-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać285
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Biblioteczka
Po przeczytaniu tej książki miałam ochotę powiedzieć "no i to jest Moyes, którą znam i lubię".
Mam wrażenie, że ta książka obejmuje całą przewrotność losu - Isabel wiedzie życie, o jakim marzyła, ma wszystko, na czym jej zależało, ale wystarczy jedna sekunda, żeby to wszystko się rozpadło, a życie mocno zweryfikowało jej plany, marzenia i mniemanie o sobie i swojej rodzinie. Matt z kolei zupełnie odwrotnie - życie jego marzeń jest na wyciągnięcie ręki, lata poświęceń już niebawem się opłacą i w końcu wszystko będzie tak, jak zawsze być powinno. Równocześnie pośrodku tego wszystkiego jest dom, niemy obserwator, obiekt obsesji, miłości i nienawiści, który odciśnie swoje piętno na wszystkich, a przede wszystkim na tej dwójce.
Muzyka nocy to zawiła historia na dobrą sprawę o wszystkim, co siedzi w człowieku. O miłości, o rozpaczy, o żałobie, nadziei i zawodzie. O rozczarowaniu, strachu przed nowym i nieznanym, o poczuciu winy i odpowiedzialności. Ale również o tym, że nawet w naszych najczarniejszych momentach nadal czeka na nas coś dobrego i coś, co zdawało nam się pewnego rodzaju końcem świata może być początkiem czegoś wyjątkowego. Mam wrażenie, że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie.
Po przeczytaniu tej książki miałam ochotę powiedzieć "no i to jest Moyes, którą znam i lubię".
Mam wrażenie, że ta książka obejmuje całą przewrotność losu - Isabel wiedzie życie, o jakim marzyła, ma wszystko, na czym jej zależało, ale wystarczy jedna sekunda, żeby to wszystko się rozpadło, a życie mocno zweryfikowało jej plany, marzenia i mniemanie o sobie i swojej...
"Pod osłoną deszczu" to wzruszająca, momentami nawet smutna historia o życiu - o przekonaniu o własnej nieomylności, o konflikcie pokoleń, o poczuciu odrzucenia i braku przynależności, o przemijaniu i, ostatecznie, o śmierci. Ale to też historia młodości, miłości, wybaczenia i odnajdywania siebie i swojego miejsca, zarówno na świecie jak i w rodzinie. Uwielbiam tę książkę za jej złożoność, za to, jak pokazuje, że czasami tylko wydaje nam się, że rozumiemy czyjeś pobudki i zachowania. Moyes udowadnia, że do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć i ochłonąć, a do niektórych wręcz przeciwnie, trzeba młodości i świeżości. Dla niektórych to pewnie oklepane, znane mądrości, do mnie jednak ta książka wyjątkowo trafiła i miło było cofnąć się do początków pisarstwa Moyes, które są zdecydowanie bardziej w moim guście niż jej ostatnie wydania.
Polecam wszystkim, bo jestem przekonana, że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie.
"Pod osłoną deszczu" to wzruszająca, momentami nawet smutna historia o życiu - o przekonaniu o własnej nieomylności, o konflikcie pokoleń, o poczuciu odrzucenia i braku przynależności, o przemijaniu i, ostatecznie, o śmierci. Ale to też historia młodości, miłości, wybaczenia i odnajdywania siebie i swojego miejsca, zarówno na świecie jak i w rodzinie. Uwielbiam tę książkę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mam trochę mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Zacznę od plusów - przede wszystkim miło jest, kiedy kolejna osoba nie próbuje Ci mówić, że za wszelką cenę należy wyglądać jak nastolatka. Starzejemy się i to normalne, nikogo to nie ominie. Warto jednak spojrzeć na te aspekty naszego życia (a może głównie fizyczności), które jesteśmy w stanie zmienić niewielkim kosztem, za to z wielką korzyścią dla naszego wyglądu. Bardzo podoba mi się holistyczne podejście autorki do urody. Nie skupia się jedynie na zmarszczkach i jak się ich szybko pozbyć, ale analizuje rolę powięzi w naszym wyglądzie, rolę prawidłowej postawy, właściwego oddychania i zdrowego zgryzu. Nie skupia się jedynie na kurzych łapkach czy lwiej zmarszczce, ale wskazuje na powiązania między różnymi miejscami na ciele człowieka (kto by pomyślał, że czoło to przedłużenie pleców?). Rozczarowaniem jednak było to, że gimnastyki twarzy (o której mówi tytuł) jest w środku naprawdę niewiele.
Co do skuteczności ćwiczeń też trudno jest się wypowiedzieć, bo autorka pokazuje jedynie swoje zdjęcia, a przecież mając 34 lata naprawdę nie ma z czego się odmładzać :) książka byłaby dużo bardziej wiarygodna, gdyby autorka mogła zaprezentować zdjęcia modelek w różnym wieku po, przykładowo, miesiącu wykonywania ćwiczeń. Bez tego cała książka to dla mnie interesująca teoria, ale niewiele ponad to.
Mam trochę mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Zacznę od plusów - przede wszystkim miło jest, kiedy kolejna osoba nie próbuje Ci mówić, że za wszelką cenę należy wyglądać jak nastolatka. Starzejemy się i to normalne, nikogo to nie ominie. Warto jednak spojrzeć na te aspekty naszego życia (a może głównie fizyczności), które jesteśmy w stanie zmienić niewielkim...
więcej mniej Pokaż mimo to
Należałoby zacząć od tego, że to nie jest łatwa książka i mam świadomość, że dla autora również nie była łatwa. "Dziennik utraconej miłości" to anatomia żałoby, bólu i straty, przez którą każdy z nas, prędzej czy później, będzie musiał przejść. Autor dzieli się z czytelnikami najbardziej intymnymi i prywatnymi myślami po śmierci jego matki - od samego początku, opisując swoją reakcję na smutną informację, aż do momentu, w którym zaczyna dostrzegać po raz kolejny światło w swoim życiu. Tworzy dla czytelnika obraz matki widzianej oczami syna, istoty pięknej i stanowczej, a przy tym kobiecej, powściągliwej i delikatnej, ciekawej świata. Przedstawia również siebie nie tyle w świetle pisarza czy mężczyzny, ale głównie jako syna cierpiącego po stracie najważniejszej osoby.
"Dziennik utraconej miłości" to wzruszająca książka, która co najmniej kilka razy doprowadziła mnie do łez, ale wywołała też uśmiech. Konkluzja, do której ostatecznie dociera Schmitt - że zmarli, chociaż już ich z nami nie ma, nadal żyją w nas - może przynieść komfort niejednej osobie przeżywającej żałobę.
Daję również wielkiego plusa za przepiękne wydanie.
Należałoby zacząć od tego, że to nie jest łatwa książka i mam świadomość, że dla autora również nie była łatwa. "Dziennik utraconej miłości" to anatomia żałoby, bólu i straty, przez którą każdy z nas, prędzej czy później, będzie musiał przejść. Autor dzieli się z czytelnikami najbardziej intymnymi i prywatnymi myślami po śmierci jego matki - od samego początku, opisując...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka "Stoicyzm uliczny. Jak oswajać trudne sytuacje" trafiła w moje ręce w okresie trudnym nie tylko dla mnie, ale dla niemal wszystkich, kiedy oprócz wielkich wydarzeń i zmartwień w mikroświecie każdego z nas zmagamy się też z globalnymi kryzysami. Miałam wrażenie, że to będzie świetna lektura, żeby nieco się wyciszyć, uporządkować w głowie pewne sytuacje i emocje.
Jak się okazało, po części tak jest. Schemat książki jest dość prosty - opisana sytuacja z życia, sentencja, znaczenie rozwijające myśl sentencji i oswajanie sytuacji, czyli jak poradzić sobie ze zdarzeniem w oparciu o mądrość płynącą z sentencji. Niektóre rozdziały były wręcz zaskakujące, na przykład traktowanie zakupów w czasie wyprzedaży jak meczu paintballa. Niektóre wręcz poraziły mnie tym, jak proste i równocześnie mądre mogą być: przyrównanie ludzkiego chamstwa do choroby powodowanej przez wirus głupoty - mistrzostwo. Ale niektóre zirytowały mnie i to porządnie - porada w stylu "naucz się cieszyć tym, co masz, i nie martwić tym, czego nie masz" brzmi prosto, a czy jest taka prosta do zrealizowania? Raczej nie. Umiejętność cieszenia się tym, co się ma, to sztuka, której ludzie uczą się latami i nawet wtedy nie zawsze osiągają sukces. Podobnie porada "patrz na emocje człowieka jak na kaprysy przyrody. Wszystkie są piękne, bo są wytworem natury" - brzmi zupełnie jak oderwana od rzeczywistości. Myślę, że każdy, kto został kiedykolwiek solidnie skrzyczany przez klienta/szefa w pracy zrozumie, co mam na myśli. Naprawdę w stresowej, pełnej krzyku sytuacji ktoś jest w stanie pomyśleć "ta emocja jest piękna, bo pochodzi z natury"? Nie sądzę. Starożytne mądrości nadal mają w sobie dużo prawdy, ale nie są uniwersalne i nie wszystkie sprawdzą się w dzisiejszym świecie projektów i deadline'ów.
Duży plus za przystępny język i zastosowanie rzeczywistych, codziennych sytuacji, z którymi pewnie wielu czytelników się utożsamia. Sądzę jednak, że część z porad zupełnie się nie sprawdzi i wzbudzi jedynie pełen pobłażania uśmiech czytającego. Mojego życia ta książka nie zmieniła - szukam dalej :)
Książka "Stoicyzm uliczny. Jak oswajać trudne sytuacje" trafiła w moje ręce w okresie trudnym nie tylko dla mnie, ale dla niemal wszystkich, kiedy oprócz wielkich wydarzeń i zmartwień w mikroświecie każdego z nas zmagamy się też z globalnymi kryzysami. Miałam wrażenie, że to będzie świetna lektura, żeby nieco się wyciszyć, uporządkować w głowie pewne sytuacje i emocje.
Jak...
Co tu się stało?
Generalnie lubię Jojo Moyes. Jej książki, z którymi dotychczas miałam styczność, zawsze mnie wciągały i były przyjemną lekturą, niejednokrotnie prowokującą do głębszego przemyślenia pewnych kwestii. Ale tutaj coś się zepsuło.
Po pierwsze, rozczarował mnie fakt, że książka to zbiór opowiadań. Nie spotkałam się do tej pory z takim rozwiązaniem zastosowanym przez tę autorkę, poza tym opis na tylnej okładce w żaden sposób nie zdradzał tego faktu i byłam przekonana, że całość książki dotyczyć będzie Nell. I tutaj pojawiło się dla mnie kolejne rozczarowanie, bo to opowiadanie, chociaż dość przewidywalne, jednak w jakiś sposób pozytywny mnie rozczuliło, a miałam wrażenie, że końcówka była napisana naprędce, jakby popędzana następnymi opowiadaniami, przez co odniosłam wrażenie, że autorka nie wyczerpała pełnego potencjału historii, czyniąc ją tym samym bardzo płaską. Właściwie oprócz dylematu Nell dotyczącego kupna drogiej sukienki i pójścia do mieszkania obcego Francuza nie ma żadnego zawieszenia, żadnej refleksji, po prostu sprint do happy endu. Po "Razem będzie lepiej" (osobiście mojej ulubionej książce Moyes), która wywołała u mnie całą gamę przeróżnych uczuć swoją złożonością, oczekiwałam więcej. Tymczasem dostałam lepszą warsztatowo wersję taniego Harlequina.
Pozostałe opowiadania są charakterystyczne dla zbiorów - jedne lepsze, drugie gorsze. Niektóre lekko mnie zaintrygowały i żałowałam, że nie zostały napisane obszerniej (jak na przykład "Ptaszek w garści"), a niektóre solidnie zirytowały (tak, mowa o tobie, "Miłość po południu"). Nie mogę pozbyć się wrażenia, że całość została napisana naprędce, bez większego zamysłu, po prostu kilka pojedynczych scen, zbyt małych na osobne wydanie, wrzucone do jednego worka.
Ogólnie to nie była porywająca lektura - przyjemna, owszem, ale z gatunku tych, o których po trzech dniach już się nie myśli i nie pamięta, a na pewno nie wraca do nich po latach. Mam nadzieję, że następnym razem Moyes jednak zafunduje nam coś głębszego.
Co tu się stało?
Generalnie lubię Jojo Moyes. Jej książki, z którymi dotychczas miałam styczność, zawsze mnie wciągały i były przyjemną lekturą, niejednokrotnie prowokującą do głębszego przemyślenia pewnych kwestii. Ale tutaj coś się zepsuło.
Po pierwsze, rozczarował mnie fakt, że książka to zbiór opowiadań. Nie spotkałam się do tej pory z takim rozwiązaniem zastosowanym...
2020-05-27
"Na tropie niewyjaśnionego" Willa Pearsona składa się z rozważań dotyczących kilkunastu tajemnic, dla których dotychczas nie znaleziono satysfakcjonującego wyjaśnienia. Mamy tutaj typowe przypadki stanowiące niejednokrotnie inspirację w szeroko pojętej popkulturze, jak na przykład Wielka Stopa, Atlantyda, Strefa 51 czy potwór z Loch Ness, ale też historie mniej znane, które dla niezbyt doświadczonego "detektywa" stanowią nowość - dla mnie na przykład były to zielone dzieci z Woolpit.
Zdecydowanie dobre wrażenie zrobił na mnie fakt, że w przypadku historii, które krążą po świecie od dłuższego czasu, jak na przykład mit dotyczący Atlantydy, autor pokusił się o opisanie prób rozwikłania zagadki na przestrzeni wieków, aż do zupełnie współczesnych zdjęć satelitarnych, dzięki czemu miałam wrażenie, że rzeczywiście zgromadził wszelkie dostępne informacje i podsunął je czytelnikowi do zinterpretowania wedle własnego uznania. Ta ilość danych przekłada się jednak na czas przyswajania i jak dla mnie to książka, którą trzeba sobie dawkować, żeby uniknąć bólu głowy. Dobrze, że każdy rozdział to osobna historia, w żaden sposób niepowiązana z innymi, bo dzięki temu można swobodnie czytać po kilkanaście stron bez obawy o zgubienie wątku.
Rzeczą, która bardzo mnie rozczarowała w tej książce, był brak jakichkolwiek zdjęć czy rycin. O ile bardziej nastrojowe i wciągające byłoby zagłębianie się w tajemnice, gdyby czytelnik mógł zobaczyć fotografię tajemniczej inskrypcji na pomniku w Shugborough? Prawdopodobnie wszyscy wiemy, jak wyglądają piramidy w Gizie, Stonehenge czy pomniki na Wyspie Wielkanocnej, ale myślę, że zamieszczenie chociaż po jednej fotografii dopełniłoby całość.
Myślę, że dla zupełnego laika stawiającego pierwsze kroki w świecie tajemnic ta pozycja może być naprawdę interesująca i pobudzająca do wysiłku umysłowego, ale osoby fascynujące się podobnymi tematami od dłuższego czasu mogą nie być nią zbyt zachwycone, bo jednak nie mamy tutaj zbyt wiele odkrywczych informacji. Mnie osobiście zachęciła do poszukiwania większej ilości poszlak, ale wraz z tym, niestety, przyszedł lekki zawód, ponieważ natrafiłam na artykuł zamieszczony w The Telegraph w 2011 r., w którym pojawia się teoria, że kod z pomnika w Shugborough mógł być XIX-wiecznym graffiti i jakkolwiek śmiesznie może brzmieć ta hipoteza, to dziwi mnie fakt, że autor o niej nie wspomniał. Niestety przez to przyszło mi na myśl, że albo Pearson jednak nie przygotował się do tej publikacji z należytą dokładnością, albo celowo pominął tę teorię, uznając ją za zbyt błahą i niepoważną - a przecież dobry badacz nie odrzuca nawet najbardziej absurdalnego pomysłu.
Daję pięć gwiazdek - dla mnie jest to przeciętna, niezbyt zapadająca w pamięć lektura, chociaż stanowiąca dość miłą odskocznię od beletrystyki. Nie sądzę jednak, żebym dzięki niej zapałała chęcią do rozwiązywania niewyjaśnionych zagadek.
"Na tropie niewyjaśnionego" Willa Pearsona składa się z rozważań dotyczących kilkunastu tajemnic, dla których dotychczas nie znaleziono satysfakcjonującego wyjaśnienia. Mamy tutaj typowe przypadki stanowiące niejednokrotnie inspirację w szeroko pojętej popkulturze, jak na przykład Wielka Stopa, Atlantyda, Strefa 51 czy potwór z Loch Ness, ale też historie mniej znane, które...
więcej mniej Pokaż mimo to
To kolejna książka Liane Moriarty, która trafiła w moje ręce. Jak zwykle doceniam lekki styl autorki, dzięki któremu nie sposób odczuć, że książka ma ponad pięćset stron. Poza tym pierwszy raz trafiłam na główną bohaterkę, która zajmuje się hipnozą!
"Miłość i inne obsesje" to historia zawiedzionych, odrzuconych uczuć, ich gwałtownego końca i braku akceptacji dla takiego stanu rzeczy. Wydawać się może, że to historia dość banalna, bo ile już książek zostało napisanych o rozstaniach i złamanym sercu? Moją uwagę zwrócił jednak aspekt nie tylko odrzuconej miłości romantycznej, ale też odtrąconej miłości macierzyńskiej. Moriarty jak zwykle sprawia, że czytelnik chce poznać oprawcę i zrozumieć jego sposób myślenia - jej bohaterowie nie są czarno-biali, nie ma tych dobrych i tych złych, każda z postaci jest w pewien sposób złożona i każda z nich potrzebuje pewnego rodzaju oczyszczenia, by móc ruszyć dalej, nawet, jeśli nie do końca zdaje sobie z tego sprawę.
Co do fabuły, czuję mimo wszystko lekki niedosyt. Nie wątpię, że stalking to straszna rzecz, a uczucie bycia obserwowanym czy śledzonym musi być przerażające, ale Moriarty zaserwowała nam wyjątkowo pokojową stalkerkę, która nie ucieka się do żadnych agresywnych, radykalnych rozwiązań. Nawet w kulminacyjnym punkcie całej historii miałam przeczucie, że wszystko dobrze się skończy i tutaj zabrakło mi jakiegoś dreszczyku niepokoju i napięcia. Mimo to "Miłość i inne obsesje" to wciągająca lektura na weekend i z przyjemnością sięgnę po inne książki tej autorki.
To kolejna książka Liane Moriarty, która trafiła w moje ręce. Jak zwykle doceniam lekki styl autorki, dzięki któremu nie sposób odczuć, że książka ma ponad pięćset stron. Poza tym pierwszy raz trafiłam na główną bohaterkę, która zajmuje się hipnozą!
"Miłość i inne obsesje" to historia zawiedzionych, odrzuconych uczuć, ich gwałtownego końca i braku akceptacji dla takiego...
2019-08-25
Muszę przyznać, że "Dziewięcioro nieznajomych" to pierwsza książka Liane Moriarty, którą miałam okazję przeczytać, więc podeszłam do niej z całkowicie neutralnym nastawieniem, nie wiedząc do końca, czego mogę się spodziewać.
Autorka prezentuje nam dziewięć osób i trudno jest nie odnieść wrażenia, jakby każde z nich pochodziło z zupełnie innego świata. Jedynym wspólnym mianownikiem jest przyjazd do luksusowego sanatorium, zachwalanego z powodu nieszablonowych kuracji i zapewnienia "całkowitej przemiany" goszczonych kuracjuszy. Każde z nich jednak zmaga się z czymś, co niezwykle im ciąży - tragedia rodzinna, złamane serce, podkopana wiara w siebie, konfrontacja z oczekiwaniami ze strony partnera, upadająca kariera czy problemy małżeńskie. Każda z tych osób jest inna, ale w pewnym aspekcie identyczna, bo (z większym lub mniejszym zapałem) chce coś zmienić w swoim życiu i potrzebuje impulsu, które wprowadzi ich życie na właściwe, wymarzone tory. A kto sprawdzi się lepiej w zakresie spełniania marzeń niż Masza, tytan pracy, kobieta odważna, twarda, niezłomna i kreatywna, gotowa na każde zadanie i na odniesienie spektakularnego sukcesu?
"Dziewięcioro nieznajomych" to książka o ludziach uszkodzonych, złamanych przez własne wady, zwyczaje, losowe wypadki, okoliczności lub innych ludzi - przeważnie tych najbliższych. O poszukiwaniu ulgi, akceptacji, niekiedy również przebaczenia. O tym, że nie ma cudownego leku na wszystko, a najwięcej zależy nie od niezwykłych kuracji zapewniających przemianę, ale od nas samych.
Daję wielkiego plusa za prowadzenie narracji z punktu widzenia różnych bohaterów - aż się człowiek uśmiecha na myśl, jak mylnie bohaterowie z początku osądzają siebie nawzajem jedynie po wyglądzie lub zachowaniu, i jak często robimy to w realnym życiu w stosunku do innych osób, prawdopodobnie tak samo mylnie. Trochę zawiódł mnie fakt, że akcja rozwija się bardzo powoli - początku dość mnie to nudziło. Oczywiście wiadomo, że istotne było przedstawienie bohaterów i wszystkich wydarzeń, które później motywowały ich zachowania i tłumaczyły ich pobyt w Tranquillium House, ale i tak miałam wrażenie, że nieziemsko się to ciągnie. Jednak kiedy akcja już ruszyła, to naprawdę z kopyta - i porwała mnie na tyle, że nie mogłam oderwać się od książki :) Polecam na weekendowe czytadło: można się odrobinę pośmiać, odrobinę wzruszyć (kiedy Tony myślał o Banjo i kiedy Napoleon doszedł do wniosku, że chciałby, żeby jego syn popełniał błędy, które da się odwrócić, zakręciła mi się łezka w oku), jest napięcie i refleksja. Nie wiem, czy sięgnę po inne książki tej autorki, ale tę zapamiętam dość pozytywnie :)
Muszę przyznać, że "Dziewięcioro nieznajomych" to pierwsza książka Liane Moriarty, którą miałam okazję przeczytać, więc podeszłam do niej z całkowicie neutralnym nastawieniem, nie wiedząc do końca, czego mogę się spodziewać.
Autorka prezentuje nam dziewięć osób i trudno jest nie odnieść wrażenia, jakby każde z nich pochodziło z zupełnie innego świata. Jedynym wspólnym...
2019-04-19
To zdecydowanie najgorsza książka, jaką kiedykolwiek miałam w ręce, serio.
Nie chodzi o gatunek, o słownictwo, ani o sam zamysł książki. Czytałam takie i nawet niektóre mi się podobały, zresztą dość celnie przewidziałam, o czym będzie całość i jak się skończy, bo podobnych tytułów jest cała masa i nie ma tu absolutnie nic odkrywczego. Ta książka jest beznadziejna, bo, jak mniemam, autorka chciała, żeby to, co napisała, wyróżniało się spośród tego gatunku i podkręciła wszystko. Po kolejnej kłótni bohaterów mogłam już jedynie przewracać ze znudzenia oczami, po kolejnym przebaczeniu i kolejnej szansie (przepraszam, której już z kolei? Dziesiątej?) było wiadomo, że każda kolejna skończy się podobnie. Bohaterowie są tak płascy, że aż mnie to boli. Tessa nie jest grzeczną dziewczynką z dobrego domu, z zasadami. Ona jest nijaka i w zależności, jakiego bohatera się obok niej postawi, taka się staje. A Hardin... cóż, czy on robi cokolwiek oprócz bycia wkurzonym? To nie jest typ dupka, dla którego dziewczyna może stracić głowę, to jest typ dupka, na którego szkoda czasu, bo autorka nie dała mu właściwie żadnych pozytywnych cech, które byłyby warte zachodu.
Poza tym, że książka jest zwyczajnie nudna i denerwująca, a akcja kursuje tylko między punktami "kłótnia" a "godzenie się", moim zdaniem ta książka jest zwyczajnie szkodliwa. Hardin nie jest przedstawiony jako chłopak z problemami, który chciałby sobie z nimi poradzić, a jako gość, który widzi tylko siebie i nawet, kiedy w teorii powinien mieć świadomość, że zawalił, to przeprasza jedynie dlatego, że myśli o sobie, nie dlatego, że jest mu przykro. Pokazywanie młodym dziewczynom, że jest okej, żeby takiego gościa ciągle przyjmować z powrotem, wybaczać, nie pytać i wiernie czekać, kiedy on włóczy się ze swoimi kumplami i swoją "dziewczynę" ma zwyczajnie gdzieś, to po prostu jakaś absolutna pomyłka. Nie, tak nie wygląda dobry związek. Nie, nawet namiętność, wybuchowe charaktery czy dobry seks nie usprawiedliwiają czegoś takiego. To jest zwyczajny brak szacunku, zarówno jego do niej, jak i jej do siebie samej. Związek przedstawiony w książce jest toksyczny w każdy możliwy sposób i autorka powinna dostać po głowie za wmawianie dziewczynom, że "łobuz kocha najmocniej".
Dziewczyny, stać Was na więcej. Zarówno, jeśli chodzi o facetów, jak i w temacie literatury. Życie jest za krótkie na facetów pokroju Hardina i książki typu "After".
To zdecydowanie najgorsza książka, jaką kiedykolwiek miałam w ręce, serio.
Nie chodzi o gatunek, o słownictwo, ani o sam zamysł książki. Czytałam takie i nawet niektóre mi się podobały, zresztą dość celnie przewidziałam, o czym będzie całość i jak się skończy, bo podobnych tytułów jest cała masa i nie ma tu absolutnie nic odkrywczego. Ta książka jest beznadziejna, bo, jak...
2019-04-14
Co za niesamowita książka!
Nie sądziłam z początku, że "Strażnik kruków" tak mi się spodoba, ale naprawdę wciąga. Christopher Skaife zaprasza czytelnika do swojego świata i pokazuje mu wszystko, co może się wydać takiemu "turyście" interesujące. Opowiada co nieco o historii Tower i Londynu, pisze trochę o sobie i swojej przeszłości, ale przede wszystkim odkrywa przed nami kruki, niezwykłe ptaki o bogatych wnętrzach. Nie sposób nie uśmiechnąć się, kiedy opisuje charakter zwierząt lub ich przykładowe zachowania, jakby wcale nie mówił o ptakach, ale o swoich przyjaciołach, bez rozróżnienia na gatunki. W formie luźnego, spokojnego monologu zabarwionego charakterystycznym, angielskim humorem przedstawia całą masę faktów historycznych, informacji o krukach - chociaż, jak sam podkreśla, nie jest orinitologiem, a cała jego wiedza w tym temacie pochodzi z codziennego obcowania z ptakami - bez sztucznej powagi i nadęcia, jakie niekiedy towarzyszy podobnym tytułom. Z tej książki Skeife wyłania się jako ciepły, serdeczny człowiek, kochający całym sercem wszystkie kruki z Tower.
Mogę bez wyrzutów sumienia polecić tę książkę wszystkim miłośnikom literatury faktu, bo mi bez wątpienia zapadnie w pamięć na długo. W końcu człowiek wykonujący najciekawszy zawód świata może być tylko jeden :)
Co za niesamowita książka!
Nie sądziłam z początku, że "Strażnik kruków" tak mi się spodoba, ale naprawdę wciąga. Christopher Skaife zaprasza czytelnika do swojego świata i pokazuje mu wszystko, co może się wydać takiemu "turyście" interesujące. Opowiada co nieco o historii Tower i Londynu, pisze trochę o sobie i swojej przeszłości, ale przede wszystkim odkrywa przed nami...
2019-01-11
"Srebrna Zatoka" to opowieść, w której czytelnik znajdzie praktycznie wszystko. Mamy tu obraz spokojnego, powolnego życia w nadmorskiej miejscowości, którego cykl ściśle powiązany jest z cyklem życia w oceanie - ale mamy też obraz nieuchronnie zbliżającej się zmiany, ryzyko kompletnego rozbicia tego porządku. Mamy bohaterów, którzy od lat trwają z oceanem w pewnego rodzaju symbiozie i mamy też Mike'a, który zupełnie tam nie pasuje, ale który równocześnie może mieć największy wpływ na przyszłość Srebrnej Zatoki. Mamy też Lizę i obraz czystej, matczynej miłości, jednak nierozerwalnie połączony z cierpieniem i wyrzutami sumienia.
W "Srebrnej Zatoce" każde uczucie i wydarzenie jest w pewien sposób wielowymiarowe. Książka z pewnością spodoba się miłośnikom historii obyczajowych, ale nie do końca oczywistych, chociaż mimo wszystko z bezpiecznym, przewidywalnym zakończeniem. Czyta się dobrze i lekko, jak wszystkie książki autorki, momentami nawet wzrusza, ale raczej nie znajdziemy w niej nic odkrywczego. Duży plus za narrację prowadzoną przez różnych bohaterów.
"Srebrna Zatoka" to opowieść, w której czytelnik znajdzie praktycznie wszystko. Mamy tu obraz spokojnego, powolnego życia w nadmorskiej miejscowości, którego cykl ściśle powiązany jest z cyklem życia w oceanie - ale mamy też obraz nieuchronnie zbliżającej się zmiany, ryzyko kompletnego rozbicia tego porządku. Mamy bohaterów, którzy od lat trwają z oceanem w pewnego...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-27
Mam wrażenie, że ta książka to historia kłamstwa - widzimy je kolejno we wszystkich stadiach, od genezy, kiedy ktoś uznaje za stosowne przemilczeć pewną informację i zachować ją tylko dla siebie, aż do samego końca, kiedy spirala kłamstw rozwija się do tego stopnia, by nieodwracalnie zrujnować życie kilku osób. To również historia ludzi popsutych, w jakiś sposób złamanych doświadczeniami i zawiedzionymi nadziejami, historia ludzi stojących na gruzach własnego życia.
Przede wszystkim to jednak historia o prawdzie i jej wyzwalającej mocy - o tym, że pewne rzeczy należy powiedzieć na głos, że tylko w ten sposób można się z nich oczyścić.
Książka z początku zakrawa na dość banalną historię obyczajową, ale po zagrzebaniu się w niej głębiej odkrywa swoje uroki. Zostawiam mocną szóstkę i chyba przyjrzę się pozostałym książkom autorki.
Mam wrażenie, że ta książka to historia kłamstwa - widzimy je kolejno we wszystkich stadiach, od genezy, kiedy ktoś uznaje za stosowne przemilczeć pewną informację i zachować ją tylko dla siebie, aż do samego końca, kiedy spirala kłamstw rozwija się do tego stopnia, by nieodwracalnie zrujnować życie kilku osób. To również historia ludzi popsutych, w jakiś sposób złamanych...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-07-24
Przyznam szczerze, że na początku ta książka zupełnie mi się nie spodobała i chyba tylko siłą woli zmusiłam się, żeby przebrnąć pierwsze kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt stron. Główna bohaterka wydawała mi się płaska i jakaś słaba, podglądająca ją osoba (o której nie piszę zbyt wiele, żeby nie zdradzać zbyt wiele tym, którzy zamierzają przeczytać) bardzo oczywista i już miałam przed oczyma cały rozwój sytuacji i fabułę przewidzianą do końca, a tu zupełnie co innego :D
Akcja w końcu się rozkręca i toczy całkiem wartko, język całkiem przyjemny i nieuciążliwy, a cała książka ostatecznie na tyle wciągająca, że przeczytałam ją w weekend. Jest dreszczyk niepewności, jest oglądanie się za siebie na każdym kroku, są tajemnice z przeszłości i ryzyko, że ktoś je odkryje. No i w końcu jest ta osoba, która prędzej czy później zamorduje, znowu.
Nie jest to wprawdzie książka, która zapadnie w pamięć na długo, do której czytelnik będzie wracał i przeżywał historię na nowo z nie mniejszą przyjemnością niż za pierwszym razem, ale to fajne, dobre czytadło na wolną chwilę.
Przyznam szczerze, że na początku ta książka zupełnie mi się nie spodobała i chyba tylko siłą woli zmusiłam się, żeby przebrnąć pierwsze kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt stron. Główna bohaterka wydawała mi się płaska i jakaś słaba, podglądająca ją osoba (o której nie piszę zbyt wiele, żeby nie zdradzać zbyt wiele tym, którzy zamierzają przeczytać) bardzo oczywista i już...
więcej mniej Pokaż mimo to
To moje pierwsze spotkanie z Camillą Way i zaliczam je do wyjątkowo udanych.
Przedstawiona historia, oprócz oczywistego thrillerowego dreszczyku dostarcza czytelnikowi kompleksowy obraz relacji międzyludzkich, ich złożoność i kruchość. Rodzina, ta najbezpieczniejsza, podstawowa jednostka społeczna przestaje być bezpieczną przestrzenią i nagle wszystko staje na głowie, wszystko jest nie tak, a każdy kolejny krok generuje tylko więcej strachu niż poprzedni.
Postać Clary uważam za wyjątkowo udaną - zdolność balansowania autorki pomiędzy niepokojem, rozpaczą a uzasadnionym gniewem i żalem w moim odczuciu jest wręcz mistrzowska. Zakończenie, choć dość przewidywalne, daje czytelnikowi uczucie domknięcia i ostatecznie podobało mi się.
Właściwie w tej książce odpowiadało mi wszystko - język, sposób przedstawiania wydarzeń, tempo toczącej się akcji i odsłanianych elementów układanki. Pochłonęłam ją w dwa wieczory i to jest dowód na to, jak trudno ją odłożyć :)
To moje pierwsze spotkanie z Camillą Way i zaliczam je do wyjątkowo udanych.
więcej Pokaż mimo toPrzedstawiona historia, oprócz oczywistego thrillerowego dreszczyku dostarcza czytelnikowi kompleksowy obraz relacji międzyludzkich, ich złożoność i kruchość. Rodzina, ta najbezpieczniejsza, podstawowa jednostka społeczna przestaje być bezpieczną przestrzenią i nagle wszystko staje na głowie,...