rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ta książka to kamień w bucie. Uwiera Cię podczas podróży, a gdy wreszcie się go pozbędziesz to i tak długo jeszcze czujesz silny dyskomfort z powodu otarć. W efekcie całą przyjemność z wędrówki, przyćmiewa powidok tego uwierania.

David Vann po raz kolejny przekroczył granicę, zza której ciężko będzie mu powrócić. Wierzcie mi, ta historia jest pokręcona jak Lato z Radiem. Nie bardzo nawet wiem jak to wszystko Wam opisać. Zacznijmy może od aktorów tego pierdolnika:

Babka rodu - starsza, majętna kobieta, cierpiąca na demencję i oddelegowana przez matę Galena do ośrodka spokojnej starości. Czy problemy z jej pamięcią są aż tak poważne? Śmiem wątpić. Wszyscy natomiast czekają, aż zejdzie z tego świata i uwolni majątek.

Matka Galena - czarny pas w wypieraniu. Kobieta żyje pięknymi wspomnieniami i jest chodzącą procedurą organizowania stałych fragmentów życia.

Ciotka Galena (siostra matki Galena) - sarkastyczna i łasa na pieniądze kobieta. Co ciekawe jej wersja przeszłości jest kompletnie inna niż wersja matki Galena.

Kuzynka Galena (córka ciotki) - bezwstydna, przemocowa gówniara.

Ojciec Galena (wspomnienia) - zapracowany tato lub przemocowy sukinsyn - w zależności od tego, kto wspomina.

Galen - dziś powiedzielibyśmy "pizda w rurkach". Zbuntowany maminsynek, "oświecony" przez wyrwane z kontekstu teksty buddyjskie. Udawany weganin, czakry, podróże astralne i "matko ziemio jesteśmy jednością". Niby uciśniony, ale do roboty się wziąć, żeby na studia zarobić to nie. Moim zdaniem, nie dość że szalony, to jeszcze bezdennie głupi człowiek.

"Taki właśnie był problem z matkami. Zawsze patrzyły, a my nie chcieliśmy, by ktokolwiek widział, kim się staliśmy."

Sama historia jest stosunkowo nieskomplikowana. Cała piątka jedzie do domku wypoczynkowego na coroczny (musowy!) wypad i tam rodzinne szambo wybija. A wybija tak, jakby od wieków nikt go nie opróżniał i cały syf pamiętał jeszcze pokolenia wstecz. Czytasz to i czujesz ten brud i smród, aż twarz się wykrzywia. Powieść Davida Vanna to bardzo obrazowo przedstawione studium szaleństwa głównego bohatera. Ale nie tylko, bo każda z postaci tego teatru jest ekstremalnie zaburzona w ten czy inny sposób. I teraz Vann pokazuje jak przez pokolenia puchną i gniją konsekwencje zachowania jednego przemocowego człowieka w rodzinie.

"Jeśli chodzi o prawdziwą przemoc, Galen miał tylko jedno wspomnienie. Dziadka, trzymającego babcię za włosy i ciągnącego ją po kuchennej podłodze."

Cóż... Brud to książka bez happy endu, z gatunku tych, po których poczujesz się jak po trepanacji czaszki i to w warunkach sanitarnych urągających godności człowieka. Z resztą jakiejkolwiek godności człowieka w tej historii nie uświadczysz.

Polecam ludziom o mocnych nerwach i patologicznej chęci do grzebania w cudzych umysłach. Warstwa wierzchnia obrazoburcza, niesmaczna i momentami monotonna, natomiast głębiej... Łooo paaaanie... można doktorat z psychiatrii napisać

Ta książka to kamień w bucie. Uwiera Cię podczas podróży, a gdy wreszcie się go pozbędziesz to i tak długo jeszcze czujesz silny dyskomfort z powodu otarć. W efekcie całą przyjemność z wędrówki, przyćmiewa powidok tego uwierania.

David Vann po raz kolejny przekroczył granicę, zza której ciężko będzie mu powrócić. Wierzcie mi, ta historia jest pokręcona jak Lato z Radiem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cisza białego miasta to pierwszy kryminał, przeczytany przeze mnie w 2019 roku. Cieszę się, że trafiłem właśnie na tę książkę, bo dzięki niej odżyła we mnie, nadwątlona ostatnio przez dużą ilość dość podobnych do siebie historii, miłość do tego gatunku literatury.

W Hiszpanii, przed obliczem baskijskiego słońca, w cieniu baskijskich zabytków, twa wyścig seryjnego mordercy z stróżami prawa. Morderca jest recydywistą i po 20 latach od osadzenia, ponownie paraliżuje Vitorię. Jest jednak jeden szkopuł. Ten, który ma dokonywać morderstw… jeszcze nie wyszedł z więzienia. To stanie się dopiero za kilka dni. Ludzie jednak giną, zawsze dwójkami, zawsze dziewczyna i chłopak, zawsze w odpowiednim wieku, zawsze w odpowiedniej pozycji i zawsze bez śladów walki.

„Ludzie ze skazą są niebezpieczni, bo wiedzą, że potrafią przetrwać.”

Czy profilerowi Unai, młodemu śledczemu, który o zbrodniach sprzed lat dowiedział się jeszcze podczas nauki w szkole policyjnej, uda się rozwiązać zagadkę? Od razu mówię, że uda się. W tego typu książkach udaje się zawsze. Droga będzie jednak kręta i wyboista, wijąca się jednak przez piękne miasto i równie uroczą okolicę. Autorka bardzo się napracowała, aby oddać specyfikę regionu, wraz z jego tradycją, sztuką kulinarną, architekturą oraz społecznością.

„Nie można zbudować tamy na morzu ani wstawić drzwi na polu.”

Historia jest właściwie pozbawiona wad. Fabuła jest spójna, logiczna i ciekawa. Jeśli ktoś oczekuje nieoczekiwanych zwrotów akcji, nie zawiedzie się. Modus operandi jest bardzo, muszę przyznać, bardzo oryginalne. Ciekawa jest również narracja, która przeskakuje z czasów współczesnych do czasów poprzedniego pokolenia. Na uwagę zasługuje też kreacja bohaterów. Autorka na tyle dobrze skroiła osobowości, że czytelnik jest w stanie się emocjonalnie związać. Nie jest to może duża zażyłość, ale zawsze.

Jedyny zgrzyt jaki miałem, to „hiszpański temperament”. W dość jednak poważnej książce zdanie, w którym bohaterowi o mało co nie eksplodują gonady, wydało mi się groteskowe. A takich „uniesień” jest kilka 🙂 A może to zwyczajnie niezbyt trafne tłumaczenie?

Całość oceniam bardzo pozytywnie. Jeśli ktoś się zastanawiał nad tą książką, to niech przestanie i zacznie ją czytać.

Cisza białego miasta to pierwszy kryminał, przeczytany przeze mnie w 2019 roku. Cieszę się, że trafiłem właśnie na tę książkę, bo dzięki niej odżyła we mnie, nadwątlona ostatnio przez dużą ilość dość podobnych do siebie historii, miłość do tego gatunku literatury.

W Hiszpanii, przed obliczem baskijskiego słońca, w cieniu baskijskich zabytków, twa wyścig seryjnego mordercy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemna książka. Jestem z jeszcze trochę starszego pokolenia niż Autorka, ale generalnie bardzo się odnalazłem w postrzeganiu rzeczywistości '90 zaprezentowanym przez Panią Annę.

Nie wiem czy takie było założenie, ale ja umownie podzieliłem sobie "Lata powyżej zera" na trzy okresy. Okres kaset analogowych, w którym obserwujemy beztroskie i szczęśliwe życie. Życie nieobciążone ogromem napływających informacji, urządzeniami cyfrowymi, internetem i zmanierowanymi rodzicami. Życie na osiedlu, jakie i ja pamiętam. Nikt do nikogo nie dzwonił, ale zawsze spotykaliśmy się bezbłędnie tam gdzie trzeba i wtedy gdzie trzeba.

Drugi okres to ten, w którym królują płyty CD. Tu jest już mniej różowo. Pojawiają się nastoletnie problemy, rozterki. To okres w którym serce jest nieproporcjonalnie duże w stosunku do mózgu. Człowiek jest jeszcze wciąż bardzo naiwny i głupi, ale już zaczyna co sił biegnąć w wymarzoną dorosłość.

Wczesna dorosłość bohaterki to era mp3. Mam wrażenie, że z Autorką nieźle się zrozumieliśmy - gdy człowiek przekroczy wyśnioną granicę dorosłości, zatrzymuje się zdyszany i zaczyna rozglądać. To trwa tylko chwilę, chwilę w której wybucha myśl, że ten dziki bieg był jedną z najbardziej bezsensownych aktywności jaka przytrafia się w życiu. A gdy próbujesz się cofnąć, twoje plecy natrafiają na mur. Nie ma odwrotu.

Podobał mi się klimat tej książki. Był dokładnie taki, jakiego oczekiwałem. Oczywiście wolałbym, aby było mniej "dziewczęco", ale w końcu przez książkę prowadziła mnie dziewczyna, więc ciężko mieć o to pretensje. Generalnie wszystko co najważniejsze w okresie dorastania zostało bardzo dobrze oddane. Uniesienia, porażki, cały wachlarz emocji - tych głośnych i tych cichych. Kompleksy, duma, wstyd i pewność siebie. Wszystko to, co w tym specyficznym okresie młodemu człowiekowi się przytrafia znajdziecie w tej książce. Przepisanie tego na "chłopięcy" świat nie stanowi żadnego problemu.

Fajna, nostalgiczna, pełna emocji oraz wypełniona klimatem Polski post-PRL historia. Ani optymistyczna, ani pesymistyczna... po prostu prawdziwa. Najmłodsi dowiedzą się jak było, dorośli poczują się jak w domu, a starsi może lepiej poznają swoje dzieci. Polecam!

👉 Więcej na http://panczyta.pl
👍 Podoba Ci się mój blog? Wystaw mi ocenę: https://www.facebook.com/poczytaj.dalej/reviews/

Bardzo przyjemna książka. Jestem z jeszcze trochę starszego pokolenia niż Autorka, ale generalnie bardzo się odnalazłem w postrzeganiu rzeczywistości '90 zaprezentowanym przez Panią Annę.

Nie wiem czy takie było założenie, ale ja umownie podzieliłem sobie "Lata powyżej zera" na trzy okresy. Okres kaset analogowych, w którym obserwujemy beztroskie i szczęśliwe życie. Życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Światy równoległe nie są w literaturze niczym specjalnym. Tytułami można sypać jak z rękawa. Ale, że w Polsce? W Gliwicach? Tego jeszcze nie grali. A w Gliwicach mieszka młody informatyk Szymon, który zostaje napadnięty przez dwóch typków w quazi-motocyklowych kombinezonach, z dziwnymi hełmami na głowie. Za pierwszym razem chłopak daje im popalić, za drugim już się nie udało i po utracie przytomności budzi się w obcym miejscu… W tym momencie książki uniosła mi się ze zdumienia jedna brew, a przed oczami stanęły stroje rodem z seksmisji. Pomyślałem sobie, że nie jest dobrze… Ale na szczęście się myliłem.

W miarę postępu książki, Autor kreuje bowiem bardzo interesującą wizję alternatywnej rzeczywistości, w której wszystko jest trochę lub bardzo inne. Trochę inny klimat, trochę inne materiały, bardzo inny styl życia, bardzo inny styl pracy czy odżywiania się. Wreszcie zupełnie odmienny wariant społeczny. Czersk – bo tam właśnie znalazł się bohater – to miasto doskonale matematyczne, wpisane w okrąg, z kwadratowym podziałem administracyjnym. Można powiedzieć, że zbudowane na bazie informatycznych podwalin obliczeniowych. Życie toczy nocami, gdyż dnie są zbyt gorące. Ludzie są odgórnie ograniczeni pod względem wiedzy (kontrola) oraz wyposażeni w moduł komunikacyjny w postaci tytułowej szpili (znów kontrola). Walutą jest jednostka energii, którą można zarobić bądź pracując, bądź biegając po bieżni wykonanej z płytek generujących energię elektryczną z kinetycznej. Żywność nie jest organiczna, a w formie syntetycznych pasków. Całą społecznością zarządza tajemniczy Prodyr, a Szymon bardzo szybko staje się najważniejszym członkiem podziemia.

Ja sobie zdaje sprawę, że to wszystko brzmi dość płasko, ale uwierzcie mi, że Autor stworzył bardzo ciekawą wizję świata, perfekcyjnie logiczną i zasadniczo całkiem nieźle funkcjonującą. Dodatkowo w książce jest mnóstwo schematów, rysunków, rozpisane są zasady gier służących do rozrywki mieszkańcom Czerska, a których Szymon się uczy na bieżąco. Autor wykonał tytaniczną pracę, aby to wszystko pospinać. Nie znalazłem w tej książce nic, czego nie dałoby się faktycznie zbudować czy zaimplementować. Według mojej wiedzy (zbiegiem okoliczności też jestem informatykiem) wszystko co zostało ukazane w książce można by dzisiaj, z dostępnych materiałów wykonać. Paski spożywcze mogły by być wyzwaniem, ale pewnie też by się udało 🙂

Jak więc widzicie, Szpile to pewnego rodzaju realistyczna fantastyka. Ale nie to jest w tej książce fajne. Fajne jest to, że jest… przyjemna. To pierwszy od bardzo, bardzo dawna tekst, w którym nie ma przemocy, przekleństw, zwyrodnialstwa, opisywania ludzkich tragedii czy wywlekania psychicznych brudów. To jest przyjemna, logiczna historia fantastyczna, obfitująca w pozytywne nastawienie bohaterów, sporą dawkę poczucia humoru i zakończona w gruncie rzeczy happy endem. Być może “Szpile” trzymają się bliżej granicy literatury młodzieżowej, ale ja bawiłem się świetnie. Był to dla mnie jeden z najbardziej relaksacyjnych tytułów ostatnich lat.

Jak ktoś chce się wyluzować, albo podrzucić coś komuś młodemu, zaczynającemu z gatunkiem, to swobodnie można sięgnąć po Szpile. Ja się podczas lektury wyluzowałem do tego stopnia, że nawet nie doczepię się do okładki 🙂

Światy równoległe nie są w literaturze niczym specjalnym. Tytułami można sypać jak z rękawa. Ale, że w Polsce? W Gliwicach? Tego jeszcze nie grali. A w Gliwicach mieszka młody informatyk Szymon, który zostaje napadnięty przez dwóch typków w quazi-motocyklowych kombinezonach, z dziwnymi hełmami na głowie. Za pierwszym razem chłopak daje im popalić, za drugim już się nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak się składa, że żeby napisać coś więcej o tej książce to muszę uciec się do pewnego rodzaju ekshibicjonizmu. Otóż specyfika mojej pracy spowodowała taką organizację naszej rodziny, że to głównie ja zajmuję się dzieckiem i domem. Tak wyszło, ale z perspektywy czasu widzę, że to całkiem fajne, chociaż bardzo wyczerpujące życie. Niemniej jednak tych kilka lat bycia kurą domową, sprawiło że mój umysł i postrzegania świata przesunął się trochę w kobiecą stronę. Na obecnym etapie życia jestem, można powiedzieć, trochę mentalnym hermafrodytą. A piszę o tym dlatego, że prawdopodobnie gdyby moja codzienność składała się z wyjścia do pracy, powrotu do domu, wszamania gotowego obiadu i otwarcia piwka do meczu lub filmu, książka o której dziś Wam napiszę zupełnie by mnie nie zainteresowała.

Z główną bohaterką książki łączy mnie jeszcze jedno. Mogę przypuszczać, że jest jedynaczką z bogatym światem wewnętrznym i prowadzącą nieprzerwany dialog wewnętrzny. Dialog ten jest momentami tak absurdalny, że do końca książki właściwie nie byłem pewien, czy autorka całą tą historię bierze na poważnie, czy to jest jedna wielka 'beka'. Tyle tylko, że gdzieś w głębi siebie wiem, że robię dokładnie to samo.

Cheryl jest samotną kobietą w średnim wieku. Pracuje w firmie zajmującej się szkoleniami oraz produkcją materiałów instruktażowych z zakresu samoobrony (dla opornych). Cheryl jest przewlekle zestresowana, Cheryl jest zgorzkniała, Cheryl jest pedantką, Cheryl jest doskonale bierna, Cheryl daje się wmanewrować w "przechowanie" nastoletniej i zblazowanej córki szefów pod swoim dachem.

Teraz posłuchajcie mnie uważnie :) To co tam się dzieje, zarówno emocjonalnie jak i fizycznie, jest nie do opisania. Ja się czułem jak w gabinecie krzywych luster. Absurd goni absurd, idiotyzm przegrywa z jeszcze większym idiotyzmem. To są wydarzenia, które teoretycznie nie mają prawa się zdarzyć, jednak idę "o stówę", że życie jednak pisze tak pokręcone scenariusze.

Nie potrafię jednoznacznie się określić, czy książka ma wydźwięk pozytywny czy negatywny. Z pewnością jest to historia o poszukiwaniu samego siebie, o walce ze swoimi demonami i kompleksami. Autorka pokazuje też jak bardzo można nagiąć granice tzw. normalności. O ile obie strony są zgodne i akceptują warunki gry, to można naprawdę w ekstremalny sposób wentylować swoje emocje. Jeśli tylko to pomaga, to jest OK. Jest w końcu w tej książce przemycona historia o cieple, odpowiedzialności i opiekuńczości.

Tak jak pisałem na wstępie, to literatura dość kobieca. To, że odbieram ją tak, a nie inaczej wynika z wielu czynników. Na tyle obiektywnie, na ile potrafię to ocenić - to literacka, acz kontrowersyjna perła. Panom nie polecam, chyba że wrażliwym. Paniom powinna się spodobać, szczególnie tym niezbyt pruderyjnym :)

👉 Więcej na http://panczyta.pl/
👍 Podoba Ci się mój blog? Wystaw mi ocenę: https://www.facebook.com/poczytaj.dalej/reviews/

Tak się składa, że żeby napisać coś więcej o tej książce to muszę uciec się do pewnego rodzaju ekshibicjonizmu. Otóż specyfika mojej pracy spowodowała taką organizację naszej rodziny, że to głównie ja zajmuję się dzieckiem i domem. Tak wyszło, ale z perspektywy czasu widzę, że to całkiem fajne, chociaż bardzo wyczerpujące życie. Niemniej jednak tych kilka lat bycia kurą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli mam być szczery to na każdy kolejny tytuł zawierający "kobieta/dziewczyna w/na/o/itp..." dostaję alergii. Jeśli jeszcze na okładce widnieje znane nazwisko, które taką książkę rekomenduje to doznaję szoku anafilaktycznego. Dość długo nie mogłem zabrać się za tę książkę. Zebranie się do napisania o niej opinii zajęło mi jeszcze więcej czasu. Natomiast sam akt czytania to zupełnie inna bajka, bo gdybym tylko miał odpowiednie warunki, pewnie przeczytałbym ją w ciągu jednej sesji

Rzeczywiście coś w tym jest, że jest "nieodkładalna". Nie mam wrażenia, że to jest jest historia, która wywróciła mój świat do góry nogami, nie sądzę też żeby została w mojej głowie na lata, ale jednak ciężko było się oderwać. To trochę jak w przypadku średnio atrakcyjnej osoby, od której jednak z jakiegoś powodu nie potrafimy odwrócić oczu i z fascynacją próbujemy dociec w którym miejscu zamontowany jest "ten magnesik".

Anna, główna bohaterka jest szanowaną panią psycholog, która w wyniku traumatycznego wydarzenia, sama zostaje zakładnikiem swoich lęków, natręctw i uzależnień. Całymi dniami, przesiadując w domu, żyje życiem trochę swoim, a trochę życiem podglądanych sąsiadów. Od tego miejsca już jest dość blisko do momentu, w którym zobaczy coś, czego widzieć nie powinna, prawda? I tak się właśnie dzieje. Pozostaje jeszcze pytanie, kto uwierzy kobiecie z żółtymi papierami?

Autor uchylił przed czytelnikiem również inne okno. Prowadząc akcję praktycznie w jednym miejscu, z ograniczoną liczbą bohaterów, pozwala podglądać to, co dzieje się w psychice Anny. Ja jestem wielkim fanem okienek w głowach bohaterów. Jest to dla mnie główna wytyczna jeśli chodzi o to, czy kreacja jest wiarygodna czy nie. Tym razem wyszło bardzo dobrze i realistycznie.

Wciąż nie potrafię uchwycić, gdzie jest zamontowany wspomniany na początku mojego tekstu magnesik, ale z pewnością gdzieś w tej historii się znajduję. Mimo, że fabuła jest dość mocno oklepana, to jednak A.J.Finn jakoś udało się wyciągnąć z niej wyjątkowość.

W mojej ocenie "Kobieta w oknie" to nie jest książka rewolucyjna, ale ciekawa, wciągająca i z pewnością godna polecenia.

Jeśli mam być szczery to na każdy kolejny tytuł zawierający "kobieta/dziewczyna w/na/o/itp..." dostaję alergii. Jeśli jeszcze na okładce widnieje znane nazwisko, które taką książkę rekomenduje to doznaję szoku anafilaktycznego. Dość długo nie mogłem zabrać się za tę książkę. Zebranie się do napisania o niej opinii zajęło mi jeszcze więcej czasu. Natomiast sam akt czytania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fantastyczna! I nie mam tu na myśli tylko gatunku. Mroczna, duszna i pełna zakłamania wizja przyszłości, w której powietrze pełne jest zabójczych trucizn, a ludzie żyją w podziemnym silosie. Wyśmienicie stworzone miejsce akcji, w której obserwujemy dobrze wykreowanych bohaterów, zapewnia niezapomniane wrażenia czytelnicze.

Autor operuje cudownie klimatycznym i plastycznym językiem. Jeśli brakuje tlenu, dusisz się razem z bohaterami. Jeśli w silosie śmierdzi, czujesz smród. Wszystko jest tak sugestywnie przedstawione, że stałem się niewidzialnym – i na szczęście bezpiecznym – mieszkańcem Silosa. Obserwatorem brudnej gry politycznej, ludzkich dramatów, wzrostu napięć społecznych, budzenia się nadziei i przyjaźni w tak niesprzyjających warunkach.

O fabule nic więcej nie mogę napisać, bo nie chcę zdradzać nic więcej, ponad to co absolutnie konieczne do napisania tej opinii. Zainteresowanych zachęcam do przeczytania tej książki. Od razu spróbuję przekonać antyfantastów, bo o ile rdzeń historii stanowi nasza daleka przyszłość, o tyle w samym Silosie wszystko dzieje się tak, jak mogłoby w czasach współczesnych.

Silos idealnie trafił w mój gust. Jeśli szukam fantastyki, to dokładnie takiej, która mocno zaczepiona jest w współczesnych realiach funkcjonowania społeczeństwa. Stwory, kosmos i daleko idące wizje technologiczne niespecjalnie mnie porywają. Książka Howey’a wessała mnie pod ziemię od pierwszej strony i nie pozwoliła wyjść na zewnątrz, aż po sam koniec. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Ten już leży i czeka, jednak mój kalendarz czytelniczy brutalnie nakazuje mu czekać na swoją kolej…

Genialna historia! Porywająca, świetnie wykreowana i bardzo realistycznie przedstawiona. Jak to dobrze, że mam ostatnio szczęście do rewelacyjnych książek 🙂 Polecam!

Fantastyczna! I nie mam tu na myśli tylko gatunku. Mroczna, duszna i pełna zakłamania wizja przyszłości, w której powietrze pełne jest zabójczych trucizn, a ludzie żyją w podziemnym silosie. Wyśmienicie stworzone miejsce akcji, w której obserwujemy dobrze wykreowanych bohaterów, zapewnia niezapomniane wrażenia czytelnicze.

Autor operuje cudownie klimatycznym i plastycznym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Staram się być na bieżąco z nowinkami na rynku wydawniczym, systematycznie śledzę profile wydawnicze oraz blogi recenzenckie w mediach społecznościowych. Zaglądam na portale kulturalne. Dość często promocje książek robione są tak natarczywie, że odechciewa się po nie sięgnąć. A czy ktoś z Was słyszał o “Drugiej rzeczywistości’ Andrzeja Mathiasza? No właśnie… Ja też nie. Nie potrafię też pojąć jak to się stało, bo to błyskotliwa i bardzo wciągająca lektura!

Są takie książki i filmy, które urastają do rangi gigantów i skutecznie blokują każdego, komu przychodzi do głowy choćby cień pomysłu na wykonanie czegoś w podobnej konwencji. Ci, którzy mimo to próbują, skazani są zazwyczaj na porażkę. No bo czy dałoby się stworzyć film podobny do Pulp Fiction? Albo napisać w równie doskonały sposób inną niż Ojciec chrzestny historię mafijną? Słyszysz: Hobbit. Myślisz: Tolkien. Choćby cała historia miała inną strukturę, to finalnie każdy kto wyśle w podróż parę skurczonych chłopaków z wielkimi stopami, zawsze będzie porównywany z dziełem Tolkiena.

Czasem jednak ryzyko się opłaca. Jest taki stary film pod tytułem Tron. Większa część fabuły toczy się w grze komputerowej, do której główny bohater zostaje “zassany”. Pomysł ten rozwinęli bracia (siostry) Wachowscy tworząc kultowego Matrixa i jego alternatywny, wirtualny świat. Zrobili to na tyle dobrze, że od czasu premiery, w podobnym guście nie pojawiło się nic równie interesującego.

Aż do teraz…

Nasz rodak, przelał na papier swój pomysł i w ten sposób powstała jego debiutancka książka. “Druga rzeczywistość” jest również oparta na koncepcji światów równoległych. Podobnie jak w Matrixie mamy bohatera, który jest wybrańcem i podobnie jak Neo, jego zadaniem jest uratowanie świata. Na tym podobieństwa się kończą, bo o ile Neo był rokującym, ale jednak dość przypadkowym wyborem Morfeusza, o tyle Tom Clark jest w pewnym sensie twórcą tej równoległej rzeczywistości. Mało tego, po wypadku cierpi na amnezję, a wszczepiony w rękę licznik odmierza czas do jego śmierci, co znacznie komplikuje całą sytuację.

W kategorii rozrywka, książka jest absolutną rewelacją. Ciężko uwierzyć, że to jest pierwsza książka Autora. Czytało się wyśmienicie. Książka jest napisana fajnym, dynamicznym językiem, bohaterowie są wyraziści, a wszystkie wydarzenia logicznie poukładane (z czym mają czasem problem pisarze z dużym dorobkiem). Największą zaletą tej książki jest jednak to, że ona jest naprawdę bardzo interesująca. Nawet wątki poboczne i osobiste wybiegi bohaterów, wszystko tutaj jest ciekawe i ładnie “pospinane”. Autor wykazał się również sporą dawką poczucia humoru – ja dość sporadycznie śmieję się podczas czytania, tym razem jednak parę razy się udało.

Trzeba przyznać, że ogólny przekaz tej książki nie jest zbyt optymistyczny, a i całkiem realny moim zdaniem. W erze szybko rozwijającej się technologii, gdzie dostępne są nawet sedesy analityczne podłączone do internetu, tylko czekać aż jakieś bardziej cwane oprogramowanie zacznie żyć własnym życiem. I obawiam się, że może mieć inne priorytety niż te, znane ludziom.

Tradycyjnie już, jeśli mogę coś powiedzieć o okładce, to zawsze to robię. Tym razem nie będzie wyjątku. Okładka “Drugiej rzeczywistości”, to jedyna rzecz w tej książce, która w mojej ocenie, nie zagrała na korzyść tej publikacji. Mam zboczenie zawodowe i nie mogę nie napisać, że mogło być znacznie lepiej i bardziej spójnie z treścią. Nie oceniajmy jednak książek po ich okładkach 🙂

Bardzo polecam tę historię. Jest wielogatunkowa i myślę, że spodoba się zarówno fanom fantastyki, jak i miłośnikom sensacji, czy kryminałów.

Staram się być na bieżąco z nowinkami na rynku wydawniczym, systematycznie śledzę profile wydawnicze oraz blogi recenzenckie w mediach społecznościowych. Zaglądam na portale kulturalne. Dość często promocje książek robione są tak natarczywie, że odechciewa się po nie sięgnąć. A czy ktoś z Was słyszał o “Drugiej rzeczywistości’ Andrzeja Mathiasza? No właśnie… Ja też nie. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka to przykład na to, że literatura piękna potrafi być naprawdę piękna. I nieskomplikowana w formie – jeśli ktoś się przypadkiem o to boi :)

Tym razem przygotowałem się trochę bardziej, poczytałem o Autorze, zerknąłem na dwa, może trzy wywiady. Zależało mi, aby dobrze odczytać intencje zawarte w jego książce.

Nie chciałbym zdradzać zbyt wiele, a o to dość łatwo w tym przypadku. Mówi się, że "Legenda o samobójstwie" to powieść autobiograficzna. Ja bym raczej poszedł w stronę autoterapii z elementami autobiografii. Autor bowiem, jest - tak jak bohater książki - dzieckiem samobójcy. Jego ojciec odebrał sobie życie niedługo po tym, jak David Vann odmówił mu wspólnego, rocznego pobytu na Alasce. Autor napisał te teksty, aby rozliczyć się z własnymi kompleksami, poczuciem winy i możliwymi scenariuszami – w szczególności tym, w którym godzi się na ten wspólny “wypad”.

"Powietrze w lesie miało objętość i wagę i było częścią ciemności, jakby stanowiły jedność i atakowały go gwałtownie ze wszystkich stron."

Styl pisarza jest niesamowity. Z jednej strony ekstremalnie naturalistyczny, z drugiej nieprawdopodobnie plastyczny i liryczny. Autor fantastycznie tańczy między powagą, a humorem, ale także między rzetelnym opisem wydarzeń, a pięknymi opisami alaskańskiej natury. Fani historii drogi znajdą również wiele dla siebie, bo praktycznie cała książka jest wędrówką, chociaż ujętą w wiele pomniejszych eskapad.

"Okazało się, że wspomnienia są zdecydowanie bogatsze niż ich źródło - cofanie się w czasie tylko wyobcowuje człowieka z pamięci. A ponieważ pamięć to często wszystko, na czym opiera się życie albo człowiek, powrót do domu może to odebrać"

Kolejną kwestią, o którą zahacza David Vann jest miejsce mężczyzny w świecie. W opozycji do tekstów, w których mężczyzna jest tą silną, samodzielną jednostką, Autor wybiera wersję mężczyzny zagubionego w świecie, ale także nieporadnego i tak niewiele znaczącego bez kobiety (lub bardziej kobiet) u boku.

"Był maleńkim złotym dzieckiem skurczonym wewnątrz siebie, ze sznurkami sięgającymi do każdej części większego ciała i zbierającymi je w całość."

Ale to co wstrząsnęło mną najbardziej, to sposób w jaki Vann ukazał męski egoizm i sposób na wyparcie problemów przez ojca głównego bohatera. To, ile razy złapałem się na tym, że myślę w ten sam sposób jak on, tylko ja wiem. Kto jednak nigdy nie wymyślał sobie miliona durnych zajęć tylko po to, aby uciec od prawdziwego problemu, niech pierwszy rzuci… komentarz pod tym artykułem :)

"Absurd czyni smutek znośniejszym."

Nie byłbym sobą, gdybym nie skomentował również okładki. Myślę, że to taki typ grafiki, który może wywołać skrajne emocje. Od poczucia kiczu, po zachwyt. Ja jestem zachwycony. Brawa dla projektanta/projektantki. Fantastyczna i spójna z treścią :)

Bardzo trzymam kciuki za to, aby ta książka zyskała taką popularność i wartość na polskim rynku, na jaką zasługuje. A Vann’a chcę więcej po polsku :)

👉 Więcej na http://panczyta.pl
👍 Podoba Ci się mój blog? Wystaw mi ocenę: https://www.facebook.com/poczytaj.dalej/reviews/

Ta książka to przykład na to, że literatura piękna potrafi być naprawdę piękna. I nieskomplikowana w formie – jeśli ktoś się przypadkiem o to boi :)

Tym razem przygotowałem się trochę bardziej, poczytałem o Autorze, zerknąłem na dwa, może trzy wywiady. Zależało mi, aby dobrze odczytać intencje zawarte w jego książce.

Nie chciałbym zdradzać zbyt wiele, a o to dość łatwo w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krótka książka, więc i moja opinia nie będzie rozwlekła. "Zabawa w chowanego" podobała mi się znacznie bardziej, niż ostatnio czytane "Potomstwo". Ketchum ma zwyczaj strzelać z dużego kalibru od samych początków swoich powieści. Tym razem jednak napisał dość powściągliwy tekst. I tym mnie kupił. Bardzo lubię powolne budowanie akcji i napięcia emocjonalnego.

W małym prowincjonalnym miasteczku, którego mieszkańcy żyją według lokalnej rutyny i bez nadziei na zmianę, pojawia się trójka nastolatków z Bostonu, rozbijających się po okolicy szpanerskim kabrioletem i szukających wrażeń. Dan jest lokalnym chłopakiem, trochę narowistym, ale uczciwym i ciężko pracującym. Miłość jednak blokuje neurony i pozbawia racjonalnego myślenia. On i jedna z dziewcząt z grupy od razu przypadli sobie do gustu. Problem w tym, że wybranka Dana lubi "jeździć po bandzie".

I tak właśnie, od zabawy do zabawy, od jednego wykroczenia do drugiego, Dan zawala pracę i wrasta w ryzykowne towarzystwo. Aż w końcu postanawiają zabawić się w chowanego. I przestaje być zabawnie...

Odpowiednie dla mnie tempo, dość dobrze skrojone postaci, charakterystyczny dla Ketchuma dosadny język. Dobrze to wszystko zagrało w mojej głowie. Zakończenie bez zaskoczenia prawdę mówiąc. Szczególnie, że w Potomstwie było dość... podobnie :)

Ogólnie polecam. Niedługa, solidna i trzymająca w umiarkowanym napięciu historia. Szału nie ma, ale myślę, że warto przeczytać.

👉 Więcej na http://panczyta.pl
👍 Podoba Ci się mój blog? Wystaw mi ocenę: https://www.facebook.com/poczytaj.dalej/reviews/

Krótka książka, więc i moja opinia nie będzie rozwlekła. "Zabawa w chowanego" podobała mi się znacznie bardziej, niż ostatnio czytane "Potomstwo". Ketchum ma zwyczaj strzelać z dużego kalibru od samych początków swoich powieści. Tym razem jednak napisał dość powściągliwy tekst. I tym mnie kupił. Bardzo lubię powolne budowanie akcji i napięcia emocjonalnego.

W małym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nowy rok zacznę z wysokiego C. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę to dość specyficzna grafika na okładce. Po zapoznaniu się z treścią książki, okładka nabrała jeszcze więcej sensu. Na froncie zobaczymy wielobarwną postać Marii, płaczącej krwią. Z tyłu zaś plamę, którą można by wziąć za wymioty. Ok, podejrzewam że zamysł twórcy okładki szedł raczej w stronę sztuki nowoczesnej, ale historia przedstawiona przez Autorkę jest bliższa mojej interpretacji. “Herezje chwalebne” bowiem, to książka bezkompromisowa, wielobarwna i wielowymiarowa, w której postaci są wyraziste jak obraz w 4k, a ich emocje bez pardonu tłukły mnie po głowie od pierwszej do ostatniej strony. Trzeba również powiedzieć, że to również historia na wskroś smutna.

“Herezje” zacząłem czytać zaraz po odłożeniu fantastycznej powieści McCammona “Magiczne lata”, gdzie język był doskonale plastyczny. Przypuszczalnie dlatego, w pierwszej chwili, doznałem szoku wobec kanciastego i pełnego wulgaryzmów stylu autorki. Im jednak dalej w las, tym bardziej uzasadnione wydawało się wybranie takiej właśnie formy. Książka opowiada o splatających się losach kilku osób żyjących w lub na granicy przestępczego półświatka w irlandzkim mieście Cork. Historia jest jednak na tyle uniwersalna, że równie dobrze mogła by to być Częstochowa. Poznajemy zatem losy lokalnego gangstera, jego specyficznej matki, życiowego przegrywa (uwielbiam to słowo 🙂 ), zalewającego pałę ilekroć ma okazję, jego syna dilera i ćpuna, podrzędnej kurewki i jeszcze jednej babki, której intencji nie ogarnąłem do samego końca 🙂

Fantastyczne w tej książce jest to, jak bardzo rzetelnie wykreowani są bohaterowie. To chodzące rezerwuary emocji, które wręcz dożylnie podawane są czytelnikowi. Podoba mi się bardzo, że każda z tych osób jest refleksyjna. Autorka zadała sobie wiele trudu, aby pożenić bezwzględność i prozę życia, z ciepłem i dobrym sercem. Każdą z tych osób, ukazanych w książce wysłałbym do pierdla, kopnął w dupę lub na jej widok przeszedł na drugą stronę ulicy, ale muszę również przyznać, że każdą z nich polubiłem.

Generalnie mógłbym napisać, że w mojej ocenie książka mogła by być kompletna. Autorka jednak (chociaż stawiam na wydawcę) postanowiła jednoznacznie pozostawić sobie otwarte drzwi do kontynuacji tej opowieści. Z początku mnie to zdenerwowało, bo wszystko zaczynało się ładnie zbiegać w jeden punkt. Po chwili jednak, doszedłem do wniosku, że jestem ciekawy w co jeszcze autorka wpakuje swoich bohaterów.

I jeszcze mam słowo do tych, którzy już czytali “Herezje chwalebne”, a także tych, którzy to planują i zechcą wrócić kiedyś do mojej opinii. Wiem, że ta książka jest mocno nacechowana specyfiką Irlandii i jej problemów społecznych z religijnością na czele. Zdaję sobie również sprawę z tego, że autorka zrywa szaty z chrześcijaństwa i pokazuje jak wiele jest w tym hipokryzji. Dla mnie ten element nie jest aż tak istotny, więc celowo nie rozmyślałem o nim podczas lektury.

Podsumowując, jeśli cały rok 2018 będzie obfitował w tak świeże i oryginalne teksty to będę bardzo szczęśliwy.

Nowy rok zacznę z wysokiego C. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę to dość specyficzna grafika na okładce. Po zapoznaniu się z treścią książki, okładka nabrała jeszcze więcej sensu. Na froncie zobaczymy wielobarwną postać Marii, płaczącej krwią. Z tyłu zaś plamę, którą można by wziąć za wymioty. Ok, podejrzewam że zamysł twórcy okładki szedł raczej w stronę sztuki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dawno nie miałem tak dużej przyjemności z czytania. W tej książce jest dosłownie wszystko – taki literacki szwedzki stół. „Potrawy” jednak, zaserwowane są z gustem i w odpowiednich proporcjach.

Książka rozpoczyna się z przytupem i to tupanie właściwie nie ustaje do samego jej końca. Autor opowiada historię kobiety, która poobijana budzi się pośród całej masy ciał i kompletnie nie wie co się przed chwilą stało. Znajduje jednak w kieszeni list od... poprzedniej właścicieli swojego aktualnego ciała. Wraz z biegiem wydarzeń okazuje się, że kobieta jest wysoko postawionym urzędnikiem tajnej organizacji do spraw... niezwykłych.

Akcja osadzona jest w większości we współczesnym Londynie. Znajdziemy w niej zagadkę kryminalną, elementy powieści szpiegowskiej, szczyptę dyplomacji, parę ziaren grozy, całkiem sporo stworów i do tego potężną dawkę humoru. Humor momentami jest przaśny, zapewne dlatego, że Autor – mężczyzna - postanowił w postaci pierwszoplanowej obsadzić kobietę. Kobietę o subtelnym imieniu Myfanwy. Jak się okazuje, imię to sprawia trudności nawet właścicielce :). Z początku miałem obawy czy to się uda, ale Daniel O'Malley poradził sobie znakomicie.

Akcja książki jest mocno pogmatwana, z kilkoma mocnymi zwrotami akcji. Bieżące wydarzenia przeplatają się z kolejnymi listami od „poprzedniczki”, które wprowadzają nas w meandry funkcjonowania organizacji. Całość jest jednak spójna i logiczna.

Ja osobiście widzę w „Wieży” sporo inspiracji książką pod tytułem „Wielkie sekretne widowisko” Clive'a Barkera, z tym że O'Malley opracował swoją historię z dość dużym przymróżeniem oka. Całość jest więc łatwa w odbiorze i gwarantuje dużo rozrywki swoim czytelnikom.

Podsumowując, książka, moim zdaniem świetna. Serdecznie i szczerze zachęcam do sięgnięcia po tę powieść.

Dawno nie miałem tak dużej przyjemności z czytania. W tej książce jest dosłownie wszystko – taki literacki szwedzki stół. „Potrawy” jednak, zaserwowane są z gustem i w odpowiednich proporcjach.

Książka rozpoczyna się z przytupem i to tupanie właściwie nie ustaje do samego jej końca. Autor opowiada historię kobiety, która poobijana budzi się pośród całej masy ciał i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Śpiące królewny Owen King, Stephen King
Ocena 6,7
Śpiące królewny Owen King, Stephen ...

Na półkach:

Podobno pomysł na Buick 8 - podobno, bo nijak nie mogę odszukać tej informacji, którą teraz mam w głowie, a o której jestem pewny, że ją kiedyś czytałem, więc jeśli to tylko wytwór mojej wyobraźni (ale jakże to by było typowe dla Kinga), to nie miejcie mi tego za złe - zrodził się w banalnie prosty sposób. Otóż (ponoć), Stephen King tankując swój samochód na jednej ze stacji benzynowych, obserwował jak obok zatrzymuje się amerykański klasyk, po czym jego osobliwy właściciel udaje się do toalety. Pojawiła się wówczas myśl, co by się stało gdyby ten facet nie wrócił.

Wyobrażam sobie zatem, następującą rozmowę ojca z synem (w telewizji są akurat reklamy i zapowiedź nowej/starej ekranizacji Śpiącej królewny):

[Stephen King] Patrz, znów odgrzewają tą bajkę.
[Owen King] Taaa... A gdyby tak nie tylko ona zasnęła, ale wszystkie kobiety na świecie?
[Stephen] Ciekawa koncepcja. Tylko co one miałyby robić w tym śnie?
[Owen] Tatooooo! Przecież sam pisałeś, że są światy inne niż ten...

Tak mniej więcej, wyobrażam sobie koncepcyjny początek tej powieści. Wyobrażam sobie również, że za Śpiące królewny, weźmie się niebawem cały zastęp nadgorliwych fanów (fanatyków) twórczości Kinga i zacznie jej skrupulatną analizę w poszukiwaniu, który to King, który fragment napisał, bądź wymyślił. Przenicują oni również fabułę, aby wyłapać wszelkie nieścisłości i niepotrzebne według nich elementy, a wszystko to skrupulatnie opiszą na swoich blogach lub w komentarzach w mediach społecznościowych. Niech i tak będzie. Ja natomiast analitykiem nie jestem, więc tego typu tekstów będziecie musieli poszukać gdzie indziej.

Moim skromnym zdaniem Kingowie w duecie wykonali świetną pracę (i nawet jeśli ktoś ma podejrzenia, że to duet czysto techniczny, nie roztrząsajcie tego proszę :) Liczy się efekt końcowy!). Książka jest naprawdę fascynująca i kompletna. Nawet gdybym chciał, to nie mam się do czego przyczepić. Pomysł nowatorski, wykonanie fantastyczne, a radość z czytanie niesamowita. Panowie King nie położyli nawet zakończenia, co Stephenowi zdarzało się dość często. Fabuła powieści jest według mnie spójna i praktycznie pozbawiona luk. Co ciekawe, w przeciwieństwie do wielu książek Kinga, ta była dość mocno konsultowana pod względem merytorycznym, więc nie można zarzucić, że opisana historia zaczęła się i skończyła wyłącznie w głowach autorów. Z początku myślałem, że to zasługa Owena, ale potem naszła mnie refleksja, że już w trylogii kryminalnej, Stephen musiał wyjść z własnego, hermetycznego świata i zasięgnąć języka.

Śpiące królewny są swoistym koktajlem Mołotowa dobrych praktyk nazwiska King. W książce znajdziemy - jak zwykle, chociaż tutaj zaskakująco okrojone - wątki obyczajowe, szczyptę koncepcji z Buick 8 czy Mrocznej Wieży, odrobinę - ale tyle ile trzeba - klimatu Bastionu, oraz całkiem sporą dawkę energii znaną choćby z końcówki Sklepiku z marzeniami. Oczywiście nie zabrakło również drugiego dna - roboczo nazwałem je emocjonalno-socjologicznym - które jest bardzo mocno refleksyjne. Nawet sobie nie wyobrażacie jak trudno było napisać poprzednie dwa zdania, nie zdradzając ani krzty fabuły - na czym wyjątkowo mi zależy.

Czy tak książka ma szanse stać się kultową? Nie wiem... Według mojego psa, kultowy jest smakołyk, który został wrzucony pod kanapę na kilka tygodni, trochę się zestarzał, obrósł kurzem, przyjął odwiedziny kilu tysięcy roztoczy i dopiero po nabraniu takiej mocy urzędowej, ujrzał ponownie światło dzienne, aby w kultowej koronie zostać pożartym. Być może tak właśnie będzie z tą powieścią. Być może następne pokolenie uzna ją za kultową. To co sam dziś mogę powiedzieć, to to, że mimo moich bardzo wysokich oczekiwań, Śpiące królewny spełniły je z nawiązką.

Myślę, że każdy fan Kinga (Kingów) będzie zadowolony i w poczuciu spełnienia będzie oczekiwał kolejnej - oby równie dobrej - powieści tego duetu. Uważam również, że jest to też niezła pozycja na rozpoczęcie przygody z Kingiem. Jest pozbawiona tej, trudnej dla niektórych do zniesienia, specyfiki starszych jego dzieł.

Osobiście bardzo polecam zaczytać się w tej książce!

#spiacekrolewny #stephenking #owenking #sleepingbeauties

👉 Więcej na http://panczyta.pl
👍 Podoba Ci się mój blog? Wystaw mi ocenę: https://www.facebook.com/poczytaj.dalej/reviews/

Podobno pomysł na Buick 8 - podobno, bo nijak nie mogę odszukać tej informacji, którą teraz mam w głowie, a o której jestem pewny, że ją kiedyś czytałem, więc jeśli to tylko wytwór mojej wyobraźni (ale jakże to by było typowe dla Kinga), to nie miejcie mi tego za złe - zrodził się w banalnie prosty sposób. Otóż (ponoć), Stephen King tankując swój samochód na jednej ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Głowa pełna duchów" to dość nietypowa pozycja. Po pierwszych kilku stronach, ma się wrażenie, że oko w oko z losami rodziny, w której jedno z dzieci jest opętane przez siły nieczyste. Będziemy zatem mieli do czynienia z dziwnymi, przerażającymi zachowaniami, mroczną atmosferą i ingerencją duchownych, a to wszystko podane jako Reality Show, gdyż stojąca na skraju bankructwa rodzina Berretów, postanawia wpuścić do swojego domu ekipę z kamerami. Coś jak rodzina Osbourne'ów, z tym że u Ozziego tylko lęk czy chłop dożyje kolejnego odcinka był realny - cała reszta powodowała raczej wybuchy śmiechu. Moim zdaniem fantastyczne jest to, że kończąc książkę, wciąż nie będziecie pewni, co tak naprawdę wydarzyło się w rodzinie Berretów.

Kolejnym pozytywnym aspektem książki wydaje się perfekcyjna analiza psychologii rodziny jako całości, ale również każdego jej członka z osobna w obliczu wystawienia na długotrwały stres. W pierwszej chwili chciałem napisać "długotrwały i ekstremalny", ale im dłużej myślę o tej historii, tym mocniejsze moje przekonanie, że to całe opętanie to tylko tło tego, co autor chciał przekazać.

Historia jest dobra, nawet bardzo. Trzyma w napięciu od początku do końca, pozostawia dość duży margines niepewności co do faktycznego przebiegu zdarzeń. Autor jednak skradł moje serce zupełnie czymś innym. Otóż cała historia opowiedziana jest z perspektywy ośmioletniej dziewczynki (młodszej siostry tej rzekomo opętanej). Paul Tremblay, facet, lat 46 (sprawdziłem na Wiki) i perspektywa ośmioletniego dziecka? To było jednak cholernie przekonywujące. Czytając tą książkę przypominały mi się czasy wczesnej podstawówki i ten specyficzny, naiwny, bezpośredni, nieporadny i pokrętny tok rozumowania młodego człowieka. Fenomenalnie oddana atmosfera wieku, myśli i języka, wskazuje na wysoki poziom wrażliwości autora i jego niebywałe zdolności obserwacji... A może zwyczajnie ma w domu gromadkę córek? Tego nie udało mi się odnaleźć w sieci :)

Myślę, że tak książka będzie bardzo wysoko w moim rankingu na koniec 2017 roku, a ja czekam niecierpliwie na kolejne wydawnictwa tego autora.

"Głowa pełna duchów" to dość nietypowa pozycja. Po pierwszych kilku stronach, ma się wrażenie, że oko w oko z losami rodziny, w której jedno z dzieci jest opętane przez siły nieczyste. Będziemy zatem mieli do czynienia z dziwnymi, przerażającymi zachowaniami, mroczną atmosferą i ingerencją duchownych, a to wszystko podane jako Reality Show, gdyż stojąca na skraju bankructwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam koło domu dość duży, jak na miejskie warunki park. Mam też psa. Z psem wychodzę na wieczorny spacer zaraz przed snem. A że jestem istotną nocną, to zazwyczaj jest to ok drugiej w nocy. Park jest słabo oświetlony. W zeszłym roku znaleziono w nim trupa. Mój pies daje mi (złudne, gdyż pół za pół parówki by mnie sprzedał) poczucie bezpieczeństwa. Ale chodzimy tam. Również w nocy. Robię to dla niego. I dla siebie. Park co noc jest inny i inne obrazy maluje w mojej wyobraźni. Czy lubię dreszczyk emocji? Tak, dlatego tam chadzam, mając nadzieję, że nigdy nie skończę jak ten nieszczęśnik z zeszłego roku.

Gałęziste jest debiutem Artura Urbanowicza. Bardzo długo zajęło mi zabranie się za tą pozycję, a jeszcze dłużej napisanie tego tekstu. Ot, zwykłe życiowe zawirowania, które wypchnęły mnie z codziennej czytelniczej rutyny. Samą książkę pochłonąłem natomiast w trzy wieczory, mimo że jest to chyba najdłuższa powieść grozy polskiego pisarza (pomijając serie oczywiście) ostatnich lat.

Autor idealnie trafił w mój gust. Uwielbiam książki z bujnymi opisami otoczenia oraz rozciągniętą, aczkolwiek dynamiczną akcją. Bardzo sobie cenię rozbudowany plan obyczajowy, bo to świadczy o doskonałym zmyśle obserwacji Autora. Kolejnym atutem jest granie na emocjach i wyobraźni czytelnika. Lubię, gdy fabuła pozostawia duży margines do 'dowyobrażania'. Każdy z nas jest inny i każdy ma inne lęki. To powoduje mnogość możliwych interpretacji. To jest miłe i w mojej ocenie świadczy o dużym szacunku do czytelnika.

Historię przedstawioną w powieści, budowanie akcji, napięcia i sylwetek bohaterów uważam za wręcz wzorcowe. Książkę, mimo miejscami dość dużej ilości wylgaryzmów, czyta się bardzo płynnie, co dla większości debiutantów jest bardzo trudne do osiągnięcia. Miałbym kilka pomysłów na porównanie tej książki, do tytułów innych autorów, także tych najbardziej znanych, ale celowo nie będę ich podawał, żeby nikomu nic nie sugerować.

Po lekturze „Gałęzistego” z niecierpliwością czekam na kolejną książkę tego autora, a z tego co wiem jej premiera będzie już niebawem.

Mam koło domu dość duży, jak na miejskie warunki park. Mam też psa. Z psem wychodzę na wieczorny spacer zaraz przed snem. A że jestem istotną nocną, to zazwyczaj jest to ok drugiej w nocy. Park jest słabo oświetlony. W zeszłym roku znaleziono w nim trupa. Mój pies daje mi (złudne, gdyż pół za pół parówki by mnie sprzedał) poczucie bezpieczeństwa. Ale chodzimy tam. Również w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Biorąc pod uwagę zauważalną ostatnio, masową modę na powieści kryminalne można zadać sobie pytanie czy w tego typu historiach może nas jeszcze spotkać coś nowego. Przeanalizujmy zatem dzieło Ostaszewskiego pod kątem punktów obowiązkowych:

-> Trupy – oczywiście są.
-> Oschły i poszarpany życiem funkcjonariusz organów ścigania, któremu administracja rzuca kłody pod nogi – jest.
-> Kolega z pracy, który pomaga funkcjonariuszowi w pół legalny sposób – jest.
-> Wątpliwy romans policjanta z kobietą – jest.
-> Oporny prokurator, przytłoczony naciskami, aby sprawę zamieść pod dywan – jest.
-> Tajemniczy sprawca, który przewija się podczas śledztwa, ale jego prawdziwa rola zachowana jest na koniec historii – jest.
-> Kilka zwrotów akcji – tak, obowiązkowo.

Zginę bez ciebie niewątpliwie posiada wszystkie cechy dobrego, kompletnego kryminału. Podkomisarz Konrad Rowecki otrzymuje sprawę samobójstwa nastoletniej córki wiceprezydenta miasta Ciechanowa. Na pozór sprawa jest oczywista, choćby ze względu na brak udziału osób trzecich w zdarzeniu. Mimo wątpliwości, jakie nachodzą podkomisarza, sprawa zostaje dość szybko odgórnie zamknięta, a Rowecki otrzymuje od przełożonych wyraźny sygnał, aby trzymać się od tematu daleko. Podkomisarz, ze względu jednak na swoją własną przeszłość – opisywaną w książce w postaci urywków z jego pamiętnika – zaczyna sprawę samobójstwa dziewczyny traktować bardzo osobiście. Finał jego nieformalnego śledztwa, nie jest być może wyjątkowo zaskakujący, ale z pewnością ta historia jest interesująca.

Pozostaje pytanie czy udało się Autorowi wybić z morza innych historii? Odpowiedź brzmi tak. Tym, co zdecydowanie wyróżnia tę pozycję spośród innych jest język, jakim posługuje się autor. Ta książka jest jak jazda autostopem z typem, który z jednej strony ma wyjątkowo irytujący, cwaniacki sposób bycia, z drugiej natomiast opowiada nam bardzo ciekawą historię. Pierwszych kilkadziesiąt stron, w których każde zdanie obowiązkowo musi być ironiczne, ukwiecone, albo udziwnione było dla mnie kompletną męczarnią. Później jednak zdałem sobie sprawę, że taka forma przestała mi przeszkadzać, a historia wciągnęła mnie nie na żarty. Efekt był taki, że z dużym zainteresowaniem przeczytałem tę książkę w jeden wieczór. Zginę bez ciebie, jest z pewnością pozycją godną uwagi.

Biorąc pod uwagę zauważalną ostatnio, masową modę na powieści kryminalne można zadać sobie pytanie czy w tego typu historiach może nas jeszcze spotkać coś nowego. Przeanalizujmy zatem dzieło Ostaszewskiego pod kątem punktów obowiązkowych:

-> Trupy – oczywiście są.
-> Oschły i poszarpany życiem funkcjonariusz organów ścigania, któremu administracja rzuca kłody pod nogi –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bez sumienia”, to kontynuacja fascynującej partii politycznych i dyplomatycznych szachów, rozpoczętej w pierwszym tomie trylogii szpiegowskiej Aleksandra Makowskiego, pod tytułem „Bez przebaczenia”. Książka traktuje o grupie bardzo mocno powiązanych ze sobą przyjaciół, reprezentujących często wrogie sobie agencje, zawiązującej porozumienie, mające na celu osobistą zemstę na rodzinie Van Vertów, która odpowiedzialna jest za śmierć dwójki agentów. Jak się okazuje równie potężna co bezwzględna rodzina, planuje również zamach na prezydenta Kennedy’ego, którego polityka okazuje się niespójna z ich wizją. Mimo, że rodzina rośnie w siłę, to jej poczynania zaczynają nie podobać się coraz większej ilości osób – również z ich bezpośredniego otoczenia.

Ta książka jest jeszcze lepsza od poprzedniej. O ile w „Bez przebaczenia” więcej jest strategii i taktyki, o tyle w tej części znajdziemy zdecydowanie więcej działań operacyjnych. Autor przedstawia interesującą wersję wydarzeń, mocno osadzonych w politycznych realiach okresu sprzed wojny w Wietnamie. Powieść jest z jednej strony napisana z wielkim rozmachem, z drugiej jednak akcja jest prowadzona w wysublimowany wręcz sposób. Pokazuje też, że wrogie obozy są w stanie w imię korzyści, zawiązywać porozumienia nawet wbrew swojej ideologii.

Autor, jako wieloletni oficer polskiego wywiadu opisuje skomplikowane mechanizmy sterowania losami świata. Wprowadza nas tym samym na salony wyższych sfer i najpotężniejszych ludzi świata. O ile wydarzenia są w większości fikcyjne, o tyle nie mam podstaw, aby nie wierzyć Autorowi co do zasady nadawania im biegu. Wszystko jest do tego stopnia realne, że spokojnie można by fabułę książki przyjąć jako alternatywny scenariusz dla tamtych czasów – a w konsekwencji również dla naszych.

Moim zdaniem to świetna historia, którą czyta się prawie jak reportaż z faktycznych wydarzeń. Trzeci tom trylogii został wydany dosłownie parę dni temu (18 maja 2016r.), a ja nie zamierzam kazać mu długo leżeć na półce. Jestem bardzo ciekawy jak potoczą się losy Dominika i jego wendety.

„Bez sumienia”, to kontynuacja fascynującej partii politycznych i dyplomatycznych szachów, rozpoczętej w pierwszym tomie trylogii szpiegowskiej Aleksandra Makowskiego, pod tytułem „Bez przebaczenia”. Książka traktuje o grupie bardzo mocno powiązanych ze sobą przyjaciół, reprezentujących często wrogie sobie agencje, zawiązującej porozumienie, mające na celu osobistą zemstę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak odróżnić książkę dobrą od bardzo dobrej? W mojej ocenie dobra książka ma dobrą i spójną fabułę, jest napisana dobrym językiem, posiada dobrze wykreowanych bohaterów oraz wytwarza w czytelniku napięcie, które nie pozwala tej książki odłożyć 'na dobre'. Książka bardzo dobra, poza wszystkimi cechami książki dobrej, posiada również zdolność pobudzania wyobraźni, uczy czegoś nowego i szarpie nas za emocje.

Wojciech Bauer poszedł jeszcze dalej i stworzył klimatyczny thriller osadzony w górniczej rzeczywistości. Duża część akcji prowadzona jest pod ziemią, gdzie króluje ciemność absolutna, nakrapiana tylko małymi światełkami z czołówek górników. Głęboko pod ziemią zaczynają ginąć ludzie, a z górniczych toreb zanikają różne, często bezwartościowe rzeczy. Kiedy okazuje się, że policja i prokuratura są bezradne, wysyłają na dół byłego SB'ka, właściciela ledwo przędącej firmy ochroniarskiej i windykacyjnej. Andrzej Nakoniczeny jest już wiekowym człowiekiem, który ze względu na stan zdrowia musi korzystać z dializ. Ponadto niefortunnie zamieszany w mętną historię mafijną, staje się celem płatnego zabójcy. Postanawia przyjąć propozycję prokuratora i dyrektora kopalni i pomóc w sprawie, licząc jednocześnie, że szukający go 'cyngiel' nie będzie go pod ziemią szukał. Czy można wyobrazić sobie bardziej tajemniczą historię?

Książką, która do pewnego momentu nosi znamiona klasycznego kryminału, płynnie przeradza się w mroczny thriller. Osadzenie fabuły pod ziemią działa na wyobraźnię jak viagra na męskość. Ale to nie wszystko! Autor zapoznaje nas z cennymi informacjami, dotyczącymi życia i pracy górników. Dodatkowo wiele kwestii i dialogów napisanych jest śląską gwarą. Ja akurat mam to szczęście, że pochodzę ze Śląska, więc była to dla mnie czysta przyjemność, chociaż książka przez to jest trochę bardziej wymagająca (osobiście jestem wielkim fanem stosowania wszelkiego rodzaju regionalizmów). Całość dopełnia zupełnie niestandardowe i pozostawiające u czytelnika duży głód, zakończenie.

W "Porze chudych myszy" znalazłem tylko dwa malutkie minusiki. Jeden wątek poboczny jest zasygnalizowany i nigdy później nie podjęty - to pierwsza rzecz. Druga natomiast to taka, że czasem miałem wrażenie, że Autor wprowadza nową osobę na arenę wydarzeń, tworząc spory akapit, na końcu którego okazywało się, że cały tekst dotyczył kogoś, kto od początku jest znany. Przypuszczalnie, jest to zabieg mający na celu podniesienie ciśnienia czytelnikowi. Na mnie to nie podziałało, a tylko czułem się skołowany.

Polecam szczególnie fanom solidnych i twardych historii, ale uważam, że każdy powinien po tę książką sięgnąć - choćby ze względu na wykorzystany przez Autora regionalny klimat i język.

Jak odróżnić książkę dobrą od bardzo dobrej? W mojej ocenie dobra książka ma dobrą i spójną fabułę, jest napisana dobrym językiem, posiada dobrze wykreowanych bohaterów oraz wytwarza w czytelniku napięcie, które nie pozwala tej książki odłożyć 'na dobre'. Książka bardzo dobra, poza wszystkimi cechami książki dobrej, posiada również zdolność pobudzania wyobraźni, uczy czegoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dawno nie spotkałem się z książką, która wywołałaby u mnie tak ekstremalnie skrajne odczucia. Skoro jednak tak się stało, to muszę zderzyć się z własną szczerością i postarać się jakoś ten dylemat ubrać w słowa. Pragnę, by mój tekst został odebrany poprawnie - nie jako krytyka, dlatego pozwolę sobie zacząć nietypowo, od ciemnej strony.

W kwestii szeroko pojętej fantastyki jestem trudnym przypadkiem. Uwielbiam Opus Magnum Stephena Kinga - Mroczną wieżę. Uwielbiam serię Patrole Siergieja Łukjanienki, lubię klimaty postapokaliptyczne i zdecydowanie przepadam za realizmem z odrobiną paranormalizmów lub magii czy zabobonów. Zupełnie nie potrafię się natomiast przekonać do wszystkiego co się dzieje w kosmosie (wyjątkiem są klasyczne Gwiezdne wojny i trylogia Red Rising, która jest absolutnie fenomenalna) oraz do fantasy. Nie wytrzymuję Tolkiena, rwę włosy z głowy nad Wiedźminem i zupełnie nie kupuję historii opisanej przez Ken Liu. Na dodatek szczerze cierpię z tego powodu, bo wiązałem wielkie nadzieje z tą książką.

Spójrzmy jednak - na tyle na ile jestem w stanie - obiektywnym i krytycznym okiem na Królów Dary.

Pierwszym co się rzuca w oczy to piękne wydanie - twarda oprawa z bardzo ładnym projektem, dobrej jakości papier, mapa krainy i ozdobniki w tekście. Tą książkę chce się postawić w najbardziej widocznym miejscu domu i pokazywać każdemu, kto się nawinie. Nie jest to dla mnie zaskoczenie, bo wielokrotnie już chwaliłem Wydawnictwo SQN za estetykę wydawniczą.

W treści jest jeszcze lepiej. Ta powieść jest rzeczywiście napisana z wielkim rozmachem. Ujmujący jest projekt świata, w którym toczy się akcja. Autor zadbał nie tylko o skomplikowany mechanizm bieżących wydarzeń, ale stworzył też historię tego świata sięgającą daleko wstecz. Fabuła książki opiera się na dość standardowych modułach: przyjaźń, władza, rewolucja, taktyka, spryt, miłość itd., ale Ken mimo wszystko całkiem interesująco to poskładał w wielowymiarową całość. Początek jest rzeczywiście mocny, a cała reszta traktuje o dwóch mężczyznach, którzy są skrajnie różni, ale przyświeca im jeden cel - wyzwolić ojczyznę spod tyranii cesarskiej. Kolejnym ciekawym zabiegiem autora są 'wstawki' z Bogami Dary w roli głównej, którzy obserwują wszystkie te wydarzenia. Nie sposób też nie docenić języka, jakim posługuje się Liu. Pod tym względem dawno już nie czytałem czegoś równie dobrego.

Przychodzi mi na myśl Leonardo da Vinci i jego Dama z gronostajem. Nie sposób odmówić autorowi geniuszu, warsztatu i wyobraźni. Można godzinami analizować i zachwycać się kunsztem tworzenia. Jednak ani Dama z łasiczką, ani Królowie dary, nie trafiają w moją estetykę. Pozostaje mi tylko czekać i mieć nadzieję, że kiedyś trafię na powieść fantasy, która mnie żywo porwie. Nie ustaję w poszukiwaniach.

Bardzo dawno nie spotkałem się z książką, która wywołałaby u mnie tak ekstremalnie skrajne odczucia. Skoro jednak tak się stało, to muszę zderzyć się z własną szczerością i postarać się jakoś ten dylemat ubrać w słowa. Pragnę, by mój tekst został odebrany poprawnie - nie jako krytyka, dlatego pozwolę sobie zacząć nietypowo, od ciemnej strony.

W kwestii szeroko pojętej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fantastyczna partia politycznych szachów!

Kobieta i mężczyzna. Zaaranżowane spotkanie w nowojorskim hotelu. Sygnał o potencjalnym niebezpieczeństwie. Para dyskretnie się wycofuje, odjeżdżając spod hotelu samochodem. Bez pośpiechu, aby nie zwracać na siebie uwagi. Skrzyżowanie dalej oboje giną, staranowani przez potężną śmieciarkę. Kim byli? Kto stoi za ich śmiercią? Kto jeszcze może być zamieszany w tą historię?

Biorąc do ręki pierwszy tom trylogii szpiegowskiej Makowskiego, wydawało mi się, że sięgam po historię podobną np. do Tożsamości Bourne'a, Ludluma, albo podobnych, pełnych akcji powieści Frederica Forsytha. Tutaj Autor wyprowadził mnie w pole po raz pierwszy... Bez przebaczenia jest bowiem historią o wielkich ludziach, wielkiej polityce, wielkich pieniądzach i jeszcze większych ambicjach.

Spodziewałem się także, że język i konstrukcja książki będzie równie twarda i grubo ciosana ,co doskonale wyszkolony agent specjalny. Makowski jednak zwiódł mnie po raz drugi. Książka jest napisana bardzo barwnym językiem, wręcz wysmakowanym. I jest to język adekwatny do historii, gdyż rozmowy i negocjacje przytoczone w książce są nieprawdopodobnie subtelne.

Po raz trzeci dostałem nauczkę, gdy spodziewając się skończonej historii, Autor zostawił mnie w samym środku wydarzeń, nie dając tym samym wyboru - a przecież bo były szpiegu mogłem się tego spodziewać. Drugi i trzeci tom już czekają w kolejce i nie dam z pewnością im zbytnio ostygnąć.

Bez przebaczenia jest niewątpliwie książką bardzo interesującą. Być może, nie trafi do każdego czytelnika, ale dla tych, którzy lubią thrillery polityczne, będzie prawdziwie łakomym kąskiem. Zadziwia mnie jak ten twardy facet, potrafi delikatnie, jak po pajęczej nici prowadzić dialogi. Warto pamiętać, że tam gdzie najmożniejsi tego świata, gra toczy się naprawdę o wszystko i nawet najdrobniejszy podmuch błędu lub beztroski może prowadzić do tragicznych w skutkach wydarzeń w skali światowej. To właśnie garstka najpotężniejszych ludzi stoi za światowym porządkiem, planując prezydentury, przewroty i najważniejsze wydarzenia. Planuje na kilka lat w przód i cierpliwie czeka. Czeka na dobry moment. To, natomiast, co my widzimy w mediach (które nota bene, również są przez nich kontrolowane) to tylko marionetki tańczące w rytm, dyktowany przez stojące za nimi cienie.

W mojej ocenie to bardzo interesująca, wciągająca od pierwszych stron, a co najważniejsze szalenie rzetelna dawka prozy. Wydarzenia są wyśmienicie zaplanowane i opisane. Podobał mi się również mocny, polski akcent, który, co jest miłe, stawia nasz kraj na równi z mocarstwami - przynajmniej w niektórych kwestiach.

Trzeba pamiętać, że wydarzenia opisane w książce osadzone są w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a więc wtedy, gdy agencje wywiadowcze miały wybitnie dużo pracy. Odnoszę jednak wrażenie, że przedstawione przez Autora mechanizmy niewiele od tego czasu się zmieniły.

Jeśli do tej pory myślałeś(aś), że orientujesz się w światowej polityce, to zapewniam Cię, że nie masz o tym bladego pojęcia. I jeśli chociaż część rzeczywistości wygląda tak, jak przedstawia ją Makowski, to słowo demokracja, jest tylko jedną z wielu pozycji w słowniku.

Fantastyczna partia politycznych szachów!

Kobieta i mężczyzna. Zaaranżowane spotkanie w nowojorskim hotelu. Sygnał o potencjalnym niebezpieczeństwie. Para dyskretnie się wycofuje, odjeżdżając spod hotelu samochodem. Bez pośpiechu, aby nie zwracać na siebie uwagi. Skrzyżowanie dalej oboje giną, staranowani przez potężną śmieciarkę. Kim byli? Kto stoi za ich śmiercią? Kto...

więcej Pokaż mimo to