-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Geralt nadal przebywa u driad. Jednak wie, że nie może tak po prostu zapomnieć o Ciri, która jest dla niego całym światem. Razem z Jaskrem i łuczniczką Milvą wyrusza do Nilfgaardu. Jednak plan brzmi tylko ładnie. Nic więcej... Jest niewykonalny i przyjaciele wiedźmina wiedzą o tym, ale on się nie poddaje. Nie zostawia się osób bliskich na pastwę okrutnego losu. Nikt nadal nie wiem, gdzie jest Yennefer i czy była czynnie zaangażowana w walki czarodziejów. Czy Geralt odnajdzie Ciri? Kim naprawdę jest Milva? I gdzie podziała się Yennefer?
Wielokrotnie opowiadałam Wam już o mojej przygodzie z "Sagą o Wiedźminie". Czasami mam wrażenie, że to nie przypadek, że dałam namówić się na przeczytanie tej serii. Teraz koniec coraz bliżej, a ja pokochałam opowieść o wiedźminie całym sercem. Gdy zaczynałam czytać "Chrzest ognia", czułam euforię, która kazała mi przeczytać książkę tu i teraz. Tak też zrobiłam. "Chrzest ognia" dotychczas okazał się dla mnie najlepszą częścią z wybitnej serii.
Mam za sobą już pięć tomów, a nadal nie mogę się nadziwić nad stylem Sapkowskiego. Jest on mistrzowski i to chyba musi przyznać każdy czytelnik bez względu na swoją opinię na temat całości. Gdy czytałam, miałam przed oczami całą opowieść. Taki pełnowymiarowy film ze wszystkimi możliwymi efektami, w którym brałam czynny udział. Bez problemu wyobrażałam sobie zdarzenia, rozmowy, czy bohaterów, których w każdej chwili jest więcej, ale poznałam ich na tyle dobrze, że nigdy nie pomyliłam się, kto jet kim. Podziwiam za to Sapkowskiego, ponieważ jest to dla mnie wybitność jego twórczości.
Jak w każdej mojej recenzji o "Sadze o Wiedźminie" muszę zwrócić uwagę na głównego bohatera – Geralta. Cały czas jest dla mnie tajemniczą i wyjątkową postacią, która do końca będzie odgrywać najważniejszą rolę. Jest mutantem, który nie powinien czuć emocji, a tym bardziej uczuć. Jednak tak nie jest. Geralt jest bardzo ludzki. Jak każdy człowiek czuje miłość, nienawiść, ból, radość... Jest najbardziej rzeczywistą postacią, jaką kiedykolwiek spotkałam w literaturze. I chyba moją ulubioną. Zawsze rozumiem, czym się kieruje i dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Jego zachowanie i decyzje nie zawsze są właściwe, ale w większości takich sytuacji też postąpiłabym tak pod wpływem emocji albo ich braku. Bardzo utożsamiam się z wiedźminem, choć nigdy nie miałam okazji brać udziału w takich zdarzenia i raczej nigdy nie będę miała. Jednak jest on moją pokrewną, literacką duszą, o której będę długo pamiętać.
Bardzo szanuję Sapkowskiego za pokazanie naszej rzeczywistości. Jest to powieść fantasty, gdzie większość wydarzeń nie ma prawa się zdarzyć. Jednak gdyby odjąć od tego magię, wszystkie magiczne stworzenia i przenieść fabułę do naszej rzeczywistości, wyszedłby identyczny obraz. Autor pod zasłoną magii i fantastyki pokazuje nam wydarzenia, które miały i nadal mają miejsce w naszym świecie. Otwiera nam oczy na to, co się dzieje wokół nas.
Prawie w każdym tomie narzekałam na politykę, której w ogóle nie mogłam zrozumieć. Tu nastąpiła zmiana. Nie chodzi o to, że Sapkowski nie rozwinął tego wątku. Zrobił to perfekcyjnie jak zawsze. Wydaje mi się, że to po prostu ja zaczynam powoli się uczyć. Te wszystkie polityczne intrygi, działania, wojny nadal są dla mnie zagmatwane, ale wystarczy, że skupię się i wtedy jestem w stanie zrozumieć to. Może nadal nie umiem wyciągać z tego wniosków i przewidywać skutków, lecz wątek polityczny nie przeszkadza mi już. Zaobserwowałam również, że poprawił się mój język. Nie mówię o dużej skali, tylko o znaczenie słów, które w tych czasach nie są już używane. Powoli stają się zapomniane. Uważam, że powinno się pamiętać przynajmniej o ich istnieniu.
"Chrzest ognia" zrobił na mnie wielkie wrażenie i polecam ją każdemu fanowi fantastyki. Jest to naprawdę genialna seria, którą warto przeczytać dla samego języka, którym jest napisana. Nie spodoba się ona każdemu, jednak każdy powinien przynajmniej spróbować ją przeczytać.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Geralt nadal przebywa u driad. Jednak wie, że nie może tak po prostu zapomnieć o Ciri, która jest dla niego całym światem. Razem z Jaskrem i łuczniczką Milvą wyrusza do Nilfgaardu. Jednak plan brzmi tylko ładnie. Nic więcej... Jest niewykonalny i przyjaciele wiedźmina wiedzą o tym, ale on się nie poddaje. Nie zostawia się osób bliskich na pastwę okrutnego losu. Nikt nadal...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ciri wraz z Yennefer wyruszają na zjazd czarodziejów. Ciri nie jest zadowolona, ponieważ właśnie tam pójdzie do szkoły dla czarodziejek. Pragnie zobaczyć się z Geraltem przed pójściem do "więzienia". W tym samym czasie Geralt podróżuje za czarodziejkami, by je chronić. Wojna coraz bardziej się rozprzestrzenia, niosąc ze sobą krwawe żniwo, które tworzy czas pogardy. A kluczem do zwycięstwa jest mała jasnowłosa dziewczynka – Ciri. Czemu wszyscy szukają następczyni trony Cintry? Jak skończy się zjazd czarodziejów? Czy wojna kiedykolwiek się zakończy?
Wielokrotnie opowiadałam Wam historię moją i "Sagi o Wiedźminie". Po przeczytaniu już czterech części jest ona dla mnie sentymentalna. Do dzisiaj nie mogę nadziwić się, jak bardzo przypadła mi do gustu. Na razie żadna część nie zawiodła mnie, co bardzo rzutuje na ogólną ocenę serii. Sapkowski stał się moim mistrzem fantastyki. A "Czas pogardy" był tak samo dobry, jak pozostałe części, jeśli jeszcze nie lepszy.
Zachwyca mnie styl autora. Jest fenomenalny. Gdy czytam, przenoszę się do innego świata, który na okres lektury staje się moim domem. Ten świat jest idealnie wykreowany. Nie ma się poczucia pustki lub braków. Granice są tak wielkie, że nasza głowa nie jest w stanie tego pojąć. Możemy tylko sobie wyobrażać, jak może wyglądać ten świat, planeta. Działa on na innych zasadach niż nasz, ale jest na tyle realny, byśmy mogli poczuć się jak u siebie. Z czasem przyzwyczajamy się do niego i wiemy, czego się spodziewać. W pierwszym opowiadaniu nie wiedziałam nic o nim i czytałam z zaciekawieniem. Teraz już wracam do niego jak do starego przyjaciela, którego nie widziałam wiele lat.
Mam wrażenie, że przy każdej części piszę to samo. I pewnie tak jest, ale właśnie ten fakt potwierdza, że Sapkowski ani na chwilę nie schodzi z poziomu. Tak samo jest z bohaterami. Opowiadania są bardziej nastawione na samego Geralta. Natomiast ta część, jak i poprzednie, pokazują nam całą gamę różnych charakterów i zachowań. Podziwiam autora za stworzenie tylu postaci, poświęcając przy tym każdemu odpowiednią ilość czasu. Ani razu nie czułam niedosytu związanego z jakąś postacią, a jak już się to zdarzało, nie było wątpliwości, że to ma służyć zaciekawieniu czytelnika. Przywiązałam się do bohaterów i traktuję ich jak najbliższych mi przyjaciół. Razem z nimi przeżywam wszystkie przygody, które nie zawsze chciałabym przeżyć, ale przyjaciół nie pozostawia się samych. Mimo wszystkich przeszkód, idzie się dalej i walczy o szczęście.
Jedyną rzeczą, na jaką mogę ponarzekać, jest polityka. Te wszystkie wojny, intrygi są dla mnie czarną magią. Dlatego czasami nudziłam się. Jest to temat, na który nie posiadam żadnej wiedzy i nie jestem w stanie zrozumieć, czemu dzieje się tak, a nie inaczej. Jednakże wiem, dlaczego autor poświęca temu tyle czasu. Bez tego powieść nie miałaby sensu. Jest to książka częściowo o wojnie, więc jej opisy są niezbędne. Mnie pozostaje dokładne czytanie i próbowanie zrozumieć, jaki to ma sens.
"Saga o Wiedźminie" jest serią, która albo się pokocha całym sercem, ale znienawidzi. Nie spotkałam ani jednej osoby, która miałaby pośrednie zdanie na jej temat. Ja pokochałam ją całym sercem i przeżyłam z nią wiele miłych chwil. Mam nadzieję, że będzie ich o wiele więcej. Polecam ją każdemu fanowi fantastyki. Warto chociaż spróbować. W końcu to klasyk.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Ciri wraz z Yennefer wyruszają na zjazd czarodziejów. Ciri nie jest zadowolona, ponieważ właśnie tam pójdzie do szkoły dla czarodziejek. Pragnie zobaczyć się z Geraltem przed pójściem do "więzienia". W tym samym czasie Geralt podróżuje za czarodziejkami, by je chronić. Wojna coraz bardziej się rozprzestrzenia, niosąc ze sobą krwawe żniwo, które tworzy czas pogardy. A...
więcej mniej Pokaż mimo to
Między Izraelem, a Palestyną trwa wojna. Izrael chce zdobyć ziemię palestyńską. Dwa narady, dwie religie dzielą ludzi i sprawiają, że wojna staje się okrutna i bestialska. Wszystkim brutalnym rzeczom przyglądają się dzieci, które nie są niczemu winne. Właśnie takim dzieckiem jest Ahmad. Od najmłodszych lat musi się przyglądać przemocy i śmierci. Musi sobie poradzić, gdy z każdą chwilą jego życie staje się gorsze, aż wreszcie nie wiadomo, czy to w ogóle da się nazwać życiem. Ciążą na nim wyrzuty sumienia. To była tylko impulsywna decyzja małego dziecka, które nie wiedziało, co się w okół niego dzieje, a zaważyła na całym życiu rodziny. Czy wybitne zdolności Ahmada pozwolą przeżyć rodzinie? Czy po tych wszystkich strasznych wydarzeniach można żyć jeszcze normalnie? Zapomnieć o nich?
O "Drzewie migdałowym" słyszałam wiele pozytywnych opinii. Zaintrygowało mnie to, ponieważ nie spotkałam się jeszcze z książką, która poruszałaby ten temat. Wojna między Izraelitami, a Palestyńczykami jest tylko dla nas faktem... niczym więcej. A jednak jest to temat, który powinien zwrócić naszą uwagę. Nie jest to odległe wydarzenia, które znamy wyłącznie z kart podręcznika od historii. Właśnie dlatego z takim zafascynowaniem zaczęłam czytać tę książkę.
Historia opowiada o życiu wybitnego człowieka, który musiał poradzić sobie ze śmiercią i cierpieniem. Ahmada poznajemy jako siedmioletniego chłopca, który był świadkiem tragicznej śmierci swojej młodszej siostry. Od tej chwili bacznie przyglądamy się jego życiu, które z czasem zamienia się w piekło. Powieść pokazuje nam sceny, których nawet nie umiemy sobie wyobrazić, gdyż nigdy czegoś takiego nie przeżyliśmy. Jest to dla nas abstrakcja, która niestety okazuje się prawdziwa. Mimo tych wszystkich brutalnych scen, przerażających wydarzeń znajdujemy w tej historii nadzieję, która jest potężna i silna. Według mnie jest to mistrzostwo pani Corasanti. Trudno wyobrazić sobie książkę, pokazującą wojnę od najstraszniejszej strony, a tymczasem dać nadzieję i wiarę. To niezwykłe jakich uczuć doznałam, czytając.
Książka sprawiła, że zaczęłam doceniać swoje życie. Mimo że jestem optymistką, często narzekam. A historia Ahmada sprawiła, że zadałam sobie pytania: "Czy mam na co narzekać? Czy nie jestem szczęśliwa?". W porównaniu do bohaterów powieści mam co jeść, nie muszę się martwić, że w każdej chwili mój dom zostanie zniszczony, a rodzina zamordowana. Żyję bez lęków, a rodzina Ahmada nie dostała tego daru. Bardzo mi się też podobało, że autorka ukazała konflikt z obu stron, mimo że głównym bohaterem był Palestyńczyk. Corasanti pokazuje nam politykę, jej działanie, lecz ostatecznie pozwala nam decydować i wyrażać własne zdanie na ten temat. Nie narzuca nam niczego. Decyzja należy wyłącznie do nas.
Poza tym nie można nie pokochać Ahmada. Jest to postać niezwykła, pełna wiary i zaufania. Ukazuje ludzkie słabości oraz możliwości, które są wielkie. To jest wola życia, która sprawia, że rzeczy trudne lub wręcz niemożliwe są wykonalne, gdy tylko chce się zapewnić bezpieczeństwo rodzinie, a żeby to zrobić trzeba żyć. To nie jest historia pełna akcji. Czasami jest powolna i mozolna, tak jak nasze życia. Gdy czytałam, czułam się, jakbym należała do tamtego świata i ode mnie zależało wiele rzeczy. Moje życie przebiegało dokładnie tak, jakbym tam była.
Powieść mimo prostego języka i wielu wydarzeń jest trudna. Trzeba się skupić i wysilić całą swoją wyobraźnię. Jak wcześniej pisałam, dała mi ona nową wiedzę i namiastkę rzeczy, o których nie miałam pojęcia, zmieniła moje spojrzenie na świat. Zyskałam nadzieję połączoną z realizmem i wiedzą. Polecam ją każdemu, kto jest na tyle dojrzały i silny, by przebyć drogę przez piekło.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Między Izraelem, a Palestyną trwa wojna. Izrael chce zdobyć ziemię palestyńską. Dwa narady, dwie religie dzielą ludzi i sprawiają, że wojna staje się okrutna i bestialska. Wszystkim brutalnym rzeczom przyglądają się dzieci, które nie są niczemu winne. Właśnie takim dzieckiem jest Ahmad. Od najmłodszych lat musi się przyglądać przemocy i śmierci. Musi sobie poradzić, gdy z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zadam Wam jedno pytanie, które pozornie może się wydawać bardzo proste, ale podejrzewam, że nie jedna osoba będzie miała problem z odpowiedzeniem na nie. To pytanie brzmi: Jaki jest cel Waszego życia? Nie odpowiadajcie od razu, nie odpowiadajcie mi. Tylko proszę usiądźcie, zastanówcie się nad tym i gdy zyskacie pewność, że wiecie, odpowiedzcie samemu sobie. Mam nadzieję, że w ostatecznym rachunku większość z Was będzie znało ten cel i pozostaje mu wiernym. Niestety ja nie należę do tych osób. Nie jestem zagubiona, mam swoje plany, wiem, czego chcę, jednak jest to dla mnie bardzo nieuchwytne i rozmyte. Ale też wiem, że z czasem kontury moich pragnień staną się szczegółowe i nie będę miała problemu zdefiniować, czym są. Tylko na to potrzeba czasu...
Zdzisław jest młodzieńcem, który całym sobą docenia piękno sztuki, kontaktów towarzyskich, nauki i możliwości niesionych przez rozwój. Ma wiele refleksji i lubi o nich mówić. Nie widzi przyszłości z pozytywnych barwach, ale nie oddaje się też całkowicie negatywizmowi. Należy do elit, które znają swoje prawa i swoje miejsce w świecie. Nic tym nie potrafi zachwiać – do czasu... U swojej kuzynki Idalki poznaje tajemniczą i całkowicie odmienną pannę Sewerynę. Wtedy jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że to spotkanie wstrząśnie całym jego życiem i światopoglądem. Co jest takiego wyjątkowego w Sewerynie?
Myślę, że nikomu nie muszę przedstawiać Elizy Orzeszkowej, której literatura jest już od dawien dawna ceniona. Jej dzieła znalazły miejsce wśród cenionych powieści i w tej chwili są szanowane przez krytyków literackich oraz czytelników. Doceniła je również oświata, więc podejrzewam, że dużo część z Was miała okazję już w szkole czytać książki tej pisarki. Niestety ja tej okazji nie miałam, więc i nigdy nie zapoznałam się z jej historiami. Tak, jest to moje pierwsze spotkanie z panią Orzeszkową i jak sami widzicie, zaczyna się bardzo nietypowo, ponieważ "Dwa bieguny" dotychczas nie cieszyły się dużą popularnością. Czy mimo braku pewnego rodzaju chronologii książka spełniła moje oczekiwania? Tak, tak i tak! Już dawno nie trafiłam na powieść, która na tyle najróżniejszych płaszczyznach tak bardzo mnie poruszyła.
Tradycyjnie zacznę od stylu autorki, a jest to magia w najczystszej postaci, jaka może tylko się zdarzyć w literaturze. Jestem tak bardzo oczarowana językiem pisarki i jego barwnością, że nie mogę zebrać słów. Widać, że Orzeszkowa nie ograniczała się do poprawności, ale również dbała o szczegółowość i właśnie tę barwność, która sprawiała, że zapominałam o całym świecie, zapominałam, że te czasu już dawno minęły i w żaden sposób mnie nie dotyczą. Też tam byłam i razem z bohaterami przeżywałam każde wydarzenie, każdą zmianę, każdą myśl. To był również mój świat i to ten jedyny prawdziwy świat. Przy tym czułam wyjątkowość stylu autorki. Dotychczas nie spotkałam się z takim, więc to samo sprawia, że nie mogę go pomylić z żadnym innym ani o nim zapomnieć kiedykolwiek.
Sama historia płynie bardzo powoli, co niektórym czytelnikom mogłoby przeszkadzać, gdyby nie fakt, że towarzyszy temu naturalność i spokój. Opowieść w żadnym momencie nie była dla mnie nudna, mimo że opisy myśli bohaterów oraz opisy krajobrazów ciągnęły się całymi stronami. Może to męczyć, ale naprawdę nie w tym przypadku. Nadaje to tylko dodatkowo niesamowitego klimatu, który pozwala zrozumieć, co chcą nam przekazać bohaterowie. Tego nie umie nawet zachwiać przewidywalność. Dość szybko zrozumiałam, jak potoczą się losy Zdzisława i Seweryny, ale na tym polegała cała historia. To nie miało być zaskoczenie, ale ukazanie, jak niektóre zdarzenia i uczucia potrafią zawładnąć naszym losem. Po prostu nas złapać w swoje szpony i już nigdy więcej nie puścić. Gdy czyta się "Dwa bieguny", to nie można uspokoić myśli. Z jednej strony z całą pasją nie można oderwać się od powieści, ale z drugiej jest tak dużo do przemyślenia, że ciężko utrzymać uwagę.
Na razie opisałam same plusy, więc w tej chwili powinnam tradycyjnie przejść do minusów – nie w tym przypadku. Na pewno jakieś istnieją. Jako czytelnicy doskonale wiemy, że żaden pisarz nie jest w stanie ich uniknąć. Ale ja nie potrafię ich zauważyć i przede wszystkim po prostu nie chcę. Po co to robić, gdy jestem tak bardzo oczarowana? Tym bardziej że dopiero w tej chwili dochodzę do największej zalety książki, czyli tematyki. Porusza się ona na dwóch głównych płaszczyznach – ideologii i miłości. Każda z nich fascynuje mnie na co dzień. Jest też dużo dzieł, które poruszają te motywy, a ja prawie zawsze mam wrażenie, że są one spłycone i sprowadzone do najzwyczajniejszych ziemskich potrzeb. Niezmiernie mnie to irytuje, dlatego możecie tylko wyobrazić sobie moją radość, gdy wreszcie znalazłam historię, która dogłębnie mnie porusza i jest zgodna z moimi poglądami. Zdzisław żyje w świecie warszawskiej elity, czyli luksusu i błękitnej krwi. Właśnie te wartości wyznaje i twierdzi, że szerzenie piękna jest jego obowiązkiem. Natomiast Seweryna mimo tej błękitnej krwi mieszka w tak zwanej puszczy i oddaje swoje życie pracy u podstaw oraz spełnianiu marzeń swojego zmarłego brata. Na pewno nie muszę Wam mówić, jak dwoje tak skrajnych ludzi nie pasuje do siebie. I jakie ciekawe dyskusje mogą prowadzić... Dwie różne ścieżki ideologii, dwie różne ścieżki marzeń i jedna wspólna ścieżka miłości. Czy ma prawo to się udać?
Też warto wspomnieć, jak bardzo polubiłam dwójkę głównych bohaterów. Do Seweryny mam całkowity szacunek, które jest wzniesiony do rangi podziwu, a to wszystko dopełnia zwykła sympatia. Jest dla mnie postacią wprost idealną. Nie zawsze się z nią zgadzałam, miała swoje dziwaczne pomysł, nie zawsze była też aniołem, ale pozostawała przy tych wszystkich pozytywnych i negatywnych cechach tak bardzo ludzka. Zdzisława też zaczęłam uwielbiać, choć w całkowicie inny sposób. Lubiłam go, choć strasznie mnie denerwował i sama miałam ochotę wejść z nim w niejedną dyskusję. To taki przyjaciel, którego się szanuje i lubi, ale ma się całkowicie inne poglądy i ogólne spojrzenie na świat.
"Dwa bieguny" Elizy Orzeszkowej to bardzo uniwersalna historia, która zapewniam, że każdego czytelnika zachęci do refleksji nad swoim życiem, poglądami i postępowaniem. Jestem też prawie pewna, że to nie będą puste myśli bez żadnego pokrycia w rzeczywistości. Ta książka ma w sobie magię zmienia ludzi. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. I przede wszystkim mówi o miłości w sposób podniosły, pełny emocji, czyli taki, jak powinno się mówić o miłości. Możecie mi zarzucić, że miłość to codzienna sprawa, ponieważ mamy swoje rodziny, partnerów, przyjaciół i każdego dnia na różne sposoby ukazujemy, że ich kochamy. Zgodzę się całkowicie z tym, tylko historia Seweryny i Zdzisława pokazuje, jak to wielkie uczucie zderza się z naszymi pragnieniami i potrzebami, które też do wielkich należą, a o codzienność się ocierają. Na tę chwilę jeśli ktoś spytałby, jaka według mnie jest najpiękniejsza książka o miłości, bez zastanowienia wskazałabym "Dwa bieguny". Dlatego z całego serce polecam ją każdemu, kto jest gotowy zmierzyć się z potężnym uczuciem, wielkimi ideami i zwykłym dniem.
Zadam Wam jedno pytanie, które pozornie może się wydawać bardzo proste, ale podejrzewam, że nie jedna osoba będzie miała problem z odpowiedzeniem na nie. To pytanie brzmi: Jaki jest cel Waszego życia? Nie odpowiadajcie od razu, nie odpowiadajcie mi. Tylko proszę usiądźcie, zastanówcie się nad tym i gdy zyskacie pewność, że wiecie, odpowiedzcie samemu sobie. Mam nadzieję, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-04
Lubimy ludzi szczerych. Odbieramy ich jako osoby godne zaufania, pozytywnie nastawione do nas i świata oraz uczciwe. Jednak czasami się zastanawiam, czy na pewno właśnie tak jest, czy na pewno lubimy szczerość. W końcu prawda potrafi zaboleć. Czasami łatwiej jest udawać, że kłamstwo jest prawdą. Nie jesteśmy zbyt dobrzy w wykrywaniu kłamstwa. Wolimy myśleć, że inne osoby są wobec nas prawdomówne, a brzydka prawda wcale nie istnieje. Jednak czasami trzeba spojrzeć jej w oczy i zmierzyć się z negatywnymi konsekwencjami, zanim nas zaskoczą.
Harry w snach ponownie przeżywa koszmar Turnieju Trójmagicznego. Co noc patrzy na śmierć Cedrika i przypomina sobie, że Czarny Pan powrócił, że nadchodzi wojna. Jego strach i obawy są potęgowane poprzez złość i irytację na swoich przyjaciół, którzy nie informują go o sytuacji w świecie czarodziejów, a on zamknięty u swojego wujostwa może tylko snuć ponure przypuszczenia, że jego świat stoi nad przepaścią. Ostrzegł wszystkich przed niebezpieczeństwem. Dokładnie opowiedział, co widział. Jednak czy to starczy, by przekonać innych o powrocie Lorda Voldemorta? Czy i tym razem znajdą się czarodzieje gotowi na walkę ze złem?
Z zapałem i oddaniem kontynuuję swoją ponowną przygodę z cyklem o Harrym Potterze, Gdy sięgałam po tę część, byłam niezmiernie podekscytowana, ponieważ "Zakon Feniksa", odkąd tylko go pierwszy raz przeczytałam, stał się nieodzownie moim ulubionym tomem i bez wątpienie z wszystkich książek o młodym czarodzieju najwięcej razy przeczytałam właśnie tę część. Tutaj nie było obaw, czy po latach nadal będzie mi się podobał, czy zrobi takie samo wrażenie jak kiedyś i czy po raz setny wciągnie mnie w swój świat. Po prostu wiedziałam, że tak będzie. Bo jak po tylu latach wspólnej przygody mieć takie wątpliwości?
Niezmiennie zawsze ten sam początek recenzji, czyli hymn pochwalny na temat stylu. Jest po prostu przykładem geniuszu, magii potężniejszej niż magia w całej tej opowieści. Język autorki jest właśnie jak zaklęcie, które za pomocą słów sprawia, że wyobraźnia ożywa i przejmuje kontrolę nad umysłem czytelnika. To już nie jest nasza rzeczywistość, gdzie idziemy do zwyczajnej szkoły, często nudnej pracy i wykonujemy bezmyślnie obowiązki domowe. Hogwart i świat czarodziejów podczas czytania staje się tym prawdziwym światem. Dopracowanie i różnorodność opisów sprawiają, że pisarka stworzyła niepowtarzalny klimat opowieści. Jeśli czytelnik raz go zakosztuje, na zawsze pozostanie w jego pamięci, by kojarzyć się z radością, przygodą i miłością. Dla mnie zawsze będzie to atmosfera dzieciństwa, gdy z taką pasją oddawałam się po raz pierwszy lekturze tej książki. To sentyment wyznaczający moje kroki na ścieżce literackiego kunsztu.
Fabuła jak na powieść przeznaczoną przede wszystkim dla młodzieży jest wyjątkowo rozbudowana. Czasami mam wrażenie, że dorośli pisarze traktują dzieci i nastolatków jako niewymagających czytelników, którzy chcą wyłącznie przygody i wątków romantycznych. Zapominają, że młoda osoba jest w stanie dojrzeć olbrzymią gamę uczuć, emocji, a miłość i szalone wydarzenia są panoramiczną szybą ukazującą nasze życie. Rowling nie popełniła tego błędu i między innymi dlatego tak bardzo szanuję tę pisarkę. W sposób subtelny potrafiła połączyć codzienne wydarzenia z wielkimi czynami i siecią pełną tajemnic. Te prawie tysiąc stron pozwala nam poznać bohaterów jako zwykłe osoby, które jak większość ludzi pragną być lubiane, osiągać sukcesy, zawiązywać przyjaźnie i po prostu żyć. Zarazem wśród mrocznych czasów muszą podejmować decyzje trudne, wymagające wielu poświęceń i decydujące o całej przyszłości. To samo w sobie tworzy niezwykłą historię, ale to nie jest wszystko. Opowieść jest zabarwiona niesamowitą dozą humoru tak bardzo charakterystycznego dla postaci ze świata magii.
W "Zakonie Feniksa" zawsze wyjątkowo zwracała moją uwagę relacja trójki głównych bohaterów. Każdy fan wie i pewnie też jest tego samego zdania, że ich przyjaźń jest po prostu piękna i zachowuje przy tym naturalność. Można im na przestrzeni tych wszystkich tomów wiele zarzucić, ale nie da się podważyć ich lojalności oraz gotowości, by uszczęśliwiać swoich przyjaciół. Nigdy nie miałam wątpliwości, że ich relacja jest bezinteresowna. Piąta część jest dla mnie podkreśleniem tego oddania i wiary w siebie. Gdyby każda osoba na świecie miała choć jednego tak dobrego przyjaciela, nasz świat byłby piękniejszym miejscem. Gdy już wspominam od tak podniosłych emocjach, może warto również skupić się na drugiej stronie medalu, czyli Dolores Umbridge. Szczerze? Ta postać jest wykreowana doskonale. Za pomocą różu i fałszywych uśmiechów pisarka stworzyła bohaterkę, której nienawidzą prawie wszyscy czytelnicy. Można nienawidzić Voldemorta czy Bellatrix, ale oni są po prostu symbolem zła. A Umbridge jest symbolem czystej frustracji, nienawiści i irytacji.
Myślę, że już dostatecznie wymieniłam zalet, które sprawiły, że tak bardzo pokochałam tę książkę. "Harry Potter" na pewno odegrał w moim życiu istotną rolę, ale akurat ta część jest dla mnie najbardziej wyjątkowa i pozostanę jej wierna. Podejrzewam, że dla mnie to będzie już na zawsze jeden z symboli dzieciństwa i moich ambitniejszych kroków literackich.
Lubimy ludzi szczerych. Odbieramy ich jako osoby godne zaufania, pozytywnie nastawione do nas i świata oraz uczciwe. Jednak czasami się zastanawiam, czy na pewno właśnie tak jest, czy na pewno lubimy szczerość. W końcu prawda potrafi zaboleć. Czasami łatwiej jest udawać, że kłamstwo jest prawdą. Nie jesteśmy zbyt dobrzy w wykrywaniu kłamstwa. Wolimy myśleć, że inne osoby są...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Nauczyli nas, że przyjaźń to fałsz" napisał w tekście piosenki Grzegorz Kupczyk. Pamiętam, że w pierwszym momencie, gdy to usłyszałam, czułam się bardzo poruszona. W końcu większość książek, filmów i różnego rodzaju opowieści dla młodzieży podkreśla, że przyjaźń to olbrzymia wartość, która pozwoli nam przejść przez życie szczęśliwie. Więc dlaczego autor piosenki podkreśla, że wbrew temu wszystkiemu uczy się nas czegoś innego? Jak teraz spojrzę z perspektywy czasu, to jestem w stanie sobie przypomnieć, ile razy zdarzyło się, że przyjaźnie się rozpadały i ile razy po czasie okazywało się, że przyjaciele nie byli w stanie zaufać w swoją wierność, lojalność i bezinteresowną przyjaźń. To jest codzienne życie. Dlatego jestem wdzięczna historiom, które mimo brutalnej rzeczywistości ukazują, że warto jest zdobyć się na odwagę, by zaufać bliskiej sobie osobie. Takich osób jest tak wiele, że jesteśmy w stanie stworzyć między sobą więzy trwające do końca naszego życia i pozostawiające po sobie wyraźne wspomnienia. Czemu o tym teraz Wam wspominam? Ponieważ dzisiaj mowa o powieści, która ukazuje potęgę przyjaźni, czyli "Harrym Potterze".
Harry ucieka z domu. Nie jest w stanie już wytrzymać pomiatania sobą przez wujostwo. Czarę goryczy przelała jego ciotka, która wypowiadała się haniebnie i przede wszystkim fałszywie o rodzicach chłopca. Ucieczka zaczyna się od impulsu, dlatego Harry dość szybko odkrywa swoje fatalne położenie. Na szczęście trafia na magiczny autobus – Błędnego Rycerza. Tam dowiaduje się, że w czarodziejskim świecie dzieją się złe rzeczy, gdyż z więzienia ucieka mężczyzna, który zamordował wielu czarodziejów i mugoli. Był oddanym sługą Sami Wiecie Kogo i teraz sieje postrach, ponieważ przewiduje się, że szuka zemsty. Kogo poszukuje Syriusz Black? Myślę, że sami już doskonale to wiecie.
Tak o to przyszła kolej na następną część z cyklu "Harry Potter". Do tego tomu mam wyjątkowy sentyment, ponieważ przez wiele lat to była moja ulubiona część. Tak naprawdę do czasu jak przeczytałam "Zakon Feniksa", a to było wiele lat później. Zarazem "Więzień Azkabanu" jest też najczęściej czytaną częścią przeze mnie. I muszę Wam powiedzieć, że ile razy bym go nie czytała, to i tak jestem tak samo zachwycona. Myślałam, że mój wiek zmieni podejście do tej opowieści, ale nie... Chyba już do końca życia będę wierna przygodom młodego czarodzieja.
Nadeszła tradycyjna część, gdzie będę wychwalać pod niebiosa styl autorki. Za każdym razem, bez znaczenia, o którym tomie jest mowa, jestem tak samo oczarowana faktem, jak wspaniale Rowling operuje piórem. To ona powinna być czarownicą, ponieważ tworzy rzeczy magiczne za pomocą słów. Jak można tego nie docenić? Każdy najmniejszy szczegół jest dopracowany, a przy tym zakres historii jest tak wielki, że nie wiem, jak ona się przy tym nie pogubiła. Styl w żaden sposób nie jest infantylny czy też ciężki. Wyróżnia się naturalnością dialogów i opisów, dzięki czemu czyta się powieść w zawrotnym tempie.
Fabuła ma wszystko, czego można by oczekiwać po mądrej i intrygującej książce. Pojawia się rozbudowana tajemnica, która kusi, by ją rozwiązać, ale zarazem wcale nie chce tak łatwo odkryć przed czytelnikiem swojego sedna. Trzeba się skupić, rozważać wiele hipotez, a na koniec i tak większość osób zostanie zaskoczona. To wszystko jest ubrane w wiele zabawnych i naturalnych scen. W końcu jesteśmy w szkole wśród młodych ludzi, którzy są przepełnieni radością i mają głowę pełną najróżniejszych pomysłów i idei. Razem uderza to sentymentalizmem, który nie jest natrętny, tylko pobudza serce i sprawia, że przywiązujemy się do bohaterów.
Zawsze będę też podziwiać relację głównej trójki bohaterów. To o niej mówiłam na samym początku tej recenzji. Jest to niesamowity wizerunek prawdziwej przyjaźni, która jest w stanie poświęcić wszystko i wszystko przetrwa. Niby mamy przed sobą młodych nastolatków z humorami, problemami i niepewnością dotyczącą przyszłości, a mimo to są na tyle lojalni, wierni i konsekwentni, że żadne nieporozumienia czy spory nie są w stanie ich rozdzielić. Wiecie, o ile piękniejszy byłby świat, gdyby wszyscy ludzie tak postępowali? Pewnie część z Was najchętniej przypomniałaby mi, że to wyidealizowany obraz, ale ja wierzę, że przy odpowiednich chęciach jesteśmy w stanie stworzyć tak samo głęboką relację jak Harry, Ron i Hermiona.
W tej części poznajemy nowych bohaterów – w tym mojego ulubionego. Chyba nie mam, co się za bardzo rozpisywać nad doskonałością ich wykreowania. Po prostu jest doskonała dla mnie. A mowa tutaj o moim ukochanym Remusie Lupinie, który uzyskał moją sympatię już właśnie w "Więźniu Azkabanu" i przez następne części będzie się ona tylko pogłębiać. Według mojej opinii jest to najbardziej tragiczna postać całego cyklu. Mam ochotę Wam wykazać szereg argumentów, dlaczego właśnie tak jest, jednak osobom, które nie czytały powieści, opowiedziałabym przy tym prawie całą historię. Dlatego na tę chwilę wspomnę tylko, że to wyjątkowo odważna osoba, która jest tak bardzo kochana i pełna wyrozumiałości, że nie da się jej nie pokochać. Nigdy nie ocenia, ale wie, jak naprowadzić na dobrą drogę. I mimo błędów walczy nieugięcie o dobro na świecie. Kolejną nową postacią jest Syriusz Black. Tak naprawdę ze względu na tytuł tej części jest właśnie najbardziej z nią kojarzony, ale tutaj poznajemy go jeszcze niedostatecznie dobrze, by mieć przekonanie, jaką rolę odgrywa w opowieści. Syriusz ma w sobie niesamowitą dzikość, która sprawia, że jest tak bardzo intrygującym bohaterem.
Co tutaj powiedzieć na koniec... Każdy fan fantastyki powinien zapoznać się z całym cyklem. A tymczasem dla mnie "Harry Potter i Więzień Azkabanu" to piękne wspomnienie dzieciństwa, które będę pielęgnować przez przyszłe lata.
"Nauczyli nas, że przyjaźń to fałsz" napisał w tekście piosenki Grzegorz Kupczyk. Pamiętam, że w pierwszym momencie, gdy to usłyszałam, czułam się bardzo poruszona. W końcu większość książek, filmów i różnego rodzaju opowieści dla młodzieży podkreśla, że przyjaźń to olbrzymia wartość, która pozwoli nam przejść przez życie szczęśliwie. Więc dlaczego autor piosenki podkreśla,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nadchodzi zima... Geralt wraz z Ciri udają się do kwatery wiedźminów – Kaer Morhen. Tam spotykają innych wiedźminów, na których widok dziewczynki w tych mrocznych murach robi wrażenie i niepokoi. W tym samym czasie Jaskier zostaje porwany i to nie z byle jakiego powodu. Porywacze chcą się dowiedzieć, gdzie białowłosy wiedźmin zabrał wnuczkę Calanthe. Jaskier próbuje uciec, jednakże nie udaje mu się. Gdy już ma zginąć od miecza, pojawia się pewna kobieta, a dokładniej czarownica – Yennefer. Po co Geralt zabrał Ciri do Kaer Morhen? Czego chce Yennefer od Jaskra? I kto posiada krew elfów?
"Saga o Wiedźminie" od razu zachwyciła mnie. Wszyscy mówili, że Sapkowski jest mistrzem polskiej fantastyki. Nie chciałam w to wierzyć. Bo co mógł takiego napisać, że został uznany za wybitnego pisarza? Wystarczyło przeczytać pierwszą część, by samemu się przekonać. Teraz, gdy po raz trzeci spotkałam się z dziełem Sapkowskiego, jestem oczarowana. "Krew elfów" zrobiła na mnie duże wrażenie i ostatecznie potwierdziła cały fenomen związany z "Sagą o Wiedźminie".
W poprzednich częściach narracja była głównie nastawiona na Geralta. Teraz to się zmienia. Możemy obserwować wydarzenia z różnych punktów widzenia, a w szczególności oczami Ciri, która stała się wierną towarzyszką białowłosego wiedźmina. Nie spodziewałam się, że Sapkowski na stałe wprowadzi do fabuły małą dziewczynkę, która zmieni całą książkę. Uważam, że to świetne posunięcie, ponieważ Ciri nadaje powieści żywiołowości i radości. Sprawia, że każdy z bohaterów zmienia się przy niej i ukazuje nowy wizerunek, który jest bardziej ludzki.
Już nieraz pisałam, że największym plusem serii jest główny bohater – Geralt z Rivii. I mam nadzieję, że w następnych częściach również tak będzie. Geratl jest specyficznym człowiekiem, choć niektórzy uważają, że nie powinno się nazywać go człowiekiem. Lecz jego zachowanie i podejście do życia jest naturalne i przede wszystkim realistyczne. Wiedźmin, jak każdy, ma swoje wady i zalety. Często się denerwuje i irytuje, ale również potrafi kochać, poświęcić się dla osoby bliskiej i być dziecinnie radosny. Zachwyca mnie to. Gdy czytałam, widziałam przed sobą osobę, która idealnie odnajduje się w świecie i zawsze jest sobą. Bez względu na to, czy wschodzi słońce, czy świat zostaje zrujnowany. Tak samo Ciri, Jaskier, czy Yennefer. Żadna z tych postaci nie jest papierowa, ale nie jest też wyidealizowana. Ma się wrażenie, że rozmawia się z prawdziwymi ludźmi, którzy są naszą częścią. Bardzo się do nich przywiązałam, co świadczy, że kreacja postaci jest mistrzowska.
Sam świat, który stworzył autor, jest niepowtarzalny. W wyjątkowy sposób połączył różne wierzenia, opowieści, tworząc coś nowego i oryginalnego. Jak w poprzednich częściach był nacisk na funkcjonowanie tego świata, tutaj widzimy, jaki on jest naprawdę. Wojny pomiędzy królestwami i śmierć niewinnych ludzi sprawia, że chciałabym mimo cierpienia i bólu, znaleźć się tam i walczyć o sprawiedliwość, o której już prawie nikt nie pamięta.
Jedyną wadą dla mnie jest zbyt obszerne opisywanie polityki. Nie znam się kompletnie na politycznych utarczkach, walkach i intrygach. W tej części pojawiło się tego naprawdę dużo. Musiałam bardzo się skupić, żeby zrozumieć, o czym rozmawiają bohaterowie. W dodatku autor nie dawał nam rozwiązania na tacy. Musieliśmy sami rozumieć, co się dzieje i kto jest uczciwy, a kto chce zdobyć władzę. Dla mnie to jest minus, ponieważ brak wiedzy na ten temat bardzo mnie ograniczał. Jednakże osoby, które znają się na takich sprawach, na pewno bardzo dobrze sobie poradzą z rozszyfrowaniem politycznych i wojennych utarczek. Ja wyznaję naiwną zasadę walki o sprawiedliwość i uczciwość, która niestety w żadnym świecie nie ma szans bycia.
"Krew elfów" okazała się tak samo dobra, jak wcześniejsze zbiory opowiadań. Jestem bardzo zadowolona, że nareszcie postanowiłam przeczytać "Sagę o Wiedźminie" i poznać świat wykreowany przez Sapkowskiego. Każdy fan fantastyki powinien go znać. Jest to naprawdę wybitne dzieło polskiego autora, które podbiło moje serce.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Nadchodzi zima... Geralt wraz z Ciri udają się do kwatery wiedźminów – Kaer Morhen. Tam spotykają innych wiedźminów, na których widok dziewczynki w tych mrocznych murach robi wrażenie i niepokoi. W tym samym czasie Jaskier zostaje porwany i to nie z byle jakiego powodu. Porywacze chcą się dowiedzieć, gdzie białowłosy wiedźmin zabrał wnuczkę Calanthe. Jaskier próbuje uciec,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-17
Miłość – piękne, słodkie uczucie, które sprawia, że człowiek jest gotowy na wszystko i jest przede wszystkim szczęśliwy. Kto by jej nie chciał? Zapewne nikt. Jednak całe to górnolotne uczucie nie jest takie proste, jak nam się wydaje. Stanisław Wokulski zakochał się w pięknej Izabeli Łęckiej, jednakże przed spełnieniem jego marzeń jest jedna wielka przeszkoda. XIX-wieczna Warszawa nie jest miejscem sprzyjającym miłości. Wchodzące hasła pozytywistyczne i podział na klasy jest granicą, która dzieli ludzi. Społeczeństwo jest niezsolidaryzowane, a w kontaktach międzyludzkich liczy się tylko pieniądz. Pieniądz ma władzę absolutną. Czy Stanisławowi uda się zdobyć ukochaną kobietę? Kim tak naprawdę jest Izabela? Czy ostatni romantyk może przetrwać z pozytywizmie?
"Lalka" jest klasykiem polskim, który od lat zbiera pozytywne opinie krytyków i jest przekleństwem dla licealistów. Teraz nadszedł czas, żebym i ja zapoznała się z treścią tej powieści. Byłam bardzo ciekawa, czym jest to sławne dzieło Bolesława Prusa, jednak nie mogę ukrywać, że te kilkaset stron przerażało mnie. Nie lubię lektur, ponieważ czuję przymus do przeczytania ich, przez co często literatura klasyczna traci w moich oczach. Jestem pewna, że jako nałogowa książkoholiczka, prędzej czy później przeczytałabym sama z siebie tę książkę. Nie boję się dużej liczby stron, gdy jest to pozycja wybrana przeze mnie. Jednak lektura to coś innego... Po długim czasie, który przeznaczyłam na pozytywne nastawienie się do powieści, przeczytałam "Lalkę". Czy było warto poświęcać swój wolny czas na czytanie tej "cegły"? Oczywiście, że tak. Teraz już rozumiem, czym zachwyca się tak wielu czytelników.
Pierwsze, co od razu rzuciło mi się w oczy, był styl autora. Naprawdę już bardzo długo nie spotkałam się z tak niesamowitym językiem w książce. Prus musiał poświęcić wiele czasu, by tak dokładnie dopracować powieść. Każdy szczegół jest na swoim miejscu i na pewno został skrupulatnie przemyślany. W dodatku opisy, które są długie i częste, nadały księdze niepowtarzalnej atmosfery. Pozwoliły mi zrozumieć okres napoleoński oraz postępowanie ludzi w ówczesnych czasach. Poza tym opisy przeżyć wewnętrznych dały możliwość poznania bohaterów z każdej możliwej perspektywy.
Cała akcja rozgrywa się wyjątkowo powoli, co na początku mnie nużyło. Nie byłam przekonana, że przeczytam całą "Lalkę". Miałam obawy, że tak bardzo zacznę się nudzić, że po prostu odłożę ją na półkę i przeczytam zwykłe streszczenie. Na szczęście nie poddałam się tak szybko i w pewnym momencie całą duszą oddałam się historii. Jest to bardzo emocjonalne dzieło. Nie polega ono na szybkim przekazywaniu emocji, tylko na powolnym odkrywaniu uczuć bohaterów i ich intencji. Pozwoliło to na spokojne przeżywanie odczuć i porządkowanie ich. Sprawiało, że zamiast czytać rozmyślałam nad życiem i jego celem. Podobało mi się to. Lubię rozmyślać, więc każda refleksyjna powieść jest u mnie na wagę złota.
Jestem też pod wielkim wrażeniem kreacji bohaterów. W "Lalce" pojawia się ich naprawdę wielu, co daje nam wizerunek całego społeczeństwa oraz całą harmonię najróżniejszych charakterów. Każda postać jest wyjątkowa i nigdy nie jest jednoznacznie zła ani dobra. Miałam swoich faworytów i wrogów, jednakże zdawałam sobie sprawę, że ta książka nie jest podzielona na czarne i białe. Główny bohater – Wokulski – nie przypadł mi do gustu. Szanowałam go i często podziwiałam, lecz nie czułam do niego większej sympatii. Za to uwielbiałam jego przyjaciela – Rzeckiego. Jest to dla mnie postać bardzo barwna i wyjątkowo dobra, która mimo pewnej dozy naiwności i bezgranicznego zaufania, umiała w świecie odnaleźć piękno. Jest dla mnie pewnym rodzajem symbolu nadziei. Byłam również zaskoczona swoimi odczucia do Izabeli Łęckiej. W tej chwili nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek jakiś bohater wywołał u mnie tyle negatywnych emocji. Nie umiem zaakceptować jej postępowania. Przyjmuję argumenty, które bronią ją, jednakże nie do końca przekonują mnie. Natomiast bardzo dobrze wspominam wdowę Wąsowską, która była dla mnie nie do rozstrzygnięcia. Z chęcią przeczytałabym kolejny tom "Lalki", gdyby istniał, tylko dlatego by lepiej przyjrzeć się jej.
Cała powieść bardzo nawiązuje do historii. Ukazuje 2. połowę XIX wieku, a we wspomnieniach bohaterów jest przedstawiona również 1. połowa. Czasy Napoleońskie są dla mnie wyjątkowo ciekawym tematem. Nie były tu przedstawione bezpośrednio, ale mogłam zaobserwować ich skutki, co jest bardzo pasjonujące. Dowiedziałam się o wielu ważnych dla Polski wydarzeniach, które nie są przedstawione w podręczniku od historii. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona, mimo że te informacje były bardzo pogmatwane.
Cieszę się, że zapoznałam się z tym klasykiem. Dzięki "Lalce" jestem coraz bardziej przekonana do polskiej literatury i to niekoniecznie tej współczesnej. Oczywiste jest, że język jest archaiczny, ale warto to przetrwać. Polecam tę powieść każdemu Polakowi.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Miłość – piękne, słodkie uczucie, które sprawia, że człowiek jest gotowy na wszystko i jest przede wszystkim szczęśliwy. Kto by jej nie chciał? Zapewne nikt. Jednak całe to górnolotne uczucie nie jest takie proste, jak nam się wydaje. Stanisław Wokulski zakochał się w pięknej Izabeli Łęckiej, jednakże przed spełnieniem jego marzeń jest jedna wielka przeszkoda. XIX-wieczna...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przychodzi moment w życiu, gdy nasze możliwości zostają diametralnie ograniczone. Nie spotyka to każdego, jednak liczba osób, które doświadczają tej tragedii, jest naprawdę duża, więc nigdy nie wiadomo, czy pewnego dnia to my nie będziemy musieli zmierzyć się z tym problemem. A mówię tutaj o wszystkich ciężkich chorobach, które trudno wyleczyć lub po prostu się nie da. Wtedy powinna nadejść smutna akceptacja faktu, że to już koniec, nigdy nie wróci się do pierwotnego stanu. Sama myśl o tym wywołuje we mnie olbrzymie przerażenie, lecz chyba jeszcze gorsza jest możliwość, że dotknie to moich bliskich. Jak sobie z tym poradzić? Czy jest recepta na choroby? Czy w ogóle da się żyć z takim piętnem?
W podobnej sytuacji znalazła się Anielka, która musi się zmierzyć z chorobą swojej babci. Jej babcia mieszkała od wielu lat razem z dziadkiem, ale pewnego dnia wprowadziła się do domu Anielki, jej siostry i rodziców. Dziewczynka ucieszyła się z tego, ponieważ ubóstwia swoją babcią. Jednak możecie sobie wyobrazić jej zdziwienie, gdy okazuje się, że babcia nie wprowadziła się sama, tylko razem z tajemniczym, niewidzialnym Panem A., który dokucza babci na każdym kroku. Anielka musi teraz przejść długą drogę zrozumienia, kim jest Pan Alzheimer i co jego obecność oznaczy.
"Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer" zaintrygowały mnie, gdy usłyszałam o ich istnieniu. Nie przypominam sobie, żebym osobiście spotkała się z taką formą książki. Oczywiście istnieją całe opasłe tomiska z listami sławnych osób, ale ich unikam jak ognia, ponieważ dla mnie jest to zwykły brak szacunku do ich prywatności, nawet jeśli ci ludzie już dawno nie żyją. To były ich osobiste sprawy, ich prywatne życie i często bardzo głębokie myśli i refleksje. Tego nie powinno się naruszać, nawet za cenę wiedzy. A już na pewno nie w formie popularyzacji. Lecz te listy są całkowicie odmienne, gdyż mają ukazać chorobę Alzheimera z całkowicie innej perspektywy niż zwykle o niej słyszymy. Miałam olbrzymie oczekiwania do tej książki i w każdym, nawet najmniejszym względzie, zostały spełnione.
Przyznam się Wam, że wyjątkowo ciężko napisać mi tę recenzję i minęło już sporo dni, odkąd przeczytałam tę książkę. Mam Wam tyle do przekazania, tyle do opowiedzenia, a zarazem brakuje mi słów. Wszystkie słowa wydają się nieodpowiednie, zbyt małe lub zbyt niezrozumiałe. A bardzo bym nie chciała spłycić przekazu tych właśnie listów. Jednak coś trzeba napisać...
Anielka jest osobą pełną pasji, energii i wiary w przyszłość. Można powiedzieć, że większość dzieci takich właśnie jest, lecz ona w sposób wybitnie inteligentny i zarazem emocjonalny tłumaczy sobie ciężką sytuację, z którą musiała się zmierzyć. Nie ucieka od problemu, odróżnia go też od zabawy. Zdaje sobie sprawę, że wielu rzeczy nie rozumie i za wszelką cenę chce to zmienić. To już nie jest kwestia koralików, szkoły czy przemądrzałej siostry. To kwestia samopoczucia i szczęścia jej babci, więc Anielka się nie poddaje i walczy o swoją ukochaną babcię. Tylko jak to robić, gdy wszyscy wokół płaczą, denerwują się i zachowują całkowicie inaczej niż zazwyczaj? Jak walczyć z brakiem lekarstwa na chorobę babci? Dlaczego nie można tak po prostu pozbyć się z domu Pana A.?
Przekaz książki jest niezwykle emocjonalny. Gdy zaczynałam czytać, byłam przekonana, że na końcu będę bardzo poruszona, wzruszona i dogłębnie smutna. Nie wiecie, jak bardzo się co do tego myliłam. Już sam początek wywołał we mnie wiele emocji i ten stan utrzymywał się do samego końca. Listy Anielki to śmiech przez łzy. W zabawny i inteligentny sposób my sami musimy się zmierzyć ze złymi zmianami, musimy się pogodzić, że jest tylko jeden koniec i nigdy nie będzie tak samo. Możemy to robić razem z tą kochaną dziewczynką, która sprawia, że życie przy tak wielkiej tragedii dla rodziny może być lepsze.
Po przeczytaniu tej lektury nie jestem w stanie stwierdzić, czy z chorobą bliskiej osoby lepiej radzą sobie dzieci czy też dorośli. Z założenia powinni być to dorośli, tylko że ich wiedza może być przekleństwem, które sprawia, że trudno normalnie żyć, trudno docenić ostatnie chwile z kochaną osobą. Ale co z dziećmi? One nie dostają wiedzy, nie rozumieją, dlatego nowa sytuacja może być dla nich szokująca, tworząca chaos. Ale może ten chaos pozwoli im na taką walkę z samym sobą i z chorobą, jaką przeszła Anielka...
Już dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak "Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer". To niekonwencjonalne połączenie piękna życia, miłości, wiary oraz smutku, choroby i widma śmierci. Cały tyn wizerunek otwiera oczy na problem, ale pozwala też go zrozumieć z perspektywy dziecka i wytłumaczyć, że niektóre rzeczy trzeba zaakceptować, ale zarazem się nie poddawać. A całość dopełniają cudowne ilustracje, które za pomocą wizualnych aspektów dodają otuchy.
Przychodzi moment w życiu, gdy nasze możliwości zostają diametralnie ograniczone. Nie spotyka to każdego, jednak liczba osób, które doświadczają tej tragedii, jest naprawdę duża, więc nigdy nie wiadomo, czy pewnego dnia to my nie będziemy musieli zmierzyć się z tym problemem. A mówię tutaj o wszystkich ciężkich chorobach, które trudno wyleczyć lub po prostu się nie da....
więcej mniej Pokaż mimo to
Mam wrażenie, że część z nas nie zawsze docenia to, co ma. Skupiamy się na rzeczach doraźnych, materialnych albo pogonią za niespełnionymi marzeniami. Wierzymy, że one zostaną kiedyś spełnione i wtedy dadzą nam szczęście. Tylko że dni mijają, miesiące, lata, a my nadal tylko za nimi gnamy. Jeśli nawet uda nam się dotrzeć do celu, to prawie od razu wyznaczamy sobie nowy i zapominamy o radości, która powinna nam towarzyszyć przy spełnieniu poprzedniego. Czy ostatecznie docieramy do czegoś? Czy dostajemy to upragnione szczęście?
Meg, Jo, Beth i Amy to siostry, które lubią wspominać, że kiedyś były bogate i nie musiały się martwić codziennym życiem. Teraz muszą liczyć każdy grosz i radzić sobie bez ojca, który dzielnie walczy za ojczyznę. Ich sytuacja wydaje się naprawdę zła, ale czy tak jest w rzeczywistości? Otóż nie! Siostry mają siebie, swoją kochającą matkę oraz dobrych sąsiadów. Mimo obecnych niedogodności są radosne, pełne energii oraz dobroci w sercach. Nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło, a nasze szalone dziewczyny udowadniają to z całą mocą. Jakie przygody czekają je w przyszłości? Czy ich sytuacja kiedykolwiek się polepszy? Co tak naprawdę ważne jest w życiu?
"Małe Kobietki" to pewnego rodzaju klasyka, która w swoim czasie oczarowała czytelników. Teraz powraca w przepięknym wydaniu i z tak samo piękną treścią – pełną refleksji, radości i czystej miłości. Gdy usłyszałam o wznowieniu tej powieści, byłam zachwycona, ponieważ moim celem jest poznanie lepiej literatury klasycznej. A też warto wspomnieć, że wielkimi krokami nadchodzi też ekranizacja. Już teraz wiem, że będzie się różnić od treści książkowej, ale nie zmienia to faktu, że chcę obejrzeć film. Jednak tym czasem wracam do treści pisanej!
Nie chcę psuć mojego ulubionego schematu, więc tradycyjnie zacznę od stylu autorki. A jestem pod olbrzymim wrażeniem. Widać, że pisarka włożyła całe swoje serce w tę powieść, gdyż każdy najmniejszy szczegół jest opisany z olbrzymią dokładnością, ale przy tym zachowuje naturalność. Język Alcott sprawia, że czytelnik rusza w błogą podróż pełną kwiecistych opisów przyrody, codziennych scen i wielkich uczuć. Nie ma miejsca tutaj na błędy czy niedomówienia.
"Małe Kobietki" są wolną opowieścią, co może nużyć niektórych, jednak na pewno nie mnie. Jest to pewnego rodzaju monotonia, która sprawia, że cała historia jest wprost niesamowita i przepiękna. Nie potrzeba tutaj nie wiadomo jakich zwrotów akcji, by przyciągnąć czytelnika. Oczywiście one też się zdarzają, ale nie w takich ilościach, jak niektórzy mogliby się spodziewać. Powieść jest wyidealizowana i miejscami bardzo przerysowana, ale jestem pewna, że to był zabieg samej autorki, która właśnie tym przekoloryzowaniem chciała zwrócić uwagę na naprawdę istotne tematy. Historia czterech sióstr kipi sentymentalizmem i to właśnie on sprawił, że gdy czytałam, robiło mi się cieplutko na sercu. Miałam przed sobą wizję utopii, która może istnieć w naszej rzeczywistości, ponieważ też ma swoje wady, cierpienie i złe emocje nadal tam istnieją, ale póki będziemy pamiętać, co ważne jest w naszym życiu, poradzimy sobie z tragediami i smutkami,
Myślę, że "Małe Kobietki" mają otworzyć nam oczy na codzienne sprawy. Dobitnie pokazują, że to nie te piękne i długo oczekiwane dni są najlepsze, tylko te codzienne, gdy mamy problem wstać z łóżka do szkoły czy pracy, gdy musimy wykonywać swoje monotonne obowiązki i ze zmęczeniem poświęcać czas bliskim. To brzmi tak negatywnie, a tymczasem w tym tkwi sedno szczęścia. Póki mamy przy sobie ludzi, których kochamy, póki staramy się być dobrymi osobami i walczyć ze swoimi wadami, będziemy szczęśliwi. I lepiej to sobie uświadomić teraz, kiedy prawdopodobnie przeżywamy właśnie taki dzień niż w momencie gdy tego wszystkiego zabraknie.
Schodząc trochę z patetycznego tonu, wspomnę o genialnej kreacji bohaterów. Pisarka stworzyła pełnowymiarowe postacie, które mają własne historie, własne uczucia, problemy i marzenia. Nie pominęła tutaj nikogo, dzięki czemu wiemy, że każdy człowiek liczy się w życiu tak samo. Jednak moją ulubienicą stała się Jo. Jej charakter jest bardzo rozbudowany i skomplikowany. Jest niejednoznaczna pod każdym względem, co bardzo przypadło mi do gustu i sprawiło, że pokochałam ją całym sercem. Jej zapalczywość kontrastowała niesamowicie z dobrocią i prostodusznością. Całym sercem pokochałam też Lauriego i tutaj również wiele do powiedzenia miała jego niespójność cech charakteru. Lubię takie nieoczywiste postacie.
Czytając "Małe Kobietki", poczułam spokój duszy oraz ciepło w sercu. To jest historia, która sprawia, że inaczej patrzy się na świat. Po jej przeczytaniu nie można tak po prostu bezrefleksyjnie wrócić do swojego dawnego życia. To niesamowita dawka głębokich przemyśleń, radości i miłości. Dlatego polecę tę książkę każdemu, kto jest gotowy zmierzyć się z sentymentalizmem i ponownie zastanowić się nad priorytetami w życiu.
Mam wrażenie, że część z nas nie zawsze docenia to, co ma. Skupiamy się na rzeczach doraźnych, materialnych albo pogonią za niespełnionymi marzeniami. Wierzymy, że one zostaną kiedyś spełnione i wtedy dadzą nam szczęście. Tylko że dni mijają, miesiące, lata, a my nadal tylko za nimi gnamy. Jeśli nawet uda nam się dotrzeć do celu, to prawie od razu wyznaczamy sobie nowy i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-19
Wiedźmiński los jest ciężki. Należy walczyć z potworami, najlepiej je od razu pokonywać. Należy przestrzegać kodeksu, którego tak naprawdę nie ma. Należy zachować spokój i rozwagę. Należy być odważnym i niewrażliwym. Należy pamiętać, że jest się mutantem. Należy... Czy nie za dużo tego należy? Geraltowi to właśnie przeszkadza. Powinien być mutantem, który nie ma ludzkich uczuć, który nie potrafi kochać. A tymczasem coś poszło nie tak, bo miłość pojawiła się w jego życiu. Jednak przeplata się z przeznaczeniem. Miłość z przeznaczeniem jest prawdziwą miłością? Białowłosy wiedźmin tego właśnie nie wie. On w ogóle nie wierzy w przeznaczenie. Czy ono istnieje? A jeśli tak, to czy da o sobie znać? Czy Geralt może nareszcie znaleźć cel w swoim życiu?
Z "Sagą o Wiedźminie" spotkałam się niedawno. Było to spotkanie zaplanowane, więc byłam na nie przygotowana. Mam bardzo miłe wspomnienia po nim, dlatego postanowiłam spotkać się również z następną częścią. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać po niej. Choć wiedziałam, że będzie się trochę różnić od swojej poprzedniczki. Pełna entuzjazmu zaczęłam czytać "Miecz przeznaczenia". I wiecie co? Jestem szczęśliwa, że zrobiłam na przekór tym, co mi ją odradzali. Bez wątpienia seria o białowłosym wiedźminie zyskała u mnie bardzo wysokie miejsce wśród moich ulubionych cyklów.
Tak samo jak w "Ostatnim życzeniu" największą zaletą całej powieści jest główny bohater – Geralt. Podbił on moje serce. Cały czas ktoś podkreśla, że jest on mutantem pozbawionym uczuć. Ludzie, zresztą nie tylko ludzie, cały czas mu to powtarzają. Chcą sprawić, by on sam w to uwierzył. Jednak Geralt jest tak bardzo ludzki, że nie wiem, jak to możliwe, że jest wiedźminem. Jest wyjątkowy? Czy może plotki o wiedźminach nie są prawdziwe? Właśnie za tą ludzkość pokochałam go najbardziej. W żadnym stopniu nie jest wyidealizowany. Nie ma też tysiąca wad, które czyniłyby go potworem. Na swój niezwykły sposób jest człowiekiem, realnym człowiekiem. Jak każdy z nas denerwuje się, traci panowanie nad sobą, przywiązuje się do ludzi, ma dylematy, boi się, ale jest też odważny. Podziwiam Sapkowskiego, że stworzył takiego bohatera, który wchodząc w nasz prawdziwy świat nie wyróżniałby się niczym. Oczywiście, gdyby to odbywało się na realiach naszego i jego świata. W dodatku Sapkowski poświecił nie tylko czas białowłosemu wiedźminowi, ale również innym postaciom, nadając im niepowtarzalne charaktery. Yennefer, Jaskier, Ciri – cała gama najróżniejszych bohaterów, o których nie można zapomnieć.
Kolejną rzeczą, którą autor w dalszym ciągu wykorzystywał, są legendy, bajki, czy wierzenia ludzi. Nie wymyślił on tego świata od podstaw. Wiele istot, czy opowieści wziął z różnego rodzaju wierzeń. Nie ściągnął on identycznie tych opowieści. To by była obraza. On wziął z nich inspirację, by później połączyć wiele takich inspiracji w jedną, niepowtarzalną opowieść. I wyszło mu to genialnie. Majstersztyk.
Czytając pierwszą część, przewidziałam, że przywiążę się do bohaterów i powieści. Jednak nie byłam w stanie przewidzieć, że aż tak bardzo. Zwykle szybko przywiązuję się do książki, ale gdy ją już przeczytam, dzień i moje przywiązanie wyparowuje. Zostaje tylko dobre wspomnienie. Tutaj mija już kilka dni, odkąd ją przeczytałam, a ja nadal wyobrażam sobie wydarzenia, wymyślam własne wersje i przeżywam to wszystko, co się wydarzyło w "Mieczu przeznaczenia" od nowa. Ta książka bardzo wpłynęła na mnie emocjonalnie. Czasami musiałam ją odkładać, żeby ochłonąć, a gdy to robiłam, patrzyłam na nią i nie mogłam wytrzymać – rzucałam się na nią od nowa. Inaczej tego nie można nazwać.
Moje recenzja w każdym aspekcie jest bardzo subiektywna. Nie znajduje się tu ani trochę obiektywizmu. Trudno jest mi ją polecić lub nie polecić. Moje serce zostało podbite i mam zamiar kontynuować serię. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie, żebym mogła zrobić coś innego. To się rozumie samo przez siebie. Przywiązałam się emocjonalnie do tej książki i dlatego dałam jej najwyższą ocenę. Jednak zdaję sobie sprawę, że przygody wiedźmina nie każdemu muszą się spodobać. Po prostu powiem: spróbujcie, sami się przekonacie, czy to książka dla Was.
http://lustrzananadzieja.blogspot.com/
Wiedźmiński los jest ciężki. Należy walczyć z potworami, najlepiej je od razu pokonywać. Należy przestrzegać kodeksu, którego tak naprawdę nie ma. Należy zachować spokój i rozwagę. Należy być odważnym i niewrażliwym. Należy pamiętać, że jest się mutantem. Należy... Czy nie za dużo tego należy? Geraltowi to właśnie przeszkadza. Powinien być mutantem, który nie ma ludzkich...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdzieś tam jest... Jestem tego pewien. Gdzieś tam w oddali. Gdzieś za wodospadem, który szepcze Ci do ucha, który sprawia, że przestajesz walczyć i po prostu puszczasz skałę, bo tak trzeba, bo dusze Cię potrzebują. Mówię Wam, gdzieś tam jest. Gdzieś za dżunglą otoczoną ostrzami, gdzie myśleć nie można, gdzie trzeba wyrzec się samego siebie. Jeszcze tylko trochę i dotrzemy. Jeszcze tylko rzeka. Wielka i potężna rzeka, ale jak się nie wychylimy, to ją pokonamy. Obiecuję, że to już niedaleko. Jeszcze tylko kilka małych przeszkód, które na pewno pokonamy. Przyrzekam Wam! Tylko ta pustynia. Ta jedna pustynia i będziemy u celu. Dotrzemy i poczujemy to. On tam jest! On tam musi być! A co jeśli to jednak nie On?
Wyprawa pod przywództwem Daimona porusza się wytrwale dalej. Przeżyli zbyt dużo, by pozwolić sobie na powrót. Teraz zostało tylko brnąć dalej w to szaleństwo i dotrzeć do celu, ukrywając przy tym wszystkie swoje tajemnice. W tym samym czasie kolejna wyprawa podąża za Aniołem Zagłady. Zgniły Chłopiec mimo zwątpienia wie, że tylko dogonienie wyprawy Daimona pozwoli mu na utrzymanie ładu w Głębi. Lucyfer musi koniecznie wrócić na tron. Inaczej cały porządek, który tyle lat utrzymali, przestanie istnieć. Czas kupuje mu Razjel, udając że jest Imperatorem Głębi. Ale jak długo Archanioł poradzi sobie w tej roli? Czy jest w ogóle w stanie przejrzeć brudne gry demonów? Czy te wszystkie wydarzenia razem prowadzą do katastrofy?
Po długiej przerwie wracam do jednej z moich ulubionych pisarek, czyli Mai Lidii Kossakowskiej. Z tego co pamiętam, nie miałam jeszcze Wam okazji opowiadać o moim oddaniu względem autorki. Mam za sobą pięć jej książek i każda w tak samo szalony sposób zawładnęła mną i sprawiła, że uwierzyłam w świat, gdzie anioły popełniają błędy, gdzie magia może być sposobem życia, a demon może być z natury dobry. To co robi Pani Kossakowska z wyobraźnią jest wprost nie do opisania. "Bramy Światłości. Tom 3" tylko to potwierdza i to w najbardziej dosadny sposób, jaki tylko można.
Pomysłem na całe uniwersum będę zawsze się zachwycać. W nieskończoność... Ponieważ każdy, kto kocha fantastykę i jest otwarty na nowe ujęcia, powinien go docenić! Motyw aniołów jest wyjątkowo częsty i to w najróżniejszych dziedzinach naszego świata. Wprowadziła go religia chrześcijańska, pozwalając na popisy malarzom, rzeźbiarzom, pisarzom, piosenkarzom i wszystkim możliwym artystom. Jednak przez wieki postrzeganie nieba i piekła poszło w bardzo odmienne strony. W "Zastępach Anielskich" mamy świat, który powstał na podstawie dobrze nam znanego motywu, ale zszokował swoją innowacyjnością, otwartością i przede wszystkim brakiem pokory. Możecie powiedzieć, że mimo to nadal jest to dość popularne w szczególności w fantastyce. Oczywiście, tylko to dalej uniwersum, które zaskakuje czymś niekonwencjonalnym, czymś, co pozornie nie powinno się tam znaleźć, a jednak jest idealnie wkomponowane. Cały tom "Bram Światłości", i mówię w tym momencie o trzech jego częściach, jest dla mnie niepodważalnie najlepszą powieścią o aniołach i demonach. Dlaczego tylko "Bramy Światłości", a nie całe "Zastępy Anielskie"? Jak część z Was wie, niekoniecznie trzymam kolejność tomów, więc tym razem ponownie zaczęłam od końca i będę brnęła do początku.
I teraz pora na kolejny olbrzymi plus całej książki – mowa tu o stylu pisarki. Nie będę udawać. Jest to dla mnie wprost arcydzieło. Język, jakim posługuje się autorka, ma w sobie dosłownie wszystko, co cenię. Pod każdym względem jest dopracowany i nie ma tu miejsca na błędy. Nie ogranicza się do zwykłej opowieści. Maja Kossakowska zadbała o cudowne opisy przyrody, dzięki którym można przenieść się do innej rzeczywistości i poznać miejsca, które na naszej Ziemi nigdy nie występowały i raczej nie będą. Tak naprawdę, gdy czytałam, to po prostu opuściłam nasz świat i przeniosłam się do Stref Poza Czasem. Jednak opisy przyrody same w sobie w pewnym momencie mogłyby zacząć się nudzić, dlatego przeplatają się z opisami psychologicznymi, które są niezwykłą analizą osobowości bohaterów. My nie tylko ich poznajemy, ale rozumiemy ich decyzje, poczynania, wiemy, co ich motywuje do podejmowanych działań, co sprawiło, że są tacy, jacy są... Myślę, że każdy czytelnik znalazłby kogoś, z kim mógłby się utożsamić. A to wszystko jest okryte lekkością pióra sprawiającą, że powieść czyta się bardzo przyjemnie.
"Bramy Światłości" to nie jest taka sobie zwykła opowiastka fantasy, jakich jest wiele. To opowieść dająca wiele do myślenia. Ona w subtelny sposób zmusza nas do szczegółowej analizy własnych myśli, dążeń i pragnień. Nie daje możliwości do wymówek, ale nie pozwala też na rozpacz. Pokazuje prawdę o nas samych i wspiera nas w spotkaniu z nią. Poza tym jest pełna mocnych i bardzo zaskakujących zwrotów akcji, gdzie nie ma miejsca na przewidywalne wydarzenia. Należy się przygotować do wszystkiego, a na końcu i tak zostaniemy czymś zszokowani. Sprawi, że staniemy się studnią emocjonalną.
Kreacja bohaterów to kolejny aspekt, nad którym mogłabym się rozpływać przez następne setki zdań. To cała gama najróżniejszych charakterów, gdzie każdy jest inny i w stu procentach dopracowany. Tu nie ma miejsca na miałkie osobowości. Każda postać ma swoją własną historię, cechy osobowości, dążenia, pragnienia, wady i zalety. Na pewno na pierwszy plan idzie ubóstwiany przeze mnie Daimon. Anioł Zagłady jest tak bardzo dobitnie ludzki. Króluje w nim dobroć, ale przy tym bierze górę nad nim emocjonalność. Jak się cieszy, to na całego. Jak wścieka się, to również się nie ogranicza. Pozostaje sobą i nigdy nie stara się udawać kogoś innego. Mówi to, co myśli, robi to, co musi i przede wszystkim chce. Jednak jak miałabym wybrać postać, którą najbardziej lubię ze wszystkich, to stanowczo byłby to Lucyfer. Według mnie nie da się go nie lubić. On jest tak szalony, posiada tak wiele energii, że po prostu zaraża nią wszystkich wokół. Przy tym jest Imperatorem Głębi, czyli najpotężniejszym demonem w Otchłani, upadłym ulubieńcem Boga. Dlatego powinien być zły... Tymczasem posiada w sobie wiele ukrytej empatii. Same archanioły powinny brać z niego przykład. Pozostaje jeszcze Razjel, czyli dobry archanioł, który musiał się zmierzyć ze światem obłudy, grzechu i cierpienia. Zastanawiająco dobrze się przystosowuje, mimo to pozostaje nadal tym dobrym aniołkiem, który widzi dobro we wszystkich i jest w stanie walczyć z prawdziwym złem. A! I oczywiście pojawia się też widmokot, czyli kochany Nefer. W tym momencie schylam głowę do pisarki, ponieważ pomysł na tego bohatera i jego wykonanie są godne najwyższego, literackiego szacunku.
"Bramy Światłości" są genialną fantastyką, którą polecę każdemu fanowi tego gatunku z zapewnieniem, że się nie zawiedzie, ale również tym co jednak unikają magii i całej tej otoczki. To powieść z najwyższego szczebla literatury, która dogłębnie mnie poruszyła. Przywiązałam się całym sercem do bohaterów, dlatego bez zastanowienia sięgnę po pierwsze tomy "Zastępów Anielskich", by móc powrócić do mojego ukochanego świata. Nawet nie wiecie, jak w tej chwili się cieszę, że to nie koniec mojej przygody z Daimonem i innymi. Już nie mogę się doczekać, czym tym razem zostanę zaskoczona.
Gdzieś tam jest... Jestem tego pewien. Gdzieś tam w oddali. Gdzieś za wodospadem, który szepcze Ci do ucha, który sprawia, że przestajesz walczyć i po prostu puszczasz skałę, bo tak trzeba, bo dusze Cię potrzebują. Mówię Wam, gdzieś tam jest. Gdzieś za dżunglą otoczoną ostrzami, gdzie myśleć nie można, gdzie trzeba wyrzec się samego siebie. Jeszcze tylko trochę i dotrzemy....
więcej Pokaż mimo to