rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jakoś się czyta

Tekst względny, intryga podobnie. Okrucieństwo zbrodni bez sensu. Główny bohater jakiś tam jest, ale czy charakterystyczny, nie bardzo. Kukulka raz rozkłada swym zwyczajem fiszki, potem ma notes, więc o co chodzi? Opisy zbliżeń męsko damskich to czysta, straszna grafomania. Kwidzyn wygląda nieźle, ale autor uczynił moim zdaniem rzecz niewybaczalną, w 1930r. w katedrze umieścił katolików. Tak samo z Malborka można zrobić siedzibę templariuszy. Chrześcijanie to chrześcijanie w końcu, zakon rycerski to zakon rycerski. Taka dezynwoltura w kryminale historycznym to jednak zbyt wiele.

Jakoś się czyta

Tekst względny, intryga podobnie. Okrucieństwo zbrodni bez sensu. Główny bohater jakiś tam jest, ale czy charakterystyczny, nie bardzo. Kukulka raz rozkłada swym zwyczajem fiszki, potem ma notes, więc o co chodzi? Opisy zbliżeń męsko damskich to czysta, straszna grafomania. Kwidzyn wygląda nieźle, ale autor uczynił moim zdaniem rzecz niewybaczalną, w 1930r....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kim był Nożer?

Fabuła to kolejne, frapujące dociekania Corbetta, który szuka Nożera, czyli mordercy, który zabijał nożem. A nie, wróć... Maskera, bo ozdabia twarze nacięciami. Jeśli dobrze rozumiem, gdyby sprawca kradł buty, byłby po polsku Buterem. Wiem, że w oryginale jest Masker, ale chyba w naszym języku to byłby raczej Maskarz, masker to co innego. Detal, ale irytujący. Są i literówki, błąd, jak to bohaterowie umawiają się na niedzielę, a potem okazuje się, że na sobotę, okładkowa ilustracja maski nijak ma się do treści, ale to również do przejścia. Tym bardziej, że wydawnictwo zadbało o ilustracje, co już nie jest tak powszechne, a dla czytelnika z pewnością miłe.

Tym razem historycznie jest lepiej. Autor odtworzył w ulice Nowego Jorku i występuje gubernator, który naprawdę odziewał się w damskie fatałaszki.

Treść wciąga, ale zwalczające się podziemne organizacje, z których ta zła, oczywiście większa, oplata morderczymi mackami Anglię i Nowy Świat to dla mnie za dużo. Najlepszy był Ślepy Chłopak, który chyba powinien zostać nazwany Filip z Konopi. Pojawił się znikąd, dał info i zniknął. A kawaleria przybywa jak zwykle w porę, choć mało to przekonujące, tym bardziej, że od razu, bez rozeznania strzela.

Główny bohater interesujący, a jego interakcje z innymi również, szczególnie z wnuczką redaktora. Jest czasem dobry humor.

Kim był Nożer?

Fabuła to kolejne, frapujące dociekania Corbetta, który szuka Nożera, czyli mordercy, który zabijał nożem. A nie, wróć... Maskera, bo ozdabia twarze nacięciami. Jeśli dobrze rozumiem, gdyby sprawca kradł buty, byłby po polsku Buterem. Wiem, że w oryginale jest Masker, ale chyba w naszym języku to byłby raczej Maskarz, masker to co innego. Detal, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytadło wysokiej próby

Czyta się płynnie, a intryga wciąga. Pierwszy występ Exodusa Jerozolimy, jego riposty to zachwycający majstersztyk. Autor już na początku pokazuje, że nie będzie oszczędzał czytelnika i drobiazgowo opisuje bohaterów. Jakie to dziwne, że ludziom się podoba, a często wytyka się jako błąd. I dalej naprawdę jest drobiazgowo, więc nie bez powodu książka jest taką cegłą.
Trafimy na wiele ciekawych momentów, choć czy to historyczna powieść? Gdyby nie rekwizyty, jak na przykład latarnie, pióro, trikorny, czy trzewiki (oczywiście z kwadratowymi noskami) itd. to akcja mogłaby toczyć się gdziekolwiek. Historii jest tu jak na lekarstwo. W zasadzie wcale. Wszystko tak rozwodnione, że ktoś w opinii pisał nawet o inkwizycji. Wśród protestantów (!). Motyw pokoleń Indian pielęgnujących płynną znajomość francuskiego jest komiczny, tak jak drogocenna ściana. Przygody kowala w stajni, no nie...

Zatem dla każdego, coś miłego.

Czytadło wysokiej próby

Czyta się płynnie, a intryga wciąga. Pierwszy występ Exodusa Jerozolimy, jego riposty to zachwycający majstersztyk. Autor już na początku pokazuje, że nie będzie oszczędzał czytelnika i drobiazgowo opisuje bohaterów. Jakie to dziwne, że ludziom się podoba, a często wytyka się jako błąd. I dalej naprawdę jest drobiazgowo, więc nie bez powodu książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyważona biografia Napoleona Gór Skalistych

Czyta się jednym tchem. Chciałoby się pogłębić kilka wątków, więcej tekstu, zobaczyć dobrą mapę konfliktu, ale za to otrzymujemy świetnie rozpisany życiorys wodza na tle dziejów plemienia. Nie brak tu ciekawostek i pewnej dekonstrukcji legendy. Wszystko podane w sposób wyważony, acz skondensowany. Gdy ktoś zagubi się między bohaterami tekstu, jest i indeks.

Wyważona biografia Napoleona Gór Skalistych

Czyta się jednym tchem. Chciałoby się pogłębić kilka wątków, więcej tekstu, zobaczyć dobrą mapę konfliktu, ale za to otrzymujemy świetnie rozpisany życiorys wodza na tle dziejów plemienia. Nie brak tu ciekawostek i pewnej dekonstrukcji legendy. Wszystko podane w sposób wyważony, acz skondensowany. Gdy ktoś zagubi się między...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

SF w starym stylu

Po przeczytaniu tomu opowiadań Pusty ogród z wielką niecierpliwością oczekiwałem na tę powieść. Autor stworzył intrygujący świat, nawet nazwa Dom Krastów trafiona w punkt. Tak samo opracowanie graficzne zachęca do lektury, chociaż liternictwo okładkowe mogło zostać w poprzednim stylu.
Przebieg dochodzenia na pewno zaciekawia, śledzimy poczynania bohatera z zainteresowaniem, ale czy zakończenie całkowicie satysfakcjonuje? W dużej części tak, choć widać, że kontynuacja jest w planach, co mnie naprawdę cieszy. Powieść przede wszystkim skupia się na głównym bohaterze i szkoda, że mało trochę o życiu hamiltonian, a Krastów, to chciałoby się poznać naprawdę dużo bardziej.
Tak czy inaczej autor zapewnia czytelnikowi godziwą i interesującą rozrywkę.

SF w starym stylu

Po przeczytaniu tomu opowiadań Pusty ogród z wielką niecierpliwością oczekiwałem na tę powieść. Autor stworzył intrygujący świat, nawet nazwa Dom Krastów trafiona w punkt. Tak samo opracowanie graficzne zachęca do lektury, chociaż liternictwo okładkowe mogło zostać w poprzednim stylu.
Przebieg dochodzenia na pewno zaciekawia, śledzimy poczynania bohatera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W okopach kosmosu

Naładowane akcją wspomnienia weterana autor sporządził językiem prostym, bo były żołnierz nie musi gawędzić Mickiewiczem. Wizje zmieniającej się ludzkości robią wrażenie i dziś, teraz powinny chyba nawet budzić szacunek większy niż kiedyś. Przy zdaniu "A dopóki Wydział Zatrudnienia nie uzna, że jesteś potrzebujący, musisz żyć o ryżu i wodzie" każdy w Polsce mógłby pokiwać głową z gorzkim uśmiechem odnosząc się do poglądów wiadomej persony.

Wadą mogą wydawać się daty i domniemanie, iż rozmowy pokojowe pozwalają uniknąć konfliktów. Niestety, czasem nie.

Dla mnie powieść nie zestarzała się. Czy konflikty przyszłości odeślą z pola walki do lamusa żywych żołnierzy, to niech każdy sam odpowie na pytanie, czy przy dzisiejszym stanie techniki zabijania, tak się stało. I nie widziałem galaktycznych dekoracji z tektury za którymi kryłby się Wietnam.

W okopach kosmosu

Naładowane akcją wspomnienia weterana autor sporządził językiem prostym, bo były żołnierz nie musi gawędzić Mickiewiczem. Wizje zmieniającej się ludzkości robią wrażenie i dziś, teraz powinny chyba nawet budzić szacunek większy niż kiedyś. Przy zdaniu "A dopóki Wydział Zatrudnienia nie uzna, że jesteś potrzebujący, musisz żyć o ryżu i wodzie" każdy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wizje fantastyczne

Przyznam, urzekły mnie pomysły autora, co opowiadanie, to oryginalny pomysł. Miałem już do czynienia z prozą Kochańskiego lata temu, ale teraz sugestywność jego wizji przypadła mi do gustu jeszcze bardziej. I te inspiracje sztuką. Zaprawdę interesująco. Mankamentem są niestety zakończenia, jakoś niedopowiedziane, jakby autor szczędził słowa, by zostawić czytelnika w konfuzji.

Wizje fantastyczne

Przyznam, urzekły mnie pomysły autora, co opowiadanie, to oryginalny pomysł. Miałem już do czynienia z prozą Kochańskiego lata temu, ale teraz sugestywność jego wizji przypadła mi do gustu jeszcze bardziej. I te inspiracje sztuką. Zaprawdę interesująco. Mankamentem są niestety zakończenia, jakoś niedopowiedziane, jakby autor szczędził słowa, by zostawić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezła, rozdmuchana powiastka na wakacje

Zważywszy na treść i klimat powieści, ta wydaje się idealną pozycją na wakacje. I takąż może być dla wielu. Co do mnie, w zasadzie również, chociaż...
Akunin jak zwykle świetnie radzi sobie z postaciami, ich charakterystyką i żywiołowymi dialogami z typowym dla niego, komicznym rysem. Czasem daje czytelnikowi skromną garść informacji z zakresu tematyki morskiej. Dziwacznym jest obsadzenie w roli narratora dziennika papugi z inklinacjami do filozofii Wschodu, ale gdy szok mija, okazuje się to całkiem ciekawe. Akcja porywa, lecz później coraz mniej i pomimo, iż zbliżamy się do rozwiązania, to żaglowiec fabuły dopada flauta, a zwieńczenie poszukiwań okazuje się jakieś mało interesujące, chociaż o dziwo, dzieje się dużo. Wyliczanka i zakończenie są, ośmielę się określić, dość głupawe i w efekcie zakończyłem lekturę wzruszeniem ramion.
Lekko, całkiem przyjemnie, do pewnego momentu.

Niezła, rozdmuchana powiastka na wakacje

Zważywszy na treść i klimat powieści, ta wydaje się idealną pozycją na wakacje. I takąż może być dla wielu. Co do mnie, w zasadzie również, chociaż...
Akunin jak zwykle świetnie radzi sobie z postaciami, ich charakterystyką i żywiołowymi dialogami z typowym dla niego, komicznym rysem. Czasem daje czytelnikowi skromną garść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klejnot, a nie błyszczy

To już drugi raz, gdy przeczytałem tę powieść, bo uwielbiam frazę i światy Kresa, ale względem tego tytułu, niech mi autor wybaczy, ocena wciąż ta sama. To niestety późny Kres, gdy fabuła, a w zasadzie lekki jej rys, ponieważ niewiele jej tutaj, tonie pod powierzchnią nadmiaru dygresji, zdarzeń niepomiernie trywialnych i opisów kiecek. Czegóż tu się nam nie relacjonuje.

Tylko Chal Cheneta żal, bo w zasadzie przybłąkał się nieborak nie wiadomo po co.

Klejnot, a nie błyszczy

To już drugi raz, gdy przeczytałem tę powieść, bo uwielbiam frazę i światy Kresa, ale względem tego tytułu, niech mi autor wybaczy, ocena wciąż ta sama. To niestety późny Kres, gdy fabuła, a w zasadzie lekki jej rys, ponieważ niewiele jej tutaj, tonie pod powierzchnią nadmiaru dygresji, zdarzeń niepomiernie trywialnych i opisów kiecek. Czegóż tu się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wielki mozół Beringa i mój

Świetnie, iż przybliżono nam wyprawę Beringa, wspaniały temat, lecz wykonanie na każdym polu pozostawia wiele do życzenia. Miałem spory problem, by przebić się przez tekst, który dla wielu jest tak wspaniale lekki, a dla mnie okazał się niestrawny, najeżony niekiedy rafami, niczym jakiś nieznany akwen.

Gdzieś tak w połowie książki czar prysł zupełnie i zdecydowałem się wypisać kilka dziwaczności. Niezwykłym zabiegiem było umieszczenie biogramu Stellera, kiedy opis wyprawy nie dociera do momentu, gdy do owej wyprawy dołączył, więc przynajmniej ja zastanawiałem się, o co chodzi? W ogóle z tym Stellerem problem, gdyż autor umieszcza domniemanie, że przyrodnik być może chciałby skierować wyprawę na północ - s. 157, gdy tymczasem, kiedy miał rzeczywiście wpływ na losy wyprawy, to naciskał by kierować się na południe, bo widział rośliny. Widział z kilwateru(!) statku – s. 163. Zresztą mamy też inny rodzynek, bo wiatr nadął żagle, a potem podnieśli maszty – s. 162. Chciałbym takie coś zobaczyć. Sam Steller był przyzwyczajony do ustrukturalizowanej dyskusji – s. 164, a pierwszy oficer mógł krzyczeć przez „trąbkę komunikacyjną” (nowatorski przyrząd, bo chyba chodziło o tubę głosową) ponad (?) wiatrem – s. 166. Zresztą wypis kadry dowódczej załogi św. Piotra ze s. 161 też zaiste ciekawy, jak i wzmianka, że wszyscy wybiegli na reling, zważywszy na to, iż chodzi o blisko osiemdziesięciu chłopa i raczej o barierkę lub burtę, nie listwę – s. 174. Później również pojawiają się cudaczności, ale szkoda mego czasu, więc wystarczy.

Niechlujna mapa z brakami lub angielskimi nazwami na Syberii dopełniają obraz marny pozycji ni to naukowej, ni fabularnej. Ja nie czułem trudów podróży Beringa, czułem własny trud przebijania się przez błędy, dziwne sformułowania lub ślizgania się po ciekawych, wartych zgłębienia zagadnieniach.

Ciekawe, ile do osłabienia tej książki przyłożyli się tłumacze i redakcja, a myślę, że solidnie, bo np. znajdziemy niewłaściwą datę albo Kolegium Admiralskie, które na następnej stronie nazwane jest Koledżem Admiralicji.

Aha, wspaniała okładka.

Wielki mozół Beringa i mój

Świetnie, iż przybliżono nam wyprawę Beringa, wspaniały temat, lecz wykonanie na każdym polu pozostawia wiele do życzenia. Miałem spory problem, by przebić się przez tekst, który dla wielu jest tak wspaniale lekki, a dla mnie okazał się niestrawny, najeżony niekiedy rafami, niczym jakiś nieznany akwen.

Gdzieś tak w połowie książki czar prysł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Morskie gawędy podszyte niesamowitością

Niepozorna książeczka ze świetną okładką kryje zestaw opowiadań, których akcja rozgrywa się od zdaje się XVII wieku po współczesność. Większość tekstów krótka, ale co ważne klimatyczna. Czasem chciałoby się jakiegoś rozwinięcia, dłuższego zakończenia, ale widać nie taki był zamysł. Sporo dialogów, oszczędne opisy, więc czyta się szybko, a te krótkie momenty, gdy autor maluje otoczenie i morze są sugestywne i zabierają czytelnika od razu w miejsce wydarzeń, czyli zazwyczaj na pokład statku. Można poczuć morską atmosferę z delikatnym dreszczykiem, bo opowiadania traktują najczęściej o sprawach tajemniczych i nadprzyrodzonych.

Morskie gawędy podszyte niesamowitością

Niepozorna książeczka ze świetną okładką kryje zestaw opowiadań, których akcja rozgrywa się od zdaje się XVII wieku po współczesność. Większość tekstów krótka, ale co ważne klimatyczna. Czasem chciałoby się jakiegoś rozwinięcia, dłuższego zakończenia, ale widać nie taki był zamysł. Sporo dialogów, oszczędne opisy, więc czyta się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Treść niespodzianką nie jest, bo kto trochę znał historię i opowieści Halika, ten wiedział, że sporo konfabulował. Autor biografii wykonał wiele pracy, co by nie mówić, przyjemnej, gdyż wiele podróżował i tu uznanie za przytaczanie faktów. Mniejsze za formę. Odwrócona chronologia w porządku, lecz powtórzenia, szczątkowość niektórych zdań nie przypadła mi do gustu, sam dziwny, wysilony podział rozdziałów wręcz utrudniał podążanie tropami Halika i tworzenie chronologii jego życia.
Na marginesie, tekst przypomniał mi, jak to kiedyś ojciec poinformował, że zaoferowano mu miejsce w załodze podczas podróży dookoła świata. Gorąco namawiałem, już widziałem rodziciela na filmach Halika z wyprawy, może by i mnie zabrał marzyło się, ojciec nie skorzystał.

Treść niespodzianką nie jest, bo kto trochę znał historię i opowieści Halika, ten wiedział, że sporo konfabulował. Autor biografii wykonał wiele pracy, co by nie mówić, przyjemnej, gdyż wiele podróżował i tu uznanie za przytaczanie faktów. Mniejsze za formę. Odwrócona chronologia w porządku, lecz powtórzenia, szczątkowość niektórych zdań nie przypadła mi do gustu, sam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwna ballada o plemieniu Nawahów albo Carsonie

Wraz z liczbą przewracanych stron, mój entuzjazm do tej pozycji stygł. Tekst obfituje w określenia i domniemania, które nie przystają do treści. Np. s. 198 "Generał ... Musiał dojść do wniosku, że Indianie skradli mu show akurat w chwili, gdy schodził ze sceny - zupełnie jak w teatrze, gdzie czasem czarny charakter robi większe wrażenie niż pozytywny." s. 303 "...ciała niektórych zmarłych prawie na pewno zostały zjedzone." A porównanie marszu Nawahów do hidżry to jakiś kosmos. Santa Fe określone zostało pradawnym miastem, gdy liczyło sobie zaledwie około 230 lat. Pojawił się też błąd odnośnie wyprawy generała Kearny'ego. Baluje dnia 24 września - s. 177, by następnego dnia był 25 sierpnia - s. 193.
Czasem autor umieszcza jakieś literackie wprawki, jak np. "Krowy machały ogonami na pastwiskach, a wioskowe psy obszczekiwały obcych." - s. 150. Podobnych kwestii jest dużo więcej i dla mnie takie nazbyt fantazyjne malowanie otoczenia bardzo psuło wiarygodność treści.
Sides zamieszcza niekiedy celne spostrzeżenia, ale rujnuje je kuriozalną zabawą w psychoanalityka.
Narracja książki rozjeżdża się w wielu miejscach i czasem nie wiadomo, czy czytamy o Carsonie, czy Nawahach, czy historię Nowego Meksyku.
Dziwnym zabiegiem wydaje się tłumaczenie nazwy plemienia Ute na Jutów. W PWN Jutowie to tylko plemię germańskie, no chyba, że nie nadąża za trendami, tylko bardziej wiarygodny niż wikipedia. Albo mamy "...Manuelito i inni wodzowie postawili swoje "X-y" pod treścią. Chyba iksy? Wartkie wody ścinały kości? Chyba do kości.
Duże wrażenie robi końcówka, tak samo przytoczenie źródeł i miejsc, które autor odwiedził. Wrażenie słabnie, gdy historyk przyznaje, że jego utwór ukształtowały w zasadzie inne opracowania.

Dziwna ballada o plemieniu Nawahów albo Carsonie

Wraz z liczbą przewracanych stron, mój entuzjazm do tej pozycji stygł. Tekst obfituje w określenia i domniemania, które nie przystają do treści. Np. s. 198 "Generał ... Musiał dojść do wniosku, że Indianie skradli mu show akurat w chwili, gdy schodził ze sceny - zupełnie jak w teatrze, gdzie czasem czarny charakter robi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przygoda w tonie gawędy, acz krwawa

Niezwykłe losy podpułkownika-generała Custera sugestywnie opisane przez niego samego. Czytelnik ma przyjemność obcować z charakterystycznym dla dziewiętnastego wieku pisarstwem, szerokim, bogatym w określenia, porównania. Niektóre długie zdania to nie nudziarstwo, a skrzący się bogatym słownictwem, czasem humorem, majstersztyk. Akcja wciąga tym bardziej, że to nie żadne banialuki. Autor jest niewątpliwie chełpliwy, ale przeszkadzać to może jedynie w kilku momentach.
Wielce cennym jest poznanie motywacji walczących z Indianiami, bez dzisiejszego pudrowania i z góry określonego/odmiennego poglądu. Dla tych, którzy chcą poznać kilka wydarzeń ze strony Indian, polecam "Walczący Szejenowie" Grinnela - też wydawnictwa Tipi.
Poza wydarzeniami z życia Custera na Równinach, można tu odnaleźć także detale dotyczące służby wojskowej, teksty oficjalnej korespondencji, kilka ilustracji, map, a nawet tabelę z danymi.
Na uwagę zasługuje też redakcja książki. Przypisy, jakość tłumaczenia - rewelacja.
Dla mnie pozycja niezwykła.

Przygoda w tonie gawędy, acz krwawa

Niezwykłe losy podpułkownika-generała Custera sugestywnie opisane przez niego samego. Czytelnik ma przyjemność obcować z charakterystycznym dla dziewiętnastego wieku pisarstwem, szerokim, bogatym w określenia, porównania. Niektóre długie zdania to nie nudziarstwo, a skrzący się bogatym słownictwem, czasem humorem, majstersztyk. Akcja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo słaby tom świetnego cyklu

Wielu narzeka na wtórność kolejnych tomów. Prawda to. Gorzej, że tutaj mamy kumulację dziwactw.

Motywacja głównego bohatera idzie w mur tarcz i zostaje zarąbana. W tej części cyklu powody zachowania Uthreda są tak mętne i niespójne z wcześniejszymi tomami, że zgrzyta aż w Walhalli. Wcześniej bohater radzi Edwardowi pozbycie się „bękartów” – czytaj zabicie (tom VI), tak w tym tomie chroni je ze wszystkich sił. Uprzednio Uthred z podziwem i uznaniem wypowiada się o próbach zjednoczenia Anglii przez króla Wessexu, a teraz kompletnie to niweczy. No bo przysięgał Aethelflaed. Co przysięgał? Wierność. Ale co z tego… No właśnie. Nijak ma się do ustanowienia jej władcą Mercji. Autor dwoi się i troi, by to wyjaśnić, ale kompletnie nieprzekonująco. Wychodzi na to, że bohater nie dość, że się zestarzał, to jeszcze zdurniał do szczętu.

Pomysł z poszukiwaniem miecza, który zranił Uthreda, a ma być remedium na dotkliwą ranę jest idiotyczny. Wyleczenie również. Tylko co się dziwić, skoro autor sam przyznaje, że wpadł na ten pomysł po spożyciu whisky.

Choć wyprawa do Walii zostaje uskuteczniona tak od czapy, to jednak jej przebieg był najciekawszym momentem powieści. Jest klimat.

Uthred wierzy, że lew ma sześć łap, rozdwojony ogon, trzy rogi z ciekłego żelaza i zęby jak saksy (tom VII), ale bez żadnego zająknienia wspomina o kości słoniowej, jako okładzinie rękojeści miecza.

Poza tym chwilami autor (a może tłumacz, redaktor) jakby poknocił zdania. Już we wcześniejszych tomach było coś nie tak ze stronami świata, w tym bardzo wyraźnie. Na przykład s. 186-187 … Ruszyliśmy na południe… nie wszyscy jednak… Jedziemy na północ… Opuszczałem południe… i co? Pojechał na południe! Zatem Uthred jedzie za wycofującym się przeciwnikiem na południe, jedzie, zatrzymuje się i gdzie nagle znajduje się przeciwnik? Na północy.

To nic, że zakonnik próbuje zerwać miecz z szyi Uthreda, gdy chodzi o młot Thora (s. 61), bo w tej części bohater nie objada się fasolą, jak bywało wcześniej. Wspomnę tylko, że fasola dotarła do Europy wiele stuleci później.

Jeśli ktoś oczekuje akcji – znajdzie, a jeśli logiki względem wcześniejszych tomów? Nie ma.

Bardzo słaby tom świetnego cyklu

Wielu narzeka na wtórność kolejnych tomów. Prawda to. Gorzej, że tutaj mamy kumulację dziwactw.

Motywacja głównego bohatera idzie w mur tarcz i zostaje zarąbana. W tej części cyklu powody zachowania Uthreda są tak mętne i niespójne z wcześniejszymi tomami, że zgrzyta aż w Walhalli. Wcześniej bohater radzi Edwardowi pozbycie się „bękartów”...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kompendium strzelanin Dzikiego Zachodu

Kto ciekaw, jak przebiegały najsłynniejsze strzeleckie pojedynki Dzikiego Zachodu, ten po lekturze powinien być w miarę zadowolony. W miarę, ponieważ w wielu miejscach może razić trywialny/niby dowcipny ton opowieści. Np. " Wes jednak lubił pakować się w kłopoty. Skoro armia go szukała, on poszedł szukać armii, by dostarczyć jej wiadomość. Miała ona formę ołowiu, którym poczęstował trzyosobowy patrol wysłany w ślad za nim. Wciąż był nastolatkiem, ale strzelał, jakby nauczył się tego już w kołysce." Albo irytują wstawki przypuszczeń, jak np. "Tak blisko wybrzeża Zatoki Meksykańskiej lato jest duszne nawet nocą. Możliwe, że pot wystąpił Pitmanowi na czoło..." Niby plastycznie, ale dla mnie nazbyt fantazyjnie.
Wydarzenia zgrupowano w kilka części i choć niekiedy kwalifikacja do danej grupy jest dziwaczna, to na pewno ułatwia odnalezienie szukanej historii.
Na korzyść autora przemawia również podana dokładna bibliografia oraz datacja wydarzeń.
Zatem forma średnia, lecz treść zasługująca na uwagę.

Kompendium strzelanin Dzikiego Zachodu

Kto ciekaw, jak przebiegały najsłynniejsze strzeleckie pojedynki Dzikiego Zachodu, ten po lekturze powinien być w miarę zadowolony. W miarę, ponieważ w wielu miejscach może razić trywialny/niby dowcipny ton opowieści. Np. " Wes jednak lubił pakować się w kłopoty. Skoro armia go szukała, on poszedł szukać armii, by dostarczyć jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Teatralna mizeria

Mętnie poprowadzona fabuła, w której tak naprawdę nie dzieje się prawie nic. Znaczy się są dwa morderstwa, nawet wielkie podróżowanie i publiczne występy trupy teatralnej, ale tekturą bije z daleka. Bohater kompletnie niewiarygodny. Za nic w świecie nie mogłem ujrzeć w nim doświadczonego podobno mężczyzny. Plótł androny, emocjonował się byle czym i roztrząsał byle co. Jego relacje z kobietą, to jakaś parodia. Autorka poległa na całej linii.
Świetny jest za to opis Petry. Davis znakomicie odmalowała to miejsce i jego atmosferę. Potem opisy nie robią takiego wrażenia, choć i tak w porównaniu do bezładnej paplaniny i nibyakcji są niezłe.
Kiedyś czytałem dwa tomy o Dydiuszu i pamiętam odczucia co najwyżej średnie. Teraz niestety okazały się znacznie gorsze.

Teatralna mizeria

Mętnie poprowadzona fabuła, w której tak naprawdę nie dzieje się prawie nic. Znaczy się są dwa morderstwa, nawet wielkie podróżowanie i publiczne występy trupy teatralnej, ale tekturą bije z daleka. Bohater kompletnie niewiarygodny. Za nic w świecie nie mogłem ujrzeć w nim doświadczonego podobno mężczyzny. Plótł androny, emocjonował się byle czym i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tasmańska apokalipsa

Wielce ciekawa powieść utkana z narracji wielu osób o różnych charakterach, spojrzeniach na świat i różnej sprawności językowej. Wspaniałe! Niezwykle było czytać opowieść Aborygena Peevaya. Wydaje się, że Kneale trafnie przedstawił ducha epoki i ludzi tamtych czasów. Wielki szacunek dla autora, że dźwignął literackie wyzwanie. Szacunek dla tłumaczy. Nieraz można było rozkoszować się potoczystą frazą. Wiele osób, wątków, wiele zdarzeń.
Ta wielość, choć wyróżnia powieść spośród innych (oczywiście poza tematyką), to po trosze słaby punkt. Gdzieś tam trochę za dużo przeskoków. Sam złapałem się na tym, że chciałem przerzucać strony i skupić się na jednej postaci.
W tym wielogłosie dociera do czytelnika prawda o losie tasmańskich autochtonów. Właśnie tych informacji chciałoby się najwięcej, co jest o "konfuzję przyprawiające".

Tasmańska apokalipsa

Wielce ciekawa powieść utkana z narracji wielu osób o różnych charakterach, spojrzeniach na świat i różnej sprawności językowej. Wspaniałe! Niezwykle było czytać opowieść Aborygena Peevaya. Wydaje się, że Kneale trafnie przedstawił ducha epoki i ludzi tamtych czasów. Wielki szacunek dla autora, że dźwignął literackie wyzwanie. Szacunek dla tłumaczy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nadmorska gawęda

Od pierwszych stron czuć ciekawe pióro. Sugestywne. Chociaż nie ma typowo linearnej fabuły, powieść wciąga. Opowieść się snuje, a my coraz bardziej zanurzamy się w historiach życia. Stopniowo poznajemy mieszkańców osad. Pojawiają się dziwaczne motywy o baśniowym zabarwieniu. I choć rzadko, ale też komiczne sytuacje.

Kiedy po lekturze przychodzi czas na podsumowanie, to rzuca się w oczy jedno. Prawie za każdym razem, gdy mężczyźni ruszają na połów, czytelnik zostaje na brzegu pośród kobiet, dzieci, plotek, historii. A co tam na morzu? Ano na nim mężczyźni. Zresztą zróżnicowani, a jakże, tylko wszyscy są felerni, słabi, dziwaczni albo głupi. I tworzą jakby opozycję do postaci kobiecych. Zatem zabrakło obrazów życia na morzu. Pełniejszych, bo wspominki o morzu są, ale woda zazwyczaj jest wokół zdarzeń, czytaj lądu jako miejscem akcji. Dla mnie to wielki minus.

Zgodnie ze współczesnym trendem, nie zabrakło za to kutasów. Tak jak w większości współczesnych seriali nie obejdzie się bez zwrotu o jajach, tak tu też mamy jakże poetycko… Owe bezceremonialne odwołania do męskiej anatomii psuły nastrój.

Może autor nie odmalowuje doskonale otoczenia, może nie przekazuje konkretnej wiedzy to jednak gawędzi doskonale. I daje odczuć gorycz przemijania.

Nadmorska gawęda

Od pierwszych stron czuć ciekawe pióro. Sugestywne. Chociaż nie ma typowo linearnej fabuły, powieść wciąga. Opowieść się snuje, a my coraz bardziej zanurzamy się w historiach życia. Stopniowo poznajemy mieszkańców osad. Pojawiają się dziwaczne motywy o baśniowym zabarwieniu. I choć rzadko, ale też komiczne sytuacje.

Kiedy po lekturze przychodzi czas na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szukajcie historii, a znajdziecie nudę.

Od razu zaznaczę, poległem w środku książki. Pomimo, iż kwestie Szkocji, jakobitów są dla mnie interesujące, to ta pozycja znużyła. Przeciągałem się przez tekst na przekór sobie, aż wreszcie uznałem, że mam ciekawsze powieści do przeczytania. Szkoda czasu.
Autorka stawia na emocje tak wyraźnie, że dalsze otoczenie często nie istnieje.
Z początku nawet nie wiemy, gdzie toczy się akcja. Globus, zegarki, aha biblioteka. Mężczyźni(!) pytlują jak w maglu, ciągnąc błahy wątek lub mają reakcje nadmiernie afektowane. Dominują bogate opisy mimiki, spojrzeń itd.
Bohaterowie z pewnością są niezwykli. Na pewno mają jakiś szósty zmysł, bo bracia porozumiewają się telepatycznie. Jak inaczej nazwać rozmowę za pomocą spojrzeń i milczenia. Grey ma też doskonały słuch - słyszy przez zasłony jak płatki śniegu obijają się o okna i to budzi mu na plecach przyjemny dreszcz. Percy miał tak długie rzęsy, że dotykały policzków. Zastanawiam się, czy miał do nich grzebień. Matka Greya chyba myśli oczami, bo „Potem coś pojawiło się w jej oczach, jakaś myśl.”
W nocy niebo jest lawendowe, a „Padający śnieg szeptał do siebie sekretnie”.
Zauroczył mnie fragment: „Choć z radością odkrył prawdziwe uczucia Hala, wszelka ulga była skażona oburzeniem. To, iż wiedział, że owo oburzenie jest nieusprawiedliwione, potęgowało je jeszcze bardziej.” Wiem, paleta uczuć. Jestem jednak prostolinijnym człowiekiem i trudno mi sobie wyobrazić co robić w takiej sytuacji. Gryźć prześcieradło? Zastrzelić się? Czy od razu do czubków. Grey odczuwał jednocześnie radość, ulgę i nieuzasadnione oburzenie rosnące z każdą chwilą. Chociaż może tak się da, bo pożądliwiec, któremu w głowie przede wszystkim chuć, podziwiał męskie wdzięki też w nieodpowiednich momentach.
Na szczęście później robi się już lepiej, choć afektacja i mnogość rozmyślań głównego bohatera dalej drażnią. Na pewno należy się też uznanie za wiele zgrabnych zdań, niektóre dialogi, ale cóż z tego, skoro natykamy się na takie rodzynki, że liryzm wspomniany na okładce jawi się jako przejaw grafomanii. Brnięcie w coś takiego, kompletnie mi nie odpowiadało. Zatem podziękowałem pani Gabaldon.

Szukajcie historii, a znajdziecie nudę.

Od razu zaznaczę, poległem w środku książki. Pomimo, iż kwestie Szkocji, jakobitów są dla mnie interesujące, to ta pozycja znużyła. Przeciągałem się przez tekst na przekór sobie, aż wreszcie uznałem, że mam ciekawsze powieści do przeczytania. Szkoda czasu.
Autorka stawia na emocje tak wyraźnie, że dalsze otoczenie często nie...

więcej Pokaż mimo to