Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki Skąd się biorą Holendrzy? Ben Coates
Ocena 7,1
Recenzja Poznawanie Europy

„Skąd się biorą Holendrzy?” to znakomicie brzmiący tytuł. Bądź co bądź autor książki Ben Coates to specjalista w zakresie piaru – ekspert od dobrze dobranych nagłówków. I rzecz jasna zestawienie tych dwóch faktów wcale nie budziło mego entuzjazmu (gdybym urodziła się Holenderką,...

Okładka książki Pierwsze znaki. Najstarsze symbole świata Genevieve von Petzinger
Ocena 6,7
Recenzja W okolicach nauki

Niestety, nie jest to książka naukowa, nawet w wersji popularnej, a Genevieve von Petzinger nie udaje się udowodnić, że jest naukowcem. Teoretycznie mieliśmy dostać książkę paleoantropologa o pierwszych znakach rytych i rysowanych przez człowieka i jego krewniaków w epokach przed...

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Znakomity tom, jedyna wada to pospieszne tłumaczenie Boya, niestety, podobnie jak w Sodomie i Gomorze, odczuwalne; trochę żałowałam, że nie kupiłam nowego przekładu.

Znakomity tom, jedyna wada to pospieszne tłumaczenie Boya, niestety, podobnie jak w Sodomie i Gomorze, odczuwalne; trochę żałowałam, że nie kupiłam nowego przekładu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to niezwykle wnikliwa i mądra analiza nie tylko zagadnienia banalności zła ale i pojęcia sprawiedliwości i praworządności. Jest to też książka o ogromnym ciężarze, zdystansowane i ironiczne pisanie o straszliwych faktach wcale go nie zmniejsza, bo ironia Arendt zbudowana jest z trwogi.

Jest to niezwykle wnikliwa i mądra analiza nie tylko zagadnienia banalności zła ale i pojęcia sprawiedliwości i praworządności. Jest to też książka o ogromnym ciężarze, zdystansowane i ironiczne pisanie o straszliwych faktach wcale go nie zmniejsza, bo ironia Arendt zbudowana jest z trwogi.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa analiza sposobu życia i myślenia prawicowych wyborców, średniozamożnych białych z Luizjany. Skupiona wokół problemu degradacji środowiska, w Luizjanie modelowo katastrofalnego. Autorka, według własnego określenia, stara się „przekroczyć barierę empatii”. Czyta się to znakomicie, mimo pewnych powtórzeń i ewidentnego ukierunkowania wywodu w stronę pozwalającą nam polubić jej rozmówców.

Ja bariery empatii nie przekroczyłam, coś o czym socjolożka wspomina tylko na marginesie - nikt z jej rozmówców nie wierzy w globalne ocieplenia – jest dla mnie trudne do przełknięcia, dostęp do wiedzy jej rozmówcy mają. Poza tym historia dostarcza zbyt wielu przykładów, w których porządni ludzie robią potworne rzeczy. Głosowanie na człowieka, który gloryfikuje przemoc i chce oczyścić kraj z pewnych kategorii ludzi nie jest usprawiedliwialne.

Zajęcie się akurat problemem środowiska, daje za to Hochschild dobrze wykorzystaną okazję do pokazania, bariery jaka przebiega nie między lewicą a prawicą tylko między bardzo bogatymi i resztą społeczeństwa.

Bardzo ciekawa analiza sposobu życia i myślenia prawicowych wyborców, średniozamożnych białych z Luizjany. Skupiona wokół problemu degradacji środowiska, w Luizjanie modelowo katastrofalnego. Autorka, według własnego określenia, stara się „przekroczyć barierę empatii”. Czyta się to znakomicie, mimo pewnych powtórzeń i ewidentnego ukierunkowania wywodu w stronę pozwalającą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Żiżek stawia dużo interesujących pytań i nie daje odpowiedzi. Prowokuje i przesadza (powszechne współczucie dla ofiar legitymizuje przemoc albo „Dzisiaj zagrożeniem nie jest bierność, ale pseudoaktywność, chęć „bycia aktywnym”, „brania udziału”, maskowania Nicości tego, co się dzieje.”, czy też obliczona na szokowanie analiza wewnętrznej logiki instytucji Kościoła). Jednocześnie patrzy na rzeczy w ciekawy sposób („usuń z równania zagraniczne firmy i rozpadnie się cały gmach „wojny etnicznej napędzanej starymi emocjami”). Często się z nim nie zgadzałam (apologia figury Mistrza i ten nieudany przykład Wenezueli, pochwała walki - chociaż rozumianej szerzej niż sama przemoc, niewykluczająca przemocy). Specyficzne poczucie humoru i dygresyjność czasem mnie bawiły czasem przeszkadzały, ale ogólnie dobrze się to czytało i chętnie jeszcze po Żiżka sięgnę.

Żiżek stawia dużo interesujących pytań i nie daje odpowiedzi. Prowokuje i przesadza (powszechne współczucie dla ofiar legitymizuje przemoc albo „Dzisiaj zagrożeniem nie jest bierność, ale pseudoaktywność, chęć „bycia aktywnym”, „brania udziału”, maskowania Nicości tego, co się dzieje.”, czy też obliczona na szokowanie analiza wewnętrznej logiki instytucji Kościoła)....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka której mogłabym nie przeczytać. Może chodzi o to, że jeden Hans Castorp na literaturę mi wystarczy - nie byłam w stanie wykrzesać z siebie sympatii do nieporadnego brodacza Szmuela, ani ciekawości wobec jego losu. Dawno też osiągnęłam czytelniczy limit na kobiety utkane z męskich fantazji, więc miłosny wątek i postać Atalii przeszkadzały mi całkowicie sztuczną konstrukcją. Całe to odrealnienie samotnego domku, biblioteka, zamknięte pokoje i facjatka (słowo z „Ani z Zielonego Wzgórza” nie pomogło), całe wyalienowanie jego mieszkańców, wzięte wprost z „Czarodziejskiej Góry” odbierałam jako przerost formy, zbędne upoetycznienie. Teoretycznie interesujący zabieg, żeby poprzez postać Iskarioty odwołać się do sprzeczności i kompleksów izraelskiej duszy wydawał mi się nie tyle dobrym pomysłem, co kompromisem, unikiem, żeby nie mówić wprost. Zdaję sobie sprawę, że z mojego fotela przed biurkiem na Mazowszu inaczej to wygląda niż gdybym była Izraelką, że zapewne nie doceniam odwagi poglądów Oza, ale nic nie poradzę na czytelnicze znużenie. Dla mnie to po prostu niepotrzebnie górnolotna, wydumana historyjka.

Dobrze czytało mi się o Ben Gurionie i początkach państwa Izrael. Podobały mi się całe akapity powtórzeń w opisach, nadawały naprawdę intrygujący rytm i sprowadzały opowieść na ziemię. Chętnie bym ten zabieg zobaczyła w dłuższej, lepszej książce. W ogóle opisy podobały mi się bardziej niż fabuła.

Książka której mogłabym nie przeczytać. Może chodzi o to, że jeden Hans Castorp na literaturę mi wystarczy - nie byłam w stanie wykrzesać z siebie sympatii do nieporadnego brodacza Szmuela, ani ciekawości wobec jego losu. Dawno też osiągnęłam czytelniczy limit na kobiety utkane z męskich fantazji, więc miłosny wątek i postać Atalii przeszkadzały mi całkowicie sztuczną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pytanie, które Herr stawia sobie w tej książce wielokrotnie: „co ja tu robię?” brzmi natrętnie i po zakończeniu lektury, choć to świetna książka, kawałek bardzo inteligentnej i bardzo szczerej prozy i właściwie jej napisanie powinno być usprawiedliwieniem pobytu w Wietnamie. Ale nie jest.

Herr opisuje absurd, niekompetencję „nie ma nic bardziej żenującego niż wojna, która nie idzie zgodnie z planem”, zniszczenie - uwagi Herra o krajobrazie- a właściwie jego demontowaniu, fizycznym, za pomocą broni i metaforycznym za pomocą języka - są genialne. I wszechobecną śmierć -worki z ciałami żołnierzy to refren tej historii. Natomiast zabijanie pojawia się w aurze odrealnionej, jak z kina (Herr to podkreśla, mimo strachu i śmierci, świadomość, że to dzieje się naprawdę musi przebić się u każdego przez gruby mur). To zazwyczaj zabijanie z dystansu, jeśli karabinem to z helikoptera, napalmem, pociskami dalekiego zasięgu, minami. Plus makabryczne groteski: worki uszu, sztywne zwłoki wietnamskiej żołnierki z zadartymi nogami.
Wśród „złodziei i morderców” Herr przeżywa swoje „szczęśliwe dzieciństwo”. Wojenny haj daje najpiękniejsze wspomnienia.

To faktycznie klimat „Czasu Apokalipsy”, gdzie Herr był współscenarzystą, albo „Generation Kill” (Irak), bo i mogłaby to być dowolna współczesna wojna, Ukraina albo Gaza.

Pytanie, które Herr stawia sobie w tej książce wielokrotnie: „co ja tu robię?” brzmi natrętnie i po zakończeniu lektury, choć to świetna książka, kawałek bardzo inteligentnej i bardzo szczerej prozy i właściwie jej napisanie powinno być usprawiedliwieniem pobytu w Wietnamie. Ale nie jest.

Herr opisuje absurd, niekompetencję „nie ma nic bardziej żenującego niż wojna, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

B.R. żył 98 lat, „Autobiografia” obejmuje 95 z nich, imponujące są więc już same ramy czasowe: od epoki wiktoriańskiej do zimnej wojny (wojny w Wietnamie). Te trzy tomy nie są tekstem napisanym na raz, są tu partie tekstu pisane przez człowieka 40-letniego i przez 90-latka. I jest to zaleta, bo zmiana tonów i nastroju sama w sobie mówi o ludzkim życiu. Wspomnieniom towarzyszą listy B.R. i korespondentów, wśród których będą Albert Einstein, Max Born, Joseph Conrad, Jawaharlal Nehru czy Nikita Chruszczow. Listy zajmują blisko połowę objętości „Autobiografii”.

Nie ma w „Autobiografii” streszczenia russellowskiej logiki i dokonań naukowych, jest za to uczciwa próba zrozumienia dokonanych wyborów. Russell opowiada o swoim życiu osobistym szczerze, ale nie na sposób plotkarski. To nie jest spowiedź, więcej tu świata i polityki niż historii małżeńskich. (Najbardziej interesujący był dla mnie okres I wojny światowej.) Punkt widzenia Russella jest niezwykły, bo pochodzi od człowieka, który całe życie starał się wpływać na kierunek, w którym zmierza świat, wierzył, że może i uważał, że powinien. (Dziś chyba jest niemożliwe tak duże poczucie sprawczości.) I mimo że B.R. był genialnym naukowcem, laureatem literackiej Nagrody Nobla, i angielskim arystokratą – i być może to ta ostatnia cecha najbardziej przekładała się na prestiż – jego działania były oddolnymi inicjatywami zaangażowanego obywatela.

Bertrand Russell za swoje przekonania społeczne dwukrotnie trafił do więzienia. Nie wiem jak innych czytelników tej książki, ale mnie zmusił do myślenia o własnej postawie, o tym czy na przykład niewiedza o cierpieniu, w sytuacji dostępności wiedzy, nie jest brzydkim kompromisem moralnym. Właściwie cały trzeci tom tych wspomnień można potraktować jako apel o pokój i rozbrojenie. Wielką apologię aktywnej postawy obywatelskiej.

Autobiografia jest napisana znakomicie, choć nie tak genialnie jak „Dzieje zachodniej filozofii”. Ale i tu można delektować się przejrzystym stylem i poczuciem humoru autora (Russell nazywa tę cechę wyczuciem ironii) – zwłaszcza w dwóch pierwszych tomach.

[B.R. pisze o historii to co jest i moim głębokim przekonaniem, że w jej nauczaniu niezbędne są wręcz rewolucyjne zmiany, że w każdej wojnie powinniśmy widzieć przede wszystkim masowe morderstwo, że konflikty zbrojne to powód do wstydu zamiast gloryfikacji, a bohaterowie narodowi, których główną zasługą jest to, że potrafili zabijać cudzoziemców zajmują w panteonie wielkich ludzi cudze miejsca (t.3 „Nowe podejście do pokoju” s. 243).]

B.R. żył 98 lat, „Autobiografia” obejmuje 95 z nich, imponujące są więc już same ramy czasowe: od epoki wiktoriańskiej do zimnej wojny (wojny w Wietnamie). Te trzy tomy nie są tekstem napisanym na raz, są tu partie tekstu pisane przez człowieka 40-letniego i przez 90-latka. I jest to zaleta, bo zmiana tonów i nastroju sama w sobie mówi o ludzkim życiu. Wspomnieniom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uderzające jest podobieństwo języka i symetryczność argumentów obrońców pańszczyzny i dzisiejszych obrońców „polskości” i „narodowego dziedzictwa” („system wartości całkowicie nieruchomy”).

Bardzo ważna praca dla zrozumienia historii polskiego społeczeństwa, nie tylko w XIX wieku, ze szczegółową bibliografią i solidnie umocowana w źródłach. Szczególnie cenne wydaje mi się wykazanie istnienia olbrzymiej ilości tzw. polepszaczy – pozornych zwolenników poprawy losu chłopów, odkładających reformy do czasów gdy spełnione zostaną niemożliwie warunki

Uderzające jest podobieństwo języka i symetryczność argumentów obrońców pańszczyzny i dzisiejszych obrońców „polskości” i „narodowego dziedzictwa” („system wartości całkowicie nieruchomy”).

Bardzo ważna praca dla zrozumienia historii polskiego społeczeństwa, nie tylko w XIX wieku, ze szczegółową bibliografią i solidnie umocowana w źródłach. Szczególnie cenne wydaje mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Malutka książeczka, której nie mogłam czytać do snu, bo zbyt wiele lęków autora podzielam.

Malutka książeczka, której nie mogłam czytać do snu, bo zbyt wiele lęków autora podzielam.

Pokaż mimo to

Okładka książki Twarz, brzuch, głowa Wanda Hagedorn, Ola Szmida
Ocena 7,1
Twarz, brzuch,... Wanda Hagedorn, Ola...

Na półkach:

Bardzo podoba mi się okładka i rysunek, pomysły Oli Szmida dodają tej historii lekkości. Świetny jest termin „ukobiecanie”. Natomiast w samej opowieści zabrakło mi jakiegoś rodzaju dystansu i chyba autorefleksji. Z wyjątkiem fabularnie najmocniejszego i w moim odczuciu najszczerszego fragmentu siostrzanego - o próbach naprawienia grubej siostry. Chciałabym więcej o ukobiecaniu, a mniej zmagań z twarzą, więcej o sygnalizowanym zjawisku przezroczystości kobiet „w pewnym wieku” – ale to całkowicie subiektywne preferencje. Trochę inne proporcje gniewu i humoru przełamałyby zbytni dogmatyzm.

Bardzo podoba mi się okładka i rysunek, pomysły Oli Szmida dodają tej historii lekkości. Świetny jest termin „ukobiecanie”. Natomiast w samej opowieści zabrakło mi jakiegoś rodzaju dystansu i chyba autorefleksji. Z wyjątkiem fabularnie najmocniejszego i w moim odczuciu najszczerszego fragmentu siostrzanego - o próbach naprawienia grubej siostry. Chciałabym więcej o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mogłoby się wydawać, że to hermetyczny temat – odzwierciedlenie w literaturze powojennych Niemiec piętna jakie odcisnęły na społeczeństwie bombardowania niemieckich miast – tymczasem pierwszy rozdział odczułam jako komentarz do Herodota (czytane po sobie), komentarz o działaniu pamięci i procesie zapominania, wymazywania historii – [w „Dziejach” cierpienia ludności cywilnej (nie-obywateli: niewolników, kobiet, dzieci) pojawiają się z rzadka w tle jako marginesowe wzmianki o przesiedleniach, helotach towarzyszących Spartiatom, raz przeczytamy o gwałtach; nawet spalenie Aten do gołej ziemi jest zagubionym w narracji pejzażem].

Sebald jest srogi (całkowite potępienie „literatury jako środka korygowania życiorysu” a przecież robił to nie tylko Andersch, którego dotyczy rozdział, ale choćby i Goethe, i Mickiewicz), zjadliwie złośliwy i muszę przyznać, że śmiałam się w głos na niektórych cytatach z pisarzy pozornie zmagających się z grozą wszechobecnej śmierci. Styl pisarstwa Sebalda, całkowicie pozbawiony zbędnych słów i myśli, nieodmiennie mnie zachwyca.

Uniwersalność wymazywania z historii cierpienia jest przerażająca. Chociaż Sebald twierdzi, że „właściwe zrozumienie stale inscenizowanych przez nas katastrof jest pierwszym warunkiem społecznej organizacji szczęścia”, nie pozostawia wiele nadziei.
Przekład Magdaleny Łukasiewicz kongenialny.

Mogłoby się wydawać, że to hermetyczny temat – odzwierciedlenie w literaturze powojennych Niemiec piętna jakie odcisnęły na społeczeństwie bombardowania niemieckich miast – tymczasem pierwszy rozdział odczułam jako komentarz do Herodota (czytane po sobie), komentarz o działaniu pamięci i procesie zapominania, wymazywania historii – [w „Dziejach” cierpienia ludności cywilnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najpierw o wydaniach. Kupiłam „Czytelnika” i zrezygnowałam z czytania po dwóch księgach, ze względu na brak przypisów, poza przestarzałymi, pomijającymi kwestie zawiłe a wyjaśniającymi zazwyczaj oczywistości, pochodzącymi od tłumacza Seweryna Hammera. Lekturę powtórzyłam i dokończyłam dopiero gdy kupiłam wydanie Biblioteki Narodowej.

I to nie jest tak, że nie można czytać Herodota bez przypisów, tylko że wtedy trzeba samemu domyślać się jakie miejsca kryją się za starożytnymi greckimi mianami (tutaj i BN trochę pokpiła sprawę), ile metrów ma stadion, albo kiedy Herodot zdecydowanie konfabuluje. Jak dla mnie zarówno wstęp jak i przypisy mogłyby być dwa razy większe, bo o ile sprawy wojny i podboju są komentowane, to brakowało mi odniesień do tła kulturowego. Na przykład w moim odczuciu jest Herodot mizoginem, ale to tylko intuicja, bo pomijając fakt, że czytam tłumaczenie, za mało wiem. Tak samo nie wiem dlaczego tak bardzo kryguje się gdy pisze o Ozyrysie i czasem Dionizosie, co takiego bezbożnego widzi w ich kultach (ideę zmartwychwstania boga?). Albo: wydaje mi się, że nie miał poczucia humoru.

„Dzieje” są lekturą fascynującą. I dla zainteresowanych tradycyjnie pojmowaną historią i chyba jeszcze bardziej dla takich jak ja, próbujących wyobrazić sobie przeszłość. Herodot opowiada znakomicie, płynnie, wplatając ciekawostki, bez momentów nudy. Przyznam, że nie spodziewałam się aż takiej przyjemności z lektury.

Najpierw o wydaniach. Kupiłam „Czytelnika” i zrezygnowałam z czytania po dwóch księgach, ze względu na brak przypisów, poza przestarzałymi, pomijającymi kwestie zawiłe a wyjaśniającymi zazwyczaj oczywistości, pochodzącymi od tłumacza Seweryna Hammera. Lekturę powtórzyłam i dokończyłam dopiero gdy kupiłam wydanie Biblioteki Narodowej.

I to nie jest tak, że nie można czytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest w tym to coś, co sprawia, że sięgnęłabym chętnie po bardziej znane komiksy Delisla.

Jest w tym to coś, co sprawia, że sięgnęłabym chętnie po bardziej znane komiksy Delisla.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ładne, mądre i nie dla mnie.

Ładne, mądre i nie dla mnie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Anegdotyczna forma obu powieści (choć Ekspres przyjmuje klasyczniejsze pozory) dla mnie akurat nie była plusem. Wolę McDonalda skupionego, jak w Lunach. Ale to nadal jeden z nielicznych pisarzy fantastyki, których staram się czytać i kupować wszystko. Wykreował tu barwny i szalony świat.

Anegdotyczna forma obu powieści (choć Ekspres przyjmuje klasyczniejsze pozory) dla mnie akurat nie była plusem. Wolę McDonalda skupionego, jak w Lunach. Ale to nadal jeden z nielicznych pisarzy fantastyki, których staram się czytać i kupować wszystko. Wykreował tu barwny i szalony świat.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobała mi się forma stylizowana na antyczny dramat, pieśni, ilustracje, ale jako całość, mimo wyrazistego morału, ta książeczka zmierza donikąd (do Nikąd). Kupiłam z zamiarem podarowania dziecku w rodzinie, przeczytałam i nie umiem znaleźć dla niej odbiorcy w żadnym przedziale wiekowym. Coś nawaliło.

Podobała mi się forma stylizowana na antyczny dramat, pieśni, ilustracje, ale jako całość, mimo wyrazistego morału, ta książeczka zmierza donikąd (do Nikąd). Kupiłam z zamiarem podarowania dziecku w rodzinie, przeczytałam i nie umiem znaleźć dla niej odbiorcy w żadnym przedziale wiekowym. Coś nawaliło.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Esej o stracie, miłości, byciu kobietą i tej zagadce: jak i dlaczego genialna naukowczyni dawała radę przełknąć nierówne traktowanie (i bardzo podobały mi się interpretacje Rosy Montero). To książka osobista, szczera i zapewne może zawieść szukających klasycznej biografii. Ja świetnie trafiłam z lekturą, mimo, że przez moment, na początku, budził moje obawy kolokwialny język Montero.

Esej o stracie, miłości, byciu kobietą i tej zagadce: jak i dlaczego genialna naukowczyni dawała radę przełknąć nierówne traktowanie (i bardzo podobały mi się interpretacje Rosy Montero). To książka osobista, szczera i zapewne może zawieść szukających klasycznej biografii. Ja świetnie trafiłam z lekturą, mimo, że przez moment, na początku, budził moje obawy kolokwialny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pięknie to jest wydane, rysunki Marca co prawda 3, ale te Else Lasker -Schuler też są bardzo interesujące. Ogromnie brakowało mi solidnego komentarza do Malika, czyli pierwszego z opowiadań, te skrawki które dostajemy w posłowiu to za mało, żeby zrozumieć o czym to tak właściwie jest. Przeświadczenie, że pod baśniowym i szalonym szafarzem opisywane są całkowicie konkretne sprawy towarzyszyło mi przez 2/3 tekstu.

Pięknie to jest wydane, rysunki Marca co prawda 3, ale te Else Lasker -Schuler też są bardzo interesujące. Ogromnie brakowało mi solidnego komentarza do Malika, czyli pierwszego z opowiadań, te skrawki które dostajemy w posłowiu to za mało, żeby zrozumieć o czym to tak właściwie jest. Przeświadczenie, że pod baśniowym i szalonym szafarzem opisywane są całkowicie konkretne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest Kapuściński w formie z „Cesarza” (może w ogóle w formie z Cesarza jest tylko w Cesarzu?), ale to bardzo dobry reportaż, wciągający, powiedziałabym że lepszy z każdą przeczytaną stroną. Brakuje przypisów („Czytelnik” 2021), w ostatnim encyklopedycznym rozdzialiku, powinna zaistnieć ze strony redaktorów współczesnych wydań potrzeba uzupełnień i obiektywizacji podawanych jako fakty danych. W każdym razie z mojej strony, czytelnika, istniała.

To nie jest Kapuściński w formie z „Cesarza” (może w ogóle w formie z Cesarza jest tylko w Cesarzu?), ale to bardzo dobry reportaż, wciągający, powiedziałabym że lepszy z każdą przeczytaną stroną. Brakuje przypisów („Czytelnik” 2021), w ostatnim encyklopedycznym rozdzialiku, powinna zaistnieć ze strony redaktorów współczesnych wydań potrzeba uzupełnień i obiektywizacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W posłowiu (znakomitym) Katarzyna Kończal cytuje Sebalda: „Błędnie uważa się, że w literaturze miejsce tematyki żydowskiej jest w osobnej szufladzie i cała reszta świata nie ma z nią nic wspólnego.” Niezależnie od tego jak bardzo „Wyjechali” dotyka tematu Zagłady, nie mniej (a może bardziej) dotyczy kondycji ludzkiej jako takiej. Katarzyna Kończal: „ Bohaterowie Sebalda znajdują się w momencie, gdy ich kredyt na życie ulega wyczerpaniu - każdy z nich jest tylko tym kim jest (a więc już nie tym, kim będzie w przyszłości).” I jeszcze raz Kończal : „Doświadczenie (…) utraconej legitymizacji własnej egzystencji…” – bawi mnie brzmienie tej, doskonałej, definicji braku złudzeń wieku dojrzałego.
Także ode mnie tylko kilka słów: Sebald, tłumaczony przez Małgorzatę Łukasiewicz zachwycił mnie, znowu, i tak sobie myślę, że chyba za mało napisał, żeby ten zachwyt kiedyś minął. W ostatnim opowiadaniu - malarz Max Ferber – kilka stron zapisków Luizy Lanzberg to jedna z najbardziej poruszających rzeczy jakie kiedykolwiek czytałam.

W posłowiu (znakomitym) Katarzyna Kończal cytuje Sebalda: „Błędnie uważa się, że w literaturze miejsce tematyki żydowskiej jest w osobnej szufladzie i cała reszta świata nie ma z nią nic wspólnego.” Niezależnie od tego jak bardzo „Wyjechali” dotyka tematu Zagłady, nie mniej (a może bardziej) dotyczy kondycji ludzkiej jako takiej. Katarzyna Kończal: „ Bohaterowie Sebalda...

więcej Pokaż mimo to