Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Najgorsza część serii. Nie mogę uwierzyć, że autorka napisała coś takiego, zawiodłam się jako fan. Z bólem czytałam, jak Cassandra stara się wycisnąć z bohaterów ile tylko się da, tworząc w zamian za to karykatury, postacie, które są cieniami dawnych siebie. Mnóstwo gadania i nastolatków, którzy rzucają smutnymi wyznaniami w stylu "umarłbym za ciebie" "jesteś brakującym kawałkiem duszy", we wcześniejszych częściach nie rzucało się to tak w oczy... może dlatego, że była właściwie jakakolwiek akcja godna uwagi. Trzy główne wady tej książki:


1. Clary, jęcząca bezustannie że to nie ten Jace, jej Jace, w międzyczasie realizująca "plan" uratowania go. Okropne nudy.
2. Alec i jego zachowanie. Nie mogli sobie żyć szczęśliwie z Magnusem? Związek Clary i Jace'a jest wystarczająco dramatyczny (wystarcza na całą książkę, jak widać). Cały wątek z Camille i jej propozycją jest niepotrzebny według mnie.
3. Maia i Jordan - ta para była żywcem stworzona, żeby zapchać akcję. Nie wnoszą nic konkretnego do fabuły, prócz ciągłego obściskiwania się.

Odnoszę wrażenie, że świat Nocnych Łowców i Nefilim jest wyeksploatowany do granic możliwości. Nie mam pojęcia, jak Cassandra zamierza napisać o nich kolejną serię.

Najgorsza część serii. Nie mogę uwierzyć, że autorka napisała coś takiego, zawiodłam się jako fan. Z bólem czytałam, jak Cassandra stara się wycisnąć z bohaterów ile tylko się da, tworząc w zamian za to karykatury, postacie, które są cieniami dawnych siebie. Mnóstwo gadania i nastolatków, którzy rzucają smutnymi wyznaniami w stylu "umarłbym za ciebie" "jesteś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyobraźcie sobie, że gdzieś daleko, bo w Ameryce, żyje sobie niewinna studentka Anastasia i marzy o swoim księciu z bajki - na razie proste, jednak trudniej przyjąć już fakt, że książę AKURAT się zjawia i to nawet na 4 kołowym rumaku o dumnym i ociekającym bogactwem imieniu AUDI SUV. Nasza bohaterka pęka z zachwytu - "(...) troszczy się o mnie na tyle, żeby ratować mnie przed jakimś mylnie pojętym niebezpieczeństwem. To nie mroczny rycerz, ale biały rycerz w lśniącej zbroi, klasyczny bohater romantyczny, sir Gawain lub Lancelot."

Tak oto zaczyna się nasz romans, który spokojnie kwalifikuje się na dramat. Jestem zszokowana, ale nie tak, jak życzyliby sobie tego wydawcy, czytaliście przecież tył okładki "egzemplarz na minutę", "1000 egzemplarzy w zaledwie 7 dni" "niebagatelna kwota 5 milionów dolarów", wow, liczby potrafią zawrócić w głowie, szkoda że samo ich źródło już niezbyt.


50 odcieni głupoty w postaci czystej


Wątpliwe dzieło E L James to historia o dziewczynie masochistycznie uległej, która "własne zdanie" zna tylko z definicji i nawet nie śmie wypróbować go w praktyce. Jej najmniejsze oznaki buntu są przez Greya odbierane z niedowierzaniem i z reguły wtedy wygłasza tyradę o "braku uległości" czy "nieposłuszeństwie". Co najgorsze, my Anie współczuć nie możemy, przecież odrzuciła swoich wcześniejszych adoratorów ze słowami "to fajny, amerykański chłopak z sąsiedztwa, ale na pewno nie bohater literacki" UPS? Jakiś problem z odróżnieniem życia od fikcji? W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że Ana mało co różni się od swojego szarego towarzysza zabaw. Christian Grey może być prawdziwym nieszczęściem na drodze każdej normalnej dziewczyny, jest jak obrzydliwa mucha, którą należy z miejsca potraktować kapciem lub wielką packą.

"-Chcesz się czegoś napić?

-Nie.

-To dobrze, chodźmy do łóżka."

Tak, właśnie zacytowałam wam jeden z dialogów i potraktujcie go, proszę, jako precyzyjne streszczenie fabuły. Współczuję Monice Wiśniewskiej, że musiała poświęcić się temu tłumaczeniu. Ja wyzionęłabym ducha stając przed zadaniem przetłumaczenia ponad 11 stronnicowego opisu seksu, czy szczodrych detali typu nazwy szampanów, win i dań. Do tego worka dorzucić możemy rozległe opisy garderoby Any po samą bieliznę.

Już pominę temat powtórzeń, portretów psychologicznych bohaterów (których nie ma) i tak dalej, bo każdy już chyba o tym czytał. Powiem jednak o jednej rzeczy, którą przeczytałam właśnie dzisiaj "50 twarzy Greya - książka dla fanów Zmierzchu", otóż od "Zmierzchu" zaczął się w ogóle taki gatunek jak paranormal romance, to BYŁO coś zupełnie nowego, podczas gdy EL James ściągnęła tylko podstawy z wyżej wymienionego bestsellera, dodając elementy BDSM, co w mniemaniu autorki miało prawdopodobnie dodać "pikanterii" czy w ogóle jakichkolwiek emocji...

Trochę podniosłam za jeden plus - e-maile wymieniane między bohaterami. Gdyby cała książka była utrzymana w podobnym tonie, z pewnością wzniosłaby się z otchłani beznadziei. Czyta się ją ekspresowo, ale to przez prostacki język, ogrom dialogów i opisy rzeczy nieważnych.

Nie polecam, jak już to pożyczcie od kogoś (jak ja), ściągnijcie z internetu, ale raczej nie kupujcie. Pamiętajcie proszę o tym, że wszystkie cytaty wyżej wspomniane pochodzą z książki.

Wyobraźcie sobie, że gdzieś daleko, bo w Ameryce, żyje sobie niewinna studentka Anastasia i marzy o swoim księciu z bajki - na razie proste, jednak trudniej przyjąć już fakt, że książę AKURAT się zjawia i to nawet na 4 kołowym rumaku o dumnym i ociekającym bogactwem imieniu AUDI SUV. Nasza bohaterka pęka z zachwytu - "(...) troszczy się o mnie na tyle, żeby ratować mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Okładka wręcz krzyczała w moją stronę swoim subtelnym pięknem, wszystko w niej mnie zaintrygowało, wliczając fakt, że to debiut literacki autorki. Jak mogłam nie kupić? Kupiłam. Liczyłam na cudowną historię, wyjątkową, niepowtarzalną i po części to otrzymałam, ale od początku.
Victoria Jones właśnie skończyła 18 lat, nie ma pieniędzy, domu, ani pracy, a jej młodość to tylko nieustanne zmiany rodzin i domów zastępczych. Nienawidzi dotyku innych ludzi i odtrąca ich w strachu przed uczuciami, których nie zna i nie chce poznać. Otwiera się jedynie przy kwiatach, to one potrafią oddać jej emocje, to jest jej język, sekretny język kwiatów, dzięki nim czytelnik pozna dokładnie historię dziewczyny. A kwiaty Victorii nie wyrażają miłości, jak to było w czasach wiktoriańskich, ale głównie złość, zwątpienie i opuszczenie.
Pomysł na fabułę jest sam w sobie nietuzinkowy, ponieważ Victoria posiada rzadki dar do tworzenia pięknych kompozycji kwiatowych, pięknych i w dodatku zmieniających ludzie losy. Widząc niektóre bukiety ślubne od razu potrafiła wszystko przekalkulować żółte róże - zdrada, słoneczniki - fałszywe bogactwo. Ale cała książka przecież nie jest tylko o kwiatach i wiązankach, również co jakiś czas bohaterka uchyla rąbek tajemnicy ze swojej przyszłości i nie, nie wspomina ona każdej rodziny zastępczej, w której zdarzyło jej się mieszkać, tylko jedną, bardzo wyjątkową osobę. Czy ta osoba krzywdziła ją? Tak, nawzajem się krzywdziły, raniły i kochały równocześnie.

"Widziałam, że o tym myśli, próbuje załatać przepaść między ostatecznością moich słów i swoją wizją naszej przyszłości, wypełnić ją kombinacją nadziei i kłamstw. Uświadomiwszy to sobie, poczułam z kolei kombinację litości i zakłopotania."

Autorka w tym czasie snuje aurę pełną oczekiwania i wątpliwości, którą czytelnik oczywiście wyczuwa, ale wciąż ma jednak nadzieję na szczęśliwy koniec. Oczekujemy, aż Victoria zacznie wysyłać wiadomości z białymi różami, gipsówką czy bratkami, a nie lawendą czy suszoną bazylią.

"Ludzie się zmieniają-powiedziała Elizabeth.- ale miłość się nie zmienia."


Książka jest o miłości nie tylko do kwiatów, ale także miłości siostrzanej, między matką a córką, i ostatecznie między mężczyzną a kobietą i naprawdę mało w niej radości. Tutaj radość ukazana jest jako coś ulotnego, przemijającego i jeżeli z własnej winy i upartości odrzucimy ten dar losu, już nigdy do nas nie wróci.


"Będę ją kochać, nawet jeśli ona będzie musiała mnie tego nauczyć."

Główna bohaterka czuje się dobrze tylko wśród kwiatów, w innych przypadkach jest kobietą pełną żalu i nieufności do samej siebie i innych, autodestrukcyjną wręcz, dla której najlepszym wyjściem jest ucieczka, ja wszystko rozumiem, ale do pewnego stopnia. W tej sprawie można mieć tylko pretensje do autorki, która jakby nie wiedziała, co począć, kiedy Victoria dostawała szanse na zbudowanie lepszego życia, miotała się i cofała prawie całą książkę i to dlatego ocena nie jest bardzo dobra, a połowę książki przemęczyłam właściwie. Po prostu za długo to wszystko trwało.

"Z czasem moja toksyczność zniszczy jej perfekcję. Wypłynie z mojego ciała, a ona połknie ją z zachłannością i naiwnością."

Rozkwitające uczucia, miłość,tęsknota, kwiatowe wiadomości zmieniające przeznaczenie i dużo, dużo więcej jest tutaj zawarte, a wszystko czeka na Was, mimo wszystkich wad warto sięgnąć po zmuszającą do refleksji pozycję, gdzie zarówno przyszłość, teraźniejszość i przeszłość łączą się we wspaniałej kompozycji.

"Może nawet niechciana i niekochana, mogłam dawać miłość jak inni"

Okładka wręcz krzyczała w moją stronę swoim subtelnym pięknem, wszystko w niej mnie zaintrygowało, wliczając fakt, że to debiut literacki autorki. Jak mogłam nie kupić? Kupiłam. Liczyłam na cudowną historię, wyjątkową, niepowtarzalną i po części to otrzymałam, ale od początku.
Victoria Jones właśnie skończyła 18 lat, nie ma pieniędzy, domu, ani pracy, a jej młodość to tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zalety? No... autor z pewnością wie, o czym pisze, widać, że wgłębił się w te wszystkie niuanse mitologii irlandziej (i nie tylko irlandzkiej), ale szczerze mówiąc wynudziłam się. Humor głównego bohatera, który jest tak wysławiany w opisie książki kompletnie do mnie nie przemawia, uśmiechnęłam się pod nosem może ze 2 razy, a o mój uśmiech naprawdę nie jest trudno. W dodatku wszystko się dłużyło, przez co książka przypomina mi trochę lepszą wersję "Dotyku ciemności" K.Chance. Głównemu bohaterowi udaje się absolutnie wszystko, no w końcu czego oczekiwać, skoro przeżył parę... wieków, wszystko mu sprzyja, potencjalni wrogowie stają się sprzymierzeńcami, nie znalazłam też zaskakujących zwrotów akcji, ta książka nie ma nic wspólnego z ZASKOCZENIEM.

Zalety? No... autor z pewnością wie, o czym pisze, widać, że wgłębił się w te wszystkie niuanse mitologii irlandziej (i nie tylko irlandzkiej), ale szczerze mówiąc wynudziłam się. Humor głównego bohatera, który jest tak wysławiany w opisie książki kompletnie do mnie nie przemawia, uśmiechnęłam się pod nosem może ze 2 razy, a o mój uśmiech naprawdę nie jest trudno. W dodatku...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Według mnie to nawet jak na 'standardy' paranormal romance ta pozycja jest słaba. Za dużo rumieńców, głupiego gadania o niczym (mam na myśli przede wszystkim przyjaciółki Thei) i to, że nie ma tu wampirów ani aniołów wcale nie czyni tej książki oryginalnej. Wątek miłosny też taki sobie, na początku było może i magicznie, już myślałam, że to książka na jaką czekałam, a tu główny bohater (Haden) zaczyna robić z siebie męczennika, zbliża się do Thei, sypie romantycznymi wyznaniami, a potem odchodzi obrażony z tekstem w stylu 'zrobię ci krzywdę', 'nie jestem dla ciebie odpowiedni', w międzyczasie obmacując koleżankę Thei, żeby wzbudzić jej zazdrość.

Według mnie to nawet jak na 'standardy' paranormal romance ta pozycja jest słaba. Za dużo rumieńców, głupiego gadania o niczym (mam na myśli przede wszystkim przyjaciółki Thei) i to, że nie ma tu wampirów ani aniołów wcale nie czyni tej książki oryginalnej. Wątek miłosny też taki sobie, na początku było może i magicznie, już myślałam, że to książka na jaką czekałam, a tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ida pragnie normalnego zycia i stanowczo buntuje się przeciw namowom rodziców, którzy zakładają na nią magiczne pułapki, w nadziei, że tkwi w niej chociaż cząstka czarownicy. Tkwi, a jakże! Tylko nie w takim sensie, w jakim chcieliby jej rodzice. Pewnego dnia będąc w szpitalu po nieudanych próbach znalezienia magicznych zdolności Ida zauważa ducha, nie, nie całkiem, nie jest on przezroczysty i w całości, jak reszta, tylko zakrwawiony i bez oka. Czy to spotkanie zniweczy plany Idy na spokojny żywot studentki? Studentki na całkiem zwykłym kierunku, jakim jest psychologia? Prawda okaże się bardziej zawrotna, niż się wszystkim zdaje, Pech już o to zadba i z pewnością coś zamiesza w i tak już problematycznym życiu towarzyszki! Nawet on zamilknie w obliczu konsekwencji, które wynikną później z jego złowieszczego planu. Bo jak się okaże, dziewczyna będzie musiała trochę pomóc nie do końca zmarłemu Jednookiemu, który napatoczył się na nią w szpitalu. A wierzcie mi, daleka droga do tego, zanim Ida się o tym dowie, nawet, jeśli będzie coś przeczuwać.Książka zaczyna się bardzo przyjemnie, kiedy to główna bohaterka musi wybić swoim rodzicom z głowy wizje córki jako znanej w magicznym świecie czarownicy i co ważniejsze - jak najdalej uciec od wszystkiego, co nadprzyrodzone. W pewnym sensie jej się udaje, ale jak to w życiu zwykle bywa, nie wszystko jest idealne, a Ida jest notorycznie wręcz atakowana przez duchy (i nie tylko). Do tego przyczepiła się do niej harpia Joanna, która na zmianę skrzeczy i płonie w ogniach piekielnych, aż trzeba było kupić zasłony do okien!Muszę powiedzieć, że to chyba pierwsza książka w takich klimatach, jaką zdarzyło mi się czytać - umarli, zaświaty, druga strona lustra, rytuały, łapanie snów i wiele, wiele innych. Autorka poradziła sobie w tej gamie pomysłów świetnie, wszystko współgra ze sobą, jest połączone w solidną, przemyślaną całość. Najbardziej zaimponował mi sposób, w jaki manipulowała schematami, ubarwiała je według swojego uznania ze smakiem.
Książka Martyny Raduchowskiej była dla mnie prawdziwą przygodą, od samego początku, trzymała się konsekwentnie swojego stylu pisania, co tylko świadczy o jej umiejętnościach.Miałam dać ocenę troszkę niższą, ale nie zrobiłam tego, ponieważ nie mogę przestać myśleć o tej książce! No i trzeba przyznać, że końcówka trochę mnie zawiodła, myślałam że Ida będzie bardziej zorganizowana po tylu mrożących krew w żyłach sytuacjach. Ale ta mała przywara nie zatrze dobrego, bardzo dobrego wrażenia.

Ida pragnie normalnego zycia i stanowczo buntuje się przeciw namowom rodziców, którzy zakładają na nią magiczne pułapki, w nadziei, że tkwi w niej chociaż cząstka czarownicy. Tkwi, a jakże! Tylko nie w takim sensie, w jakim chcieliby jej rodzice. Pewnego dnia będąc w szpitalu po nieudanych próbach znalezienia magicznych zdolności Ida zauważa ducha, nie, nie całkiem, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Długo Cassandra Clare kazała czekać swoim czytelnikom na czwartą część Darów Anioła. Dla mnie, jako fanki, było to wyjątkowo trudne, przez tak długi czas jedyne, co miałam, to jakieś drobne fakty, cytaty wyrwane z kontekstu i dobitnie mówiąc - ochłapy. Myślałam, że przeczytanie prequelu, czyli Mechanicznego Anioła nieco zaspokoi mój głód, ale okazało się, że była to chwilowa ulga, ponieważ obie serie stały się moimi ulubionymi i na obie wyczekuję teraz w równym stopniu.
Miasto upadłych aniołów jest książką, można by pomyśleć, w której wszystko powoli się ustatkuje. Clary powróciła do Brooklynu, by rozpocząć szkolenie na Nocnego Łowcę. W przerwach między treningami mile spędza czas w towarzystwie Jace'a i oczywiście stara się pomagać Simonowi. Chodzący za Dnia, bo taki zyskał przydomek, jest przytłoczony swoją nową, wampirzą naturą. Okazuje się, że jest rozpoznawalny w środowisku wampirów, mimo że stara się wieść normalne życie nastolatka. W końcu nie bez powodu zostaje przyprowadzony na spotkanie ze starożytną wręcz wampirzycą Camille. Co będzie katalizatorem przyszłych wydarzeń? Bardzo możliwe, że piekło upomni się o ofiarę.
Pośród wszystkich części Darów Anioła, które wyszły do tej pory, właśnie ta wzbudziła we mnie najwięcej sprzecznych uczuć. Autorka wystawia czytelnika na ogromną próbę, nieustannie mamy ochotę spojrzeć na ostatnie zdanie, połykamy strona za stroną, by tylko nasycić swoją ciekawość, a gdy w końcu dochodzimy do końca - chcemy rwać włosy z głowy. Jestem ogromnie szczęśliwa, że przygoda z Nocnymi Łowcami dalej trwa, ale pojawiły się jednak myśli, że seria powinna obyć się bez tej konytunacji.

"A może po prostu jest tak, że świat tak łatwo niszczy piękne istoty"

Cassandra wykorzystuje swój charakterystyczny styl pisania, pełny dynamizmu, błyskotliwości i swego rodzaju 'iskry' również w tej części, co nie przestanie mnie fascynować. Przeskakuje między scenami z gracją, nawarstwia problemy, przedstawia nam przeróżne teorie, by stopniowo podgrzewać akcję i doprowadzić do wybuchu.

"Zrobiłabyś wszystko, żeby go urwatować? Bez względu na koszty, bez względu na dług wobec nieba czy piekła, prawda?"

Pamiętam, że jeszcze długo przed wydaniem Miasta upadłych aniołów pojawiła się pewna plotka - ta część miała być całkowicie poświęcona Simonowi i pisana wyłącznie z jego perspektywy. Oczywiście Cassie zdementowała plotki, ale przyznać muszę, że w tej części fanki Simona faktycznie powinny być zadowolone, ponieważ awansował prawie do rangi postaci pierwszoplanowej. Autorka pisze o nim dużo i często.
Autorka mieszała przeciwstawne uczucia w sposób godny pozazdroszczenia. Nieustannie łączyła i stawiała obok siebie takie uczucia jak nadzieja i ból, wiara i wątpliwość, czy strach i ufność, zlewając je wszystkie w jedno. Dawkuje w idealnych proporcjach romans, opisy, energiczne sceny walk i wyznania bohaterów.

"Zawsze uważał, że ludzie są piękniejsi niż inne istoty zyjące na ziemi. Ale to właśnie śmiertelność czyniła ich takimi. Byli jak płomienie, które migocząc, płoną jaśniej"

Bardzo podobała mi się ta część serii, jestem ciekawa, jak autorka poradzi sobie wraz z rozwojem wydarzeń i czy przygotuje swoim bohaterom godne pożegnanie?

Długo Cassandra Clare kazała czekać swoim czytelnikom na czwartą część Darów Anioła. Dla mnie, jako fanki, było to wyjątkowo trudne, przez tak długi czas jedyne, co miałam, to jakieś drobne fakty, cytaty wyrwane z kontekstu i dobitnie mówiąc - ochłapy. Myślałam, że przeczytanie prequelu, czyli Mechanicznego Anioła nieco zaspokoi mój głód, ale okazało się, że była to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Trzeba przyznać, ostatnio dopadł mnie mały kryzys czytelniczy, a gdy chciałam coś z tym zrobić, to wciąż miałam problem z wyborem książki, przebierałam, wymyślałam, ale w końcu postanowiłam, że lekiem na tego typu kryzys może zostać Książę Mgły.
Echo wojny staje się coraz bliższe, a rodzina Carverów musi podjąć ostateczną decyzję i zdecydować się na wyprowadzkę. Celem ich podróży staje się mała osada rybacka u wybrzeży Atlantyku. Maximilian Carver- zegarmistrz oraz głowa rodziny jest zachwycony mogąc zamieszkać w tak barwnej okolicy i założyć swój zakład, jednak dla reszty jego krewnych jest to smutna konieczność, zwłaszcza dla trzynastoletniego Maxa. Wkrótce jednak Max napotyka na swojej drodze Rolanda, wnuka miejscowego latarnika. Czy Roland może odpowiedzieć na niebezpieczne pytania, które dręczą młodego Carvera od samego przyjazdu? A może pewne wydarzenia są już z góry zaplanowane?
To nie było moje pierwsze spotkanie z tym autorem - to należy do jego najbardziej znanej powieści, czyli Cienia wiatru, przeczytałam także Marinę, więc fakt, że Książę Mgły jest w istocie debiutem literackim Zafóna nie zrobił na mnie wrażenia. Potraktowałam tę książkę jak każdą inną, bez usprawiedliwień czy ulg. Okazało się jednak, że nawet nie musiałabym tego robić, ponieważ Książę Mgły potrafi sam obronić swojej pozycji.

Początek był dla mnie najgorszą częścią, autor skupia się na tym, żeby przedstawić rodzinę Carverów strasznie zwyczajnie, trywialnie wręcz, co wydawało się sztuczne i przesadzone momentami, jednak dalej jest tylko lepiej, więc wystarczy odrobinę cierpliwości. Do tej pory Zafón oprowadzał mnie uliczkami Barcelony, dawno zapomnianymi alejami czy zakątkami. Teraz czytelnik zostaje przeniesiony do sennej miejscowości nad Atlantykiem, która z daleka wygląda niczym licha makieta i trzeba powiedzieć, że był wspaniałym przewodnikiem. Słowa, którymi opisywał otaczającą bohaterów scenerię powodowały, że wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach a serce biło z zachwytu. Po raz kolejny Zafón uraczył nas cudownymi obrazami i wizjami, co nigdy mnie nie znuży.

Smutek i melancholia, które autor przybrał w tak różne oblicza momentami aż stają się wypukłe.Książę Mgły to była dla mnie prawdziwa wyprawa w głąb siebie, poznałam dzięki niemu emocje, których wcześniej nie byłam nawet świadoma. Mimo że Książę Mgły został zakwalifikowany jako powieść młodzieżowa, autor ma nadzieję, że ten debiut zostanie doceniony również przez starszych czytelników, co według mnie jest możliwe - kogo nie wzruszy historia o ludziach, których marzenia zostały najpierw okrutnie wykorzystane, a potem obrócone przeciwko nim?

Jak na Zafóna przystało rodzaje narracji zamieniają się płynnie - raz mamy do czynienia z wszechwiedzącym narratorem, a drugi raz jest to znowu bohater opowiadający nam historię z centrum wydarzeń.
Książę Mgły jest momentami książką przewidywalną, nie ma co ukrywać, ale to nie przeszkadzało mi w tym, by się wzruszyć i trwać w oczekiwaniu na rozwój akcji. Największym atutem tej pozycji jest właśnie to, że swoją przewidywalność nadrabia emocjami, klimatem i tym magicznym językiem, który przenosi nas do świata bez granic.
Podobno jest to najsłabsza książka, którą Zafón do tej pory napisał. A ja pragnę powiedzieć, że nie Cień wiatru, ani Marina, tylko właśnie Książę Mgły spowodował, że hiszpański pisarz stał się jednym z moich ulubionych.

Trzeba przyznać, ostatnio dopadł mnie mały kryzys czytelniczy, a gdy chciałam coś z tym zrobić, to wciąż miałam problem z wyborem książki, przebierałam, wymyślałam, ale w końcu postanowiłam, że lekiem na tego typu kryzys może zostać Książę Mgły.
Echo wojny staje się coraz bliższe, a rodzina Carverów musi podjąć ostateczną decyzję i zdecydować się na wyprowadzkę. Celem ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Riley Jenson jest przypadkiem dość osobliwym - wilkołakiem z domieszką wampirzych cech. Skrywa ten sekret od wielu lat wraz ze swoim bratem bliźniakiem, Rhoan'em, u którego dominuje wampirza natura. Riley na co dzień pracuje w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne i stara się wieść spokojne życie, w miarę możliwości oczywiście, udawanie, że jest się wilkołakiem czystej krwi może być czasem skomplikowane. Tym bardziej, że Rhoan przebywa na misji dłużej, niż to konieczne, a przed ich domem pojawia się nagi wampir. Czy zbliżają się kłopoty? Najwyraźniej tak. W biurze aż szumi od podejrzeń w sprawie zaginięć, w dodatku pozostał tylko tydzień do pełni księżyca, który rozpala w Riley gorączkę i pożądanie.
Moja pierwsza obawa - że zostaniemy zmieceni z powierzchni ziemi wirem intryg, brutalnych morderstw, porwań czy przeróżnych kłopotów głównej bohaterki, całe szczęście się pomyliłam, ponieważ autorka zachowała stosowny umiar i z wyczuciem rozbudowuje historię, a także wizję futurystycznej Australii. Tak, chyba najbardziej podobało mi się właśnie to, że nie znajdujemy się już w XXI wieku, wilkołaki i wampiry wyszły z ukrycia - wszelkie informacje są dawkowane, więc w każdej chwili możemy dowiedzieć się czegoś nowego o przedstawionym świecie i nowych regułach.
Riley, jako połączenie wilkołaka i wampira nie wzbudziła mojego entuzjazmu na początku, przecież te rasy są odwiecznymi wrogami, do czego (nie bez powodu) zdążyłam się już przyzwyczaić. A tutaj spotkała mnie mała, a jednak znacząca niespodzianka, ponieważ u Riley dominuje wilcza strona. Wtedy zorientowałam się, że jej mieszane pochodzenie to zarówno dar jak i przekleństwo - w Australii każdy tylko czeka na znalezienie tak wartościowego i utalentowanego pracownika. Poza tym Riley z umiejętnościami obu ras jest o wiele bardziej barwna i ciekawsza, a jej przygody nabierają pikanterii.
Nasza pół-wilkołaczyca musi znaleźć osoby godne zaufania, szczególnie teraz, gdy życie jej i brata staje w niebezpieczeństwie. My w tym czasie poznajemy przeróżne osobistości - szarmancki i niebezpieczny Quinn, wraz z aroganckim Talonem i odważną Riley przyciągali mnie do książki. Na uwagę zasługuje także Misha, którego po prostu trzeba poznać, ponieważ jest to postać dość zróżnicowana. W stosunku do reszty pozostałam obojętna i mam nadzieję, że psychologia postaci będzie lepiej dopracowana w następnych tomach.
Bardzo denerwowało mnie to, że autorka postanowiła osadzić akcję w takim a nie innym okresie - dopełniający się księżyc i wspomniana wyżej gorączka wśród wilkołaków. Przez ciało Riley nieustannie przechodzą dreszcze, ciągle ma ochotę na seks i narzeka, jak to moc księżyca całkowicie ją pochłania, to było niesamowicie drażniące momentami nie tylko dla mnie, ale dla głównej bohaterki również. Czasem nie mogłam odróżnić jej prawdziwych uczuć czy myśli, od tych wywołanych nadchodzącą pełnią.
Keri Arthur pozostawiła sobie mnóstwo furtek, które z pewnością otworzy w kolejnych 8 tomach. Napisała książkę przyjemną, ale nie bez wad, zastanawiam się nawet, jakie pomysły na seks będzie miała w kolejnych przygodach Riley, bo momentami było to nużące i aż nieprawdopodobne. Ofiarą miłosnych uniesień mógł zostać dosłownie każdy.

Riley Jenson jest przypadkiem dość osobliwym - wilkołakiem z domieszką wampirzych cech. Skrywa ten sekret od wielu lat wraz ze swoim bratem bliźniakiem, Rhoan'em, u którego dominuje wampirza natura. Riley na co dzień pracuje w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne i stara się wieść spokojne życie, w miarę możliwości oczywiście, udawanie, że jest się wilkołakiem czystej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Uwielbiam książki, które są lekkie, a w dodatku przyjemne, z dobrze rozbudowaną historią i bohaterami - idealne połączenie według mnie, nie musimy się nawet wysilać, by czerpać rozrywkę z lektury.Właśnie dlatego gatunek paranormal romance stał się tak popularny, każdy z nas ma ochotę na coś lekkiego od czasu do czasu. Rzecz jasna, często zdarzają się gnioty, nawet częściej, niż w innych gatunkach, ale zawsze można sprawdzić.
Grace Divine, ambitna uczennica liceum plastycznego w Rose Crest musi zachowywać się tak, jak na córkę pastora przystało, czyli stosować się do zasad. Jej rodzina, która może być tylko wzorem dla innych wyraźnie coś ukrywa, jednak Grace nie przeszkadzałoby to tak bardzo, gdyby nie nagły powrót przeszłości - w szkole spotyka Daniela Kalbi'ego, odmienionego przyjaciela z dawnych czasów. Rodzice Grace z bratem Jude'm na czele nie chcą słyszeć nawet o jego powrocie, a Daniel niewątpliwie potrzebuje pomocy. Czy ktoś wyjawi Grace prawdę? Może będzie musiała wziąć sprawy w swoje ręce? Rodzinne obiady stają się nieprzyjemną koniecznością, a główna bohaterka łamie podstawową zasadę - ma czelność ukrywać swoje sekrety.
W książce zewsząd otaczają nas tajemnice bohaterów, a my wcale nie czujemy się zmęczeni, przeciwnie - zamiast prosić o haust świeżego powietrza angażujemy się w historię. Bree Despain stopniowo ujawnia elementy układanki, widać, że bawi się wykreowaną przez siebie opowieścią i chce sugestywnie przedstawić czytelnikowi swoje wizje. Starannie łączy przeszłość z teraźniejszością, dzięki czemu nie można się wręcz oderwać od książki.
Grace żyje w rodzinie głęboko wierzącej, gdzie sekrety są czymś niedopuszczalnym; od dziecka wpajano jej, że nie wolno ich dochowywać. Wiecznie oceniana przez pryzmat ojca pastora, nie może pozwolić sobie na błędy. Jest jednak na tyle inteligentna, że potrafi dostrzec zakłamanie kryjące się pod wszystkimi "wspólnymi obiadami", "rodzinną atmosferą" i zaczyna pytać krewnych o dość niewygodne sprawy, sprawy, których wcześniej skutecznie unikano. Mogę więc powiedzieć, że Grace sprawdza się jako główna bohaterka i nie irytowała mnie znowu tak często, co jest dużym plusem; w "Dziedzictwie mroku" mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową.
Daniel Kalbi jest chyba najlepiej dopracowaną postacią książki, z bagażem doświadczeń i niezwykłym talentem malarskim od razu wzbudził moją ciekawość. Pokochałam go także za to, że subtelnie kusi Grace do złego, namawia do złamania zasad jej konserwatywnej rodziny. Sposób, w jaki autorka krok po kroku odnawiała ich relacje tylko dodaje zalet książce.
Pomysł na fabułę został bardzo dobrze wykorzystany. Styl Bree Despain i urzekające opisy zdecydowanie wyróżniają tę książkę w gatunku paranormal. Na pewno pod koniec autorka trochę się pogubiła, miałam wrażenie, że zaplątała się we własnej sieci, jednak ten minus nie potrafi zatrzeć dobrego wrażenia.

Uwielbiam książki, które są lekkie, a w dodatku przyjemne, z dobrze rozbudowaną historią i bohaterami - idealne połączenie według mnie, nie musimy się nawet wysilać, by czerpać rozrywkę z lektury.Właśnie dlatego gatunek paranormal romance stał się tak popularny, każdy z nas ma ochotę na coś lekkiego od czasu do czasu. Rzecz jasna, często zdarzają się gnioty, nawet częściej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Autorka rekompensuje troszkę całość pod koniec, ale biorąc pod uwagę, że połowę książki praktycznie ominęłam; to wciąż za mało, by dać dobrą ocenę.

Autorka rekompensuje troszkę całość pod koniec, ale biorąc pod uwagę, że połowę książki praktycznie ominęłam; to wciąż za mało, by dać dobrą ocenę.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy kiedykolwiek nastąpi taki czas, że ludzie nagle przestaną drążyć, przestaną odczuwać chęć poznania coraz to większych i niebezpiecznych sekretów świata? Chyba nawet nie powinni, człowiek jest stworzony do tego, by się rozwijać, lecz co w przypadku, kiedy przyjdzie coś o wiele potężniejszego niż ludzka technologia i zawładnie wszystkim tym, bez czego do tej pory nie mogliśmy się obejść?
Magia pojawiła się na świecie. W przypływach i odpływach "pożera" pozostałości królujących kiedyś nad nami betonowych wieżowców, największe skupisko dawnych olbrzymów, właściwie niedaleko zrównanego z ziemią koncernu CocaColi nazwane zostało Zaułkiem Jednorożca i spotkacie tam teraz podejrzanych typów z równie podejrzaną przeszłością. Kate Daniels jest najemnikiem Gildii, mimo że ze swoim doświadczeniem mogłaby spokojnie urzędować na całkiem niezłym stanowisku w innych, ważniejszych instytucjach. Nagle dowiaduje się, że jej opiekun został brutalnie zamordowany - teraz przyda się każda informacja, trzeba odnaleźć zabójcę i sprawić, by gorzko pożałował.
Moje oczekiwania co do tej pozycji były jasne, chyba nigdy nie byłam równie konkretna - miało być niebezpiecznie, tajemniczo, groźnie, z odpowiednią domieszką humoru i oryginalności. Już sama historia i konstrukcja świata są niezwykle interesujące, a gdy pojawiają się jeszcze dynamiczni bohaterowie, to wtedy szykuje się prawdziwa uczta czytelnicza.
Kate Daniels - główną bohaterkę i zarazem narratorkę opowieści cenię przede wszystkim za niezwykłą naturalność w zachowaniu, nie dostrzegłam w niej kobiety, która za wszelką cenę musi udowodnić każdemu swoją wartość, dzięki czemu wydaje nam się wiarygodną postacią, a czytelnik potrafi docenić jej zaangażowanie i trud wiążące się z tym męskim zawodem, krótko mówiąc - godna zaufania przyjaciółka, osoba, która popełniła w życiu wiele błędów, lecz za każdym razem potrafiła odbić się od dna i dogonić przeciwników. Mimo że Kate na co dzień obraca się głównie w towarzystwie mężczyzn, tym razem nie zabraknie i kobiecych postaci, pojawił się nawet mały, polski akcent.
Klarownie zarysowane charaktery naszych postaci, oraz skomplikowany system rządzący rzeczywistością Kate wyróżniają tę pozycję na tle innych książek fantasy, całości dopełniają plastyczne opisy walk, relacji panujących w danych środowiskach, oraz wiele, wiele innych składników składających się na kawał dobrej literatury.
Książkę mogę z czystym sercem polecić każdemu.

Czy kiedykolwiek nastąpi taki czas, że ludzie nagle przestaną drążyć, przestaną odczuwać chęć poznania coraz to większych i niebezpiecznych sekretów świata? Chyba nawet nie powinni, człowiek jest stworzony do tego, by się rozwijać, lecz co w przypadku, kiedy przyjdzie coś o wiele potężniejszego niż ludzka technologia i zawładnie wszystkim tym, bez czego do tej pory nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Od tak dawna chciałam przeczytać tę książkę, że po pewnym czasie już nawet o niej zapomniałam.
Anáid kąpie się się w blasku księżyca i tańczy w wiosennym deszczu, a wszystko w towarzystwie swojej matki - ekstrawaganckiej, pięknej, nieco egoistycznej Selene. Mimo to życie czternastoletniej Anáid nie jest łatwe, w szkole wyzywana od "karlicy cotowszystkowie", nigdy niezapraszana na przyjęcia, samotna i brzydka, wspominająca czasy za życia jej ukochanej babci Demeter. Czy będzie jej łatwiej, kiedy matka nagle zniknie, a w domu zacznie roić się od czarownic? Co to za tajemnice skrywała rudowłosa Selene i z jakiego powodu to zrobiła? Nic nie jest takie, jakie wydaje się być. Czarownicom z klanu Omar brakuje powoli kryjówek przy zuchwałości okrutnych Odish - bardzo wszystkich zastanawia, dalczego stały się tak silne i pewne siebie.

Chyba najbardziej podobał mi się klimat tej książki, który moim zdaniem jest przedstawiony w absolutnie niesamowity sposób - powietrze znad Pirenejów, romańskie kościoły i doliny, a potem jeszcze Taormina na Sycylii wraz z zapachem lawendy, tymianku i jałowca, a wszystko to jest tłem dla tajemniczych konwentów, legend i magicznych zbrodni.

"Nie walcz z bólem ani hałasem, one są częścią ciebie. Nie odrzucaj ich, odczuwaj ból, oddychaj głęboko, wsłuchuj się w dźwięki, jakie rozbrzmiewają w twoim wnętrzu. Zaakceptuj je i połącz w jedno"

"Klan wilczycy" jest odskocznią od wszystkich paranormalnych romansów. Rzadko kiedy przewinie się jakaś męska postać, tutaj mamy do czynienia z kobietami znającymi swoją wartość, silnymi, samowystarczalnymi, dla których mężczyzna był jakimś tam krótkim epizodem w dawnym życiu. W razie problemu albo zwołujesz konwent, albo bierzesz sprawy w swoje ręce, kiedy gnuśniejesz i napada cię uczucie apatii, to oznacza, że pozbawione skrupułów Odish rzuciły na ciebie urok zwany "kloszem". Wszystkie czarownice pojawiające się w książce mają swoje oryginalne cechy, są barwne i z charakterkiem,momentami czułam się, jakbym znajdowała się obok nich i gotowała potrawkę z królika.

Na szczególną uwagę czytelnika zasługują Valeria, mocno stąpająca po ziemi czarownica z sercem na dłoni oraz Selene, która wydaje się mieć wszystko czego pragnie, a jednak - nie jest idealna. Jak już napisałam wyżej, każda postać ma w sobie coś, z czym możemy się utożsamić.

"(...) że czarownica tak roztropna, wyważona i rozważna jak Demeter miała siostrę pokroju Criseldy. Chociaż, jeśliby się tak dobrze zastanowić, Demeter już nie żyła, a Criseldzie...jakoś się udawało"

Co mogę ogółem powiedzieć o tej pozycji? Jest to lektura przede wszystkim ogromnie przyjemna. Mimo że jestem już trochę "za stara" na taką książkę i zakończenie nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia bardzo się przy niej zrelaksowałam, a co więcej, mam straszną ochotę na kupno kolejnej części.

Od tak dawna chciałam przeczytać tę książkę, że po pewnym czasie już nawet o niej zapomniałam.
Anáid kąpie się się w blasku księżyca i tańczy w wiosennym deszczu, a wszystko w towarzystwie swojej matki - ekstrawaganckiej, pięknej, nieco egoistycznej Selene. Mimo to życie czternastoletniej Anáid nie jest łatwe, w szkole wyzywana od "karlicy cotowszystkowie", nigdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tessa Gray przypływa na pokładzie statku Maine do Londynu i mimo że dostała zaproszenie od własnego brata, to nie on ją wita na wybrzeżu, tylko dwie panie, zwane Mrocznymi Siostrami. Chcąc nie chcąc, Tessa zostaje przywieziona do ich tajemniczego domu, a jak się okazuje - jej więzienia.
Cassandra w typowym dla siebie zwyczaju wprowadza wartką akcję, znowu miałam na wyciągnięcie ręki fascynujący świat Nefilim, ich rzeczywistość i chciałoby się powiedzieć więcej, ale Mechaniczny anioł nie był tak ciekawy jak Miasto kości i będę je porównywać, ponieważ obie serie nie są odrębne, łączy je pomysł. Pierwszy tom Darów Anioła był bardziej ekscytujący, trzymał w napięciu od początku do końca, rumieńce towarzyszyły mi nieustannie, tutaj - raczej rzadko. I nie chodzi o to, że Dary Anioła czytałam jako pierwsze - uważam, że Mechaniczny anioł to bardzo dobra książka, ale mniej dopracowana, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny walk i postacie. W kwestii tego pierwszego - autorka w jednym z wywiadów mówiła, że takie sceny są dla niej trudne, czego w Darach Anioła w ogóle nie dało się odczuć, a tutaj owszem, były po prostu nudne, a jak postacie?
Tessa przez połowę książki była dla mnie nijaką postacią - głupiutką, szarą i mało ważną. Trochę więcej mam do powiedzenia o Willu, wcale nie przypominał mi Jace'a, Jace rzucał ironiczne uwagi i różne teksty dlatego, że taki był, miał taki charakter, a Will tylko po to, żeby pokazać jaki jest mroczny, nie-mroczny, albo wyładować swoją złość na cały świat, oczywiście nie wiadomo o co, ponieważ wiele tajemnic zostało pod znakiem zapytania, ma szczęście chłopak, że mimo wszystko lubię go, nie denerwował mnie znowu tak często, a kiedy tego nie robił, ukazywał swoją silną osobowość i wyrazistość. Trzeba też napisać o Jassamine i Charlotte, które są naprawdę intrygującymi postaciami i cieszę się, że odegrały niemałą rolę w tej historii. Na temat reszty nie mam zdania, mam nadzieję, że to się zmieni w następnym tomie.
Nie dałabym takiej oceny, gdyby nie styl autorki oraz wydarzenia w Sanktuarium i na poddaszu, to były naprawdę urzekające momenty, poza tym, te wszystkie tajemnice mnie przyciągają, to przez nie myślałam o książce długo po zakończeniu. Co więcej mogę dodać? Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów, może w porównaniu do wcześniejszej serii Diabelskie maszyny nie wypadają tak dobrze, ale wciąż jest to pozycja warta uwagi.

Tessa Gray przypływa na pokładzie statku Maine do Londynu i mimo że dostała zaproszenie od własnego brata, to nie on ją wita na wybrzeżu, tylko dwie panie, zwane Mrocznymi Siostrami. Chcąc nie chcąc, Tessa zostaje przywieziona do ich tajemniczego domu, a jak się okazuje - jej więzienia.
Cassandra w typowym dla siebie zwyczaju wprowadza wartką akcję, znowu miałam na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Aaron jest zwykłym chłopakiem i wcale mu to nie przeszkadza - po smutnych przeżyciach w dzieciństwie cieszy się każdą chwilą spędzoną ze swoimi zastępczymi rodzicami, niestety, jego plany na przyszłość zostaną pogrzebane, ponieważ Aaron wariuje, A tak mu się przynajmniej zdaje, gdy zaczyna rozumieć obce języki, w tym hiszpański, którego nie uczył się nigdy, albo rozumie szczekanie własnego psiaka. Dość dziwne? Nic nie może być już dziwne, gdy rozpocznie się wojna, albo stanie się oko w oko z przedstawicielem Niebiańskich Zastępów.
Po tej książce na pewno spodziewałam się czegoś lepszego, naprawdę. Zacznijmy od głównego bohatera, który dla mnie jest lekkim nieporozumieniem. Wyobrażałam go sobie od strony charakteru zupełnie inaczej, a on dosyć, że minął się z tą moją wizją, to jeszcze poszedł w najgorszą możliwą stronę, kiedy czytałam jego wypowiedzi w stylu "Wprawiłeś mnie w zakłopotanie", "Powinienem się wstydzić" lub o jego reakcji na propozycję wspólnego lunchu z najładniejszą dziewczyną szkoły (przerażenie, stres i prawie płacz) waliłam książką w głowę. Czy on mógłby chociaż zapalić zapałkę w domu bez wyrzutów sumienia?
Drugi bohater, który dobrze wypadł tylko w bawieniu się moimi nerwami, to Werchiel - anioł działający w imię Stwórcy. Do tej pory mam przed oczami postać z kreskówki nerwowo wymachującą mieczykiem gdy sobie go wyobrażam. W następnej części nawet jakby urządził rzeź to pewnie i tak wszystko zepsuje tą swoją gadaniną.
Jak już powiedziałam, liczyłam na klimat, ciekawych bohaterów i ogólnie na zajmującą lekturę, a wyszło jak wyszło, wciągnęłam się tak trochę dopiero od 266 strony, kiedy sama książka liczy 317.
Mam dziwne przeczucie, że autora byłoby stać na coś lepszego, chcąc nie chcąc muszę dodać, że w "Nefilimie" zdarzają się ciekawe przebłyski, po prostu wszystko jest jakby uładzone, ugrzecznione, by stworzyć książkę dla odpowiedniego odbiorcy.

Aaron jest zwykłym chłopakiem i wcale mu to nie przeszkadza - po smutnych przeżyciach w dzieciństwie cieszy się każdą chwilą spędzoną ze swoimi zastępczymi rodzicami, niestety, jego plany na przyszłość zostaną pogrzebane, ponieważ Aaron wariuje, A tak mu się przynajmniej zdaje, gdy zaczyna rozumieć obce języki, w tym hiszpański, którego nie uczył się nigdy, albo rozumie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zaczęłam czytać tę książkę w formie e-booka, ale szybko doszłam do wniosku, że coś takiego to ja muszę mieć na półce.
Olgierda Lacha - dziewczyna o nazwisku kompletnie niemagicznym, nie ma zamiaru spędzić swojego życia tak jak rodzice, to chyba byłoby najgorsze ze wszystkiego, z nimi? Ludźmi pogrążonymi w ciemnocie? Nie ma mowy, tak więc popchnięta przez drzwi, wyruszyła "tryumfalnie" do Uniwersytetu Nauk Magicznych w Czystiakowie.
"Odnaleźć swą drogę" to idealna mieszanka wszystkiego, co mogło mnie zaciekawić, lektura była prawdziwą ucztą, na którą nie żałowałam czasu ani przez chwilę. Oli towarzyszymy przez cztery lata nauki, jest przyjaźń, złowrogie sesje, nielegalne interesy, przekręty różniaste, piwko, smutek, śmiechu też przy okazji, oczywiście trochę dreszczyku i wszystkich innych składników dobrej rozrywki nie zabraknie. Każdy rozdział to jakby osobna historia, nagle dowiadujemy się, że pozmieniało się trochę w życiu Oli, kiedy to my przewracaliśmy stronę, nie możesz przewidzieć nic, drogi czytelniku!
Żywa i dynamiczna narracja, barwne historie, tempo czytania zatrważające wręcz, a bohaterowie! To była dla mnie przyjemność spotkać takie osoby. Główna bohaterka - Ola, rozdrażniła niektórych recenzentów swoim zachowaniem, a mnie nie, naprawdę, autorka pozwoliła mi wierzyć, że Olgiera ma taki charakter, po prostu taka jest i nie widziałam w tym nic sztucznego, wręcz przeciwnie, mogę pogratulować tylko Aleksandrze Rudej umiejętności.

Zaczęłam czytać tę książkę w formie e-booka, ale szybko doszłam do wniosku, że coś takiego to ja muszę mieć na półce.
Olgierda Lacha - dziewczyna o nazwisku kompletnie niemagicznym, nie ma zamiaru spędzić swojego życia tak jak rodzice, to chyba byłoby najgorsze ze wszystkiego, z nimi? Ludźmi pogrążonymi w ciemnocie? Nie ma mowy, tak więc popchnięta przez drzwi, wyruszyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Katniss Everdeen, szesnastoletnia dziewczyna z najbiedniejszego dystryktu dostała porządną szkołę życia po śmierci ojca, obciążona widokiem głodujących i zubożałych ludzi stara się stworzyć pozory normalności dla własnej rodziny, tymczasem chwila, gdzie sędzią zostaje zwykły przypadek, nadchodzi i wzbudza lęk.
Katniss wprowadza nas w swój świat i swoją rzeczywistość w taki sposób, że możemy poczuć na własnej skórze ból i wciąż tlącą się nadzieję mieszkańców Złożyska - póki co narracja pierwszoosobowa się sprawdza, ale potem niestety psuje trochę zabawę i wręcz upraszcza Katniss jako postać - jej przemyślenia są standardowe, jest po prostu przykładem klasycznej konstrukcji bohatera potraktowanego okrutnie przez życie, a sądzę, że gdyby autorka zrezygnowała z takiej formy narracji, Katniss przynajmniej zaskoczyłaby mnie w jakiś sposób. Ale jednego nie można jej odmówić - z pewnością jest inteligentna, czytelnik mógł to poczuć, co ogromnie mnie cieszy, dlaczego? Dlatego że ostatnio autorki przyswoiły sobie dziwną umiejętność, piszą na temat bohaterki w samych superlatywach, postacie poboczne również to przyznają, tymczasem czyny delikwentki pokazują zupełnie co innego. Tutaj, wbrew wszelkim moim podejrzeniom, jest odwrotnie.
Wizja świata wykreowanego przez Suzanne jest niesamowicie realna i, trzeba to przyznać, mało pocieszająca. Pokazuje, że my, pomimo wszystkich zaawansowanych technologii, tego postępu nauki, nie rozwiążemy podstawowych kwestii głodu, ubóstwa i wojen - bogaci będą się bogacić, a biedni zostaną strąceni na koniec świata i zdeptani. Nie zlikwidujemy okrutników i sadystów, napawających się bólem słabszego, wciąż będziemy piastować pieniądz, mówiąc bez wyrzutów, że postęp to postęp, muszą być poszkodowani, tylko szkoda, że tych "poszkodowanych" będzie coraz więcej.
Suzanne Collins na pewno dokonała czegoś wielkiego, jest to lektura która posiada wszystko co niezbędne do spędzenia miłych chwil.

Katniss Everdeen, szesnastoletnia dziewczyna z najbiedniejszego dystryktu dostała porządną szkołę życia po śmierci ojca, obciążona widokiem głodujących i zubożałych ludzi stara się stworzyć pozory normalności dla własnej rodziny, tymczasem chwila, gdzie sędzią zostaje zwykły przypadek, nadchodzi i wzbudza lęk.
Katniss wprowadza nas w swój świat i swoją rzeczywistość w taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Primavera, debiutancka powieść Mary Jane Beaufrand otwiera kolekcję książek przeczytanych w 2011 roku, co mnie ogromnie cieszy - to spotkanie było ZASKOCZENIEM przez duże "z".
Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Flora Pazzi, najmłodsza córka rodu. Od kiedy tylko pamięta, jej relacje z resztą rodziny są skomplikowane i napięte, jedyną osobą godną zaufania jest nonna, Celesta Pazzi, kryjąca wiele tajemnic.Flora w swoim palazzo traktowana jest niczym służka, ciągle żyjąca w cieniu hołubionej siostry dowiaduje się o chytrym spisku knutym przeciwko słynnym rodzie Medyceuszy.
Byłam przekonana, że autorka nie stanie na wysokości zadania - zaserwuje nam dość ciekawą historię otoczoną klimatem Florencji, której przecież sama nazwa potrafi wywołać przyjemny dreszcz i tyle. Że nawet nie pokusi się o rozwinięcie niektórych wątków i cech, nie nada tej opowieści należytego kształtu.
Przede wszystkim chciałabym pochwalić autorkę za sposób, w jaki skonstruowała główną bohaterkę, jest to jedna z niewielu postaci, której przemyślenia nie raziły mnie ani razu, co ostatnio dość często mi się to zdarza w narracji pierwszoosobowej. Przebywanie w "głowie" Flory było nawet swego rodzaju przyjemnością, ze względu na jej barwną osobowość. Mary Jane Beaufrand ma w zanadrzu także kilka innych postaci, równie plastycznych i interesujących. Tak, jest to zdecydowanie ta książka, gdzie dialogi czytamy bez znużenia.
Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie obraz Florencji, w książce nie została ona przedstawiona idyllicznie, wręcz przeciwnie, dość mało tutaj opisów o pięknych zachodach słońca, czy romantycznych cieniach na ulicy takiej i takiej, co według mnie jest dobrym posunięciem, autorka pozwala poczuć klimat renesansowego miasta Włoch w inny sposób i dzięki innym zabiegom. Unosiłam się, delektowałam, smakowałam, rozdziały kończyły się dokładnie tam, gdzie chciałam, historia zadziwiała, szokowała i z pewnością wzbudzała też smutek. Flora po jakimś czasie zmienia lekko nastawienie do swojego życia, jednak dość późno, ze względu na nadchodzącą tragedię.
Historia rodu Pazzich uczy wielu rzeczy, trudno mi napisać o niej coś więcej, dlatego że to po prostu trzeba przeżyć samemu. Z pewnością jest to kąsek dla nieco dojrzałego czytelnika, który będzie w stanie dostrzec, przeżyć więcej i poddać się refleksji.

Primavera, debiutancka powieść Mary Jane Beaufrand otwiera kolekcję książek przeczytanych w 2011 roku, co mnie ogromnie cieszy - to spotkanie było ZASKOCZENIEM przez duże "z".
Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Flora Pazzi, najmłodsza córka rodu. Od kiedy tylko pamięta, jej relacje z resztą rodziny są skomplikowane i napięte, jedyną osobą godną zaufania jest nonna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pewien czas temu zostałam poproszona przez autorkę Kronik Niebios o zrecenzowanie jej książki. Z chęcią się zgodziłam. "Kroniki Niebios" to inspirowana japońskimi komiksami powieść, która opowiada... o wszystkim, o wierze, o walce, o brzemieniu spraw, na które nie mamy wpływu i oczywiście, o miłości, jak to mówią, żadna dobra książka nie może obejść się bez małego chociaż wątku miłosnego. Głównego bohatera - Juliena Andersa opiszę na razie pokrótce. Jest to chłopak z czupryną złotych włosów, który otoczony bogactwem stara się uporać z różnymi problemami - samotnością, nudą, wieczną nieobecnością rodziców, a przede wszystkim tęsknotą za starszym bratem. Monotonia jego życia kończy się w momencie przekroczenia bram elitarnej szkoły St.Maria, placówki dość enigmatycznej i wzbudzającej emocje, gdzie mają prawo uczęszczać tylko "Wybrani". Zwykli ludzie, spotykając jednego z uczniów tego hermetycznego grona otwierają oczy ze zdziwienia i z wycelowanym w niego palcem szeptają "Anioł". Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jedno pytanie - co Julien może mieć wspólnego z Aniołami? Może na odpowiednią drogę naprowadzi go ich zupełne przeciwieństwo? Kroniki Niebios to mieszanka dwóch serii – Darów Anioła i Harrego Pottera, gdzie da się wyczuć dozę świeżości, te wszelkie detale związane z dziejami serafinów, różne nowe nazwy, jak i te większości znane, które dzięki Annie Andrew nabierają nowego znaczenia, są dla mnie bardzo smakowitym elementem, kolejnym plusem tej książki jest także tempo, z jakim się ją czyta, te 354 strony mijają jak z bicza strzelił, a przecież język jest na bardzo dobrym poziomie. Są także postacie mające ubarwiać powieść, dodawać oryginalności, a jednak odnoszę wrażenie, że autorka przedobrzyła z tą 'innością', zamiast dodawać atrakcyjności, to wręcz jej ujmują. Zacznijmy od Juliena, bohatera dla mnie nie tyle co dziwnego, ale bardzo drażniącego, momentami jego zachowanie potrafiło przybić człowieka do ściany. Prawdopodobnie autorka miała zamiar przedstawić go nam jako zdezorientowanego, zwykłego szesnastolatka, na którego nagle spada świadomość o istnieniu odrębnego świata, w zamian za to dostajemy swego rodzaju karykaturę – rozbeczany chłopak, który na myśl o tym, że przyjaciółka ułożyła go poranionego w jej własnym łóżku dostaje rumieńców, który po każdej, ważniejszej konfrontacji (rzecz jasna, już po otarciu łez), powtarza - „Chciałbym znaleźć się w swoim pokoju i wszystko powoli przemyśleć”. Przerażał mnie nie tylko fakt, że w swoim wieku kompletnie nie potrafił rozmawiać o miłości, ale również to, że w sytuacji kryzysowej, kiedy trzeba się bronić, był bezradny, najpierw oczywiście musiał się rozpłakać, a czy większość nie przepada raczej za wizją kogoś choć trochę odważniejszego, charakternego? Oczywiście nie mówię tutaj o bezmyślnej odwadze czy braku instynktu samozachowawczego. Chociaż trzeba przyznać, że przy Anael, równie ważnej postaci, Julien to dosłownie nic nieznaczący obiekt. Gdybym zrobiła listę najbardziej irytujących postaci książkowych, zajęłaby miejsce numer jeden. Jak Anielica z takim bagażem doświadczeń, może zachowywać się na poziomie rozbestwionego przedszkolaka? Trudno było mi zaakceptować moment, który opowiadał o tym, że postępowanie Anael to tylko i wyłącznie coś na kształt obronnej tarczy, kiedy dla mnie była niczym innym jak tylko przykładem wstecznej ewolucji. Jej wypowiedzi były czymś pośrednim między ciągłym krzykiem, a żałosnymi próbami mądrej wypowiedzi. Podczas mojego pierwszego z nią spotkania zmarszczyłam brwi, potem przeszłam w stan tolerancji zatytułowanej „Może ona się zmieni”, następnie Anael zajmowała się szarpaniem moich nerwów, a na koniec zaczęłam zgrabnie omijać jej niekończące się krzyki, pretensje, użalanie się i przeróżne żądania. Chętnie obsadziłabym ją w roli tajemniczej dziewczyny, z oczami pełnymi zdarzeń, których normalny człowiek nie byłby w stanie przeżyć, czy doznać. Lecz z drugiej strony takie postacie mogą być miłą odskocznią od skrajności, która ostatnio zapanowała w księgarniach - skaczące na łeb na szyję w ogień dziewczyny i pozbawieni zdrowego rozsądku wojownicy. Mimo wszystko „Kroniki Niebios” jak na debiut wypadają całkiem dobrze.

Pewien czas temu zostałam poproszona przez autorkę Kronik Niebios o zrecenzowanie jej książki. Z chęcią się zgodziłam. "Kroniki Niebios" to inspirowana japońskimi komiksami powieść, która opowiada... o wszystkim, o wierze, o walce, o brzemieniu spraw, na które nie mamy wpływu i oczywiście, o miłości, jak to mówią, żadna dobra książka nie może obejść się bez małego chociaż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsza obawa, gdy postanowiłam wyjąć "Wrócę po ciebie" z półki? Że autor stanie się moim koszmarem podobnym do Coelho, czyli pisanie sztucznym tonem o rzeczach normalnych, jakby odkrył co najmniej Amerykę. Serwowanie maksymami i przeróżnymi 'receptami na życie'. Szczęśliwie się pomyliłam - Guillaume Musso uraczył mnie zupełnie inną formą narracji. Jest przyjemna, nie narzuca się, potrafi zaskoczyć, nie męczy, ale ciekawi.

Ethan Whitaker jest psychoterapeutą, który "uwiódł Amerykę" - wywiady w najpopularniejszych stacjach telewizyjnych, gabinet w gmachu przy Wall Street, pękający w szwach terminarz, zdjęcia na pierwszych stronach New York Times'a, zaproszenia na imprezy dla VIP-ów, luksus, ogólny szacunek, ogromny sukces i... nagłe zetknięcie w przeszłością, to tak jakby pewnego dnia życie skupiło się tylko i wyłącznie na nim. A to dlatego, że od momentu wyjścia Ethana z luksusowego jachtu rozpoczęła się walka przeznaczenia z karmą.

Musso potrafi z banalnych spraw (w przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej Coelho) stworzyć coś wyśmienitego, coś, co zmusi czytelnika do podstawowej, lecz trudnej refleksji - czy człowiek jest w stanie wygrać z przeznaczeniem? Czy warto po prostu odwrócić się i zacząć żyć inaczej? Zmienić wszystko?

Teraz pewnego rodzaju spoiler (chociaż ta sprawa jest jasna praktycznie od początku)

Ogółem autor wykorzystał dość prostą koncepcję i wykreował dzięki niej wzruszającą historię, chociaż boję się, że jego styl pisania i pomysły na rozwój wydarzeń po prostu będą mnie usypiać w jego następnych książkach.

Pierwsza obawa, gdy postanowiłam wyjąć "Wrócę po ciebie" z półki? Że autor stanie się moim koszmarem podobnym do Coelho, czyli pisanie sztucznym tonem o rzeczach normalnych, jakby odkrył co najmniej Amerykę. Serwowanie maksymami i przeróżnymi 'receptami na życie'. Szczęśliwie się pomyliłam - Guillaume Musso uraczył mnie zupełnie inną formą narracji. Jest przyjemna, nie...

więcej Pokaż mimo to