-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant25
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać424
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2021-03
„Woda jest dziwna”. Artykuł pod takim właśnie tytułem zachęcił mnie do lektury. Nie, żeby ktoś pisał w nim o Solaris, czy autorze. Po prostu. To jest artykuł o wodzie. Nawiasem mówiąc badania brazylijskiej profesor fizyki Marcii Barbosa pod nazwą „ekscentryczne właściwości wody” dają do myślenia. Zawsze wiedziałam, że Lem to wizjoner, ale czyżby już w latach sześćdziesiątych podejrzewał, że ocean może być nośnikiem niezwykle tajemniczej substancji, i że warto poświęcić mu więcej uwagi? Artykuł polecam, bo czytałam go już parę razy (w tym na głos mojej mamie) i nadal mnie fascynuje. Wiem, że świat jest pełen tajemnic, ale nie przypuszczałam, że jedną z nich może być substancja, która jest budulcem naszych organizmów, i którą wykorzystujemy codziennie do rozmaitych celów. W związku z powyższym czytanie o oceanie posiadającym inteligencję wydaje się naturalną koleją rzeczy. Oczywiście, jak można się spodziewać, rzeczony ocean to wcale nie woda…. Solaris. Wciągnęło mnie bez reszty. To intrygujący, wciągający, filozoficzny dreszczowiec SF. Szczególnie rozdział „Myśliciele” traktujący o historii analiz i rozmaitych teorii na temat układu Solaris jest bogaty w ciekawe rozważania. Oczywiście typowo naukowe info, na przykład o właściwościach neutrinów przyjmuję na wiarę. Tego typu informacje przydają historii wiarygodności, a nie są trudne w odbiorze. Co mnie zaskoczyło? Poszarpane dialogi. Tak jakby były odbiciem nieskoordynowanych myśli. Choć w mniejszym stopniu dotyczy to poukładanych naukowców. Osobiście lekturę polecam. Bardzo dobrze się czytało.
„Woda jest dziwna”. Artykuł pod takim właśnie tytułem zachęcił mnie do lektury. Nie, żeby ktoś pisał w nim o Solaris, czy autorze. Po prostu. To jest artykuł o wodzie. Nawiasem mówiąc badania brazylijskiej profesor fizyki Marcii Barbosa pod nazwą „ekscentryczne właściwości wody” dają do myślenia. Zawsze wiedziałam, że Lem to wizjoner, ale czyżby już w latach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1999
Najpierw oglądałam film, który jest absolutnie fantastyczny i który do dziś jest jednym z moich ulubionych filmów. Oczywiście mam go dziś w swojej filmotece, ale pamiętam, że po raz pierwszy wypożyczyłam go z wypożyczalni kaset VHS (niesamowicie zdarta taśma!) więc musiało to być bardzo dawno. Zakładam, że może nawet w zeszłym tysiącleciu skoro film został nakręcony w 1997 r. ;D Robi duże wrażenie, a wszystko co tam się dzieje wydaje się wiarygodne - mogłoby zdarzyć się naprawdę i to w dzisiejszym świecie! Zafascynowało mnie to.
Potem na jakimś dziwacznym stoisku na bazarze wygrzebałam tę książkę. To było dawno temu, ale pamiętam swoje wrażenia. Przede wszystkim szybko zrozumiałam, że autorem jest prawdziwy naukowiec. Napracował się więc, żeby ta historia była wiarygodna. Problem w tym, że kiedy to czytałam byłam bardzo młoda. Przeczytałam ją do końca, ale pamiętam, że zajęło mi to bardzo dużo czasu. Przede wszystkim dlatego, że ta książka zawierała bardzo dużo pojęć z fizyki i matematyki (w tych dziedzinach nigdy nie byłam zbyt lotna), dużo naukowych określeń, które napotykały na jakąś barierę w mojej głowie - miałam duży problem z ich przyswojeniem. Nie jest to łatwa lektura, oj nie! Ale w końcu Carl Sagan to był astronom, astrofizyk, kosmolog, egzobiolog (cokolwiek to znaczy), naukowiec pracujący w uniwersyteckim laboratorium kosmicznym, więc pewnie nie należy się dziwić, że jego publikacje napisane są takim językiem. Zresztą... może byłam za młoda.
Mimo wszystko pamiętam, że podobały mi się fragmenty, w których Sagan porusza sprawy nauki, wiary i religii. Jak u każdego naukowca i wielkiego intelektualisty jego rozważania są głębokie i zrobiły na mnie wrażenie.
Podobała mi się też część o małej, dociekliwej Ellie i jej niezwykłym ojcu, a niesamowicie zaskoczył mnie fakt, że w kierunku Vegi poleciał nie jeden śmiałek (jak to jest pokazane na filmie), tylko pięcioro. To trochę zmienia klimat, ale potem... i tak na jedno wychodzi. W ogóle parę wątków pociągniętych jest w książce inaczej...
Oceniam mimo wszystko bardzo dobrze. Przede wszystkim za sam pomysł oraz dlatego, że to pierwsza historia SF, która nie była dla mnie tylko tanią rozrywką. Sprawiła, że uwierzyłam, że to wszystko byłoby możliwe. I to w naszych czasach! Jak dla mnie - bomba!
Najpierw oglądałam film, który jest absolutnie fantastyczny i który do dziś jest jednym z moich ulubionych filmów. Oczywiście mam go dziś w swojej filmotece, ale pamiętam, że po raz pierwszy wypożyczyłam go z wypożyczalni kaset VHS (niesamowicie zdarta taśma!) więc musiało to być bardzo dawno. Zakładam, że może nawet w zeszłym tysiącleciu skoro film został nakręcony w 1997...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11
Boli mnie głowa. Strasznie. Od kilku dni. Zawsze wieczorem, jakby to coś w mojej makówce świetnie się znało na zegarku. Czacha łupie tak, jakby ktoś odpalił w niej właśnie jakieś silniki rakietowe i czekał na start. Tak rzadko miewam takie bóle, że to aż podejrzane. Zupełnie jak u astronautów z ośrodka kosmicznego w Houston. Czy ból głowy może być zaraźliwy? Nie? A w kosmosie? Co wiemy o przestrzeni kosmicznej? Cóż... z pewnością nie wszystko. Czy taki obolały łeb może eksplodować? Przyznam, że kiedy pomyślę teraz o obrazach, które pojawiały mi się przed oczyma w trakcie czytania tej książki, to mi trochę słabo. To nienormalne. Boli mnie już cała twarzo-szczęko-czaszka...
Chimera. Nigdy tego nie lubiłam. Tzn historii SF, w której okazuje się, że wszystkiemu winne są jakieś potwory z innej planety. Najczęściej jakieś głowonogi (nawiasem mówiąc – ośmiornice to superinteligentne stworzenia), których jedynym pragnieniem jest wykończyć ludzkość. Potem nagle ktoś znajduje na tego drapieżnika jakiś prosty sposób i wszystko wraca do normy (cokolwiek to znaczy). Macie dość?
„Grawitacja” Tess Gerritsen to na szczęście nie jest tego typu historia. Na pierwszej stronie są podziękowania. Dużo. Przede wszystkim dla pracowników NASA. Jest za co dziękować! Książka jest wypełniona mnóstwem szczegółów na temat funkcjonowania różnych procedur i systemów technicznych istniejących na stacji kosmicznej, w wahadłowcach i kosmicznych ośrodkach szkoleniowych. Dla mnie bomba! Uwielbiam takie rzeczy, a dzięki dociekliwości autorki mamy szansę poczuć się tak, jakbyśmy sami spędzili tam trochę czasu. Kapitalny, nieziemski klimat!
Spore podziękowania złożono też lekarzom różnych specjalności. Trudno się dziwić. Dwójka głównych bohaterów to lekarze. I astronauci oczywiście. Małżeństwo... w trakcie rozwodu (właściwie wystarczy podpisać papiery). Ona właśnie dostała szansę wylotu z misją na stację kosmiczną. On już nigdy takiej szansy nie dostanie. Właściwie nietrudno zrozumieć co ich dzieli. A co ich łączy? Na pewno chimera. Obydwoje wraz z całym sztabem specjalistów muszą stawić jej czoło. Na szczęście zaoszczędzono nam wizji walki wręcz z jakimś podłym potworem o długich mackach. Wiadomo, że chimera istnieje i zabija. Chimera jest bardzo ładnie, medycznie opracowanym tworem. Dla mnie to dość wiarygodne - realistyczne i niepokojące. Miodzio. Co prawda jest trochę krwawego bałaganu, ale lekturę i tak polecić warto. Super czytadło!
Jedno jest pocieszające: skoro jakiś łeb udało się ocalić od eksplozji, to może uda się ocalić jakimś cudem i mój?
Za CAŁY TEN KOSMOS i stan nieważkości, specjalnie ode mnie – dodatkowa gwiazdka.
Boli mnie głowa. Strasznie. Od kilku dni. Zawsze wieczorem, jakby to coś w mojej makówce świetnie się znało na zegarku. Czacha łupie tak, jakby ktoś odpalił w niej właśnie jakieś silniki rakietowe i czekał na start. Tak rzadko miewam takie bóle, że to aż podejrzane. Zupełnie jak u astronautów z ośrodka kosmicznego w Houston. Czy ból głowy może być zaraźliwy? Nie? A w...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04
ZACHWYCAJĄCE! Oglądaliście "Grawitację" Alfonso Cuarona? Byliście chociaż raz na jakimś filmie w Planetarium "Niebo Kopernika" w Warszawie? Jeśli tak, to wiecie o czym mówię. Na początku jest o budowie teleskopu Hubble`a i o jego historii. A potem te niesamowite zdjęcia! Cała ta książka to właściwie album pełen fantastycznych zdjęć kosmosu. Swoisty hymn pochwalny na cześć ludzkiej myśli technicznej. Fakt, że za pomocą teleskopu można sfotografować i zidentyfikować najstarszą i najodleglejszą od naszego świata galaktykę (o 13,2 mld lat świetlnych) jest już wystarczająco niesamowity, a jeśli dodać do tego informację, że jest to fotografia odległej przeszłości, z czasów bliskich "wielkiemu wybuchowi", to już w ogóle jest coś niewyobrażalnego. Do dziś wyniesiono w przestrzeń ok. 90 teleskopów orbitalnych, tworzących swoiste orbitalne obserwatoria astronomiczne, które przekazują dane pobrane przeróżnistymi technikami. Do tego trzeba dodać możliwości teleskopów zainstalowanych na Ziemi. To dlatego możemy podziwiać te wszystkie kosmiczne cuda. Jest ich tu trochę: mgławice, galaktyki... Tworzą tak piękne układy i wzory, że dech zapiera. Cudowne obiekty dla artystów, poetów.... cieszą też oko przeciętnych, jak my, zjadaczy chleba. Jak niewiele do szczęścia potrzeba! Żyjemy w cudownej epoce, która pozwala to wszystko podziwiać.
Jest tu o Układzie Słonecznym okrojonym o Plutona – trochę opisów planet i księżyców, wiele pięknych zdjęć, jest i o naszej Błękitnej Kuleczce, jej zdjęcia z orbity - chmurne spirale olbrzymich huraganów, skute lodem obszary podbiegunowe, pomarańczowe piaski Sahary...
Jest tu cały dział o naszym srebrnym satelicie, historia lotów na księżyc, zdjęcia zwierząt wysłanych w kosmos, zdjęcia z lat sześćdziesiątych, gdzie uwieczniono przygotowania do pierwszych misji (Projekt Mercury), trening astronautów na pokładzie wyjątkowo ciekawego samolotu KC-135, loty Apollo i kapitalne zdjęcia z księżycowych misji.
A potem już astronauci i przestrzeń kosmiczna, krótka historia lotów wahadłowców i statków typu Sojuz, no i.... kierunek Mars. Nasza przyszłość.
Ta książka mogłaby wiecznie pozostawać u mnie w opcji "teraz czytam", bo kiedy tylko koło niej przechodzę muszę ją wziąć do ręki i choć na chwilę rzucić okiem (mam tak od kiedy ją kupiłam). Obok tego albumu nie da się przejść obojętnie. Wydany w 2013 r. hipnotyzuje idealnie pięknymi zdjęciami w bajecznych wprost kolorach. Bardzo polecam!
ZACHWYCAJĄCE! Oglądaliście "Grawitację" Alfonso Cuarona? Byliście chociaż raz na jakimś filmie w Planetarium "Niebo Kopernika" w Warszawie? Jeśli tak, to wiecie o czym mówię. Na początku jest o budowie teleskopu Hubble`a i o jego historii. A potem te niesamowite zdjęcia! Cała ta książka to właściwie album pełen fantastycznych zdjęć kosmosu. Swoisty hymn pochwalny na cześć...
więcej mniej Pokaż mimo to
To reportaż, kryminał, dramat czy horror? Sama nie wiem. Na pewno ma charakter reportażu, bo opowiada o tym co się wydarzyło w amerykańskiej historii podboju kosmosu od momentu wprowadzenia do eksploatacji promów kosmicznych. Kosmos zawsze mnie fascynował, więc nic dziwnego, że taka lektura musiała wpaść w moje ręce, zwłaszcza po niezwykle widowiskowych katastrofach Challengera i Columbii. Oglądaliśmy je przecież w telewizji. Czy uczestnictwo w misjach kosmicznych jest zawsze skrajnie niebezpieczne? Zdaniem ekspertów - nie. Na 113 misji tylko 2 skończyły się wypadkami. Natomiast misje bezzałogowe kończyły się fiaskiem co 25 lotów. Ciekawe, że właśnie 25-ty start wahadłowca skończył się eksplozją. Challenger nie był ani najstarszym obiektem tego typu, ani nie był jakoś szczególnie awaryjny. Miał pecha po prostu. Podczas startu rozszczelnił się jeden z silników startowych. To uznano za największą przyczynę eksplozji. Natomiast Columbia w momencie katastrofy miała już ponad 20 lat, a to był jej 28-my lot. Za podstawową przyczynę eksplozji uznano uderzenie i uszkodzenie lewego skrzydła wahadłowca przez płytkę izolacyjną, która odpadła w trakcie startu z głównego zbiornika paliwa. Niezwykłe jest to, że uszkodzenie zadecydowało o śmierci astronautów dopiero 15 dni później - przy wejściu w atmosferę w drodze powrotnej na Ziemię. Książka przybliża nie tylko sylwetki uczestników ostatnich lotów obu wahadłowców, ale także opowiada o wielu innych ofiarach amerykańskiego programu kosmicznego. Czy astronauta to niebezpieczny zawód? Tak! Wielu nieszczęśników zginęło podczas prób i testów w ośrodkach kosmicznych. W tej książce są informacje na ten temat. Trup ściele się gęsto, że tak powiem - jak w jakiejś mordowni. W trakcie jednego z takich testów zginęła w płomieniach cała załoga, w dniu ich pogrzebu spłonęli w trakcie testów następni astronauci. Horror jak się patrzy! Ale o tych ofiarach się głośno nie mówi, prawda? Może to za mało widowiskowe?....
Książka opowiada także o wielu innych sprawach - o tym jak jest prom zbudowany, jak się tam śpi, je, czy za przeproszeniem... wydala ;D zawsze mnie to ciekawiło - zwłaszcza to ostanie ;D ale opis ani trochę nie pasuje do "konstelacji uryna" z filmu Apollo 13 ;D
Jest tu też trochę opisów technicznych - czy wiecie, że wystarczy mieć ciekły wodór i ciekły tlen, by wyprodukować sobie prąd, mieć czym oddychać i co pić?
Znajduje się tu też wiele ciekawych zdjęć (dziś można je chyba odnaleźć w internecie) z centrum kosmicznego, hali montażowej, czy ruchomej platformy transportowej.
Swojego czasu ta książka zrobiła na mnie spore wrażenie. Na pewno jest warta polecenia.
To reportaż, kryminał, dramat czy horror? Sama nie wiem. Na pewno ma charakter reportażu, bo opowiada o tym co się wydarzyło w amerykańskiej historii podboju kosmosu od momentu wprowadzenia do eksploatacji promów kosmicznych. Kosmos zawsze mnie fascynował, więc nic dziwnego, że taka lektura musiała wpaść w moje ręce, zwłaszcza po niezwykle widowiskowych katastrofach...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mówi się, że gdyby każdy miał szansę zobaczyć Ziemię tak jak widzą ją astronauci z orbity okołoziemskiej, to wszyscy mieliby szansę dostąpić oświecenia i z pewnością staliby się lepszymi ludźmi, przyjaciółmi naszego świata, naszej pięknej, błękitnej planety. Dziś już wiemy jak z góry wygląda Ziemia, jesteśmy już dużo bardziej świadomi niż kiedyś. Powstają piękne, działające na wyobraźnię filmy o kosmosie, o odległych światach, filmy przyrodnicze i liczne reportaże na temat środowiskowych warunków życia na naszej planecie, a także takie cuda jak "Grawitacja" Alfonso Cuarona. Powstają także piękne albumy, jak ten. Ale... to nie tylko album z pięknymi zdjęciami. Autorzy zdjęć są naukowcami - fizykami, geografami, geologami i klimatologami pracującymi dla NASA, więc każde z tych zdjęć opatrzone jest nie tylko opisem, ale także wyjaśnieniami specjalistów. Można się z nich dowiedzieć jak powstają niże i dlaczego chmury w ich centrach układają się w takie kształty i jaki wpływ ma na to ruch obrotowy Ziemi. Jak bardzo zmienia się klimat i dlaczego. Można też obejrzeć zdjęcia porównawcze terenu zrobione w różnych okresach. Naukowcy dzięki temu zyskują bardzo cenne informacje - o tym jak bardzo wysychają jeziora , jak zmieniają się koryta i ujścia rzek i dlaczego tak się dzieje, o tym jak przesuwają się płyty tektoniczne na dnie oceanu, jak i gdzie przez to budzą się wulkany i jakie czynią spustoszenie, jak i dlaczego powstają rowy oceaniczne i jak bardzo są głębokie. Radary wahadłowca dostrzegły także ogromne rzeki, które tysiące lat wcześniej płynęły przez pustynie Sahara, a które znajdują się teraz głęboko pod jej piaskową powierzchnią. Z tych zdjęć można się też dowiedzieć jak bardzo zmienia się wygląd ziemi pod wpływem działalności człowieka - na przykład na skutek wycinki i pożarów lasów, albo jak wielki jest obszar zanieczyszczeń pozostawiony przez szyby naftowe i jak długo te zanieczyszczenia utrzymują się w przyrodzie. O tym jak cenne są te zdjęcia, świadczy informacja, że w 1994 r. załoga wahadłowca Endavour w czasie jedenastodniowej misji mającej na celu szczegółową obserwację Ziemi, zgromadziła dane stanowiące równoważnik 26000 tomów encyklopedii.
Zdjęcia te mają też dla mnie jeszcze inne wartości - po pierwsze: potrafią być niesamowicie zaskakujące, tak jak przezabawne kształty rysujące się na terenach nawadnianych upraw na pustyni, albo poruszające się statki na oceanie, których z orbity nie widać (nawet ogromnych tankowców), za to doskonale widać jak się przemieszczają, bo zostawiają po sobie wyraźne ślady na wodzie. Dla mnie to istne czary-mary. Zaskoczył mnie też widok masywu Mount Everest - z góry wygląda jak zupełnie niegroźny łagodny teren.
Po drugie - te zdjęcia są po prostu przepiękne! Mimo, że album został wydany w 1996 r. zostały poddane cyfrowej obróbce i są naprawdę dobrej jakości. Mienią się wielością kolorów i sprawiają wrażenie układów z kalejdoskopu. Polecam ludziom wrażliwym na piękno i tym, którym nie jest obojętny los naszej cudownej planety.
Mówi się, że gdyby każdy miał szansę zobaczyć Ziemię tak jak widzą ją astronauci z orbity okołoziemskiej, to wszyscy mieliby szansę dostąpić oświecenia i z pewnością staliby się lepszymi ludźmi, przyjaciółmi naszego świata, naszej pięknej, błękitnej planety. Dziś już wiemy jak z góry wygląda Ziemia, jesteśmy już dużo bardziej świadomi niż kiedyś. Powstają piękne, działające...
więcej mniej Pokaż mimo to2002
WSZYSTKO PŁYNIE. Choć nie sądzę, żeby ten czy inny filozof był w stanie przewidzieć w jak dużym tempie kiedyś wszystko będzie się zmieniało. Kiedyś znaczy dziś. Ale czy to nie jest fascynujące? Książka pt „Planety” była swojego czasu moim kompendium wiedzy o naszym najbliższym kosmicznym sąsiedztwie i tym dalszym liczonym w latach świetlnych. Niczego mi w tej wiedzy nie brakowało. Znalazłam ją niedawno przy sprzątaniu i otworzyłam ją znowu chyba głównie po to, żeby się zdziwić jak dalece się wszystko zmieniło. Pewne informacje zawsze będą aktualne, ale dziś wiemy o kosmosie i innych światach znacznie więcej niż kiedyś. Dlatego tablice zamieszczone z tyłu książki są dość ubogie, mimo że zdawało mi się kiedyś, że bardziej szczegółowym być już nie można. Przykład: księżyce planet w układzie słonecznym. Znajdują się tu odległości, okresy orbitalne, średnice wszystkich księżyców wymienionych z nazwy. Spora ilość tych księżyców (jak mi się kiedyś zdawało). Gazowe olbrzymy mają ich (wg tego opracowania) po kilkanaście. Dziś już wiemy, że średnio po około 60.
Książka jest ładnie wydana i jak na rok 2002 zawiera zdjęcia dość dobrej jakości. Jest tu dość dużo informacji o odkryciach dotyczących naszego układu słonecznego - od Galileusza obserwacji Księżyca do odkrycia Plutona w 1930 r. Pamiętam, że ta książka zafascynowała mnie naszym Księżycem. Czytałam o nim z rozdziawioną buzią. To jeden z nielicznych tak masywnych w naszym układzie słonecznym. Jeśli ktoś się zastanawiał dlaczego ma tak wielki wpływ na życie na Ziemi, wystarczy uprzytomnić sobie, że ta kamienna bryła waży 70 trylionów ton, a porusza się z prędkością 3700 km/h. Mimo to funkcjonuje w polu grawitacyjnym Ziemi, a to z kolei powoduje, że zawsze jest obrócony do nas tylko jedną stroną – tą cięższą. Przyszło by wam do głowy, ze nasz satelita jest z jednej strony cięższy? Takich oto ciekawostek można dowiedzieć się z tej książki.
Dużo tu także ciekawych rzeczy i anegdot na temat słynnych kosmologów, opowieści o pracy zespołów badawczych i metodach badań w ośrodkach kosmicznych na całym świecie. Jest tu też o kometach, asteroidach, gwiazdach, mgławicach i odległych galaktykach. Ale też o polityce i historii podboju Kosmosu i o programach kosmicznych sond. No i oczywiście sporo o każdej planecie naszego układu z osobna (o Plutonie jest mało – i słusznie! autorzy są ostrożni i chyba przewidujący).
A na koniec o życiu i śmierci ogólnie – pofilozofować i pofantazjować nigdy nie zawadzi.
Pozycję polecam mimo, że z punktu widzenia dzisiejszych odkryć i zdobyczy naukowych wiedza ta może się wydać nieco zubożała. Z punktu widzenia historii kosmicznych odkryć do początku XXI w. jednak może się podobać. Ta jest raczej niezmienna, a jest niezmiernie ciekawa.
P.S. Niestety nie ma skąd ściągnąć efektownej (utrzymanej w kolorystyce żółto-pomarańczowo-niebieskiej) okładki. Wydawnictwa „Horyzont” już chyba nie ma.
WSZYSTKO PŁYNIE. Choć nie sądzę, żeby ten czy inny filozof był w stanie przewidzieć w jak dużym tempie kiedyś wszystko będzie się zmieniało. Kiedyś znaczy dziś. Ale czy to nie jest fascynujące? Książka pt „Planety” była swojego czasu moim kompendium wiedzy o naszym najbliższym kosmicznym sąsiedztwie i tym dalszym liczonym w latach świetlnych. Niczego mi w tej wiedzy nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nigdy nie byłam amatorką fizyki i wstyd się przyznać… do dzisiaj nie jestem. Mówię tak, bo myślę, że człowiek powinien trochę wiedzieć o mechanizmach rządzących światem (wszechświatem) w sensie całkowicie dosłownym. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy się tym zajmują, ale nigdy nie miałam wystarczającej wyobraźni, ani wystarczająco ścisłego umysłu aby to ogarnąć. A może chodzi o niezwykły, nieszablonowy sposób myślenia? Wzięłam tę książkę do ręki z ciekawości. Momentami bywa trudno i trzeba mocno się skupić, ale przyznam, że jest ciekawie. Rzecz o czarnych dziurach i horyzoncie zdarzeń zmusza do trochę innego, niestandardowego myślenia. Muszę jednak przyznać autorowi, że bardzo stara się przybliżyć zagadnienia przez całkiem trafne porównania do rzeczy, które znamy tu na Ziemi. Nawet jeśli jakimś cudem zdołam dzięki temu pewne rzeczy pojąć, to pewnie nie potrafię tej wiedzy zsyntetyzować. Dla takiego laika w dziedzinie fizyki jak ja, to lektura do wielokrotnego czytania. Czytając tę książkę lepiej już mieć pewien zasób wiedzy i być obeznanym z pewnymi pojęciami. Anihilacja, entropia… Taka mała powtórka wiedzy szkolnej. Jednakowoż polecam i życzę powodzenia w niestandardowym myśleniu.
Nigdy nie byłam amatorką fizyki i wstyd się przyznać… do dzisiaj nie jestem. Mówię tak, bo myślę, że człowiek powinien trochę wiedzieć o mechanizmach rządzących światem (wszechświatem) w sensie całkowicie dosłownym. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy się tym zajmują, ale nigdy nie miałam wystarczającej wyobraźni, ani wystarczająco ścisłego umysłu aby to ogarnąć. A może...
więcej Pokaż mimo to