-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Ostatnio zatrzymywałam się na trafionych przystankach, wybierając się w genialne podróże z różnymi, różniastymi pasażerami. W końcu musiał więc nadejść czas na małą wpadkę i pomylenie pociągów. Po przygodzie z Charlee Fam i jej oczkiem w głowie, Aubrey Glass oczekiwałam czegoś co najmniej tak dobrego, jak pisali inni podróżnicy na GoodReads. Szkoda, że jednak nie było aż tak ciekawie.
Aubrey Glass, po kilku latach nieobecności w rodzinnym mieście, w końcu musi postawić w nim stopę ponownie. Jej dawna przyjaciółka popełniła samobójstwo, więc obecność dziewczyny jest niemalże obowiązkowa. Nikt nie wie, co zaszło między Aubrey i Rachel, że pierwsza z nich zdecydowała się zostawić wszystko za sobą i zacząć nowe życie. Dodatkowo Aubrey męczy presja otoczenia, które ciągle przypomina, jaka wspaniała więź łączyła obie przyjaciółki i jaka to szkoda, że tak wspaniała osoba jak Rachel odeszła. A Aubrey nie wie czy powinna ją opłakiwać, czy raczej gorzko się śmiać. Na dodatek nie wie, co zrobić z nieodsłuchaną wciąż wiadomością, którą Rachel nagrała na kilka dni przed samobójstwem.
Po latach wraca, by stawić czoło demonom z przeszłości. Ludziom, miejscom, wspomnieniom. Szczególnie jednemu najważniejszemu elementowi, który złączył i człowieka, i mieszkanie, i niewypieralny z pamięci obraz. Czy powrót pomoże, czy też pogrąży dziewczynę?
Kolejna książka polecana wielbicielom Greena. To mnie z początku nieco zniechęciło, bo mam o GNW zdanie, jakie mam, jednak nie chcę zrażać się po jednej książce. Ostatecznie przekonała mnie rekomendacja Jennifer Echols na okładce, po której tytuły sięgam z przyjemnością. Szykowałam się na przygodę, a tu klops, konduktor czepił się mnie w trakcie drogi, a pasażerowie przedziału nieźle przynudzali. I jak rozpoczynali wątek, to niekoniecznie chcieli go pociągnąć.
Tak, wiele ważnych elementów zostało urwanych bez wyjaśnienia, co niesamowicie mnie zdenerwowało. To nie były rzeczy, których czytelnik może się od tak domyślać. Przynajmniej w mojej opinii nie powinien. Autorka pisała tę książkę z taką, a nie inną historią w jakimś celu, prawda? Jak bezcelowo, to szkoda. Tak to troszkę wygląda z otwartym zakończeniem i niezamkniętymi wątkami.
Bohaterowie są różni, ale Aubrey zdecydowanie jest tą główną postacią. W sumie nawet ją polubiłam, ale ciągle napady złości i głupie humory zaczęły mi z czasem grać na nerwach. Nie żeby nie przeszła wewnętrznej przemiany, ale była ona dość jednopłaszczyznowa. Oczekiwałam więcej. Chciałam rozwiązania wątku, który był tak ważny dla całej fabuły oraz postaci Aubrey i Rachel. I nie dostałam jedynej rzeczy, której byłam ciekawa od zapoznania się z opisem z okładki. A skoro jestem już przy R., coś jest w tych sukowatych postaciach, że je lubię. Chyba po prostu łatwiej się je tworzy. Zazwyczaj dostają płytkie problemy, mają blond włosy, tonę mejkapu na twarzy i zgarniają najlepszych facetów. W Rachel coś z tego jest, jednak gdy już wyczułam, że jej osobowość to coś więcej niż płytkie chamstwo i złośliwość, to jej postać została zamknięta, jakby autorka nie chciała ukazać nam jej wnętrza. A ja go potrzebowałam.
Językowo było dobrze. Czytanie nie męczyło, wręcz przeciwnie - dało się szybko przebrnąć przez kolejne strony i to bez trudów, jeśli chodzi o styl autorki. O fabule nie będę znowu wspominać - nie, nie, nie...wyszła. Ale i tak czytało się dobrze.
To nie jest zła książka. Ostatecznie podróż "Ostatnim pociągiem do Babylon" była momentami nielogiczna, nudnawa, ale w jakiś sposób dotarła do mojego serducha. Może przez jeden element, który tak mnie zawsze porusza, że nie umiem przejść obok książek z nim obojętnie. Może przez nienajgorszą główną bohaterkę, która stworzyła nie tak zły duet z charakterną jędzą. Jedno wiem na pewno - książki na razie nie mam zamiaru oddawać. Odczekam, ochłonę i sięgnę po nią jeszcze raz - może wówczas inaczej ją zrozumiem. Na ten moment polecam osobom podatnym na wzruszenia i lubiącym główkować jak Sherlock (Martha, może Tobie by się spodobała?). I czytelnikom, którzy lubią książki Alice Sebold ("Nostalgia anioła") - o tak, tym szczególnie.
Ostatnio zatrzymywałam się na trafionych przystankach, wybierając się w genialne podróże z różnymi, różniastymi pasażerami. W końcu musiał więc nadejść czas na małą wpadkę i pomylenie pociągów. Po przygodzie z Charlee Fam i jej oczkiem w głowie, Aubrey Glass oczekiwałam czegoś co najmniej tak dobrego, jak pisali inni podróżnicy na GoodReads. Szkoda, że jednak nie było aż...
więcej mniej Pokaż mimo to
Od lat mówi się o ewentualnej możliwości kontroli ludzkości za pomocą odpowiednich chwytów marketingowych i technologii. Przerażająca wizję przedstawiła w "Aplikacji" Lauren Miller.
Zaufaj Luxowi - zadaj mu swoje pytania, znajdź odpowiedzi i bądź szczęśliwy.
Tylko czy na pewno?
Przenieśmy się w przyszłość, ale nie tę z "Podróży do przyszłości" z latającymi deskami, tylko tej, gdzie firmy takie jak Google i Apple zostały już dawno usunięte z rynku. Nie martwcie się jednak, jest inna firma - Gnosis. O tyle genialna organizacja, że wypuściła na rynek aplikację, która zapewnia szczęście. Lux odbierze każde Twoje pytanie, przeanalizuje osobowość i wyciągnie najtrafniejsze wnioski, prowadząc Cię do spełnienia i zdrowego życia.
Przynajmniej tak myśli duża część społeczeństwa, w tym szesnastoletnia Rory. Gdy dostaje się do elitarnej Akademii Theden, nie może się nacieszyć, nawet mimo specyficznej współlokatorki. Jednak kiedy poznaje Northa, zaczyna dostrzegać na ekranie rysy, których do tej pory nie było. Do czego może doprowadzić odrzucenie aplikacji? Co kryje Akademia i przeszłość mamy Rory?
Nie mogłabym zacząć inaczej niż od zachwytu nad pomysłem na fabułę. Jestem świadoma, że było już "trochę" książek z wizją kontroli człowieka przez programy, wymyślne technologie etc. Lauren Miller zaserwowała nam jednak coś oryginalnego - aplikację, która dosłownie układa ludziom życie i jeśli coś się dzieje nie po jej myśli, zostaje to odnotowane w systemie. Użytkownikom wmawia się, że bez Luxa ich życie będzie niebezpieczne, pozbawione zdrowia i szczęścia, które mogą zagwarantować jedynie konsultacje z najlepszym osobistym doradcą - właśnie aplikacją Lux. Nikt jednak nie mówi, w jaki sposób udaje się przekonać nawet najbardziej zagorzałych wrogów tej technologii.
Na szczęście na ich tle wyróżnia się North - teoretycznie bohater drugoplanowy, jednak zdecydowanie wysuwający się przed szereg. W tłumie osób ślepo wierzących w geniusz Luxa tylko North trzyma się dzielnie od niego z daleka. Cieszyło mnie, że nie musiałam oglądać żadnego upadku, tylko dostałam faceta z krwi i kości, który walczy o swoje przekonania, broni ich w granicach rozsądku i zwyczajnie ma dobre serce wobec innych. Miło było przeczytać książkę młodzieżową, w której męski bohater w końcu ma konkretnie zbudowaną osobowość.
Rory również polubiłam i to niemal od pierwszych stron, podobnie Hershey. Jeżeli czytaliście już książkę, wiecie, że nie mogę nic konkretnego o tym duecie napisać, niemniej po prostu wiedzcie, że takich bohaterek powinno być więcej w literaturze.
Okładka jest wprost niesamowita. To pęknięcie muru otaczającego główną bohaterkę może mieć niejedno znaczenie, ale znowu nie mogę ich Wam zdradzić, aby nie popsuć radości z lektury.
Krótko mówiąc, "Aplikacja" Lauren Miller to świeża i świetna pozycja młodzieżowa, która z pewnością okaże się fantastycznym świątecznym prezentem dla wszystkich uzależnionych od telefonów i tabletów nastolatków. Na Waszym miejscu dłużej bym się nie zastanawiała i zamawiała szybko książkę dla siebie oraz dla siostry, przyjaciółki czy kuzynki. Warto!
Od lat mówi się o ewentualnej możliwości kontroli ludzkości za pomocą odpowiednich chwytów marketingowych i technologii. Przerażająca wizję przedstawiła w "Aplikacji" Lauren Miller.
Zaufaj Luxowi - zadaj mu swoje pytania, znajdź odpowiedzi i bądź szczęśliwy.
Tylko czy na pewno?
Przenieśmy się w przyszłość, ale nie tę z "Podróży do przyszłości" z latającymi deskami, tylko...
Każdy z nas przechodził w życiu etap zwątpienia w sens tego, co dzieje się wokół. Nie tylko w pracę i własne pragnienia, ale również, a może nawet przede wszystkim, w miłość. Colleen Hoover odnosi się właśnie do tego uczucia - miłości ze skazą. Miłości brzydkiej. Miłości, która nie powinna w ogóle zaistnieć i którą nie powinno się nikogo obdarowywać. "Ugly Love" - brzydka miłość, która po bliższym zapoznaniu wydaje się jedną z piękniejszych.
Kiedy Tate spotyka na swojej drodze Milesa, nic nie zapowiada się na to, by między tą dwójką miał kiedykolwiek wystąpić jakikolwiek romans. Różnią się jak woda i ogień, a i pierwsze spotkanie nie jest tym wymarzonym. Jednak nie przeszkadza to narastającemu napięciu i wyraźnie wyczuwalnej chemii. Gdy w końcu obydwoje odkrywają karty, zawierają układ. Zero uczuć, dużo seksu. I dopóki żadne z nich nie złamie dwóch zasad Milesa, dopóty obowiązuje ich umowa.
1. Nie pytaj o przeszłość.
2. Nie oczekuj przyszłości.
Czy skażona miłość może okazać się czymś pięknym? Czy ciała i dusze mogą zapłonąć od czegoś więcej niż czysta żądza?
Gdy po raz pierwszy zabierałam się za "Ugly Love" w oryginale w wakacje 2015, nie sądziłam, że kompletnie mnie pochłonie. Wiedziałam, że Colleen Hoover stworzyła coś fantastycznego, jednak nie byłam przygotowana na taką historię. Oczekiwałam erotyka w wydaniu młodzieżowym. Nie dajcie się zmylić - dostałam go. I to w pakiecie z feerią emocji, morzem łez i wzruszeń oraz przepiękną, choć skażoną, miłością. Przez całe wakacje nie udało mi się przeczytać żadnej książki, która tak by mnie poruszyła i zarazem rozbroiła emocjonalnie jak "Ugly Love" - po moim oryginalnym egzemplarzu książki widać troszeczkę, jak ją przeżywałam. W końcu niemal dosłownie tonęłam we łzach.
"Wszystko, co mówi Miles, wywołuje mój ból. Chyba ze względu na to, jak wspaniałe chwile przeżyliśmy razem, a także to, że moim zdaniem wszelkie złe chwile z łatwością by przeminęły, gdyby tylko chciał."
Hoover po prostu totalnie rozbraja. Już sam początek znajomości Milesa i Tate zapowiada przejażdżkę pełną mocnych wrażeń. Z każdą kolejną stroną czuć to niesamowite napięcie seksualne, dosłownie namacalną chemię, której nie sposób się oprzeć nawet jako osoba trzecia. Jestem pewna, że każda czytelniczka zapragnie zamienić się z Tate miejscami, byleby tylko doświadczyć namiętności z rąk Milesa. Tylko jest haczyk - pamiętajcie o dwóch zasadach podanych powyżej. I o tym, że Miles się nie zakochuje.
Książka przez wielu fanów porównywana jest do "Pięćdziesięciu twarzy Greya". Mogę Was jednak zapewnić, że różnic jest niesamowicie wiele. Będę miała dla Was specjalny wpis na ten temat, ale już teraz mogę nakreślić, że jedynym, co łączy obie powieści, jest duża ilość seksu oraz fakt, że główny bohater twierdzi, że nie uprawia miłości, tylko się pieprzy. Grey po prostu dosadniej to określa, ale myśl jest podobna.
Nie ma tematyki BDSM, nie ma uległej bohaterki. Jest za to zakochana kobieta, której na pewno nikt nie uzna za bierną w związku, oraz mężczyzna z przeszłością, od której nie może się uwolnić.
"– Każ mi wyjść – prosi. Czuję na szyi jego ciepły oddech. – Nie potrzebujesz tego. – Pokrywa pocałunkami moją szyję i przerywa tylko po to, by powiedzieć: – Po prostu nie mogę przestać cię pragnąć. Każ mi wyjść, a wyjdę. Nie mówię mu tego. Kręcę głową. – Nie mogę."
Mimo dużej ilości scen łóżkowych nie ma mowy, by "Ugly Love" nazwać erotykiem. Teaser zapowiadanego filmu (tak, tak, BĘDZIE EKRANIZACJA!) wyraźnie podkreśla ten wątek, ale moim zdaniem dość mocno krzywdzi fabułę i całe piękno historii, w której seks to tylko jeden z elementów. Powieść zdecydowanie należy do nurtu New Adult, z tym, że zawiera znacznie więcej emocji niż wiele obecnych na rynku pozycji. Dramaty nie są naciągane, uczucia wylewają się ze stron, a miłość ze skazą ukazana jest jako coś przepięknego.
Warto też podkreślić, że punkty widzenia głównych bohaterów przeplatają się ze sobą. Raz widzimy teraźniejszość oczami Tate, a kiedy indziej przeszłość od strony Milesa. Dzięki temu mamy wgląd w wydarzenia, które uczyniły chłopaka takim, jakiego poznała Tate. Nie spotkałam się jeszcze z takim zagraniem i między innymi dlatego ta książka mnie uwiodła. Widać, że profil psychologiczny Milesa został szczegółowo przemyślany i autorka nie potraktowała go na zasadzie "odwalenia" roboty.
"Miłość nie zawsze jest piękna, Tate. Czasami przez lata masz nadzieję, że okaże się czymś innym. Czymś lepszym. A potem, zanim się spostrzeżesz, wracasz do punktu wyjścia i zostajesz z niczym."
Ponadto wiem, że wiele osób krytykuje polską okładkę. Powiedziałabym Wam, dlaczego oryginalna również nie jest najlepsza, ale z pewnością zaspoilerowałoby to wydarzenia, więc wybaczcie, ale nic nie zdradzę. Przyznam jedynie, że sama z początku byłam rozczarowana naszą polską wersją, jednak dziś stwierdzam, że nie jest tak źle. Pewnie, napis razi w oczy na takim tle, ale jest ta tajemnicza atmosfera, a to najważniejsze.
Wątpię, że ktokolwiek ma w tej chwili wątpliwości, czy warto sięgnąć po "Ugly Love", gdy tylko ukaże się na polskim rynku 13 kwietnia. Moim zdaniem to jedna z najlepszych powieści Hoover - nie tylko pod kątem fabuły i pomysłu na bohaterów, ale również zawartych emocji.
Każdy z nas przechodził w życiu etap zwątpienia w sens tego, co dzieje się wokół. Nie tylko w pracę i własne pragnienia, ale również, a może nawet przede wszystkim, w miłość. Colleen Hoover odnosi się właśnie do tego uczucia - miłości ze skazą. Miłości brzydkiej. Miłości, która nie powinna w ogóle zaistnieć i którą nie powinno się nikogo obdarowywać. "Ugly Love" -...
więcej Pokaż mimo to