-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-10
2024-04-23
Kiedy zaczynałam czytać „Sześć szkarłatnych żurawi”, moją pierwszą myślą „o matko, to będzie przepiękna historia”.
Po drugim tomie wiele się spodziewałam, ale na pewno nie tego, że doprowadzi mnie do płaczu.
„Obietnica smoka” zabiera nas w niezbadane dla ludzi morskie odmęty, aż do tajemniczego… królestwa smoków.
Jednak smoki to dopiero początek. Nieoczekiwane małżeństwo, tajemnice do odkrycia, demony do powstrzymania, magia do uwolnienia… to i jeszcze więcej.
To, co może być zarówno plusem, jak i minusem powieści (w zależności, czego oczekujemy), to fakt, że drugi tom jest zupełnie inny niż pierwszy. O ile „Sześć szkarłatnych żurawi” to historia, która stoi klimatem, nostalgią, atmosferą, to w przypadku kontynuacji: fabułą i akcją. Ogrom wydarzeń, a przed bohaterką co rusz rzucane są kłody pod nogi.
I wreszcie! Mamy smoki.
Niesamowicie podobał mi się klimat podwodnego miasta smoków, jak również jego kreacja. Autorka stworzyła tutaj nowe, fenomenalne uniwersum, o którym mogłabym czytać bez końca i wcale nie chciałam, aby Shorii je opuszczała. Zwłaszcza gdy był tam Seryu, młody smoczy książę, któremu wiernie kibicowałam od pierwszego tomu.
Sama Shorii przeszła ogromny progres. Od rozpieszczonej księżniczki, porzuconej na pustkowiu, która uczy się polegać na sobie i na swojej magii, po silną kobiecą postać walczącą o bliskich, rodzinę, ale i poddanych. Wciąż nie jest bohaterką bez wad, ale to dzięki nim, pałam do niej jeszcze większą sympatią. Jeśli jednak chodzi o kreacje bohaterów, szczerze muszę przyznać, że nie jestem fanką Takkana: cały czas czuję w nim potencjał na intrygującą męską postać, która mogłaby oczarować niejednego czytelnika, ale w ostateczności… to miękka, potulna kluseczka bez charakteru.
Niektóre wątki mogłyby spokojnie zostać nieco skrócone, odbierały historii dynamikę. Jednak co jakiś czas dostawałam cudowne rozbudzające smaczki, w postaci: walki demonów, knowań antagonisty, przeuroczych i rozczulających dialogów z ptaszką Kiki (które chyba są najcudowniejszym elementem powieści!), czy tajemniczej przeszłości macochy, o której chciałam słyszeć więcej i więcej. A zwłaszcza że na ten temat powstała osobna książka, liczę, że co nieco jeszcze się dowiemy.
Końcówka doprowadziła mnie do płaczu…
Przepiękne, wzruszające zakończenie, dzięki któremu zawsze ciepło będę wracać myślami do dylogii.
Kiedy zaczynałam czytać „Sześć szkarłatnych żurawi”, moją pierwszą myślą „o matko, to będzie przepiękna historia”.
Po drugim tomie wiele się spodziewałam, ale na pewno nie tego, że doprowadzi mnie do płaczu.
„Obietnica smoka” zabiera nas w niezbadane dla ludzi morskie odmęty, aż do tajemniczego… królestwa smoków.
Jednak smoki to dopiero początek. Nieoczekiwane małżeństwo,...
2024-04-23
2024-04-23
2024-04-23
2024-04-23
Gdybym miała opisać ją trzeba słowami byłoby to: przerażająca, przytłaczająca, mroczna.
Choć książkę czytałam już lata temu, dopiero teraz zrobiła na mnie tak kolosalne wrażenie. Pełna napięcia atmosfera, nasycona poczuciem beznadziei i smutku. Poczucie, że rodzice, osoby które powinny o ciebie dbać, chronić cię, walczyć o ciebie w każdym momencie twojego życia… pozbywają się swoich dzieci jak niechcianego problemu.
Niesamowicie przerażająca okrutność świata, jaką po raz kolejny stworzył Neal Schusterman wwierca się w umysł i nawet długo po odłożeniu książki, zostaje w głowie. Już przy „Kosiarzach” byłam absolutnie zachwycona, ale to „Podzieleni” zrobili ze mnie miazgę.
Ale nie tylko oryginalność świata i jego wyjątkowo mroczna wizja zasługują na uznanie, ale również kreacje bohaterów. To ludzie, o których boimy się, kibicujemy i wraz z nimi czujemy napięcie i poczucie zagrożenia. Jeśli czytaliście inne książki autora, wiecie, jaki potrafi zrobić rollercoaster emocjonalny i niektóre historie osób, jakie poznajemy… są naprawdę trudne i przytłaczające.
Czy mogę polecić „Podzielonych”? Zdecydowanie tak, ale również muszę ostrzec… to nie będzie książka dla wszystkich.
Gdybym miała opisać ją trzeba słowami byłoby to: przerażająca, przytłaczająca, mroczna.
Choć książkę czytałam już lata temu, dopiero teraz zrobiła na mnie tak kolosalne wrażenie. Pełna napięcia atmosfera, nasycona poczuciem beznadziei i smutku. Poczucie, że rodzice, osoby które powinny o ciebie dbać, chronić cię, walczyć o ciebie w każdym momencie twojego życia… pozbywają...
2024-04-23
2024-04-23
2024-04-23
2024-04-23
2024-04-23
Dwie Królowe, które dzieli tysiąc lat.
Słońca, która miała nieść radość, nadzieję i odbudowę oraz Krwawa, niosąca tylko zniszczenie, oraz śmierć.
Opowiedzieć, o czym jest „Furyborn” nie leży do najprostszych zadań. Ponieważ mamy tutaj dwie linie czasowe i dwie zupełnie inne bohaterki.
Rielle, szlachciankę skrycie podkochującą się w księciu, skrywającą mroczną tajemnicę i surowo karaną za wszelkie nieposłuszeństwo. Jednak nawet groźba śmierci i strach nie powstrzymują jej, aby w trakcie zamachu na ukochanego wyjść z cienia, odkrywając swoje moce i ukazując się jako jedna z przepowiedzianych dwóch królowych. Próbując udowodnić, że jest Królową Słońca i nie doprowadzi do zagłady królestwa, zmuszona jest do wzięcia udziału w śmiertelnie niebezpiecznym Turnieju i przejście siedmiu prób magii żywiołów. Przegrana oznacza nie tylko stratę statusu, czy ukochanego, ale przede wszystkim śmierć.
Tysiąc lat później, historia Królowej Rielle jest już tylko legendą, a Eliana podejmuję się najbardziej nikczemnych i bezlitosnych zadań dla Nieśmiertelnego Imperatora, aby zapewnić opiekę swojej rodzinie. Gdy jednak pewnej nocy jej matka zostaje uprowadzona, dziewczyna podejmuję współpracę z kapitanem rebeliantów, zdradzając swojego władce, aby odnaleźć rodzicielkę.
Sam wstęp do świata „Furyborn” mówi nam: hej, mamy tu do czynienia z rozbudowaną fantastyką dla stałych wyjadaczy!” I tak właśnie jest. Przepięknie rozbudowane uniwersum, które zachwyci fanów high fantasy, zachwycające swoją różnorodnością, detalami, choć również zaskakujące. Brutalnymi realiami wojny, biedą, okrutnością. A na deser, niesztampowym systemem magiczny i władanie żywiołami w zupełnie innym wydaniu.
Nie ukrywam, że NIE ZNOSZĘ, kiedy fabuła skaczę między dwiema liniami czasowymi, a tutaj… Byłam zachwycona. Owszem, początkowo czułam lekko dezorientację i nie potrafiłam się łatwo wgryźć w historię, jednak bardzo szybko się okazało, że zarówno fabuła z perspektywy Rielle, jak i Eliany była tak fascynującą, że nie mogłam się oderwać. I skakałam między jednymi niesamowitymi wydarzeniami, do drugich, a moje gałki oczne latały jak u widowni, na meczu ping-ponga.
Tempo akcji było świetnie podtrzymywane i przez całą książkę czułam się jak naładowana adrenaliną. Mogłam tylko czytać, czytać, a gdy nie mogłam czytać cały czas w głowie analizowałam fabułę.
W środku znajdziemy nie tylko intrygujących męskich bohaterów, ale i delikatną spicy nutkę. Nie będą to obrazy mocno opisowe, jednak niepozostawiające złudzeń.
Zakończenie było chyba najlepszą częścią. Obserwowanie, do czego właściwie to zmierza, kto jest tym złym, jak mogą się połączyć historie tak różnych kobiet i czym jeszcze autorka zaskoczy na koniec. Wcześniej już miałam styczność z twórczością Claire Legrand i wiedziałam, na co ją stać. I tym razem również mnie oczarowała mocnym przytupem zwieńczającym całość.
Podsumowując: jest to zdecydowanie powieść dla stałych wyjadaczy fantastyki, którzy nie boją się unikatowych rozbudowanych światów, sieci zawiłych intryg, ciekawych rozwiązań magicznych. Znajdziemy tutaj również świetnie poprowadzone wątki romantyczne z delikatną pikanteria. Nie tylko linia fabularna została świetnie poprowadzona, lecz przede wszystkim jest to naprawdę fenomenalne dobrze napisana książka, która również została bardzo dobrze przetłumaczona i zredagowana. I choćbym nie wiem, jak chciała, nie potrafię do niczego się przyczepić.
Dwie Królowe, które dzieli tysiąc lat.
Słońca, która miała nieść radość, nadzieję i odbudowę oraz Krwawa, niosąca tylko zniszczenie, oraz śmierć.
Opowiedzieć, o czym jest „Furyborn” nie leży do najprostszych zadań. Ponieważ mamy tutaj dwie linie czasowe i dwie zupełnie inne bohaterki.
Rielle, szlachciankę skrycie podkochującą się w księciu, skrywającą mroczną tajemnicę i...
2024-04-23
Trylogię Mary Dyer czytałam 9 lat temu. Na szczęście przez ten czas zapomniałam, o czym ona jest. Czemu na szczęście? Ponieważ cudownie było ją odkryć na nowo i przeżyć to jeszcze raz. Ośmieliłabym się nawet powiedzieć, że bawiłam się przy niej o niebo lepiej niż lata temu.
To miał być zwykły wieczór z przyjaciółkami. Wyciągając tabliczkę ouija, nie spodziewały się niczego niezwykłego, nie wierzyły, że naprawdę mogą przywołać jakieś duchy. Nie wiedziały, że gdy zadadzą pytanie „jak umrzemy”, w odpowiedzi pojawi się imię jednej z nich, a pół roku później… będą martwe.
Po tragicznej śmierci przyjaciół Mara przeprowadza się w nowe miejsce, aby odgrodzić się od traumatycznych przeżyć i zacząć życie na nowo. Niestety duchy przeszłości nie odpuszczają łatwo, a w życiu dziewczyny dochodzi do coraz dziwniejszych, niepokojących wydarzeń.
Jest to jeden z lepszych debiutów, jakie miałam przyjemność czytać. Sposób, w jaki zaangażowałam się od samego początku w fabułę przerósł moje oczekiwania. Wciągnęłam się od pierwszych stron i gdybym miała nieco więcej czasu, dwa tomy mogłabym śmiało pochłonąć w weekend. Niesamowicie wciągająca, ale że świetnie dobranym tempem powieści i, przynajmniej dla mnie, bardzo komfortowa.
Dużym plusem jest klimat powieści, przesączony tajemnicą, mrokiem, niepewnością. Nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co wymysłem chorej wyobraźni.
Na dodatek romans… przysięgam, że przez większość czasu, banan nie schodził mi z ust. Uwielbiam przekomarzania głównych bohaterów, ale również to ile w nim było słodkości, niewinności i uroku. A sama postać Noaha? Do schrupania.
Czytając Marę czuć, że była ona pisana wiele lat temu, gdy w modzie panowały inne motywy, schematy, przekonania. Osobiście nie uważam tego za wadę, ponieważ podchodzę sentymentalnie do tego typu powieści, ale dla niektórych osób może być momentami zbyt słodka lub naiwna. Jedyne, do czego miałabym rzeczywisty zarzut, byłoby demonizowanie terapii, bardzo niezdrowe podejście do szukania pomocy u psychologów, czy ograniczenia leczenia psychiatrycznego do zażywania tabletek.
Ostatecznie. Cudownie się bawiłam i książkę pochłonęłam błyskawicznie.
A więc, kim jest Mara Dyer? Tego sami musicie się przekonać, ponieważ naprawdę warto.
Trylogię Mary Dyer czytałam 9 lat temu. Na szczęście przez ten czas zapomniałam, o czym ona jest. Czemu na szczęście? Ponieważ cudownie było ją odkryć na nowo i przeżyć to jeszcze raz. Ośmieliłabym się nawet powiedzieć, że bawiłam się przy niej o niebo lepiej niż lata temu.
To miał być zwykły wieczór z przyjaciółkami. Wyciągając tabliczkę ouija, nie spodziewały się niczego...
2024-04-23
2024-04-23
2024-04-23
Niebezpieczny turniej, w którym do wygrania jest… korona oraz serce króla.
Uwięziona jako dziecko, Lor połowę życia spędza za kratami w towarzystwie przestępców i degeneratów. Gdy za złe zachowanie trafia do Otchłani, wykopanej dziury w ziemi na dzikich terenach, wie, że jej los jest przesądzony i nigdy nie zobaczy już swojego rodzeństwa.
Nieoczekiwanie nadchodzi ratunek, a wraz z nim szansa na zemstę, gdy ląduje w środku rywalizacji o Tron Królowej Słońca.
Od samego początku, gdy tylko pojawiła się zapowiedź, byłam pewna, że pokocham tę historię, jej świat i bohaterów, że będzie to książka stworzona dla mnie. Tak się jednak nie stało, choć i tak dobrze się bawiłam.
To idealna powieść, gdy szukacie czegoś naprawdę lekkiego i wciągającego, co przełamie zastój czytelniczy.
Fabuła od samego początku jest mocno angażująca i intrygująca, a im dalej, tym dzieje się więcej i lepiej. Sekrety, tajemnice, pałacowe spiski i mocne zakończenie z przytupem.
Uwielbiam motyw turnieju i rywalizacji, a sposób, w jaki został tutaj przedstawiony, absolutnie mnie zachwycił. Zadania, którym musiały sprostać uczestniczki turnieju, wniosły dużo świeżości do powieści: były zaskakujące, nieoczywiste, a przy tym naprawdę brutalne.
Mimo że nie spodziewałam się niczego oryginalnego, trudno nie zauważyć wielu podobieństw do innych książek, takich jak Dwory, Szklany tron, Rywalki. Do tego stopnia, że możemy odnaleźć w niej bardzo podobne kreacje bohaterów (Aelin, Chaol, Rhysand).
Jednak tym, czego naprawdę mi zabrakło, było rozbudowanie świata. Jakiekolwiek.
Oprócz tego, że istnieją inne Dwory i królestwa, nie wiemy nic więcej, ani o sytuacji politycznej, ani o tym, skąd ona wynika. Bohaterowie często powołują się na jakichś bogów, ale o nich też nic nie wiemy. Było to na tyle frustrujące, że wydawało się dość istotne dla całej fabuły.
Powieść przypadłaby mi o wiele bardziej, gdyby nie kreacja Lor. Postać pełna sprzeczności, pozbawiona logiki, niesamowicie irytująca i arogancka. Jak na osobę, która spędziła połowę życia w uwięzieniu, była wielokrotnie krzywdzona, jest nad wyraz pyskata, arogancka, bez żadnych zahamowań.
Ostatecznie na duży plus zasługuje lekkość, z jaką się czytało, oraz naprawdę duża przyjemność z lektury. Pomimo wielu wad i momentów przewracania oczami, ostatecznie jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohaterów, zwłaszcza ze względu na ciekawy finał oraz fakt, że jest to zaledwie wprowadzenie do bardziej rozbudowanej serii.
Niebezpieczny turniej, w którym do wygrania jest… korona oraz serce króla.
Uwięziona jako dziecko, Lor połowę życia spędza za kratami w towarzystwie przestępców i degeneratów. Gdy za złe zachowanie trafia do Otchłani, wykopanej dziury w ziemi na dzikich terenach, wie, że jej los jest przesądzony i nigdy nie zobaczy już swojego rodzeństwa.
Nieoczekiwanie nadchodzi ratunek,...
2024-03-22
Po „Czwartym skrzydle” naprawdę trudno było mi się pozbierać. Choć myślałam, że mnie rozczaruje, okazało się wręcz przeciwnie… oczarowała mnie na każdym kroku i z zapartym tchem czekałam na „Iron flame”.
I oto, i ona. Książka po przeczytaniu, której moją pierwszą myślą jest… „gdzie jest trzeci tom”? (tak, już czuję ten kac czytelniczy unoszącego się w powietrzu).
Kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że po prostu kocham tę serię. Jej nieidealnych bohaterów, niesamowitą więź ze smokami (KOCHAM SMOKI!), nieustanną walkę, motyw found family, całą kreację świata i wszystkie intrygi i tajemnice, które powoli, skrupulatnie wychodzą na jaw. A tych ostatnich, jak zawsze, było wiele.
Choć chemia między bohaterami była mniej intensywna niż w pierwszej części, podobało mi się, jak się do siebie zbliżali, nawiązywali prawdziwą więź, jak rozwijali swoje uczucia i samych siebie. Dojrzewają w byciu w związku, gdzie liczy się nie tylko cielesność, ale przede wszystkim komunikacja.
Oczywiście, nadal Violet i Xadan grają pierwsze skrzypce, ale kreacje bohaterów drugoplanowych również zostały traktowane z należytą uwagą. Uwielbiam motyw tworzenia własnej rodziny „z wyboru”, z którą bohaterów nie łączą więzy krwi, i odnalazłam w tej historii wiele postaci, nieco mniej istotnych, do których pałam ogromną sympatią. Jednocześnie momentami miałam wrażenie, że bohaterów jest zbyt wielu i gubię się już, kto jest kim, czy jeszcze żyje, a może już nie.
A smoki… wciąż są najmocniejszą stroną powieści. Ich przekomarzania, złośliwości, ale i ogromna miłość, to element, którego nigdy nie mam dosyć.
Czy kontynuacja była lepsze niż Fourth wing? Powiedziałabym, że nie, z dwóch powodów. Pierwsza część była dla mnie ogromnym zaskoczeniem i gdy spodziewałam się rozczarowania, chwyciła mnie z nienacka, obaliła na ziemię i skakała mi po głowie, dopóki nie pokochałam jej bez reszty. W przypadku drugiej części już wiedziałam, czego się spodziewać, więc zabrakło tego elementu „wow”. Druga rzecz, o ile zazwyczaj nie narzekam na dynamikę książek, tutaj miałam wrażenie, że było wszystkiego za dużo i za szybko. I choć podobało mi się, chwilami czułam się aż przytłoczona ilością wątków i ich tempem.
Natomiast zakończenie… na wszystkich książkowych bożków. Dajcie mi po prostu trzeci tom.
Po „Czwartym skrzydle” naprawdę trudno było mi się pozbierać. Choć myślałam, że mnie rozczaruje, okazało się wręcz przeciwnie… oczarowała mnie na każdym kroku i z zapartym tchem czekałam na „Iron flame”.
I oto, i ona. Książka po przeczytaniu, której moją pierwszą myślą jest… „gdzie jest trzeci tom”? (tak, już czuję ten kac czytelniczy unoszącego się w powietrzu).
Kolejny...
2024-03-21
2024-03-21
2024-03-21
Po pierwszym tomie, myślałam, że wiem czego się spodziewać, ale zakończenie… powiedziało mi, że zupełnie nie miałam pojęcia na co się pisze.
Chociaż serię czytałam już przed laty, byłam równie zaskoczona jak wtedy.
Mocna kontynuacja szalonej, podkręconej historii, która absolutnie wciąga w swoje macki. Niepewność co jest prawdziwe, a co jestem wytworem chorego umysłu oraz niepokój towarzyszyły mi przez całą lekturę książki. Jak również delikatny i słodki romans, gdzie bohaterowie naprawdę poznają swoje wnętrza, a nie tylko cielesność.
Początek był dość nużący, niektóre wątki z pierwszego tomu zostały za bardzo rozciągnięte, ale gdy w pewnym momencie akcja się rozkręciła, z rozpędu skończyłam powieść w jeden wieczór. Tej części jeszcze bardziej towarzyszył nostalgiczny nastrój oraz dojmujący smutek przenikający na czytelnika, zwłaszcza w sytuacjach gdy bohaterka jest zmuszona ukrywać prawdę, brakuje jej wsparcia najbliższych. Nie może otwarcie zwierzyć się osobom którym powinna móc zawierzyć wszystko. Nigdy nie pomyślałabym, że w trakcie czytania serii uronie jakąś łzę, a tutaj zdarzyło się to zarówno przy pierwszym, jak i drugim tomie.
Emocje bijące od tej powieści, mogłam doskonale poczuć na własnej skórze.
Pojawiło się również, jak w pierwszym tomie, demonizowanie terapii, bardzo niezdrowe podejście do niej, co wielokrotnie podnosiło mi cisnienie, ale… okazuję się, że wszystko miało większy sens, które początkowo nie potrafiłam dostrzec. Dlatego, chociażby dla tego jednego aspektu, warto przeczytać drugi tom, ponieważ wszystkie tajemnice niczym brakujące puzzle wskoczyły na swoje miejsce.
Zakończenie było… niesamowite. Ekscytujące, przerażające, zachwycające. Wszystko na raz. Gdybym miała pod ręką trzeci tom, od razu sięgnęłabym po niego.
To zdecydowanie powieść dla osób, które lubują się w mrocznym i niepokojącym klimacie thrillerów, ale jednak pragną delikatnej nutki fantastyki.
Po pierwszym tomie, myślałam, że wiem czego się spodziewać, ale zakończenie… powiedziało mi, że zupełnie nie miałam pojęcia na co się pisze.
więcej Pokaż mimo toChociaż serię czytałam już przed laty, byłam równie zaskoczona jak wtedy.
Mocna kontynuacja szalonej, podkręconej historii, która absolutnie wciąga w swoje macki. Niepewność co jest prawdziwe, a co jestem wytworem chorego umysłu oraz...