-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
2019-02-21
Wróżki, Fae. Elfy.
Nie lubię tego tałatajstwa, stąd też w zeszłym roku wzięłam tę książkę jako wyzwanie - książka z motywem którego nie lubię. No i przepadłam w świecie Prythianu, nie mogło być inaczej ;)
Motyw Pięknej i Bestii, czyli mój najukochańszy baśniowy, plus pewien zabójczo przystojny Fae spowodowały, że zakochałam się w serii.
Pierwszy tom to rozbieg. To wstęp i na akcję właściwą trzeba poczekać. Chociaż myślę, że niejedna osoba wciągnie się od pierwszego strzału oddanego przez Feyrę w kierunku pewnego zwierza, tak ja na pełnię radości z lektury musiałam poczekać do wydarzeń Pod Górą. Pierwsze iskierki wielkiego zainteresowania zaczęłam przejawiać jak pojawił się na scenie pewien czarny charakter, potem czytałam, by znów zaistniał, by w końcu oddać mu swe serce.
Bo Tamlin to od początku dla mnie była miękka faja.
Świat wykreowany wciąga jak wir. Tak jak pisałam, na to porwanie sama musiałam trochę czekać ale jak już do tego doszło, to poszło ;) nie wiem kiedy i zamykałam ostatnią stronę.
Żałuję tylko, że druga wydana u nas seria Maas nie dała mi tej radości z czytania. Ale tu nie o tym ;)
Serię Dwory polecam Wam bardzo. Czytajcie, to kawał dobrej romansowej fantastyki ;) bo paranormal romance to za mało powiedziane. To fantastyka z klasą.
Wróżki, Fae. Elfy.
Nie lubię tego tałatajstwa, stąd też w zeszłym roku wzięłam tę książkę jako wyzwanie - książka z motywem którego nie lubię. No i przepadłam w świecie Prythianu, nie mogło być inaczej ;)
Motyw Pięknej i Bestii, czyli mój najukochańszy baśniowy, plus pewien zabójczo przystojny Fae spowodowały, że zakochałam się w serii.
Pierwszy tom to rozbieg. To wstęp...
Uwielbiam.
Czytałam niejednokrotnie, czytałam zawsze ciągiem i nikt mnie nawet wołami nie mógł odciągnąć.
O dziwo kocham też film, chociaż brak w nim wielu wątków, kocham miłością nieracjonalną.
Przeczytałam pierwszy raz Przeminęło z wiatrem nieświadoma, że czytam jeden z tych klasycznych romansów, ale czego wymagać od czternastolatki.
Książkę z wypiekami na twarzy czytała moja babcia, potem mama jeszcze w szkole i pod ławką, potem ja, po nocach, a jeśli kiedykolwiek będę mieć córkę, na pewno też czytać będzie. Rodzinna tradycja ;)
Wbrew powszechnej opinii i wbrew wadom kocham Scarlett, która dla mnie jest do granic ludzka, pięknie egoistyczna i potrafi walczyć pazurami o to co kocha.
Tylko i jedynie jej miłości do miągwowatego Ashleya nie mogłam nigdy zrozumieć. Mając pod nosem takie Rhetta woleć niemotę... Ale o gustach się nie dyskutuje ;)
Chociaż równie miągwowata z pozoru a jakże cudowna Melania wzbudza we mnie zupełnie odmienne uczucia jak jej mąż.
Generalnie plejada bohaterów w książce to barwna mieszanka. Barwna, żywa, prawdziwa i poruszająca. Nie da się być obojętnym wobec żadnego z nich.
Nienawidząc wojny w książkach kocham, na tyle na ile można kochać, wojnę secesyjną w relacji Mitchell. Kocham każdą literkę jej twórczości, każde zdanie które napisała.
Jedynie czego nie mogę wybaczyć Margaret to zakończenia. Tak boleśnie otwarte, tak boleśnie nie po mojej myśli...
Pozostaje mi tęsknić do Rhetta i Scarlett, aż do chwili w której znów sięgnę po ich losy. Tymczasem polecam, jeśli jeszcze nie znacie, lub dawno nie czytaliście. Dajcie się porwać ;)
Uwielbiam.
Czytałam niejednokrotnie, czytałam zawsze ciągiem i nikt mnie nawet wołami nie mógł odciągnąć.
O dziwo kocham też film, chociaż brak w nim wielu wątków, kocham miłością nieracjonalną.
Przeczytałam pierwszy raz Przeminęło z wiatrem nieświadoma, że czytam jeden z tych klasycznych romansów, ale czego wymagać od czternastolatki.
Książkę z wypiekami na twarzy czytała...
Lubicie rubaszny humor? Czarny humor? Humor amerykański do granic? Jeśli tak, to ta książka jest dla Was.
Charlie Asher ma przekichane. Miało być tak pięknie, ale wiadomo, żadna życiowa pierdoła nie może mieć w swoim życiu łatwo. Mało, że umarła mu żona, tuż po narodzinach ich córki to jeszcze zaczynają się dziać bardzo dziwne rzeczy. Najpierw obcy facet przy ciele żony, potem dziwnie świecące na czerwono przedmioty...
I wszystko wskazuje na to, że Charlie otrzymał, jakże prestiżową, posadę samego Ponurego Żniwiarza.
Niejeden samiec alfa by sobie z tym nie poradził, a Asher to samiec beta i to zdominowany przez własną siostrę.
Chcecie się przekonać jak to udźwignął? Koniecznie przeczytajcie Brudną robotę ;)
Książka nie jest tylko śmieszna. Moore ma styl łączący pastisz i satyrę z poważną prozą, w taki sposób, że jednocześnie ocierasz łzy śmiechu i głębiej zastanawiasz się nad tym co właśnie przeczytałeś. Autor ubiera w płaszczyk humoru rzeczy tak poważne, że dla niektórych może to być zbyt wiele.
Bo kto śmieje się ze śmierci, nieśmiertelności duszy, reinkarnacji?
Mnie to nie obraża, chociaż wiem, że niektórych może. Mam nadzieję, że ktokolwiek z Was sięgnie też nie poczuje się w żaden sposób obrażony, tylko raz - będzie się dobrze bawił, dwa - doceni Moore'a ;)
I w tym całym zamieszaniu, obleśnych sytuacjach, przeklinaniu i z pierdołowatym Charliem można znaleźć też szczyptę miłości. Czystej, prawdziwej i silniejszej niż śmierć.
Polecam ;)
Lubicie rubaszny humor? Czarny humor? Humor amerykański do granic? Jeśli tak, to ta książka jest dla Was.
Charlie Asher ma przekichane. Miało być tak pięknie, ale wiadomo, żadna życiowa pierdoła nie może mieć w swoim życiu łatwo. Mało, że umarła mu żona, tuż po narodzinach ich córki to jeszcze zaczynają się dziać bardzo dziwne rzeczy. Najpierw obcy facet przy ciele żony,...
Sentymentalnie, powtórkowo, sięgnęłam po Meg Cabot. O dziwo, tę autorkę zaczęłam nie tak jak większość moich koleżanek i rówieśniczek od Pamiętnika Księżniczki tylko własnie od serii Pośredniczka.
I za tę serię najbardziej kocham Cabot.
Boli mnie fakt, że Suzannah nie jest tak popularna jak jej koleżanka Mia. Ale co zrobić ;) jedynie mogę Was zachęcić do lektury teraz, co czynię ;)
A czemu warto?
Suzannah Simon to mediatorka. Ale nie sądowa, tylko taka od duchów. Odkąd pamięta widzi martwych ludzi (tak jak dzieciak z Szóstego zmysłu, zgadza się) i pomaga im przedostać się na drugą stronę. Czasem po dobroci, i te sytuacje bywają wzruszające, a czasem siłą i przemocą. Co dodaje książce nutkę sensacji ;) a Suze ma niejednokrotnie niezłe tarapaty.
Bohaterkę poznajemy w momencie przeprowadzki z Nowego Jorku do kalifornijskiego Carmelu, wysiada ona z samolotu. Scena znajoma? Zmierzch?
Co to, to nie ;) mnie też się tak to skojarzyło za tą powtórką, bo pierwszy raz czytałam jeszcze przedzmierzchowo, ale nie dajcie się zwieść. Suze to nastolatka. Czasem zakręcona ale i odważna, mądra i przyjacielska, ma cechy nastolatki a nie dorosłej baby. Bywa wybuchowa, jak to dziewczyna w wieku lat 16. Jej mama też jest taką osobą na jaką wskazuje jej wiek. Martwi się czy córka sobie da radę, troszczy się o nią. Jest odpowiedzialna. I ma normalną pracę.
Nowy mąż mamy też nie jest jakimś narwanym sportowcem, tylko stolarzem i budowniczym. Ma trzech synów - Śpiącego - Jake'a, Przyćmionego - Brada i Profesora - Davida. Oczywiście to Davida lubi się najbardziej tak jak i najbardziej lubi go Suzannah. Ksywki też są jej dziełem.
Pojawia się też bohater męski. Oczywiście na rozwiązanie romansowe przyjdzie nam poczekać. Tu tylko go poznajemy i zaczynamy się zastanawiać. Jak oni dadzą radę być razem skoro on jest... Duchem ;)
Całość to przyjemna i lekka książka dla młodzieży. Dla tej starszej również ;) Jak to u Cabot - odniesienia do popkultury, ironiczne żarty i lekka narracja.
Dajcie się skusić ;)
Sentymentalnie, powtórkowo, sięgnęłam po Meg Cabot. O dziwo, tę autorkę zaczęłam nie tak jak większość moich koleżanek i rówieśniczek od Pamiętnika Księżniczki tylko własnie od serii Pośredniczka.
I za tę serię najbardziej kocham Cabot.
Boli mnie fakt, że Suzannah nie jest tak popularna jak jej koleżanka Mia. Ale co zrobić ;) jedynie mogę Was zachęcić do lektury teraz, co...
Tym razem przeniosło mnie na Dziki Zachód, kraj saloonów, kowbojów, rewolwerowców, Indian i burdeli.
Autorki lubią rozpoczynać swe westernowe romanse wielką dramą. W tym wypadku jest to najazd na Indian, rzeź niewinnych i w ogóle ogólna masakra. Te wydarzenia czynią początek niezbyt dla mnie zachęcający do dalszej lektury, bo aż takich tragedii nie lubimy.
Gdy już akcja się uspokoiła, zaczęła się toczyć historia rodziny, miałam nadzieję że więcej rozbojów nie będzie. Niestety pomyliłam się, Indianie wzięli odwet i z zemsty zamordowali winnych masakry. Nie dziwię im się wcale. Macochę mogli wziąć na zakładniczkę, ale musieli wiedzieć że coś jest na rzeczy bo wcale jej nie chcieli :P
No dobrze, bierzemy się za bohaterów.
Mamy tu takiego niepełnego Kopciuszka. No bo tatuś nadal jest, sióstr wrednych za to nie ma, ale pomiatająca macocha a i owszem. Czasem lubię rodziców z piekła rodem, jak i dzieci stamtąd, więc wiedźmacocha może być atrakcyjnym dodatkiem. Pierwsze wrażenie? Bohaterka mopowata, ale w sumie jest to uzasadnione i będzie wybaczone. Na jej i moje szczęście przechodzi przemianę, życie zmusza ją do zmiany charakteru na twardszy i bardziej asertywny. Potrafi się postawić, przygadać komuś i uprzeć się. Wie jak zawalczyć o swoje.
On to rewolwerowiec, Pan Mroczny i Zły. Zaskoczeniem, pozytywnym oczywiście, było to że bohatera nie poznajemy od razu na pierwszej czy drugiej stronie jak to najczęściej w romansach bywa, tylko zdecydowanie później.
Bohater który ma w żyłach indiańską krew to jest to co uwielbiam. Taki stanowczy, ostry, mściwy ale w słusznej sprawie, dzielny i w ogóle same achy i ochy. Facet marzenie.
Żeby nie było tak miło mamy zranioną exkochankę, która za punk honoru wzięła sobie skłócenie naszej pary przez upokorzenie Courtney. Tego nie lubię.
Mamy jeszcze ojca bohaterki oraz ojca bohatera, Margaret i resztę ekipy z rancza. Bardzo pozytywne postacie, dające się szybko polubić. Aż chciałoby się tam zamieszkać i móc z nimi poprzebywać osobiście.
Są też momenty zasługujące na wspomnienie i wyróżnienie na przykład scena, gdy Courtney dowiaduje się że Chandos jest tym człowiekiem który znalazł jej kryjówkę w oborze cztery lata przed akcją książki, a potem ta kiedy Chandos jednak wraca do ukochanej szarpią za serce. W ogóle książka ma wiele takich scen które powodują, że nie da się przejść nad nią bez zastanowienia i zapamiętania. Osadza się w głowie na długo, myślę że nie raz jeszcze niektóre momenty staną mi przed oczami.
W tej książce nie uświadczymy balów, wieczorków, konwenansów i spokoju angielskiej wsi. Tu na każdej stronie czają się Indianie, zemsta siedzi gdzieś w zakamarku a bohaterowie mają zdecydowanie poważniejsze zmartwienia niż te o zrobieniu dobrej partii. Książka nie jest optymistyczna i radosna, ale nie jest też dołująca. Bohaterowie po przejściach nadal zmagają się z problemami, nie mają drogi usłanej różami co czyni ich ciekawszymi. Oczywiście, lubię książki z londyńską śmietanką, balami i innymi, ale taka lektura działa odświeżająco i raz na jakiś czas po prostu trzeba się z tej Anglii ruszyć w dzikie rejony.
Autorka ma zachwycającą moc wizualizacji. Nie trzeba dużo aby przenieść się w jej świat przedstawiony, ujrzeć go oczami wyobraźni. Lubię gdy czytając o jakimś miejscu czuję się tak jakbym tam była.
Podsumowując? Początek był ciężki, ale nie z winy autorki tylko mojej. Nie mogłam się wciągnąć, odrzucało mnie od czytania wszelkich literek. No cóż, słabszy czas. Ale przyszła chwila że lektura mi ruszyła. I to jak! Wciągnęłam się w akcję, polubiłam bohaterów i z chęcią poczytałabym o nich dłużej. Tom drugi o córce bohaterów zaspokaja tę potrzebę tylko w małym stopniu. Jedyne wyjście - powtarzać. I skorzystam z tego jeszcze nie raz ;)
Tym razem przeniosło mnie na Dziki Zachód, kraj saloonów, kowbojów, rewolwerowców, Indian i burdeli.
Autorki lubią rozpoczynać swe westernowe romanse wielką dramą. W tym wypadku jest to najazd na Indian, rzeź niewinnych i w ogóle ogólna masakra. Te wydarzenia czynią początek niezbyt dla mnie zachęcający do dalszej lektury, bo aż takich tragedii nie lubimy.
Gdy już akcja...
Zawsze jak to SEP - zauroczyła mnie, postaciami, historią, językiem, całokształtem. Bawiłam się świetnie, bohaterka oczywiście jest w moim typie, odważna, zadziorna i zabawna. Bohater to kolejny przystojniak, o złotym sercu. Jasnym jest, że na początku zgrywa twardziela ale potem następuje powolne zdejmowanie maski. Jak ja uwielbiam te przemiany.
Każde miało tajemnicę, jej wyszła podstępem, on swoją wyjawił osobiście co oczywiście zaowocowało rozstaniem. Ale jak on potem za nią ganiał! Uwielbiam jak bohaterowie zdają sobie sprawę z miłości do bohaterki nagle rażeni gromem z nieba.
Postacie drugoplanowe oczywiście boskie, no i mała Diablica. Postaci dziecięce w książkach to na ogół wielki atut. Susan ten atut podnosi do mistrzostwa.
Umiejętność Autorki do tworzenia postaci niezmiennie mnie zaskakuje. Przecież normalnie matki dziewczynek by się nie znosiło. A tu? Nie jestem w stanie jej nie lubić. Została przedstawiona zdecydowanie za pozytywnie jak na postać teoretycznie negatywną. Phillips zawsze tak opisuje daną osobę, że możemy ją poznać na wylot, zrozumieć. Oczywiście jak chce, żeby dana postać została znielubiona to tak ją napisze, że nie mamy innego wyjścia. Umiejętność sterowania uczuciami czytelnika opanowana na medal.
Co mnie jeszcze zadziwiło, nie było romansu drugoplanowego, który to motyw jest dla SEP charakterystyczny. Czy to wada? Nie, bo za romansami drugoplanowymi u tej Autorki niekoniecznie zawsze przepadam. Więc jak dla mnie to na plus.
Podsumowując książka dostarczyła mi masy zabawy, śmiechu no i to jasne, odrobiny wzruszenia. Bawiłam się świetnie, na pewno jeszcze nie raz wrócę do Nealy i Mata.
Zawsze jak to SEP - zauroczyła mnie, postaciami, historią, językiem, całokształtem. Bawiłam się świetnie, bohaterka oczywiście jest w moim typie, odważna, zadziorna i zabawna. Bohater to kolejny przystojniak, o złotym sercu. Jasnym jest, że na początku zgrywa twardziela ale potem następuje powolne zdejmowanie maski. Jak ja uwielbiam te przemiany.
Każde miało tajemnicę, jej...
Z pozoru kolejny erotyk o megaprzystojnym ale durnym facecie i lalce która wzdycha do jego mięśni. Z pozoru, bo faktycznie to naprawdę dobry romans.
Rozwijający się w dobrym tempie, z motywem kto się czubi ten się lubi, rewelacyjną chemią między bohaterami i sporą szczyptą erotyki.
Owszem, podtekstów i tekstów jest tu masa, ale do konkretnego tete a tete dochodzi około połowy powieści, więc na moje to tak akurat ;)
Do tego momentu jest też bardziej zabawnie i lekko, druga część jest poważniejsza. Okazuje się że Drew ma przeszłość i problematyczną pijawkę. Nie jest to żaden trójkąt miłosny, ale pewna kobieta mocno miesza. Nie między Emerie i Drew ale w życiu Drew komplikując mu je.
Sam Drew jest egocentrykiem i zarozumialcem, ale ma w sobie coś słodkiego. Jest facetem świadomym własnych zalet, ale dostrzegającym też innych ludzi. Ma lekko skrzywione spojrzenie na kobiety, ale Emerie pięknie go prostuje ;)
Sama Emerie to postać wykreowana rewelacyjnie. Niby same zalety ale jednak nie Mary Sue. Popełnia błędy i miewa nierozsądne posunięcia. I można by myśleć że nie uczy się na błędach, ale... Nie, nie oskarżajmy jej o to ;)
To była świetna lektura. Uśmiałam się. Wzruszyłam. Dostałam wypieków. Jestem usatysfakcjonowana ;)
Z pozoru kolejny erotyk o megaprzystojnym ale durnym facecie i lalce która wzdycha do jego mięśni. Z pozoru, bo faktycznie to naprawdę dobry romans.
więcej Pokaż mimo toRozwijający się w dobrym tempie, z motywem kto się czubi ten się lubi, rewelacyjną chemią między bohaterami i sporą szczyptą erotyki.
Owszem, podtekstów i tekstów jest tu masa, ale do konkretnego tete a tete dochodzi około...