-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Zawsze mam problem z napisaniem recenzji książki, która w jakiś sposób skradła moje serce. Nawet wiem skąd ten problem się bierze. Gdzieś w podświadomości czuję, że nawet gdybym użyła najpiękniejszych słów, porównań to i tak w pełni nie oddadzą tego co chcę przekazać.Co mam napisać, aby inni sięgnęli akurat po tę książkę? Co uczynić, aby uchronić tę powieść od zapomnienia? Co zrobić, żeby inni pokochali ją równie mocno jak ja?
Dzisiaj przedstawię Wam Craiga, piętnastolatka, który pogubił się w pędzie swojego życia. Kilka lat temu był ciepłym, radosnym i szczęśliwym chłopakiem, dzisiaj jest wrakiem samego siebie. Co spowodowało, że tak diametralnie się zmienił? Miał marzenie, do którego skrupulatnie dążył, a gdy osiągnął szczyt swoich marzeń, uświadomił sobie, że nie jest szczęśliwy. Każdy dzień był dla niego katorgą, a on coraz bliżej był targnięcia się na swoje życie. Pewnej nocy postanowił się zabić, lecz ta próba samobójcza nie powiodła się, a on sam trafił do szpitala psychiatrycznego. Czy Craig odnajdzie w sobie siłę, by dalej żyć?
"Z życia nie da się wyleczyć. Można tylko nauczyć się z nim sobie radzić."
"Całkiem zabawną historię" pokochałam od chwili, kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach. Śliczna okładka, utrzymana w żywych kolorach, oczarowała mnie i zachęciła do lektury. Jednakże i tak zawsze największą wagę przykładam do opisu. Po jego przeczytaniu wiedziałam, że powieść Neda Vizzini musi trafić w moje ręce. Chłopak, depresja, nieudane próba samobójcza i szpital psychiatryczny, czy nie brzmi to intrygująco? Byłam strasznie ciekawa jak autor poradzi sobie z tak trudnymi wątkami. Trochę się obawiałam, iż pójdzie na łatwiznę i stworzy naciąganą historię z nijakimi postaciami, ale jak widać Ned Vizzini stanął na wysokości zadania i napisał cudowną powieść o zagubionym chłopaku, który musi stoczyć bitwę z samym sobą.
Jak już wcześniej wspomniałam autor w swej powieści poruszył niezwykle trudny i poważny temat. W internecie, telewizji często słyszymy o dopalaczach, narkotykach , ale w ogóle nie jest poruszany temat depresji, a przecież dotyka ona coraz młodsze osoby. Sama muszę się przyznać, że nigdy przedtem nie zastanawiałam się nad tym zaburzeniem. Depresja kojarzyła mi się ze smutkiem, przygnębieniem, ale nigdy nie sądziłam, iż może być tak złożoną i nieprzewidywalną chorobą. Dlatego gdy powoli zaczynałam poznawać psychikę Craiga, byłam zszokowana jego spojrzeniem na życie. Nie wiedział w niczym sensu, miał problemy z wstawaniem, jedzeniem i funkcjonowaniem. Kochał swoich bliskich, ale jednocześnie czuł, że jest dla nich jedynie ciężarem i lepiej im będzie bez niego.
"- Jaki koszmar, Craig?
- Życie.
- Życie to koszmar?
-Tak."
Craig był bardzo złożoną postacią. Często był przygnębiony, nie okazywał żadnych emocji, a o swoim życiu wypowiadał się tak, jakby w nim już nie uczestniczył , lecz gdzieś tam głęboko nadal skrywał się dawny Craig - radosny, ambitny i ciepły. Dawno do żadnego bohatera , tak się nie przywiązałam jak właśnie do niego. Może nie należy do najbardziej charakterystycznych książkowych postaci, ale dla mnie jest jedną z tych wyjątkowych i niepowtarzalnych.
"Bo na świecie jest zbyt wiele rzeczy, z którymi trzeba się zmierzyć."
Oczywiście nie z samego głównego bohatera składa się powieść. Oprócz Craiga, w książce poznajemy całą gamę przeróżnych charakterów. Każdy z nich był starannie nakreślony i skonstruowany, a co najważniejsze, żaden nie został wyidealizowany. Do tego autor nie bał się trochę poeksperymentować z ich osobowościami. Nawet te drugoplanowe postacie miały w sobie pewną magię i nutkę tajemniczości. W "Całkiem zabawnej historii" po prostu nie ma miejsca na płytkich i banalnych bohaterów.
"W życiu nie chodzi o to, żeby było ci lepiej: masz po prostu wykonać swoje zadanie."
Jeśli myślicie, że po odłożeniu "Całkiem zabawnej historii" od razu o niej zapomnicie to jesteście w ogromnym błędzie. Na moim przykładzie mogę Wam powiedzieć, że dzięki tej powieści inaczej spojrzałam na świat. Zauważyłam rzeczy, na które, na co dzień nie zwracałam uwagi. Teraz widzę jak wielką presję na nas wywiera telewizja, internet, inni ludzie. Czy ciągle nie każą nam być lepszymi? Mądrzejszymi? Ładniejszymi? Bogatszymi? Cały czas za czymś gonimy, szukamy czegoś, marnujemy czas na rzeczy, które kompletnie nas nie interesują. A zanim się obejrzymy, znajdziemy się w takim położeniu jak Craig - wypaleni, nieszczęśliwi i bez chęci do życia.
" Widzicie jak to działa? Słowa was zdradzają i odchodzą."
Zapewne już się domyśliliście, że ocena tej książki będzie jak najbardziej pozytywna. No cóż, nic nie poradzę na to, iż Ned Vizzini oczarował mnie swoją powieścią. W tej chwili najchętniej pobiegłabym do księgarni, wykupiłabym wszystkie dostępne egzemplarze i rozdałabym innym czytelnikom, aby mogli ją przeczytać i pokochać. Tak jak bohaterowie książki stracili zmysły, tak ja totalnie oszalałam na jej punkcie. Nawet nie chcę myśleć co by było gdybym po nią nie sięgnęła.
Zawsze mam problem z napisaniem recenzji książki, która w jakiś sposób skradła moje serce. Nawet wiem skąd ten problem się bierze. Gdzieś w podświadomości czuję, że nawet gdybym użyła najpiękniejszych słów, porównań to i tak w pełni nie oddadzą tego co chcę przekazać.Co mam napisać, aby inni sięgnęli akurat po tę książkę? Co uczynić, aby uchronić tę powieść od zapomnienia?...
więcej mniej Pokaż mimo to
Drogi Czytelniku! Czy masz na świecie swoją bratnią duszę? Osobę z którą rozumiesz się bez słów i kochasz ją bezgranicznie? Osobę wyjątkową, niepowtarzalną i jedyną taką na świecie? Osobę o dobrym sercu i z czystą duszą? Czy znalazłeś taką osobę? Jeżeli nie, to się nie załamuj, bo jeszcze ją znajdziesz. Aczkolwiek jeżeli na wszystkie moje poprzednie pytania odpowiedziałeś tak to dbaj o swą wyjątkową, cudowną i jedyną osobę. Pokaż jej, że jest dla Ciebie ważna i potrzebna. Bo nigdy nie wiesz kiedy życie Was rozdzieli. Zapraszam do przeczytania mojej opinii!
"Historia ludzkiego życia nigdy nie zaczyna się na początku. Czego oni was uczą w tej szkole?"
Tak mówi 104-letnia Ona Vitkus 11-letniemu zbzikowanemu na punkcie rekordów Guinnessa chłopcu, którego przysłano, by pomagał jej w każdy sobotni poranek. Podczas gdy on napełnia karmniki dla ptaków i sprząta w ogrodowej szopie, ona opowiada mu o swoim długim życiu. Wkrótce zaczyna wyjawiać mu sekrety, które ukrywała przez dziesięciolecia.Pewnej soboty chłopiec przestaje się pojawiać. Ona zaczyna myśleć, że mimo wszystko nie jest taki wyjątkowy, ale wtedy na jej progu pojawia się jego ojciec. Quinn Porter, gitarzysta, wiecznie nieobecny w życiu rodziny, zdeterminowany jest, by dokończyć szlachetny czyn syna. Matka dziecka nie pozostaje daleko w tyle. Ona natomiast odkryje, że świat może nas zaskoczyć niezależnie od wieku i że czasem współdzielenie straty jest jedynym sposobem na to, by na powrót odnaleźć samego siebie. Chłopiec jeden na milion to wielowarstwowa powieść o złamanych sercach, których na pozór nie da się naprawić, a które zaczynają być szybciej dzięki zdumiewającej sile ludzkiego poświęcenia.
Długo się zastanawiałam nad lekturą powyższej książki. Z jednej strony bardzo chciałam ją przeczytać, ale z drugiej trochę się wahałam. Nie wiedziałam czy pióro autorki przypadnie mi do gustu i czy nie zawiodę się na najnowszej publikacji Papierowego Księżyca. Ale wiecie co? Tym dłużej patrzyłam się na tę okładkę, tym bardziej chciałam ją zasmakować. Może troszeczkę dziko to brzmi, ale tak właśnie było. Byłam strasznie ciekawa czy treść "Chłopca jednego na milion" będzie równie piękna jak jego oprawa graficzna. Kiedy w końcu zasiadłam do powyższej lektury i zaczęłam ją czytać to..... dosłownie przepadłam. Nie mogłam i nie chciałam się od niej oderwać. Przeczytałam tę opowieść na jednym tchu i ciągle miałam łzy w oczach. Obawiałam się tego co otrzymam na następnych stronach, bo ta historia była niezwykle emocjonalna. Teraz kiedy patrzę na ten tytuł przypominam sobie ile emocji wzbudziła we mnie ta opowieść. Spójrzcie się tylko na tę okładkę i zapamiętajcie jej tytuł. Ta książka musi znaleźć się na Waszych półkach.
Gdybym w wielkim skrócie miałabym Wam powiedzieć o czym jest ta opowieść, to bez namysłu odpowiedziałbym, że o życiu. Tak Kochani, odpowiedziałbym tak ogólnie. Historia Chłopca (celowo używam tego słowa) i jego 104 - letniej przyjaciółki jest naprawdę interesująca. Powolutku poznajemy uczucie rodzące się między tą dwójką i dowiadujemy się jak doszło do powstania przyjaźni między młodym chłopcem i o wiele starszą panią. Czy taka przyjaźń miała rację bytu? Oczywiście, że tak. Była piękna, silna i idealna w każdym calu. Chłopiec uczył się od Ony życia, a Ona uczyła się od niego radości z życia. Dopełniali się idealnie i byli dla siebie ogromnym wsparciem.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Wood, ale nie chciałabym, żeby było ono ostatnie. Autorka posługuje się lekkim, przystępnym i prostym językiem, więc każdy czytelnik bez problemu odnajdzie się w tej powieści. Oczywiście nie nastawiajcie się czasem na lekką opowiastkę na jeden wieczór, bo z pewnością nie pożrecie tej książki na raz. Za tą piękną, niebanalną i subtelną okładką skrywa się prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Zaczniecie ją czytać i nie będziecie potrafili się od niej oderwać, ale raczej nie przeczytacie jej w kilka godzin. Ta historia naprawdę działa na emocje, więc nie wiem czy dacie radę wziąć ten ładunek emocjonalny na "raz".
Komu poleciłabym lekturę "Chłopca jednego na milion"? Przede wszystkim czytelnikom, którzy wymagają od książki czegoś więcej, niż zwyczajnej opowieści do poduszki. Monica Wood stworzyła coś naprawdę mocnego, a zarazem delikatnego w swojej prostocie. Dlatego mam nadzieję, że skusicie się na powieść pełną bólu, straty i żalu. Na sam koniec pragnę napisać tylko, że "Chłopiec jeden na milion" jest po prostu wyjątkowy. Przeczytajcie.
Drogi Czytelniku! Czy masz na świecie swoją bratnią duszę? Osobę z którą rozumiesz się bez słów i kochasz ją bezgranicznie? Osobę wyjątkową, niepowtarzalną i jedyną taką na świecie? Osobę o dobrym sercu i z czystą duszą? Czy znalazłeś taką osobę? Jeżeli nie, to się nie załamuj, bo jeszcze ją znajdziesz. Aczkolwiek jeżeli na wszystkie moje poprzednie pytania odpowiedziałeś...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie jest to żadną tajemnicą, że kocham baśnie pod każdą postacią. Gdy byłam młodsza namiętnie czytałam "Baśnie Christiana Andersena" na przemian z "Najpiękniejszymi baśniami Braci Grimm". Niektóre opowieści znam na pamięć i mogłabym Wam je opowiedzieć nawet o trzeciej nad ranem. Co tu dużo mówić! Jestem uzależniona od baśniowości. Uwielbiam klimat dworskich intryg, miłości, która przezwycięża wszystko i doskonałej walki pomiędzy dobrem, a złem. Teraz kiedy jestem starsza nie czytam już tak namiętnie baśni, ale z przyjemnością sięgam po retelingi. Czy jesteście gotowi na Roszpunkę w nowej odsłonie? Zapraszam do przeczytania mojej opinii.
W trzeciej części bestsellerowej Sagi Księżycowej, Cinder, Scarlet, Wilk i Kapitan Thorne łączą swoje siły, aby obalić rządy okrutnej królowej Levany. Chcą uratować świat i obsadzić na tronie Luny jego prawowitą księżniczkę. Ich nadzieją staje się Cress, lunarska skorupa, zamknięta od siedmiu lat w satelicie, niczym Roszpunka w swojej wieży. Czas w odosobnieniu sprawił, że Cress jest świetnym hakerem. Niestety, została zmuszona do pracy dla Królowej Levany i właśnie otrzymała rozkaz wyśledzenia Cinder i jej przystojnego wspólnika. Roszpunka z przyszłości nie czeka na ratunek, lecz sama go znajduje. Na bieżąco śledzi bowiem losy poszukiwanych uciekinierów: Cinder, Scarlet oraz Kapitana Thorne'a. Kiedy udaje się jej nawiązać kontakt i poprosić o pomoc w ucieczce, wszystko idzie zupełnie nie tak jak powinno. Upadek z gwiazd na Ziemię nie mógł być bardziej bolesny jak i dosłowny. Bez wątpienia szykuje się w świecie bohaterów wojna między Ziemią a Księżycem. Jaką rolę w tym wszystkim odegra Cress?
Kocham całą tę serię. Co z tego, że przeczytałam dopiero trzy tomy? Pani Marissa Meyer po raz kolejny oczarowała mnie swoją opowieścią, bo stworzyła coś naprawdę pięknego i magicznego. Brak mi słów, aby opisać tę fenomenalną powieść. Nie dość, iż została przepięknie wydana to jeszcze sam środek zapiera dech w piersiach. Wybaczcie mi te zachwyty, ale no normalnie muszę wychwalić tę pozycję za wszystko. Oprawa graficzna jest zniewalająca. Na pierwszy rzut oka widzimy ciekawą grafikę i solidne wydanie, ale gdy zobaczycie wnętrze.....Ach! Brak mi słów! W środku na każdej stronie zobaczycie śliczne i urocze zdobienia, które na pewno umilą Wam czytanie. Nie wiem ja Wy, ale ja lubię takie dodatkowe ozdobniki w powieściach. To chyba takie zboczenie zawodowe :) W każdym razie dla samego wydania warto kupić tę książkę i z pewnością nie będziecie żałowali żadnej złotówki wydanej na tę pozycję. Ale dość już o wyglądzie! Pogadajmy o środku, bo to właśnie wnętrze jest najważniejsze.
W "Cress" główną bohaterką powieści jest po prostu tytułowa Cress, którą mogliśmy poznać w poprzednich tomach serii. Dziewczyna jest najlepszym szpiegiem w Kosmosie i żaden złoczyńca z pewnością się przed nią nie ukryje. Ja tą postacią już byłam zaintrygowana w "Cinder", bo już wtedy dała się poznać jako silna, waleczna i odważna postać. Byłam ciekawa jak ją autorka wykreuje w osobnej historii i czy polubię ją tak bardzo jak dwie poprzednie narratorki. Szczerze? Póki co Cress jest chyba moją ulubioną żeńską postacią. Nie jest doskonała, ale właśnie za to ją pokochałam. Pewnie teraz sobie myślicie, ale za co ty ją Detektywie pokochałaś?! Wiecie za co? Za to, że Cress jest niezwykle nieszablonowa. Czasami bywa zakręcona, później pokazuje swoją marzycielską stronę. A kiedy już myślicie, iż niczym Was nie zaskoczy to nagle pokazuje swoją wrażliwą i delikatną wersję. Czy szpieg międzygalaktyczny może być delikatny? A czemu nie?! Taka właśnie jest główna bohaterka powieści - szczera, wrażliwa, realistyczna i totalnie zakręcona.
Jeżeli jesteście już fanami "Sagi Księżycowej" to pewno doskonale znacie Cinder, Scarlet, Kaia, Iko i Wilka i resztę bohaterów. Jestem także przekonana, że się strasznie za nami stęskniliście i jesteście śmiertelni ciekawi co słychać u Waszych pupilów. Oczywiście w "Cress" nie zabraknie starych bohaterów, dlatego przygotujcie się na kolejną porządną dawkę cyborgów, kapitanów i książąt i wilków w roli głównej :D Wiecie co? Ja naprawdę zżyłam się z tymi bohaterami. Każda moja kolejna przygoda z Sagą Księżycowa jest niezwykła, wyjątkowa, fascynująca i niepowtarzalna. Dlatego gdy odkładam książkę na półkę to już czuję taki ucisk w sercu, bo wiem, że na jakiś czas muszę opuścić ten intrygujący, a zarazem niebezpieczny świat. Gdyby ktoś zapytał mnie w jakiej książce chciałabym spędzić jeden dzień to bez wahania odpowiedziałabym, że właśnie w świecie Sagi Księżycowej. Kocham ten kosmiczny klimat i zawsze za nim tęsknię. Chciałabym, aby ta seria miała tysiące tomów!! Gdyby ta seria trwała tak długo jak "Moda na sukces"...... :) Eh, marzenie!
Znudziły Ci się szablonowe książki? Masz dość przewidywalnych bohaterek i kiepskiej fabuły? W takim razie mam dla Ciebie idealną propozycję. Przeczytaj "Cress" i przekonaj się na własnej skórze o co jest tyle szumu. Ta książka powali Cię na kolana i sprawi, że nie będziesz mógł oderwać się od kosmicznej rzeczywistości. Czy jesteś gotowy, aby wejść na statek? Ja już wsiadłam i nie żałuję tego wyboru.
Nie jest to żadną tajemnicą, że kocham baśnie pod każdą postacią. Gdy byłam młodsza namiętnie czytałam "Baśnie Christiana Andersena" na przemian z "Najpiękniejszymi baśniami Braci Grimm". Niektóre opowieści znam na pamięć i mogłabym Wam je opowiedzieć nawet o trzeciej nad ranem. Co tu dużo mówić! Jestem uzależniona od baśniowości. Uwielbiam klimat dworskich intryg,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znacie to uczucie kiedy zaczynacie czytać jakąś książkę i za żadne skarby świata nie możecie się od niej oderwać? Przeżywacie każdą scenę, a ból i smutek bohaterów staje się też Waszym ciężarem? Miałam tak w przypadku powieści pt."Córki Smoka" autorstwa Williama Andersa. Jeśli jesteście ciekawi czym ta książka mnie ujęła, to zapraszam Was serdecznie do przeczytania mojej recenzji!
Po śmierci przybranej matki, Anna Carlson postanawia wyjechać z Ameryki, aby odnaleźć swoją biologiczną matkę. Kiedy wraz ze swym ojcem przylatuje do Korei Południowej, dowiaduje się, że jej biologiczna matka nie żyje. Gdy dziewczyna już myśli, że przyjechała do tego miejsca na próżno, na ulicy zatrzymuje ją starsza kobieta i wręcza jej tajemniczy przedmiot. Takim sposobem trafia ona do mieszkania Hong Jae Hee - tajemniczej Koreanki, która twierdzi, że jest jej babcią. Kobieta prosi wnuczkę, aby wysłuchała jej opowieści z czasów japońskiej okupacji Korei i Chin dotyczących "kobiet do towarzystwa" oraz prosi ją o dwie przysługi...
Muszę się Wam do czegoś przyznać - nie znoszę pisać recenzji o takich książkach jak ta. Powiedzcie mi jak można dobrze zrecenzować powieść idealną? Świetnie skonstruowaną, niebywałą i nad wyraz wspaniałą? Kiedy skończyłam czytać "Córki smoka", odłożyłam ją grzecznie na półkę i postanowiłam odczekać kilka dni, żeby zobaczyć czy po tym czasie zmienię o niej zdanie. Wiecie jak to jest - kończycie czytać intrygującą powieść, zachwycacie się nią, od razu zabieracie się do pisania opinii, a po kilku dniach dochodzicie do wniosku, że może za bardzo poniosły Was emocje, a dana lektura wcale nie była aż tak dobra jak Wam się na początku wydawało. Dlatego odkładałam w czasie napisanie recenzji o książce Pana Williama Andrewsa. I uważam, że było to dobre posunięcie z mojej strony, ponieważ dzięki temu uświadomiłam sobie jedno - o najnowszej publikacji wydawnictwa Niezwykłego nie da się zapomnieć. Ta książka po prostu gnieździ się w umyśle czytelnika i nęka go w snach.
Z pewnością nie mogę napisać, że czyta się tę pozycję lekko i przyjemnie, bo wcale tak nie jest. Na kartach powieści została przedstawiona okrutna, bolesna i smutna historia Hong Jae hee, która w czasie wojny pomiędzy Japończykami i Koreańczykami straciła wszystko. Nie będę wchodziła za bardzo w szczegóły, bo wiem, że nie lubicie spojlerów, ale musicie wiedzieć o jednej przykrej rzeczy - Hong Jae Hee będąc jeszcze dzieckiem stała się dziewczyną do towarzystwa. W tak młodym wieku powinna poznawać świat, uczyć się i popełniać młodzieńcze błędy, lecz jej nie było to dane. Z dnia na dzień musiała nauczyć się jak przetrwać w złym świecie, wśród bestialskich żołnierzy, którzy codziennie wykorzystywali ją seksualnie. Spędziła lata w miejscu gdzie upokarzanie, ból, nienawiść i przemoc fizyczna były na porządku dziennym. Wielokrotnie odkładałam książkę na bok, bo nie mogłam znieść tego co przeżywała bohaterka. Nie potrafię opisać tego co czułam podczas czytania, ponieważ przez moją głowę, przechodziło naprawdę wiele myśli.
Gdy zdecydujecie się na przeczytanie "Córek smoka", na samym początku musicie wiedzieć, iż jest to fikcja literacka z elementami prawdziwych wydarzeń. Autor pokazał nam jak wyglądała wojna widziana oczami zwykłej obywatelki, która została jedną z ofiar tragicznej wojny. Dlatego przygotujcie się na ogromną dawkę niesprawiedliwości, cierpienia i głodu. Pan Andrews z brutalną szczerością pokazał nam jak wojna każdego dnia wyniszczała swoich obywateli. A oni? Z minuty na minutę stawali się coraz bardziej zdeterminowani, aby przeżyć. W tamtym okresie nie było miejsca na litość i słabość, więc nie spodziewajcie się historii pełnej nadziei i wyidealizowanych sytuacji. W tej książce zostały obnażone najskrytsze ludzkie słabości, które chwilami będą bardzo kontrowersyjne.
Rzadko kiedy w moich recenzjach oceniam okładkę, ale w tym przypadku muszę zrobić wyjątek. Moim zdaniem ta szata graficzna idealnie pasuje do treści, ponieważ jest tajemnicza, mroczna, brutalna, a zarazem minimalistyczna. W środku również została precyzyjnie wydana, ponieważ nad każdym rozdziałem zostało umieszczone bardzo intrygujące zdobienie. Naprawdę nie mogę się na tę okładkę napatrzeć!
Moim zdaniem książkę Williama Andrewsa powinien przeczytać każdy kto jest gotowy na poruszającą i brutalną lekturę. To nie jest zwykła pozycja, którą przeczytacie w jeden dzień, a nazajutrz po prostu o niej zapomnicie. Wierzcie mi na słowo, że "Córek smoka" nie da się, ot tak wyprzeć ze swojej pamięci. Autor zadbał o to, aby czytelnik na długo nie mógł się po niej otrząsnąć.
Poznajcie opowieść Hong Jae Hee, a na pewno tego nie pożałujecie.
Znacie to uczucie kiedy zaczynacie czytać jakąś książkę i za żadne skarby świata nie możecie się od niej oderwać? Przeżywacie każdą scenę, a ból i smutek bohaterów staje się też Waszym ciężarem? Miałam tak w przypadku powieści pt."Córki Smoka" autorstwa Williama Andersa. Jeśli jesteście ciekawi czym ta książka mnie ujęła, to zapraszam Was serdecznie do przeczytania mojej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kilkanaście lat temu byłam uzależniona od baśni pod każdą postacią. Namiętnie zaczytywałam się w "Baśniach Braci Grimm" i "Baśniach Andersena". Niektóre opowieści tych Panów znam na pamięć i mogłabym je opowiedzieć o każdej porze dnia i nocy. Baśnie mają to do siebie, że nie da się ich nie kochać. Te historie uzależniają i sprawiają, że szara rzeczywistość wcale nie jest taka zła jak się wydaje. Ostatnimi czasy zaniedbywałam piękne historie o księżniczkach, silnych rycerzach i poczciwych bohaterach. Zaczytywałam się w mroczniejszych klimatach, aż w końcu w moje ręce wpadła książka pt."Labirynt Fauna". Od pierwszej chwili wiedziałam, że muszę tę powieść przeczytać. Czy była to dobra decyzja? Zapraszam do przeczytania mojej opinii.
Guillermo del Toro, zdobywca Oscara za najlepszy film za Kształt wody, wraz z Cornelią Funke, autorką bestsellerowych powieści Atramentowe serce i Król złodziei, wspólnie stworzyli epicką i mroczną powieść fantasy dla czytelników w każdym wieku, wzbogaconą poruszającymi poetyckimi ilustracjami. Ta czarowna historia zabiera czytelników do złowrogiego, magicznego i rozdartego wojną świata, zapełnionego wyraziście narysowanymi postaciami, takimi jak nieuczciwe fauny, zawzięci żołnierze, potwory zjadające dzieci czy dzielni buntownicy. Jak przystało na prawdziwą baśń, jest też dawno zaginiona księżniczka, która ma nadzieję na powrót do rodziny…
"Labirynt fauna" opowiada historię dziewczynki, której świat legł w gruzach. Ofelia, bo tak ma na imię główna bohaterka powieści, w bardzo młodym wieku straciła ukochanego ojca. Po jego śmierci jej matka wiąże się ze złym i nieuczciwym mężczyzną. Dziewczynka nazywa go Wilkiem, bo wyczuwa od niego negatywną i brzydką aurę. Niestety matka Ofelii jest ślepo zakochana w swoim nowym mężu i cały czas się łudzi, że on pokocha jej córkę równie mocno jak ona. Rzeczywistość jest jednak inna i bohaterka coraz bardziej oddala się od swojej nowej rodziny. Ale kiedy wszystko się sypie w jej życiu pojawia się zbuntowana gosposia i niezwykły faun. Tak w wielkim skrócie wygląda fabuła całej powieści. Oczywiście, nie zdradziłam Wam całej książki, ponieważ sami musicie ją odkryć. A uwierzcie mi na słowo, że jest tam co odkrywać. Ta baśń jest naprawdę piękna, wręcz bym powiedziała, że jest boleśnie piękna. Nie jest to typowa baśń, bo jest mroczniejsza i bardziej nieprzewidywalna, ale z pewnością pokochacie ją równo mocno jak ja. Z tego co wiem ta książka jest napisana na podstawie filmu, ale w ogóle tego nie czuć. Ja czytając tę powieść czułam się tak jakbym czytała znane "Baśnie Braci Grimm".
Ogromnym atutem całej opowieści jest właśnie główna bohaterka. Ofelia jest niezwykle szczerą, mądrą i inteligentną dziewczyną, która zna się na ludziach. Od samego początku unika swojego ojczyma, bo wie, że ten człowiek nie jest wart uczuć jej mamy. Wspiera swoją rodzicielkę, chociaż ma do niej żal o to, że nie potrafi przeciwstawić się swojemu partnerowi. Przez całą naszą przygodę obserwujemy poczynania bohaterki i wraz z nią dokonujemy wyborów. Smucimy się kiedy ona jest smutna. Radujemy się, kiedy ona się uśmiecha. Ta dziewczynka jest tak pozytywną postacią, że nie da się jej nie pokochać. Ujęła mnie swoją dobrocią, dociekliwością i spojrzeniem na świat. Takich młodych bohaterek brakuje w literaturze. Jestem też prawie pewna, że Ofelia mogłaby konkurować nawet z Anią z Zielonego Wzgórza, bo obie zostały skrzywdzone przez los, ale nigdy nawet na chwilę się nie poddawały.
No dobra, ale o czym jest "Labirynt fauna"? Moim zdaniem ta opowieść opowiada o sile, walce i determinacji. Ta pozycja nie składa się wyłącznie z opowieści Ofelii. Na drugim planie obserwujemy działania gosposi, która tak jakby jest kimś więcej, niż tylko zwyczajną służącą. Kobieta wspiera dziewczynkę w trudnych chwilach, a sama zmaga się z widmem wojny i tajemnicą własnego brata. Oczywiście, to jeszcze nie koniec! Cała fabuła opiera się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą z nich jest historia Ofelii i jej rzeczywistości, a drugą są legendy pewnego królestwa.... Ja te opowiastki nazwałam przerywnikami (tak jak autorka), ale są one dość istotne, więc ich czasem nie pomijajcie. Czytajcie całą opowieść od deski do deski, bo inaczej dużo stracicie.
Jestem zakochana w "Labiryncie fauna", bo dzięki tej książce przypomniałam sobie za co kocham baśnie. Cornelia Funke wraz z Guillermo del Toro stworzyli naprawdę interesującą, mądrą i niewinną historię idealną dla każdego czytelnika. Czytelniku! Nie ważne czy masz dziesięć, trzydzieści czy siedemdziesiąt lat - bez żadnego problemu odnajdziesz się w tej historii. Polubisz młodą Ofelię, zaprzyjaźnisz się ze strachem i zrobisz wszystko, aby uratować tych, których kochasz najbardziej na świecie.
Kilkanaście lat temu byłam uzależniona od baśni pod każdą postacią. Namiętnie zaczytywałam się w "Baśniach Braci Grimm" i "Baśniach Andersena". Niektóre opowieści tych Panów znam na pamięć i mogłabym je opowiedzieć o każdej porze dnia i nocy. Baśnie mają to do siebie, że nie da się ich nie kochać. Te historie uzależniają i sprawiają, że szara rzeczywistość wcale nie jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
O akcji mogę napisać jedynie to, że była żwawa, dynamiczna, gęsta i mroczna. W tej książce ciągle coś się działo, więc na pewno przeczytacie ją w błyskawicznym tempie, mimo, że nie da się jej poznać na raz. Dlatego muszę Was przed czymś ostrzec - wiele razy będziecie przerywać lekturę, ponieważ jak już wcześniej wspominałam to co dzieje się w "Małej baletnicy" przechodzi ludzie pojęcie. Wielokrotnie będziecie przygnębieni, zszokowani i smutni, a nawet wściekli. Z pewnością ta książka wzbudzi w Was wiele różnych i skrajnych emocji.
Są takie książki, których nie trzeba polecać, ponieważ one same obronią się treścią. Taka właśnie jest najnowsza powieści Pana Wiktora Mroka pt. "Mała baletnica". Mogłabym wymienić Wam wiele powodów dla których powinniście sięgnąć po tę pozycję, ale tego nie zrobię, ponieważ każdy kto przeczytał tę książkę potwierdzi, że po prostu musicie to zrobić.
O akcji mogę napisać jedynie to, że była żwawa, dynamiczna, gęsta i mroczna. W tej książce ciągle coś się działo, więc na pewno przeczytacie ją w błyskawicznym tempie, mimo, że nie da się jej poznać na raz. Dlatego muszę Was przed czymś ostrzec - wiele razy będziecie przerywać lekturę, ponieważ jak już wcześniej wspominałam to co dzieje się w "Małej baletnicy"...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w sieci zapowiedź powieści "Powiedz mi to szeptem" to byłam na tysiąc procent pewna, że będę miała do czynienia z jakąś piękną historią. Nawet nie wiecie jak się pomyliłam! Za tą śliczną, intrygującą okładką skrywa się opowieść o kłamstwach, sekretach, nienawiści i egoizmie, który wręcz wylewa się z kart powieści. Historia Maisey nie jest słodka, urocza i niewinna, lecz pełna niedomówień, bólu i zakrzywionej rzeczywistości. Główną bohaterkę poznajemy w chwili kiedy przechodzi horror. Dowiaduje się, że jej matka walczy o życie, a jej ojciec jest winny, albo niewinny jej fatalnemu wypadkowi. Kto kłamie? Kto jest dobry? Kto ma dobre intencje względem Maisey? Na pytania próbowałam odpowiedź przez całą powieść, ale do samego końca nie byłam pewna komu kobieta powinna zaufać. Oczywiście nie wliczając do tego jej córki Elli, która była jasnym promyczkiem całej książki. To dzięki niej główna postać się nie rozsypała i walczyła o swoje szczęście, które należało się jej psu buda. Mam nadzieję, że w tym momencie Wam za dużo nie za spoilerowałam, ale wydaje mi się, iż od samego początku będziecie kibicować bohaterce. Nie wiem dlaczego, ale od pierwszej strony poczułam do niej jakąś słabość, a może nawet litość. Przymykałam oko na jej wady i niezdecydowanie, bo czułam, że za fasadą jej nieporadności i niskiej samooceny skrywa się coś więcej. Pytanie tylko co.
Kreacja głównych bohaterów była na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Każda postać jest inna, kieruje się innymi zasadami i celami. Jako czytelnik nie mogłam przewidzieć jaki następny krok zostanie wykonany przez daną osobę. Z zapartym tchem obserwowałam teraźniejszość Maisey, z przerażeniem wspomniałam jej przeszłość, a przyszłości bałam się nawet myśleć. To co stworzyła autorka przechodziło czasami ludzkie pojęcie, ale co za tym idzie nie mogłam oderwać się od tej lektury. W tej książce nie znajdziecie krystalicznych postaci, bo każda z nich ma jakiś sekret i ukryty cel, którym nie chce się podzielić. Nie raz i nie dwa pomylicie się w ocenie któreś osoby. Autorka na każdy kroku będzie wodzić Was za nos i wielokrotnie wyprowadzi Was w pole. Jeżeli miałabym określić gatunek powyższej powieści to z pewnością umieściłabym ją w dreszczowcu, albo thrillerze.
vvvvvvvv O czym jest "Powiedz mi to szeptem"? Jest to przede wszystkim historia o ogromnej miłości rodzicielskiej, trudnych stosunkach w rodzinie i sekretach, które powoli wkradają się w poukładane życie głównej bohaterki. Maisey przez całe życie myślała, że wie wszystko o swoich rodzicach, ich sytuacji i ogromnej miłości, ale właśnie na jej przykładzie mogę stwierdzić, że nigdy nie da się poznać człowieka w stu procentach. Każdy z nas w swoim życiu skrywa jakieś tajemnice i to właśnie one mogą doprowadzić nas do bolesnego upadku. Czego dowie się Maisey o swojej rodzinie? Czy kosztem poznania mrocznych sekretów straci to co kocha najbardziej na świecie? Czy niewyjaśnione sprawy ze swoim byłym partnerem doprowadzą ją do zguby? Czy kobieta straci prawa rodzicielskie do swojej ukochanej córki? A może sekrety, który znajdują się w jej rodzinnym domu doprowadzą do ogromnej tragedii? Pewnie zastanawiacie się dlaczego w tej recenzji zadaję tyle pytań. Odpowiedź jest prosta. Książka Pani King jest jedną wielką zagadką, którą trudno jest rozwikłać.
Moi Drodzy!!! Gorąco polecam Wam powieść pt."Powiedz mi to szeptem". Dawno nie czytałam tak nieoczywistej, mrocznej i smutnej historii. Pani Kerry Anne King stworzyła naprawdę oryginalną, nietuzinkową i szaloną opowieść opowiadającą o najciemniejszych zakamarkach ludzkiej duszy. W głębi serca nikt nie jest bezwzględnie zły, ale przez pewne decyzje możemy utopić się w morzu nienawiści, złości i cierpienia. Nigdy nie jest za późno, żeby się zmienić się na lepsze, ale najpierw trzeba mieć odwagę, aby tych zmian dokonać.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w sieci zapowiedź powieści "Powiedz mi to szeptem" to byłam na tysiąc procent pewna, że będę miała do czynienia z jakąś piękną historią. Nawet nie wiecie jak się pomyliłam! Za tą śliczną, intrygującą okładką skrywa się opowieść o kłamstwach, sekretach, nienawiści i egoizmie, który wręcz wylewa się z kart powieści. Historia Maisey nie jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
W to piękne piątkowe popołudnie, przybywam do Was z recenzją książki, która doszczętnie złamała moje serce. I to nie raz, i nie dwa, lecz kilkadziesiąt razy. Nie jestem też pewna czy będę w stanie napisać o niej , choć kilka porządnych zdań, ale obiecuję, iż zrobię wszystko co w mojej mocy! Zapraszam Was do zapoznania się z recenzją powieści Amy Hawing pt."Prawo Mojżesza"
Znaleziono go w koszu na pranie w pralni Quick Wash. Miał zaledwie kilka godzin i był bliski śmierci. Jego matka, młoda narkomanka, porzuciła go zaraz po narodzinach. Zmarła zresztą kilka dni później. Mojżesz przeżył — dziecko z problemami, z którego wyrósł chłopak z problemami. Był urodziwy i egzotyczny, niespokojny, mroczny i milczący. Samotny. Budził lęk i ciekawość.
I oto któregoś lipcowego dnia osiemnastoletni Mojżesz zjawił się na farmie rodziców niespełna siedemnastoletniej Georgii. Miał pomagać w codziennych zajęciach. Był pracowity i energiczny, ale też oschły i nieprzenikniony. Fascynujący i przerażający. Georgia, wbrew ostrzeżeniom i zakazom, zbliżyła się do niego... I zaczęła tonąć. (opis z okładki)
Kompletnie nie wiem od czego powinnam zacząć dzisiejszą recenzję. Od fabuły? Bohaterów? Języka? A może od tego, że jest to pierwsza powieść przy której płakałam, a raczej ryczałam jak bóbr. I to na samym początku! Prolog został tak pięknie , a zarazem tak okrutnie napisany, że przy kupnie tej książki, powinno dostawać się zapas chusteczek Wierzcie mi, nawet najtwardszy facet, rozklei się przy tej pozycji jak małe dziecko.
Jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Amy Harmon. Kreacja bohaterów, język, piękne metafory, szczere i odważne dialogi, wszystko, dosłownie wszystko w tej powieści jest dopracowane na ostatni guzik. Początkowo trochę się bałam, że autorka w którymś momencie obniży poziom, ale tak się na szczęście nie stało. Nawet nie myślcie, iż uda Wam się przewidzieć kolejne posunięcie Pani Harmon! Ona po prostu bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę, albo najzwyczajniej w świecie wodzi go za nos! I to jest właśnie w niej niesamowite!
"Pęknięty - powiedziałam bez namysłu.
- No - potwierdził, krzywiąc się Mojżesz.
- Ale ma to na ciebie dobry wpływ - stwierdziłam, odwracając się w stronę ścian. - Pęknięcia i w ogóle. Gdyby twój mózg nie miał pęknięć, twój geniusz nie miałby jak wydostać się na zewnątrz. Wiesz o tym?"
Zżyłam się z bohaterami i to nie tylko tymi pierwszoplanowymi. Jednak muszę choć słówko napisać o parze głównych bohaterów - Georgii i Mojżeszu. Kochani! Co to były za osobowości! Ona - odważna, pyskata i szalona, a on - tajemniczy, małomówny i piekielnie mroczny. Z takiej mieszanki nie mogło wyjść nic dobrego, a o dziwo wyszło! Jeśli ktoś teraz spytałby się mnie, o moją ulubioną literacką parę, to oni na pewno znaleźliby się w czołówce! Naprawdę Pani Harmon przeszła samą siebie i stworzyła coś, co pod każdym względem wychodzi poza ramy schematu. Jeszcze raz ogromne brawa dla autorki!
Jednak muszę Wam coś zdradzić. Ta książka ujęła mnie, ponieważ jest nieprawdopodobnie prawdziwa. Nie ma w niej za grosz słodkiego romantyzmu, wybujałych uniesień czy wyolbrzymionych sytuacji. W "Prawie Mojżesza" każda strona przepełniona jest życiem, które chwilami jest dobre, smutne, piękne, bolesne i niezrozumiałe. Nawet teraz kiedy tę recenzję piszę, myślę o niej jak o życiu. To co przytrafiło się Mojżeszowi i Georgii jest okrutne, ale właśnie tak się dzieje w prawdziwym życiu - nie wszystko zawsze układa się po naszej myśli.
"Nie potrafię wyrazić tego, jak się poczułam. I jak się wciąż czuję. Nie potrafię.
Słowa wydają się płytkie i puste."
"Prawo Mojżesza" to powieść porywająca, okrutna, piękna, wyjątkowa i wzruszająca. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale mam nadzieję, że sami ją przeczytacie i zrozumiecie w czym tkwi jej fenomen. Wiele osób ocenia tę książkę w skali 10/10, ale niestety ode mnie takiej oceny nie otrzyma, gdyż zasługuje ona na o wiele wyższą notę.
Przeczytajcie i pokochajcie historię Georgii i Mojżesza, bo naprawdę warto!
W to piękne piątkowe popołudnie, przybywam do Was z recenzją książki, która doszczętnie złamała moje serce. I to nie raz, i nie dwa, lecz kilkadziesiąt razy. Nie jestem też pewna czy będę w stanie napisać o niej , choć kilka porządnych zdań, ale obiecuję, iż zrobię wszystko co w mojej mocy! Zapraszam Was do zapoznania się z recenzją powieści Amy Hawing pt."Prawo Mojżesza"
...
Wszyscy dążymy do akceptacji ze strony innych osób. Pragniemy dopasować się do upragnionego towarzystwa, kosztem naszych prawdziwych uczuć i osobowości. Nikt nie chce być odrzucony czy nieakceptowany. W tej chwili możesz się oszukiwać i twierdzić, że nigdy nie sprzedałbyś siebie za fajne towarzystwo. Ale jakbyś się czuł gdybyś przez całe najmłodsze lata siedział sam w ławce? Sam bawiłbyś się na przerwach gdy wszyscy inni doskonale by się bawili? Czy z zazdrością nie patrzyłbyś na rówieśników? Każdy z nas, chociaż raz w życiu udawał kogoś kim naprawdę nie był. Czy było warto? Zapraszam do przeczytania mojej opinii!
Zamknij oczy. Nie ma tutaj nic, co można zobaczyć. Była dla niego wszystkim. Myślał nawet, że się w niej zakochał. Dziewczyna z listów, jego Ryen. Obiecali sobie, że nigdy się nie spotkają i nie będą siebie szukać w mediach społecznościowych. Żadnych zdjęć, żadnych spotkań. Tylko listy i oni. Jednak Misha spotkał ją zupełnie przypadkiem, na imprezie zorganizowanej po to, żeby zebrać fundusze na trasę jego nowo powstałej kapeli. Była tam jego Ryen. I Misha zrozumiał, że dziewczyna z listów go okłamała. Nie była wcale taka, jak to sobie wyobrażał. Była… gorąca. Postanowił, że nie zdradzi jej, kim jest. Jeszcze nie teraz. I wydarzyła się tragedia. Tragedia, do której być może by nie doszło… gdyby tamtego wieczoru Ryen nie zawróciła mu w głowie. Teraz Misha już nie chce jej znać. Jedyne, czego chce, to ją znienawidzić i zapomnieć, że kiedyś była jego. Ryen nie wie, czemu Misha nie odpisuje. Za to do jej poukładanego życia wkracza chłopak, który wyraźnie ma zamiar je zniszczyć. Tylko czemu Ryen nie potrafi przestać o nim myśleć?
Kochani, odłóżcie wszystkie książki na bok, bo nadchodzi "PUNK 57"! Wczoraj skończyłam czytać najnowszą książkę Penelope Douglas, która została wydana przez wydawnictwo Niezwykłe i mogę napisać tylko tyle, że kocham tę historię! Kocham wydawnictwo za wydanie tej powieści i za pozostawienie oryginalnej okładki! Wczoraj po egzaminie wróciłam do domu i przez pół dnia zastanawiałam się co mogłabym przeczytać. Nie miałam ochoty na fantastykę, nie chciałam gonić przestępców, więc kryminały też nie wchodziły w rachubę. Natomiast miałam ogromną ochotę na jakiś szalony, gorący i niepowtarzalny romans i wtedy zobaczyłam ją. Ujrzałam na mojej półce piękny grzbiet "PUNK 57" i już wtedy wiedziałam z jaką książką spędzę wieczór. Czy żałuję tego wyboru? Na pewno nie! Jestem tą pozycją oczarowana, zafascynowana i totalnie podjarana. Miałam wobec niej bardzo wysokie oczekiwania i z pewnością spełniła je w pełni, a nawet bardziej. Czułam, że Penelope Douglas mnie nie zawiedzie, ale nie sądziłam, że aż tak mnie zaczaruje. Wciągnęłam się na maxa w życie Ryen i Mishy. Pokochałam ich od pierwszej strony. Zanim sięgnęłam po tę powieść czytałam różne opinie o kreacji bohaterki, bo Ryen jest osobą, którą się kocha albo nienawidzi. Ja akurat pokochałam ją od pierwszej chwili. Rozumiałam jej wybory, czułam żyjące w niej kompleksy i rodzącą samotność. Aczkolwiek do kreacji bohaterów jeszcze wrócimy. Póki co, chcę się skupić na emocjach jakie wywołała we mnie ta książka. Czytając o losach Ryen i Mishy czułam dosłownie wszystko. Żyłam ich wyborami, decyzjami, lękami, pożądaniem, a nawet kłamstwem. "PUNK 57" jest jednocześnie piękną, a zarazem bardzo brzydką opowieścią. Autorka w swojej powieści obnażyła wszystkie niedoskonałości i wady ludzi. Żadna postać nie została wykreowana na idealną osobę i to strasznie mi się podobało. Emocje nie były wyidealizowane, opisy uczuć nie były mdłe i naciągane. Nie wiem jak to się stało, ale "PUNK 57" jest po prostu powieścią doskonałą.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do wykreowanych postaci. Zarówno Mishę jak i Ryen pokochałam od pierwszej strony. ci bohaterowie byli po prostu niesamowici, bo biła do nich niezwykła szczerość. Autorka wykreowała Mishę na totalnego indywidualistę. Chłopak nie bał się niczego, miał wywalone na popularność, kasę czy zdanie innych. Kochał swoich bliskich i zrobiłby dla nich wszystko. Podziwiałam go za absolutnie wszystko - za jego mądrość, odwagę i miłość. Aczkolwiek nie myślcie sobie, iż Misha był ideałem. Chłopak miał naprawdę wiele za uszami, ale przy Ryen to był pikuś. A skoro wspomniałam już o damskiej postaci...... ajajaj! Nasza główna bohaterka jest dość złożoną osobowością, ale kurczę! Ja ją na serio pokochałam. Owszem nie podobało mi się jej zachowanie, czasami chciałam nią potrząsnąć, ale gdy poznałam bliżej Ryen to zaczęłam ją rozumieć. OMG! Nawet nie wiecie ile chciałabym Wam opowiedzieć o tej postaci. Naprawdę. Mogłabym o niej pisać i pisać, ale nie mogę tego zrobić, bo za wiele wam zdradzę. Nie zmienia to jednak faktu, że po prostu musicie przeczytać tę nadzwyczajną historią. Nawet nie mogę sobie wyobrazić co by było gdybym nie przeczytała "PUNK 57"! Czytajcie, czytajcie i jeszcze raz czytajcie twórczość Pani Douglas.
Za co kocham "PUNK 57"? Za świetną i oryginalną relację hate - love, oryginalnych i niepowtarzalnych bohaterów i za skrajne emocje! Spójrzcie jeszcze raz na tę okładkę. Czy za tą pięknością może skrywać się zła i nudna historia? Na pewno nie! W najnowszej powieści Penelope Douglas znajdziecie wszystko - miłość, przyjaźń, piękno, brzydotę, nienawiść, pożądanie, a nawet wandali! Czy nie brzmi to intrygująco? Moim skromnym zdaniem tak! W "PUNK 57" autorka przeszła sobą siebie, bo stworzyła coś naprawdę fenomenalnego. Ja jestem zakochana w tej pozycji na pewno będę ją polecać wszystkim. Ta powieść zasługuje na rozgłos, sławę i pieniądze! Krótko mówiąc, to trzeba przeczytać.
Wszyscy dążymy do akceptacji ze strony innych osób. Pragniemy dopasować się do upragnionego towarzystwa, kosztem naszych prawdziwych uczuć i osobowości. Nikt nie chce być odrzucony czy nieakceptowany. W tej chwili możesz się oszukiwać i twierdzić, że nigdy nie sprzedałbyś siebie za fajne towarzystwo. Ale jakbyś się czuł gdybyś przez całe najmłodsze lata siedział sam w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ktoś mi kiedyś powiedział, że pierwszą miłość pamięta się równie dobrze jak tą ostatnią. Pierwsze niewinne uczucie pojawia się zazwyczaj w okresie młodości kiedy jesteśmy zbuntowanymi i niepewnymi świata nastolatkami. I to właśnie ta pierwsza niezwykła, wyjątkowa i niewinna pierwsza miłość dodaje nam skrzydeł, a nawet szczyptę odpowiedzialności. Gdy jesteś w kimś zakochany to zależy Ci na tej osobie i robisz wszystko, aby ta wyjątkowa osoba była szczęśliwa - nawet kosztem własnego dobra. Zapraszam do zapoznania się z moją opinią!
Flora to zwyczajna dziewczyna z kwiatowej dzielnicy, której życie nie jest, jak to mówią, usłane różami. Usiłuje podnieść się po śmierci brata, ale seria niepowodzeń sprawia, że zamyka się w szczelnej, grubej skorupie, której nie jest w stanie ruszyć żaden terapeuta. Jej rodzina powoli się rozpada, a wyrzuty sumienia zjadają ją od wewnątrz. W końcu znajduje pocieszenie, jak myśli, wyłącznie w swojej wyobraźni. Jednak rzeczywistość wkrótce ją zaskakuje. Poznaje irytującego młodzieńca, który całkowicie zmienia jej dotychczasowe życie, pokazując przy okazji, jak wygląda prawdziwa miłość. Felis nie jest człowiekiem, a Niezmiennym i posiada jeden z czterech wyjątkowych talentów. To dorastający, beztroski chłopak, przed którym przyszłość stoi otworem. Nie boi się ryzyka i co ważniejsze, zna przyszłość Flory. Czy ta wiedza pomoże mu zmienić jej przeznaczenie? Czy poniesiona cena nie będzie przypadkiem zbyt wysoka?
Powieść Pani Agnieszki Ziętarskiej przeczytałam kilka tygodni temu, ale nie potrafiłam zebrać się w sobie, aby napisać o niej porządną opinię. O "Samobójcy" napisałam dokładnie cztery recenzje i żadna z nich nie podobała mi się na tyle, aby umieścić ją w sieci - teraz macie okazję zapoznać się z moją piątą i ostatnią wersją opinii na temat tej książki, ponieważ w końcu doszłam do wniosku, że napiszę wszystko to, co leży mi na sercu. A wierzcie mi na słowo, że w tej chwili moje serce jest złamane i pogruchotane. Nie wiem jak pozbieram się po przeczytaniu "Samobójcy", ale mam nadzieję, że autorka ukróci moje katusze i jak najszybciej wyda drugi tom, bo cały czas żyję nadzieją, iż historia Flory i aroganckiego Felisa się jeszcze nie skończyła. Ba! Ona nie może tak się skończyć, ponieważ wpadnę w porządną depresję książkową. Nie mam bladego pojęcia, czy taka depresja w ogóle istnieje, ale coś czuję, że jeśli jak najszybciej nie otrzymam drugiej części to w nią wpadnę. I to wcale nie jest fajne, ani zabawne. Chcę mojego Felisa tu i teraz.Chcę ponownie widzieć chowańca. Chcę znowu wspierać Florę. Chcę drugi tom, natychmiast! Droga Autorko, błagam - nie wytrzymam długo bez Niezmiennych. Gdzie ten drugi tom??!!
Troszeczkę się uspokoiłam, więc mogę pisać dalej moją szaloną opinię. Wiem, że czasami za bardzo skupiam się na emocjach, dlatego dzisiaj zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pięknie przedstawić Wam wszystkie plusy i minusy powyższej powieści. Zaraz, zaraz - jakie minusy? Cofam moje słowa! Moim zdaniem ta książka nie ma żadnych, ale to żadnych minusów czy słabych stron. Dla mnie ona jest naprawdę idealna, nietuzinkowa i piękna w swoim gatunku, dlatego przygotujcie się na ogromny spam z tą powieścią! Wiecie co najbardziej podobało mi się w "Samobójcy"? Wszystko. Poważnie, wszystko. Kreacja bohaterów była świetna, powiedziałabym wręcz, że na szóstkę z plusem, fabuła to istny cud, miód i malina, a warsztat i styl autorki był, jest i mam nadzieję, że będzie tak dopracowany, magiczny i płynny jak teraz. Przez historię Flory i Felisa się po prostu płynie, ją się przeżywa, a każdą stroną czytelnik się ekscytuje. Każda rozmowa głównych bohaterów czy przygoda powodowała, że serce szybciej zaczęło mi się bić, a ja totalnie rozpływałam się nad poznawaną treścią. Macie jeszcze jakieś wątpliwości, że uwielbiam tę książkę? Bo ja nie.
Na pewno zastanawiacie się do jakiego gatunku literackiego należy ta książka. Moim zdaniem powieść Pani Agnieszki idealnie wpasowuje się w ramy paranormal romance i new adult, ale nie myślcie sobie, że ta książka jest płytka, wręcz przeciwnie. Za tą powłoką magii i pierwszej miłości kryje się ogromne przesłanie. Autorka nie skupiła się tylko na sferze miłosnej, lecz także pokazała z czym wiąże się młodość i jaką cenę główni bohaterowie muszą zapłacić za swoje błędy i przewinienia. Nigdy też nie powiedziałabym, że "Samobójca" należy do słodkich i niezobowiązujących lektur. Pani Ziętarska w swojej powieści poruszyła naprawdę wiele istotnych i trudnych tematów takich jak utrata bliskiej osoby, rozpad małżeństwa ukochanych rodziców, początki depresji czy przemoc w szkole. Te wszystkie punkty znajdziecie w historii Flory i Felisa i uwierzcie mi na słowo, że nie będzie cały czas wcale kolorowo. Ta powieść przepełniona jest przeróżnymi emocjami, dlatego jej czytanie będzie naprawdę owocne i wyjątkowe. Bardzo bym chciała, żebyście mnie posłuchali i sięgnęli po tę nietuzinkową pozycję.
Mogłabym o "Samobójcy" pisać i mówić całymi godzinami, ale pod żadnym pozorem nie chcę zabierać Wam przyjemności z jej poznawania. Wiem, że w ostatnim czasie na rynku wydawniczym pojawiło się wiele ciekawych pozycji, ale to właśnie "Samobójcy" powinniście dać szansę. Ta książka jest wspaniała, wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Pełna radości i smutku. Miłości i nienawiści. Cierpienia i odkupienia. To także opowieść o popełnianych błędach i prób ich naprawienia. Jeżeli poszukujecie czegoś "Wow" to już to znaleźliście, bo tym "WOW" jest właśnie powieść Pani Agnieszki Ziętarskiej. POLECAM!
Ktoś mi kiedyś powiedział, że pierwszą miłość pamięta się równie dobrze jak tą ostatnią. Pierwsze niewinne uczucie pojawia się zazwyczaj w okresie młodości kiedy jesteśmy zbuntowanymi i niepewnymi świata nastolatkami. I to właśnie ta pierwsza niezwykła, wyjątkowa i niewinna pierwsza miłość dodaje nam skrzydeł, a nawet szczyptę odpowiedzialności. Gdy jesteś w kimś zakochany...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ostatnio mam ogromny problem z pisaniem recenzji, ponieważ w moje czytelnicze łapki wpadają same perełki o których bardzo trudno się pisze. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę mroczną jak noc, kuszącą jak nagie ciało i brutalną jak Chuck Noris. Czy jesteście gotowi, aby poznać najmroczniejszą powieść tego roku? Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją!
Kogo kocha Benny? Swoje małe, słodkie lalki.
Póki są posłuszne i nie stają z nim do walki.
Dba, by były piękne. Włosy im układa
i na ich młode ciałka sukienki zakłada.
A gdy noc zapada do zabawy przystępuje.
Młodsza lalka uległa, starsza walczyć próbuje.
Lecz kiedy ta ulubiona od niego ucieka,
nie liczy się, że druga pozostać przyrzeka.
Serce pęka mu z rozpaczy, oczy ma pełne łez,
jego lalka musi wrócić, bądź jej życia nadszedł kres.
Dwanaście lat temu Jade wraz z młodszą siostrą zostały porwane przez sprzedawcę lalek. Po czterech latach tej starszej udaje się uciec z rąk oprawcy. Niestety nie udaje jej się uratować siostry, ale przyrzeka sobie, że kiedyś wróci po małą Macy. Mija kilka lat. Jade wstąpiła do policji i jest szanowaną, chociaż trochę "szaloną" panią detektyw. Kobieta ma nadzieję, że w końcu odnajdzie swojego oprawcę i uratuje swoją siostrę. Kiedy w mieście ponownie giną młode dziewczyny oraz gdy zostaje zamordowana sprzedawczyni lalek, Jade wie, że Benny powrócił. Wie, że Benny tęskni za swoją niegrzeczną laleczką. Wie, że Benny nie spocznie dopóki jej nie odnajdzie. Wie, że nie jest już bezpieczna.
Benny kocha swoje lalki.
Przeczytałam tę książkę, odłożyłam ją na biurko i wiecie co zrobiłam? Zaczęłam szukać drugiego tomu. Czy ktoś mi powie gdzie jest kontynuacja? Panie Ker Dukey i K. Webster nie mają dla czytelników, ani grama litości i po prostu kończą sobie historie tak jak im się żywnie podoba. W moim odczuciu jest to bardzo nieetyczne zachowanie, bo teraz nie wiem co mam ze sobą zrobić. Chcę drugi tom.! Teraz. Zaraz. Jestem w tej chwili tak wstrząśnięta, załamana i strasznie podekscytowana, że szkoda gadać. Przez to zakończenie mam w sobie tyle adrenaliny, podniecenia i strachu, że chcę tylko jednego. CHCĘ DRUGIEGO TOMU! Wiem, że teraz się powtarzam, ale jestem tak strasznie ciekawa co dalej będzie z Jade i Macy, że normalnie nie wytrzymam. Dawno nie czytałam tak mocnej, brutalnej i chwilami psychicznej książki. Od "Skradzionych laleczek" bije mrok! Każda strona jest przepełniona strachem, lękiem, niepokojem, obsesją i lalkami. Nie no, Kochani, nie da się opisać tego co znajdziecie w tej książce.
Benny zgubił swoją niegrzeczną lalkę.
Jeśli myślicie, że w tej książce znajdziecie delikatne, wrażliwe i niewinne postacie to jesteście w błędzie. W "Skradzionych laleczkach" nie ma miejsca na motylki, kwiatki i gorące "ciacha" na których widok mdleją panienki. Jeśli zdecydujecie się na przeczytanie powieści autorstwa Ker Dukey i K. Webster to musicie być przygotowani na silne, skomplikowane, wymagające i trudne charaktery. Czy znajdziecie w niej psychopatów? Tak. Ofiary? Tak. Czy bohaterowie będą poddawać się szaleństwu? Tak. Podczas czytania wielokrotnie się zastanawiałam co te postacie zrobiły autorkom, ze tak się nad nimi pastwią? One nie tylko kłady im kłody pod nogi, lecz także robiły wszystko, aby czytelnik zwątpił w ich poczytalność. W szczególności pod górkę miała główna bohaterka Jade. Bardzo polubiłam tę postać, ponieważ była silna i nigdy nie narzekała na swój los, chociaż miała do tego pewne prawo. Walczyła jak lwica ze wszystkim i ze wszystkimi. Zmagała się z demonami przeszłości i przez to chwilami "odlatywała", ale w jaki sposób tego dowiecie się czytając książkę ( na pewno nie chodzi o używki, spokojnie).
Chciałabym Wam przedstawić więcej postaci, ale powinniście je sami poznać, chociaż słówko muszę napisać o jednym bohaterze - Bennym. To jest najbardziej zawiła, tajemnicza i mroczna postać z całej książki. Jak już się dowiedzieliście z opisu Benny kocha swoje lalki nad życie - dba o nie, karmi je i maluje, bo są tylko jego. Brzmi upiornie, prawda? I tak właśnie jest przez całą powieść. Postać tego człowieka sprawia, że czytelnik czuje dreszcze na ciele i przez całą powieść odczuwa lęk. Czy jest to negatywna postać? I to jak. Dawno nie spotkałam w książce tak złego i inteligentnego bohatera.
Benny odnajdzie swoją laleczkę.
Autorki napisały rewelacyjną powieść, która jednym słowem przeraża, smuci i niepokoi czytelnika od pierwszej strony. Wielokrotnie przerywałam lekturę tej książki, ponieważ nie mogłam sobie poradzić z tym co czytam, ale nie potrafiłam odłożyć "Skradzionych laleczek" na półkę. Nie interesowały mnie obowiązki, komputer czy nauka, ponieważ chciałam jak najszybciej rozgryźć Bennego i jego obsesję. I wiecie co? To był ogromnym błąd, bo gdy dotarłam na ostatnią stronę to zaniemówiłam z wrażenia. Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Myślałam, że jeśli Panie Kat i web znęcały się nad bohaterami przez całą powieść to chociaż końcówkę im odpuszczą, ale one miały kompletnie inny pomysł na zakończenie. Zaskoczyły swoich fanów i napisały emocjonujący i frustrujący rozdział, a raczej kilka ostatnich. Ja jestem przerażona, bo nie mam po ręką kontynuacji. Czy się znowu powtarzam? Pewnie tak, nie mogę się go po prostu doczekać.
Benny cierpi przez swoją niegrzeczną laleczkę.
Ker Dukey i K. Webster stworzyły intrygującą, niepowtarzalną i psychiczną historię, gdzie lęk miesza się z podnieceniem i przemocą. Z pewnością ta książka nie jest dla wrażliwych osób, ponieważ w "Skradzionych laleczkach" jest sporo przykrych, brutalnych i przepełnionych bezkarnością sytuacji. Ta książka jest potwierdzeniem tezy, że na świecie nie ma sprawiedliwości, a dobro nie zawsze wygra nad złem. Niestety ta książka jest brutalnie szczera i udawania nam wszystkim, ze nie zawsze sprawca zostaje ukarany, a co gorsza bardzo często przebywa na wolności i jest bezkarny. Podziwiam pisarki za to, że odważyły się stworzyć taką książkę, bo napisanie takiej powieści na pewno nie jest łatwe ani przyjemne. Podczas czytania "Skradzionych laleczek" na pewno będzie odczuwać przeróżne emocje i najczęściej będą one negatywne, bo historia detektyw Jade jest naprawdę przygnębiająca. Jednakże na pewno całą książką "pożrecie" w ekspresowym tempie, ponieważ nie można się od tej pozycji oderwać. Ona jest tak wciągająca, ciekawa, intrygująca i frustrująca, że trzeba jak najszybciej poznać zakończenie.
Na koniec mogę Wam napisać tylko tyle, że z całego serca polecam Wam tę mroczną książkę. "Skradzione laleczki" to powieść pełna mroku, brutalności, niesprawiedliwości i strachu. Historia stworzona przez duet Pań Ker Dukey i K. Webster została przepełniona tajemnicą, frustracją i smutkiem, ale choćbyście chcieli to nie będziecie umieli się od niej oderwać Dlaczego? Bo jest to książka jedyna w swoim rodzaju i z pewnością drugiej takiej nie znajdziecie na polskim rynku wydawniczym.
Ostatnio mam ogromny problem z pisaniem recenzji, ponieważ w moje czytelnicze łapki wpadają same perełki o których bardzo trudno się pisze. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić książkę mroczną jak noc, kuszącą jak nagie ciało i brutalną jak Chuck Noris. Czy jesteście gotowi, aby poznać najmroczniejszą powieść tego roku? Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją!
Kogo...
Kochani, jest dokładnie godzina 4.38 i pewnie powinnam już dawno spać, ale nie mogę. A wiecie dlaczego? Przed chwilą skończyłam czytać fenomenalny debiut i aż mnie język świerzbi, żeby Wam o nim opowiedzieć. Wy tę recenzję pewnie przeczytacie w grudniu, albo w styczniu, ale ją piszę właśnie teraz.... we wrześniu. To tyle ile musicie wiedzieć na początku. W każdym razie musiałam się tym pochwalić, że przeczytałam ją tak wcześnie, ponieważ czuję się jakbym była matką chrzestną tej książki.... No dobra, drugą, bo pierwszą matką chrzestną jest Malwinka z bloga Książkowy Świat Mali. Jestem niesamowicie dumna z Rivy Scott, bo napisała coś naprawdę mocnego i fenomenalnego. Ale jest coś o czym nie wie nikt, ani autorka, ani Wy.
W dniu kiedy Riva podrzuciła mi swoją książkę chciałam zrezygnować z prowadzenia wszystkich moich social mediów. Chciałam odciąć się od książkowego świata. Nie czułam już tej pasji, a prowadzenie konta na Instagramie przestało mi sprawiać frajdę. Miałam już nawet przygotowane posty pożegnalne, ale zostałam. Pewnie się zastanawiacie czemu o tym piszę. Powód jest jeden. To dzięki Rivie Scott zostałam w blogerskim świecie. Doszłam do wniosku, że muszę tutaj zostać, aby promować jej fantastyczny debiut. "Smak pokusy" przypominał mi za co kocham czytać książki i dlaczego zawsze chciałam promować wydawnicze perełki. A ta książka jest perłą... Czy ta promocja mi wyszła? Tego nie wiem. Mam nadzieję, że kiedy czytacie tę recenzję myślicie sobie "Detektywie, to dzięki Tobie skusiłam się na poznanie Cartera i Rii". Chciałabym być kojarzona z tą książką, bo pokochałam ją całym sercem. Kocham, normalnie kocham perypetie Marii Reyes i Cartera Greena! Dlatego wybaczcie mi dzisiaj ten osobisty post, ale chciałabym, abyście wiedzieli, dlaczego akurat ta powieść jest dla mnie, aż taka ważna. Powodów jest kilka :) Zapraszam do zapoznania się z moją opinią!
Czy władczy przedsiębiorca z wielkimi pieniędzmi i jeszcze większym mniemaniem o sobie okaże się odpowiednim mężczyzną dla charakternej Hiszpanki z niewyparzonym językiem?
Maria Reyes doskonale zdawała sobie sprawę, że zbyt długo poświęcała swoje życie dla dobra innych. Wierzyła jednak, że na realizację planów i marzeń nigdy nie jest za późno. Teraz staje przed nie lada wyzwaniem: pozwolić, aby namiętność przejęła nad nią kontrolę, czy nadal ukrywać się w skorupie, która chroni ją przed kolejnymi ranami. Czy Ria oderwie się od swojej przeszłości i zaryzykuje przyszłość?
Carter Green, najbardziej rozchwytywany kawaler i biznesmen w San Francisco, zawsze dostawał to, czego chciał, nie zważając na konsekwencje. Teraz pragnie jej, temperamentnej kobiety, która potrafi mu się postawić. Odkryje jednak, iż na drodze do szczęścia los postawi im wiele przeszkód. Czy uda mu się uchronić ich przed nieoczekiwanym zagrożeniem?
Ich światy nigdy nie miały prawa się połączyć. Jednak nie mogli zaprzeczyć, że pokusa smakuje najlepiej.
Jeszcze kilka dni temu czułam się wypalona. Czytanie książek przestało sprawiać mi frajdę, a brak czasu spowodował, że doszłam do wniosku, że chcę na jakiś czas porzucić bloga. Miałam już wszystko przygotowane, ale wtedy w moje spokojne życie wtargnął jak huragan "Smak pokusy". Przeczytałam tę książkę jednym tchem i jeszcze było mi mało! Debiut Rivy Scott przypomniał mi za co kocham czytanie i promowanie książek. A długie rozmowy z poznaną autorką przekonały mnie do pozostania w książkowo-blogerskim świecie. Nie wiem w ogóle czy odważę się opublikować ten post, ale jeżeli to zrobię to chcę, żebyście wiedzieli, że "Smak pokusy" jest naprawdę rewelacyjny i rozpala w czytelniku to co jest najlepsze. Dlatego nie porzucę blogowania, bo ktoś musi Was spamować tą historią. Już współczuję autorce! Będzie miała ze mną przekichane. Zobaczycie, tak długo będę nawijać Wam o tym debiucie, że będziecie mieli mnie dość. Koło powyższej powieści nie możecie przejść obojętnie, ponieważ jest to cudowna opowieść o miłości, życiu, namiętności i o spełnianiu marzeń. Kiedy zaczniecie czytać "Smak pokusy" to poczujecie nie tylko smak tytułowej pokusy, lecz także smak namiętności, pożądania i obezwładniającego uczucia. Czy nie brzmi to przekonująco? Czy nie chcecie przeczytać fantastycznej, wciągającej i ognistej historii? Ja bym chciała przeczytać "Smak pokusy" po raz drugi i poczuć ten dreszcz podniecenia jeszcze raz i z taką samą intensywnością. Dlatego zazdroszczę wszystkim, którzy nie czytali jeszcze tego cudeńka. To hit hitów. Najlepsza premiera tej zimy! Debiut Rivy Scott ma w sobie coś świeżego i podbudowującego. Kiedy przeczytacie tę powieść, poczujecie takiego kopa do działania! Uświadomicie sobie, iż nie można usiąść na tyłku i czekać, aż szczęście samo do nas przyjdzie. To tylko od nas zależy czy będziemy szczęśliwi i zadowoleni z naszego życia. Czy spełnimy wszystkie nasze marzenia i czy poddamy się smakowi prawdziwej i szczerej miłości.
Moi Drodzy, ta recenzja chyba będzie bardzo długa, więc zaparzcie sobie kawy, albo herbaty. Przeczytanie tej recenzji może Wam trochę zająć czasu. Co jeszcze podobało mi się w "Smaku pokusy"? Szczerze? Wszystko. Ale może zacznę od początku. Od pierwszego zdania, no może od pierwszego rozdziału pokochałam poznanych bohaterów. Główna bohaterka zaimponowała mi swoją otwartością, bezpośredniością i szalonym temperamentem. Ta kobieta nie dawała sobie w kaszę dmuchać! Jaka jest nasza Ria? Niezależna, silna, czasami bezkompromisowa i szalenie intrygująca. Nie dziwię się, że Carter chciał ją usidlić.... Ale nie myślcie sobie, iż mu się to udało. Przeczytajcie, a zobaczycie co tam się między nimi wydarzyło. Czy pokusa wygrała? A może jednak rozsądek i trzeźwe myślenie? Z tą zagadką muszę Was zastawić, ale przygotujcie się na ostrą jazdę bez trzymanki.
Opinie o głównym bohaterze są różne, ale ja tego "dupka" polubiłam od razu. Imponowała mi jego bezpośredniość i pewność siebie. No okey, był kobieciarzem, ale cholibka! ? Na jego przykładzie widzimy jak zmieniają się ludzie pod wpływem silnego uczucia. Możemy się zmienić dla ukochanej osoby i stać się lepszymi ludźmi. To właśnie na każdym kroku udowadniał Carter, ale oczywiście nie stracił dzięki temu swojego pazura! Co tu dużo pisać. Riva ma talent do kreowania wspaniałych i oryginalnych osobowości. Tych bohaterów nie da się nie kochać. Nie da się i basta.
Ogólnie coś Wam zdradzę w tajemnicy. Strasznie, ale strasznie bałam się czytać tej książki. Kiedy Riva mi powiedziała, że napisała powieść to byłam przerażona. A kiedy podesłała mi plik do przeczytania to byłam jeszcze bardziej przerażona niż myślicie. Bo wiecie z autorką znałyśmy się wirtualnie, bo Pani Scott jest jedną z moich ulubionych blogerek książkowych i troszeczkę się obawiałam jaka będzie jej reakcja jeżeli książka nie przypadnie mi do gustu. Obie obiecałyśmy sobie szczerość i konstruktywną krytykę, więc od razu zabrałam się do czytania i......... przepadłam. Szczerze? Chyba nie sądziłam, że blogerka może napisać tak genialną powieść. Tak dopracowaną, z humorem i z niezwykłym wątkiem miłosnym. Jak już wcześniej wspomniałam "Smak pokusy" przypomniał mi za co kocham czytać. Za co uwielbiam kontakt z autorkami i dlaczego zaczęłam prowadzić bloga o książkach. Historia Rii i Cartera jest doskonała w każdym detalu. Autorka wszystko dokładnie przemyślała i dopracowała, dlatego w ręce czytelnika trafiła idealna powieść. Kochani, idealna, a jest to debiut! Dla mnie Riva Scott jest wschodzącą gwiazdą na polskim rynku wydawniczym! Coś czuję, że ta autorka jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
Na rynku wydawniczym jest wiele różnych książek, ale w ostatnim czasie ujęła mnie tylko Riva Scott ze swoim fenomenalnym "Smakiem pokusy". Ta książka jest doskonała jak promyk słońca, słodka jak najlepsza czekolada, ale również pieprzna jak papryczki chili. Oprócz tego jest namiętna, szalona, bezwzględna, a chwilami nawet dramatyczna. Ale jedno jest pewne - tej powieści nie da się nie pokochać. Możecie mi nie wierzyć, ale zobaczycie, że ta powieść podbije Wasze serca. Czy jesteście gotowi na hit grudnia? Czy dacie szansę Rii i Carterowi? Ja dałam i na pewno nie żałuję tej decyzji! Dawno nie czytałam tak wspaniałej, szczerej i fenomenalnej lektury. Polecam!
Kochani, jest dokładnie godzina 4.38 i pewnie powinnam już dawno spać, ale nie mogę. A wiecie dlaczego? Przed chwilą skończyłam czytać fenomenalny debiut i aż mnie język świerzbi, żeby Wam o nim opowiedzieć. Wy tę recenzję pewnie przeczytacie w grudniu, albo w styczniu, ale ją piszę właśnie teraz.... we wrześniu. To tyle ile musicie wiedzieć na początku. W każdym razie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cztery godziny temu skończyłam czytać "Tam dokąd zmierzamy" i od tamtej pory zastanawiam się co powinnam Wam o niej powiedzieć. Uwierzycie mi, jeśli Wam powiem, że jest boleśnie piękna? Wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju? Gdy tylko pomyślę o historii Charlotte i Ike'go czuje ogromny smutek. To co wydarzyło się na tych 420 stronach przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Od pierwszej zapowiedzi czułam, że ta książka może przypaść mi do gustu, ale kto by pomyślał, że powieść Pani B.N. Toler będzie aż tak dobra? Dobra - to za mało powiedziane, bo ta pozycja jest nietuzinkowa, mądra, poruszająca, ciepła, poruszająca i smutna. Mogłabym godzinami wymieniać przymiotniki, które mogłyby opisać tę książkę, ale w tym przypadku słowa są po prostu zbędne. Tę powieść czuje się całym sercem, a każdy rozdział jest jak jazda bez trzymanki - czytelnik nie ma bladego pojęcia co wydarzy się na następnej stronie. Nie wie, że każdy kolejny rozdział będzie coraz bardziej emocjonalny, brutalny i fizycznie bolesny. Ostatnie rozdziały są tak naszpikowane emocjami, że każdy nawet największy twardziel rozklei się na nich jak małe dziecko.
Autorka powołała do życia wspaniałe osobowości. Każda wykreowana postać była niezwykle naturalna, wręcz rzeczywista. Chwilami odnosiłam wrażenie jakbym niektórych bohaterów znała osobiście. Może dlatego, że zostały tak skonstruowane, że z większością z nich moglibyśmy się utożsamić. Podobało mi się również to, że Pani Toler postarała się o różnorodność i stworzyła różne charaktery i osobowości. Charlotte miała niewyparzony język, ale w głębi serca czuła się nieszczęśliwa i opuszczona przez najbliższych. Ike przez cały czas był optymistą i każde jego słowo było jak promyk Słońca. George natomiast zachowywał się jak skrzywdzone zwierzątko, które z jednej strony potrzebuje pomocy, ale z drugiej boi się, że znowu zostanie skrzywdzony. Ci wymienieni bohaterowie różnią się od siebie pod wieloma względami, ale łączy ich więcej niż sobie możecie wyobrazić. Nawet nie wiecie jak mnie kusi, żeby zdradzić Wam więcej, ale zdaje sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić dla Waszego dobra. Zasługujcie na to, aby odkrywać tę książkę powoli i delektować się każdym jej zdaniem. Macie prawo do tego, aby poznać skomplikowaną relację między Char, Ike'm i Georgem. Chcę, żebyście zobaczyli jaką przemianę przeszli bohaterowie, a w szczególności jak z zimnego i zdystansowanego człowieka George stał się ponownie kochającym mężczyzną.
Podczas czytania "Tam dokąd zmierzamy" płakałam wiele razy. Chwilami nie mogłam znieść tego co czytam, ponieważ autorka bawiła się moimi uczuciami i losem swoich bohaterów. Nie przeszkadzały mi nawet wulgaryzmy, które zazwyczaj przeszkadzają mi w lekturze. A co więcej, nawet uważam, że w niektórych sytuacjach były naprawdę potrzebne, bo wyrażały więcej niż tysiąc słów. Nawet ja co naprawdę bardzo rzadko kiedy używam wulgaryzmów, chwilami podczas czytania miałam ochotę powiedzieć coś nieprzyzwoitego, bo nie mogłam wytrzymać tego napięcia. To co autorka zaserwowała nam czytelnikom przechodzi ludzkie pojęcie i wierzcie mi, że bez chusteczek się nie obędzie. Pierwszy raz podczas czytania czułam naprawdę fizyczny ból. Moje serce jest obolałe, a oczy podpuchnięte.
Nie wiem jak powinnam skończyć moją recenzję, dlatego zacytuję fragment powieści pt."Tam dokąd zmierzamy", a dokładniej mówiąc jedną linijkę. Brzmi ona następująco: "Pragnę cię. Całą ciebie. Dobrą, złą i brzydką. Kocham Cię". Dlaczego na zakończenie wybrałam właśnie ten cytat? Wybrałam go, ponieważ jakaś część mnie pokochała tę książkę. Skradła moje serce w całości, bo jest dobra, zła, piękna, brzydka i strasznie skomplikowana. Nie jest idealna, ani bajkowa i właśnie za to ją uwielbiam.
Cztery godziny temu skończyłam czytać "Tam dokąd zmierzamy" i od tamtej pory zastanawiam się co powinnam Wam o niej powiedzieć. Uwierzycie mi, jeśli Wam powiem, że jest boleśnie piękna? Wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju? Gdy tylko pomyślę o historii Charlotte i Ike'go czuje ogromny smutek. To co wydarzyło się na tych 420 stronach przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Od...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dzisiejsza recenzja będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem, ponieważ pierwszy raz odkąd bloguję, nie potrafię napisać kilku zdań o przeczytanej książce. Owszem zdarzały się pozycje, które zwalały mnie z nóg i wywoływały efekt "WOW", ale żadna z nich nie obudziła we mnie aż tylu skrajnych emocji. Od ponad tygodnia próbowałam zebrać się w sobie, aby wziąć laptopa i i napisać parę słów o "Terapii". Niestety nie mogłam tego zrobić. Dlaczego? Zaraz się tego dowiecie.
"Czasami trzeba się zgubić, żeby się odnaleźć....
Jestem samotna.
Rozbita.
Żyletką tnę swoje odrętwienie, lecz otwieram w ten sposób jeszcze więcej ran.
Depresja, samookaleczanie, prześladowania... To moja codzienność.
Faceci, seks to moja ucieczka.
Różnica pomiędzy prawdą a kłamstwem rozmywa się, pozostawiając mnie rozdartą, zdezorientowaną i zagubioną.
A kiedy demony zamieszkujące mój umysł usiłują mnie pokonać, dwaj mężczyźni, których kocham starają się mnie uratować.
To moja historia o przyjaźni, miłości, cierpieniu i walce z samą sobą"
Główną bohaterką powieści jest nastoletnia Jessica. Mieszka ona w skromnym domu wraz z matką alkoholiczką i ojcem, który się nią nie interesuje. Nie ma przyjaciół, a w szkole każdego dnia doświadcza poniżania, nękania i prześladowania ze strony rówieśników. Dziewczyna nie może poradzić sobie z otaczającą rzeczywistością, dlatego regularnie się okalecza. Wszystko się zmienia, kiedy na jej drodze staje przystojny Jace. Od tamtej pory nic już nie jest takie jak powinno.
Od ponad godziny próbuję coś konkretnego napisać o "Terapii" Kathryn Perez, ale ciągle odnoszę wrażenie, że moje słowa nie są wystarczająco przekonujące. Jak mam Was przekonać do przeczytania tak bolesnej lektury? Czy w ogóle powinnam zachęcać kogokolwiek do zapoznania się z tak okrutną historią? Nie mam bladego pojęcia. Sięgając po tę pozycję myślałam, że będę miała do czynienia z kolejną, schematyczną historyjką z nurtu New Adult. Czekałam tylko, aż na horyzoncie pojawi się pokrzywdzona dziewczyna i z pozoru zły chłopak. Wiecie jakie było moje zdziwienie kiedy otrzymałam coś zupełnie innego? Za tą niewinną okładką wcale nie kryje się jakaś tam błaha opowiastka, lecz porządny kawał życia. Możecie nie wierzyć, ale kiedy weźmiecie ją do rąk z pewnością przyznacie mi rację.
Zapewne się zastanawiacie czym wyróżnia się ta powieść na tle innych. Odpowiedź jest prosta - emocjami. Autorka zgotowała nam prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Kilka razy nawet miałam ochotę rzucić książką o ścianę, ponieważ nie mogłam znieść tego, co działo się z bohaterami. Chwilami miałam ochotę wziąć długopis i zmienić bieg wydarzeń, żeby tylko spróbować im pomóc i ukoić ich ból. Niestety wiedziałam, że jest to niemożliwe, bo Pani Perez miała swój pomysł na tę książkę i moim zdaniem lepiej nie mogła jej napisać. W "Terapii" wszystko jest niesamowicie prawdziwe. Pisarka z brutalną szczerością opisuje zdarzenia i sprawia, że czytelnik po prostu płacze. Płacze, nad losem poznanych postaci. A jak akurat nie płacze to czuje monumentalny ból w sercu. Ja w każdym razie tak miałam. Jeszcze łzy nie zdążyły mi wyschnąć, a po chwili pojawiały się nowe. Po przekroczeniu sto siedemdziesiątej strony miałam już porządnie dosyć, a mimo wszystko nadal przewracałam kolejne kartki. I tak do czwartej rano.
Pozytywnie zaskoczyła mnie kreacja bohaterów, ponieważ zostali bardzo ciekawie skonstruowani. Przede wszystkim nie są oni idealni, więc nie nastawiajcie się na rycerza w srebrnej zbroi i księżniczkę w opałach. Jak już wcześniej wspomniałam autorka w swej pozycji stawia na szczerość w każdej dziedzinie, dlatego też nie powołała do życia "papierowych" postaci, lecz takich prawdziwych z krwi i kości. W szczególności Jessica - główna żeńska postać, wywoła w Was skrajne emocje. Nie wiem czy uda mi się ją opisać, ale spróbuję. Na pewno jest ona jedną z najbardziej złożonych i trudnych postaci w współczesnej literaturze. Jej zachowanie może nas irytować, denerwować, a nawet ranić, a mimo to nadal będziemy stać za nią murem. Wydaje mi się, że jest to związane z tym, iż towarzyszymy Jess od pierwszej strony i z wraz z kolejnymi rozdziałami zaczynamy ją rozumieć i widzieć rodzącą się w niej zmianę, a jest ona naprawdę przeogromna.
"Terapia" autorstwa Kathryn Perez zmiażdżyła mnie emocjonalnie. Sprawiła, że płakałam, krzyczałam, nienawidziłam i kochałam wraz z Jess. Podobnie jak ona miałam dość bólu i cierpienia, nie chciałam dalej brnąć w jej pokręcone życie, ale robiłam to z pełną premedytacją i stuprocentową pewnością. Jak dla mnie ta pozycja jest idealna, nie potrafię znaleźć w niej żadnej skazy, ponieważ autorka na kartach powieści ukazała po prostu prawdziwe życie - piękne, brutalne, cudowne i trudne. Jeżeli poszukujecie książki, która skruszy Waszą duszę i serce to sięgnijcie właśnie po "Terapię", zobaczycie co autor może zrobić z czytelnikiem.
Dzisiejsza recenzja będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem, ponieważ pierwszy raz odkąd bloguję, nie potrafię napisać kilku zdań o przeczytanej książce. Owszem zdarzały się pozycje, które zwalały mnie z nóg i wywoływały efekt "WOW", ale żadna z nich nie obudziła we mnie aż tylu skrajnych emocji. Od ponad tygodnia próbowałam zebrać się w sobie, aby wziąć laptopa i i napisać...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kocham, kocham i jeszcze raz kocham pióro Pani Schwab. Każda jej powieść jest wyjątkowa, niezwykła, idealna i doskonała w każdym calu. A bohaterowie są pełnokrwiści i nieprzewidywalni na każdym kroku. Po przeczytaniu fantastycznej serii "Świat Verity" nie mogłam doczekać się dnia, aż kolejny wspaniały cykl wpadnie w moje ręce. Ten dzień w końcu nastąpił i moją biblioteczkę odwiedzili "Nikczemni", a ja totalnie zakochałam się w mrocznej odsłonie fantastyki. Teraz musicie mi wybaczyć moje podekscytowanie, ale jestem tak zakochana w tej historii, że nie wiem czy dam radę o niej napisać recenzję. Ta książka jest CUDOWNA! Dawno nie czytałam tak doskonałej fantastyki . Victoria Schwab tym razem przeszła samą siebie i napisała coś fenomenalnego, niepowtarzalnego i oryginalnego w każdym słowie. Kocham wydawnictwo We Need Ya za wydanie tej książki. Kocham ich za "Świat Verity", a za cykl o "Złoczyńcach" jestem skłonna postawić im nawet pomnik. Kochani!!!!!!!!! Czytajcie szybciutko "Nikczemnych", bo ta powieść jest nadzwyczajna, niepowtarzalna, dorodna i po prostu bajeczna. Mówiłam już, że jestem zakochana w historii Victora i Elliego? Jeżeli nie to już się poprawiam i to mówię. KOCHAM TĘ KSIĄŻKĘ za wszystko! Za motyw trudnej przyjaźni, za mrok, który wylewa się z kart powieści i za niedoskonałych bohaterów. Oni są źli do szpiku kości, ale za to ich właśnie pokochałam. Bo w każdym potworze znajduje się jakaś cząstka dobra.
Skoro zaczęła już temat bohaterów to muszę coś wspomnieć o moich dwóch ulubionych złoczyńcach. Chodzi oczywiście o Victora i Eliego. Cała blogosfera podzieliła się na dwa teamy, a ja nie umiem i nie chcę wybierać pomiędzy nimi. Nie wiem czy bardziej zależy mi na zemście tajemniczego Victora czy na celach obranych przez pozornie uroczego Eliego. Strasznie polubiłam jednego i drugiego i bardzo, bardzo bym chciała, żeby oni się pogodzili. Wiem, że nie jest to realne, ale zawsze pomarzyć można. Kiedyś Ci dwaj chłopcy byli najlepszymi przyjaciółmi, ale sprawy między nimi pokomplikowały się tak, że teraz Victor fantazjuje nad tym, aby pozbyć się utalentowanego Eliego. Co się między nimi wydarzyło? Tego z pewnością Wam nie zdradzę, bo stracicie całą frajdę z czytania, ale mogę Wam obiecać, że nie będziecie mogli oderwać się od tej historii. Chyba motyw wrogości między dawnymi przyjaciółmi, jest od dawna bardzo nie doceniany w literaturze. A moim zdaniem z takiego wątku można wyciągnąć bardzo dużo ciekawych działań i Pani Schwab to się udało!
Co mogę Wam jeszcze opowiedzieć o "Nikczemnych"? Ta powieść jest naprawdę wyjątkowa i przede wszystkim inna. Jestem pewna na milion procent, że drugiej takiej książki nie znajdziecie na polskim rynku wydawniczym. Pani Victoria Schwab stworzyła szaloną opowieść o przyjaźni, nienawiści, miłości i nadzwyczajnych eksperymentach. W powyższej powieści nie ma miejsca na nudę, bo przygody bohaterów są naprawdę interesujące, mroczne i niezwykle tajemnicze. Tutaj wszystko ma ręce i nogi. Autorka krok po kroku zaplanowała swoją historię. Czasami podczas czytania odnosiłam wrażenie jakby to wszystko było rzeczywistością, a losy Eliego i Victoria były prawdziwe. Z przejęciem obserwowałam ich losy i odczuwałam na własnej skórze ich zwycięstwa i niepowodzenia. Nie wiem jak wytrzymam do premiery drugiego tomu, ale z pewnością chciałabym mieć kolejny tom na swojej półce. Jestem okropnie ciekawa jak zakończy się walka między bohaterami. Który z nich okaże się dobry? Kto ma szlachetne powódki, a kto myśli tylko o sobie? Tego jeszcze nie wiem, ale obiecuję, że się dowiem.
Teraz wiecie za co pokochałam "Nikczemnych" V.E. Schwab. Ta powieść jest naprawdę nadzwyczajna, wyjątkowa i intrygująca w każdym zdaniu. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak ja wytrzymam do następnego roku, ale uwierzcie mi na słowo, że będę odliczać dni do kontynuacji "Złoczyńców". Wiecie czego jeszcze nie rozumiem? Nie mam pojęcia jak to robi autorka, ale dzięki niej już po raz drugi pokochałam "potworów". Jestem oczarowana kreacją Victora i Eliego. Uwielbiam ich wady i mrok, który wylewa się z ich serc, ale jakimś cudem widzę w nich cząstki dobra. Wierzę, że pod wpływem pewnych czynników uleczą swoje zbolałe serca i naprawią to co zepsuli. Nigdy nie jest za późno na wybaczenie i naprawienie swoich błędów. Przeczytajcie tę książkę, a dowiecie się do czego może doprowadzić duma i rysa na zaufaniu. Polecam!
Kocham, kocham i jeszcze raz kocham pióro Pani Schwab. Każda jej powieść jest wyjątkowa, niezwykła, idealna i doskonała w każdym calu. A bohaterowie są pełnokrwiści i nieprzewidywalni na każdym kroku. Po przeczytaniu fantastycznej serii "Świat Verity" nie mogłam doczekać się dnia, aż kolejny wspaniały cykl wpadnie w moje ręce. Ten dzień w końcu nastąpił i moją biblioteczkę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy byłam małą dziewczynką, moją ulubioną żeńską postacią z bajek była Bella z "Pięknej i Bestii". Uwielbiałam ją za to, że była dobra, dbała o swego ojca i z całego serca kochała książki. Bella nigdy nie oceniała książki po okładce, potrafiła zaprzyjaźnić się z Bestią i ujrzeć w nim prawdziwego mężczyznę. Pokochała go miłością prawdziwą, niezniszczalną i szczerą. Zapewne teraz się zastanawiacie czemu przytaczam tę historię - odpowiedź jest prosta. "Weteran" autorstwa Katy Regnery jest współczesną adaptacją "Pięknej i Bestii". Zaintrygowani?
Zapraszam do zapoznania się z recenzją!
Savannah Carmichel zaufała niewłaściwemu mężczyźnie i straciła wszystko - upragnioną posadę dziennikarki, serce i nieskazitelną reputację. Kiedy uświadomiła sobie, że w Nowym Jorku nie znajdzie już żadnej pracy, postanowiła wrócić do rodzinnego miasteczka, aby pomóc siostrze w przygotowaniach do zbliżającego się ślubu. Gdy nagle otrzymuje propozycję powrotu do branży i napisania artykułu o wojennym bohaterze, na myśl przychodzi jej Asher - miejscowy pustelnik. Dziewczyna jest bardzo zdeterminowana i zrobi wszystko, aby opowiedzieć historię mężczyzny i wrócić do wymarzonej pracy dziennikarki. Jednak co się stanie kiedy między tą dwójką pojawi się nić zrozumienia?
Kochani, to była petarda - tymi właśnie słowami powinnam rozpocząć dzisiejszą recenzję. Kiedy zobaczyłam "Weterana" w zapowiedziach od pierwszej chwili wiedziałam, że ta powieść jest dla mnie stworzona. Owszem, na pierwszy rzut może wydawać się schematyczna, bo ile razy już czytaliśmy o zranionej kobiecie i samotnym mężczyźnie, których drogi się przecięły i nagle połączyło ich wielkie uczucie? Było to już, prawda? Ale nie w takim stylu jak zrobiła to Pani Katy Regenry! Ta kobieta, doskonale wie jak poruszyć serca i sprawić, żeby czytelniczki przez następne dni nie mogły oderwać się od historii Savannhy i Ashera. Skąd to wiem? Sprawdziłam to na własnej skórze i nie mogłam, nie chciałam i nie potrafiłam oderwać się od "Weterana". Moje myśli ciągle wracały do odosobnionego Ashera i żwawej Savannah. Kartki przewracałam z prędkością światła, przez całą powieść korciło mnie, aby zajrzeć na ostatnią stronę i przeczytać zakończenie książki. Strasznie byłam ciekawa jak zakończy się historia tych dwojga.
Mówiłam już, że uwielbiam bohaterów? Pewnie tak! Ale z pewnością jeszcze nie wygłosiłam monologu na cześć głównego bohatera Ashera. Kochane, ten mężczyzna jest niesamowity! Mądry, inteligentny, czuły, honorowy, męski, uroczy, z poczuciem humoru i zasadami! Niestety, świat go nie oszczędził i w swoim młodym życiu zaznał wielu przykrych chwil. Stracił wszystko co kochał, a jego najbliżsi przyjaciele się od niego odwrócili. Podziwiam go za to, że próbował normalnie funkcjonować i nigdy się nie poddał. Postanowił żyć dalej w swoim wielkim domu, wśród książek i zaufanej gosposi. Czy zamkniecie się w domu było tchórzostwem? Moim zdaniem nie. Rozumiem dlaczego Asher podjął taką decyzję i mam nadzieję, że Wy czytając "Weterana" również zrozumiecie jego postępowanie. Dla mnie od samego początku był jedną, wielką, chodzącą tajemnicą, dlatego z przyjemnością obserwowałam jak Savannah próbuje go rozgryźć.
Skoro zaczęłam już temat Savannah to powinnam przybliżyć Wam jej postać. Polubiłam ją od pierwszej strony, ponieważ jest to twarda babka, która nie boi się wyzwań. Dziewczyna dostała bardzo mocno po tyłku, a mimo wszystko nie użalała się nad sobą, tylko wzięła się w garść i postanowiła napisać najlepszy artykuł o współczesnym bohaterze. A wierzcie mi na słowo, że nie było to takie proste zadanie, bo Asher jest bardzo charakterny! Wydaje mi się, że polubicie Savannah za jej upór, determinację i wrażliwość, którą się cechowała. Aczkolwiek jest jeszcze coś czym wyróżnia się ta bohaterka - własne zdanie. Nie zwraca uwagi na to co mówią o niej inni i nie przejmuje się głupim gadaniem ludzi. Za to naprawdę ją cenię!
Wątek miłosny w "Weteranie" jest piękny, niezwykły i jedyny w swoim rodzaju. Jeśli nie macie ochoty czytać moich ochów i achów to najlepiej omińcie ten akapit, bo będę się rozpływać nad cudownością tej książki. Sama nie wiem jak do tego doszło, że aż tak pokochałam tę pozycję. Niby jest schematyczna, ale gdzieś w jej wnętrzu odczuwałam nutę oryginalności. Może jest to zasługa głównych bohaterów? A może całokształtu historii? Trudno jest mi to wytłumaczyć. W każdym razie zakochałam się w powieści Pani Katy Regnery, ponieważ ujęła mnie ona swoją prostotą, współczesną adaptacją "Pięknej i Bestii" i przesłaniem, które wylewa się z kart powieści. Nigdy, przenigdy nie powinno się oceniać książki po okładce. Nigdy, przenigdy nie powinno się oceniać człowieka po wyglądzie! Każdy z nas jest wyjątkowy, piękny i inny. Piękno zewnętrze kiedyś przeminie, odpłynie gdzieś w dal, a charakter zostanie z nami. Dlatego pamiętajcie, warto jest poznać wnętrze i osobowość człowieka - zawsze i bez wyjątku!
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam tę książkę zachwyciłam się jej okładką, ale to właśnie wnętrze "Weterana" sprawiło, że pokochałam powieść Katy Regnery z całego serca. Naprawdę nie wiem jak to autorka zrobiła, ale stworzyła ona wspaniałą historię i powołała do życia fenomenalnych bohaterów. Uwielbiam tę książkę za wszystko - za emocje, uczucia i ogromne przesłanie. Nie mogę się już doczekać kolejnych książek Pani Katy Regnery!
Kiedy byłam małą dziewczynką, moją ulubioną żeńską postacią z bajek była Bella z "Pięknej i Bestii". Uwielbiałam ją za to, że była dobra, dbała o swego ojca i z całego serca kochała książki. Bella nigdy nie oceniała książki po okładce, potrafiła zaprzyjaźnić się z Bestią i ujrzeć w nim prawdziwego mężczyznę. Pokochała go miłością prawdziwą, niezniszczalną i szczerą. Zapewne...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie każda opowieść kończy się happy endem. Nie każdy główny bohater zasługuje na szczęśliwe zakończenie... Czy tak było w przypadku Huberta głównego bohatera powieści "Łowca"? Czy mój ulubieniec odnajdzie swoje szczęście? Niestety nie mogę Wam zdradzić odpowiedzi na te pytania, ale przygotujcie się na prawdziwą bombę emocjonalną, bo to co przygotowała dla nas Paulina Hendel przerośnie Wasze wszystkie oczekiwania. Czy jesteście gotowi na "Łowcę"? Zapraszam do przeczytania mojej opinii. UWAGA MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY!
Trzeci tom uwielbianej przez czytelników serii Zapomniana księga zapowiada nowe niebezpieczne wyzwana.To, co wydaje się końcem przygody, może być tak naprawdę dopiero jej początkiem…Hubert ponownie trafia do miasta, w którym zginęli jego bliscy. Wszystko wydaje się takie samo jak wtedy, gdy był tam pierwszy raz. Niby nic się nie zmieniło, nic oprócz niego… Kiedyś wszyscy lubili beztroskiego nastolatka w ciele mężczyzny, obecnie mało kto chce mu zaufać. Teraz, choć historia zatacza krąg, nic nie jest do końca oczywiste i pewne. Zagrożenie stanowią nie tylko demony, lecz także ludzie. Jak w takiej sytuacji Hubert ma przetrwać, uchronić przyjaciół i zapobiec kolejnym nieszczęściom? Czy chłopakowi uda się ocalić świat?
Mam nadzieję, że na bieżąco obserwujecie mnie na moich social mediach, bo to właśnie na nich mogliście zobaczyć moje achy i ochy na temat trzeciej części "Zapomnianej księgi". Na Instagramie czy na Instastory mogliście zobaczyć moje reakcje na bieżąco. A dzisiaj po długim czasie możecie przeczytać moją spokojną, opanowaną i przemyślą opinię. OMG! Uwierzcie mi na słowo, że napisanie tej opinii będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem. Powiedźcie mi jedno - jak można napisać fantastyczną opinię o fantastycznej książce? W jaki sposób mogłabym przekonać moich ulubionych Czytelników do przeczytania i kupienia mojej ukochanej serii. Pewnie się zastanawiacie dlaczego piszę seria, a nie trylogia... HA! Już Wam tłumaczę! Wydawnictwo We Need Ya kilka tygodni temu poinformowało nas o tym, że "Zapomniana księga" nie zakończy się wcale na trzech tomach.... Czy to nie jest wspaniała wiadomość? W przygotowaniu jest czwarty tom i ja już na niego czekam! Chcę to przeczytać i koniec kropka. Muszę przekonać się na własnej skórze czy ta część będzie warta poznania.
Nie wiem czy wiecie, ale jestem ogromną fanką twórczości Pani Pauliny Hendel. Kocham twórczość autorki za wszystko! Za akcję, humor, pełnokrwistych bohaterów i cudowne wątki miłosne. Taaaaaak... wątek miłosny musi być! W każdym razie jestem ogromną fanką Pani Pauliny, więc na każdą jej książkę czekam z niesamowitą niecierpliwością. Uwielbiam "Żniwiarza", ale to właśnie "Zapomniana Księga" schwytała mnie za serce. Gdyby ktoś kazał mi wybierać między tymi dwoma seriami to wybrałabym właśnie historię Huberta. Nic na to nie poradzę, ale na serio ta opowieść mnie w sobie rozkochała. Kocham ją i tyle. Koniec kropka! A na domiar dobrego cały cykl został wydawany w przepięknej oprawie graficznej! Tak Kochani, spójrzcie się na te zdjęcia - pięknie się razem prezentują.
Dzisiejsza moje opinia nie będzie długa, ponieważ jest to recenzja trzeciego tomu, a ja jak zawsze obawiam się drobnych spoilerów. Nie chciałabym odbierać Wam przyjemności z czytania, dlatego wielkim skrócie opowiem Wam o czym jest ten tom. Uwaga, uwaga! Jesteście gotowi! Jeżeli tak, to przechodzę do sedna. W tej części życie Huberta totalnie się skomplikowało. Bohater chce uratować wszystkich swoich bliskich zarówno tych z poprzedniego życia jak i z tego apokalipsie. Oczywiście, nie jest to takie proste i na chłopaka czeka wiele trudnych przeszkód. Czy uda mu się uratować rodziców i miłość swego życia? A może straci wszystko o co walczył? Na te pytanie nie dam Wam odpowiedzi. Wiem, jestem okrutna, ale naprawdę sami musicie przeczytać tę serię. Pani Hendel pisze fantastycznie, więc musicie skusić się na ten cykl.
Niektóre książki czytamy i szybko o nich zapominamy, ale są też takie o których nie da się zapomnieć! Kiedy postanowiłam przeczytać pierwszy tom cyklu "Zapomniana księga" nie sądziłam, że zakocham się w historii Huberta. Liczyłam na fajną opowieść, ale nie nastawiałam się na nic konkretnego. Jakie było moje zaskoczenie kiedy pożarłam "Strażnika", później "Tropiciela", a na sam koniec zjadłam w całości "Łowcę". I wiecie co? Ciągle jest mi mało! Kocham tę serię i nie pozwaloę na to, żeby została zapomniana! Z całego serducha polecam!
Nie każda opowieść kończy się happy endem. Nie każdy główny bohater zasługuje na szczęśliwe zakończenie... Czy tak było w przypadku Huberta głównego bohatera powieści "Łowca"? Czy mój ulubieniec odnajdzie swoje szczęście? Niestety nie mogę Wam zdradzić odpowiedzi na te pytania, ale przygotujcie się na prawdziwą bombę emocjonalną, bo to co przygotowała dla nas Paulina Hendel...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czuliście się kiedyś samotni? Nierozumiani? Skrzywdzeni? Jeżeli tak, to na pewno zrozumiecie położenie bohaterów powieści Sileny Edgar i Paula Beorna pt."14-14. Przyjaźń ponad czasem". Hadrian i Adrian są rówieśnikami i oboje myślą, że są dalekimi kuzynami. Po pierwszych niechętnych listach nawiązują ze sobą nić porozumienia, która z czasem zamienia się w silną i trwałą przyjaźń. Łączy ich wiele, ale dzieli jeszcze więcej, bo Hadrian żyje w 1914 roku, a Adrian w 2014. Czy Adrianowi uda się uratować przyjaciela? Czy zdąży go ostrzec przed zbliżającą się wojną? Zapraszam do przeczytania mojej opinii!
Hadrian i Adrian to dwaj trzynastoletni chłopcy, którzy mieszkają w Pikardii, we Francji. Obaj mają problemy w szkole, w domu, i z dziewczynami – jak każdy chłopak w ich wieku. Dzieli ich tylko jedno – Hadrian żyje w roku 1914, a Adrian w 2014. Chłopcy korespondują ze sobą, a każdy z nich myśli, że pisze do dalekiego kuzyna. Kiedy odkrywają, co tak naprawdę się dzieje, Adrian zdaje sobie sprawę, że musi ostrzec Hadriana przed nadchodzącym wybuchem I wojny światowej, by zapewnić mu bezpieczeństwo.
Moi Drodzy! Spójrzcie tylko na tę przepiękną okładkę - czy mogłam koło niej przejść obojętnie? Na pewno nie! Dlatego musiałam przekonać się na własnej skórze czy treść powyższej książki jest równie wspaniała jak jej oprawa graficzna. Po przeczytaniu krótkiego opisu fabuły doszłam do wniosku, że ta powieść naprawdę może mi się spodobać. Podróż w czasie? Przyjaźń męsko - męska? Przeszkody do pokonania? To wszystko brzmiało rewelacyjnie, więc skusiłam się na przeczytanie "14-14. Przyjaźń ponad czasem". Teraz kiedy jestem po lekturze mogę śmiało napisać, że ta książka jest naprawdę rewelacyjna. Bohaterowie zostali fajnie nakreśleni, fabuła wciąga, a przez całą powieść po po prostu się płynie. Czego chcieć więcej? Niesamowicie polubiłam się z głównymi bohaterami i razem z nimi przeżywałam smutne i radosne chwile. Kibicowałam im na każdym kroku i cały czas miałam cichą nadzieję, że cała historia skończy się tak jak sobie wymarzyłam. Czy tak się stało? Tego Wam nie zdradzę, ale jestem pewna, że będziecie usatysfakcjonowani tą lekturą.
Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście za "starzy" na "14-14. Przyjaźń ponad czasem"! Autorzy wykonali kawał świetnej roboty i napisali książkę dla czytelnika w każdym wieku. Historia Hadriana i Adriana jest niezwykle interesująca, barwna, ciekawa i oryginalna, dlatego na pewno będziecie pod ogromnym wrażeniem kunsztu Sileny Edgar i Paula Beorna. Autorzy w szarą rzeczywistość chłopców wplątali nutkę magii, która doprowadziła do ich poznania. Nie chciałabym Wam teraz za dużo zdradzać, ale musicie przygotować się historię pełną wszystkiego! Tak moi Drodzy!W "14-14. Przyjaźń ponad czasem" znajdziecie wszystko ból, szczęście, rozczarowanie, walkę, niepewność i wiele innych różnych emocji i stanów emocjonalnych. Moim zdaniem powinniście tę książkę przeczytać, ponieważ jest świetna i idealnie sprawdzi się na jeden chłodniejszy wieczór.
Drogi Czytelniku! Kilka dni temu przeczytałam powieść pt."14-14. Przyjaźń ponad czasem" i zakochałam się w historii utkanej przez autorów. Opowieść Hadriana i Adriana wciągnęła mnie od pierwszej chwili i sprawiła, że po jej przeczytaniu musiałam się oddać dłuższej refleksji. Ile jesteśmy w stanie poświecić dla ważnej dla osoby? W jaki sposób możemy ostrzec naszego przyjaciela przed niebezpieczeństwem skoro dzieli nas sto lat? Czy Adrianowi uda się uratować Hadriana przed klęską wojny? Tego Wam nie zdradzę, ale przygotujcie się na prawdziwy emocjonalny rollercoaster!
Czuliście się kiedyś samotni? Nierozumiani? Skrzywdzeni? Jeżeli tak, to na pewno zrozumiecie położenie bohaterów powieści Sileny Edgar i Paula Beorna pt."14-14. Przyjaźń ponad czasem". Hadrian i Adrian są rówieśnikami i oboje myślą, że są dalekimi kuzynami. Po pierwszych niechętnych listach nawiązują ze sobą nić porozumienia, która z czasem zamienia się w silną i trwałą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moim zdaniem zdrada przekreśla wszystko. Kiedy ukochana osoba nie jest z nami szczera i rani nas na każdym kroku to nie jest warta naszego zachodu. Związek powinien opierać się na miłości, szczerości, wzajemnym szacunku i dobrej komunikacji. Bez tego żaden związek długo nie pociągnie. Główna bohaterka powieści "Breaking Rules. Gra rozpoczęta" coś o tym wie. Andrea została zdradzona i porzucona. Została sama z dzieckiem i złamanym sercem. Kobieta przyrzekła sobie, że już więcej się nie zakocha. Wtedy w jej życiu pojawił się Aaron i zaproponował jej układ. Zapraszam do przeczytania mojej opinii!
Andrea Wilson nigdy nie przypuszczała, że stanie się bohaterką swojej książki, a jej poukładane życie rozsypie się jak domek z kart. Zdradzona przez wieloletniego partnera i ojca swojej córki, przez długi czas stawała na nogi, by znowu być tym, kim była kiedyś: pewną siebie kobietą z marzeniami. Jednak złamanego serca nie da się tak łatwo skleić, do tego potrzebna jest nowa miłość, której Andrea unika jak ognia.
Aaron przystojniak z włoskimi korzeniami i szanowany deweloper, po powrocie do Chicago zamierzał skupić się na przejęciu firmy i nie wchodzić w żadne dłuższe relacje z kobietami. Jednakże życie bywa nieprzewidywalne. Wystarczy jedno spojrzenie w piwne oczy atrakcyjnej brunetki, by priorytety i pragnienia Aarona zamieniły się miejscami.
Kiedy się spotykają oboje czują seksualne napięcie, którego nie da się zignorować. Atmosfera gęstnieje, pragnienie się zaostrza i bum! Lądują w łóżku, z zasadą: nie proś o więcej i nie oczekuj przyszłość. Andrea zgadza się na warunki, jakie stawia jej Aaron. Lecz szybko zdaje sobie sprawę, że wbrew przyjętym zasadom, chce więcej Aarona.
Zasady zostają złamane, napięcie rośnie, niepewność wypełnia każdą myśl. Demony przeszłości zostają uwolnione i pragną jednego: Aarona.
Uffffff! Ale zrobiło się gorąco. Czy jest na sali jakiś wentylator? Bo za chwilę będę pisać o najgorętszej premierze września i jest mi strasznie duszno. Moje Drogie! Jeżeli marzniecie w nocy i chcecie przeczytać coś seksownego, gorącego i namiętnego to musicie sięgnąć po powieść Pani Samanty Louis! "Breaking Rules. Gra rozpoczęta" to jedna z najbardziej gorących pozycji na naszym polskim rynku wydawniczym. Przesadzam? Na pewno nie! Wiem, że ciągle powtarzam słowo gorąca, ale ta książka na serio jest niesamowicie gorąca. Kiedy ją czytałam miałam tak czerwone policzki, że szkoda gadać. Nie mogłam oderwać się od perypetii Andrei i przystojnego Aarona, który rozpaliłby myśli najtwardszej sztuki....Jestem totalnie zakochana w tej historii i na pewno będę nękać autorkę o więcej! Taki talent nie może się marnować! PANI SAMANTO! JA CZEKAM NA WIĘCEJ! Jestem zakochana w tej historii na maxa.
Bardzo podobała mi się kreacja bohaterów i jeśli mam być z Wami szczera to pokochałam ich od pierwszej chwili. Andrea jest przesympatyczną młodą kobietą, która w swoim młodym życiu przeszła przez piekło. Jej ukochany zdradził ją i zostawił, ponieważ jego zdaniem nie była dla niego wystarczająco dobra. Nie wspierał jej w pisarstwie, ani nie dbał o jej potrzeby. Kobieta dopiero po zdradzie uświadomiła sobie, że nie jest to ten jedyny. Aczkolwiek mimo wszystko Andrea postanowiła na jakiś czas odpuścić sobie facetów. Rozumiałam jej obawy przed nowym związkiem, bo zdradzie traci się automatycznie zaufanie do każdego faceta. A jaki był Aaron? Moim zdaniem to ciasteczko jakich mało - przystojny, troskliwy, przebojowy i niesamowicie seksowny. Mężczyzna od początku zgrywał psa na baby, ale naprawdę taki nie był. On też kiedyś został skrzywdzony i to przez najbliższe osoby.... Ale nic więcej Wam nie powiem! Musicie tę rewelacyjną powieść przeczytać sami :)
Czym jeszcze mnie zauroczyło "Breaking rules. Gra rozpoczęta"? Tak naprawdę wszystkim. Kreacja postaci pierwszoplanowych i drugoplanowych była na szóstkę z plusem, fabuła wciągnęła mnie od razu, a chemia między głównymi postaciami była, wręcz namacalna. Dlatego nie mogę ocenić tej książki źle, bo była fascynująca i piękna w każdym zdaniu. Takie powieści chcę właśnie czytać. Pani Samanto Louis wiem, że się powtarzam, ale historia Andrei i Aarona jest naprawdę doskonała. Nie mogę, nie chcę i nie mam do czego się doczepić. Czekam na kolejne Pani książki!
Szukasz gorącej powieści na jesienne wieczory? Chcesz poczuć prawdziwą chemię między bohaterami? Potrzebujesz odciąć się od świata rzeczywistego na kilka godzin? W takim razie musisz przeczytać "Breaking rules. Gra rozpoczęta". To jedna z najlepszych książek września, więc musisz ją przeczytać! Daj szansę autorce i pozwól się rozkochać na maxa. Polecam!
Moim zdaniem zdrada przekreśla wszystko. Kiedy ukochana osoba nie jest z nami szczera i rani nas na każdym kroku to nie jest warta naszego zachodu. Związek powinien opierać się na miłości, szczerości, wzajemnym szacunku i dobrej komunikacji. Bez tego żaden związek długo nie pociągnie. Główna bohaterka powieści "Breaking Rules. Gra rozpoczęta" coś o tym wie. Andrea została...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ada w dzieciństwie dowiedziała się, że jest chora na cukrzycę. Nagle jej uporządkowany świat runął jak domek z kart. Rodzice się od niej oddalili i skupili się na wychowywaniu młodszej córki, a przyjaciele traktowali ją jak odmieńca.
Kiedy po kilku nieudanych próbach samobójczych wraca do domu, czeka na nią zła wiadomość - jej ukochana babcia nie żyje. Jednak przed śmiercią kobieta zostawiła dziewczynie list, w którym zachęca ją do wzięcia udziału w pewnym trzydziestodniowym wyzwaniu. Czy nastolatce uda się przezwyciężyć największe słabości?
Zazwyczaj nie czytam tej samej książki dwa razy, ale dla "Biegu do gwiazd" musiałam zrobić wyjątek. Po raz pierwszy przeczytałam tę powieść w lipcu zeszłego roku i zrobiła na mnie wtedy ogromne wrażenie. Strasznie byłam ciekawa jak odbiorę tę powieść po raz drugi, dlatego kilka dni temu postanowiłam odświeżyć sobie historię Ady. Nie przypuszczałam, że ponownie dam się wciągnąć w wir wydarzeń, ale gdy tylko otworzyłam książkę przepadłam na kilka godzin. Nie mogłam się od niej oderwać, chociaż doskonale wiedziałam jak się skończy. Jednak chyba moim największym zaskoczeniem było to, że po raz drugi wylałam przy tej książce całe morze łez. Płakałam i złościłam się tak samo jak za pierwszym razem. Aczkolwiek muszę przyznać, że czytając ponownie 'Bieg do gwiazd" zauważyłam w niej jeszcze więcej przesłania i mądrości.
Bardzo zżyłam się z bohaterami powieści, a w szczególności z narratorką książki - Adą. Ta dziewczyna naprawdę w życiu nie ma łatwo. W bardzo młodym wieku zachorowała na cukrzycę, a po kilku latach zaczęła chorować na depresję. Nie miała w nikim wsparcia, ponieważ rodzice, którzy powinni ją w tych ciężkich chwilach wspierać, postanowili się od niej odwrócić. Nie chciałabym Wam za dużo zdradzać, ale właśnie ta relacja rodziców i córki, budzi w czytelniku najwięcej emocji. Kiedy tylko na horyzoncie pojawiała się ta trójka, we mnie włączał się agresor, a należę raczej do pokojowych ludzi. Kompletnie nie mogłam zrozumieć ich postępowania, dlatego nie dziwię się, że ta młoda dziewczyna coraz głębiej pogrążała się w depresji. Podziwiam ją jednak za to, że chociaż świat rzucał jej ciągle kłody pod nogi, to ona ciągle próbowała walczyć o siebie i o swoją niepewną przyszłość. Przez całą naszą wspólną podróż trzymałam za nią kciuki i po cichu liczyłam na to, że autorka postawi na jej drodze kogoś, kto pomoże jej przetrwać najgorsze.
Oczywiście w "Biegu do gwiazd" poznacie również bohaterów drugoplanowych, których jest cała masa. Zostali oni bardzo ciekawie nakreśleni i każdy z nich na swój sposób jest oryginalny. Jednak muszę przyznać, że do jednej z tych postaci mam szczególną słabość. Moje serce skradł Łukasz, który jest tak cudowną osobowością, że najchętniej bym go schrupała! Z przyjemnością napisałabym o nim więcej, ale obawiam się, że inne Czytelniczki mogą być o niego zazdrosne. Jeśli chcecie poznać wspaniałego, zabawnego, porządnego i odważnego mężczyznę to powinniście sięgnąć właśnie po tę powieść. Jestem pewna, że zakochacie się w nim bez opamiętania.
Dominika Smoleń w swojej najnowszej powieści poruszyła wiele ważnych kwestii. W bardzo dokładny sposób opisała jak wygląda życie osoby chorej na cukrzycę i z jakimi problemami musi się ona zmagać. Właśnie dzięki tej książce, uświadomiłam sobie jak mało wiem o cukrzycy. Owszem wiele razy o niej słyszałam, ale nigdy nie zagłębiałam się w tym temacie. A to był bardzo wielki błąd, ponieważ cukrzyca jest chorobą dwudziestego pierwszego wieku i na nią może zachorować każdy. Z tyłu książki znajduje się słowniczek w którym są objaśnione najważniejsze pojęcia związane z tą chorobą. Między innymi dowiedziałam się co to jest hiperglikemia i jakie są jej objawy i przyczyny.
Autorka również nakreśliła nam obraz osoby chorującej na depresję, która ma myśli samobójcze i nie chce już dłużej żyć na tym świecie. Moim zdaniem te dwa tematy są bardzo aktualne, ponieważ wiele młodych ludzi zmaga się z przeróżnymi chorobami, a depresja dotyka coraz więcej osób. Wierzę, że po przeczytaniu "Biegu do gwiazd" te osoby odnajdą ukojenie i odzyskają nadzieję na lepsze jutro. Historia Ady udowadnia nam, że nigdy pod żadnym pozorem nie wolno się poddawać i zawsze trzeba próbować znaleźć chociaż jeden powód dla którego warto żyć.
Trochę się rozpisałam, ale nadal odnoszę wrażenie, że napisałam za mało. Gdybym miała opisać każdą zaletę "Biegu do gwiazd" to nie wiem czy nie wyszłaby z tego mała nowelka. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do zapoznania się z powieścią Dominiki Smoleń. To naprawdę rewelacyjna pozycja z delikatnym wątkiem miłosnym i ogromnym przesłaniem. Jestem pewna, że po zapoznaniu się z życiorysem Ady inaczej spojrzycie na otaczający Was świat. Zapomniałam jeszcze wspomnieć o jednym - ta książka ma rozdzierające zakończenie, więc przygotujcie przynajmniej z dwie paczki chusteczek.
Ada w dzieciństwie dowiedziała się, że jest chora na cukrzycę. Nagle jej uporządkowany świat runął jak domek z kart. Rodzice się od niej oddalili i skupili się na wychowywaniu młodszej córki, a przyjaciele traktowali ją jak odmieńca.
więcej Pokaż mimo toKiedy po kilku nieudanych próbach samobójczych wraca do domu, czeka na nią zła wiadomość - jej ukochana babcia nie żyje. Jednak przed...