Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Trzeba przebić się przez pierwszą 1/3 książki, która przede wszystkim obraca się wokół seksu. Trochę klimaty erotyka. Mnie to męczyło.

Trzeba przebić się przez pierwszą 1/3 książki, która przede wszystkim obraca się wokół seksu. Trochę klimaty erotyka. Mnie to męczyło.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Kot w stanie czystym Gray Jolliffe, Terry Pratchett
Ocena 6,7
Kot w stanie c... Gray Jolliffe, Terr...

Na półkach:

Nie nadaje się dla miłośników kotów, bo od razu dostrzegą oni, jak staroświeckie i szkodliwe w gruncie rzeczy miał Pratchett na kwestie opieki nad kotem. Tak jak poczucie humoru Pratchetta uwielbiam, tak ta książka to trochę narzekania starego dziada z tej pasty: "jak byliśmy młodzi to mieszkaliśmy w jeziorze i nikt nie narzekał", tylko że w odniesieniu do kotów. Kiedyś koty chodziły samopas, żarły resztki zupy pomidorowej, mnożyły się jak króliki i komu to przeszkadzało - w skrócie taki jest przekaz Pratchetta w tej książce.

Nie nadaje się dla miłośników kotów, bo od razu dostrzegą oni, jak staroświeckie i szkodliwe w gruncie rzeczy miał Pratchett na kwestie opieki nad kotem. Tak jak poczucie humoru Pratchetta uwielbiam, tak ta książka to trochę narzekania starego dziada z tej pasty: "jak byliśmy młodzi to mieszkaliśmy w jeziorze i nikt nie narzekał", tylko że w odniesieniu do kotów. Kiedyś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponoć jedno z pierwszych dzieł z gatunku literatury faktu.
Ukazuje klimat ranczerskiej Ameryki, jaką znamy z "Zabić drozda", "Przygód Tomka Sawyera" czy z innych opowiadań Capote'a, takich jak "Gwiazdka". Przypomina atmosferę USA takich, jakimi były przez ponad 200 lat, które zmieniły swoje tradycyjne oblicze dopiero pod koniec XX wieku.
Spodoba się miłośnikom spraw kryminalnych i rozpraw sądowych. Dzieło zagłębia się w psychologię morderców i ich przeszłość, poszukując odpowiedzi na pytanie do dziś nurtujące psychologię: co skłania człowieka do popełnienia zbrodni bez motywów. Jak to jest, że człowiek zdaje sobie sprawę z tego, co robi, wie, że jest to złe i brak mu rzeczywistych powodów, by ryzyko było warte świeczki, ale mimo to kontynuuje swoje działania?
Książka porusza również znaczenie Reguły M'Naghtena oraz Reguły Durhama. Przy stosowaniu Reguły Durhama oskarżony zostaje uniewinniony, jeśli udowodni się jego niepoczytalność w momencie dokonywania zbrodni. Natomiast według reguły M'Naghtena, aby uniewinnić oskarżonego, należy dowieść, że w momencie popełniania czynu nie był on w stanie odróżnić dobra od zła. W ten sposób można stwierdzić winę również u osób niepoczytalnych, w przeciwieństwie do Reguły Durhama. Zasada M'Naghtena jest stosowana dziś we wszystkich stanach poza jednym.
Po odłożeniu książki możemy postawić się samych w roli ławników i zapytać siebie, czy wina obu sprawców, Dicka i Perry'ego, była rzeczywiście równa, jak sugeruje to wymierzona im identyczna kara? Ostatecznie tylko Perry rzeczywiście dokonał morderstw swoją ręką, do końca podejrzewając, że Dick się do tego nie posunie mimo swoich przechwałek. Czy nie powinno się sądzić winnych raczej za ich faktyczne czyny, niż za ich zamiary i nawet namowy? Jeśli bowiem decydujemy, że liczą się przede wszystkim skutki, to czy kary nie powinien ponieść również Floyd, który sam, nieprzymuszany, przekonał Dicka o istnieniu sejfu w posiadłości Clutterów? Jaka jest różnica między Floydem a Dickiem w tej sytuacji?

Ponoć jedno z pierwszych dzieł z gatunku literatury faktu.
Ukazuje klimat ranczerskiej Ameryki, jaką znamy z "Zabić drozda", "Przygód Tomka Sawyera" czy z innych opowiadań Capote'a, takich jak "Gwiazdka". Przypomina atmosferę USA takich, jakimi były przez ponad 200 lat, które zmieniły swoje tradycyjne oblicze dopiero pod koniec XX wieku.
Spodoba się miłośnikom spraw...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, jako że wzbudziła we mnie niemało refleksji i doprowadziła do ciekawych rozważań na temat literatury w ogóle. W związku z tym oceniam, że warto było ją przeczytać, choć prawdopodobnie nie będę już do niej wracać. Zapraszam do przeczytania kilku moich przemyśleń.

Czy Buddy był szczery w swoim wyznaniu w liście do ojca, że go kocha?

Moim zdaniem nie. Prędzej mogłoby to być wyznanie z litości, podyktowane dziecięcą wrażliwością i empatią wobec nieszczęśliwego ojca. Dzieci będą skłonne do czynienia dobra i do ulżenia komuś w cierpieniu, jeśli tylko będą miały taką możliwość.

Jednocześnie Buddy, będąc dzieckiem, mógł pomylić uczucie miłości ze swoją przemożną chęcią posiadania bliskiej relacji z rodzicem. Być może z racji młodego wieku nie był jeszcze w stanie dobrze rozumieć, czym jest miłość; wiedział jedynie, że bardzo chce kochać swojego ojca, jak również czuł do niego faktyczny sentyment (nawet po latach wspominał, że ojciec przechowywał jego list w swym sejfie - gdyby nie miało to dla niego żadnego znaczenia, z pewnością by o tym nie napisał).

Białe kłamstwa

Historia pełna jest ukrytych kłamstw i kłamstewek. Poza niewinną wiarą w świętego Mikołaja możemy doszukać się fałszywej miłości - między ojcem i jego podstarzałymi partnerkami, między matką a jej kolejnymi sponsorami, jak również między ojcem a synem. Jedynym mianownikiem łączącym te osoby są pieniądze, a materializm odgrywa w ich relacjach nadrzędną rolę.

Istnieje pewien paralelizm między "miłością" ojca i syna a wiarą w Świętego Mikołaja. Obie są wyrazem niedojrzałości, chęci trwania w iluzji, strachu przed konfrontacją z rzeczywistością, jak również w gruncie rzeczy są one bardzo niewinnymi kłamstwami. Ostatecznie nikomu krzywdy nie sprawia wiara w Świętego Mikołaja oraz znacznie wygodniejsze i bezpieczniejsze jest udawanie, że ojca i syna łączy prawdziwa ciepła więź. Co ciekawe, kryzys wiary w oba te założenia ma miejsce niemal w tym samym momencie, a zostaje zażegnany dzięki Sook. "Oczywiście, że jest Święty Mikołaj. Tyle że nikt w pojedynkę nie byłby w stanie dokonać wszystkiego, czego on musi dokonać. Dlatego Pan rozdzielił to zadanie między nas wszystkich. I wszyscy jesteśmy Świętymi Mikołajami. Ja. Ty. Nawet twój kuzyn Billy Bob." Objaśnienie niani przywraca poczucie bezpieczeństwa i wiarę w stary porządek rzeczy, a także nadaje jej nową, nieco dojrzalszą, formę. Dlatego też nie tylko Buddy zasypia spokojnie tej nocy, uspokojony odnośnie istnienia Świętego Mikołaja, ale i zostaje zainspirowany do wysłania listu ojcu, w którym czyni mu wyznanie miłości.

Niepełnosprawność Sook ukryta pomiędzy wierszami

W tekście ani razu nie pada dosłowne potwierdzenie, że stara niania bohatera jest niepełnosprawna. Za to możemy znaleźć wiele wskazówek przemawiających za tą interpretacją. Są nimi np. zdania mówiące o jej zdziecinnieniu czy o ramionach wykręconych pod wpływem jakiejś choroby. Krewni w pewnym momencie zwracają się do niej słowami: "Czyś ty zwariowała do reszty?", co sugeruje, że w ich oczach już wcześniej nie była przy pełni władz umysłowych. Choć była w stanie wykonywać większość prac w kuchni, to jednak pozostawała do pewnego stopnia niesamodzielna i dziecinna, np. nigdy nie oddaliła się więcej niż pięć mil od domu, nigdy nie wybrała się do kina, a samo puszczanie latawców cieszyło ją jak dziecko. Być może była ofiarą jakiejś traumy, gdyż w tekście pada aluzja do jakiegoś bolesnego wspomnienia związanym z innym Buddym, po którym został tak przezwany główny bohater, a który miał być niezwykle istotną osobą w życiu Sook. Nawiasem mówiąc podobny motyw, tj. nazywanie kogoś imieniem osoby, która niegdyś była dla nas bardzo ważna, pojawia się również w
"Śniadaniu u Tiffany'ego" Capote'a.

Smutek

Książkę oceniam jako niezwykle nostalgiczną i melancholijną. Nie budziła ona we mnie ciepła, raczej przypominała mi nowele pozytywistyczne z uwagi na nędzę, w jakiej żyli bohaterowie - Buddy i Sook. Szczególnie była ona widoczna w drugim opowiadaniu. Owszem, scenografia amerykańskiej wsi może nieco przypominać opowieść Harper Lee "Zabić drozda" lub Twainowskiego "Tomka Sawyera", jednak u Capote'a wszystko to jest podszyte smutkiem i nostalgią, której brakuje ostatecznej puenty, jakiegoś rozwiązania pozostawionego dla Czytelnika, który być może identyfikuje się i zmaga z tymi emocjami. I być może dlatego "Zabić drozda" ostatecznie wygrało wyścig nieśmiertelności z dziełami Capote'a - ono te rozwiązania dostarcza. U Capote'a natomiast jest dzielenie się emocjami, wręcz autoterapia autora (jako że opowiadania są bazowane na jego autobiografii), odreagowywanie swoich uczuć - co samo w sobie też nie jest złe. Istnieje jednak przy takim zabiegu ryzyko fetyszyzowania smutku. Taki natomiast ma to do siebie, że występuje jako trend i później przemija. Tak przeminęła wielka sława Capote'a, tak w naszych czasach przeminęła Lana Del Rey i cały inspirowany jej estetyką internetowy trend sad girl ("I'm pretty when I cry").

Cieszę się, że przeczytałam tę książkę, jako że wzbudziła we mnie niemało refleksji i doprowadziła do ciekawych rozważań na temat literatury w ogóle. W związku z tym oceniam, że warto było ją przeczytać, choć prawdopodobnie nie będę już do niej wracać. Zapraszam do przeczytania kilku moich przemyśleń.

Czy Buddy był szczery w swoim wyznaniu w liście do ojca, że go...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze 120 stron tj. rozdział o ewolucji kota można spokojnie pominąć - powtórzenia, suche informacje, teorie bez pokrycia, nuda. Niesamowite, jak duża jest różnica między wspomnianą częścią lektury a następnymi rozdziałami. Po przebrnięciu przez felerny rozdział nie mogłam się już oderwać od książki, tak była ona fascynująca. Cieszę się, że mimo wszystko się nie zraziłam.

Pierwsze 120 stron tj. rozdział o ewolucji kota można spokojnie pominąć - powtórzenia, suche informacje, teorie bez pokrycia, nuda. Niesamowite, jak duża jest różnica między wspomnianą częścią lektury a następnymi rozdziałami. Po przebrnięciu przez felerny rozdział nie mogłam się już oderwać od książki, tak była ona fascynująca. Cieszę się, że mimo wszystko się nie zraziłam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powieść w klimacie "Spotkania nad morzem". Chętnie widziałabym ją w kanonie lektur. Idealnie nadaje się dla młodszych czytelników w wieku szkoły podstawowej, prowokuje do pytań, wzbudza zainteresowanie historią. Opowieść zawarta w tomie stanowi spójną jednostkową całość, dlatego można bez problemu czytać w oderwaniu od reszty sagi i nie odnosi się wrażenia oderwania wątków.

Powieść w klimacie "Spotkania nad morzem". Chętnie widziałabym ją w kanonie lektur. Idealnie nadaje się dla młodszych czytelników w wieku szkoły podstawowej, prowokuje do pytań, wzbudza zainteresowanie historią. Opowieść zawarta w tomie stanowi spójną jednostkową całość, dlatego można bez problemu czytać w oderwaniu od reszty sagi i nie odnosi się wrażenia oderwania...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niech nie zwiedzie was tytuł. Książka jest opowieścią przede wszystkim o fikcyjnym bohaterze Martinie Sproale, a nie o Hemingwayu. Posiada predyspozycje na mądrą historię o poszukiwaniu męskości, z głównym bohaterem obierającym za ideał mężczyzny Ernesta Hemingwaya, zamiast przedwcześnie zmarłego ojca. Jeśli natomiast chodzi o przemyconą wiedzę o Hemingwayu, to nie można liczyć na zbyt wiele, Czytelnik może potraktować lekturę "Krzesła" najwyżej jako źródło ciekawostek o tym pisarzu.
Miły dodatek stanowi absurdalne, chwilami wręcz "pratchettowskie" poczucie humoru.
Mimo wszystko niestety książka jest bardzo nierówna - raz budziła mój zachwyt i szczery śmiech, bym za chwilę miała ochotę ją wyrzucić przez okno. Zakończenie mogło być bardzo mądre, ale mnie rozczarowało.

Niech nie zwiedzie was tytuł. Książka jest opowieścią przede wszystkim o fikcyjnym bohaterze Martinie Sproale, a nie o Hemingwayu. Posiada predyspozycje na mądrą historię o poszukiwaniu męskości, z głównym bohaterem obierającym za ideał mężczyzny Ernesta Hemingwaya, zamiast przedwcześnie zmarłego ojca. Jeśli natomiast chodzi o przemyconą wiedzę o Hemingwayu, to nie można...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moi poprzednicy zdążyli już zrecenzować w większości tę książkę, jednak ja chciałabym zwrócić uwagę na jedną, pojedynczą rzecz, której chyba nikt nie zawarł w swojej opinii.

Wiemy już, że do końca brnie się długo, często lektura jest nużąca, oczekuje się na finał i oczekuje. Ten z kolei jest absolutnie rozczarowujący i, co najbardziej frustrujące, niewyjaśniony.

Wiele wątków, owszem, zakończonych zostaje, jednak czytelnikowi nie dano szansy pojąć, dlaczego w taki a nie inny sposób. Pozostaje biernie czytać i po prostu przyjąć je do wiadomości.

Drugą rzeczą, która boli, to gwałtowna degradacja głównego bohatera. Z awanturniczego, dumnego młodzieńca, inteligentnego człowieka pełnego życiowych wątpliwości - przeradza się w co? - zdziwaczałego mężczyznę z dzikiej tajgi, pozbawionego wstydu, obojętnego wobec rozgrywających się wokół niego wydarzeń i bez pomysłu na życie. To ma być zakończenie intrygującej historii? Jaki mam wyciągnąć wniosek z takiej książki? Może taki był zamysł autora, zrobić niekonieczne szczęśliwe zakończenie, oryginalnie. Mi jednak się ono nie podobało i to moja opinia.

Moi poprzednicy zdążyli już zrecenzować w większości tę książkę, jednak ja chciałabym zwrócić uwagę na jedną, pojedynczą rzecz, której chyba nikt nie zawarł w swojej opinii.

Wiemy już, że do końca brnie się długo, często lektura jest nużąca, oczekuje się na finał i oczekuje. Ten z kolei jest absolutnie rozczarowujący i, co najbardziej frustrujące, niewyjaśniony.

Wiele...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Rewolucja bez rewolucji" powstała w czerwcu 1979 r, tak więc pozwala przyjrzeć się ówczesnym nastrojom wobec walki z systemem i planom na przyszłość. W swojej pracy autor na początku omawia kwestię eksplozji społecznej - czym jest, czy może spowodować rewolucję i komu opłaca się ją sprowokować. Następnie przedstawia obszerną koncepcję drogi do niepodległości.

Pozycja z pewnością zainteresuje tych miłośników historii, dla których szczególnie bliskie są czasy PRL. Nie nadaje się jednak dla laika, który, choćby pełen dobrych chęci, chciałby dopiero zapoznać się z tematem. Jest tu zbyt wiele odniesień do różnych wydarzeń i figur, także ktoś niezorientowany będzie czuł się zagubiony. To nie kronika, ze współczesnego punktu widzenia to raczej archiwum tamtych myśli politycznych i pomysłów.

Nie mogę przyznać temu tekstowi jednoznacznej oceny, jako że niestety sama byłam tą niezorientowaną w temacie, mimo że entuzjastycznie nastawioną czytelniczką.

"Rewolucja bez rewolucji" powstała w czerwcu 1979 r, tak więc pozwala przyjrzeć się ówczesnym nastrojom wobec walki z systemem i planom na przyszłość. W swojej pracy autor na początku omawia kwestię eksplozji społecznej - czym jest, czy może spowodować rewolucję i komu opłaca się ją sprowokować. Następnie przedstawia obszerną koncepcję drogi do niepodległości.

Pozycja z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka pani Wachowicz opowiada o życiu i działalności małżeństwa Małkowskich. Ponieważ Andrzej Małkowski zginął tragiczną śmiercią, w drugiej połowie lektury autorka naturalnie skupia się głównie na Oldze.

Widać, że pisarka musiała pieczołowicie zbierać informacje do swojej książki: nie brakuje listów, źródeł, wspomnień, a nawet pasujących tematycznie i nawiązujących do tamtego okresu wierszy. Uprzyjemniają one czytanie i sprawiają, że biografia nie jest sucha.

Co moim zdaniem najważniejsze, książka odpowiedziała mi na wiele pytań związanych z ideologią harcerską. Okazała się mieć charakter nie tylko informacyjny, ale przede wszystkim inspirujący; ujęła mnie subtelnym przekazaniem idei "skauting to styl życia" oraz pierwszych, podstawowych cech polskiego skautingu. Gdyby w harcerstwie istniały obowiązkowe lektury, "Druhno Oleńko! Druhu Andrzeju!" bez wątpienia powinna znaleźć się na takiej liście.

Książka pani Wachowicz opowiada o życiu i działalności małżeństwa Małkowskich. Ponieważ Andrzej Małkowski zginął tragiczną śmiercią, w drugiej połowie lektury autorka naturalnie skupia się głównie na Oldze.

Widać, że pisarka musiała pieczołowicie zbierać informacje do swojej książki: nie brakuje listów, źródeł, wspomnień, a nawet pasujących tematycznie i nawiązujących do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Sezon burz" to najnowsze z opowiadań o wiedźminie, słynnej serii Andrzeja Sapkowskiego. Nie wiadomo, czy akcja toczy się już po wydarzeniach z sagi, czy przed, jednak nie musi to mieć znaczenia - "Historia musi trwać", jak powiedział autor.

W "Sezonie burz" główny bohater, Geralt z Rivii, traci swoje bezcenne miecze. W poszukiwaniu tropów, które naprowadziłyby go na złodzieja, natyka się na tajemniczą sprawę czarodziejów z Rissbergu. Poszczególne wątki przeplatają się ze sobą, w wyniku czego wydarzenia przyjmują niespodziewany obrót.

Fabuła zaciekawia czytelnika. Mimo pewnej wielowątkowości, nie pozostawia mętliku w głowie. Nie zostajemy z nierozwiązanymi zagadkami. Natomiast wadą może być prędkość akcji. Przy tak złożonej powieści można by się pokusić o utrzymanie czytelnika w stałym napięciu i zainteresowaniu, a także postawić na mocny, wyrazisty punkt kulminacyjny. Tymczasem wydarzenia następują po sobie spokojnie, w logicznym, prostym ciągu, co, jak napisałam wcześniej, ułatwia zrozumienie skutków i przyczyn, jednak nie wzbudza większych emocji i nie skłania do intensywniejszego myślenia.

Pisząc o wiedźminie, nie można zapomnieć o dopracowanym uniwersum. Potwory, z którymi styka się wojownik, są opisane w barwny sposób, każdy z nich wyróżnia się na swój sposób spośród pozostałych. Kraje i miasta tętnią życiem, są pełne bohaterów o różnych celach, historiach. Świat nie jest płaski. On naprawdę mógłby istnieć w równoległej rzeczywistości.

Powieść oceniam pozytywnie, ale nie najwyżej. Pisarz z takim talentem, mając do dyspozycji rozbudowane uniwersum i dobre pomysły, mógłby dopracować lepiej przebieg zdarzeń. Czyta się spokojnie, przyjemnie, z kilkoma ciekawszymi momentami. Żałuję jednak, że Sapkowski nie zdołał wbić mnie w fotel na długie godziny i sprawić, bym śledziła losy Geralta z zapartym tchem.

"Sezon burz" to najnowsze z opowiadań o wiedźminie, słynnej serii Andrzeja Sapkowskiego. Nie wiadomo, czy akcja toczy się już po wydarzeniach z sagi, czy przed, jednak nie musi to mieć znaczenia - "Historia musi trwać", jak powiedział autor.

W "Sezonie burz" główny bohater, Geralt z Rivii, traci swoje bezcenne miecze. W poszukiwaniu tropów, które naprowadziłyby go na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Ponieważ prawdziwa miłość czeka Josh McDowell, Ralph Woodworth
Ocena 6,1
Ponieważ prawd... Josh McDowell, Ralp...

Na półkach: , ,

W książce autor podaje argumenty, dlaczego lepiej czekać z seksem do małżeństwa, a także jak rozmawiać z partnerem i dziećmi w tej sprawie. Jako, że pisarz to chrześcijański mówca, często odwołuje się do Biblii i do jej nakazów. Można by się spodziewać, że poradnik będzie składał się w większości z nawiązań do Bożej woli - jednak okazuje się bardziej obiektywny. Nie brakuje statystyk, badań, mnóstwa przykładów prawdziwych sytuacji, procentów. Dzięki temu całość przedstawia się przekonująco.
Czy to znaczy, że Bóg w kontekście seksu zostaje zepchnięty na dalszy plan? Wcale nie. Ale tylko dzięki temu, że na początku książki została udowodniona naukowo skala problemu i to, jak ciężko jest z niego wybrnąć nie-chrześcijanom, dalej czyta się z przekonaniem.
Tylko, że Amerykanowi.
Lektura ewidentnie jest zaadresowana do Amerykanów, gdzie problem seksu przedmałżeńskiego ma o wiele większą skalę; także i realia są zupełnie inne. Czytelnicy z Polski może i znajdą tu kilka wątków dla siebie, ale raczej przez większość lektury będą czuli, że mowa o jakimś innym społeczeństwie - bo też tak w istocie jest.

W książce autor podaje argumenty, dlaczego lepiej czekać z seksem do małżeństwa, a także jak rozmawiać z partnerem i dziećmi w tej sprawie. Jako, że pisarz to chrześcijański mówca, często odwołuje się do Biblii i do jej nakazów. Można by się spodziewać, że poradnik będzie składał się w większości z nawiązań do Bożej woli - jednak okazuje się bardziej obiektywny. Nie brakuje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Dom tajemnic Chris Columbus, Ned Vizzini
Ocena 7,2
Dom tajemnic Chris Columbus, Ned...

Na półkach: , ,

Reżyserowie nie powinni pisać książek... albo powstaną takie właśnie twory, gdzie nieprawdopodobieństwo przeplata się ze elementami komicznymi i wrzuconymi na siłę wątkami miłosnymi.

Reżyserowie nie powinni pisać książek... albo powstaną takie właśnie twory, gdzie nieprawdopodobieństwo przeplata się ze elementami komicznymi i wrzuconymi na siłę wątkami miłosnymi.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobrze, ciekawie napisana. Autor rzadko kiedy dzieli się z nami własną opinią, pozwala samemu dostrzegać brutalność bezlitosnego GRU. Poza tym bardzo wartościowa treścią - niepodobna do powieści szpiegowskich w swoim realistycznym, rzetelnym opisie szarych realiów ciężkiej pracy wywiadowcy.

Dobrze, ciekawie napisana. Autor rzadko kiedy dzieli się z nami własną opinią, pozwala samemu dostrzegać brutalność bezlitosnego GRU. Poza tym bardzo wartościowa treścią - niepodobna do powieści szpiegowskich w swoim realistycznym, rzetelnym opisie szarych realiów ciężkiej pracy wywiadowcy.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od początku nie nastawiałam się na coś specjalnego - banalna okładka, dramatyczny tytuł i temat romansu wiele mi nie obiecywały. Zachęcona jednak przez siostrę, która uznała, że "wbrew pozorom naprawdę OK" zanurzyłam się w historię Arii i Perry'ego.

Czytałam wiele książek, autor każdej ma taki czy inny styl pisania. Czy to podniosły charakter, czy lekki humor, a może ironia lub wrażenie tajemnicy - KAŻDY przeczytany przeze mnie tekst czymś się charakteryzował. "Przez burze ognia" jest powieścią absolutnie wyjątkową, bowiem nie ma żadnego stylu.

Naprawdę, nie wiem, kto odpowiada za to, że każde zdanie wypowiedziane przez bohaterów uderza swoją totalną obojętnością, przez co postaci są strasznie sztuczne. Zrozumiałabym, gdyby za to narrator uraczył nas opisem ich wewnętrznych przeżyć. Czasem łaskawie to robi, jednak beznamiętnie i drętwo.

Wiele książek potrafi sprawić, że czujemy to, co bohaterowie. Niektóre dialogi wbijają nas w fotele niemal jak filmy akcji. Weźmy takiego Harry'ego Pottera. Rowling potrafiła sprawić, że człowiek płakał przy śmierci Syriusza albo krzyczał ze złością na Harry'ego, żeby nie zaglądał lekkomyślnie do myślodsiewni Snape'a.

Veronica Rossi nie ma pojęcia o tej sztuce. Kilka głębokich wyznań w dialogach:
"Kiedy podszedł bliżej, jego uśmiech zniknął.
- Co się stało?
- Nie ma Cindera. Uciekł. Tak mi przykro, Perry."
Normalnie aż słyszę tę ironiczną żałość w głosie :P

Aria opowiada o pracy swojej matki:
"- Zajmuje się genetyką. Nie wiem nic więcej na ten temat. Pracuje dla komisji nadzorującej wszystkie Kapsuły Podu i Sfery. Centralnej Rady Nadzorczej. To bardzo ważne badania. Nie wolno jej o nich rozmawiać.
Aria poczuła się zażenowana tym, jak to brzmiało..."
Czy zrozumiała, że zabrzmiało to jak przechwałka rodzicem, zwłaszcza w gronie, dla którego Sfery, Kapsuły i inne takie to istny kosmos, a jak ważny musi być ich zdaniem ktoś, kto to wszystko rozumie i tym zarządza? Nie!
"...Jakby jej własna matka nie mogła jej ufać."

"Perry'ego otoczyli jacyś ludzie i kazali iść za sobą. Zrobił, o co prosili." Jak kazali, to nie prosili, to nie są synonimy.

Poważne słowa brzmiące jak sarkazm znowu w akcji:
"- Jestem teraz mężatką i spodziewam się dziecka.
Aria gapiła się na płaski brzuch dziewczyny. Zawsze była taka szczera?"
Z tego co rozumiem z dalszej treści, dziewczyna za jakiś czas urodziła. A więc mówiła prawdę. Efekt sarkazmu był niezamierzony i świadczy o słabym stylu.

I mój faworyt. Aria dowiaduje się o tym, że cała jej podróż okazała się bezsensowna, bo matka, której poszukiwała przez pół powieści, nie żyje.
"- Z przykrością muszę ci o tym powiedzieć. W Bliss uderzyła burza eterowa. Podobno kopuły zostały całkiem zniszczone."
Gdzie jakieś wstawki z języka codziennego typu "ach", "och"? I czy wielokropków używa się tylko w dialogach dotyczących miłości? Można było na tyle sposobów wzbogacić ten tekst, uczynić go dramatycznym...

Mogłabym podać dużo więcej takich smaczków. Przejdźmy do nielogiczności.
- Perry spotyka chłopca Cindera, który przyczepił się do niego jak rzep do psiego ogona. Nie narzuca mu się, ale trzyma w bezpiecznej odległości. Perry chce się go pozbyć, ponieważ w okolicy jest niebezpiecznie (?), więc grozi mu zastrzeleniem z łuku (!). Chłopiec w obronie używa swoich super mocy i parzy mu rękę. Perry zmienia zdanie i od tej pory ciąga go ze sobą. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby wiązały się z tym uzasadnienie, DLACZEGO NAGLE TAK, A NIE INACZEJ, a tu nic. Poparzenie > O boże, moja ręka > Perry, zabijmy go, zrobił ci krzywdę! > Nie, niech idzie z nami!
- Aria zabijająca borsuka nożem. Borsuk znajduje się w tunelu pod nią. Aria przebiła nożem ziemię i sięgnęła borsuka? Aha. Zagadką także pozostaje, jak go potem stamtąd wyciągnęli.
- Cinder wstydzi się tego, że poparzył Perry'ego. Jakby Perry nie był sam sobie winien, że wymierzył w niego strzałę i zmusił go do obrony.
- Perry wie, że Cinder coś ukrywa. Skąd? Czy snuje jakieś domysły? Nie dowiemy się. Narrator nie ujawnia.

Mogłabym pisać i pisać. Średnio co dwie strony znajduję coś, co prosi się o komentarz.

Za plus mogę uznać to, że autorka miała plan przy pisaniu i dzięki niemu zdające się nieistotne szczegóły wychodzą dopiero za jakiś czas i zaskakują czytelnika. Szkoda, że sposób, w jaki to się dzieje, nie jest bardziej porywający.

Jak ktoś lubi łatwe w odbiorze, lekkie czytadełka - zapraszam do lektury! A jak ktoś woli czuć emocje, wczytywać się w rozterki, zatopić się w świecie... lepiej niech się zainteresuje czymś innym.

Od początku nie nastawiałam się na coś specjalnego - banalna okładka, dramatyczny tytuł i temat romansu wiele mi nie obiecywały. Zachęcona jednak przez siostrę, która uznała, że "wbrew pozorom naprawdę OK" zanurzyłam się w historię Arii i Perry'ego.

Czytałam wiele książek, autor każdej ma taki czy inny styl pisania. Czy to podniosły charakter, czy lekki humor, a może...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książkę uwielbiam nie tyle za treść, co za genialne moim zdaniem ilustracje Paula Kidby'ego. Gdybym chciała sobie poczytać coś Pratchettowskiego, poszłabym do biblioteki i wypożyczyła coś o Samuelu Vimesie albo o czarownicach z Lancre, bo autor miewał lepsze powieści. "Ostatniego bohatera" kupiłam w Empiku ze względu na barwne obrazki, które mogłabym oglądać z podziwem przez niejeden wieczór - dla mnie jako dla rysownika to jest już wystarczający powód, choć niektórym może wydawać się dziwny :)

Książkę uwielbiam nie tyle za treść, co za genialne moim zdaniem ilustracje Paula Kidby'ego. Gdybym chciała sobie poczytać coś Pratchettowskiego, poszłabym do biblioteki i wypożyczyła coś o Samuelu Vimesie albo o czarownicach z Lancre, bo autor miewał lepsze powieści. "Ostatniego bohatera" kupiłam w Empiku ze względu na barwne obrazki, które mogłabym oglądać z podziwem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z "Wilkiem..." spotkałam się po raz pierwszy na obozie harcerskim, podczas pewnej wyjątkowo nudnej warty. Dzięki niemu czas upłynął dla mnie niepostrzeżenie - zbyt szybko, żeby lekturę dokończyć! A byłam już tak zainteresowana życiem założyciela skautingu, że po prostu musiałam książkę po powrocie kupić i dokończyć czytanie.
Jedna z niewielu biografii, która mnie całkiem wciągnęła jako opowieść, a jednocześnie niemało nauczyła. Fakty z życia Baden-Powella zostały opisane w przystępny sposób, zrozumiały nawet dla dziesięciolatki (bo tyle podczas obozu liczyłam sobie lat). Pomimo upływu czasu wciąż potrafię przytoczyć kilka istotnych wydarzeń, co bardzo mi się przydało podczas tegorocznego biegu na tropicielkę (dla niewiedzących - taka odpytka z wiedzy o harcerstwie podczas gry terenowej).

Z "Wilkiem..." spotkałam się po raz pierwszy na obozie harcerskim, podczas pewnej wyjątkowo nudnej warty. Dzięki niemu czas upłynął dla mnie niepostrzeżenie - zbyt szybko, żeby lekturę dokończyć! A byłam już tak zainteresowana życiem założyciela skautingu, że po prostu musiałam książkę po powrocie kupić i dokończyć czytanie.
Jedna z niewielu biografii, która mnie całkiem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najlepsza książka o rysowaniu, jaką kiedykolwiek dostałam. Dla nastolatki pasjonującej się tym to był idealny prezent. Nauczyłam się wielu rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Autorka bardzo obrazowo i logicznie wyjaśnia, jak osiągnąć lepszy efekt, zwraca uwagę na, zdawałoby się, nieistotne szczegóły - które jednak bardzo wpływają na jakość pracy. To podręcznik, do którego się wraca wielokrotnie. Jeśli ktoś zapytałby mnie, czy polecam, odparłabym: No jasne, że tak!

Najlepsza książka o rysowaniu, jaką kiedykolwiek dostałam. Dla nastolatki pasjonującej się tym to był idealny prezent. Nauczyłam się wielu rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Autorka bardzo obrazowo i logicznie wyjaśnia, jak osiągnąć lepszy efekt, zwraca uwagę na, zdawałoby się, nieistotne szczegóły - które jednak bardzo wpływają na jakość pracy. To podręcznik,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Część pierwsza przygód Moista von Lipwiga - "Piekło pocztowe" - była dla mnie arcydziełem. Tym większe rozczarowanie spotkało mnie po przeczytaniu tej kontynuacji.

Swojej poprzedniczce niestety nie dorównuje. Lipwig, romantyczny awanturnik, ustatkowuje się powoli. Ma dziewczynę, dobrą posadę, niby nadal jest kukiełką w rękach patrycjusza, z czym usiłuje walczyć - ale nie ma to już takiego uroku i dynamizmu, jaki miało w pierwszej części. Taka jest zasadnicza wada różnych serii Pratchetta (a mówię to jako jego wierna fanka!): każda postać, jaką darzyliśmy sympatią ze względu na awanturniczy styl życia, taką... prostotę, po przeżyciu swoich niesamowitych przygód zostaje wreszcie doceniona przez patrycjusza, przeprowadza się do nowego domu, zahacza o małżeństwo i kończy z dzieckiem (mam na myśli tu np. serię o Samuelu Vimesie). Schemat się powtarza.

Historia Lipwiga, bohatera o potencjale większym moim zdaniem nawet od przytoczonego wyżej Vimesa, niestety nie jest wyjątkiem. Zapowiedziana jest nowa część: "Raj podatkowy". Założę się o dychę, że tu już jego dziewczyna będzie w ciąży.

Część pierwsza przygód Moista von Lipwiga - "Piekło pocztowe" - była dla mnie arcydziełem. Tym większe rozczarowanie spotkało mnie po przeczytaniu tej kontynuacji.

Swojej poprzedniczce niestety nie dorównuje. Lipwig, romantyczny awanturnik, ustatkowuje się powoli. Ma dziewczynę, dobrą posadę, niby nadal jest kukiełką w rękach patrycjusza, z czym usiłuje walczyć - ale nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Dobry potwór nie jest zły Maria Ekier, Anna Onichimowska
Ocena 5,2
Dobry potwór n... Maria Ekier, Anna O...

Na półkach: , ,

Opowiadania zdecydowanie zaadresowane dla młodszych czytelników. Mi samej wpadły w ręce gdzieś w środku szkoły podstawowej (3 klasa? 4 już chyba nie...). Pamiętam, że nawet czytało mi się je z pewną przyjemnością.

Książka niekiedy zaskakująca, lekka, do przeczytania dla dziecka w tym wieku w parę wieczorów do poduszki.

Opowiadania zdecydowanie zaadresowane dla młodszych czytelników. Mi samej wpadły w ręce gdzieś w środku szkoły podstawowej (3 klasa? 4 już chyba nie...). Pamiętam, że nawet czytało mi się je z pewną przyjemnością.

Książka niekiedy zaskakująca, lekka, do przeczytania dla dziecka w tym wieku w parę wieczorów do poduszki.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to