-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
Jest to niezwykle wnikliwa i mądra analiza nie tylko zagadnienia banalności zła ale i pojęcia sprawiedliwości i praworządności. Jest to też książka o ogromnym ciężarze, zdystansowane i ironiczne pisanie o straszliwych faktach wcale go nie zmniejsza, bo ironia Arendt zbudowana jest z trwogi.
Jest to niezwykle wnikliwa i mądra analiza nie tylko zagadnienia banalności zła ale i pojęcia sprawiedliwości i praworządności. Jest to też książka o ogromnym ciężarze, zdystansowane i ironiczne pisanie o straszliwych faktach wcale go nie zmniejsza, bo ironia Arendt zbudowana jest z trwogi.
Pokaż mimo to
Bardzo ciekawa analiza sposobu życia i myślenia prawicowych wyborców, średniozamożnych białych z Luizjany. Skupiona wokół problemu degradacji środowiska, w Luizjanie modelowo katastrofalnego. Autorka, według własnego określenia, stara się „przekroczyć barierę empatii”. Czyta się to znakomicie, mimo pewnych powtórzeń i ewidentnego ukierunkowania wywodu w stronę pozwalającą nam polubić jej rozmówców.
Ja bariery empatii nie przekroczyłam, coś o czym socjolożka wspomina tylko na marginesie - nikt z jej rozmówców nie wierzy w globalne ocieplenia – jest dla mnie trudne do przełknięcia, dostęp do wiedzy jej rozmówcy mają. Poza tym historia dostarcza zbyt wielu przykładów, w których porządni ludzie robią potworne rzeczy. Głosowanie na człowieka, który gloryfikuje przemoc i chce oczyścić kraj z pewnych kategorii ludzi nie jest usprawiedliwialne.
Zajęcie się akurat problemem środowiska, daje za to Hochschild dobrze wykorzystaną okazję do pokazania, bariery jaka przebiega nie między lewicą a prawicą tylko między bardzo bogatymi i resztą społeczeństwa.
Bardzo ciekawa analiza sposobu życia i myślenia prawicowych wyborców, średniozamożnych białych z Luizjany. Skupiona wokół problemu degradacji środowiska, w Luizjanie modelowo katastrofalnego. Autorka, według własnego określenia, stara się „przekroczyć barierę empatii”. Czyta się to znakomicie, mimo pewnych powtórzeń i ewidentnego ukierunkowania wywodu w stronę pozwalającą...
więcej mniej Pokaż mimo toŻiżek stawia dużo interesujących pytań i nie daje odpowiedzi. Prowokuje i przesadza (powszechne współczucie dla ofiar legitymizuje przemoc albo „Dzisiaj zagrożeniem nie jest bierność, ale pseudoaktywność, chęć „bycia aktywnym”, „brania udziału”, maskowania Nicości tego, co się dzieje.”, czy też obliczona na szokowanie analiza wewnętrznej logiki instytucji Kościoła). Jednocześnie patrzy na rzeczy w ciekawy sposób („usuń z równania zagraniczne firmy i rozpadnie się cały gmach „wojny etnicznej napędzanej starymi emocjami”). Często się z nim nie zgadzałam (apologia figury Mistrza i ten nieudany przykład Wenezueli, pochwała walki - chociaż rozumianej szerzej niż sama przemoc, niewykluczająca przemocy). Specyficzne poczucie humoru i dygresyjność czasem mnie bawiły czasem przeszkadzały, ale ogólnie dobrze się to czytało i chętnie jeszcze po Żiżka sięgnę.
Żiżek stawia dużo interesujących pytań i nie daje odpowiedzi. Prowokuje i przesadza (powszechne współczucie dla ofiar legitymizuje przemoc albo „Dzisiaj zagrożeniem nie jest bierność, ale pseudoaktywność, chęć „bycia aktywnym”, „brania udziału”, maskowania Nicości tego, co się dzieje.”, czy też obliczona na szokowanie analiza wewnętrznej logiki instytucji Kościoła)....
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka której mogłabym nie przeczytać. Może chodzi o to, że jeden Hans Castorp na literaturę mi wystarczy - nie byłam w stanie wykrzesać z siebie sympatii do nieporadnego brodacza Szmuela, ani ciekawości wobec jego losu. Dawno też osiągnęłam czytelniczy limit na kobiety utkane z męskich fantazji, więc miłosny wątek i postać Atalii przeszkadzały mi całkowicie sztuczną konstrukcją. Całe to odrealnienie samotnego domku, biblioteka, zamknięte pokoje i facjatka (słowo z „Ani z Zielonego Wzgórza” nie pomogło), całe wyalienowanie jego mieszkańców, wzięte wprost z „Czarodziejskiej Góry” odbierałam jako przerost formy, zbędne upoetycznienie. Teoretycznie interesujący zabieg, żeby poprzez postać Iskarioty odwołać się do sprzeczności i kompleksów izraelskiej duszy wydawał mi się nie tyle dobrym pomysłem, co kompromisem, unikiem, żeby nie mówić wprost. Zdaję sobie sprawę, że z mojego fotela przed biurkiem na Mazowszu inaczej to wygląda niż gdybym była Izraelką, że zapewne nie doceniam odwagi poglądów Oza, ale nic nie poradzę na czytelnicze znużenie. Dla mnie to po prostu niepotrzebnie górnolotna, wydumana historyjka.
Dobrze czytało mi się o Ben Gurionie i początkach państwa Izrael. Podobały mi się całe akapity powtórzeń w opisach, nadawały naprawdę intrygujący rytm i sprowadzały opowieść na ziemię. Chętnie bym ten zabieg zobaczyła w dłuższej, lepszej książce. W ogóle opisy podobały mi się bardziej niż fabuła.
Książka której mogłabym nie przeczytać. Może chodzi o to, że jeden Hans Castorp na literaturę mi wystarczy - nie byłam w stanie wykrzesać z siebie sympatii do nieporadnego brodacza Szmuela, ani ciekawości wobec jego losu. Dawno też osiągnęłam czytelniczy limit na kobiety utkane z męskich fantazji, więc miłosny wątek i postać Atalii przeszkadzały mi całkowicie sztuczną...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pytanie, które Herr stawia sobie w tej książce wielokrotnie: „co ja tu robię?” brzmi natrętnie i po zakończeniu lektury, choć to świetna książka, kawałek bardzo inteligentnej i bardzo szczerej prozy i właściwie jej napisanie powinno być usprawiedliwieniem pobytu w Wietnamie. Ale nie jest.
Herr opisuje absurd, niekompetencję „nie ma nic bardziej żenującego niż wojna, która nie idzie zgodnie z planem”, zniszczenie - uwagi Herra o krajobrazie- a właściwie jego demontowaniu, fizycznym, za pomocą broni i metaforycznym za pomocą języka - są genialne. I wszechobecną śmierć -worki z ciałami żołnierzy to refren tej historii. Natomiast zabijanie pojawia się w aurze odrealnionej, jak z kina (Herr to podkreśla, mimo strachu i śmierci, świadomość, że to dzieje się naprawdę musi przebić się u każdego przez gruby mur). To zazwyczaj zabijanie z dystansu, jeśli karabinem to z helikoptera, napalmem, pociskami dalekiego zasięgu, minami. Plus makabryczne groteski: worki uszu, sztywne zwłoki wietnamskiej żołnierki z zadartymi nogami.
Wśród „złodziei i morderców” Herr przeżywa swoje „szczęśliwe dzieciństwo”. Wojenny haj daje najpiękniejsze wspomnienia.
To faktycznie klimat „Czasu Apokalipsy”, gdzie Herr był współscenarzystą, albo „Generation Kill” (Irak), bo i mogłaby to być dowolna współczesna wojna, Ukraina albo Gaza.
Pytanie, które Herr stawia sobie w tej książce wielokrotnie: „co ja tu robię?” brzmi natrętnie i po zakończeniu lektury, choć to świetna książka, kawałek bardzo inteligentnej i bardzo szczerej prozy i właściwie jej napisanie powinno być usprawiedliwieniem pobytu w Wietnamie. Ale nie jest.
Herr opisuje absurd, niekompetencję „nie ma nic bardziej żenującego niż wojna, która...
B.R. żył 98 lat, „Autobiografia” obejmuje 95 z nich, imponujące są więc już same ramy czasowe: od epoki wiktoriańskiej do zimnej wojny (wojny w Wietnamie). Te trzy tomy nie są tekstem napisanym na raz, są tu partie tekstu pisane przez człowieka 40-letniego i przez 90-latka. I jest to zaleta, bo zmiana tonów i nastroju sama w sobie mówi o ludzkim życiu. Wspomnieniom towarzyszą listy B.R. i korespondentów, wśród których będą Albert Einstein, Max Born, Joseph Conrad, Jawaharlal Nehru czy Nikita Chruszczow. Listy zajmują blisko połowę objętości „Autobiografii”.
Nie ma w „Autobiografii” streszczenia russellowskiej logiki i dokonań naukowych, jest za to uczciwa próba zrozumienia dokonanych wyborów. Russell opowiada o swoim życiu osobistym szczerze, ale nie na sposób plotkarski. To nie jest spowiedź, więcej tu świata i polityki niż historii małżeńskich. (Najbardziej interesujący był dla mnie okres I wojny światowej.) Punkt widzenia Russella jest niezwykły, bo pochodzi od człowieka, który całe życie starał się wpływać na kierunek, w którym zmierza świat, wierzył, że może i uważał, że powinien. (Dziś chyba jest niemożliwe tak duże poczucie sprawczości.) I mimo że B.R. był genialnym naukowcem, laureatem literackiej Nagrody Nobla, i angielskim arystokratą – i być może to ta ostatnia cecha najbardziej przekładała się na prestiż – jego działania były oddolnymi inicjatywami zaangażowanego obywatela.
Bertrand Russell za swoje przekonania społeczne dwukrotnie trafił do więzienia. Nie wiem jak innych czytelników tej książki, ale mnie zmusił do myślenia o własnej postawie, o tym czy na przykład niewiedza o cierpieniu, w sytuacji dostępności wiedzy, nie jest brzydkim kompromisem moralnym. Właściwie cały trzeci tom tych wspomnień można potraktować jako apel o pokój i rozbrojenie. Wielką apologię aktywnej postawy obywatelskiej.
Autobiografia jest napisana znakomicie, choć nie tak genialnie jak „Dzieje zachodniej filozofii”. Ale i tu można delektować się przejrzystym stylem i poczuciem humoru autora (Russell nazywa tę cechę wyczuciem ironii) – zwłaszcza w dwóch pierwszych tomach.
[B.R. pisze o historii to co jest i moim głębokim przekonaniem, że w jej nauczaniu niezbędne są wręcz rewolucyjne zmiany, że w każdej wojnie powinniśmy widzieć przede wszystkim masowe morderstwo, że konflikty zbrojne to powód do wstydu zamiast gloryfikacji, a bohaterowie narodowi, których główną zasługą jest to, że potrafili zabijać cudzoziemców zajmują w panteonie wielkich ludzi cudze miejsca (t.3 „Nowe podejście do pokoju” s. 243).]
B.R. żył 98 lat, „Autobiografia” obejmuje 95 z nich, imponujące są więc już same ramy czasowe: od epoki wiktoriańskiej do zimnej wojny (wojny w Wietnamie). Te trzy tomy nie są tekstem napisanym na raz, są tu partie tekstu pisane przez człowieka 40-letniego i przez 90-latka. I jest to zaleta, bo zmiana tonów i nastroju sama w sobie mówi o ludzkim życiu. Wspomnieniom...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znakomity tom, jedyna wada to pospieszne tłumaczenie Boya, niestety, podobnie jak w Sodomie i Gomorze, odczuwalne; trochę żałowałam, że nie kupiłam nowego przekładu.
Znakomity tom, jedyna wada to pospieszne tłumaczenie Boya, niestety, podobnie jak w Sodomie i Gomorze, odczuwalne; trochę żałowałam, że nie kupiłam nowego przekładu.
Pokaż mimo to