr magii" od razu skojarzył mi się z wszechobecną tajemnicą, która tylko czekała na jej odkrycie. Niczym Sherlock przystąpiłam do tego, by jak najszybciej odszyfrować to, co było zakamuflowane i od początku niedostępne i szczerze mówiąc – poszło mi marnie. Dlaczego? Przede wszystkim irytowała mnie główna bohaterka – jej zachowanie, sposób bycia i wieczne niezdecydowanie sprawiało, że nie raz miałam ochotę cisnąć tę pozycję w kąt. Bardzo łatwo można było się domyślić, co się stanie, gdy na horyzoncie pojawił się przystojny mężczyzna – serio? Nie można było inaczej tego poprowadzić tylko od razu pakować się w wątek romantyczny, który z początku przypominał kiepskie nastoletnie podchody? Zdecydowanie nie tego się spodziewałam. Poza tym – ku mojemu zdumieniu – dopiero w połowie książki dowiedziałam się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Ślimacze tempo akcji wcale nie poprawiło mi humoru popsutego przez osobę Lilii.
Zamysł na tę powieść autorka miała naprawdę dobry. Tajemniczy strażnicy, Klucze, których owi strażnicy mieli strzec, bractwa kojarzące się z grupami osób oddanymi jednej sprawie i ze wszystkich sił o nią walczącymi – motywy znane, ale ciągle na topie, a jeśli odpowiednio się ich użyje może powstać naprawdę rewelacyjna opowieść. Niestety, zabrakło tutaj postawienia kilkunastu kropek nad „i”.
Sama końcówka zaczęła napawać optymizmem, ponieważ poczułam, że w końcu „coś się ruszyło”. Pojawienie się kilku bohaterów wprowadziło powiew świeżości i – szczerze mówiąc – wolałabym czytać o nich, niż brać udział w zalążkach związku, u którego początku była nienawiść (autentycznie). Nie mam pojęcia czy chwycę za drugi tom powieści, jednak autorce życzę wszystkiego dobrego. Proszę nie zaprzepaścić pisarskiego talentu, aczkolwiek może skierować go w troszkę inną stronę.