Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Autor pozbierał parę znanych klisz i ulepił z nich parówkę. Początek zerżnięty jest z Deadwood, potem mamy pożyczkę z grzędowiczowego Pana Lodowego Ogrodu, trochę z Wiedźmina i na koniec zombie. Wszystko to w pseudofeudalnych ramach Dzikiego Zachodu więc i Abercrombiego można tu znaleźć. Zresztą, sporo innych wzorów dałoby się pewnie odnaleźć, bo oryginalności w Królowej głodu nie znajdziemy za grosz.

Wszystko to w tonie dość naiwnym i infantylnym z dodatkiem patetycznej sztuczności. Fabuła prosta, głupawa, momentami zgrzytająca problemami logicznymi. Postacie niezgrabne, mało przekonujące. Całość sprawia wrażenie pozbawionego harmonii, topornego zlepku cudzych pomysłów.

Ugnieciony na kolanie, całkowicie wtórny fastfood.

Wysłuchałem w interpretacji Filipa Kosiora, który jakoś chyba zaliczył słabszy występ. Być może był znużony papką, którą musi czytać, a być może oznacza to moje uprzedzenie i złą wolę.
2/10

Autor pozbierał parę znanych klisz i ulepił z nich parówkę. Początek zerżnięty jest z Deadwood, potem mamy pożyczkę z grzędowiczowego Pana Lodowego Ogrodu, trochę z Wiedźmina i na koniec zombie. Wszystko to w pseudofeudalnych ramach Dzikiego Zachodu więc i Abercrombiego można tu znaleźć. Zresztą, sporo innych wzorów dałoby się pewnie odnaleźć, bo oryginalności w Królowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nowela, humoreska. Satyra na radziecką rzeczywistość ze szczególnym uwzględnieniem absurdów biurokracji i organizacji. Myślałem, że to prosta historyjka będzie i popełniłem błąd słuchając audiobooka w aucie, gdzie niestety, nie do końca można skupić uwagę na lekturze. Przez to nie ogarnąłem rzeczy jak należy, ponieważ stopień groteskowego pokręcenia jest w tym, skromnym rozmiarami, dziełku niebywały.

Wysłuchałem w bardzo dobrej interpretacji Krzysztofa Baranowskiego.
8/10

Nowela, humoreska. Satyra na radziecką rzeczywistość ze szczególnym uwzględnieniem absurdów biurokracji i organizacji. Myślałem, że to prosta historyjka będzie i popełniłem błąd słuchając audiobooka w aucie, gdzie niestety, nie do końca można skupić uwagę na lekturze. Przez to nie ogarnąłem rzeczy jak należy, ponieważ stopień groteskowego pokręcenia jest w tym, skromnym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 473 (02/2022) Kelly Barnhill, Piotr Jedliński, Katarzyna Kraińska, Naomi Novik, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Michael Swanwick
Ocena 6,8
Nowa Fantastyk... Kelly Barnhill, Pio...

Na półkach:

Czytałem numer już jakiś czas temu, ale nie było czasu żeby coś napisać, notatki skąpe, więc siłą rzeczy będzie raczej ogólnie, bo nie będę się przebijał jeszcze raz.

Delfi - Piotr Jedliński
Wiem tyle, że o AI, pobieżne kartkowanie niczego mi nie przypomina, nie mam pojęcia o czym było i co autor chciał przekazać. W notatkach tylko ocena 5/10, znaczy przeciętniak.

Zapach Snu - Katarzyna Kraińska
Tu przynajmniej pamiętam o czym było, no ale nic wybitnego. Historia bardzo prosta, mało ciekawa, autorka próbuje nadganiać jakimś klimatem, trochę się to udaje. Warsztat nie powala, ale jest w porządku. Mały plusik.
6/10

Ostatnie dni starej nocy - Michael Swanwick
Baśnio-legenda, gdzie ni ma nijakiej logiki i nic się kupy nie trzyma, na dodatek nudne niemiłosiernie. Śmieć, z nudów wydłubany z pępka.
1/10

Vici - Naomi Novik
Klasyczne smoki Novik, czyli blada popierdółka. Tym razem w starożytnym Rzymie. Plusik za żart z Markiem Antoniuszem.
6/10

Elegia dla Gabrielle, patronki uzdrowicieli, dziewek nierządnych i szlachetnych złodziei - Kelly Barnhill
Znowu bajka, ale historia jakby ciekawsza i tło delikatnie też. Niemniej zawsze rozczarowujące jest czynienie modus operandi z mechanizmu deus ex machina, nieważne jak pięknie byłoby to napisane.
4/10

Publicystyka:
Marek Starosta opowiada o alaskańskim miasteczku, które w całości mieści się w jednym budynku, przy okazji rozważa rozmaite za i przeciw w kontekście przyszłego rozwoju społeczeństw, a Witold Vargas o błędnych ognikach i ich kulturowym umiejscowieniu. Wywiad z Karoliną Żebrowską ominąłem, bo wywiad i o strojach, ale dla zainteresowanych tematem to może być ciekawa rzecz. Wywiad z reżyserką horrorów. :lol: Chyba bym umarł gdybym przeczytał. Pozostając w temacie filmowym dostajemy sprawozdanie ze Splat!FilmFest 2021. Później kilka słów o Ann Rice, matce wampirów, a dla ciekawych dłubania w odpadkach, analiza psychologiczna Geralta. Potem znów wywiad w temacie Wiedźmina. Kosik zastanawia się nad tym czy błędy w systemach nie bywają jednak celowym działaniem. Marcin Podlewski duma o indywidualnym postrzeganiu czasu. Na koniec Orbitowski opowiada o swoim nieracjonalnym uwielbieniu dla Johna Carpentera.

Recenzje:
W sumie ok, choć Zwierzchowski zachwyca się Królową Głodu Chmielarza, produktem parówkopodobnym.

Komiks:
Lil i Put niestety ciągle na pokładzie. Marny dowcip 3/10, estetycznie może nie tak znowu brzydko, (albo dopada mnie syndrom sztokholmski). 4/10

Z pewnością niejeden znajdzie tu wiele ciekawego, jednak dla mnie to w zasadzie całkowicie zmarnowany czas.
4/10

Czytałem numer już jakiś czas temu, ale nie było czasu żeby coś napisać, notatki skąpe, więc siłą rzeczy będzie raczej ogólnie, bo nie będę się przebijał jeszcze raz.

Delfi - Piotr Jedliński
Wiem tyle, że o AI, pobieżne kartkowanie niczego mi nie przypomina, nie mam pojęcia o czym było i co autor chciał przekazać. W notatkach tylko ocena 5/10, znaczy przeciętniak.

Zapach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ze trzydzieści lat temu przeczytałem wszystkie trzy tomy. Nie przypominam sobie zachwytów, ale ogólnie wrażenie pozostało pozytywne. Przypadkiem wpadłem na Morrellla na Storytelu i niewiele myśląc wrzuciłem na gramofon w aucie, że niby taka sensacyjka będzie dobra do auta. No i porzuciłem w 1/4, nie że to jakieś bardzo złe było, ale jakieś staroświeckie, zamszone, naiwne czasem do granic żenady.

To literatura stricte rozrywkowa, która już nie bawi.
3/10

Ze trzydzieści lat temu przeczytałem wszystkie trzy tomy. Nie przypominam sobie zachwytów, ale ogólnie wrażenie pozostało pozytywne. Przypadkiem wpadłem na Morrellla na Storytelu i niewiele myśląc wrzuciłem na gramofon w aucie, że niby taka sensacyjka będzie dobra do auta. No i porzuciłem w 1/4, nie że to jakieś bardzo złe było, ale jakieś staroświeckie, zamszone, naiwne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych ukazujących ów twór z rozmaitych perspektyw. Pewnie autor pisząc cykl implementował w nim najnowszą ówczesną wiedzę historyczną, a może trochę po sienkiewiczowsku chciał pokrzepić serca, ale w kilku aspektach się myli. Np. ukazuje w "Rozdrożach" wczesne przyczyny tzw. reakcji pogańskiej upatrując ich w bezkompromisowej zasadniczości kleru i niespecjalnie wiążąc zjawisko z opresyjną fiskalizacją i zaburzeniem struktur społecznych. Bolesław zaś przedstawiony jest jako twardy, ale litościwy i dbający, "ojciec narodu", nie zaś jako boss prywatnej inicjatywy, która na sposób mafijny, brutalną siłą i bezwzględnością, podporządkowała sobie okoliczne terytoria i dbała o ludność jedynie w aspekcie możliwości dostarczania jak największego haraczu albo jako towar na sprzedaż. Niemniej wizja Gołubiewa jest w jakiś sposób spójna i czytelnik świadomy przekłamań może spokojnie cieszyć się wartością literacką i filozoficznymi ideami.

Odsłuchane w świetnej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
8/10

W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych ukazujących ów twór z rozmaitych perspektyw. Pewnie autor pisząc cykl implementował w nim najnowszą ówczesną wiedzę historyczną, a może trochę po sienkiewiczowsku chciał pokrzepić serca, ale w kilku aspektach się myli. Np. ukazuje w "Rozdrożach" wczesne przyczyny tzw. reakcji pogańskiej upatrując ich w bezkompromisowej zasadniczości kleru i niespecjalnie wiążąc zjawisko z opresyjną fiskalizacją i zaburzeniem struktur społecznych. Bolesław zaś przedstawiony jest jako twardy, ale litościwy i dbający, "ojciec narodu", nie zaś jako boss prywatnej inicjatywy, która na sposób mafijny, brutalną siłą i bezwzględnością, podporządkowała sobie okoliczne terytoria i dbała o ludność jedynie w aspekcie możliwości dostarczania jak największego haraczu albo jako towar na sprzedaż. Niemniej wizja Gołubiewa jest w jakiś sposób spójna i czytelnik świadomy przekłamań może spokojnie cieszyć się wartością literacką i filozoficznymi ideami.

Odsłuchane w świetnej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
8/10

W poprzednim tomie działo się dużo "dużych" rzeczy, zdobycie i utrata Czech, wojna obronna z Henrykiem II. W "Rozdrożach" brak tego typu wydarzeń. Gołubiew pokazuje państwo Bolesława od środka. Organizację, rozwój rozmaitych aspektów, popadanie w chrześcijaństwo. Mało tu samego Bolesława (który głównie duma), więcej postaci na różnych "szczeblach" struktur społecznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wzięty z rozpędu. Mimo, że początkowo trochę się skarciłem, no bo ciągle to samo? Came on. Ale po kilku stronach wsiąkłem i dowiozłem do końca bez cienia znużenia. Rzecz bardzo podobna do pierwszego tomu cyklu w zakresie warsztatu - świetne postacie (plus rozwój relacji), lekka narracja, doskonały wątek romansowy, niezłe tło społeczne. Dodatkowo "Jedwabnik" to meta-zabawa literaturą. Głównym motywem fabularnym jest książka robiąca zamieszanie w środowisku literackim, podobnie jak książka JKR (wszystko dzieje się w światku pisarsko-wydawniczym, które JKR prezentuje jako stado małostkowych, nieustannie gryzących się po kostkach, rozwrzeszczanych, rozpapranych, z ego rozdętym do gargantuicznych rozmiarów, kundelków), każdy rozdział opatrzony jest mottem - cytatem z literatury - będącym esencjonalną parafrazą rozdziału, możemy doszukiwać się rozmaitych paraleli z rzeczywistością.

W kontekście zagadki kryminalnej powieść sprawia wrażenie odrobinę naciąganej, ale jak dla mnie autorka zrobiła to świadomie, bo w kontekście "literackim" wszystko gra i buczy. Oczywiście zależności przyczynowo-skutkowe są zachowane, ale w prawdziwym życiu niektóre reakcje, wybory i decyzje byłyby pewnie inne. Ale w sumie, może nie.

W tomie można zauważyć pewien, może nie drastyczny, ale zauważalny wzrost zbrutalizowania, głównie aspektu estetycznego. Taki lekki zwrot turpistyczny.

Pozycja równie dobra co poprzednia, może nawet odrobinę lepsza dzięki tej meta-zabawie.
9/10

Wzięty z rozpędu. Mimo, że początkowo trochę się skarciłem, no bo ciągle to samo? Came on. Ale po kilku stronach wsiąkłem i dowiozłem do końca bez cienia znużenia. Rzecz bardzo podobna do pierwszego tomu cyklu w zakresie warsztatu - świetne postacie (plus rozwój relacji), lekka narracja, doskonały wątek romansowy, niezłe tło społeczne. Dodatkowo "Jedwabnik" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niby w reklamie rzecz o pognębieniu Templariuszy przez Filipa Pięknego, a tak naprawdę to w sumie poboczny wątek, zajmujący niewiele czasu antenowego, mający niewiele sensu i niewiele wnoszący do fabuły. Najobszerniej autor zajmuje się wątkami romansowymi i to w sposób krańcowo pensjonarski. Trochę też mamy realiów epoki i dylematów wewnętrznych postaci. Niestety brzmi to koszmarnie niewiarygodnie. Postacie to nie prawdziwi ludzie, ale szmaciane kukiełki, wszystkie są jednakowo afektowane, wszystkie wygłaszają teatralne, koturnowe teksty miast rozmawiać. Skonstruowane są na uproszczonych schematach z nastoletnim pojmowaniem psychologii, myślisz, jak taki prymitywny przygłup mógł być głową jednej z najpotężniejszych organizacji ówczesnego świata? W ogóle cała książka jest silnie młodzieżowa, z uproszczonym pojęciem mechanizmów działania świata, naiwną fabułą w której brak niuansów, wszystko jest jednowymiarowe, a zasadzki i tajne plany zatrzaskują się w sposób typowy dla dziecięcych kreskówek. Najbardziej interesujące wydarzenia autor często załatwia kilkoma zdaniami oznajmiającymi, a skupia się obszernie na trywialnych scenkach typu jeleń na rykowisku. Najciekawsze w tym wszystkim były przypisy. Serio.

Nie mam pojęcia skąd zachwyty u tylu czytelników. Jeszcze te kilkadziesiąt lat temu jakoś to może brzmiało, z braku wyboru i porównania..., niemniej równocześnie słucham cyklu Gołubiewa o Chrobrym i choć starszy, jakością deklasuje "Królów przeklętych" Druona na każdym polu - literacko, koncepcyjnie, warsztatowo.

Uzbierałem i chciałem przeczytać cały cykl, ale po "Królu z żelaza" porzucam ten pomysł i wszystko leci na sprzedaż. Szkoda półek na fatalnie zastarzałą miernotę.

Nie chce mi się o tym więcej pisać. Pozycja może sprawdzi się jedynie jako prosta przygodówka dla średnich nastolatków, ale nie polecałbym.
3/10

Niby w reklamie rzecz o pognębieniu Templariuszy przez Filipa Pięknego, a tak naprawdę to w sumie poboczny wątek, zajmujący niewiele czasu antenowego, mający niewiele sensu i niewiele wnoszący do fabuły. Najobszerniej autor zajmuje się wątkami romansowymi i to w sposób krańcowo pensjonarski. Trochę też mamy realiów epoki i dylematów wewnętrznych postaci. Niestety brzmi to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Człowiek Diego Agrimbau, Lucas Varela
Ocena 6,9
Człowiek Diego Agrimbau, Luc...

Na półkach:

Historyjka w tonie post-apo. Prościutka, a mimo to niedopracowana, niezgrabna z kiksami logicznymi, niewiarygodną psychologią, z rozmytym finałem, tanim, bladawym przesłaniem. Nienowa koncepcyjnie, powtarza oklepane motywy bez jakiejś wartości dodanej. Narracja prymitywna, oczywista, bez niuansów i światłocieni. Graficznie rzecz uproszczona w zasadzie do poziomu schematu, bez jakiegokolwiek tła, bez szczegółów, bez przeszkadzajek. Być może to przemyślana koncepcja, ale nie wygląda, a jeśli nawet, do efekt jest słaby. Dla mnie, to rzecz po prostu brzydka i niedopracowana. Ten komiks to w zasadzie brudnopis, niedopracowany konspekt pomysłu i grafiki. To jest materiał, który wymaga mnóstwo pracy.

Czyta się to błyskawicznie. Raz, fabularnie to prymityw, dwa, wizualnie kompletnie nie ma czego oglądać, a trzy, komiks wydrukowany jest na grubym papierze toaletowym, który sugeruje obszerny tom a to raptem sto parę stron.

Miernota. Wydrukowany przez przypadek konspekt słabego pomysłu. Zadziwiają mnie powszechne zachwyty tym... czymś.
3/10

Historyjka w tonie post-apo. Prościutka, a mimo to niedopracowana, niezgrabna z kiksami logicznymi, niewiarygodną psychologią, z rozmytym finałem, tanim, bladawym przesłaniem. Nienowa koncepcyjnie, powtarza oklepane motywy bez jakiejś wartości dodanej. Narracja prymitywna, oczywista, bez niuansów i światłocieni. Graficznie rzecz uproszczona w zasadzie do poziomu schematu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Harrego Pottera przeczytałem ze dwa tomy, nie wiem czy do końca, dziecku do poduszki. Jako dorosły nie widziałem sensu, ani nie czułem potrzeby dłubać w tym dalej. Gdy się okazało, że pani pisze też kryminały pod pseudonimem, machnąłem ręką, co mnie to obchodzi. No i nadszedł moment, gdy przypadkiem "Wołanie kukułki" wpadło mi w ręce. Do tego czasu, zdążyło do mnie dotrzeć trochę pozytywnych opinii na temat pisania p. Galbraith. Na tyle pozytywnych i na tyle "trochę", że osiągnęły masę krytyczną dzięki której przyczepiłem etykietkę 'to może być nie najgorsze".

No i przeczytałem. Rzecz się okazała niesamowicie wciągająca (nie pamiętam kiedy kryminał tak by mnie zassał) i zgrabnie napisana, tak literacko jak i konstrukcyjnie. "Wołanie kukułki" z jednej strony sprawia wrażenie świeże i nowoczesne, ale jak się dobrze przyjrzeć jest tu także kryminał noir czy Agatha Christie. Postacie dobrze skonstruowane, z głównymi bohaterami spoko się zaprzyjaźniamy, zagadka zgrabna (choć pewien, dość istotny, jej aspekt mnie nie przekonuje, mam za przekombinowany). Czego chcieć więcej?

Są tu też wątki romansowe, ale tak naturalnie i elegancko podane, że księguje je po stronie zalet, a nie, jak zazwyczaj, obciążeń.

Tom jest obciążony pewną cechą rozwijających się procedurali, i czy to dobrze czy źle, to zależy jak komu leży. Mianowicie "Wołanie kukułki" jest swego rodzaju ekspozycją głównych bohaterów, sporo przestrzeni zajmuje ich historia i charakterystyka, z czego będzie można korzystać w kolejnych tomach. Oczywiście jest to zręcznie wkomponowane w narrację, niczego nie zaburza, wręcz przeciwnie.

Dawno nie czytałem tak zawodowo i gładko napisanego kryminału. W kategorii literatury gatunkowej - 9/10.

Harrego Pottera przeczytałem ze dwa tomy, nie wiem czy do końca, dziecku do poduszki. Jako dorosły nie widziałem sensu, ani nie czułem potrzeby dłubać w tym dalej. Gdy się okazało, że pani pisze też kryminały pod pseudonimem, machnąłem ręką, co mnie to obchodzi. No i nadszedł moment, gdy przypadkiem "Wołanie kukułki" wpadło mi w ręce. Do tego czasu, zdążyło do mnie dotrzeć...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Płaszcz i szpony. Integral II Alain Ayroles, Jean-Luc Masbou
Ocena 7,5
Płaszcz i szpo... Alain Ayroles, Jean...

Na półkach:

Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie równie pierwszoplanowych. No i oczywiście mają przygody, klasyczne, ale też powykręcane, fantastyczne (fizyka świata przedstawionego różni się od naszej).

Rzecz obszerna - razem oba tomy to ponad pięćset stron - ale nie nudzi, czyta się z przyjemnością. Przygody wciągają, mnóstwo ciekawych pomysłów, sporo drobnych smaczków i fajnego humoru. Lekka, acz z rozmachem, prześmiewcza konwencja przygodowa. Przy tym czytelnik od czasu do czasu nakłaniany jest do jakiejś głębszej myśli, ale nie jest to główny sens tych albumów.

Wizualnie rzecz jest dopracowana. Rysunki dość szczegółowe, sporo się na ich dzieje, wykonane bez zarzutu, kolorystycznie bardzo przyjemne. Jest tu klimat, nastrój. Estetycznie wszystko tu do siebie bardzo ładnie pasuje.

Można to znaleźć Dumasa, Verne'a czy piratów z karaibów i pewnie coś jeszcze.

Bardzo przyjemnie spędzone kilka godzin.
8/10

Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Płaszcz i szpony. Integral I Alain Ayroles, Jean-Luc Masbou
Ocena 7,8
Płaszcz i szpo... Alain Ayroles, Jean...

Na półkach:

Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie równie pierwszoplanowych. No i oczywiście mają przygody, klasyczne, ale też powykręcane, fantastyczne (fizyka świata przedstawionego różni się od naszej).

Rzecz obszerna - razem oba tomy to ponad pięćset stron - ale nie nudzi, czyta się z przyjemnością. Przygody wciągają, mnóstwo ciekawych pomysłów, sporo drobnych smaczków i fajnego humoru. Lekka, acz z rozmachem, prześmiewcza konwencja przygodowa. Przy tym czytelnik od czasu do czasu nakłaniany jest do jakiejś głębszej myśli, ale nie jest to główny sens tych albumów.

Wizualnie rzecz jest dopracowana. Rysunki dość szczegółowe, sporo się na ich dzieje, wykonane bez zarzutu, kolorystycznie bardzo przyjemne. Jest tu klimat, nastrój. Estetycznie wszystko tu do siebie bardzo ładnie pasuje.

Można to znaleźć Dumasa, Verne'a czy piratów z karaibów i pewnie coś jeszcze.

Bardzo przyjemnie spędzone kilka godzin.
8/10

Historia łotrzykowska spod znaku płaszcza, szpady i jolly rogera. Zasadniczo mamy dwóch przyjaciół, lisa i wilka (jednak bardzo mocno spersonifikowanych - chodzą na dwóch łapach, noszą ubrania, rozmawiają po ludzku, walczą szpadami) w świecie zwykłych ludzi (jednak bohaterów zwierzęcych będzie więcej), ponadto bardzo szybko zbiera się wokół nich wianuszek postaci w zasadzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowieść ma miejsce w końcówce wieku XI, głównie w czasie krucjaty ludowej i pierwszej regularnej. Bohater, wędrując w poszukiwaniu magicznego źródła wody życia, przedstawia nam widziany dookoła świat. Podczas tych podróży, zdobywa i traci przyjaciół (ale też i wrogów) z którymi prowadzi nieustanne dysputy filozoficzne, etyczne, religijne, itp. Przygód mamy tu bez liku, wygląda to niemal jak film sensacyjny, jednak równie wiele miejsca autor poświęca rozmaitym rozważaniom, polemikom.

Powieść ma wydźwięk antywojenny i obnażający prymitywizm wszelkich religii. Wzniosłe idee są dla prostaczków, wykorzystywanych przez tych sprytniejszych do zdobywania władzy i pieniędzy. "Wzniosła" idea przyświecająca pielgrzymom "religii miłości" czyli chrześcijaństwu, skutkowała tysiącami trupów, ale nie tylko wrogów wyznających inną religię, co do biedy byłoby może jakoś i zrozumiałe (o ile mordowanie kogoś w imię miłości może być w jakikolwiek sposób zrozumiałe). Krucjata wędrując przez Europę dokonywała rzezi, pogromów, napadów, rabunków. Chrześcijańscy władcy terenów przez które przechodziła musieli w swojej obronie staczać regularne bitwy albo okupywać się haraczami. Przywódcy krucjaty, tak religijni jak i świeccy, to było stado pysznych, egoistycznych, zachłannych bydląt. W sumie ten obraz do dziś się raczej nie zmienił.

Powieść może tego i owego znużyć swą obszernością. Niemniej język jakim posługuje się autor jest bardzo przyjemny. Elegancki styl, pełna, nieśpieszna narracja, bardzo fajny ironiczny humor (którego jest naprawdę całkiem sporo, ale w żaden sposób nie zmienia to powieści kabaret czy inną humoreskę), porządnie skonstruowane postaci (a jest tego towarzystwa co nie miara). Warsztatowo, panu Białemu nie można raczej niczego zarzucić. Podobnie jeśli idzie o wiedzę historyczną - mamy tu rzetelnie przedstawiony, przebogaty fresk prezentujący ówczesny świat.

"Źródło Mamerkusa" to pochylające się nad ludzką kondycją, inteligentne, zdystansowane pisanie, które raczej skłania czytelnika do samodzielnego precyzowania myśli niż kładzie kawę na ławę. To w sumie taki wolterowski Kandyd, tyle że sporo obszerniejszy. Czytałem z dużą przyjemnością.
9/10

Opowieść ma miejsce w końcówce wieku XI, głównie w czasie krucjaty ludowej i pierwszej regularnej. Bohater, wędrując w poszukiwaniu magicznego źródła wody życia, przedstawia nam widziany dookoła świat. Podczas tych podróży, zdobywa i traci przyjaciół (ale też i wrogów) z którymi prowadzi nieustanne dysputy filozoficzne, etyczne, religijne, itp. Przygód mamy tu bez liku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiele lat temu czytałem "Opowieści kosmikomiczne" wydane przez Muzę w serii Spectrum. Byłem zachwycony. Poziom surrealistycznego, abstrakcyjnego absurdu był dla mnie tak nowy i świeży, że nie mogłem się oderwać. Tomik pozostał w mojej pamięci jako rzecz wybitna. Wszystko to sprawiło, że sięgnąłem po "Jeżeli t=0" z werwą i radością. I niestety spotkało mnie rozczarowanie. Tomik wydał mi się ciężkawy, momentami wydziwiany na siłę. Mamy w związku z tym dwie opcje. Albo zgrzybiałem i po setkach lektur, takie rzeczy nie robią już na mnie specjalnego wrażenia, albo tomiki zawierają twórczość o różnym charakterze. A najpewniej trochę tego i trochę tego.

Z powyższego nie wynika iżbym uważał "Jeżeli t=0" za kompletny niewypał. Doceniam odmienność spojrzenia, oryginalność umysłu, błyskotliwość wywodów, ale lektura nie dostarcza mi takiej radości jakiej oczekiwałam.

I teraz nie wiem, wyciągać "Opowieści kosmikomiczne" do weryfikacji?
7/10

Wiele lat temu czytałem "Opowieści kosmikomiczne" wydane przez Muzę w serii Spectrum. Byłem zachwycony. Poziom surrealistycznego, abstrakcyjnego absurdu był dla mnie tak nowy i świeży, że nie mogłem się oderwać. Tomik pozostał w mojej pamięci jako rzecz wybitna. Wszystko to sprawiło, że sięgnąłem po "Jeżeli t=0" z werwą i radością. I niestety spotkało mnie rozczarowanie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówią, że to duży krok jakościowy w twórczości Tokarczuk, nie wiem, jak dla mnie to całkiem odwrotnie. "Dom dzienny, dom nocny" to taki "Prawiek..." tylko jakiś taki uproszczony, słabszy, nierówny, pod względem formalnym powtórkowa nuda. Są tu momenty świetne, gdy ładnie opowiedziana historia mówi sama za siebie, jak np. opis życia alkoholika i jego samobójczej śmierci, ale i koszmarnie egzaltowane i mdłe jak historia Kummernis/Paschalisa, gdy odrzuca nas banalne mędrkowanie na siłę. Brak tu wspólnej osi fabularnej, poza miejscem nic nie łączy tych opowieści. Prawdą jednak jest, że wszystko to razem tworzy pewną formę jakiegoś bytu, demona historii? demona przeznaczenia? jakiejś siły, która skręca ludziom karki i wolę i jednocześnie lepi ich w jakiś wspólny bochenek. Do tego mamy pewien rodzaj realizmu magicznego, którego zastosowanie znów, momentami ładnie harmonizuje, ale innym razem to koślawy, zgrzytliwy aspekt. Na minus zastosowanie snu. Tokarczuk próbuje z jednej strony zachować jego mglistą, dymną nierzeczywistość, a z drugiej traktuje jak realizm, który ma znaczenie równe prawom fizycznym. Sen, podobniej jak wydumane postacie o quasi-boskich przymiotach, to rzecz arcytrudna w literaturze (sztuce w ogólności) i bardzo rzadko komuś udaje się jest zastosować tak, by nie było to banalne i śmieszne. Tym razem się nie udało. Czasem odmienne spojrzenie ma sens, innym razem żenuje i budzi politowanie. Autorka balansuje na cienkiej linie oddzielającej sens i banał. Nie zawsze udaje jej się zachować równowagę.

Sumując, "Dom dzienny, dom nocny" to refleksja nad ludzką marnością, wszystkie te ludzkie dążenia, szczęścia i tragedie, są niczym w obliczu czasu, w starciu z którym przegrywa wszystko i wszyscy. Przy czym warsztatowo, rzecz jednak lekko kulawa.

Choć lektury nie żałuję, to nie czuję się jakoś szczególnie wzbogacony.
6/10

Mówią, że to duży krok jakościowy w twórczości Tokarczuk, nie wiem, jak dla mnie to całkiem odwrotnie. "Dom dzienny, dom nocny" to taki "Prawiek..." tylko jakiś taki uproszczony, słabszy, nierówny, pod względem formalnym powtórkowa nuda. Są tu momenty świetne, gdy ładnie opowiedziana historia mówi sama za siebie, jak np. opis życia alkoholika i jego samobójczej śmierci, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzecz dość "wąska" problemowo. Lem zauważa, że społeczeństwo globalne stało się tak liczne, że zaczyna podlegać prawom matematycznym, statystycznym, rachunku prawdopodobieństwa, prawom wielkich liczb, itp. Duma nad takimi konceptami jak teoria chaosu czy rola przypadku. Zdarzenia w których często próbujemy dopatrzeć się działań intencjonalnych są koincydencjami i przypadkami.

Fabularnie to rzecz prosta, sednem są oczywiście rozważania filozoficzno-matematyczne. Narracyjnie, przez większość lektury, czułem znużenie pitoleniem, również sceny zamachu na lotnisku mam za kiepskie, dopiero Paryż się rozkręca i na koniec są fragmenty satysfakcjonujące w tym względzie.

Doceniam interesujące Lema aspekty matematyczno-filozoficzne, ale jako książka beletrystyczna "Katar" jest trzeciorzędny. Wolałbym otrzymać rzecz stricte eseistyczną.

7/10

Rzecz dość "wąska" problemowo. Lem zauważa, że społeczeństwo globalne stało się tak liczne, że zaczyna podlegać prawom matematycznym, statystycznym, rachunku prawdopodobieństwa, prawom wielkich liczb, itp. Duma nad takimi konceptami jak teoria chaosu czy rola przypadku. Zdarzenia w których często próbujemy dopatrzeć się działań intencjonalnych są koincydencjami i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 472 (01/2022) Artiom Biełogłazow, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Marcin Rusnak, Lew Żakow
Ocena 6,6
Nowa Fantastyk... Artiom Biełogłazow,...

Na półkach:

Numer wiedźmiński.

Cztery spotkania z Brianem Hellermannem - Marcin Rusnak
Historia jak historia, w sumie nawet dość zajmująca momentami. Nieszczęśliwie zakochany stereotypowy maniak gier komputerowych wraz ze stereotypowym rywalem i stereotypową ukochaną przenoszą się przypadkiem do równoległego świata fantasy. I tam gość pokazuje co potrafi. To przenoszenie, i takie tam, lekko trącą modus operandi rodem ze "Świata czarownic".
6/10

Choćby w ogień - Lew Żakow, Artiom Biełogłazow
"Superman" w Rosji z główną osią ciągnącą fabułę w postaci dylematu moralnego który jest pozbawiony krzty sensu (coś w rodzaju - nie dam umierającemu z pragnienia na pustyni szklanki wody, bo a nuż się w niej utopi). W efekcie mamy wschodni zaśpiew, trochę bezsensownej akcji i trochę więcej irytujących, bezsensownych rozkminek.
4/10

Scenariusz RPG:
Zielona nadzieja - Konrad Gula. Scenariusz do Cyberpunk Red.
-1 do oceny

Publicystyka:
Numer wiedźmiński więc wywiad z Sapkowskim, wiedźmiński rys historyczny, wywiad z Żebrowskim i wywiady z aktorami serialowymi tej ostatniej kupy. Ze stałych rubryk Haska ze Stachowiczem przypominają twórczynię fantastyki z lamusa - Gertrude Barrows Bennett znanej jako Francis Stevens. Kosik analizuje symbiozę nauki i fantastyki nawzajem podrzucających sobie pomysły. Vargas przedstawia biesa a Orbitowski rozgryza człowieka przy okazji pary która zaadoptowała owcę.

Recenzje:
Jakoś tak para zeszła i recenzje jakieś tym razem blade i nijakie.

Komiks:
Lil i Put niestety powrócili. Chwila oddechu i znów banał 3/10, estetycznie znowu brzydko 3/10.

Rusnak do przeczytania, reszta to w zasadzie trociny.
3/10

Numer wiedźmiński.

Cztery spotkania z Brianem Hellermannem - Marcin Rusnak
Historia jak historia, w sumie nawet dość zajmująca momentami. Nieszczęśliwie zakochany stereotypowy maniak gier komputerowych wraz ze stereotypowym rywalem i stereotypową ukochaną przenoszą się przypadkiem do równoległego świata fantasy. I tam gość pokazuje co potrafi. To przenoszenie, i takie tam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła przedstawia losy dwóch postaci, Antonia i Ricarda, oraz ich otoczenia, rodzin, znajomych. Postacie z różnych czasów i różnych środowisk łączy przypadek. Opowiedziana historia ukazuje jak destrukcyjnie kolumbijski przemysł narkotykowy lat osiemdziesiątych wpływał, nie tylko na tych którzy byli w niego bezpośrednio zaangażowani, ale na całe społeczeństwo. Autor sugeruje również silne uwikłanie środowisk politycznych, acz nie skupia się na tym aspekcie.

Vásqueza zaczepiłem wyłącznie dzięki jego związkom z Josephem Conradem (Sekretna Historia Costaguany) i okazało się, że ci panowie mają bardzo podobny styl (czy z natury czy może pan V. podkochuje się w stylu pana C., nie wiem). Jeśli kto czytuje Conrada to mniej więcej o to chodzi, pisanie gęste, sążniste, opisowe, sensualne, nasycone, oparte na postaciach, opowiadające historie nieśpiesznie, z dużą dozą szczegółów a jednocześnie szeroką panoramą.

Pozycja szczególnie ważna dla kolumbijskiego czytelnika (trochę w formie terapii traumy), ale i dla myślącej reszty świat równie wartościowa.
9/10

Fabuła przedstawia losy dwóch postaci, Antonia i Ricarda, oraz ich otoczenia, rodzin, znajomych. Postacie z różnych czasów i różnych środowisk łączy przypadek. Opowiedziana historia ukazuje jak destrukcyjnie kolumbijski przemysł narkotykowy lat osiemdziesiątych wpływał, nie tylko na tych którzy byli w niego bezpośrednio zaangażowani, ale na całe społeczeństwo. Autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczyna się jako czysta obyczajówka, stylizacja na koniec XIX i początek XX wieku, po czym wchodzi nieoczywista sugestia jakiejś pętli czasowej (nadawałoby to jakiś sens, marny bo marny, tej mdłej obyczajówce boć nie wiadomo czy te zaburzenia dotyczą psychiki czy continuum czasu) by skończyć się kosmicznymi degeneratami i światami równoległymi. Jak dla mnie, kompletnie od czapy.

I chociaż powieść niezbyt obszerna i nawtykane tam jest różnych rzeczy od diabła i trochę (homoseksualizm lesbijski, pedofilia, kazirodztwo, choroby psychiczne, jakieś światy równoległe, obcy i pewnie o czymś zapomniałem), to przez większość czasu wieje nudą. Jak sądzę, dzieje się tak z powodu konstrukcji formalnej każącej czytelnikowi domyślać się dziesiątek sugestii, z których ogromna większość nie jest przez autorkę w żaden sposób potwierdzona a składają się na różne, wykluczające się, koncepcje. Z biegiem lektury otrzymujemy pogłębiający się chaos, taki efekt zupy bezmyślnego kucharza, który po wrzuceniu kilu składników dających jaki taki posiłek, nie przestaje i wrzuca do gara dalej wszystko co mu pod rękę wejdzie, nie wyłączając azalii z kuchennego parapetu i przechodzącego mimo kota.

Jakąś interpretacją byłoby uznać, że to po prostu zapis umysłu wariata, tyle, że to takie pytanie wyciągające na trzy z dwoma. I jeśli to prawda to powieść jest żenująca, ale od biedy ma jakiś sens.

Jedyną jasną stroną tej katastrofy są kompetencje stylistyczno-językowe autorki. Kańtoch umie po polsku. Ale to za mało.

Wysłuchałem w miernej interpretacji Gai Rosy. Z drugiej strony, dzięki temu, że to był audiobook, dotrwałem do końca.
3/10

Zaczyna się jako czysta obyczajówka, stylizacja na koniec XIX i początek XX wieku, po czym wchodzi nieoczywista sugestia jakiejś pętli czasowej (nadawałoby to jakiś sens, marny bo marny, tej mdłej obyczajówce boć nie wiadomo czy te zaburzenia dotyczą psychiki czy continuum czasu) by skończyć się kosmicznymi degeneratami i światami równoległymi. Jak dla mnie, kompletnie od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór dwuczęściowy. Pierwsza, trzyopowiadaniowa, za wspólny mianownik ma kontakt, łamane przez katastrofę (być może nawet apokaliptycznych rozmiarów). Odnajduję tu pewne uwspólnienia z "Piknikiem na skraju drogi" Strugackich czy "Sotniami Łysego Iwanki" Danaka. W drugiej mamy kilka odrębnych historii, fabularnie powiązanych dość luźno i odlegle, za to umieszczonych we wspólnym uniwersum Domu Krastów. Pewne idee i pomysły pachną mi lekko Diuną.

Zbiór wart jest lektury jeśli ktoś lubi tradycyjne pisanie sf, bez udziwnień i formalnych eksperymentów, co rozumiem: pomysł na temat/problem, "od przyzwoicie do nieźle" skonstruowani bohaterowie, nie zawsze oczywista puenta zachęcająca czasem do jakiegoś zastanowienia. Autor skupia się na człowieku, emocjach, przeżyciach, wartościach humanistycznych.

Do słabszych stron zaliczyłbym nie zawsze przekonujące motywacje i zachowania postaci i społeczności (zwłaszcza Trzy Zimne Siostry poddałbym przemyśleniu i redakcji).

"Pusty Ogród" nie jest żadnym epokowym wydarzeniem, ale rzetelnym średniakiem z plusem i kilkoma bardzo jasnymi punktami (zwłaszcza "Rudzik"). Czasu spędzonego na lekturze nie uważam za stracony i z pewnością sięgnę po kontynuację uniwersum Domu Krastów - "Wolny jak Hamilton".
7/10

Zbiór dwuczęściowy. Pierwsza, trzyopowiadaniowa, za wspólny mianownik ma kontakt, łamane przez katastrofę (być może nawet apokaliptycznych rozmiarów). Odnajduję tu pewne uwspólnienia z "Piknikiem na skraju drogi" Strugackich czy "Sotniami Łysego Iwanki" Danaka. W drugiej mamy kilka odrębnych historii, fabularnie powiązanych dość luźno i odlegle, za to umieszczonych we...

więcej Pokaż mimo to