-
Artykuły„Co dalej, palenie książek?”. Jak Rosja usuwa książki krytyczne wobec władzyKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyTrendy maja 2024: w TOP ponownie Mróz, ekranizacje i bestsellerowe „Chłopki”Ewa Cieślik5
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Do usług szanownej pani”LubimyCzytać12
-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać36
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2017-06-13
2015-08-20
2017-07-27
2014-08
Od pierwszej strony zakochałam się w tej książce. Przeczytawszy opis pierwszej części postanowiłam sobie zakupić od razu całą serię. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.
Moją uwagę przyciągnął na pewno wątek animalistyczny w książce. Uwielbiam, kiedy w powieści występują zwierzęta, a już szczególnie ujął mnie pomysł z tygrysem.
Książka jest płynnie napisana, przyjemnie się ją czyta, i wbrew pozorom nie jest to tylko kolejne "romansidło dla młodzieży".
Co prawda znajduje się tu trójkąt miłosny, ale jest on tak zgrabnie przedstawiony, że zamiast przynudzać rozbawia.
Szczególnie cudowni są dwaj bracia, tak odmienne dwa charaktery, idealne przeciwieństwa. Chociaż biały tygrys jest wspaniały, moje serce należy jednak do czarnego ♥.
Ogólnie jest to książka przygodowa z połączeniem romansu i nutką animalizmu, co daje naprawdę pięknie napisaną powieść.
Jest to jedna z najlepszych serii jaką kiedykolwiek czytałam i w 100% jest godna polecenia. Urzekła mnie całkowicie.
3 części idą równym tempem i utrzymują bardzo wysoki poziom. Czwarta jest jedynie typowym, aczkolwiek i tak pięknym zwieńczeniem tej sagi o indyjskim księciu i amerykańskiej dziewczynie.
Od pierwszej strony zakochałam się w tej książce. Przeczytawszy opis pierwszej części postanowiłam sobie zakupić od razu całą serię. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.
Moją uwagę przyciągnął na pewno wątek animalistyczny w książce. Uwielbiam, kiedy w powieści występują zwierzęta, a już szczególnie ujął mnie pomysł z tygrysem.
Książka jest płynnie napisana,...
2017-07-04
Po lekturze pierwszej części Trylogii Magów Prochowych zastanawiałam się, czy kolejna książka podniesie poprzeczkę albo chociaż utrzyma poziom "Obietnicy Krwi", bo często przecież bywa, że świeże wizje i pomysły z debiutanckich powieści wypalają się z każdą kolejną częścią. "Krwawa Kampania" owszem, wypaliła, ale to w zupełnie odmiennym znaczeniu. Bo wypaliła z wielkim hukiem, jak na opowieść o magii i prochu przystało.
Adro znajduje się raczej w kiepskim położeniu. Kez bezlitośnie napiera z południa, uciekając się do wszelkich nieczystych zagrań i posunięć. Największa nadzieja kraju - Siódma i Dziewiąta Brygada z marszałkiem Tamasem na czele zostaje odcięta od reszty wojsk i na terytorium wroga musi walczyć o przetrwanie. Tymczasem w kraju sytuacja wcale nie ma się lepiej. Kwitną wszelkie spiski i zdrady, a do gry o władzę włączają się zupełnie nowi gracze. W tym całym chaosie próbują odnaleźć się nasi bohaterowie, nie tracąc przy tym życia i zmysłów.
"Krwawa Kampania" Briana McClellana to bardzo zgrabna kontynuacja opowieści o polityce, wojnie i czasach, w których najdroższą walutą są zaufanie i wiara.
Co mnie osobiście urzekło w tej sadze to dosyć wyczuwalne nawiązania do pewnych książek, na których być może wzorował się autor, pisząc The Powder Mage Trilogy. Tak jakby McClellan wyjął najlepsze elementy z uniwersum "Z mgły zrodzonego" Brandona Sandersona oraz "Malowanego Człowieka" Petera V. Bretta i złączył je w całość, w wyniku czego powstała rewelacyjna "Obietnica Krwi" i jej dwie kontynuacje. Szczególnie wpływ tego pierwszego autora rzuca się w oczy, choć jest to w pełni uzasadnione, gdyż obaj panowie świetnie się znają i Sanderson nie krył się z faktem, że na warsztatach kreatywnego pisania podsunął koledze pomysł na to i owo. Nie można mieć mu tego za złe, skoro w wyniku tego powstała tak świetna powieść.
W "Krwawej Kampanii", podobnie jak i "Obietnicy Krwi" urzeka właściwie wszystko: począwszy od wykreowanego od podstaw świata, przez wyraziste i pełnokrwiste postacie po nagłe, często szokujące zwroty akcji i dynamiczny przebieg wydarzeń. Próżno szukać książki, która łączyłaby to wszystko tak zgrabnie w jedną całość, a do tego jeszcze była debiutem, który mimo niemałej objętości prawie 700 stron można skończyć w dwa wieczory. Płynny i zgrabny język, choć wcale niebanalny, sprawia, że książka czyta się właściwie sama. Nie ma w niej miejsca na czczą gadaninę i podziwianie krajobrazu, tu się dzieje, dzieje i dzieje, a mimo to nie można "Kampanii" zarzucić płytkości pod względem kreacji świata tudzież małej kunsztowności dialogów. Nie przestanie mnie zadziwiać jak udało się to autorowi.
Całości tylko dopełnia piękna szata graficzna. Te Tamasowe ♥ okładki skutecznie potafiły odciągnąć moje myśli w zupełnie innym kierunku niż fabuła.. wybaczcie singielce :')
Osobny akapit chciałabym poświęcić postaciom oraz pasji, z jaką zostały nakreślone. Jak ktoś robi za drania, to tym draniem już jest, i to dogłębnie. Zdrajcy do ostatniej chwili się nie ujawniają, a bohaterzy żarem swego serca zagrzeją do boju nawet zdziesiątkowane oddziały. Każda z postaci ma w sobie tą głębię, która sprawia, że z zapartym tchem śledzi się ich losy.
Moim niepodważalnym numerem jeden jest Tamas, który osobiście i absolutnie zdobył moją sympatię, co nieczęsto ma miejsce w przypadku głównych bohaterów. Prawdziwy patriota z wielkim P na czole, poświęciłby wszystko dla Adro i przez większą część książki to właśnie robi. Choć sam siebie nazywa starcem, co rozdział zaskakuje młodzieńczym zapałem wymierzenia sprawiedliwości wszystkim naokoło, którzy na to zasłużyli. Chęć pomszczenia rodziny napędza go do działania i prezentuje to całym sobą. Pomimo powierzchownej zgryźliwości i chłodu sam przed sobą przyznaje, że jest człowiekiem wrażliwym i wcale nieobojętnym na los drugiego człowieka, nieważne - sojusznika czy wroga. W najokrutniejszych okolicznościach potrafi wykazać się honorem, oddaniem i człowieczeństwem, co w czasie wojny wcale nie jest łatwe. Dla mnie największa i najjaśniejsza perła tej książki. Z resztą te słowa :"Niech uderzą na nas z całą mocą, bo już wkrótce te ogary pędzące naszym śladem przekonają się, że jesteśmy lwami!" mówią o nim chyba wszystko.
W tej części kroku dotrzymuje mu jego syn, Taniel o dumnym przydomku Dwa Strzały. Mimo że w "Obietnicy.." trochę odstawał za ojcem, w "Kampanii" to on momentami wiedzie prym. Dużo wyrazistszy, bardziej zdecydowany i waleczny. Wie, co się dla niego liczy i nie boi się o to walczyć. Świetne dopełnienie stanowi dla niego Ka-Poel, która intryguje coraz to potężniejszymi umiejętnościami. Z pozoru mało znacząca bohaterka szybko okazała się tą, która być może napisze ostatnie słowa tej historii.
Pozytywnym zaskoczeniem był Uprzywilejowany Borbador,czyli Bo, który na podobieństwo Taniela i Pole w tej części pokazał się ze swojej lepszej strony. Dziarski, odważny i lekko wybuchowy, doskonale wpasowuje się w kanon bohaterów Trylogii. Choć nie miał może największego udziału w tej książce, to z pewnością zdążył zaistnieć.
Pan Inspektor Adamat trzyma poziom. Choć niczym nowym nie zabłysnął, a jego wątek momentami może nurzyć (czy tylko mi podczas lektury nasuwała się ta nie do końca grzeczonościowa myśl "Lol, chłopie, gdybyś nie spłodził tylu bachorów to nie miał byś teraz problemu xd?), to mimo tego nie potrafię nie czuć pewnej sympatii do niego, a połowa jego literackich odpowiedników może poczuć się zawstydzona uporem oraz wytrzymałością fizyczną i psychiczną mimo, jak sam detektyw podkreśla, nienajmłodszego wieku.
Jedynym "ale" dla mnie jest Nila. Choć na końcu wreszcie dostałam odpowiedź, dlaczego ona w ogóle znajduje się w uniwersum prochowych magów, to przez większość lektury dziewczyna poprostu razi swoją obecnością. Może to przez to że połowę jej rozmyślań to kto aktualnie chciałby ją wziąć do łóżka? Biedny Bo!
Świat, w którym bogowie chodzą między ludźmi, technologia miesza się z magią, prochem i kulami, a widmo wojny popycha ludzi do działań, które na codzień nie przeszłyby im przez myśl, po prostu pochłania. Żadna książka od dawna nie zachwyciła mnie tak bardzo jak ta napisana przez McClellana i jej kontynuacja. Już nie mogę się doczekać zakończenia tej historii w postaci trzeciego tomu czekającego na półce, po który na pewno niebawiem sięgnę. Polecam Trylogię Magów Prochowych wszystkim wielbicielom prawdziwej fantastyki z wciągającą historią, bohaterami, których nie idzie nie pokochać już od pierwszych stron, oraz świeżością pomysłu coraz rzadziej spotykaną w tym gatunku. Zasłużone 10/10 jak w mało którym przypadku.
Po lekturze pierwszej części Trylogii Magów Prochowych zastanawiałam się, czy kolejna książka podniesie poprzeczkę albo chociaż utrzyma poziom "Obietnicy Krwi", bo często przecież bywa, że świeże wizje i pomysły z debiutanckich powieści wypalają się z każdą kolejną częścią. "Krwawa Kampania" owszem, wypaliła, ale to w zupełnie odmiennym znaczeniu. Bo wypaliła z wielkim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-15
Ta książka nie potrzebuje komentarza.
Ta książka nie potrzebuje komentarza.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-06
Prawdę mówiąc, po przeczytaniu drugiego tomu serii "Pieśń Lodu i Ognia" Georga R.R. Martina, już nic nie wydawało się niemożliwe, a wszystkie książki jakby leciały szybciej. To wrażenie towarzyszyło mi także podczas czytania trzeciej części tej znakomitej sagi, a dowodzi ona tylko, że ten przymiotnik został tu użyty zasłużenie jak przy mało której pozycji.
"Nawałnica Mieczy: Stal i Śnieg" nie zachowuje poziomu dwóch poprzednich tomów, ona przewyższa je ponad wszelkie możliwe miary. Język, fabuła, niesamowite zwroty akcji, to wszystko składa się na tę przepiękną i fascynującą powieść, jaką właśnie jest kolejna księga autorstwa Martina.
Trzeci tom o zmaganiach Lannisterów, Starków oraz jedynej żyjącej przedstawicielki Targaryenów w Grze o Tron, do których teraz dołączają także Tyrellowie i Martellowie.
Wydarzenia możemy śledzić m.in. z punktu widzenia Aryi, Brana i Catelyn, którzy dają nam bliższy wgląd na sytuację na Połnocy, Daenerys, dzięki której jesteśmy na bieżąco z wydarzeniami mającymi miejsce na dalekim wschodzie Essos, Davosa, z którym oglądamy aktualne poczynania Króla Smoczej Skały, czy choćby ser Jamie'go, który akurat w tym tomie mało ma wspólnego ze swoim rodem.
Dzięki zastosowaniu takiego typu rozdziałów, w których dana osoba przebywa w określonym środowisku i mają miejsce całkowicie odmienne od siebie wydarzenia, co bardzo urozmaica akcję. Nie można się znudzić, śledząc wydarzenia z Królewskiej Przystani, bo już zaraz przenosimy się w dzikie ostępy za Murem czy gorące miasta Essos. Za to książka już na wstępie ma DUŻY plus.
Skoro już zaczęłam omawiać zalety, nie mogę nie wspomnieć o coraz to silniejszym podłożu psychicznym tej powieści. Z każdym rozdziałem namacalnie odczuwamy, jaką wagę i wpływ na losy ich i otoczenia mają decyzje podejmowane przez bohaterów. Momentami gryzą się z własnym sumieniem, musząc wykonywać to, co słuszne, a nie to co bliższe ich sercom. Jak chcieliby postąpić, a jak muszą ? Po czyjej stronie stanęliby, gdyby mieli wybór? Po części możemy się tego dowiedzieć, gdyż niektóre postacie prowadzą bardzo bogate wewnętrzne monologi, jednak nie wszystkie. Reszty albo musimy się domyślić, albo czekać na rozwój wydarzeń.
Jak już omawiam zalety, mogę również wspomnieć o rzeczach, które mniej zachwycały mnie w tej książce, jednak będzie ich bardzo mało (może nawet będzie to liczba pojedyncza). Nie ma możliwości, aby w powieści takiego pokroju, jak dzieło Martina, nie znalazł się ani jeden (jak on sam to określa)"diabeł". Jak dla mnie znalazł się jeden, a mianowicie: jak wyżej wspomniałam, przemieszczanie się rozdziałów jest wielką zaletą tej książki, ale także swego rodzaju "diabłem". Już tłumaczę, dlaczego: gdy po kolei przewija nam się niezliczona ilość rozdziałów z perspektywy różnych osób (dodam, że owe rozdziały do krótkich nie należą, średnio po ok. 30,40 stron),a rozdziały z poszczególną osobą dzielą często niekiedy po 4-5 innych (jakieś 150-200 stron), gdyż po prostu można zapomnieć, co się działo u danej osoby (szczególnie, jeśli na jakiś czas przerwaliśmy lekturę). Dlatego ja czasami musiałam wracać do poprzednich rozdziałów np. z Samem, bo zwyczajnie zapomniałam, gdzie on się w danej chwili znajduje i jakie wydarzenia miały miejsce w poprzednim rozdziale. Momentami staje się to nieco rozpraszające, lub wręcz irytujące. Ale tak naprawdę to jest jedyna rzecz, do której mogę się w tej książce przyczepić, a przy jej objętości jest to wręcz niesamowite, bo często do takiej 300-stronnej
książeczki mam duuuuuuużo więcej zastrzeżeń. Także tak, tu należy się Martinowi uznanie. WIELKIE.
Nie tylko wymienione powyżej zalety składają się na moją nietuzinkową ocenę, którą, możecie mi wierzyć, nie obdarzam za wiele pozycji. Do interesującego sposobu śledzenia akcji dochodzi jej coraz mniejsza przewidywalność oraz coraz to bardziej zadziwiające jej zwroty. I wcale tu nie przesadzam. No, na przykład: ktoś choćby wpadł na pomysł, że może mieć miejsce tak absurdalny (!) ślub, jak w tym tomie? (NO SPOILERS CZYJ). Ja w życiu bym nie pomyślała. Albo że Sam zastanie (TAK !SAM!, DOBRZE CZYTACIE) mordercą? A gdzie tam. Prędzej już bym polubiła moją gimnazjalną klasę (a to chyba i w obliczu końca świata by nie nastąpiło). Tak więc kontynuując, po niespodziewanych zwrotach akcji, mogę również dodać, że opisy nie są już tak przytłaczające (jak to nasz kochany Gregor miał w zwyczaju) rozwlekać opis rzeczki na pół strony. Książka na tym nie cierpi, tylko zyskuje. Więcej konkretów, a nie rozwałkowywania książki na jeszcze grubszą, niż jest (a w Polsce i tak została ona podzielona na dwa tomy (!). Do tego dochodzi jeszcze piękny, bogaty język, i tak powstaje jedna z najlepszych współczesnych serii fantasy.
Jakby wychwalania jeszcze komu byłoby mało, dodam, że okładka tylko podnosi walory tej powieści. Nie wiem, jak dla kogo, ale dla mnie stanowi ona dosyć ważną część całej książki (i jeżeli opis niezbyt mnie zachęca do jej kupna, często jest ona tym, co przesądza o tym, czy ją kupię, czy nie). Oczywiście w przypadku "Pieśni Lodu i Ognia" mogłabym je kupowałabym z całymi białymi okładkami (wiecie, co chcę powiedzieć), ale w każdym razie cieszę się, że nie muszę, i mogę dostać piękne dzieło w jeszcze piękniejszej oprawie.
I na koniec, zresztą jak pod każdym tomem z tej sagi, bardzo gorąco zachęcam do jej przeczytania. Tego, kto już zaczął "Grę o Tron", raczej nie muszę dodatkowo zachęcać, jednak dla niezdecydowanych: To może być najwspanialsza książka, jaką być może kiedykolwiek będziecie mogli przeczytać (szczególnie, że już teraz mało powstaje takich, które mogłyby dorównać jej poziomem), więc powiem nie wiem już który raz: POLECAM!
Prawdę mówiąc, po przeczytaniu drugiego tomu serii "Pieśń Lodu i Ognia" Georga R.R. Martina, już nic nie wydawało się niemożliwe, a wszystkie książki jakby leciały szybciej. To wrażenie towarzyszyło mi także podczas czytania trzeciej części tej znakomitej sagi, a dowodzi ona tylko, że ten przymiotnik został tu użyty zasłużenie jak przy mało której pozycji.
"Nawałnica...
2015-06-20
2015-06-07
2017-08-28
2017-01-17
2017-02-13
2017-02-24
2015-12-26
2017-02-17
2016-12-27
2016-04-29
2015-09-09
I kolejna, czwarta już książka z Wiedźmińskiej sagi autorstwa Andrzeja Sapkowskiego za mną.
Zawsze po skończeniu kolejnego tomu z serii są dwie możliwości:
albo kolejna książka okaże się lepsza od poprzedniej, albo gorsza.
Jak było w przypadku "Czasu Pogardy" ?
Lepiej, lepiej i tylko LEPIEJ!
"ŚWIAT CIRI I WIEDŹMINA OGARNIAJĄ PŁOMIENIE"
Na wyspie Thanned odbywa się zjazd magów, który kończy się krwawym przewrotem. Na jaw wychodzą polityczne konszachty czarodziejów z Nilfgaardem, który sprowokowany przez Północ, dokonuje nań inwazji.
Geralt, Ciri i Yennefer zostają rozdzieleni i rzuceni w różne strony świata.
Nastał czas miecza i topora, czas wilczej zamieci. Czas pogardy.
A w czasach pogardy na powierzchnię wypełzają Szczury. Szczury atakujące po szczurzemu, cicho, zdradziecko i okrutnie. Szczury uwielbiające dobrą zabawę i zabijanie. To udzie, którzy wszystko przeżyli, wszystko utracili, którym śmierć już niestraszna, dla obcych zaś mający tylko to, czego sami zaznali od pogrążającego się w chaosie świata. Pogardę.
Z każdą kolejną książką spod pióra Sapkowskiego zastanawiam się, na której autor się potknie, no i jak na razie nic...(na szczęście, oczywiście!). Mimo, że przede mną jeszcze trzy tomy, wierzę, że ta saga utrzyma się w czołówce moich ulubionych (jak na razie idzie jej to świetnie).
Gratuluję autorowi, że z takim kunsztem potrafi przedstawić wydarzenia tak tragiczne i chaotyczne jak wojna. Nigdy nie przepadałam za książkami o tej tematyce, a muszę zaznaczyć, że wątek ten jest dość często w niej obecny. Moja niechęć nie wzięła się zresztą znikąd. Polacy tak już mają, że przedstawiają wojnę, czy to w książkach czy filmach, bardzo sentymentalnie, niesubiektywnie i sztywno. Jedna strona konfliktu jest dobra, druga koniecznie zła. Nie ważne, że po obu stronach są ludzie, najczęściej siłą zwerbowani i wcieleni do armii, zmuszeni do walki ze sobą. Są źli i dobrzy, koniec. A tu, w "Czasie Pogardy" autor twardo nie wyznacza dobrej i złej strony. Pozwala czytelnikowi subiektywnie ocenić sytuację. Pokazuje, że nikt nie jest bez winy i każdy przyczynił się do powstania konfliktu, jakim jest wojna. Wątek ten z resztą został bardzo zgrabnie połączony z mnóstwem innych tak, aby nie przytłaczał zbytnio swą obecnością, i dzięki temu da się go bardzo łatwo przetrawić. A tę książkę napisał Polak! I chyba właśnie dlatego tak bardzo przypadła mi do gustu. Uświadamia mi, że mogę być dumna z czegoś, co wyszło spod ręki Polaka. A takich rzeczy nie ma za wiele. I choćby za samo to ta książka zasługuje na ocenę, jaką jej wystawiłam. Bo jest dla Polaków powodem do dumy.
Kolejną rzeczą, która zachwyciła mnie w tej pozycji, są polityczne intrygi. Pochłaniając kolejne strony, jesteśmy świadkami wielu zdrad, spisków i knowań za plecami rzekomych wspólników.
Nigdy nie jesteśmy do końca pewni, jakie pobudki kierują poszczególnymi postaciami, i czy na pewno są one tymi "prawymi". Możemy tylko z zapartym tchem śledzić akcję, która często potrafi bardzo zaskoczyć, zasmucić, rozbawić czy nawet wzruszyć. Niewiele książek potrafi wzbudzić we mnie takie emocje i uczucia, najczęściej jest to po prostu małostkowa ciekawość, a w rzadkich przypadkach nawet czysta obojętność na losy bohaterów. A w przypadku Wiedźmina jest to po prostu niemożliwe. Ta książka złapała mnie w swoje sidła i nie chce wypuścić, każąc mi przeżywać wszystko, przez co przechodzą bohaterowie. I właśnie to jest w niej piękne.
Cudownie jest także móc patrzeć, jak bohaterowie dorastają i ewoluują. Złośliwie uśmiechamy się na widok porażek tych postaci, których nie lubimy, smucimy, kiedy ulubionego bohatera spotka coś przykrego, przeklinamy pod nosem jego głupotę bądź wydajemy pomruk aprobaty, kiedy coś mu się w końcu uda. Podziwiamy lub potępiamy ich decyzje. Jest to kolejną wielką zaletą tej książki, że możemy uczyć się razem z nimi na błędach i świętować ich zwycięstwa. Podczas lektury czujemy się tak, jakbyśmy byli częścią tego świata.
A im dalej w książkowy las, tym lepiej. Akcja nie zwalnia, tylko rozkręca się z każdą stroną. Świetnie skonstruowane intrygi, przepiękny i bogaty język (czasami staropolski, co tylko bardziej podkreśla klimat), wyraziste i niepowtarzalne postacie, no i oczywiście nieodłączny humor! Myślę, że jest to jedna z wielu cech tej książki, która sprawia, że tak bardzo pokochałam tą serię.
"Na szafot - zabełkotał Dijkstra - Obaj pójdziecie na szafot...
Więcej powiedzieć nie zdążył, bo upadł na czworaki, walnięty w bok głowy ułomkiem drzewca.
- Łamanie kołem - ocenił ponuro Jaskier - Poprzedzanie szarpaniem gorącymi kleszczami...
Wiedźmin kopnął szpiega w żebra.
- Ćwiartowanie - ocenił poeta.
(...) Geralt schylił się, chwycił szpiega za stopę, szarpnął, skręcił raptownie i bardzo mocno. Chrupnęło. Dijkstra zawył i zemdlał. Jaskier wrzasnął, jak gdyby to był jego własny staw.
- To, co zrobią mi po ćwiartowaniu - mruknął wiedźmin - to już mnie mało obchodzi."
"- Będę czujny - westchnął - Ale nie sądzę, żeby twój wytrawny gracz był w stanie mnie zaskoczyć. Nie po tym, co ja tu przeszedłem. Rzucili się na mnie szpiedzy, opadły wymierające gady i gronostaje. Nakarmiono mnie nieistniejącym kawiorem. Nie gustujące w mężczyznach nimfomanki podawały w wątpliwość moją męskość, groziły gwałtem na jeżu, straszyły ciążą (...) Brrr...
- Piłeś?"
Tak więc w przypadku "Czasu Pogardy" zalety gonią zalety, a pochwały gonią pochwały. Nie znalazłam w tej książce nic takiego, co mogłoby mnie zniechęcić po sięgnięcie po kolejny tom, a wręcz przeciwnie - zachęciła mnie do jak najszybszego przeczytania "Chrztu Ognia".
Można by się godzinami rozpisywać nad cudownym światem przedstawionym, zaskakującymi losami bohaterów czy choćby narracją, której forma (trzecioosobowa) jest z resztą moją ulubioną, ale i tak już przekroczyłam limit długości, który sobie wyznaczyłam xd
Podsumowując, tylko kolejny raz zachęcam każdego, aby prędzej czy później (lepiej prędzej!) sięgnął po tą wspaniałą serię, jaką jest "Wiedźmin". Dla mnie czytanie każdej książki z tego cyklu jest jak podróż do innego świata i wracanie do domu zarazem. Nie wiem, czy jakaś seria oprócz "Pieśni Lodu i Ognia" mogłaby konkurować z "Wiedźminem" o tytuł najlepszej serii, jaką czytałam.
I kolejna, czwarta już książka z Wiedźmińskiej sagi autorstwa Andrzeja Sapkowskiego za mną.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZawsze po skończeniu kolejnego tomu z serii są dwie możliwości:
albo kolejna książka okaże się lepsza od poprzedniej, albo gorsza.
Jak było w przypadku "Czasu Pogardy" ?
Lepiej, lepiej i tylko LEPIEJ!
"ŚWIAT CIRI I WIEDŹMINA OGARNIAJĄ PŁOMIENIE"
Na wyspie Thanned...