-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2024-02-15
2024-02-14
2024-02-13
2024
2023-12-08
2023-04-24
2023-04-23
2023-04-01
2023-04-01
Na książkę natrafiłam zupełnym przypadkiem, szukając czegoś do czytania na Wattpadzie. Jako, że została oznaczona jako już wydana, stwierdziłam, że nie może więc być zła i postanowiłam po nią sięgnąć. Wyszukałam ją na Legimi i zaczęłam czytać.
Zastanawiam się, czy da się jeszcze coś zrobić, żeby ta historia stała się gorsza. Jak dla mnie, nie było tu żadnych zwrotów akcji, nic zaskakującego. Już od pierwszej chwili mogłam przewidzieć jak potoczy się historia i wcale się nie pomyliłam. Na dodatek autorka w ogóle nie przyłożyła się do przybliżenia nam uczuć i myśli postaci. Oprócz głównego wątku nie było tu dosłownie nic.
Ogólnie więc, książki nie polecam. No chyba że ktoś chce się dowiedzieć, jak nie pisać.
Na książkę natrafiłam zupełnym przypadkiem, szukając czegoś do czytania na Wattpadzie. Jako, że została oznaczona jako już wydana, stwierdziłam, że nie może więc być zła i postanowiłam po nią sięgnąć. Wyszukałam ją na Legimi i zaczęłam czytać.
Zastanawiam się, czy da się jeszcze coś zrobić, żeby ta historia stała się gorsza. Jak dla mnie, nie było tu żadnych zwrotów akcji,...
2023-03-06
"Mercedes Thompson" to kolejna seria urban fantasy po którą postanowiłam sięgnąć. Do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z wtórczością Patrici Briggs, ale jako że lubię czytać o zmiennokształtnych, postanowiłam to zmienić.
Seria o Mercedes Thompson opowiada o niezwykłej dziewczynie, która jako jedna z niewielu potrafi się zamieniać w kojota. Posiada ona własny warsztat samochodowy i mieszka niedaleko alfy stada wilkołaków. Jest pewną siebie kobietą, która potrafi zadbać o siebie i nie potrzebuje do tego innych. Przyjaźni się z wampirem Stefanem i nieczłowiekiem Zee.
Pierwsza część, czyli "Zew księżyca" zaczyna się gdy na progu jej warszatatu pojawia się młody chłopak. Dziewczyna od razu przyjmuje go do pracy, a później... Cóż, później akcja rozwija taką prędkość, że trudno za nią nadążyć. W każdym razie Mercedes zostaje wplątana w nieciekawą sytuację, przez którą musi powrócić do rodzinnych stron. Starając się pomóc swojemu sąsiadowi alfie, próbuje rozwiązać zagadkę, która z każdą chwilą zdaje się być jeszcze bardziej zawiła.
Książka bardzo mi się podobał. Głównie ze względu na wciągającą akcję i wykreowanych bohaterów. Właściwie żadna część tej książki nie była nudna i żałuję, że wcześniej nie zapoznałam się z tą serią. Mam nadzieję szybko sięgnąć po kolejne części.
"Mercedes Thompson" to kolejna seria urban fantasy po którą postanowiłam sięgnąć. Do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z wtórczością Patrici Briggs, ale jako że lubię czytać o zmiennokształtnych, postanowiłam to zmienić.
Seria o Mercedes Thompson opowiada o niezwykłej dziewczynie, która jako jedna z niewielu potrafi się zamieniać w kojota. Posiada ona własny warsztat...
2023-03-05
Pióro Ilony i Andrewsa Gordonów miałam okazję poznać już jakiś czas temu, gdy sięgnęłam po ich książki "Płoń dla mnie" i "Biały żar". Powieści te bardzo mi się spodobały, dlatego te postanowiłam sięgnąć po ich wcześniejszą serię. I tak w moje ręce wpadła Kate Daniels w "Magia Kąsa".
Do książki tej podchodziłam dwa razy. Za pierwszym razem odłożyłam ją w kąt jeszcze zanim akcja na dobre się rozkręciła. Za drugim razem postanowiłam nie odkładać jej, póki nie skończę.
Akcja książki zaczyna się, gdy nasza główna bohaterka dowiaduje się, że jej opiekun zmarł. Jedzie więc wyjaśnić co się stało do jego zakonu. Tam dowiaduje się, że jej opiekun zmarł próbując rozwikłać jakąś zbrodnię. Kate więc bierze sprawy w swoje ręce i próbuje ją rozwikłać.
Ogólnie akcja książki wydaje mi się bardzo znana. Zwykła niezwykła kobieta, zagadka dotycząca morderstw, piękny mężczyzna, budowanie napięcia, nic się ie klei, nagle mamy odpowiedź, a na końcu okazuje się, że winien jest ktoś, kogo byśmy nie podejrzewali. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że już nie raz czytałam podobne fabularnie książki. I chyba dlatego ta jakoś nie bardzo przypadła mi do gustu. Oprócz tego ,wydaje mi się, że jest jednak trochę zbyt brutalna. Nie lubię czytać na tego typu tematy.
Książka nie jest zła, jeśli ktoś lubi oklepaną fabułę i trochę trupów. Ja jednak nie jestem pewna, czy sięgnę po kolejne tomy przygód Kate Daniels.
Pióro Ilony i Andrewsa Gordonów miałam okazję poznać już jakiś czas temu, gdy sięgnęłam po ich książki "Płoń dla mnie" i "Biały żar". Powieści te bardzo mi się spodobały, dlatego te postanowiłam sięgnąć po ich wcześniejszą serię. I tak w moje ręce wpadła Kate Daniels w "Magia Kąsa".
Do książki tej podchodziłam dwa razy. Za pierwszym razem odłożyłam ją w kąt jeszcze zanim...
2023-02-25
Ostatnio czytałam głównie fantastykę i trochę romansów, więc w ramach przerwy postanowiłam sięgnąć po jakiś kryminał. A jako że "Gdzie są moje zwłoki?" wyszły raczej nie dawno i miały raczej dobrą opinię, to właśnie one wpadły w moje ręce.
Książka jest świetna. I nie chodzi mi tu tyko o samą fabułę, ale także sposób w jaki została napisana i jej głównych bohaterów.
Po pierwsze, opowieść jest nietypowa. Ja sama chyba jeszcze nie miałam możliwości czytać książki o osobie pracującej w prosektorium. Daje to zupełnie inne spojrzenie na tę pracę. Zwłaszcza, że i nasz bohater nie jest zwykłym pracownikiem i wyróżnia się na tle innych ludzi. Pomysł na to, żeby opowieść dotyczyła osoby, której zwłoki zniknęły jest równie niezwykły.
Po drugie, w książce tej mamy odniesienia do historii. Bardzo mi się to podobało, bo chociaż niekoniecznie lubię czytać o tym, jak znęcano się nad ludźmi, to wplatanie tego typu wątków w książki fabularne mi nie przeszkadza. Jako osoba, której dziadkowie przeżyli podobne rzeczy jak te opisane w książce, cieszę się, że ludzie wciąż o tym myślą i piszą.
Po trzecie, same postacie. Bardzo polubiłam Organka. Mimo że dla niektórych jego zachowanie mogło się wydawać dziwne, to ja go rozumiałam. Wydaje mi się, że ma on nawet szanse zostać moją ulubioną postacią. Tak samo podobała mi się postać Lindy. Stanowiła idealną przeciwwagę dla Organka i również bardzo ją polubiłam. Stanowiła dla mnie nie lada wyzwanie.
Po czwarte, język, jaki użyto w tej książce. Osobiście uwielbiam tego typu humor i lubię bawić się słowami, tak jak robili to bohaterowie. Podobało mi się też to, że autorka używała niestandardowych słów. Kilka razy musiałam się dwa razy zastanowić o co chodzi a nawet sięgnąć do słownika.
Podsumowując, "Gdzie są moje zwłoki" to naprawdę dobra książka. Nie tylko bawi humorem, ale też daje lekcje historii. Polecam każdemu, kto lubi lekkie kryminały okruszone specyficznym humorem. Ja sama mam nadzieję sięgnąć też po inne książki autorki.
Ostatnio czytałam głównie fantastykę i trochę romansów, więc w ramach przerwy postanowiłam sięgnąć po jakiś kryminał. A jako że "Gdzie są moje zwłoki?" wyszły raczej nie dawno i miały raczej dobrą opinię, to właśnie one wpadły w moje ręce.
Książka jest świetna. I nie chodzi mi tu tyko o samą fabułę, ale także sposób w jaki została napisana i jej głównych bohaterów.
Po...
2023-02-23
Najpierw czytacie książki czy oglądacie ekranizację? U mnie zazwyczaj pierwszy jest film i, jeśli mnie zaciekawi, sięgam po książkę, zwłaszcza jeśli kolejne jej części jeszcze nie zostały nagrane.
"Purpurowe serca" Tess Wakefield to bardzo fajna książka. Naprawdę miło spędziłam przy niej czas. Opowiada o dwojgu ludzi, którzy próbując uporać się ze swoimi problemami postanawiają się pobrać. Głównie chodzi im o korzyści materialne, ale też i o ubezpieczenie. Autorka bardzo dobrze scharakteryzowała obie główne postacie, a ich problemy są realistyczne. Bardzo polubiłam oboje, chociaż w książce zachowywały się nieco inaczej niż w filmie, zwłaszcza jeśli chodzi o Cassie. Tyle że chyba właśnie dzięki jej zachowaniu ta książka stała się bardziej realistyczna.
Jeśli chodzi o to, czy książka znacząco się różni od filmu, to właściwie nie. Główny wątek jest taki sam. No prawie. W książce mamy ukazane jak Cassie i Luke uwieczniają każdą chwilę, żeby mieć dowody w razie czego. I Luke nie mówi od razu o tym, kim jest jego ojciec. Po za tym, Cassie nie ukrywa przed wszystkimi że jest mężatką - mówi o tym najbliższym. Mamy tu też bardziej rozbudowane wątki z osobami z zespołu Cassie, gdzie w filmie nie pokazano nam, jakie łączyły ich relacje.
Ogólnie książka bardzo mi się podobała i polecam ją zdecydowanie bardziej niż film.
Najpierw czytacie książki czy oglądacie ekranizację? U mnie zazwyczaj pierwszy jest film i, jeśli mnie zaciekawi, sięgam po książkę, zwłaszcza jeśli kolejne jej części jeszcze nie zostały nagrane.
"Purpurowe serca" Tess Wakefield to bardzo fajna książka. Naprawdę miło spędziłam przy niej czas. Opowiada o dwojgu ludzi, którzy próbując uporać się ze swoimi problemami...
2023-02-06
"Ring 2" to druga część cyklu "Bokserzy". Pierwszą część przeczytałam już dawno i to właśnie na Wattpadzie (choć tam miała trochę inny tytuł) i mi się podobała. Dlatego też teraz sięgnęłam do "Ring 2". Ale nie podobał mi się już aż tak. Według mnie było tu trochę za dużo zamieszania. Jakby autorka na siłę chciała wymusić tajemnicę, która nie bardzo się kleiła. Nie mówiąc już o tym, że była na tyle zagmatwana, że nie wiele z niej zrozumiałam. W połowie nawet stwierdziłam, że sięgnę po coś innego, tak mi się nie podobała.
"Ring 2" to druga część cyklu "Bokserzy". Pierwszą część przeczytałam już dawno i to właśnie na Wattpadzie (choć tam miała trochę inny tytuł) i mi się podobała. Dlatego też teraz sięgnęłam do "Ring 2". Ale nie podobał mi się już aż tak. Według mnie było tu trochę za dużo zamieszania. Jakby autorka na siłę chciała wymusić tajemnicę, która nie bardzo się kleiła. Nie mówiąc...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-06
Lubicie czytać premiery od razu po ich wydaniu, czy czekacie jakiś czas, zanim sięgnięcie po książkę? A może w ogóle nie śledzicie premier o po prostu czytacie to co chcecie?
Mi chyba nigdy nie zdarzyło się przeczytać książki od razu w dniu premiery. Zazwyczaj czekam najpierw na kilka recenzji zanim zacznę coś czytać.
"Rzeka zaklęta" Rebecci Ross to premiera że stycznia tego roku. Właściwie po książkę sięgnęłam głównie dlatego, że ma śliczną okładkę. Przeczytałam też kilka pozytywnych recenzji, więc po prostu musiałam po nią sięgnąć.
Jest to opowieść o magicznej wyspie, podzielonej przez dwa zwaśnione klanu. Bard, który przez kilka lat przebywał poza wyspą, na specjalne życzenie głowy swojego klanu wraca, choć miał nadzieję, że nigdy tego nie zrobi (zazwyczaj czuł się niechciany wśród swoich, wcale się więc mu nie dziwię). Okazuje się, że na wyspie znikają dziewczynki, a nasz bard ma pomóc jedynej córce głowy klanu w ich znalezieniu.
Świat przedstawiony w tej książce jest bardzo ciekawy. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. Mamy tu świat normalnych ludzi i wyspie, której wszyscy unikają. Bo Wyspa rządzi się własnymi prawami. Jest magiczna i zarazem niebezpieczna.
Podobały mi się postacie, które tu przedstawiono. Bard, który kocha swoją wyspie, ale ze względu na to, jak się na niej czuł, jednocześnie jej nie lubi. Rozumiałam jego rozrywki i potrafiłam się wczuć w jego położenie. Zazwyczaj nie utożsamiam się z męskimi bohaterami, ale z nim bym mogła. Trochę mniej polubiłam Adairę, ale przyznaję, że w jej zachowaniu kryje się jakaś logika.
Ogólnie książkę więc polecam, zwłaszcza osobom które lubią magiczne wyspy i opowieść o dwóch zwaśnionych klatkach.
Lubicie czytać premiery od razu po ich wydaniu, czy czekacie jakiś czas, zanim sięgnięcie po książkę? A może w ogóle nie śledzicie premier o po prostu czytacie to co chcecie?
Mi chyba nigdy nie zdarzyło się przeczytać książki od razu w dniu premiery. Zazwyczaj czekam najpierw na kilka recenzji zanim zacznę coś czytać.
"Rzeka zaklęta" Rebecci Ross to premiera że stycznia...
2023-02-08
Lubicie książki Gwiezdo-wojenne? A czytaliście już "Cień królowej"?
Ja miałam okazję sięgnąć po nią jakiś tydzień temu. Jest to książka napisana przez E.K. Johnston, spod której pióra wyszły też i inne książki obsadzone w tym uniwersum. Sama miałam wcześniej czytać jedną z nich, noszącą tytuł "Ashoka".
"Cień królowej" rozpoczyna się w momencie, gdy Padme Amidala kończy swoją karierę królowej. Poznajemy jej najbliższe przyjaciółki, ochronę i zależności między otaczającymi ją ludźmi. A także nową królową. Dowiadujemy się, jak to się stało, że została senatorem i jakie były jej początki w Senacie. Dlaczego ubiera się tak a nie inaczej i o co chodzi z makijażem. Dlaczego tak często zamienia się rolami z przyjaciółkami. I jak poznała senatora Organę.
W sumie jest to ciekawa książka. Poznajemy tu naprawdę spory kawałek świata Amidali, czego nie dostaliśmy w żadnym filmie. Lepiej też poznajemy ją samą, ponieważ jesteśmy świadkiem tych wszystkich wydarzeń, których do tej pory mogliśmy się tylko domyślać. Choć dosyć szybko ją przeczytałam, to w niektórych miejscach mi się nudziła. Zwłaszcza pod koniec.
Co mi się najbardziej podobało? Chyba właśnie spotkanie Padmy i Organy i jej początki z innymi senatorami, których później też poznajemy w "Wojnach Klonów". Zaskoczyło mnie też samo zakończenie. I zdezorientowało. Jakby, nie potrafiłam na początku go odpowiednio obsadzić w czasie. Choć podobało mi się, że jednocześnie nawiązuje do początku książki, to trochę mnie zdezorientowało. No i też muszę przyznać, że wątki polityczne były dla mnie nieco nudne.
Ogólnie książkę polecam każdemu, kto lubi Gwiezdne Wojny. Szczerze przyznam, że ja do tej pory nie bardzo lubiłam Padme, ale jej historia przedstawiona w tej książce była ciekawa. Myślę, że fanom Star Wars się spodoba 😉
Lubicie książki Gwiezdo-wojenne? A czytaliście już "Cień królowej"?
Ja miałam okazję sięgnąć po nią jakiś tydzień temu. Jest to książka napisana przez E.K. Johnston, spod której pióra wyszły też i inne książki obsadzone w tym uniwersum. Sama miałam wcześniej czytać jedną z nich, noszącą tytuł "Ashoka".
"Cień królowej" rozpoczyna się w momencie, gdy Padme Amidala kończy...
2023-02-09
Dziś przychodzę do Was z książką, na którą natknęłam się przypadkiem i postanowiłam ją przeczytać, głównie ze względu na tytuł. Co prawda przeczytałam tylko jedną część popularnych "Dworów..." S. Mass i nie podobały mi się na tyle, żeby sięgnąć po następne, ale stwierdziłam, że w sumie mogę spróbować czegoś nowego o podobnym tytule.
Może zacznę od tego, że książka naprawdę mnie wciągnęła. Nie pozwoliła mi się od siebie oderwać. Już na początku dostaliśmy pełna emocji akcje, która z każdym kolejnym rozdziałem się rozwijała. Jednak, gdybym miała napisać o czym dokładnie opowiadała, to ciężko by mi było napisać to w taki sposób, żeby nie zdradzić całej fabuły. Poprzestanę więc może na tym, że to książka o dziewczynie, która niechcący zepsuła świat i teraz próbuje znaleźć sposób, żeby to odkręcić.
Co do głównej bohaterki, to z początku nie bardzo ją polubiłam. Ma cechy typowe dla bohaterek fantasy. Świetnie wyszkolona, z niezbyt przejrzystą przeszłością dziewczyna, która chciała udowodnić, że jest coś warta.
Jeśli chodzi o innych bohaterów, to podoba mi się to, w jaki sposób autorki ich wykreowały. Nie są to płaskie postacie. Każdy z nich ma za sobą jakąś przeszłość, która wpływa na ich zachowanie.
Było tu też kilka rzeczy, które mi się nie podobało. Przede wszystkim to, że nie do końca rozumiałam, jaki jest podział na dwory i o co chodzi z ich mocami. Całe wyjaśnienia dostajemy nieco zbyt późno. Jakby autorki same na początku nie wiedziały o co chodzi, albo jakby zapomniały, że to trzeba w ogóle wyjaśnić.
Cała historię oceniam jednak pozytywnie. Nie jest to co prawda książka, o której będę często wspominać, ale jest była dla mnie miłym oderwaniem od rzeczywistości. Myślę, że więcej osób powinno dać jej szansę, szczególnie jeśli ma ochotę na raczej prostą, ale za to wciągającą opowieść fantasy.
Dziś przychodzę do Was z książką, na którą natknęłam się przypadkiem i postanowiłam ją przeczytać, głównie ze względu na tytuł. Co prawda przeczytałam tylko jedną część popularnych "Dworów..." S. Mass i nie podobały mi się na tyle, żeby sięgnąć po następne, ale stwierdziłam, że w sumie mogę spróbować czegoś nowego o podobnym tytule.
Może zacznę od tego, że książka naprawdę...
2023-02-18
Wolicie czytać książki papierowe czy eBooki? Ja zazwyczaj sięgam po te drugie, głównie ze względu na wygodę. Łatwiej jest targać ze sobą jedno urządzenie z dostępem do wielu książek, niż kilka tomiszczy.
Dziś przychodzę do was z drugą już częścią trylogii miodu i lodu, napisaną przez Shannon Mayer i Kelly St Clare, którą ostatnio czytałam.
Akcja "Tronu z piór i kości" zaczyna się bezpośrednio po wydarzeniach z pierwszej części. Alli - czyli nasza główna bohaterka, zostaje uratowana przed śmiercią. Najpierw trafia na dwór Unseelie a później wyrusza w dalszą podróż, aby zrobić to, czego nie udało jej się dokonać w pierwszej części.
Zacznijmy od tego, że ta część podobała mi się zdecydowanie mniej niż poprzednia. Po pierwsze, w "Dworze miodu i popiołu" chodziło głównie o misję i wygnanych. Tutaj akcja kręci się raczej wokół relacji między Alli a Lanem. Właściwie wszystko sprowadza się do tego, jak na siebie działają. To trochę straszne, bo przez to czytelnik ma poczucie, że ta książka przestała być o ratowaniu świata, a stała się historią miłosną.
Co w książce mi się podobało? Rozwiązanie tego głównego wątku. Gdy bohaterzy w końcu sobie przypomnieli, co właściwie starają się zrobić i żądali odpowiednie pytania, dostaliśmy nawet ciekawą historię. Może niektóre elementy układanki były dosyć oczywiste, ale innych za to zupełnie się nie spodziewałam.
Czy książkę polecam? Cóż, ja zdecydowanie nie przeczytałałabym jej jeszcze raz. Nie jestem nawet pewna, czy sięgnę po drugą część. Myślę jednak, że niektórym mogłaby przypaść do gustu, zwłaszcza jeśli lubią wątki romantyczne w powieściach fantasy.
Wolicie czytać książki papierowe czy eBooki? Ja zazwyczaj sięgam po te drugie, głównie ze względu na wygodę. Łatwiej jest targać ze sobą jedno urządzenie z dostępem do wielu książek, niż kilka tomiszczy.
Dziś przychodzę do was z drugą już częścią trylogii miodu i lodu, napisaną przez Shannon Mayer i Kelly St Clare, którą ostatnio czytałam.
Akcja "Tronu z piór i kości"...
2023-02-17
Po przeczytaniu "Book Lovers" dosyć szybko sięgnęłam po wcześniejszą książkę autorki, czyli "Beach Read. Wakacyjny romans". Jak po samym tytule można się zorientować, to również jest książka o powstawaniu książek. Tyle że tym razem, zamiast czytać jak pracuje się nad nią już po napisaniu powieści, mamy okazję zapoznać się z pracą samych autorów. Książki z tym motywem też już mi się zdarzało czytać i zazwyczaj bardzo mi się podobały. Dwie, które teraz przychodzą mi do głowy, to książki Susan Elizabeth Phillips. Tylko że tam właściwie nie mamy od początku do końca napisane, w jaki sposób powstały książki, tylko że jedne z głównych bohaterów je pisał (co ciekawe, w obu przypadkach był to facet.) Tutaj towarzyszymy autorom właściwie na każdym etapie. Ale może zacznijmy od początku.
"Beach Read" Emily Henry zostało wydane dwa lata temu, ale do tej pory właściwie o niej nie słyszałam. Książka opowiada o pisarce, która jest spłukana i przenosi się na lato do miłosnego gniazdka swojego zmarłego ojca gdzie zamierza napisać książkę. Na nieszczęście dla niej okazuje się, że tuż obok mieszka jej największy rywal z czasów studiów. W którymś momencie ta dwójka zakłada się, że potrafi pisać jak zazwyczaj pisze to drugie. Ciekawe zadanie, nie? Zwłaszcza, że oboje mają zupełnie odmienne spojrzenie na świat.
Oprócz tego, że książka ukazuje nam, jak autorzy muszą się zmuszać do pracy, żeby pisać, dostajemy tu też opis tego, jak się czują pisarze. Autorka na końcu książki sama mówi, jak wyglądała jej blokada twórcza przy wyszukiwaniu tematów, na które mogłaby pisać Pewnie dlatego udało jej sie tak dobrze oddać emocje które targały January, gdy próbowała zabrać się do pisania.
Oprócz tego dowiadujemy się, że autorki romansów są postrzegane jako ten rodzaj literatów, którzy nie muszą się bardzo starać, aby napisać książkę, przez co idzie im to zdecydowanie szybciej, podczas gdy na przykład autorzy kryminałów muszą zbierać materiały zanim zaczną pisać, co znacznie wydłuża proces. Przez to też autorki romansów zazwyczaj są lekceważone. A wy, spotkaliście się już kiedyś z czymś takim? Ja, musze przyznać, że tak. Nie raz słyszałam, że książki, które czytam to badziewie, bo zazwyczaj czytam romanse, więc nie powinnam nawet wspominać o tym, że je czytam. Dlatego też potrafiłam się wczuć w to, co czuła January.
Najbardziej w tej książce podobało mi się właśnie to, że mogliśmy uczestniczyć w tworzeniu tych dwóch powieści. Dosłownie widzieliśmy jak pracują autorzy. Jak wyznaczają sobie czas pracy. Skąd czerpią wenę. I jak się przygotowują do pracy. Muszę przyznać, że pod tym względem ta książka dużo bardziej podobała mi się niż "Book Lovers".
Jeśli zaś chodzi o wątek romantyczny który nawiązuje się między głównymi bohaterami, to chyba nie był jakiś bardzo zaskakujący. W sensie, już od pierwszego rozdziału można było przewidzieć, kto z kim. Zdziwiło mnie trochę jednak, że autorka w jednej scenie użyła tego samego wyboru co w "Book Lovers". Chodzi mi tu o chowanie się (w tym wypadku za półkami w księgarni) przed swoim znajomym na początku książki.
Co do innych wątków, pojawiających się w książce, to podobało mi się to, że ani January ani Augustus nie byli wielbionymi przez miejscowych autorami. Jeśli chodzi zaś o dzieciństwo obojga, to jak dla mnie było trochę skomplikowane. Mam jednak wrażenie, że autorce bardzo dobrze wyszło wyjaśnienie wszystkich szczegółów, przez co bohaterowie stali się dla nas bardziej reali.
To, co mi nie przypadło do gustu w tej książce, to sam jej tytuł. Według mnie, jest nie odpowiedni, zwłaszcza ta część "wakacyjny romans". Ogólnie bohaterzy książki nie pojechali na wakacje, właściwe to przez całą akcję pracowali nad swoimi powieściami. Gdzie więc tu miejsce na "wakacyjny"?
Myślę, że ta książka spodoba się wielu osobom czytającym romanse. Mi w każdym razie spodobała się na tyle, że dosyć szybko sięgnęłam po kolejną powieść autorki.
Po przeczytaniu "Book Lovers" dosyć szybko sięgnęłam po wcześniejszą książkę autorki, czyli "Beach Read. Wakacyjny romans". Jak po samym tytule można się zorientować, to również jest książka o powstawaniu książek. Tyle że tym razem, zamiast czytać jak pracuje się nad nią już po napisaniu powieści, mamy okazję zapoznać się z pracą samych autorów. Książki z tym motywem też...
więcej mniej Pokaż mimo to
Swoją przygodę z Rafałem Kosikiem oraz jego serią "Felix, Net i Nika" zaczęłam jeszcze w gimnazjum, czyli dobre dziesięć lat temu. Przez lata udało mi się przeczytać wszystkie części serii, a później żałować, że nie ma kolejnych. Na szczęście co jakiś czas okazuje się, że nasz drogi Rafał Kosik pracuje nad kolejną częścią, co zazwyczaj podnosi mnie na duchu. Niezmiernie lubię tę paczę przyjaciół. Czytanie o ich kolejnych przygodach niezmiernie mnie cieszy.
Tym razem książka zdaje się być zupełnie inna niż poprzednie. Przede wszystkim dlatego, że jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej części (czyli "...Koniec Świata Jaki Znamy"), mimo że ma zupełnie inny tytuł. Wcześniej, nawet jeśli książki opowiadały o kolejnych przygodach przyjaciół, to nie były aż tak powiązane. A przynajmniej mi się tak wydaje. W każdym razie, mimo że przeczytałam poprzednią część ( i niezmiernie mi się podobała!) to przez większość czasu jaki spędziłam czytając tę powieść, miałam wrażenie, że nie rozumiem o co chodzi. Dopiero gdy postanowiłam sobie przypomnieć o co chodziło w "...Końcu Świata...", zrozumiałam jak to jest powiązane. I tu właśnie mój główny zarzut do autora. DLACZEGO W TAKIM RAZIE TAK DŁUGO MUSIELIŚMY CZEKAĆ NA TĘ KSIĄŻKĘ?
Jasne, rozumiem, że chcąc to dobrze napisać, autor musiał zwiedzić trochę świata (co zresztą też widać na końcu książki, gdzie autor wypisał miejsca powstawania powieści), ale żeby aż tyle to zajęło? I tu kolejny zarzut. DLACZEGO KSIĄŻKA KOŃCZY SIĘ W POŁOWIE? Gdy w końcu poukładałam sobie, o co tu chodzi, do czego dążymy, wciągnęłam się bezgranicznie w fabułę, dostałam książką po głowie (a pamiętajmy, że książki z serii mają twardą oprawę) i nabawiłam się bólu głowy od niemożności przeczytania i przewidzenia tego, co będzie dalej. Nie raz nawet sprawdzałam, czy mi się jakieś strony nie skleiły albo czy czego nie pominęłam. Okazało się że nie i autor znowu wystrychnął mnie na dudka, zabierając przyjemność przeczytania do końca tej historii. Więc, mimo że historia ogólnie mi się podobała, naprawdę żałuję że po nią sięgnęłam. A jeśli autor znowu zrobi mi tego psikusa i każe czekać kolejne cztery lata na następną część, to nie wiem, jak ja to przetrwam.
Co do samej fabuły, to mam wrażenie, że autor zmienił trochę nastawienie. Przede wszystkim dlatego, że robił nam co jakiś czas przenoszenie wstecz. Było to dla mnie na tyle nieoczekiwane (heloł, przeczytałam wszystkie piętnaście tomów i nie pamiętam, żeby w którymś jeszcze było coś takiego!), że na początku naprawdę nie wiedziałam o co chodzi i musiałam przewrócić kilka stron, aby się zorientować. Bo to naprawdę było dziwne, gdy na przykład w jednej chwili przedzierasz się przez gąszcz gdzieś w Azji a w drugiej pijesz czekoladę w ulubionej kawiarni w swoim rodzinnym mieście w centralnej Europie. Jednak w końcu przywykłam do tych nagłych wtrąceń i nawet zaczęły mnie cieszyć. Zwłaszcza podobała mi się akcja z taksówkami. Choć gdy nagle z jednego bohatera zrobiło się dwóch, to znowu mi się wszystko mieszało, zwłaszcza że w którejś chwili już nie wiedziałam o którym z nich w danej chwili czytam. Nie wiem, czy to był zamierzony efekt, czy mam problemy z koncentracją. W każdym razie te sceny z taksówką mi się bardzo podobały i uznaję je za zabawne. Mam jednak wrażenie, że mimo wszystko lepiej by było, gdyby całe te przygotowania do wyjazdu były na samym początku książki a nie jako nagłe wtrącenia do fabuły jako retrospekcje. Ewentualnie można by to dać gdzieś w środku albo na końcu, ale jako całość, a nie jako pociachane fragmenty poupychane w losowych momentach.
Jeśli chodzi o samą wyprawę, to na początku nie bardzo potrafiłam się w nią wczuć. I to chyba właśnie dlatego, że autor niczego nie wyjaśniając rzucił nas w sam środek akcji. Podobało mi się jednak to, w jaki sposób opisywał dżunglę. Potrafiłam sobie to wszystko dokładnie wyobrazić. Widać też, że autor skorzystał z tych podróży, w trakcie których pracował nad powieścią, bo wszystkie opisy były bardzo dobrze napisane. Tak dobrze, że przed oczami wciąż mam obrazy jak to wszystko mogło wyglądać. Dał nam też garść ciekawych miejsc. Aż w trakcie czytania miałam chęć wejść w Internet i o nich poczytać (nie zrobiłam tego jednak, martwiąc się, że tak naprawdę mogą nie istnieć, albo nie wyglądać tak ładnie jak w mojej wyobraźni).
Podobał mi się też pomysł z tym wysokim budynkiem, pełnym nieprawdziwych miejsc, oraz z boginią kelnerką. Czasem zastanawia mnie, skąd Rafał Kosik wziął te wszystkie pomysły. I jednocześnie go za nie podziwiam. Wątpię, czy sama wpadłabym na coś podobnego.
Co do bohaterów, to w tym tomie bardzo dobrze można zauważyć jak nasi kochani bohaterzy się zmienili przez ostatnie lata, albo jak próbują to zrobić. Mamy tutaj dużo emocji i to nie tylko od Niki, która próbuje pomóc Felixowi, ale też od Neta, który zastanawia się nad samym osobą i tym, co go kieruje. A także od samego Felixa, który nie dbając o przyjaciół, stara się za wszelką cenę odnaleźć swoją Laurę.
Mamy tu też opisane błędy, jakie popełniają bohaterowie, co sprawia, że stają się oni dla nas jeszcze bardziej rzeczywiści. Bo do tej pory, mimo że podziwiałam ich wszystkich za mądrość i inteligencję, to nie miałam wrażenia, że mogliby być prawdziwymi ludźmi. W tej książce się to zmieniło. Popełniali błędy, nie wiedzieli, co moją robić, nie ufali sobie i nawet ich wyjątkowe umiejętności nie sprawiły, że potrafili wszystko dobrze rozwiązać. To tak jak w życiu. Nawet jeśli masz jakieś szczególne umiejętności, nie znaczy to, że od razu zrobisz wszystko dobrze i ci się uda za pierwszym razem osiągnąć cel.
Ogólnie książkę polecam, zwłaszcza jeśli ktoś tak samo jak ja lubi tę serię. Z jednym ale. Jeśli nie chcesz się rozczarować, że ten tom kończy się tak nagle, powinieneś chyba poczekać na następną część. No i nie zapomnij przypomnieć sobie o co chodziło w "...Końcu Świata Jaki Znamy", bo bez tego może być ciężko zorientować się w fabule.
Swoją przygodę z Rafałem Kosikiem oraz jego serią "Felix, Net i Nika" zaczęłam jeszcze w gimnazjum, czyli dobre dziesięć lat temu. Przez lata udało mi się przeczytać wszystkie części serii, a później żałować, że nie ma kolejnych. Na szczęście co jakiś czas okazuje się, że nasz drogi Rafał Kosik pracuje nad kolejną częścią, co zazwyczaj podnosi mnie na duchu. Niezmiernie...
więcej Pokaż mimo to