rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

W ramach niedawnej premiery gry komputerowej, postanowiłem w końcu sięgnąć po Gamedeca i... chyba miałem trochę zbyt wygórowane oczekiwania. Pomysły może i nie najgorsze, ale literacko jakbym czytał fanfikowe LitRPG. Papierowe postaci, język z wypracowań szkolnych i rzucanie neologizmami, które zamiast fajnie wkomponować w fabułę, autor tłumaczy nam jak w dzieciom. Ciężko się to czyta, co tu dużo mówić.

W ramach niedawnej premiery gry komputerowej, postanowiłem w końcu sięgnąć po Gamedeca i... chyba miałem trochę zbyt wygórowane oczekiwania. Pomysły może i nie najgorsze, ale literacko jakbym czytał fanfikowe LitRPG. Papierowe postaci, język z wypracowań szkolnych i rzucanie neologizmami, które zamiast fajnie wkomponować w fabułę, autor tłumaczy nam jak w dzieciom. Ciężko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka wymęczona. Czytałem ją dobrych kilka miesięcy, bo zwyczajnie nie miałem nadmiernej ochoty wracać. Z przykrością stwierdziłem, że seria zaczyna nieco kuleć. Powód? Moim zdaniem jest to kwestią rozbuchania proporcji. I to na dwójnasób. Po pierwsze, dwa początkowe tomy wydano w formie opowiadań. Miały one zwięzłą, fajną konstrukcję i nadawały światu odpowiednich sznytów. Potem pojawiły się powieści, rozdmuchane niebywale, momentami przydługie i przynudzające, ale najwyraźniej tego oczekiwała część czytelników. Po drugie, Robert Wegner z fajnych, krótkich tekstów o ciekawych postaciach zrobił molocha, do którego nawrzucał imperia, prastarych bogów, inne światy, w których istniały kiedyś imperia i prastarzy bogowie, i nagle zrobiło się to potwornie ciężkostrawne. Fajny "przewracać kartek" przyprawiający akcją o żwawsze bicie serca zamienił się w politycznie rozwleczoną telenowelę z nadmierną liczbą postaci, bogami, których nie idzie spamiętać i dość ślamazarną fabułą. Nie powiem, że ta seria tonie, ale w moim przekonaniu buty już są pełne wody.

Książka wymęczona. Czytałem ją dobrych kilka miesięcy, bo zwyczajnie nie miałem nadmiernej ochoty wracać. Z przykrością stwierdziłem, że seria zaczyna nieco kuleć. Powód? Moim zdaniem jest to kwestią rozbuchania proporcji. I to na dwójnasób. Po pierwsze, dwa początkowe tomy wydano w formie opowiadań. Miały one zwięzłą, fajną konstrukcję i nadawały światu odpowiednich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To prawdopodobnie pierwsza książka Kinga, którą przeczytałem w całości i stwierdzam, że autor o wiele lepiej poradził sobie ze współczesną fikcją niż z horrorami. Najmocniejszym punktem są bez wątpienia postaci - żywe, autentyczne, z krwi i kości. Postaci, jakie możemy każdego dnia napotkać na naszej drodze. King jest niezwykłym obserwatorem rzeczywistości i należy oddać mu, że na karty powieści przenosi owe obserwacje bez pudła. Konstrukcja fabuły przywodzi na myśl filmy Hitchcoka, gdzie zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest już tylko ciekawiej. Dawno już nie odczuwałem tak silnych emocji - szczególnie negatywnych - w stosunku do bohaterów z kart powieści. King manipuluje uczuciami po mistrzowsku. Gdyby się zastanowić, to powieść ma bardzo niewiele słabych punktów - ot, może tylko kilka małych dłużyzn, może rozwiązanie akcji nie jest takie, jakie można by sobie wymarzyć - a na koniec zostawia po sobie bardzo silne wrażenie. Rzecz bardzo godna polecenia.

To prawdopodobnie pierwsza książka Kinga, którą przeczytałem w całości i stwierdzam, że autor o wiele lepiej poradził sobie ze współczesną fikcją niż z horrorami. Najmocniejszym punktem są bez wątpienia postaci - żywe, autentyczne, z krwi i kości. Postaci, jakie możemy każdego dnia napotkać na naszej drodze. King jest niezwykłym obserwatorem rzeczywistości i należy oddać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo się zabierałem do tej książki, bo nie przepadam za polskimi autorami sf, ale ostatecznie zbiorek zdjąłem z półki i przeczytałem. W ogólnym rozrachunku wypadł on dość przeciętnie. Typowo dla autorów ze średniej półki niezłe koncepcyjnie opowiadania przeplatają się ze słabiutkimi. Tą książką Kosik mnie nie przekonał, ale jeśli będę mieć okazję, to raczej sięgnę po którąś z jego powieści, żeby przekonać się, czy jest lepszy niż w shortach. Na razie autor na 5/10.

Długo się zabierałem do tej książki, bo nie przepadam za polskimi autorami sf, ale ostatecznie zbiorek zdjąłem z półki i przeczytałem. W ogólnym rozrachunku wypadł on dość przeciętnie. Typowo dla autorów ze średniej półki niezłe koncepcyjnie opowiadania przeplatają się ze słabiutkimi. Tą książką Kosik mnie nie przekonał, ale jeśli będę mieć okazję, to raczej sięgnę po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna solidna pozycja od tej autorki. Nie tak dobra jak "Korona śniegu i krwi", ale też nic w tym dziwnego, bo jest to pozycja wcześniejsza. Niemniej warto, jeśli lubujecie się w beletrystyce o zabarwieniu historycznym.

Kolejna solidna pozycja od tej autorki. Nie tak dobra jak "Korona śniegu i krwi", ale też nic w tym dziwnego, bo jest to pozycja wcześniejsza. Niemniej warto, jeśli lubujecie się w beletrystyce o zabarwieniu historycznym.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyjątkowy średniak. Pomimo sporych oczekiwań, oryginalnej sadze nie dorasta do pięt. Początek wyjątkowo słaby. Dopiero około połowy forma Sapkowskiego odrobinę zwyżkuje, ale nigdy nie osiąga poziomu chociażby pierwszych opowiadań. Historia jest wyjątkowo chaotyczna, bez polotu, bardziej przypominająca historyjkę z komputerowego RPG. Całość ratują nieco postaci, choć dialogi są wystylizowane aż do przesady. Powtarzanie w kółko tych samych zabiegów ostatecznie nuży. Koniec końców, można przeczytać, ale wodotrysków spodziewać się nie należy.

Wyjątkowy średniak. Pomimo sporych oczekiwań, oryginalnej sadze nie dorasta do pięt. Początek wyjątkowo słaby. Dopiero około połowy forma Sapkowskiego odrobinę zwyżkuje, ale nigdy nie osiąga poziomu chociażby pierwszych opowiadań. Historia jest wyjątkowo chaotyczna, bez polotu, bardziej przypominająca historyjkę z komputerowego RPG. Całość ratują nieco postaci, choć dialogi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naprawdę świetny kawałek literatury. Spójna wizja historyczna, ciekawie zarysowane postaci, a do tego odrobina słowiańskiej fantastyki czynią z tej książki lekturę obowiązkową dla wszystkich miłośników fabularyzowanych powieści historycznych, a także fanów fantastyki o lekko historycznym zacięciu. Godne polecenia!

Naprawdę świetny kawałek literatury. Spójna wizja historyczna, ciekawie zarysowane postaci, a do tego odrobina słowiańskiej fantastyki czynią z tej książki lekturę obowiązkową dla wszystkich miłośników fabularyzowanych powieści historycznych, a także fanów fantastyki o lekko historycznym zacięciu. Godne polecenia!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kurczę, spory zawód mnie spotkał. Już pierwszy tom "Strachu Mędrca" został przeze mnie wymęczony, a ten był już wprost dramatycznie wymęczony. Przede wszystkim przez ok. 550 z 620 stron nie dzieje się nic ciekawego. Tzn. dzieje się sporo, ale po tym, jak Rothfuss całkiem fajnie opisywał akademickie życie młodego Kvothe to teraz skacze z kwiatka na kwiatek. I tak w jednej chwili Kvothe jest w baśniowej krainie, by po chwili ćwiczyć sztuki walki u Ademów, by po chwili mścić się na banitach, by ostatecznie wrócić do swojego mecenasa, a potem na Uniwersytet. Ale wszystko to miałkie i nijakie. Mało rzutkie, wręcz. Dodatkowo przekład jest nieco siermiężny, bo chwilami zupełnie nie oddaje istoty oryginału. Nie powiem, przeczytam ostatnią część, ale tylko dlatego, że Rothfuss zaszczepił w historii kilka ciekawych wątków, których rozwikłania będę oczekiwał. Bo dalsze losy młodego Kvothe zupełnie mnie nie ciekawią.

Kurczę, spory zawód mnie spotkał. Już pierwszy tom "Strachu Mędrca" został przeze mnie wymęczony, a ten był już wprost dramatycznie wymęczony. Przede wszystkim przez ok. 550 z 620 stron nie dzieje się nic ciekawego. Tzn. dzieje się sporo, ale po tym, jak Rothfuss całkiem fajnie opisywał akademickie życie młodego Kvothe to teraz skacze z kwiatka na kwiatek. I tak w jednej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W końcu przebrnąłem przez pierwszy tom. Ale nie dlatego, że słaby, po prostu swoje robi blisko 700 stronic lektury. Lektury będącej w moim przekonaniu nieco rozwlekłym rozszerzeniem drugiej połowy "Imienia wiatru", co z jednej strony jest całkiem przyjemne, ale na dłuższą metę nużące. Tak - wiemy już, że Kvothe jest biedny, ciągłe liczenie monet w sakiewce jest niepotrzebne. Tak - wiemy, że ma tylko jedną lub dwie koszule i nie będzie miał co na grzbiet założyć, jeśli rozerwie kolejną. Tak - wiemy, że Denna to kobieta, wokół której będzie tańczył przez całą historię, ale na miłość Cthulhu, ile razy można czytać o tych samych podchodach, tylko w innych słowach? Generalnie Rothfuss nieźle konstruuje historie, ale wciąż jeszcze nie wie, kiedy zamiast ochłapów rzucić czytelnikowi jakiś większy kąsek. Natomiast, gdy wydaje się już, że temat Uniwersytetu zostanie twórczo rozwinięty, historia robi zwrot o dziewięćdziesiąt stopni i obiera zupełnie nowy kierunek. Szczerze, w ogóle mi takie rozwiązanie nie podeszło. Po krótkim zrecenzowaniu na LC pierwszego tomu trylogii zastanawiałem się przez jakiś czas, czy nie powinienem podbić oceny z 7 na 8 punktów, ale teraz już wiem, że tamto wrażenie było prawidłowe. Na razie proza Rothfussa zasługuje tylko i aż na tyle.

W końcu przebrnąłem przez pierwszy tom. Ale nie dlatego, że słaby, po prostu swoje robi blisko 700 stronic lektury. Lektury będącej w moim przekonaniu nieco rozwlekłym rozszerzeniem drugiej połowy "Imienia wiatru", co z jednej strony jest całkiem przyjemne, ale na dłuższą metę nużące. Tak - wiemy już, że Kvothe jest biedny, ciągłe liczenie monet w sakiewce jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całkiem dobry zbiorek opowiadań. Nazwisko Komudy kojarzy się raczej z czasami Rzeczypospolitej szlacheckiej, ale i tu imć Komuda poradził sobie niezgorzej. Główne opowiadanie, "Imię bestii", byłoby naprawdę wyśmienite, gdyby nie rozstrzygniecie w stylu deus ex machina. Pozostałe dwa opowiadania są króciutkie i służą jako przystawka lub deser, niewiele więcej wnosząc do świata przedstawionego. Ostatecznie wychodzi ocena 6/10, czyli książka "dobra" w myśl punktacji LC.

Całkiem dobry zbiorek opowiadań. Nazwisko Komudy kojarzy się raczej z czasami Rzeczypospolitej szlacheckiej, ale i tu imć Komuda poradził sobie niezgorzej. Główne opowiadanie, "Imię bestii", byłoby naprawdę wyśmienite, gdyby nie rozstrzygniecie w stylu deus ex machina. Pozostałe dwa opowiadania są króciutkie i służą jako przystawka lub deser, niewiele więcej wnosząc do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra książka, ale bardzo nierówna. Początek jest fatalny. Przez 250-300 stron nie dzieje się nic, co przemawiałoby za tym "najlepszym debiutem fantasy". Oklepane schematy, akcja ciągnąca się jak flaki z olejem, pełna naiwności i niedomówień. Ale po tych trzystu stronach zaczyna się robić fajnie. Z początkowego rozczarowania moje emocje zmieniły się w ostrożny optymizm i kolejne strony przewracały się same. Do pewnego momentu, bo końcówka znów jest słabsza. Gdyby utworzyć wykres na podstawie punktowej wartości poszczególnych części to wyglądałby on mniej więcej tak: 5-8-6-7. I taką też ocenę wystawiam na koniec: 7/10. Nie dość, by zachwycić, ale dostatecznie, by skusić mnie do przeczytania kolejnej części. Płynnie się czyta i całkiem wciąga, to należy przyznać, ale brakuje mi tu jakiejś świeżości, bo wszystko to już było, i być może nieco większej błyskotliwości pisarskiej autora, bo jego warsztat jest co najwyżej dobry, a momentami wręcz kiepski. Zobaczymy, co przyniesie "Strach mędrca".

Dobra książka, ale bardzo nierówna. Początek jest fatalny. Przez 250-300 stron nie dzieje się nic, co przemawiałoby za tym "najlepszym debiutem fantasy". Oklepane schematy, akcja ciągnąca się jak flaki z olejem, pełna naiwności i niedomówień. Ale po tych trzystu stronach zaczyna się robić fajnie. Z początkowego rozczarowania moje emocje zmieniły się w ostrożny optymizm i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejne, bardzo solidne czytadło od Ars Machiny. W zasadzie ta część jest wszystkim tym, czym "Złodziej" nie był, a czym go reklamowano. Przede wszystkim akcja już od samego początku gna do przodu, zwalniając tylko momentami, by dać czytelnikowi odetchnąć. Postaci są o wiele bardziej wyraziście nakreślone, na czym powieść tylko zyskuje. Poza tym jednak wciąż mamy do czynienia z tym samym, bardzo przewrotnym stylem prowadzenia fabuły i wieloma zwrotami akcji. Mówiąc w skrócie - jest lepiej niemal na całej długości. Nawet jeśli komuś "Złodziej" nie przypadł do gustu w pełni, to mimo wszystko powinien spróbować swoich sił z "Królową Attolii". To powinno rozwiać jego wątpliwości, że mamy do czynienia z naprawdę dobrą serią książkową.

Kolejne, bardzo solidne czytadło od Ars Machiny. W zasadzie ta część jest wszystkim tym, czym "Złodziej" nie był, a czym go reklamowano. Przede wszystkim akcja już od samego początku gna do przodu, zwalniając tylko momentami, by dać czytelnikowi odetchnąć. Postaci są o wiele bardziej wyraziście nakreślone, na czym powieść tylko zyskuje. Poza tym jednak wciąż mamy do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Równie fajne jak poprzednie. To w zasadzie powinno podsumować w całości "Niebo ze stali". Z jednej strony średnich lotów warsztat autora, z drugiej sporo ciekawych pomysłów, dzięki którym świat Meekhanu jest bardzo barwny. Jeśli komuś podeszły poprzednie części - warto. W przeciwnym wypadku szkoda pieniędzy.

Równie fajne jak poprzednie. To w zasadzie powinno podsumować w całości "Niebo ze stali". Z jednej strony średnich lotów warsztat autora, z drugiej sporo ciekawych pomysłów, dzięki którym świat Meekhanu jest bardzo barwny. Jeśli komuś podeszły poprzednie części - warto. W przeciwnym wypadku szkoda pieniędzy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W zasadzie to samo, co napisałem o "Śniegu i stali" tyczy się tej części. GRRM traci impet, a książka zaczyna się robić telenowelą. Coraz mniej jest "Gry o tron", a coraz więcej perypetii dzieci Starka. Miejscami bywa ciekawie, ale ogólnie jest bez szału.

W zasadzie to samo, co napisałem o "Śniegu i stali" tyczy się tej części. GRRM traci impet, a książka zaczyna się robić telenowelą. Coraz mniej jest "Gry o tron", a coraz więcej perypetii dzieci Starka. Miejscami bywa ciekawie, ale ogólnie jest bez szału.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Koniec końców - całkiem niezła, aczkolwiek słabiutki początek zaciera w dużej mierze pozytywne wrażenia, które zostały we mnie po lekturze "Starcia królów". Niestety, widać, że cała seria wyraźnie zwalnia tempo i chociaż wiele osób uważa, że jest to najlepsza część z dotychczas wydanych, to moim zdaniem tendencja jest spadkowa.

Koniec końców - całkiem niezła, aczkolwiek słabiutki początek zaciera w dużej mierze pozytywne wrażenia, które zostały we mnie po lekturze "Starcia królów". Niestety, widać, że cała seria wyraźnie zwalnia tempo i chociaż wiele osób uważa, że jest to najlepsza część z dotychczas wydanych, to moim zdaniem tendencja jest spadkowa.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powinienem chyba zacząć od tego, że zupełnie nie tego się spodziewałem, ale z samej lektury jestem bardzo zadowolony (co zresztą odzwierciedla ocena).

Przede wszystkim, widząc na okładce nazwisko Martina, myślałem, że będzie to powieść bardziej nastawiona na intrygi i - nie ukrywam - odrobinę rozwlekłego wodolejstwa. Martin jest niezłym pisarzem, ale w moim personalnym rankingu kilku innych autorów go prześciga w walce o prym. Pozytywnie więc zaskoczyło mnie, że wielowątkowa fabuła doskonale splata się ze sobą w misterną sieć (co zresztą w kontekście całej historii miałoby przewrotny sens ;)). Wątki poszczególnych postaci (bo, podobnie jak u Martina mamy zastosowaną formułę POV, czyli point-of-view) są całkiem zręcznie prowadzone, a postaci dają się lubić. Statystyka jest zresztą całkiem niezła, bo w pierwszej połowie książki trzy z czterech wątków były ciekawe (jeden natomiast umiarkowanie ciekawy), a w drugiej sytuacja się nieco zmieniła i jeden z bohaterów staje się naprawdę interesujący w perspektywie przyszłych wydarzeń, a jeden równie dobrze mógłby przestać istnieć.

Pozytywnie nastroiła mnie do tej pozycji świeżość, która bije z kart powieści, przy jednoczesnym zachowaniu pewnych przyjemnych dla czytelnika schematów fantasy. I tak świat przypomina typowe quasi-średniowieczne uniwersum, ale za to w żadnej innej powieści nie widziałem takiej różnorodności ras, które na dodatek zostały najwyraźniej stworzone w zamierzchłych czasach przez smoki, po części z potrzeby, a po części... z nudów. Z drugiej strony mamy klasycznych bohaterów - konserwatywnego szlachcica, który walczy o zachowanie społecznego status quo, legendarnego generała, parającego się obecnie najemnictwem, a także typowego nieudacznika, który przechodzi duchową metamorfozę. Z drugiej jednak strony w żadnej innej książce nie widziałem tak rozbudowanego wątku finansowo-bankierskiego, który - pomimo tego, że brzmi groźnie - jest naprawdę wciągający.

Element, do którego można by się przyczepić jest konstrukcja świata. Niby są wielkie miasta, zamczyska, posiadłości i trakty, ale wszystko to jest dosyć podobne. Ewidentnie autor skupił się na kreacji bohaterów i ich prowadzenie przez świat, a to wyszło mu bardzo dobrze, bo nawet bohaterowie drugoplanowi są ciekawi i dopracowani (jeden z nich wręcz stara się zagarnąć część pierwszego planu dla siebie). Ogólnie brakuje odrobinę mocniejszych, bardziej wyrazistych opisów świata, ale wydaje mi się, że autor ma szanse to nadrobić w niedalekiej przyszłości.

Podsumowując, "Smocza droga" to całkiem solidna pozycja, która ma szanse powalczyć z innymi pozycjami w swojej kategorii wagowej. Epic fantasy od pewnego czasu przeżywa rozkwit, a to wydaje się być pozycja będąca jedynie tego potwierdzeniem. Warto sięgnąć przy najbliższej okazji.

Powinienem chyba zacząć od tego, że zupełnie nie tego się spodziewałem, ale z samej lektury jestem bardzo zadowolony (co zresztą odzwierciedla ocena).

Przede wszystkim, widząc na okładce nazwisko Martina, myślałem, że będzie to powieść bardziej nastawiona na intrygi i - nie ukrywam - odrobinę rozwlekłego wodolejstwa. Martin jest niezłym pisarzem, ale w moim personalnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Północ - Południe" oceniłem o jeden punkcik wyżej, ale "Wschód - Zachód" wciąż jest fajnym czytadłem, do którego co wieczór wraca się z przyjemnością. Problem leży głównie w warstwie językowej - "Wschód" jest jeszcze jak cię mogę, ale "Zachód" bywa momentami tak drętwy, że tylko ciekawe historie i nieźle prowadzona narracja trzymają przy książce. Poza tym bardzo ciekawi, jak autor wybrnie z wątku wojen bogów, który rozpoczął w pierwszej części, a tutaj ewidentnie je kontynuuje i rozwija. Pomimo nieco słabszej formy, myślę, że "Niebo ze stali" wkrótce zagości na mojej szafce nocnej.

"Północ - Południe" oceniłem o jeden punkcik wyżej, ale "Wschód - Zachód" wciąż jest fajnym czytadłem, do którego co wieczór wraca się z przyjemnością. Problem leży głównie w warstwie językowej - "Wschód" jest jeszcze jak cię mogę, ale "Zachód" bywa momentami tak drętwy, że tylko ciekawe historie i nieźle prowadzona narracja trzymają przy książce. Poza tym bardzo ciekawi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo solidny zestaw opowiadań połączonych ze sobą spójnym wątkiem fabularnym. Ciekawy świat oraz postaci równoważy nie do końca przekonujący warsztat. Kuleją głównie dialogi - mało błyskotliwe i odrobinę zbyt naciągane. Poza tym to naprawdę fajne czytadło, do którego każdego wieczora wraca się z przyjemnością.

Bardzo solidny zestaw opowiadań połączonych ze sobą spójnym wątkiem fabularnym. Ciekawy świat oraz postaci równoważy nie do końca przekonujący warsztat. Kuleją głównie dialogi - mało błyskotliwe i odrobinę zbyt naciągane. Poza tym to naprawdę fajne czytadło, do którego każdego wieczora wraca się z przyjemnością.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od samego początku jestem fanem wydawnictwa Ars Machina, które jednak do tej pory dało się poznać głównie od strony książek SF i to skierowanych raczej do dorosłego czytelnika. Z odrobiną rezerwy podchodziłem więc do zmiany kierunku wydawniczego i sięgnięcie po książkę dla nieco młodszych odbiorców. Z drugiej strony pomyślałem, że żadnej słabizny jeszcze nie wydali, więc od razu zamówiłem książkę w przedsprzedaży, mając nadzieję na trzy lub cztery wieczory lekkiej rozrywki. Ale się myliłem! Pierwsze strony wessały mnie od razu, a całego "Złodzieja" wciągnąłem w jeden wieczór, kończąc lekturę późną nocą.

Książka opowiada historię Gena, tytułowego złodzieja, który został wtrącony do więzienia za kradzież królewskiego pierścienia. Zza krat wyciąga go mag, uczony i doradca króla, który z kolei potrzebuje złodzieja do wykonania niezwykłego zadania. Ta sztuka nie udała się nikomu przez ostatnich kilkaset lat, ale Gen jest przekonany, że jemu się powiedzie. A jak będzie naprawdę, o tym warto przekonać się samemu.

Jedyną w zasadzie wadą tej powieści jest dość rozwlekły początek. Poznajemy w nim bohaterów, świat i mitologię (naprawdę świetnie opisaną, jeśli ktoś zaczytywał się kiedykolwiek w Mitologii Parandowskiego, będzie wniebowzięty :D). Ale gdy tylko uda nam się przebrnąć przez tych kilkadziesiąt pierwszych stron to nagle robi się z górki i powieść zaczyna gnać aż do zaskakującego finału. Zakończenie książki ogólnie jest jej bardzo mocną stroną, bo widać w nim, jak sprytnie autorka wodzi za nos czytelników, by na samym końcu zrzucić na nich bombę. Postać Gena to typ czarującego bękarta, wyszczekanego i trochę nieokrzesanego (przynajmniej na pierwszy rzut oka ;)), ale dającego się lubić. Pozostałe postaci są nieco słabiej nakreślone, ale też stanowią głównie tło dla samego Złodzieja.

Koniec końców muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z lektury. "Złodziej" to jedna z najlepszych książek młodzieżowych, jakie dane mi było czytać w ostatnich latach. Z przyjemnością sięgnę po drugi tom, który podobno jest jeszcze lepszy. W zasadzie to już nawet nie mogę się doczekać.

Od samego początku jestem fanem wydawnictwa Ars Machina, które jednak do tej pory dało się poznać głównie od strony książek SF i to skierowanych raczej do dorosłego czytelnika. Z odrobiną rezerwy podchodziłem więc do zmiany kierunku wydawniczego i sięgnięcie po książkę dla nieco młodszych odbiorców. Z drugiej strony pomyślałem, że żadnej słabizny jeszcze nie wydali, więc od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wow, po prostu wow.
Książkowe trylogie mają to do siebie, że druga część zazwyczaj jest najsłabsza i najnudniejsza, przynajmniej w moim mniemaniu. Trudno jest podłapać serię, gdzie jest inaczej. Ale w przypadku "Wiru" mogę śmiało powiedzieć - jest lepiej!
"Rozgwiazda", czyli pierwszy tom "trylogii ryfterów", stanowiła bardzo solidną pozycję - duszny, klaustrofobiczny klimat, niesamowite postaci, suspens i wszechogarniające poczucie, że na dnie oceanu jednym przyjacielem jest ciemność - wszystko to sprawiało, że książkę czytało się, siedząc jak na szpilkach. Do tego było widać, że autor wie, o czym pisze (ma doktorat z biologii morskiej). Sądziłem więc, że trudno będzie mu przebić poprzedniczkę. Myliłem się.
"Wir" siłą wyciąga nas z dna oceanu i rzuca na piaszczystą plażę zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej, które zostało zniszczone w wyniku potężnego tsunami. Tam napotykamy Lenie Clarke, protagonistkę "Rozgwiazdy", która - oględnie mówiąc - jest dość wkurzona faktem, że jej pracodawcy próbowali ją zabić. Tak oto rozpoczyna się jej "krucjata", która ostatecznie może zakończyć się zagładą świata w jego obecnej postaci. Tyle tylko, że Lenie kompletnie o to nie dba.
Podobnie jak w poprzednich częściach bardzo dużą rolę odgrywa psychika postaci. Autor co rusz zagląda do głów swoich bohaterów, przybliżając nam ich rys psychologiczny, przez co wszystkie bez mała postaci wydają się bardzo wiarygodne. Przy okazji nie stroni od zabawy charakterologią swoich bohaterów. Gość, który stroni od seksu z prawdziwymi partnerami ze względu na swoje upodobania do sadystycznych zabaw w łóżku? Bardzo proszę. Takie rzeczy są u Wattsa na porządku dziennym.
Liczyłem jedynie na odrobinę bardziej szczegółowy opis świata. Watts raczy czytelników jedynie skąpymi informacjami, z których można próbować sklejać obraz całości, ale pozostaje jakiś niedosyt. To w zasadzie nie jest wada, bo pisarz zwyczajnie skupia się na innych elementach, ale mnie akurat tego zabrakło. Kwestia gustu.
Summa summarum - wow. "Wir" to bardzo mocna pozycja sf, która z łatwością deklasuje znaczną większość tego, co pojawia się na polskim rynku. Moim zdaniem to bardzo solidny pretendent do książki roku w kategorii "fantastyka".

Wow, po prostu wow.

Książkowe trylogie mają to do siebie, że druga część zazwyczaj jest najsłabsza i najnudniejsza, przynajmniej w moim mniemaniu. Trudno jest podłapać serię, gdzie jest inaczej. Ale w przypadku "Wiru" mogę śmiało powiedzieć - jest lepiej!

"Rozgwiazda", czyli pierwszy tom "trylogii ryfterów", stanowiła bardzo solidną pozycję - duszny, klaustrofobiczny...

więcej Pokaż mimo to