-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2016-09
Zanim cokolwiek napiszę na temat tejże lektury, muszę stwierdzić, że właśnie odkryłam niewątpliwą zaletę audiobooków, polegającą na tym, że można się nie zamartwiać faktem braku chwili na czytanie, nie spieszyć się zbytnio, wyszarpując wolne okruchy dnia, pomiędzy codziennymi obowiązkami. Rozwijać tej myśli nie zamierzam. Byłoby to z pewnych względów zwyczajnie nie na miejscu. Niewątpliwą wadą tejże sytuacji są jednak znaczące koszta tych zmian. Będzie więc zupełnie zrozumiałe, że jako beneficjentka pewnych niewątpliwych przyjemności, będę musiała ze względów finansowych, niestety mocno je ograniczyć. Po cichu liczę jednak na to, że życzliwe mi osoby, podpowiedzą mi uprzejmie i doradzą w kwestii ograniczenia kosztów, zanim przyjdzie mi do reszty się zrujnować.
Pozostaję z szacunkiem
Pozostaję też pod niewątpliwym wpływem niesłychanie obowiązkowego, angielskiego kamerdynera Stevensa, którego opowieść wprawiła mnie w stan zupełnie niezwykły, jakbym się w jakiś tajemniczy zupełnie sposób chwilowo zaraziła angielską postawą zawodową. Stara angielska szkoła!
"Godność jest nieodłącznie związana ze zdolnością kamerdynera do zachowywania niewzruszonej postawy zawodowej. Zły kamerdyner to taki, który z byle powodu zastępuje postawę zawodową, postawą prywatną. Dla takich osób, zawód kamerdynera jest czymś w rodzaju roli w pantomimie. Najmniejszy poślizg, najmniejsze potknięcie, już spada maska, za którą ukrywał się aktor. Wielki kamerdyner jest taki dlatego, że potrafi dopasować się, i to całkowicie, do swej roli. Nie wytrącą go z niej nawet najbardziej nieprzewidziane, niepokojące czy denerwujące wydarzenia. Nosi swą postawę zawodową tak, jak prawdziwy gentleman swój garnitur. Nie pozwoli by cokolwiek odarło go z niej przy innych. Odkłada ją wtedy, i tylko wtedy, gdy sam tego chce. I zawsze wtedy jedynie, gdy jest sam."
Każdy znajdzie jakiś sposób na to, aby się wyróżnić. Nie sposób nie podziwiać takiej postawy. Godna żołnierza na polu walki. Chylę czoła. Ale .... jeśli przekłada się na życie codzienne, to można przegapić coś o wiele ważniejszego niż wzorowo wykonywane obowiązki. Ta niesamowicie ważna sprawa, delikatna jak mgiełka, po prostu niedostrzegalnie przechodzi obok. Ginie pośród trzaskającej odpowiedzialności i obowiązkowości. A potem....przychodzi świadomość i.... jest już za późno.
Warto poczytać i zastanowić się co naprawdę jest ważne. Czy ktoś taki zdolny jest do uczuć i ma szansę na szczęście? Czy skazany jest na wewnętrzny dramat? Ta do szpiku kości angielska, arystokratyczna powściągliwość chwilami aż boli.... Czy to nie jest tak, że trzeba być trochę kameleonem umiejętnie dostosowującym się do sytuacji? I jak to mówi pan Stevens: "A może rzeczywiście najwyższy czas z większym entuzjazmem zająć się sprawą żartowania? W końcu gdy tak o tym myślę, nie jest to wcale takie niemądre" ;D
Polecam też ze względu na klimat. To po prostu snująca się spokojnie, do szpiku kości angielska opowieść. Krzysztof Gosztyła czyta w sposób świetnie uwypuklający wszelkie delikatne sytuacyjne niuanse. Świetny lektor. Piękny głos.
Zanim cokolwiek napiszę na temat tejże lektury, muszę stwierdzić, że właśnie odkryłam niewątpliwą zaletę audiobooków, polegającą na tym, że można się nie zamartwiać faktem braku chwili na czytanie, nie spieszyć się zbytnio, wyszarpując wolne okruchy dnia, pomiędzy codziennymi obowiązkami. Rozwijać tej myśli nie zamierzam. Byłoby to z pewnych względów zwyczajnie nie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03
Ta książka mogłaby nazywać się "Zapachniało Arcydzięglem". Przepełniona zapachami ziół, kwitnących sadów, niezwykła podróż przez czasy. Czasy płyną i wszystko się zmienia, a Prawiek i jego mieszkańcy trwają. Wszystko co się im przytrafia przemyka jakby mimochodem, mimo, że czasy bywają straszne, ale przecież ciągle płyną i wszystko mija.... poczekaj... nawet największa żmija w końcu mija. Starczy dać podziałać czasom.
Ta książka to bardzo klimatyczna, delikatnie odrealniona historia. Przede wszystkim dzięki tajemniczej kobiecie, Kłosce. Butna i niepodległa, nie przyjmuje znikąd pomocy, a ludzie się jej trochę boją. Sądzą, wcale nie bez racji, że posiadła jakąś tajemną wiedzę. Kłoskę cechują niezwykłe umiejętności - niczym wiedźma dobrze zna się na ziołach i posiada dar przepowiadania. Potrafi też uleczyć ludzką duszę. To dzięki niej ten rys niesamowitości w tej historii. Ale wieś Prawiek sama w sobie jest niezwykła. Ta nazwa idealnie do niej pasuje. Raz zdaje się nie istnieć, a raz być istną osobliwością w czasoprzestrzeni. A może jest grą niczym Jumanji, w której wszyscy mieszkańcy biorą udział? Tylko rzut kostką okazuje się być dużo bardziej zgubny w skutkach.... A może naprawdę tak wygląda centrum wszechświata?....
Muszę przyznać, że mam dużą przyjemność w poznawaniu dzieł pani Olgi. Nie pierwszy raz to stwierdzam. Czytałam już opowiadania. Pani Olga pięknie zestawia ze sobą proste słowa. Ta lekkość pióra i prostota w połączeniu z mądrym przekazem jest fascynująca. Frazy brzmią niesamowicie. Nie sądziłam, że można tak pięknie opowiadać choćby o grzybni i pleśni. Jako numerologiczna czwórka też jestem zachwycona. Wiedziałam, że czwórka to magiczna cyfra!
Jest w tej historii nad czym zapłakać, ale i z czego się pośmiać. Chyba najbardziej się uśmiałam przy fragmencie, w którym uświadamiają Izydora. Dowiedział się chłopaczek, że w tym świecie wszystko do siebie pasuje. Tak już jest po prostu ;D Te uświadamiające wynurzenia brzmią wariacko i filozoficznie zarazem. Czysta poezja...
Bardzo polecam. Także audiobooka. Świetna interpretacja Mai Ostaszewskiej również zasługuje na uwagę.
Nie wiem dlaczego tak się stało, ale powieść "Bieguni" po 150-ciu stronach odłożyłam. Zdawała się dla mnie zbyt ulotna, zbyt nieuchwytna. A może to był niewłaściwy moment? Może na dziś potrzebowałam dla siebie czegoś takiego jak "Prawiek..." właśnie. Poczekam, przyjdą na nią właściwe czasy.
Ta książka mogłaby nazywać się "Zapachniało Arcydzięglem". Przepełniona zapachami ziół, kwitnących sadów, niezwykła podróż przez czasy. Czasy płyną i wszystko się zmienia, a Prawiek i jego mieszkańcy trwają. Wszystko co się im przytrafia przemyka jakby mimochodem, mimo, że czasy bywają straszne, ale przecież ciągle płyną i wszystko mija.... poczekaj... nawet największa...
więcej mniej Pokaż mimo toWarto przeczytać. Byłam bardzo pod wrażeniem głównej bohaterki, która mogłaby być zastraszoną i zahukaną myszką i biernie poddawać się złemu traktowaniu. Przecież nigdy nie znała niczego innego. Zawsze jednak próbowała dociec dlaczego tak jest i nigdy się temu nie poddawała. Obojętnie gdzie się znalazła potrafiła się zbuntować i nie poddawała się niczyim wpływom, ani presji otoczenia. Już jako dziesięciolatka miała swój charakter. Od razu mnie tym ujęła. Od początku też miała też swoje żelazne zasady, co uczyniło z niej taką trochę superwomen z dawnych czasów. Zachwyca jej supermoc polegająca na uporze w walce o siebie i własne szczęście, co przekłada się też na szczęście innych. Fantastyczna kobieta. I do tego hojna. Dosłownie i w przenośni. Polecam. Jest komu kibicować. Lubię takich bohaterów.
Warto przeczytać. Byłam bardzo pod wrażeniem głównej bohaterki, która mogłaby być zastraszoną i zahukaną myszką i biernie poddawać się złemu traktowaniu. Przecież nigdy nie znała niczego innego. Zawsze jednak próbowała dociec dlaczego tak jest i nigdy się temu nie poddawała. Obojętnie gdzie się znalazła potrafiła się zbuntować i nie poddawała się niczyim wpływom, ani presji...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10
Przyznaję, że widziałam ekranizację. I to niejedną. Film można obejrzeć, jest niezwykle plastyczny. Nigdy jednak nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy mówią, że muszą przeczytać tę książkę przynajmniej raz do roku, bo ją kochają. Rozmawiałam nawet o tym z siostrą. Pytałam ją co mogłoby mnie przekonać, żebym ją przeczytała, skoro żadna z postaci nie budzi nawet cienia mojej sympatii. Nie mogłam się przemóc, żeby wziąć ją do ręki, aż do momentu, gdy któregoś dnia przeczytałam krótką recenzję na jakimś portalu pod audiobookiem „2/3 przesłuchane, nienawidzę 95% postaci. Wspaniała powieść”. To mnie ostatecznie przekonało. Trochę czytałam, trochę słuchałam. Nie spodziewałam się, że taka przygnębiająca, mroczna historia może być napisana takim lekkim językiem. Przypuszczam, że to dlatego, że narracja prowadzona jest ustami służącej Ellen (Nelly). To zupełnie zmienia perspektywę. I momentami bywa nawet dowcipnie. I cóż mogę powiedzieć? W pełni się zgadzam z zacytowaną wcześniej recenzją. Nienawidzę 95% postaci. Wspaniała książka. Polecam.
Przyznaję, że widziałam ekranizację. I to niejedną. Film można obejrzeć, jest niezwykle plastyczny. Nigdy jednak nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy mówią, że muszą przeczytać tę książkę przynajmniej raz do roku, bo ją kochają. Rozmawiałam nawet o tym z siostrą. Pytałam ją co mogłoby mnie przekonać, żebym ją przeczytała, skoro żadna z postaci nie budzi nawet cienia mojej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12
Jeszcze jedna historia o tym jak ubogie i smutne może być życie pełne przepychu. Jak samotny może być człowiek otoczony tłumem ludzi. Jak nieszczęśliwy może być ktoś, kto regularnie bawi się z tym tłumem organizując królewsko luksusowe, bajeczne przyjęcia. I jak poziom jego frustracji skłania go do zasklepiania się we wspomnieniach z przeszłości, ubarwiania ich i idealizowania. Do skupiania się na ludziach, którzy to wykorzystają, ale nie docenią i nie dadzą nic w zamian.
Jak ciężko komuś takiemu zrozumieć człowieka uboższego, nie należącego do jego sfery. I jak mu źle odchodzić z tego świata w poczuciu, że wokół ma samych pochlebców i sądzi, że nie ma przyjaciół. Albo faktycznie ich nie ma. Przygnębiło mnie to okropnie. Tak samo jak przygnębia mnie ekranizacja. Spodobał mi się natomiast zastosowany w tej powieści język. Dla mnie nowość. Coś świeżego i poetyckiego. Na pewno wartego polecenia.
Jeszcze jedna historia o tym jak ubogie i smutne może być życie pełne przepychu. Jak samotny może być człowiek otoczony tłumem ludzi. Jak nieszczęśliwy może być ktoś, kto regularnie bawi się z tym tłumem organizując królewsko luksusowe, bajeczne przyjęcia. I jak poziom jego frustracji skłania go do zasklepiania się we wspomnieniach z przeszłości, ubarwiania ich i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08
Gdyby ktoś miał wątpliwości skąd się wzięły znane nam wszystkim takie pojęcia jak Wielki Brat, Myślozbrodnia czy Nowomowa, to dobry moment, żeby się dokształcić. Czy Myślozbrodnia jest w ogóle możliwa, jeśli istnieje Nowomowa? Myśli to przecież słowa. A słowa to nasz oręż przeciwko wszystkiemu co złe. A co, jeśli tych słów w słowniku nie ma zbyt wiele do dyspozycji? Jak myśli człowiek urodzony w społeczeństwie posługującym się tylko słownikiem Nowomowy?
Książka ta napisana została tuż po drugiej wojnie, zainspirowana przedwojenną Hiszpanią gen. Franco. Z każdej strony tej lektury wyziera strach. Strach jako motor wszystkich działań, godnych czy niegodnych. Strach jako wynik przemyślanej polityki państwowej. Zastraszone, wiecznie inwigilowane społeczeństwo potulnych owieczek. Polityka strachu to coś, co zawsze będzie aktualne. Takie skłonności polityków nie są niczym nowym. Gdzie jest granica tego szaleństwa? Ile człowiek może znieść? Co sprawia, że w końcu przestaje być tą owieczką? Zbrodnioszlaban czyli głupota ochronna na pewno temu nie sprzyja.
A co może sprawić, że ze wszech miar uzasadnione, rewolucyjne zaangażowanie mija? Jakie mechanizmy to sprawiają? Ci ludzie od początku przecież wiedzą, że czekają ich tortury. I od początku wiedzą, że zrobią wszystko, czego prześladowcy zażądają. W jaki więc sposób można się nie poddać? Czy da się coś zrobić? A jeśli tak, to czy można skapitulować na absolutnie wszystkich frontach? Co może do tego doprowadzić?
Ta książka jest jak podręcznik dla terrorystów. Jak człowieka złamać, totalnie zgnębić, pogrzebać za życia. Odebrać mu energię, całą radość i wszystko co się dla niego liczy, marzenia, wszystkie siły i w końcu... nadzieję. A potem zrobić z niego lojalnego wyznawcę jedynie słusznej idei. Jak to się robi? Polecam wierząc, że nie jako instrukcję, lecz ku przestrodze.
Gdyby ktoś miał wątpliwości skąd się wzięły znane nam wszystkim takie pojęcia jak Wielki Brat, Myślozbrodnia czy Nowomowa, to dobry moment, żeby się dokształcić. Czy Myślozbrodnia jest w ogóle możliwa, jeśli istnieje Nowomowa? Myśli to przecież słowa. A słowa to nasz oręż przeciwko wszystkiemu co złe. A co, jeśli tych słów w słowniku nie ma zbyt wiele do dyspozycji? Jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04
Któż z nas nie zna opowiadań o Sherlock`u Holmes`ie?, albo przynajmniej jednej powieści (choćby o psie Baskervillów ;D) o niezwykle przenikliwym detektywie, którego zdolności dedukcji wprawiły w osłupienie niejednego pewnie czytelnika? Detektyw jest znany na całym świecie nie bez powodu. Jego osobowość nacechowana pewną odmianą szaleństwa nie jest tu też całkiem bez znaczenia ;D
Zwracam uwagę na to maciupeńkie wydanie z serii "Czytamy w oryginale", które właśnie niedawno pojawiło się w kioskach. Zakupiłam , przeczytałam, wynotowałam zapomniane słówka, zadowolonam. Świetna sprawa dla osób, które zaczęły się uczyć angielskiego, albo które od bardzo dawna nie miały do czynienia z tym językiem, a chciałyby w przyjemny sposób co nieco sobie przypomnieć. Strony lewe są angielskie, strony prawe - polskie (albo odwrotnie ;D). Można przypomnieć sobie nieco słownictwa nie tracąc czasu na szperanie w słownikach, a także angielskie sformułowania, którymi można wyrazić prościej polskie (zdawało by się bardziej skomplikowane) wyrażenia i zdania. Do książeczki załączono dwa krótkie ćwiczenia dla zapamiętania słownictwa, niektórych zwrotów i gramatyki. Polecam
Któż z nas nie zna opowiadań o Sherlock`u Holmes`ie?, albo przynajmniej jednej powieści (choćby o psie Baskervillów ;D) o niezwykle przenikliwym detektywie, którego zdolności dedukcji wprawiły w osłupienie niejednego pewnie czytelnika? Detektyw jest znany na całym świecie nie bez powodu. Jego osobowość nacechowana pewną odmianą szaleństwa nie jest tu też całkiem bez...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06
Ależ jestem strapiona! Ostatnie rozdziały mnie zdruzgotały. Samotność i tęsknota pana Ignacego, jego usposobienie starego romantyka i gotowość do działania nawet w ostatniej godzinie. Wartka w nim do końca żołnierska krew napoleończyka. Mieć cel, ot i co, choćby wyrósł z pomysłu głupca lub szaleńca. I co panie Wokulski? Nie wstyd panu? Gdzieżeś się pan podział? Zali to prawda, żeś pojechał w dalekie krainy? Albo uczynił żeś użytek z nabytej amunicji? Rzucił się pod koła pędzącej machiny? A może dałeś się pogrzebać w ruinach starego zamczyska, jak rycerz w starej baśni lub Don Kichote z bożej łaski? A może dzielisz wariactwo profesora Geista w Paryżu? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…. Czy Twój testament dowodem Twojego unicestwienia? Nie umiem i nie chcę w to wierzyć. Mieć tyle cech pięknych, talentów, możliwości i środków i wszystko to na zatracenie… Ech panie Wokulski! Głupiś! Sam byś przecie tak powiedział!
Dobrze, że przeczytałam tę lekturę teraz, nie w liceum. Istnieje całkiem sporo takich lektur, których tak młody człowiek w pełni nie doceni. Jestem mniej więcej w wieku Wokulskiego, może dzięki temu trochę lepiej go rozumiem.… przynajmniej trochę. Właściwie….nie wiem. Tam do licha! Nie wiem! Toż to bardzo zdolny i inteligentny, zainteresowany nauką i postępem technicznym człowiek czynu! Uwielbiam go za to i za jego przemyślenia. Mądre i celne. To przecie chłop z głową na karku! A może jednak nie… Jezusie! Co też z człowiekiem może zrobić taki afekt! Jak daleko można się zagalopować w pogoni za miłosnym mirażem?!
Barwne są koleje jego życia, dzięki zapiskom Ignacego Rzeckiego w szczególności. Spod pióra starego subiekta znać piękną kronikę dziewiętnastowiecznego miasta i jego mieszkańców. Arystokratów „klasy próżniaczej”, mieszkańców sławetnej kamienicy, studenciaków dowcipnisiów, ciekawych kobiet i żydowskich dorobkiewiczów. I historię Wokulskiego oczywiście. To prześwietna postać literacka. Wielobarwna, wielowymiarowa, pełna sprzeczności, zupełnie nietuzinkowa. Cóż mi innego pozostaje jak polecić jego dzieje z całego serca. I czekać. Bo ten wagabunda na pewno gdzieś jest i robi coś ważnego. Na pożytek swój i reszty świata.
Warto!
Ależ jestem strapiona! Ostatnie rozdziały mnie zdruzgotały. Samotność i tęsknota pana Ignacego, jego usposobienie starego romantyka i gotowość do działania nawet w ostatniej godzinie. Wartka w nim do końca żołnierska krew napoleończyka. Mieć cel, ot i co, choćby wyrósł z pomysłu głupca lub szaleńca. I co panie Wokulski? Nie wstyd panu? Gdzieżeś się pan podział? Zali to...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07
Ta lektura ma w sobie coś. Jest bardzo emocjonalna. Przywołuje rozmaite refleksje. Zmusza do podróży w przeszłość. Do odkopywania z zakamarków pamięci dawno zapomnianych uczuć i zdarzeń. Do porównań. Sama w sobie jest podróżą. W każdym sensie tego słowa. Każdy będzie pewnie przy okazji próbował przypomnieć sobie relację ze swoim ojcem. Jak to dobrze, że zawsze byliśmy tak blisko! albo wręcz przeciwnie – dlaczego nigdy tak nie było? Niezależnie od tego jak było ma się powód do wzruszeń. Nie da się od tego uciec. Jedno jest pewne. Relacja ojca z dojrzałym już mocno synem opisana w tej książce jest godna pozazdroszczenia. Spotkanie tych dwóch w czasie gdy ojciec już mocno niedomaga jest jakimś dopełnieniem całości. Ojciec jest osobą wielu talentów i zainteresowań, ciekawą świata i przez to intrygującą. Zmagania z chorobą rodziców i bezdusznym systemem, czułość syna wobec kruchości wieku starczego przeplatana wspomnieniami ze wspólnej podróży ojca z synem Route 66 robi swoje. Umie ten Wharton wywoływać emocje, nie da się ukryć. Jeszcze jedno działa na psyche, szczególnie gdy się jest osobą w sile wieku. To kołaczące się gdzieś ciągle z tyłu głowy poczucie, że każdego z nas to czeka. Ta kruchość i starcze zmagania. Nie sądzę bym szybko zapomniała swoje wrażenia. Takie książki lubię. A ile można się z niej ciekawych rzeczy dowiedzieć! (choćby o efekcie Coriolisa). To jak wisienka na torcie. Nie da się też nie docenić dowcipu Whartona. Taki dodatek sprawia, że nawet najtrudniejsze, związane z chorobą fragmenty da się znieść. Bardzo polecam!
Ta lektura ma w sobie coś. Jest bardzo emocjonalna. Przywołuje rozmaite refleksje. Zmusza do podróży w przeszłość. Do odkopywania z zakamarków pamięci dawno zapomnianych uczuć i zdarzeń. Do porównań. Sama w sobie jest podróżą. W każdym sensie tego słowa. Każdy będzie pewnie przy okazji próbował przypomnieć sobie relację ze swoim ojcem. Jak to dobrze, że zawsze byliśmy tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06
Manderley. Nadmorski klejnot pachnący kwieciem otulającego go ogrodu. Przepiękny majątek i spokojne miejsce, z dala od zgiełku miasta. Słońce, plaża, las, ogrody, ptaków śpiew. Czegóż może chcieć więcej nowo poślubiona żona właściciela takich dóbr? A jednak… miejsce to naznaczone jest tajemniczą śmiercią poprzedniej pani domu, która utonęła w zatoce nieopodal posiadłości. „Rebeka” to podobno jedna z ulubionych książek Stephena Kinga. Trudno się dziwić. Lektura od początku ma ogromny potencjał, w grę wchodzą duże emocje, a nastrój niepokoju utrzymuje się do samego końca. Całość osnuta jest mdlącym zapachem rododendronów i magnolii. Brawo! Dawno nic nie trzymało mnie w takim napięciu! Bałam się grozy, a ta zmienia się w regularny kryminał w stylu Agathy Christie! Jak zginęła pierwsza żona? I czy młodziutka, bezimienna następczyni, wrażliwa i nieśmiała dziewczyna, zdoła się rozprawić z mitem uwielbianej i charyzmatycznej Rebeki? Opowieść doczekała się kilku ekranizacji, najświeższa pochodzi z 2020 r., a zwiastun bardzo mnie zachęcił. Film obejrzę z największą przyjemnością, a książkę oczywiście bardzo polecam. Byłam oczarowana i zafascynowana.
Manderley. Nadmorski klejnot pachnący kwieciem otulającego go ogrodu. Przepiękny majątek i spokojne miejsce, z dala od zgiełku miasta. Słońce, plaża, las, ogrody, ptaków śpiew. Czegóż może chcieć więcej nowo poślubiona żona właściciela takich dóbr? A jednak… miejsce to naznaczone jest tajemniczą śmiercią poprzedniej pani domu, która utonęła w zatoce nieopodal posiadłości....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08
Jak to możliwe? Ojciec i jego syn przemierzają... no właśnie... co? Teren, który kiedyś był częścią Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tyle wiemy. Nie wiemy co się stało, jak i kiedy nastąpiła apokalipsa, ani dokąd idą ci ludzie. Chyba oni nawet sami tego nie wiedzą. Po prostu idą na zasadzie "od stania w miejscu niejeden zginął już kwiat". Uciekają, choć wszyscy wiemy, że nie ma dokąd. Ludzie przestają być ludźmi, zamieniają się w potwory. Już dawno stracili nadzieję. Ale ojciec i syn jakimś cudem ocaleli. Po odsłuchaniu jednej czwartej stron miałam ochotę odstawić lekturę. Nie dlatego, że mi się nie podobała. "Podobać się" to złe słowo. Tu nie może się nic podobać. Dlatego, że się o nich tak bałam. Przecież już wtedy można było się domyślić jak to się musi wszystko skończyć. Zapasów jedzenia nie ma zbyt wiele i szybko się kończą... no i... te potwory... Jak to możliwe, że można się tak bardzo przywiązać do bohaterów, których imion nawet się nie zna? Nie da się tego odłożyć. Autor chwyta za gardło i... nie da rady, po prostu musisz doczytać do końca... O matko jedyna ile ta książka generuje emocji! Ten McCarthy to prawdziwy mistrz! Jaki niesamowity buduje klimat! Cudnie operuje słowem. A drugi mistrz to oczywiście czytający Krzysztof Gosztyła. Sama nie wiem w jakim stopniu na te moje emocje wpłynęła jego interpretacja, ale spodziewam się, że w bardzo dużym. Po prostu czułam jak rośnie coś, co powoli zatyka mi tchawicę. Jakbym sama przemierzała na trzęsących się nogach ten jałowy, pokryty popiołem teren. Pomyślałam, że ja chyba zwariowałam, że jeszcze chwila i zacznę oglądać się za siebie. Dla mnie to istny horror. Tej lektury trudno nie polecić, mimo że byłam szczęśliwa, że już ją skończyłam. Warto!
P.S. Audiobooka polecam słuchać we względnej ciszy, spokojnym otoczeniu.
Jak to możliwe? Ojciec i jego syn przemierzają... no właśnie... co? Teren, który kiedyś był częścią Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tyle wiemy. Nie wiemy co się stało, jak i kiedy nastąpiła apokalipsa, ani dokąd idą ci ludzie. Chyba oni nawet sami tego nie wiedzą. Po prostu idą na zasadzie "od stania w miejscu niejeden zginął już kwiat". Uciekają, choć wszyscy wiemy, że nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09
Nie taki diabeł straszny jak go malują. A najstraszniejsze są te diabły malowane w dzieciństwie. Dziecięce strachy zostają z nami długo. Ale czy ktoś spodziewał się, że legendarny potwór to w istocie delikatny drozd o złotym sercu?
Każdemu życzę takiego ojca jak Atticus. Prowadzi z dziećmi przepiękne rozmowy. Opowiada o uprzedzeniach, sumieniu i sprawiedliwości społecznej. Uczy ich tolerancji i szacunku dla drugiej osoby. Cudownie tłumaczy im świat. Brat i siostra też rozmawiają ze sobą przecudnie, aż za inteligentnie. Narratorka, jak na ośmioletnie dziecko, jest jak dla mnie trochę za mądra ;D Ale może to zasługa ojca właśnie? Może to jest możliwe? Jedno jest pewne: książka pisana z pozycji dziecka może być bardzo ciekawa i pełna wartościowych rozważań. Skłania do refleksji i jak najbardziej nadaje się do ponownego czytania.
Nie taki diabeł straszny jak go malują. A najstraszniejsze są te diabły malowane w dzieciństwie. Dziecięce strachy zostają z nami długo. Ale czy ktoś spodziewał się, że legendarny potwór to w istocie delikatny drozd o złotym sercu?
Każdemu życzę takiego ojca jak Atticus. Prowadzi z dziećmi przepiękne rozmowy. Opowiada o uprzedzeniach, sumieniu i sprawiedliwości społecznej....
2021-04
Czy to takie dziwne, że dwunastolatka źle ocenia sytuację? Bynajmniej. Przecież to jeszcze dziecko. Ale czy można ją za to nienawidzić? Okazuje się… że można. Naprawdę. Ja też, będąc jej starszą siostrą, chętnie rozerwała bym ją na strzępy po tym co uczyniła. I pewnie tak samo nie chciałabym jej znać. A czy można jednocześnie jej współczuć? Hmmm… Okazuje się…. że można. To dziwne połączenie, ale w tej opowieści możliwe. Pewnie dlatego tak mi się podoba. Bardzo ciekawie obmyślona fabuła. To kawał dobrej, obyczajowej historii o winie i odkupieniu, o nienawiści i wybaczeniu. O wojnie i o miłości, w wielu wymiarach… Powieść jest nieśpieszna, za to cechuje ją ciekawy klimat. Ważniejsze są opisy, nie tylko otoczenia, ale też ludzi, takich jakimi są, co przeżywają, czego pragną, co ukrywają, czego się boją, jednym słowem: jakie emocje nimi targają. Szczególnie Briony, która żyje z poczuciem winy i straty. Czy ma szansę na odkupienie? Na szczęście jej pasja pisarska jest jakimś sposobem na radzenie sobie z przeżyciami. Nie do wiary jak bardzo bogate w życiowe konsekwencje mogą być działania dwunastolatki. Bardzo ciekawa sprawa. Polecam do przeczytania.
Czy to takie dziwne, że dwunastolatka źle ocenia sytuację? Bynajmniej. Przecież to jeszcze dziecko. Ale czy można ją za to nienawidzić? Okazuje się… że można. Naprawdę. Ja też, będąc jej starszą siostrą, chętnie rozerwała bym ją na strzępy po tym co uczyniła. I pewnie tak samo nie chciałabym jej znać. A czy można jednocześnie jej współczuć? Hmmm… Okazuje się…. że można. To...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03
„Woda jest dziwna”. Artykuł pod takim właśnie tytułem zachęcił mnie do lektury. Nie, żeby ktoś pisał w nim o Solaris, czy autorze. Po prostu. To jest artykuł o wodzie. Nawiasem mówiąc badania brazylijskiej profesor fizyki Marcii Barbosa pod nazwą „ekscentryczne właściwości wody” dają do myślenia. Zawsze wiedziałam, że Lem to wizjoner, ale czyżby już w latach sześćdziesiątych podejrzewał, że ocean może być nośnikiem niezwykle tajemniczej substancji, i że warto poświęcić mu więcej uwagi? Artykuł polecam, bo czytałam go już parę razy (w tym na głos mojej mamie) i nadal mnie fascynuje. Wiem, że świat jest pełen tajemnic, ale nie przypuszczałam, że jedną z nich może być substancja, która jest budulcem naszych organizmów, i którą wykorzystujemy codziennie do rozmaitych celów. W związku z powyższym czytanie o oceanie posiadającym inteligencję wydaje się naturalną koleją rzeczy. Oczywiście, jak można się spodziewać, rzeczony ocean to wcale nie woda…. Solaris. Wciągnęło mnie bez reszty. To intrygujący, wciągający, filozoficzny dreszczowiec SF. Szczególnie rozdział „Myśliciele” traktujący o historii analiz i rozmaitych teorii na temat układu Solaris jest bogaty w ciekawe rozważania. Oczywiście typowo naukowe info, na przykład o właściwościach neutrinów przyjmuję na wiarę. Tego typu informacje przydają historii wiarygodności, a nie są trudne w odbiorze. Co mnie zaskoczyło? Poszarpane dialogi. Tak jakby były odbiciem nieskoordynowanych myśli. Choć w mniejszym stopniu dotyczy to poukładanych naukowców. Osobiście lekturę polecam. Bardzo dobrze się czytało.
„Woda jest dziwna”. Artykuł pod takim właśnie tytułem zachęcił mnie do lektury. Nie, żeby ktoś pisał w nim o Solaris, czy autorze. Po prostu. To jest artykuł o wodzie. Nawiasem mówiąc badania brazylijskiej profesor fizyki Marcii Barbosa pod nazwą „ekscentryczne właściwości wody” dają do myślenia. Zawsze wiedziałam, że Lem to wizjoner, ale czyżby już w latach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką zauważyłam tę książeczkę u mojej mamy. Zobaczyłam te dziecinne rysunki i nie mogłam się nadziwić, że to dorosły ją czyta. Powiedziała krótko: "to nie dla dzieci". Na tyle mnie to zadziwiło, że pamiętam tę scenę do dziś. Dziś sama jestem dorosła i wiem co miała na myśli. Eksperymentalne czytanie 5-letniej Hani nie powiodło się. Mała wynudziła się jak mops. Woli stanowczo bajki o pięknych księżniczkach niż o małym księciu. Trudno u niej o zainteresowanie, a co dopiero zrozumienie. Na zrozumienie przyjdzie jeszcze czas, choć Hania już teraz jest wyjątkowo pojętną dziewczynką. Niedawno dokonałam zakupu książeczki "Mały Książę dla dzieci" dla 4-letniego Arturka. Myślicie, że jest za młody? Przekonamy się. Mam nadzieję, że kolejny eksperyment się uda. Nie liczę na to, że mały Artur odkryje wszystkie ukryte w tej książce znaczenia, ale liczę, że coś mu tam utkwi w głowie, choćby w sposób nieuświadomiony. I może pomoże mi trochę w tym dziele słodki, pluszowy, rudy lisek o ogromnych stęsknionych oczętach.
Ta książeczka po raz pierwszy ukazała się drukiem 06.04.1943 r. Francuski dziennik "Le Monde" uznał ją za trzecią wśród najważniejszych książek XX wieku. Trudno się dziwić. Jeśli ktoś chciał nas podsumować - to jacy jesteśmy i jacy powinniśmy być, to udało się to idealnie. Ta książeczka w prostych, dziecięcych wręcz słowach mówi o tym czym jest przyjaźń i miłość. Określa ich wartość i wzrusza do głębi. A w wyolbrzymionych, dziwacznych cechach i skłonnościach napotkanych przez księcia kosmitów, każdy bez trudu rozpozna nas samych. Exupery całkiem dobrze ludzi podsumował. Ileż to razy mówimy komuś, kiedy jego słowa lub zachowanie nam się nie podobają: "ty chyba jesteś z innej planety!", albo o kimś: "to chyba jakiś kosmita!". Racja. Rzecz w tym, że każdy z nas ma taką swoją planetę, na której się często bezmyślnie okopuje. Lektura do obowiązkowego przeczytania i głębokich refleksji.
Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką zauważyłam tę książeczkę u mojej mamy. Zobaczyłam te dziecinne rysunki i nie mogłam się nadziwić, że to dorosły ją czyta. Powiedziała krótko: "to nie dla dzieci". Na tyle mnie to zadziwiło, że pamiętam tę scenę do dziś. Dziś sama jestem dorosła i wiem co miała na myśli. Eksperymentalne czytanie 5-letniej Hani nie powiodło się. Mała...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07
Siedzę nad otwartym, czystym plikiem i uśmiecham się głupawo, bo chyba nie powinnam tego opiniować. Trzeba by poprosić kogoś ze 30 lat młodszego. Książeczkę zamówiłam, bo pamiętam, że kiedyś ktoś chwalił, bo jest to pozycja ze "100-u BBC", a poza tym zachęciła mnie okładka z przepięknym obrazem Renoir`a. Pomyślałam – czemu nie? coś leciutkiego w letni czas...
Hmm... doprawdy nie wiem, co tu napisać. Fajna rodzinka. Naprawdę. Mogłabym mieć trzy takie milutkie siostry. Matula też słodziutka. I co jeszcze? Że to nie dla mnie, bom za stara?, Że to nawet nie dla młodzieży (choć tak pisze na okładce). Gdyby dzisiejszej młodzieży chcieć wcisnąć coś takiego, to do świąt miałaby dziatwa ubaw po pachy. Czasy już nie te, żeby ten sposób przekazu mógł się podobać jakiejkolwiek młodzieży. Ciekawam na ile takich kwiatków z listy 100 książek wszechczasów BBC się jeszcze natknę? Ta opowieść klimatem przypomina trochę "Domek na prerii". Każdy rozdział to umoralniające kazanie. Co prawda pamiętam, że kiedyś ten serial z upodobaniem oglądałam, ale miałam wtedy kilka lat na krzyż i nie wiem czy najbardziej ze wszystkiego przypadkiem nie podobał mi się główny aktor Michael Landon ;D
Tak łopatologicznie podanej umoralniajacej opowiastki nie miałam w ręce już dawno. I obawiam się, że gdyby moja mama rozmawiała ze mną tak jak pani March ze swoimi pociechami, to moja reakcja była pewnie czymś w rodzaju: "na złość matuli wyjdę na mróz w koszuli" ;D Pewnie jestem jakimś diabłem wcielonym, a pani March godna w laciach do nieba iść. Ale dziewczynki mają różne charaktery - nie wszystkie na szczęście, i nie zawsze są anielsko grzeczne, co odrobinę podnosi koloryt tej historii (nawiasem mówiąc - najmłodsza Amelka, egoistka i uparciucha, kogoś mi z zachowania przypomina ;D), ale potem oczywiście płaczą strasznie ze wstydu, błagając o przebaczenie. Gwiazdki daję za... no... w sumie to całkiem sympatyczna ramota jest. Momentami nawet kiczowato wzruszająca ;D
Siedzę nad otwartym, czystym plikiem i uśmiecham się głupawo, bo chyba nie powinnam tego opiniować. Trzeba by poprosić kogoś ze 30 lat młodszego. Książeczkę zamówiłam, bo pamiętam, że kiedyś ktoś chwalił, bo jest to pozycja ze "100-u BBC", a poza tym zachęciła mnie okładka z przepięknym obrazem Renoir`a. Pomyślałam – czemu nie? coś leciutkiego w letni czas...
Hmm......
2016-12
Co to za lektura? Ano.... dość przygnębiająca. Język i styl prezentowany przez autorkę w gruncie rzeczy jest fascynujący – z jednej strony to piękne - czujesz wokół siebie wilgoć, kiedy pada deszcz, czujesz zapachy Nowego Jorku wieczorową porą, słyszysz brzęczenie tramwaju i klaksony kierowców. Całą sobą czujesz atmosferę wokół. Trzeba mieć naprawdę duży talent, żeby tak podziałać na czytelnika prostymi słowami. Ale... każdy medal ma dwie strony - w nieziemskich porównaniach i zupełnie niezwykłym klimacie rzeczywistości, które Sylvia serwuje czytelnikom, odbija się też totalna niemoc psychofizyczna. Ta książka to studium psychologiczne młodej, wkraczającej w dorosłość dziewczyny. Czy cieszy ją nagroda literacka, którą otrzymała od poczytnego pisma w postaci miesięcznego pobytu w Nowym Jorku na stażu w redakcji? Oczywiście, że tak! Zwłaszcza jeśli dziewczyna planuje przyszłość związać z literaturą lub dziennikarstwem. Takie są właśnie wstępne plany na życie dziewiętnastoletniej Esther. Cały czas jednak odnosi się wrażenie, że coś jest nie tak, choć oczywiście początkowo składa się to na karb.... nieśmiałości (?), młodzieńczej beztroski (?) Potem dziewczyna zaczyna się miotać. Otwarcie opowiada o tym jaka jest mała i nic nie znacząca wobec osiągnięć, których dokonują inni. Oskarża się o skrajną niekompetencję, ale nie robi nic, aby ten stan uległ jakiejkolwiek zmianie. Człowiek zaczyna się denerwować – czemu nawet palcem jej się nie chce kiwnąć?! Ale potem.... obserwujesz jak dziewczyna zupełnie obojętnie, albo wręcz autodestrukcyjnie zachowuje się w kontaktach z mężczyznami, jak dosłownie co sekundę zmienia zdanie, co do tego jak ma wyglądać jej przyszłość i co do wszystkiego w ogóle. Zaczyna to przypominać sen wariata. A potem Sylvia (to znaczy... hmm... Esther) ujawnia zupełnie wprost, jaka jest sytuacja – brak snu, kompletne niedbanie o własny wygląd, o to jak cię widzą inni. Po prostu klosz, mur odgradzający od reszty świata jakby nic nie było ważne, jakby nikt nic nie widział. Jakby komuś pomyliły się rejestry – skoro ja nie odbieram fal od reszty świata, to pewnie nikt nie odbiera ich ode mnie. Co za różnica jak wyglądam i tak nikogo to nic nie obchodzi... Kiedy tak przewracałam strony tej książki, przypomniały mi się Dosyć Poważnie śpiewane słowa piosenki zespołu Hey:
W lodówce pocięta w plastry
Puszcza do mnie oko krowa
A kurczak pobija rekord
Na czas nurkując w rosole
(...)
Znów płakałam, wczoraj znów płakałam
Że nie umiem na skrzypcach grać
I że wszyscy umrzemy wszyscy
I że któregoś dnia
Mój syn zostanie całkiem sam
Musiałam coś o Sylvii poczytać, po prostu musiałam, żeby zrozumieć. Dotarło do mnie, że to, co ona opisuje, wszyscy którzy ją znali, uważali pewnie za typowe i naturalne dla niej. Zwykła kolej rzeczy. Od połowy zresztą powieści jest to już regularny dziennik samobójczyni. Poradnik dla wszystkich chętnych, jak to zrobić, żeby za bardzo nie bolało i żeby się to szybko i sprawnie udało.
Podsumowanie? Testament? Nie do końca. Czy ta powieść w ogóle by powstała gdyby nie celowe stypendium od Fundacji Saxton?
Mój egzemplarz to mała gabarytowo książeczka wydana dawno temu przez Nike. Uznałam, że w sam raz pasuje do torebki, aby służyła jako zabijacz czasu w środkach transportu, tudzież we wszelkiego rodzaju kolejkach. Dobrze, że tak wymyśliłam, bo kiedy to czytałam, czułam jakby ktoś powoli wsączał mi jakąś truciznę do głowy. W dawce jednorazowej chyba bym tego nie zniosła. Zastanawiasz się jak coś takiego może się skończyć? Jedyna rzecz o jakiej może marzyć taka zatruta osoba, to jakaś iskierka nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone. Ta lektura zmusza do analizy własnych reakcji i poczynań. Do porównań. To depresant dla zbyt szczęśliwego, łyżka dziegciu dla zbyt radosnego i (biorąc pod uwagę, że autorce w niedługim czasie od publikacji udało się z tym samobójstwem) solidny kopniak dla stojącego nad krawędzią. I muszę się przyznać, że na mnie też mocno podziałała. Wszystkim, którzy będą to czytać, i którzy dostaną tego kopa, życzę aby pozostał im jeszcze spory dystans nad tym urwiskiem. Każdy kto jednak doczyta tę książkę do końca, będzie zszokowany wiedzą o tym, co się stało z Sylvią. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Może to dziwne, ale po tej lekturze, MIMO WSZYSTKO, czuję że jeszcze nie wszystek umarła....
Co to za lektura? Ano.... dość przygnębiająca. Język i styl prezentowany przez autorkę w gruncie rzeczy jest fascynujący – z jednej strony to piękne - czujesz wokół siebie wilgoć, kiedy pada deszcz, czujesz zapachy Nowego Jorku wieczorową porą, słyszysz brzęczenie tramwaju i klaksony kierowców. Całą sobą czujesz atmosferę wokół. Trzeba mieć naprawdę duży talent, żeby tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02
Czy wyobrażacie sobie świat powszechnej szczęśliwości? Czym jest szczęście? Jak je rozpoznać?:
"Faktyczna szczęśliwość zawsze wypada blado na tle spodziewanej nagrody za nędzę. No i rzecz jasna, stabilność nie jest tak efektowna jak niestabilność. Zadowolenie zaś, nie ma w sobie tej aureoli, jaka zdobi szlachetną walkę z nieszczęściem, nie ma malowniczości cechującej walkę z pokusą lub upadek z powodu namiętności czy zwątpienia. Szczęśliwość nigdy nie bywa wzniosła".
Niby człowiek to wie, ale... napisane czarno na białym... dotknęło mnie. To niestety oznacza, że skazani jesteśmy na cierpienia. Człowiek musi cierpieć, żeby potem móc docenić swoje szczęście.
Szczęście według Głównego Zarządcy Świata wygląda tak: "(...) dziś świat jest stabilny. Ludzie są szczęśliwi; otrzymają wszystko, czego zapragną, a nigdy nie pragną czegoś, czego nie mogą otrzymać. Są zamożni, bezpieczni, zawsze zdrowi; nie boją się śmierci; żyją w stanie głębokiej niewiedzy o namiętnościach i starości; nie prześladują ich matki i ojcowie; nie mają żon, dzieci, kochanków ani kochanek, budzących silne uczucia; są tak uwarunkowani, że praktycznie nie są w stanie postępować inaczej, niż powinni. A jeśli coś nie gra, pozostaje soma, którą pan, panie Dzikus, wyrzuca przez okno w imię wolności. WOLNOŚCI! (...) Oczekiwać od delt rozumienia co to jest wolność!".
Parę lat temu byłam na kilkudniowym szkoleniu z zakresu zarządzania. Mieliśmy tam różne ćwiczenia. I choć zdążyłam zapomnieć o pewnym zdarzeniu, to dzisiejsza rzeczywistość i niniejsza lektura sprawiła, że pamięć o nim wróciła do mnie z ogromną mocą. Podzielono nas wtedy na grupy i zapytano nas wszystkich z osobna, o 10 najważniejszych wartości życia, których utrata znacznie pogorszyłaby nasz życiowy komfort. Na podstawie kilkudziesięciu podanych przykładów, każda grupa miała uzgodnić 10 najcenniejszych dla siebie, wspólnych wartości. Jedną z nich była wolność właśnie. I mimo, że to strasznie szerokie pojęcie, które można rozpatrywać na wielu różnych płaszczyznach, a może właśnie dlatego – rozgorzała o nią tak piekielna kłótnia, że absolutnie nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś może podważać jej wartość (!) Okazało się, że ustalenie tych dziesięciu wartości dla naszych grup jest niemożliwe, a dla sporej grupy osób wolność w ogóle nie była ważna. Dla mnie to wszystko było szokujące. Wieża Babel, jak słowo daję! Cóż... największą wartością tego szkolenia, była wiedza, którą uzyskałam o ludziach. I od tamtego momentu powinnam być przygotowana na to co się dzieje teraz w kraju i na świecie. Ale dla mnie taki świat jaki istniał wtedy, był oczywistością. Kryzysu ekonomicznego nikt jeszcze nie analizował. W najśmielszych snach nie przypuszczałam jak mogą potoczyć się nasze losy, których tamta awantura powinna być dla mnie zwiastunem.
Wracając do definicji szczęścia: myślę, że nasz świat pełen jest delt. Ludzi, którzy kompletnie nie potrafią korzystać z wolności i dlatego jej nie cenią. Lubią, kiedy się za nich podejmuje decyzje, dokonuje wyborów, zwalnia od myślenia. Może to jest właśnie w ich pojęciu "szczęście"? Może myślenie za bardzo ich męczy? Tacy kochają mieć wodzów i akceptują wszelką kontrolę i inwigilację. Aprobują nieczyste metody, akceptują fakt, że w świecie są równi i równiejsi. Orwellowski świat w ogóle ich nie przeraża. A jakby co, to od czego są tabletki szczęścia? Tyle ich mają do wyboru! Nawet nie pomyślą o buncie. Jak typowa delta właśnie. Albo nawet ypsylon. Jak się czuje człowiek alfa? Czy jest szczęśliwy? A z czego czerpie zadowolenie człowiek ypsylon? Przecież wystarczy kilkadziesiąt powtórzeń: "Ogromnie się cieszę, że jestem ypsylonem, bo.... " Czasem zatrzymuję się, aby coś przeanalizować i zastanawiam się, czy to co słyszę to propaganda, czy już pranie mózgu? I jeszcze: "ten kto bakterie tępić chce, czystą ma wannę i wc!". Ile razy dziennie słyszycie podobne hasła? Kto jeszcze ma wrażenie, że dzisiejszy świat nie odbiega zbyt wiele od tej przerażającej książkowej wizji?
Czy wyobrażacie sobie świat powszechnej szczęśliwości? Czym jest szczęście? Jak je rozpoznać?:
"Faktyczna szczęśliwość zawsze wypada blado na tle spodziewanej nagrody za nędzę. No i rzecz jasna, stabilność nie jest tak efektowna jak niestabilność. Zadowolenie zaś, nie ma w sobie tej aureoli, jaka zdobi szlachetną walkę z nieszczęściem, nie ma malowniczości cechującej walkę...
2017-10
Doświadczyliście kiedyś obcowania z duchem? Nieważne! Gdyby jednak komuś z nas się zdarzyło, to pewnie zrobiłoby to na nas kolosalne wrażenie! Można by pomyśleć, że.... zwariowaliśmy do reszty. Kto wie? Może tak byśmy się też zaczęli zachowywać.... Mimo to, Hamlet sprawia wrażenie bardzo mocno stąpającego po ziemi młodzieńca. Dość mądrego zresztą - wygłasza on sporo całkiem zgrabnych złotych myśli, ubranych w proste słowa, które warto sobie zapamiętać. Tym samym też, uświadamia nam najprostsze prawdy o życiu. Nie każdy to potrafi. Jednocześnie zdaje się być dość wrażliwy, choć jego rozmowa z Ofelią, adorowaną przez siebie córką szambelana, na to nie wskazuje. Hamlet jest osobą o rozdartym sercu, która nie potrafi określić, które uczucie w stosunku do osób z jego własnej rodziny w nim dominuje. Nie powinno być zbyt trudno więc nam zrozumieć, że sprawy uczuć do kobiety, zdaje się chwilowo lekceważyć. Jest też, nieszczęśnik, ofiarą intryg nieprzychylnych mu osób. Ale sam też knuje przeciw bliźnim. To się musi źle skończyć! Tragedia tragedią, ale takie nagromadzenie dramatycznych zdarzeń, do jakiego doszło w ostatnich scenach, ociera się wręcz o kicz. Zaczęłam liczyć ofiary, ale doszłam do wniosku, że nie ma sensu. Czy dałoby się zakatrupić więcej ludzi? A jaki los czeka teraz duńskich poddanych?
Warto przeczytać. Dramaturgii tu z pewnością nie brakuje - nieboszczyków aż nadto, a słynne "Być, albo nie być? – oto jest pytanie" ze wszystkich zdań wygłaszanych przez Hamleta, zrobiło na mnie akurat najmniejsze wrażenie.
Na koniec dodam, że ta lektura potrafi też człowieka ubawić. Uśmiałam się przy scenie rozmowy dwóch grabarzy na cmentarzu (jakkolwiek dziwacznie by to nie brzmiało). Kto by pomyślał, że autor rozdzierających aż do przesady duszę tragedii, potrafi być też tak dowcipny? ;D
Doświadczyliście kiedyś obcowania z duchem? Nieważne! Gdyby jednak komuś z nas się zdarzyło, to pewnie zrobiłoby to na nas kolosalne wrażenie! Można by pomyśleć, że.... zwariowaliśmy do reszty. Kto wie? Może tak byśmy się też zaczęli zachowywać.... Mimo to, Hamlet sprawia wrażenie bardzo mocno stąpającego po ziemi młodzieńca. Dość mądrego zresztą - wygłasza on sporo całkiem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nigdy nie byłam amatorką fizyki i wstyd się przyznać… do dzisiaj nie jestem. Mówię tak, bo myślę, że człowiek powinien trochę wiedzieć o mechanizmach rządzących światem (wszechświatem) w sensie całkowicie dosłownym. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy się tym zajmują, ale nigdy nie miałam wystarczającej wyobraźni, ani wystarczająco ścisłego umysłu aby to ogarnąć. A może chodzi o niezwykły, nieszablonowy sposób myślenia? Wzięłam tę książkę do ręki z ciekawości. Momentami bywa trudno i trzeba mocno się skupić, ale przyznam, że jest ciekawie. Rzecz o czarnych dziurach i horyzoncie zdarzeń zmusza do trochę innego, niestandardowego myślenia. Muszę jednak przyznać autorowi, że bardzo stara się przybliżyć zagadnienia przez całkiem trafne porównania do rzeczy, które znamy tu na Ziemi. Nawet jeśli jakimś cudem zdołam dzięki temu pewne rzeczy pojąć, to pewnie nie potrafię tej wiedzy zsyntetyzować. Dla takiego laika w dziedzinie fizyki jak ja, to lektura do wielokrotnego czytania. Czytając tę książkę lepiej już mieć pewien zasób wiedzy i być obeznanym z pewnymi pojęciami. Anihilacja, entropia… Taka mała powtórka wiedzy szkolnej. Jednakowoż polecam i życzę powodzenia w niestandardowym myśleniu.
Nigdy nie byłam amatorką fizyki i wstyd się przyznać… do dzisiaj nie jestem. Mówię tak, bo myślę, że człowiek powinien trochę wiedzieć o mechanizmach rządzących światem (wszechświatem) w sensie całkowicie dosłownym. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy się tym zajmują, ale nigdy nie miałam wystarczającej wyobraźni, ani wystarczająco ścisłego umysłu aby to ogarnąć. A może...
więcej Pokaż mimo to